6 grudnia pod Turbaczem

Co dostoliście dzisiok od Mikołaja? Bo jo kiełbase jałowcowom. W kozde Mikołajki jom dostoje! A to jest dowód na to, ze Mikołaj musi być barzo mądry, bo wie, co dobre! Roz jeden miastowy pies godoł mi, ze te syćkie kiełbasy to jo dostoje nie od Mikołaja, ino od mojej gaździny. Naiwniok jeden! Przecie mojo gaździna nie jest głupio! Po co miałaby sóstego grudnia w środku nocy zrywać sie z wyrka i wlec zaspano z kiełbasom ku mojej budzie, skoro akurat w te noc Święty Mikołaj moze to zrobić za niom? To prowda, kiełbasa zawse pachnie rękom gaździny. Ale łatwo to wytłumacyć: Mikołaj wie, ze barzo lubie mojom gaździne, więc specjalnie dodoje do kozdej kiełbasy miłego dlo mnie zapachu.

Tej nocy społek smacnie w swej budzie. Na krótko przed świtem obudziła mnie cudno woń. Podniosłek łeb, wygramoliłek sie do pola. Przed budom juz lezoł kiełbaskowo-jałowcowy podarek od Świętego Mikołaja. Hej, Mikołaju! Dzięki ci za tak pikny prezent! Mozes licyć na mojom wdzięcność! Jak bedzies na przykład kiesik potrzebowoł, coby popilnować ci sań z prezentami, doj mi ino znać!

Ale co to? Tym rozem nie ino kiełbase dostołek! Jest jesce coś! Rózga! O, krucafuks! Rózga dlo mnie? Coś ci sie chyba, Mikołaju, pomyliło! Przecie byłek grzecnym psem! Chałupy pilnowołek, z wnukami bacy piknie sie bawiłek, nie pozwoliłek wilkom porwać ani jednej owiecki z nasego stada. No to za co ta rózga? Za to, ze casem wyłek głośno do księzyca? To księzyca wina, ze świecił, więc to księzyc powinien rózge dostać, nie jo! Za to, ze goniłek casem kury po podwórku? Przecie kozdy lekorz godo, ze ruch to zdrowie! Więc to dlo dobra kur było! A moze za to, ze w wakacje jednej turystce wykrodłek kanapke z plecaka? Owsem, gaździna mnie za to skrzycała, ale turystka przecie sie śmiała, cyli przysporzyłek turystce radości, cyli kradziez kanapki trza mi pocytać za dobry ucynek, nie za grzych.

Skoro sam se niezbicie udowodniłek, ze nie zasługuje na rózge, uznołek, ze muse z niom cosi zrobić. Ino co? Moze po prostu zanieść do lasu, zakopać i bedzie po kłopocie? Nie, głupio by było. Bądź co bądź to jednak prezent od Mikołaja. I nawet jeśli ten prezent jest rózgom, nie wypado źle go traktować. Lepiej zrobie, jak komuś te rózge podrzuce. Trza ino wymyślić komu. Kotu lepiej nie, bo to wereda i jak uwidzi rózge, to spróbuje z powrotem podrzucić jom mnie, kie nie bede widzioł. Baca tyz odpado. Mój baca to dobry cłek, ale bedzie mu wstyd przed gaździnom, ze rózge dostoł, więc tyz bedzie próbowoł jom komuś podrzucić. Jeśli podrzuci kotu – nimo problemu. Ale jeśli mnie – mojo sytuacja wróci do punktu wyjścia. Zostoje podrzucenie rózgi gaździnie. Ona wprowdzie tyz zadowolono nie bedzie, ale wiem, ze nawet taki niemiły prezent przyjmie z godnościom. A poza tym rózga dlo gaździny niegroźno. Przecie wiadomo, ze tom rózgom nie bedzie jej bił ani baca, ani kot, ani tym bardziej jo.

No to plan działania juz mom! Zostało go ino wykonać. Chyciłek rózge w zęby. Ciekawe! Rózga, tak jak kiełbasa, pachniała rękom gaździny! Widocnie tym zapachem Mikołaj postanowił osłodzić mi goryc otrzymania upokarzającego prezentu. Kapecke zol mi sie zrobiło Mikołaja, ze niepotrzebnie sie natrudził, ale właściwie sam se winien. Niek na przysłość uwazo, komu przydzielo rózgi.

Swoimi owcarkowymi sposobami dostołek sie do chałupy. Stanąłek na kwile przed wejściem do sypialni, coby upewnić sie, cy syćka tamok śpiom. Na scynście okazało sie, ze tak. Baca robił: „Chrrr! Chrrr! Chrrr!” Gaździna robiła to samo, ino kapke cisej. Kot, ftóry lezoł pod wyrkiem bacy i gaździny, zodnego dźwięku nie wydawoł, ale swoim zwierzęcym instynktem cułek, ze on tyz śpi (eh, wy, ludzie to nawet nie wiecie, co tracicie, ze nie mocie takiego instynktu jako zwierzęta!)

Po cichutku zakrodłek sie do sypialni. Podesłek ku głowie gaździny i najostrozniej jak umiołek, wsunąłek jej rózge pod poduske. Bezgłośnie sie wycofołek. Po kwili byłek juz w sieni. Na mój dusiu! Ale miołek scynście! Ledwo sie w tej sieni znalozłek, obudził sie kot! Kieby obudził sie pół minuty wceśniej, byłbyk zdemaskowany! Kot pochodził po sypialni, pochodził i wreście znowu usnął. Moze chrobot jakiej mysy usłysoł? Ale ledwo kot usnął, baca nagle zacął wiercić sie w wyrku. Jaz nie wiem, jak to mozliwe, ze gaździny nie zbudził. Ale gaździna widocnie twardo spała, bo nie przerwała chrapania ani na moment.

W kozdym rozie musiołek spokojnie w sieni pockać, jaz i baca uśnie, i kot. Wreście obaj usnęli, a wte, robiąc jak najmniej smeru, wydostołek sie z chałupy i wróciłek do budy. Wartko usnąłek znowu.

Obudziłek sie, kie było juz widno. Wylozłek z budy i radosnym scekaniem obwieściłek, ze dostołek od Mikołaja piknom kiełbase. Moje scekanie pobudziło syćkik w chałupie. Zaroz kot raźnym mruceniem doł znać, ze dostoł od Mikołaja piknom rybe. Baca straśnie sie uciesył, bo dostoł od Mikołaja łestern „Rio Brawo” z Dżonem Łejnem na diwidi. Gaździna tyz najpierw sie uciesyła, bo dostała od Mikołaja piknom kiecke, ale zaroz potem – wydała okrzyk zdumienia. Ale trza przyznać, ze kozdy by wydoł, kieby uwidzioł, ze na Mikołajki dostoł… jaz trzy rózgi! Hau!