Pojedynek w „skle kontaktowym”

Mojo gaździna zadzwoniła do Janieli. Kie Janiela odebrała telefon i pedziała „Halo”, gaździna spytała:
– Przydzies dzisiok ku mnie?
– E, dzisiok chyba nie bede miała casu.
– Przydźze, pogodomy se – nalegała gaździna. – A wiecorem mój chłop z Łącka wróci, bo do brata tamok pojechoł, a jak wróci, pewnie śliwowicy łąckiej przywiezie, to sie napijemy.
– Łącko śliwowica pikno rzec! – przyznała Janiela. – Ale jo muse wartko naucyć sie wysyłania sms-ów.
– Sms-ów? – zdziwiła sie gaździna. – Przecie ty nimos telefonu komórkowego.
– Juz mom! – pokwoliła sie Janiela. – Specjalnie pojechałak rano do Nowego Targu, coby komórke se kupić i wysłać sms-a do tego obrzydliwego programu.
– Jakiego obrzydliwego programu? – spytała gaździna.
– Nie udawoj, ze nie wies! – warknęła nagle Janiela.
– A niby skąd mom wiedzieć? – spytała gaździna. – Dlo ciebie kozdy program, we ftórym głosom inkse poglądy niz twoje, jest obrzydliwy.
– A nie mówiłak? Od rozu wiedziałak, ze ty wies, ze idzie mi o „Skło kontaktowe”! – triumfowała Janiela.
– Ale przecie ty „Skła kontaktowego” nie oglądos  – pedziała gaździna.
– Wcora obejrzałak z ciekawości – pedziała Janiela. – Ino specjalnie zamkłak jedno oko i zatkałak jedno ucho, coby zbyt dokładnie tego paskudztwa nie widzieć i nie słyseć. Niestety i tak widziałak te ohydne sms-y, ka z rządu nasego bezcelnie sie śmiali.
– Aha. I ty fces teroz, Janiela, sms-a do tego programu wyryktować? – domyśliła sie gaździna.
– A, pewnie ze tak! Juz jo tym syćkim weredom pokaze! – Janiela była wyraźnie podniecono. – No to muse końcyć, bo inacej nie zdąze przed wiecorem sms-owania sie naucyć.
Zanim gaździna zdązyła cokolwiek pedzieć, usłysała bucenie w słuchawce, co oznacało koniec rozmowy.
Barzo była gaździna ciekawa, cy rzecywiście Janiela jakiegoś sms-a do „Skła kontaktowego” wyśle. I choć na inksym programie mioł być jeden fajny film, gaździna postanowiła obejrzeć to „Skło”.
„Skło kontaktowe” to program hyrny na całom Polske. Poza Polskom – nie wiem, więc na wselki wypadek wyjaśniom, ze jest to program nadawany na zywo przez TVN24 i idzie codziennie od poniedziałku do piątku o dziesiątej wiecorem. Gazdom jest tamok pon Sianecki na zmiane z ponem Miecugowem. A opróc gazdy występuje w tym „Skle” jeden gość – i zawse jest nim jakiś satyryk. No i godajom se tamok, gazda z gościem, o tym, co sie aktualnie w Polsce dzieje. Widzowie tyz mogom brać udział w ryktowaniu tego programu: mogom do TVN-u dzwonić lub słać sms-y. Jeśli ftoś mo kapecke scynścia, to jego sms ukazuje sie w dole ekranu, na takim cyrwonym tle. A w tyk sms-ak to ciągle se z nasego rządu śpasujom. Śpasujom tak straśnie, ze jaz zdenerwowali Janiele. I dlotego właśnie Janiela kupiła se telefon komórkowy i postanowiła wyryktować do „Skła” własnego sms-a.

Nadesła godzina dziesiąto. Zacęło sie „Skło Kontaktowe”. Tego wiecora gazdom był pon Miecugow, a gościem pon Daukszewicz. Ledwo program sie zacął, na cyrwonym tle na dole pojawił sie pierwsy sms-owy tekst:
„Kozdy, fto prociwio sie nasemu rządowi, to sietniok nad sietnioki!”
– O! – zawołoł zaskocony pon Miecugow. – Widzi pan, panie Krzysztofie, co to za sms nam się tu pojawił?
– Kozdy fto pro … – pon Daukszewicz zacął odcytywać tego sms-a, ale przerwoł. – Wydaje mi się, że to po góralsku.
– No proszę! Jakiś góral do nas napisał! – uciesył sie Miecugow.
– Janiela! – zawołała pozirająco na to syćko mojo gaździna. – Ten „jakiś góral” to Janiela, ponie redaktorze!
Zaroz gaździna chyciła swój telefon komórkowy i tyz wysłała do „Skła kontaktowego” sms-a. Nie miała ino pewności, cy jej tekst puscom na ekran. Puścili! Krucafuks! Puścili! Na cyrwonym tle pojawiła sie odpowiedź mojej gaździny ku Janieli: „A kozdy, fto kwoli rząd, to niby kim jest?”
Zaroz zadzwonił w nasej chałupie telefon. Nie komórkowy, ino ten zwycajny.
– Halo – pedziała gaździna, kie podniosła słuchawke. Zaroz usłysała głos Janieli:
– To ty napisałaś tego sms-a, co go teroz w tym „Skle kontakotwym” widać?
– A co? Nie wolno? – spytała gaździna. Odpowiedzioł jej ino trzask odkładanej słuchawki.
„Kozdy, fto kwoli nas rząd, to mędrol nad mędrole” – taki sms pojawił sie w telewizorze pół minuty później.
– Panie Krzysztofie! – zawołoł znowu pon Miecugow. – Widzi pan, co tu się dzieje? Sami górale dzisiaj do nas piszą!
– Szkoda, że nie wiedziałem o tym wcześniej, bo bym w góralskim kapeluszu dzisiaj przyszedł – zaśmioł sie pedzioł pon Daukszewicz.
Jeśli nie oglądaliście tego odcinka „Skła kontaktowego”, to załujcie, bo kiebyście oglądnęli, uwidzielibyście sms-owy pojedynek mojej gaździny z Janielom. Wyglądo na to, ze redakcje TVN-u piknie ten pojedynek zainteresowoł, bo jak sie wkrótce miało okazać, w tym odcinku nie dopuscali na ekran zodnyk sms-ów opróc tyk od gaździny i Janieli A pon Miecugow z ponem Daukszewiczem w ogóle przestali komentować wozne biezące wydarzenia, ino z zaciekawieniem  na te sms-y pozirali.

„No to nojdź mi w nasej wsi choćby jednego mędrola, ftóry kwoli nas rząd” – napisała mojo  gaździna.
„Na przykład sołtys” – napisała Janiela.
„Sołtys? Ha ha ha ha ha ha ha ha ha!!!” – napisała gaździna.
„Powiem sołtysowi, ze sie z niego śmiejes” – napisała Janiela.
„To powiedz mu jesce, ze moze mnie w rzyć pocałować” – napisała gaździna.

– Wie pan co, panie Krzysztofie? – odezwoł sie pon Miecugow. – Chętnie poznałbym tę wieś, z której przychodzą do nas te dzisiejsze sms-y
– A co? Chce pan tam spędzić urlop? – spytoł zartobliwie pon Daukszewicz.
– Dobry pomysł! – pedzioł pon Miecugow. – Ale ja tak pomyślałem sobie, że może dałoby się zrobić ciekawy reportaż o autorach dzisiejszych sms-ów.
„To co? Fcecie sie dowiedzieć, jak naso wieś sie nazywo?” – napisała gaździna, kie usłysała, co pon Miecugow godo.
„Niek cie piorun praśnie, jeśli napises!” – napisała Janiela.
„A cemu miałabyk nie napisać?” – napisała gaździna.
„Przecie słysałaś. Fcom tutok przyjechać i reportaz o nos ryktować” – napisała Janiela.
„No to niek przyjezdzajom” – napisała gaździna.
„Nifto nie bedzie mnie reportazowoł! No chyba ze redaktory z mojej ulubionej telewizji” – napisała Janiela.
Gaździna niestrachliwo, Janielowej klątwy z tym piorunem nie bała sie ani kapecke i raźno wzięła sie za pisanie sms-a z nazwom nasej wsi. Ba nagle … komórka jej sie rozładowała.

– Psio mać! Ka zasilac do tej komórki? – zacęła sie zastanawiać gaździna. Niestety nigdy nie bocyła, ka ostatni roz ten zasilac schowała. Mozliwości było dwadzieścia. Gaździna sprawdziła kozdom z nik. No i ocywiście zasilac znajdowoł sie w ostatnim, dwudziestym mozliwym miejscu. Kie wreście sie nolozł, gaździna podłącyła go do gniazdka elektrycnego i do komórki. Wreście mogła znów sms-ować. Ponownie zacęła pisać nazwe nasej wsi. Robiła to tak zapamiętale, ze nawet nie zwróciła uwagi na moje ostrzegawce scekanie z podwórka. W momencie, kie wystarcyło jej wcisnąć ino jeden przycisk, coby sms poseł, w progu izby nagle pojawiła sie Janiela.

– Powitać! A co cie tutok sprowadzo, Janielciu? – spytała gaździna.
– Zaroz sie dowies, co mnie tutok sprowadzo! – zawołała Janiela, a potem znienacka wyrwała gaździnie komórke z ręki. Z całej siły rzuciła te komórke na ziem i rozgniotła obcasem na drobniusieńkie kawałecki. Gaździna pozirała na to zdumiono. Janiela zaś wyciągła z kieseni kurtki swojom komórke, uniosła jom do wierchu i triumfalnie oznajmiła:

– Teroz juz do końca tego programu ino ode mnie pon Miecugow z ponem Daukszewiczem sms-y bedom dostawać.
Ale Janiela popełniła jeden błąd: zabocyła zamknąć za sobom drzwi do chałupy. Dzięki temu wartko dostołek sie do środka zaroz za Janielom. Stanąłek za jej plecami i zawołołek barzo krótko, ale barzo głośno:
– Hau!!!
Wystrasono nagłym sceknięciem Janiela wypuściła swojom komórke z ręki. Zanim zdązyła sie po niom schylić, gaździna rozdeptała te komórke tak, jak przed kwilom Janiela rozdeptała gaździninom. Po całej podłodze walały sie teroz załośnie scątki obu komórek. W tej kwili to juz nifto by nie poznoł, ftóry kawałecek ze ftórej komórki pochodził. No, pies by poznoł – po zapachu.
– Ty weredo! – wrzasnęła Janiela. – Zniscyłaś mojom komórke!
– Najpierw ty zniscyłaś mojom – przybocyła gaździna.
– Ale jo zrobiłak to w słusnej sprawie! – zawołała Janiela.
– A jaki fras ci pedzioł, ze to słusno sprawa? – zakpiła gaździna. – Ten sam, co pedzioł Adamowi i Ewie w raju, coby w słusnej sprawie zakazany owoc zjedli?
Janiela tak zakipiała z oburzenia, ze odjęło jej mowe. Chyba na scynście zreśtom, bo zdoje sie, ze kieby pedziała to, co fciała pedzieć, usy by spuchły i gaździnie, i mnie, i samemu Ponu Bóckowi.
Nagle dało sie słyseć warkot silnika samochodowego. Warkot był coroz głośniejsy. To mój baca z Łącka wracoł.
– Piknie! – uciesyła sie mojo gaździna. – Mój chłop przyjechoł! Zaroz pozyce od niego komórke i bede se do woli sms-y do „Skła kontaktowego” wysyłać!
– To niesprawiedliwe! – zaprotestowała Janiela, ftóro wreście odzyskała mowe. – To niesprawiedliwe, bo jo juz nimom jak sms-ować!
– Sprawiedliwe, sprawiedliwe – pedziała gaździna. – Kiebyś nie zniscyła mojej komórki, jo byk nie zniscyła twojej.
W tym momencie do izby wseł baca.
– Witoj, matka – pedzioł. – O! Janiela tyz tu jest! Witoj, Janielciu! Ale cosik mi sie widzi ześ nie w humorze? Dobrze mi sie widzi?
Zanim Janiela zdązyła odpowiedzieć, baca znów zacął godać:
– Niewozne, mom tu cosi na poprawe humoru.
I zaroz spod poły marynarki wyciągnął przywiezionom z Łącka flaske.
– Łącko śliwowica! – zawołały jednoceśnie gaździna i Janiela. Obie w tej samej kwili zabocyły o „Skle kontaktowym”. Gaździna wyciągła kieliski, a baca zadzwonił do śwagra i do Wincentego, coby tyz na śliwowice przysli. Obaj wartko pojawili sie u nos i wkrótce syćka siedli do stołu. I siedzieli jaz do północy nie zwracając nawet uwagi na to, ze cały cas gro nie oglądany juz przez nikogo telewizor. A siedząc tak i pijąc nie godali o nicym inksym jak o smaku pitej śliwowicy Bo jest to hyrny trunek przez łąckik gazdów rytkowany. Ale nie pytojcie mnie, jak smakuje, bo nie wiem. Kielo rozy baca śliwowice z Łącka przywozi, to od rozu gości zapraso i syćko od rozu zostoje wypite.

Tak było i tym rozem. Kie goście posli, a gaździna z Janielom w piknej zgodzie sie rozstały, jo mogłek se najwyzej pustom flaske powąchać.
Ba tej nocy nie siebie było mi najbardziej zol, ino pona Miecugowa i pona Dukszewicza. Bo te dwa bidoki do samiućkiego końca „Skła kontakotwego” cekały na sms-a  z nazwom nasej wsi – no i sie nie docekały. Hau!

P.S. 1. Powitać dwójke nowyk gości w nasej budzie! Helenecke i Nie.Lachecka! Zaprasomy na Smadnego Mnicha i wselkie inkse przysmaki, jakie sie tutok nojdom! 🙂

P.S. 2. Jesce pare słów o tym, o co mnie Alecka z Basieckom pytały. Tutok muse piknie podziękować górolom z Ochotnicy Górnej za konsultacje w sprawie słowa „fundament”. Niestety nie wiedzieli oni, skąd to słowo sie wzięło. Uświadomili mnie za to, ze godo sie nie „fundament”, ino: FUDAMENT, bez tego „N” w środku. Róznica niby niewielko, a fu(n)damentalno. No to cemu jo do tej pory wse słysołek: fuNdament? To jakiś wybitny weterynorz-laryngolog musiołby wytłumacyć. Ale wyjaśnienie pewnie kryje sie w storym laryngologicnym przysłowiu: „Kto nie dosłyszy, ten zmyśli”. Moze kiesik poświęce osobny wpis temu słowu, ale juz teroz muse pedzieć, ze mom tyz złom wiadomość: podobno w Ochotnicy „fudament” właściwie wyseł z uzycia. Jak jest w inksyk wsiak, tego nie wiem, ale obawiom sie, ze jesce gorzej, bo poza Ochotnicom usłysołek to słowo chyba ino roz. Skoda! Przecie „fudament” jest równie pikny jak „beskurcyja”! Dlotego apeluje do śyćkik góroli i ceprów, do syćkik ludzi i zwierząt, do syćkik ziemian i kosmitów: uzywojcie słowa „fudament” jak najcynściej! Nie pozwólcie, coby horda archaizmów je pochłonęła!