Co baca cuł?

Godom wom, mój baca to barzo dzielny cłek. W ostanie wakacje uratowoł trójke dzieciaków Staska Kowanieckiego. A było to tak.Potok płynący przez mojom wieś jest zwykle taki mały, ze jak do niego wejde, to woda najwyzej do brzucha mi sięgo. Ale jak latem przez pare dni mocno popadało – potok stoł sie barzo rwący, a wody przybyło w nim sakramencko. No i wte dzieciaki Staska wymyśliły se, ze pódom do tego potoka, bedom wrzucać do niego patyki i pozirać, jak wezbrano woda te patyki unosi. A z dzieciakami wiadomo jak to jest – som takie nieostrozne, ze skaranie boskie! Najmłodsy synek Staska stracił równowage na śliskim brzegu i odruchowo chycił za rękaw storsom siostre, wte ta siostra tyz straciła równowage i odruchowo chyciła za kołnierz swego storsego brata. No i przez to syćko – na mój dusiu! – cało trójka do wzburzonej wody wpadła!Dobrze, ze mój baca akurat tamok przechodził. Choć było to niebezpiecne, bez namysłu hipnął do wody i po kolei pomógł najpierw jednemu, potem drugiemu i wreście trzeciemu dzieciakowi na brzeg sie wydostać. Nikomu na scynście nic sie nie stało. Dzieciaki ino przemokły i strachu sie najadły.Uratować tonące dziecko to powód do kwoły. Uratować trójke tonącyk dzieci to powód do kwoły potrójnej! Kie sołtys sie o tym syćkim dowiedzioł, zaroz zadzwonił do kogoś w Nowym Targu, ftoś z Nowego Targu zadzwonił do Krakowa, a ftoś z Krakowa zadzwonił do Warsiawy. I w oka mgnieniu hyr o wycynie mojego bacy po całym kraju sie rozseł. Jesce tego samego dnia do nasej wsi przyjechały trzy stacje telewizyjne i śtyry radiowe.

Najpierw przyjechała ku nom tako poni redaktorka z telewizji. Popytała bace, coby poseł z niom i całom ekipom telewizyjnom tamok, ka dzieciaki Staska wpadły do potoka. Kie dosli na miejsce, poni redaktorka kazała włącyć kamere, sama zaś wyciągła mikrofon i zacęła godać:

– Proszę pastwa, oto nasza telewizja jako pierwsza dotarła do wsi [tu poni redaktorka przekręciła nazwe wsi] pod piękną górą Torbacz w Beskidzie Wyspowym. U naszych stóp płynie rzeka [tu poni redaktorka przekręciła nazwe potoka], gdzie dziś rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Pięcioro dzieci wpadło do wody i gdyby nie postawa jednego człowieka, wypadek ten skoczyłby się tragedią. Przede mną stoi bohater tego całego zdarzenia, pan [tu poni redaktorka przekręciła nazwisko mojego bacy].

Teroz poni redaktorka ku samemu bacy sie zwróciła:

– Proszę pana, co pan czuł, kiedy ratował pan te dzieci?

Baca zastanowił sie, podrapoł po głowie, a potem pedzioł:

– No wej, nagle straśne zimno pocułek. Takie zimno jakbyk na biegunie północnym sie znalozł.

– Sami pastwo słyszeliście! – wołała podekscytowano poni redaktorka. – Nasz bohater znalazł się na biegunie północnym!

Potem poni redaktorka zadała bacy jesce pare pytań, wreście kazała swej ekipie zwinąć sprzęt i pojechała. Baca fcioł juz sie wrócić do chałupy, ale nagle jak spod ziemi wyrosło przed nim auto z drugiej stacji telewizyjnej. Z auta wyskocył pon redaktor, a zaroz za nim pon operator z kamerom. No i znów mój baca zacął udzielać wywiadu.

– Proszę pastwa … yyy … – odezwoł sie pon redaktor, kie kamera została włącono. – Yyy, yyy … jesteśmy we wsi … yyy … jesteśmy w pięknej górskiej wsi. Człowiek, który przed mną stoi, to właśnie ten człowiek … yyy … który uratował tonące dzieci. Proszę pana … yyy … co pan czuł, kiedy pan … yyy … ruszył na ratunek?

– No wej, panocku – pedzioł baca. – Pocułek, ze mi straśnie gorąco sie zrobiło, tak gorąco, jak byk sie nagle znalozł w samiućkim środecku Afryki.

– Yyy … tak … yyy – pedzioł pon redaktor i zadoł bacy jesce pare pyta, ftre w połowie składały sie z „yyy”, a w połowie z inksyk słów.

Z kolejnom telewizjom i ze śtyrema stacjami radiowymi, ftóre zaroz potem przyjechały nad potok, było tak samo – kozdy redaktor najpierw zadawoł bacy pytanie: Co pan czuł? Zupełnie – kruca! – jak by oni syćka sie umówili! No ale skoro pytali, to baca odpowiadoł.

– Co pan czuł, stając tak oko w oko ze śmiercią?

– Ponie redaktorze, normalnie pocułek, ze serce przestało mi bić.

– Co pan czuł w tak dramatycznej chwili?

– Poni redaktor, pocułek, ze serce straśnie mocno mi w piersiak wali!

– Co pan czuł, kiedy te dzieci tonęły?

– Ponie redaktorze, pocułek skurc zołądka.

– Co pan czuł w obliczu takiego niebezpieczestwa?

– Poni redaktor, pocułek, ze mnie wzdymo i ze mój zołądek robi sie jako nadmuchany balon.

Ostatniemu z redaktorów baca juz nie barzo wiedzioł, co pedzieć, więc na pytanie: „Co pan czuł? ” odpowiedzioł:

– Wej, cułek, ze jakosi mrówka za portki mi sie dostała i beskurcyja jedno w rzyć mnie gryzie!

Wreście baca mógł se wrócić do chałupy. A w chałupie opowiedzioł gaździnie o swoik wywiadak.

– No dobrze, ojciec – pedziała gaździna, kie baca skocył godać. – A co tak naprowde cułeś, kie ratowołeś Staskowe dzieci?

– Nie wiem, matka – pedzioł baca. – Nie boce. Nimom pojęcia. Myślis, ze jak Staskowe dzieci tonęły, to jo miołek cas zastanawiać sie, co cułek?

– No to cemu kozdemu redaktorowi pedziołeś co inksego? – spytała gaździna.

– Bo pewnie jedno z moik odpowiedzi była prowdziwo – pedzioł baca. – Dzięki temu jedno telewizja abo radio przekoze społecestwu prowde.

– E, głupi jesteś, ojciec – mrukła gaździna, ale po jej śmiejącyk sie ocak widać było, ze wcale tak nie myśli. No bo w sumie baca mioł racje: chyba lepiej, coby jedno stacja przekazała prowde niz zodno? A poza tym, cy to jest wina mojego bacy, ze redaktory ciągle zadajom cłekowi pytanie: „Co pan czuł? ” i to najcynściej wte, kie cłek nie umie na to pytanie odpowiedzieć? Hau!

P.S. 1. Krucafuks! Wierzcie mi abo nie, ale przysięgom, ze to prowda: kie obmyślołek opisanie tej historii, w łapy wpodł mi Tygodnik Powszechny nr 36 z tego roku. Na piątej stronie tego numeru jest wywiad z ponem doktorem Maciejem Korkuciem. I zgadnijcie: od jakik trzek słów zacyno sie ten wywiad? 🙂

PS. 2. Na mój dusiu! Do tej pory w mojej budzie piliśmy Smadnego Mnicha bez okazji, ale oto okazja sie pojawiła: rocnica Alecki! No to pijmy za jej zdrowie! Sto lat! 🙂 🙂 🙂

PS. 3. I ocywiście piknie witom dwók nowyk przybyłyk do mojej budy gości: Dachowecka i Tecumsecka. Rozgośćcie sie piknie! 🙂