Ksiądz Twardowski i kopirajty

Ponie Bócku, spraw, coby ksiądz Twardowski nie dowiedzioł sie, ze teroz między ludźmi wyryktowała sie jakosi straśno sarpacka o to, fto mo kopirajta do jego piknyk wiersy. No bo przecie kie on sie o tej sarpacce dowie, to sie zupełnie załamie! A fto to słysoł, coby cłek siedzący w niebie był załamany! Nifto! W takim rozie… chyba moge być spokojny, ze mojom prośbe, Ponie Bócku, piknie spełnis 🙂

Ale – na mój dusiu! – cy mozno se wyobrazić więksy absurd niz sarpacka o cłeka, ftóry był uosobieniem dobroci, skromności i cichości? Ftóry był zywym przeciwieństwem wselkik sarpacek? Eh, cego to wy, ludzie, nie wymyślicie!

Tak właściwie to komu kopirajt do dzieł Twardowskiego sie nalezy? Teoretycnie powinna to wyjaśnić Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, co to jom nas sejm cwortego lutego 1994 roku ukwalowoł, potem pare rozy zmienioł i teroz, jak ftoś fce se jom  przecytać, musi chycić „Dziennik Ustaw” z 2006 rocku numer 90 i posukać pozycji numer 631. Na tym jesce nie koniec, bo potem tyz jakiesi drobne zmiany sejm wymyśloł, więc do paru późniejsyk „Dzienników” tyz trza zajrzeć. I tego syćkiego jest jaze na 129 artykułów! A jeden artykuł nudniejsy od drugiego! Krucafuks!!! Fto fce, niek cyto. Jo nie bede. Pare artykułów z tej ustawy przecytołek i… one mi do jegomościa Twardowskiego nie pasujom. Zwycajnie nie pasujom i telo.

Jo tam nic przeciwko Ustawie o prawie autorskim nimom. Niek se bedzie. Być moze trza w niej conieco poprawić, ale niek se bedzie. Ino ta ustawa pachnie zaduchem sali sejmowej, na ftórej jom przegłosowano, pachnie przepoconymi kosulami mędroli, ftórzy dniami i nocami mozolnie jom ryktowali, pachnie kurzem z akt sądowyk, sporządzanyk kie taki cy inksy artysta swoik praw dochodził… A wierse jegomościa Twardowskiego pachnom łąkom, wsiom, wodom, krzyzem przydroznym, słonkiem, lipcem, uśmiechem… Wierse jegomościa Twardowskiego som bardziej magicne niz śtucki cornoksięznika o tym samym nazwisku, co to wylądowoł na księzycu 400 roków przed ponem Armstrongiem. I jak takie wierse do Ustawy o prawie autorskim dopasować? No jak? Nimo sans krucafuks!

Skoro Twardowski był jegomościem, to moze rozwiązania problemu trza sukać w tekstak biblijnyk, nie prawnicyk? Przyboccie se choćby historie, jak przysły ku Poniezusowi jakiesi specjalisty od prawa podatkowego i pokazały mu monete z kufom cysorza, ale nie najjaśniejsego pona Franciska Józefa, ino jakiegoś inksego, duzo storsego cysorza. I co Poniezus wte pedzioł? Coby oddać cysorzowi co cysorskie i ślus. Widocnie uznoł, ze moneta nalezy do tego, cyjom kufe na niej widać. No to jo se myśle, ze do wiersy księdza trza podchodzić podobnie. Kie momy wiers Kukułka, to kopirajta do niego majom kukułki, do wiersa Gołębiu kopirajta majom gołębie, do wiersa Baranku wielkanocny – baranki (jeśli nie syćkie, to przynajmniej te wielkanocne), a do wiersa Mrówko ważko biedronko te maluśkie owady kopirajta majom. Kopirajta do wiersa W jarzębinach jak najbardziej majom jarzębiny. Wiadomo zreśtom, ze jegomość nie ino ze zwierzętami, ale z drzewami i inksymi roślinami ty godać umioł. No to jak z nimi godoł, to na pewno o róznyk rzecak, o prawak do swoik wiersy pewnie tyz, ino wy, ludzie, nic o tym nie wiecie.

Więc jo sie tutok zwracom do wydawców: jeśli fcecie publikować wierse księdza Twardowskiego, o zgode musicie pytać kukułki, gołębie, baranki, mrówki, wazki, biedronki i jarzębiny. A jak sie z nimi syćkimi dogodocie? To juz jest wase zmartwienie. Ksiądz Twardowski jakoś doł se rade. A to znacy, ze jak ftoś fce, to potrafi. Hau!