Franek Gąsienica zyje!

Na mój dusiu! Nie wysło mi! No, nie wysło! A co nie wysło? Ten ostatni wpis. Bo mioł to być radosny tekst na osiemnaste urodziny polskiej ślebody, choć z nutkom niepokoju z powodu gromadzącyk sie nad głowom jubilatki cornyk chmur. W dodatku o tyk chmurak to jo napisołek, coby dodać syćkim wiary, ze jakoś se z nimi poradzimy. Tymcasem jakoś nie dodołek, niepokój wierchowoł, a radość z „osiemnastki” ślebody w cieniu tego niepokoju sie pogrązyła. Przyjrzołek sie owemu wpisowi jesce roz, no i … o, krucafuks! Teroz dopiero uświadomiłek se, ze słowa „chmury” uzyłek jaz piętnoście rozy, a słowa „śleboda” – ino siedem. I stanowco za duzo było o ik nadejściu, a za mało o przewidywanym odejściu.

No to choć dzisiok miało być o cymś zupełnie inskym, to w tyk okolicnościak niek spróbuje noleźć jakiesi lekarstwo na ten niepokój cok go sam wyryktowoł. A co bedzie najlepsym lekiem? Moze ten wyprodukowany przez firme farmaceutycnom Tischner? Spróbujmy.

Cofnijmy sie w casie o ćwierć wieku. I przenieśmy sie do Krakowa (Basiecka i Profesorecek przenosom sie ino w casie, w przestrzeni nie musom :)) Jest stan wojenny, Solidarność zawiesono, tysiące jej działacy internowanyk, po ulicak ZOMO chodzi, cołgi i transportery opancerzone jezdzom. Krakowskimi ulicami, pomiędzy tymi patrolami zomowskimi, ftoś sie przemyko. Fto? Najsłynniejsy góralski filozof, jegomość Tischner z Łopusznej. Zmierzo ku redakcji Tygodnika Powsechnego. Kie dochodzi na miejsce, wito go pare osób, a wśród nik hyrno redaktorka, poni Józefa Hennelowa.

„Ksiądz zastał nas w redakcji w jakimś wyjątkowym przygnębieniu” – wspominała później poni Hennelowa. – „Pewnie coś się akurat wydarzyło szczególnie złego. Opowiedział nam wtedy bez żadnych komentarzy góralską historyjkę: o przechodniu, który stojąc nad nurtem powodzi widzi góralski kapelusz płynący z prądem, a potem zawracający pod prąd i tak wiele razy, rytmicznie. ‚Co to się dzieje? ‚ wykrzykuje patrzący. ‚A no nic takiego, to Franek Gąsienica orze’ odpowiadają miejscowi. Zrozumieliśmy, nie trzeba nam było słowa więcej, żeby się skrzepić.”

Krucafuks! Wiecie, co mi sie w tej Tischnerowej historyjce najbardziej spodobało? Ze była barzo prowdziwo. Bo z jednej strony było wte tak, jako pon Kaczmarski śpiewoł – nas kraj straśne Morze Cyrwone zalało, ale z drugiej nolozł sie taki siumny chłop Franek Gąsienica, co ten cały cyrwonomorski zywioł mioł w rzyci. W rzyci go mioł i robił swoje: podziemnom prase drukowoł, „Wrona skona” na murak malowoł, na demonstracje chodził i na rózne inkse sposoby działoł, choć mógł przecie siedzieć z załozonymi rękami i nie robić nic. Ten Franek Gąsienica wstąpił w setki tysięcy ludzi, nieftórzy pedzieliby nawet, ze w miliony, cego jo taki pewien byk nie był, ale na kilkaset tysięcy jestem w stanie sie zgodzić. To tyz duzo.

No i minął jeden rok, potem drugi, trzeci … Zanim przeminął ósmy – przysła ku nom śleboda. A cyjo to zasługa, ze przysła? Na pewno wielu hyrnyk osób, ftóryk nazwiska nojdziecie i w encyklopedii, i w Wikipedii, i w róznyk tam inksyk pediak. Ale niewątpliwie jest to tyz pikno zasługa tyk wielu, wielu ludzi, we ftóryk Franek Gąsienica wstąpił, ludzi, ftóryk nazwisk nigdy nifto w zodnej encyklopedii ani w zdonym podręcniku nie wspomni. Kieby nie oni, te hyrne osoby wskórałyby niewiele.

Co sie potem z tymi bezimiennymi, ale piknie zasluzonymi stało? Po cynści to, co pedziała Basiecka, „niektórzy skręcili niebezpiecznie na prawo, inni popadli ze skrajnego idealizmu w symetryczny hedonizm”. Cy to znacy, ze Franka Gąsienicy juz nimo? Nie! Na pewno kasi jest! Jako pedziołek, ludzi zarazonyk jego duchem były setki tysięcy! I z ik syćkik miołby ten duch ulecieć? Przecie nawet z rachunku prawdopodobieństwa wyniko, ze to niemozliwe! Franek Gąsienica zyje i cały cas stanowi dlo nasej ślebody piknom podpore. Moze jest kapecke słabsy niz w rokak osiemdziesiątyk, ale za to teroz mo na scynście łatwiejse zadanie, bo dawniej musioł sie licyć z sakramencko niebezpiecnym wrogiem zza wschodniej granicy – dzisiok juz tak źle nie jest, co by sie tamok na wschód od nos nie działo, na pewno teroz jest dlo nos lepiej niz ćwierć wieku temu było.

A poza tym … moze Franek wcale nie jest słabsy? Moze w nieftóryk ludziak śpi barzo głęboko, ale nie jaz tak głęboko, coby nie mozno go było obudzić? W dodatku momy przecie ludzi, ftórzy za PRL-u byli ino małymi dziećmi abo juz po 1989 rocku sie urodzili – chyba przynajmniej nieftórzy z nik umiom z siebie Frankowy upór i honor wykrzesać? Dlotego jo se myśle, ze bedzie dobrze. Bedzie dobrze, bo Franek Gąsienica, jeśli sie choć kapecke postaro, piknie nom załatwi, coby te corne chmury, ftóre teroz nad nasom ślebodom wisom, za dwa roki posły se precki. Hau!

P.S. 1. Syćkim nieustająco piknej ślebody zyce, ale teroz w scególności – Olecce z okazji dzisiejsyk urodzin, Blejkocickowi z okazji jutrzejsyk urodzin, Gosicce i Margecce z okazji pojutrzejsyk imienin. Zdrowie syćkik nasyk budowyk solenizantów! 🙂 🙂 🙂 🙂

P.S. 2. I jesce momy jednom okazje do świętowania w nasej budzie. Momy nowyk gości: poniom Dorote, ftóro piknie muzycnie mojom historyjke o niedźwiedziu i świstaku uzupełniła oraz BabeJagecke i Hokecka. Powitać piknie! 🙂 🙂 🙂

* Te wspomnienia poni Hennelowej były we ftórymś Tygodniku Powsechnym Nolozłek je tyz tutok:
http://www.tygodnik.com.pl/ludzie/tischner/hennelowa.html