ŚMIESNY ŚMIETNIK

Krucafuks! Ale wesoło w moje wsi było! Sakramencko wesoło! Dzięki cemu? Mógłbyk nieskromnie pedzieć, ze dzięki mojemu blogowi, ale to by było ino pół prowdy. Jeśli zaś mom całom prowde pedzieć, to juz mojo odpowiedź bardziej skromnie musi zabrzmieć: to zasługa Autorów komentorzy do mojego bloga! No bo cytom te wase komentorze i cytom, i cały cas syćkie kudły trzęsom mi sie ze śmiechu, kie tak piknie śpasujecie abo przekomarzocie sie między sobom. I roz, po kolejnej wesołej lekturze wasyk komentorzy, spojrzołek pod swoje krzesło, a pod krzesłem co uwidziołek? Na mój dusiu! Na podłodze lezała jakosi kupka cegoś dziwnie miałkiego! Co to mogło być? Trociny? Hmmm … trociny casem sypiom sie u nos z sufitu – ale dyć nigdy jaz telo! Zboze? Nie! To byłby jesce więksy absurd niz trociny. A moze trutka na mysy niefcący sie gaździnie wysypała? Musiołek to sprawdzić. Przecie w kozdej kwili ftóryś z wnuków bacy i gaździny mógł przyjść ku nom z wizytom i kieby zainteresowoł sie tym cymś, a to coś okazałoby sie trutkom – niescynście gotowe!

Hipnąłek z krzesła. Powąchołek to dziwne COŚ i … po zapachu poznołek od rozu – to endorfiny! Krucafuks! Teroz juz syćko było jasne! Kie cytołek wase komentorze, to tak sie śmiołek, telo endorfin mój owcarkowy organizm wyryktowoł, ze one po prostu nie mogły sie juz we mnie pomieścić i wysypały sie ze mnie!

Co było robić? Ano … podwinąłek dywan i wartko własnym ogonem zamiotłek podeń syćkie endorfiny. Od tej pory prawie co wiecór było tak samo: kie baca z gaździnom nie widzieli, siadołek jak zwykle do komputra, cytołek wase komentorze, śmiołek sie tak, ze sypały sie ze mnie kolejne porcje endorfin, a kie juz sie wysypały, chowołek je pod dywan.

Po pewnym casie jednak na środku dywanu zacęła sie robić tako wypukłość. Endorfin zebrało sie juz telo, ze stało sie jasne: wkrótce przestanom sie one pod dywanem mieścić. Krucafuks! Chyba za mały dywan gaździna do izby z komputrem kupiła!

Musiołek coś wymyślić. Posłek więc do budy, siodłek w niej i zacąłek myśleć. No i wymyśliłek! Ale ledwo wymyśliłek, nagle jedno z okien nasej chałupy otwarło sie z hukiem i doł sie słyseć sakramencki wrzask wściekłej gaździny:

– Ojciec!!! Co to za śmietnik!!!
– Jaki znowu śmietnik? – zdziwił sie baca, ftóry akurat krowom w oborze siano dawoł.
– Nie udawoj, ze nie wies! – gaździna wrzescała dalej. – W pokoju z komputrem zamiotłeś pod dywan całom sterte jakikś dziwnyk paprochów!
– Jo paprochy pod dywan zamiotłek? – baca zdziwił sie jesce bardziej.
– A fto?! Jo?! – darła sie gaździna. – Na mój dusiu! Za jakie grzychy Pon Bócek pokaroł mnie takim ancykrystem!
– O jakie paprochy ci, matka, idzie? – dopytywoł sie baca wyłaząc z obory. Ku jego wielkiemu zaskoceniu zamiast odpowiedzi usłysoł znienacka chichot gaździny.

Pocątkowo był to ino taki przytłumiony śmiech, ale potem zrobił sie głośniejsy, potem jesce głośniejsy, a potem to gaździna śmiała sie jesce głośniej niz wte, kie oglądała jegomościa wygłasającego kazanie w filmie „Zwariowany weekend”.

Krucafuks! Od rozu zgodłek, co sie stało. Gaździna nawdychała sie moik endorfin. Odkryła je pod dywanem, pewnie nieopatrznie wzbiła je w powietrze nicym kurz i fcąc nie fcąc zwycajnie sie ik nawdychała. W odróznieniu ode mnie, baca nie mioł pojęcia, co sie dzieje.

– Z cego ty sie, matka, tak zaśmiewos? – spytoł.
– Hahahaha! Z tego śmietnika pod dywanem! Hahaha! – odpowiedziała gaździna.
– Ze śmietnika? – Baca zrobił wielkie ocy. – Jak mozno śmiać sie ze śmietnika?
– Bo to jest barzo śmiesny śmietnik! Hahaha! Hahaha! Buhahahahahaaaa!!!

Niewątpliwie baca pomyśloł, ze gaździna zwariowała.
– Śmiesny śmietnik? Co ty, matka, godos?
– Hahaha! Nie znos sie, ojciec, na śmietnikak, to nie mędrkuj! To jest sakramencko śmiesny śmietnik! Hahahaha!
Baca wartko rusył ku chałupie. Chyba fcioł natychmiast zadzwonić po doktora. Otworzył drzwi i przechodząc przez próg pedzioł:
– Telo roków zyje i pierwsy roz słyse, coby śmietnik był śmies…

Nie dokońcył, bo wprowdzie od rozu zamknął za sobom drzwi, ale zanim zdązył je zamknąć, zrobił sie przeciąg i obłocek endorfin prasnął mu prosto w nos.
– Hahaha! Haha! – teroz juz i baca sie zaśmioł. – Rzecywiście ten śmietnik jest straśnie śmiesny! Hahahaha! Hehe! Haha!
– Hahaha! A nie mówiłak? Haha! A ty mi nie wierzyłeś! Hahaha!
– Hahaha! Teroz juz wierze! Hahahaha! Oj, nie moge! Hahahahaha!
– Jo tyz nie moge! Hahaha! Hahaha!

Na mój dusiu! To juz zacynało być niebezpiecne! Przecie oni mogli ze śmiechu pomreć! Mieliby wprowdzie barzo wesołom śmierzć, ale jo przecie fce, coby oboje jesce długie roki pozyli! Trza było ik ratować Podbiegłek ku drzwiom do chałupy i otworzyłek je.

Znowu zrobił sie przeciąg. No i zaroz wywiało te „śmiesny śmietnik” do pola. A ze wiater – jak dobrze wiecie – duł w ubiegłym tyźniu barzo mocno, endorfiny wartko rozpierzchły sie po wsi. Wte sie zacęło. Cało wieś ogarnęła straśno wesołość, nie jaz tak wielko jako bace i gaździne (bo oni przecie dostali najwięksom dawke), ale śmiali sie syćka: od probosca do sołtysa, od najbidniejsej storej Jaśkowej do najbogatsego Felka znad młaki. I dzieci sie śmiały, i dorośli. I baby, i chłopy. Zwierzęta ocywiście tyz: konie, krowy, owce, a kury to tak ze śmiechu sie trzęsły, ze im prawie syćkie pióra opadły. Zanim te endorfiny przestały działać, pare ładnyk godzin minęło.

Najsybciej skońcył sie śmiać Wincenty, ftóry miesko na wierchu grapy i stamtąd wiater dość łatwo te endorfiny wywioł. Najdłuzej zaś śmioł sie śwagier mojego bacy, bo jemu endorfiny do gorzały wpadły, więc kie juz prawie skoncył sie śmiać, to napił sie gorzały i wte roześmioł sie na nowo. Tak więc, moi ostomili, nimom wątpliwości: to był najweselsy dzień w historii mojej wsi.

A! No i w końcu zabocyłek wom pedzieć, co wymyśliłek. No więc teroz jak bede seł do komputra, to bede zabieroł ze sobom worek. Jak podcas cytania wasyk komentorzy znów endorfiny bedom sie ze mnie sypały, to zamiast chować pod dywan bede pakowoł je do worka, a potem zabieroł worek ze sobom i ukrywoł między smrekami.

Mom ino pytanie: cy ftoś mógłby wyryktować takiego pistolca, ftóry dałyby rade obsługiwać owcarki? Bo jak bede takiego pistolca mioł, to bede nabijoł go swoimi endorfinami, coby strzelać do najbardziej ponuryk mieskańców mojej wsi, a latem – do najbardziej ponuryk turystów. Hau!

P.S. 1. Bocmy o trzymaniu kciuków! Dzisiok trzymomy za Olecke, Borsucka i Grzesicka 🙂

P.S. 2. Na zagadke z poprzedniego wpisu Motylecek odpowiedzioł prawidłowo: pierwse oscypki w Polsce powstały pod Turbaczem, a dokładniej – we wsi Ochotnica. Dowód jest nie byle ka – w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej, o tutok

http://www.marr.pl/files/pliki/oscypek.pdf

w punkcie 4.6