Jak przodek mojego bacy pomógł ponu Lincolnowi

Kiesik juz wom godołek o przodku mojego bacy, co to pojechoł do Hameryki i tamok najpierw pomógł ponu Lincolnowi wywalcyć ślebode dlo Murzynów, a potem pomógł Indianom pokonać Custera nad potokiem Little Big Horn. Jak było z tym Custerem – to juz wiecie. Ale jak przodek mojego bacy ponu Lincolnowi sie przysłuzył – o tym wom ino napomknąłek. No to teroz opowiem dokładniej. A okazja jest pikno, bo w najblizsy wtorek sto dziewięćdziesiąte dziewiąte urodziny pona Lincolna bedom.

No więc kie przodek mojego bacy dopłynął do Nowego Świata, zeseł ze statku i stanął na hamerykańskim lądzie, zacął sie zastanawiać, jakie by tu zajęcie se noleźć? No bo musioł sie przecie z cegoś utrzymywać. Wymyślił, coby pojechać do hamerykańskiej stolicy i tamok pracy posukać. 2 lipca 1863 rocku nolozł sie w Waszyngtonie. Powłócył sie po tym mieście, łaził to tu, to tam, jaz doseł do takiego ogrodzenia, za ftórym całkiem sporo chałupa stała. I cało bieluśko, jako kościół w Nowej Białej na Spiszu. No i przed tom chałupom ftosi był – jakisi barzo wysoki i chudy chłop z brodom. Kufe brzyćkom mioł straśnie. Ale coś przodkowi mojego bacy mówiło, ze duse ten chłop mo równie ślachetnom jako kufe brzyćkom. Spacerowoł se on przed tom biołom chałupom. Przebierając powoli swymi długaśnymi nogami seł najpierw w jednym kierunku, potem zawracoł i seł w kierunku przeciwnym. A potem znowu zawracoł. Hej! Widać było, ze jakiesi zmartwienie wielkie go męcy.

– Panocku! Panocku! – zawołoł przodek mojego bacy.
Chłop z brzyćkom kufom, nagle wyrwany z zamyślenia, przystanął, rozejrzoł sie i dopiero po kwili uwidzioł, fto tak woło.
– O mnie wom idzie? – Chłop z brzyćkom kufom fcioł sie upewnić.
– Ano o wos – potwierdził przodek mojego bacy. – Podejdźcie ku mnie, jeśli mozecie.
– Moge, co byk mioł nie móc – pedzioł chłop z brzyćkom kufom i podeseł do ogrodzenia.
– Panocku – odezwoł sie przodek mojego bacy. – Widać po wos, ze mocie jakiesi straśne zmartwienie. Co wos tak frasuje?
– Ta wojna, krzesny, ta sakramencko wojna – pedzioł chłop z brzyćkom kufom.
– Jako wojna? – spytoł przodek mojego bacy.
– Co takiego?! – Chłopu z brzyćkom kufom ocy zrobiły sie wielkie jako koła wozu drabiniastego. – To wy, krzesny, nic nie wiecie o wojnie secesyjnej?
– Przyznoje, ze nie wiem – scyrze pedzioł przodek mojego bacy. – Dopiero co zek do tej Hameryki przyjechoł i jesce nie barzo wiem, co sie tutok dzieje.
– Cyli pewnie nie wiecie tyz, fto jo jestem? – spytoł chłop z brzyćkom kufom.
– Skoro takom piknom chałupe mocie, to domyślom sie, ze jesteście jakimś hrubym gazdom – pedzioł przodek mojego bacy. – Ale nie znom wos.
– Nazywom sie Abraham Lincoln – przedstawił sie chłop z brzyćkom kufom. – I… jak by to pedzieć… jo rządze tym krajem.
– Na mój dusiu! – zawołoł przodek mojego bacy – Rządzicie krajem! To jo se z womi gwarze jako równy z równym, a wy tu jesteście królem! Abo cysorzem nawet!
Pon Lincoln głowom pokryncił i sie uśmiechnął.
– Ani królem, ani cysorzem – pedzioł. – Nazywajom mnie prezydentem.
– Prezydentem? Niekze ta. Moze być i prezydent – zgodził sie przodek mojego bacy. – Ale wróćmy do tej wojny. Z jakim krajem jom prowadzicie?
– Z zodnym. To jest wojna domowo – wyjaśnił pon Lincoln.
– O, krucafuks! – zawołoł przodek mojego bacy. – Kozdo wojna zacyno sie od tego, ze ftoś na kogoś napado. A skoro to jest wojna domowo, to chyba znacy, ze sami na siebie napadliście! A cemu ta wojna wybuchła?
– No bo widzicie, krzesny – zacął wyjaśniać pon Lincoln. – Jo godom i wse tak godołek, ze kozdy cłek powinien być ślebodny.
– Barzo dobrze godocie, mości królu… to znacy mości prezydencie – pedzioł z uznaniem przodek mojego bacy. – Kozdy cłek, jak tylko sie urodzi, dostoje w prezencie od Pona Bócka ślebode. I nifto nikomu nimo prawa tego prezentu zabierać!
– Niestety, ci z południa mojego kraju godajom inacej – westchnął pon Lincoln. – Oni gwarzom, ze ino bioli powinni być ślebodni, natomiast corni powinni być niewolnikami biołyk.
– Co za sietnioki! – oburzył sie przodek mojego bacy. – Powinniście im, mości prezydencie, porządnie dać po rzyci! Bo skoro przez głowe lekcja ślebody do nik nie trafio, to moze trafi przez rzyć?
– Eh, zeby to było takie proste – Zmartwiono mina pona Lincolna zrobiła sie jesce bardziej zmartwiono. – Na rozie to oni dajom mi po rzyci. Od wcora pod miasteckiem Gettysburg tocy sie straśliwo bitwa. Mój politycny instynkt podpowiado mi, ze jeśli wygromy te bitwe, to wygromy całom wojne. Ale jeśli przegromy… skoda nawet godać. Niestety cały cas przychodzom ku mnie wieści, ze południowcy pod tym Getysburgiem wierchujom nad moimi wojskami.
– Na mój dusiu! To trza coś wymyślić, coby nie wierchowali! – pedzioł przodek mojego bacy. A potem sie zamyślił. Myśloł, myśloł, jaz nagle piknie sie rozpromienił.
– Mom pomysł! Mości prezydencie! Mom pomysł! Cy jesteście w stanie sprawić mi baryłke pscelego miodu i baryłke mielonej kawy?
– No, chyba moge – pedzioł pon Lincoln. – Ale na co wom one?
– Do wygrania bitwy! – pedzioł przodek mojego bacy.
– Do wygrania bitwy? – Pon Lincoln zacął sie zastanawiać, cy aby na pewno dobrze rozumie to, co słysy. – Mielibyśmy wygrać bitwe dzięki miodowi i kawie?
– Dzięki miodowi i kawie, mości prezydencie! – pedzioł przodek mojego bacy. – Dojcie mi kawe i miód i poślijcie mnie jak najsybciej do tego Gettysburga. A zobacycie, ze poludniowcy te bitwe przegrajom! A potem przegrajom całom wojne! I juz wkrótce bedom ino siedzieli i wzdychali, ze przeminęło z wiatrem.

Pon Lincoln zacął sie zastanawiać, cy mo do cynienia z wariatem cy z jakimś geniusem strategicnym. Zdawoł se jednak sprawe, ze sytuacja pod Gettysburgiem jest tak zło, ze nimo właściwie nic do stracenia. Zdecydowoł sie zatem postawić syćko na jednom karte i zaufać cłekowi, ftórego znoł dopiero od kilku minut.

Z Waszyngtonu do Gettysburga jest jakiesi 100 kilometrów. Coby przodek mojego bacy dotorł tamok jak najsybciej, pon Lincoln zapewnił mu najlepsy wóz, najlepsego woźnice i najlepse konie, jakie ino mioł do dyspozycji. Na wóz załadowano baryłke miodu i baryłke mielonej kawy. Kie przodek mojego bacy wsiadoł na wóz, dostoł od pona Lincolna list do generała Meade’a. A generał ten, moi ostomili, był głównodowodzącym walcącej pod Gettyburgiem północnej Armii Potomaku.

No i wóz rusył w droge. Pędził tak, ze chyba nawet lawina spadająco z Rysów sybciej pędzić nie umie. Pare rozy ino wóz sie zatrzymoł na napotkanyk wojskowyk posterunkak, coby wymienić konie na wypocęte. Podcas tyk krótkik postojów, woźnica opowiedzioł przodkowi mojego bacy to, cego pon Lincoln nie zdązył o wojnie secesyjnje opowiedzieć. Wyjaśnił więc, ze południowcy postanowili wyrytować własne państwo i nazwali je Skonfederowanymi Stanami Hameryki cyli Konfederacjom, ze głównodowodzący Konfederatów nazywo sie generał Robert Lee i – co dziwniejse – jest to w sumie porządny chłop, bo syćkik swoik niewolników na ślebode wypuścił, ale ze jego rodzinny stan do Konfederacji przystąpił, to uznoł – choć z cięzkim sercem – ze musi być swemu stanowi wierny.

Pod wiecór wóz dojechoł na miejsce bitwy. Przodek mojego bacy stanął przed dowódcom Armii Potomaku. I ocywiście zaroz list od pona Lincolna mu wręcył. Generał Meade przecytoł list, a jak przecytoł, to zasalutowoł i pedzioł:
– Ponie generale! Cekom na pońskie rozkazy!
– Niby fto jest tym generałem? Jo? – zdziwił sie przodek mojego bacy.
– W tym liście prezydent Lincoln wyraźnie napisoł, ze mianowoł wos generałem i ze do końca bitwy pod Gettysburgiem bedziecie głównodowodzącym Armii Potomaku – pedzioł generał Meade.
– Aha – mruknął przodek mojego bacy drapiąc sie po głowie. – No, niekze ta. Moge być i głównodowodzącym. A jak tam bitwa?
– Niedobrze – pedzioł generał Meade. – Cały cas wierchujom rebelianci.
– Fto? Blebleblanci? To znacy Konfederaci? – domyślił sie przodek mojego bacy. – No to skoro wierchujom, to nimo casu do stracenia. Musimy sie spiesyć.
– Co momy robić? – spytoł generał Meade. – W tym liście prezydent napisoł, ze mocie, ponie generale, jakiś pomysł.
– To prowda, mom – pedzioł przodek mojego bacy. – Przywiozłek ze sobom kawe i miód. I posłuchojcie, co trza zrobić. Musicie wysłać do wroga swoik najlepsyk zwiadowców. Musom oni cichcem zakraść sie do syćkik generałów – jak to ik nazywocie – blebleblantów. Zwiadowcy musom sie zakraść tak, coby tyk genrałów nie pobudzić. Niek wysmarujom im kufy miodem, a potem barzo, barzo dokładnie posypiom mielonom kawom. Ino generałowi Lee niek nie robiom takiego śpasu, bo dowiedziołek, sie ze to w sumie porządny chłop, choć tymi blebleblantami dowodzi.

Generałowi Meadowi pomysł wydoł sie kapecke dziwacny. Ale w liście od pona Lincolna wyraźnie było napisane, ze teroz przodek mojego bacy tutok dowodzi, więc nie było inksego wyjścia, jak go posłuchać. No i unijni zwiadowcy zrobili, jako przodek mojego bacy kazoł – zwinnie zakradli sie do konfederackik namiotów i syćkim pogrązonym w głębokim śnie generałom blebleblantów wysmarowali kufy miodem i piknie kawom je posypali. Ino generała Lee zostawili – zgodnie z rozkazem.

3 lipca rano najwceśniej z generałów Konfederacji obudził sie pon James Longstreet. Przeciągnął sie, zwlókł ze swego konfederackiego wyrka, wylozł przed namiot i zawołoł do stojącej w poblizu grupy wojaków:
– Moi dzielni żołnirze Konfederacji! Do broni! Dzisiok ostatecnie rozprawimy sie z jankesami!
– Co ty godos, cornuchu? – spytoł słuchający tyk słów jakisi konfederacki kapitan.
– O jakim cornuchu wy godocie? – zdziwił sie generał Longstreet.
– Poźrej w lustro, to bedzies wiedzioł, o jakim! Hahaha! – zaśmioł sie kapitan, a wroz z nim towarzysący mu żołnirze.

Generał Longstreet, nie rozumioł, o co idzie, ale wycofoł sie do namiotu i idąc za radom kapitana poźreł w lusterko.
– Aaaaaaaaaaaa!!!!! – ryknął przeraźliwie, kie uwidzioł, ze jego kufa mo pikny ciemnobrązowy kolor. Ocywiście nie wiedzioł bidok, ze to od kawy, ftóro za sprawom miodu przykleiła sie do jego gęby. Jak poparzony wybiegł z namiotu i wrzasnął:
– Fto mi to zrobił?! Fto mi zrobił te murzyńskom kufe?!
– Jak to fto? – spytoł kapitan. – Twojo mama i twój tata, cyli takie same cornuchy jako ty!

Kapitan znów sie zaśmioł i towarzysący mu żołnirze tyz. A kie od namiotu generała Longstreeta takie wrzaski na przemian ze śmiechami dochodziły, zacęło sie tamok zbiegać coroz więcej konfederackik żołnirzy.

– Co sie tutok dzieje? – dopytywali nowo przybyli.
– To sie tutok dzieje – pedzioł kapitan – ze jakiś smoluch załozył mundur generała Konfederacji i próbuje nom rozkazywać!
– Co? – zawołoł ftóryś z nowo przybyłyk. – Cornuch mo nom rozkazywać? Niedocekanie jego! My przecie walcymy o to, coby Murzyny były niewolnikami, a nie o to, coby nom rozkazywały! Nie bedziemy słuchać Murzyna!!!
– Nie bedziemy! Nie bedziemy! – zawołali syćka biorący udział w zbiegowisku żołnirze.
– Posłuchojcie mnie! – próbowoł tłumacyć generał Longstreet. – To jakosi pomyłka! Nie wiem, cemu wyglądom jako Murzyn, ale to pomyłka! Jo jestem wasym generałem! Nazywom sie Longstreet! James Longstreet! Słysycie?

Ba taki zrobił sie tumult, ze nifto tyk słów nie słysoł. A nawet jeśli ftosi słysoł, to i tak bidnemu generałowi nie wierzył ani kapecke. Nieopodal inksy konfederacki generał Lafayette Mclaws tyz nie mioł łatwo. Tyz z kufom posypanom kawom zostoł przez swyk żołnirzy za Murzyna wzięty. Generał Joseph Kerhaw tyz. I generał John Hood. I w ogóle syćka konfederaccy genrałowie, ftóryk na tej tutok liście mozecie noleźć.

Chaos wielki wśród wojsk Południa zapanowoł. I na to tylko przodek mojego bacy cekoł. Wydoł rozkaz do ataku. Żołnirze Unii rusyli do boju. Kłócący sie z własnymi generałami Konfederaci nawet nie zauwazyli, ze przeciwnik atakuje. Kie dosięgły ik pierwse kule i kie pierwse jankeskie bagnety wbiły sie w ik rzycie, wpadli w panike. I zaroz uciekaca na południe! Trwająco trzy dni bitwa została wreście rozstrzygnięto – na korzyść Północy!

I stało sie tak, jako pon Lincoln przewidywoł. Choć wte, w lipcu 1863 rocku jesce mało fto zdawoł se z tego sprawe – bitwa pod Gettysburgiem okazała sie przełomowom. Niecałe dwa roki później generał Lee w imieniu całego Południa podpisoł akt kapitulacji.
Ale zanim wojna secesyjno sie skońcyła, to 19 listopada 1863 roku na polu bitwy pod Gettysburgiem otwarto wielki Narodowy Smyntorz Wojskowy. Na urocystości otwarcia tego smyntorza pon Lincoln wygłosił do tłumów hyrne przemówienie, ftóre nazwano Adresem gettysburskim. No i w tym przemówieniu padło takie zdanie:

Dzielni ludzie, ŻYWI i umarli, którzy zmagali się na tym polu, uświęcili je tak bardzo, że my nie jesteśmy zdolni nic dodać ani ująć.*

Cemu słowo ŻYWI jo dołek tutok duzymi literami? A bo kie pon Lincoln wymówił to słowo, to mrugnął okiem do siedzącego w poblizu przodka mojego bacy. Hej! Nigdy przedtem ani nigdy potem zoden hamerykański prezydent do nikogo tak piknie nie mrugnął! Hau!

P.S. Moi ostomili, jako juz zapowiadołek jutro wybierom sie na Słowacje sukać psa, ftóry podobno zno tajemnice niedzickiego skarbu. Kielo casu te posukiwania mi zajmom? Moze tydzień? Moze kapecke więcej niz tydzień? W kozdym rozie zapasów Smadnego Mnicha i kiełbasy jałowcowej naznosiłek do budy telo, ze na cały cas mojej nieobecności powinno wystarcyć. Trzymojcie sie! 🙂

* S.B. Oates, Lincoln, przeł. M. Ronikier, Warszawa 1991, s. 499.
99.