Monolog wielkiego wodza

No i znowu w budzie jestem. A jako juz wiecie, jo zek sie na samiućki Dziki Zachód wybroł. Jak było? Piknie! A po co jo w ogóle tamok pojechołek? Zaroz wom powiem.

Oglądocie łesterny? Nawet jeśli nie oglądocie, to pewnie widzicie je przynajmniej przelotnie, kie uprawiocie turystyke telewizyjnom, to znacy pstrykocie pilotem i wędrujecie po kanałak. No i pewnie nie roz zdarzyło sie wom uwidzieć scene, jak Indianie napadajom na dylizans, abo na karawane osadników, abo na pona Dżona Łejna. I jakie okrzyki podcas takik napadów ryktujom? Ano mnie więcej takie: „Hau! Hau! Hauuu! Hauuu!” Zupełnie jakby to był napad kojotów, abo cieniej scekającyk psów. Cy to znacy, ze w psim języku te okrzyki majom jaki sens? Zodnego! No, ale trza bocyć, ze taki łestern to ino film. Natomiast u prowdziwyk dziewiętnastowiecnyk Indian moze coś one jednak znacyły? Moze sto, sto paredziesiąt roków temu cyrwonoskórzy wojownicy znali psi język? Moze dlotego właśnie byli wśród nik tacy, co to sie Żołnirzami-Psami nazywali?* Takie pytania psy w mojej wsi nie roz se zadawały. Jaz wreście zrobiły wielkie zebranie na grapie, nad chałupom Józki. Ukwalowaliśmy, ze jeden z nos wybiere sie na Dziki Zachód, odwiedzi jakisi indiański rezerwat i całom rzec spróbuje zbadać na miejscu. Kogo wybrano do tej misji? Wybór nie był trudny – spośród syćkik psów we wsi ino jeden mo bace, ftórego przodek pomógł Indianom pokonać samego Custera 😀

I tak rusyłek w wielkom podróz ku hyrnej krainie pona Baflo Billa i wodza Siedzącego Byka. Jak sie tamok dostołek? Tego sekretu nie moge zdradzić, bo jakosi wereda mogłaby przecytać mój wpis, zgłosić syćko odpowiednim słuzbom, a odpowiednie słuzby zaroz utrudniłyby syćkim cworonogom pikne podrózowanie na gape. Dość ze powiem, ze wiele psów i polskik, i hamerykańskik mi pomogło.

No i w końcu nolozłek sie na Dzikim Zachodzie, coroz mniej dzikim niestety, bo tamok tyz syćko płynie, nie ino Missouri, Brazos i Rzeka Cyrwono, ale po prostu syćko.

Posłek se do jednego rezerwatu indiańskiego, a kie natrafiłek na paru jego mieskańców, zaroz zacąłek głośno scekać. Indianie poźreli na mnie dziwnie, wzrusyli ramionami i… NIC. Mogłek ku nim równie dobrze godać po marsjańsku – na jedno by wysło. No to posłek do drugiego rezerwatu, tyz poscekołek – i tyz nic nie wskazywało na to, coby ftosi mnie zrozumioł. Posłek do trzeciego rezerwatu, cwortego, piątego, sóstego, siódmego… No i w tym siódmym pocątkowo nie zanosiło sie, cobyk mioł zdziałać cosi więcej niz w tyk poprzednik. Jo scekołek, wokół mnie stała grupka młodyk Indian, ale z mojego scekania rozumieli telo, kielo gęś z godania prosięcia i na odwyrtke. Ba przechodził jeden siwiuteńki Indianin. Chyba ze sto roków mioł. Usłysoł mnie i zawołoł:
– Na mój dusiu! Przecie ten bidok pyto, cy ftoś tutok umie godać po psiemu! Cemu nifto nie odpowiado?
– O co on pyto? – zdziwili sie młodzi Indianie.
– Jak to? – Storzec wyraźnie sie zmartwił. – To wy juz nic nie rozumiecie z psiego języka?
– No… chyba nic.
– O, Wielki Duchu! – zawołoł story Indianin. – A więc to juz naprowde skońcyły sie casy ślachetnyk dzikusów, tyk wse bliskik przyrodzie ślachetnyk dzikusów, o ftóryk bioły brat Żan Żak Ruso tak piknie pisoł!
– Żan Żak fto? – spytali młodzi Indianie.
Storzec zamiast im odpowiedzieć, machnął ino rękom, w ogóle przestoł zwracać na nik uwage, ino odezwoł sie ku mnie:
– Hauhau! Hau. Hau?
W tłumaceniu na ludzki znacy to: „Witoj, kudłaty bracie! Blade kufy nazywajom mnie jakimś tam Dżejmsem Ejdż Morganem. Ale tak naprowde to jo mom na imie Przeziębiony Łosoś i jestem wodzem tutejsego plemienia. A wom jak?
– Hau – odpowiedziołek.
– Hau hauuuuuuu! – uciesył sie wódz. A po kwili zapytoł:
– Hauuu hau?
– Hau hau hau hau! – odpowiedziołek.
– Hauhau – Wódz ze zrozumieniem pokiwoł głowom. – Hauhauhau hau! Hauhau hau.
Teroz z kolei jo zadołek pytanie:
– Hauhau?
Przeziębiony Łosoś westchnął. Zamyślił sie. Wreście pedzioł tak:
– Hauuu hau hau hau hau hau. Hau hauhau hau. Hauu.
To mnie kompletnie zaskocyło. Ale jesce bardziej to, co pedzioł dalej:
– Hau hau hau hau hau! Hauhau hau. Hau hauhau.
– Hau? – spytołek.
– Hau – zaprzecył wódz.
– Hau? – pytołek dalej.
– Hau – potwierdził wódz.
– Hau hau hauhauhahau. Hauhauhauhauhauhauhau hau – pedziołek.
– Hau hauhau – zgodził sie ze mnom Przeziębiony Łosoś.
Rozmowa piknie sie rozkryncała, więc postanowiłek spytać wodza o jesce jednom rzec, o ftórom wceśniej nie wiedziołek, cy wypado pytać.
– Hauu… – zacąłek nieśmiało. – Hau hauhau hauhau hau. Hau hau hau hauhauhau?
Przeziębiony Łosoś uśmiechnął sie, kie to usłysoł.
– Hau hau hau hau hau – pedzioł pozirając w zamyśleniu kasi przed siebie…
– Hau – gwarzył dalej, ino trudno było zgadnąć, cy godo on bardziej do mnie, cy do samego siebie, cy moze do całego świata. – Hau hau hau? Hau hau. Hau? Hau hau hau. Hau hau hau hau hauhau hau? Hau hau hau hauhau! Hauuuuu. Hau hau. Hau hau hau. Hauhau hauhau hauhau. Hau hauhau. Hau hauhauuuu. Hauhau. Hau. Hauuuuu! Hau hauhauhauhau. Hauhau. Hau hau. Hau hau hau. Hau. Hauuuu. Hauhau! Hau hau hau hau hau hau hau. Hauhau hauhau. Hauhau hauhau. Hau hau hauhau hau. Hau hau hau hau hau hau hau hau. Hau hau hauuu hauhauhau. Hau. Hauhau. Hauhau. Hau…
W tym momencie wódz przerwoł. I nie wiem, jak wy, ale jo se myśle, ze słusnie. Więcej słów nie trza było. Na mój dusiu! To był dopiero monolog! Do końca swego owcarkowego zycia bede go bocył! Byłek pełen podziwu, ze jest wśród ludzi jesce taki ftoś, fto tak piknie o takik rzecak godać umie!

Te niezwykłom wypowiedź Przeziębionego Łososia powtórzyłek tutok w całości, słowo w słowo, bez zodnyk skrótów. Bo jaz zol byłoby skracać tak piknom mowe. No sami przyznojcie, ze była ona pikno! Howgh!

P.S.1. To jesce nie syćko, moi ostomili, co o moim pobycie na Dzikim Zachodzie fciołek pedzieć. Ale dalsy ciąg bedzie juz w następnym wpisie.

P.S.2. Nie zabocmy, ze w piątek momy urodziny Anecki. I wode ognistom o nazwie Smadny Mnich bedzie trza za jej zdrowie wypić! 🙂

P.S.3. A wyzej wymienionom ognistom wodom musimy pocęstować jesce Haśbietecke i Krisecka, nowyk gości nasej budy. Powitać piknie! 🙂 🙂

* Kieby sie fto pytoł, to wyjaśniom, ze Żołnirze-Psy (Dog Soldiers) to byli kiesik najbardziej siumni wojownicy Czejenów (The New Encyclopedia of the American West, ed. by H.R. Lamar, New Haven 1998, s. 1091).