Stalin wrócił!

W ostatni cwortek przybiegła ku nom storo Jaśkowo. Nawet nie wiedziołek, ze ona umie tak wartko biec! Zapukała do drzwi i zaroz mojo gaździna jej otworzyła.
– Witojcie! – pedziała gaździna. – A co to? Coś sie stało? Wyglądocie na sakramencko wystrasonom!
– Krzesno! – wykrzyknęła przęjeto Jaśkowo. – On wrócił!
– Fto? – spytała gaździna.
– Stalin! Stalin wrócił! Spotkałak go koło swojej chałupy!
– Eee… – Gaździna nie dowierzała. – Musiało sie wom cosi przyśnić.
– W ogóle nie spałak, to jak mi sie mogło przyśnić? – odparła Jaśkowo. – Całom noc przewracałak sie w wyrku z boku na bok i oka nie mogłak zmruzyć. A kie rankiem wygrzebałak sie z pościeli i wyjrzałak przez okno, to uwidziałak tego ancykrysta!
– Spokojnie, Jaśkowo, spokojnie – Gaździna delikatnie chyciła Jaśkowom za nadgarstek. – Chodźze do środka. Kawy sie napijes, odpocnies, ochłonies…
– Nimo casu na odpocynek! – zawołała Jaśkowo. – Muse ostrzec syćkik we wsi!
Wyrwała ręke z gaździninego uścisku i pobiegła dalej.

Minęła moze godzina, jak odezwoł sie telefon. To dzwonił śwagier mojego bacy. Mioł wiadomość, ze w związku z pojawieniem sie Stalina w nasej wsi sołtys zwołuje syćkik jej dorosłyk mieskańców na zebranie w remizie.
– Idziemy, matka? – spytoł baca.
– A dojze, ojciec, spokój – burknęła gaździna. – Nie fce mi sie iść na jakiesi zebranie ino dlotego, ze Jaśkowej coś sie przywidziało.
– A moze sie nie przywidziało? – zastanawioł sie baca drapiąc po głowie. – Moze to jakiś zbrodnicy naukowiec przywrócił Stalina do zycia, coby za jego pomocom zdobyć władze nad światem?
– Chyba sie, ojciec, za duzo filmów o Bondzie naoglądołeś – stwierdziła gaździna. Ale po namyśle dodała:
– Niekza ta. Moge póść z ciekawości… Ejze! Ojciec! A cemu ty wyciągos ze skrzyni ciupage swego przodka zbójnika?
– Jeśli rzecywiście ta beskurcyja krynci sie po nasej wsi, to lepiej być uzbrojonym – pedzioł baca.
Gaździna nic na to nie pedziała, ino głośno westchnęła.

Zaroz oboje wsiedli do auta i pojechali do remizy. Kie tamok dotarli, w środku było juz całkiem sporo ludzi: i Jaśkowo, i Józka spod grapy, i Janiela, i Wincenty, i wielu inksyk. Sołtys tyz tamok był. Mioł na sobie swój najnowsy garnitur.

Po kilkunastu minutak sołtys uznoł, ze pora zacynać. Wdrapoł sie na stojącom pod ścianom becke i doł rękom znać, coby syćka ucichli. Kie zapadła cisa, sołtys przemówił:
– Obywatelki i obywatele! Cy to skutek globalnego ocieplenia, cy jakiegoś inksego zjawiska – nie wiadomo. Fakty w kozdym rozie som takie, ze wielki wódz i naucyciel, towarzys Józef Stalin odzył i zawitoł ku nom! To dlo nos wielki zascyt! Dlotego zwołołek to zebranie, cobyśmy ukwalowali, jakie wyryktować powitanie tak niezwykłemu gościowi. Zanim zacniemy narade, proponuje, cobyśmy syćka stanęli na bacność i zaśpiewali Międzynarodówke.
Po tyk słowak sołtys wyprostowoł sie i zacął zawodzić:

Wyklęęęty powstań ludu zieeemi
Powstaaańcie których dręczy gł…

– Co sie dzieje? Cemu nie śpiewocie – spytoł sołtys, kie zorientowoł sie, ze hyrny przebój proletariusy syćkik krajów wykonuje solo zamiast w chórze.
– Jeśli idzie o mnie – odezwoł sie Wincenty – to ostatni roz śpiewołek Międzynarodówke downo temu, na skolnej akademii. Teroz juz nawet słów nie boce.
– To lepiej przyboccie se jak najprędzej – poradził sołtys Wincentemu – bo wstyd całej wsi przynosicie.
– Wstyd całej wsi to przynosi sołtys podlizujący sie komuś, fto od ponad pół wieku jest trupem! – zauwazyła mojo gaździna.
– Ty zapluty karle reakcji! – ryknął sołtys. – Jak śmiecie nazywać wielkiego Stalina trupem! Lepiej od rozu przyznojcie, ze jesteście hamerykańskim spiegiem, ftóry mo za zadanie stonke po nasyk polak porozrzucać! Ale nie myślcie, ze z tyk wasyk imperialistycnyk knowań cosi wyjdzie! Władza ludowo na to nie pozwoli! Niek zyje socjalizm! Niek zyje klasa robotnico! Niek zyje sojus ze Związkiem Radzieckim!
– No, no, ciekawe. – Na twarzy gaździny pojawił sie złośliwy uśmiech. – A dopiero co godoliście, krzesny, ze trza zwalcać postkomune. I radziliście gazdom, coby nie udzielali noclegu turystom, ftórzy nie podpisom oświadcenia, ze nigdy nie byli tajnymi współpracownikami SB. Nie mówiąc juz o tym, ze na grapie nad Józkom fcieliście postawić pomnik partyzantom od Ognia.
– Nieprowda! – zaprzecył sołtys. – Pomnik fciołek postawić nie bandytom od Ognia, ino bohaterskim bojownikom AL!
– Bojowników AL toście niedowno nazwali słuzalcymi pachołkami Moskwy – pedziała gaździna.
– Fto wom takik bździn naopowiadoł? – obrusył sie sołtys. – Pewnie w Radiu Wolno Europa nasłuchaliście sie tyk kłamstw!
– W zodnym radiu nicego sie nie nasłuchałak, ino w jednej gazecie przecytałak wywiad z womi – sprostowała gaździna. – Mom hipnąć do chałupy i te gazete przynieść?
Sołtys scyrwienił sie na kufie.
– Jooo… jooo… – zacął dukać. – No, przyznoje, w przesłości popełniłek pewne błędy. Cynściowo uległek tej podstępnej burzuazyjnej propagandzie. Ale zapewniom syćkik, ze teroz juz osiągłek pełnom dojrzałość rewolucyjnom. Jeśli jednak bedzie tako potrzeba, ocywiście złoze samokrytyke.
– Cosi tu pachnie wazelinom – stwierdziła gaździna głośno pociągając nosem.
– Oj, cisej bądźcie! – syknął sołtys i ostroznie sie rozejrzoł. – Myślołek, ze mocie w głowie więcej rozumu, ale widze, ze muse wytłumacyć wom syćko jako krowie na miedzy. Cy wy naprowde nie rozumiecie, krzesno, ze skoro Stalin wrócił, to znacy, ze komuna tyz wróciła? Znowu jest jako przed 1989 rokiem! Co jo godom! Jest jako przed 1953! I abo sie odrodzonej komunie podporządkujemy, abo syćka pojedziemy na Sybir, ka biołe niedźwiedzie zjedzom nos jeśli nie na pierwse, to najpóźniej na drugie śniadanie!

Ledwo sołtys skońcył, do remizy wpodł Felek znad młaki, co to jest najbogatsy we wsi. Mioł rozbiegany wzrok, nieucesane włosy i swetr załozony na lewom strone. Wyglądało na to, ze kasi straśnie sie śpiesy.
– Witojcie – pedzioł Felek takim głosem, jakby na stype przybył. – A właściwie to: zegnojcie. Bo wpodłek tutok ino na kwile, coby pozegnać sie z womi syćkimi. Uciekom do Miemiec.
– Do Miemiec? A to cemu? – spytała Janiela.
– Przecie Stalin wrócił! – Chyba nawet zapowiedzi końca świata Felek nie umiołby wymówić bardziej dramatycnym tonem. – Zaroz znacjonalizujom syćkie moje firmy, a mnie wsadzom do hereśtu i skazom na śmierzć za to, ze jestem podwójnym wrogiem klasowym: jako kułak i jako kapitalistycny wyzyskiwac. Zapakowołek więc do swego najwięksego auta, co ino mogłek i uciekom!
– Właściwie to dobrze robis – poporł Felka Wincenty. – My tu marnujemy cas na bzdurne zebranie, a tymcasem powinniśmy uciekać do Miemiec jako ty!
Wincenty rusył ku wyjściu. Wielu rusyło za nim.
– Stójcie! – zawołoł sołtys. – Kany fcecie uciekać?
– Słyseliście, kany – odporł Wincenty zatrzymując sie w pół kroku. – Do Miemiec.
– Miemiec na pewno juz nimo! – stwierdził sołtys z pełnym przekonaniem. – To znacy som, ale inkse. Znowu jest NRF i NRD. Coby uciec przed Stalinem, musielibyście dostać sie do NRF-u. Ale droga tamok wiedzie, przez NRD, ka agenci Sztazi cały cas bedom deptali wom po piętak. Mocie ochote ryzykować?

W tym momencie baca uniesł do wierchu ciupage swego przodka zbójnika i oświadcył:
– Nika nie bedziemy uciekać! Chycimy za broń i rozprawimy sie z tyranem!
– Na mój dusiu! Baco! – przeraził sie sołtys. – Przecie Stalin na pewno nie przyseł tutok sam! Niedaleko stąd musi być cało Armia Cyrwono! Pewnie otocyła juz nasom wieś! Fcecie iść z tom ciupagom na sowieckie cołgi?
– Kie bedzie trza, póde z ciupagom na cołgi! – zapewnił baca. – Nie po to 19 roków temu odzyskaliśmy ślebode, coby teroz oddawać jom bez walki!

No i rozgorzała dyskusja. Jedni fcieli wroz z Felkiem spróbować uciecki do NRF-u. Drudzy zamierzali pod dowództwem mojego bacy rusyć do walki z Sowietami. Inksi tak jak sołtys uwazali, ze najlepiej bedzie od rozu podporządkować sie odrodzonej władzy ludowej. Jesce inksi godali o zejściu do podziemia. Ino mojo gaździna nie stanęła po zodnej ze stron, tylko zacęła głośno wołać:
– Uspokójcie sie! Syćka sie uspokójcie! Nimo zodnego Stalina! On od ponad 50 roków jest nieboscykiem i bedzie nim jaz do Dnia Sądnego! A Jaśkowo po prostu miała jakiesi zwidy i telo!
– Zodnyk zwidów Jaśkowo nie miała – zaprotestowała Józka spod grapy. – Jo tyz tego Stalina widziałak!
– Ty go widziałaś? Ciekawe ka? – spytała gaździna.
– W komórce Jaśkowej – pedziała Józka. – Kie usłysałak od Jaśkowej o Stalinie, zaroz posłak ku jej obejściu. Przez śpare w ścianie zajrzałak do środka komórki. I wte go uwidziałak. To był on! Stalin!
– A ciekawa jestem, co Stalin miołby robić w komórce Jaśkowej? – dociekała gaździna.
– A bo jo jesce nikomu opróc Józki nie zdązyłak o tym pedzieć – odezwała sie Jaśkowo. – Kie uwidziałak, ze ten ancykryst krynci sie po moim obejściu, wybiegłak z wałkiem i zacęłak tłuc fudamenta, ka popadło. Stalin był tak zaskocony, ze nawet nie próbowoł sie bronić. No i w końcu zagoniłak go do komórki i zamkłak na kluc.

Gaździna fciała coś pedzieć, ale nagle drzwi do remizy zgrzytnęły. Zacęły sie powoli, powoli otwierać. Jaz ukazoł sie w nik – Stalin we własnej osobie! Postoł kwilecke przed wejściem, a potem weseł do środka. Nastała cisa jak makiem zasioł. Minęła jedno sekunda, drugo, trzecio… Kozdy mioł wrazenie, ze te sekundy trwajom całe wieki. Wreście spod gęstyk wąsów niepiloka wydobyło sie nieśmiałe: Dzień dobry.
Jako pierwsy zareagowoł na te słowa sołtys:
– Witojcie, towarzysu! Witojcie! To dlo nos wielki zascyt, ze tak znamienity gość odwiedził nasom skromnom wieś, ftórom zreśtom właśnie zamierzaliśmy skolektywizować. Powitojmy gościa brawami!
Nieftórzy posłuchali wezwania sołtysa i zacęli klaskać. Ino jedni klaskali z całej siły, drudzy zaś tak, ze jedno dłoń ledwie muskała drugom.
– Oh, nie spodziewałem się takiego powitania. – Stalin był wyraźnie spesony. A potem spytoł uprzejmie:
– Czy ktoś z państwa nie mógłby mi odstąpić czterech baterii R-20?
– Ba… ba… ba… baterii? – wykrztusił z siebie sołtys, zupełnie zaskocony celem, w jakim sowiecki dyktator przybył do nasej wsi.
Wte zabroł głos Felek.
– Towarzysu – pedzioł trzęsąc sie przy tym jako galareta. – Niedaleko stąd stoi mój sklepik, we ftórym mom całe mnóstwo baterii. Weźcie se, kielo fcecie. Choćby całom setke!
– Aż tylu nie potrzebuję – odrzekł Stalin śmiejąc sie. – Wystarczy, że kupię cztery.
– Godocie, towarzysu, ze kupicie? – spytoł Felek dalej sie trzęsąc. – Nie musicie kupować! Niek to bedzie mój osobisty dar dlo bratniego narodu radzieckiego!
– Zdrajca! – wrzasnął baca, kie usłysoł, co Felek godo. A potem ku Stalinowi sie zwrócił:
– Ty weredo! Wara ci od nasyk polskik baterii!
– Baco, one nie som polskie – zauwazył Felek. – Na nik jest napis: Made in China.
– Nic nie skodzi – odrzekł baca. – Te baterie zamieskały na polskiej ziemi i przyjęły polskie obywatelstwo jako ten brazylijski piłkorz.
To powiedziawsy baca – groźnie potrząsając ciupagom – rusył ku Stalinowi. Zaroz jednak zastąpiła mu droge mojo gaździna.
– Co ty robis, matka? – zdziwił sie baca. – Stalina fces bronić?
– Po pierwse gość we wsi, Bóg we wsi – odpowiedziała gaździna kapecke zmieniając brzmienie znanego porzekadła. – A po drugie cy ftoś słysoł, coby Stalin tak cysto po polsku godoł? A te jego wąsy to pewnie nie som prowdziwe, ino przyklejone.
– Zgadza się, przyklejone – potwierdził Stalin. A na dowód, ze to prowda… odkleił je od swej kufy.
– O, Jezusicku! On nimo prowdziwyk wąsów! To wcale nie jest Stalin! – wśród zebranyk rozesło sie westchnienie ulgi. Sołtys zaś zeseł z becki i sprawioł wrazenie, jakby mioł wielkom ochote schować sie teroz w jej wnętrzu.
– Na mój dusicku! – przeraziła sie Jaśkowo. – To jo niewinnego bidoka w swej komórce zamkłak!
– Nic nie szkodzi – pedzioł nieznajomy. Jego mina świadcyła o tym, ze rzecywiście nie mo zolu. – Przynajmniej wiem, że znakomicie ucharakteryzowałem się na tego Stalina. A przygodę z zamknięciem w komórce przed długie lata będę ze śmiechem wspominał.
– Panocku – odezwała sie mojo gaździna. – Z jesce więksym śmiechem bedziecie wspominać, kie dowiecie sie, co tu sie we wsi przez wos narobiło. Ale powiedzcie: cemuście Stalina z siebie zrobili?
– Zaraz wszystko wyjaśnię – pedzioł stalinopodobny cłek. – Jestem ze Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich. Niedawno wraz z kolegami z Koła wpadliśmy na pomysł, żeby z okazji Święta Pracy zorganizować taki happening – wycieczkę na Turbacz w formie pochodu pierwszomajowego. Porobiliśmy transparenty z hasłami typowymi dla czasów PRL-u, a niektórzy z nas ucharakteryzowali się na dawnych komunistycznych przywódców. Na jakiego ja się ucharakteryzowałem – to już wszyscy państwo wiecie.
– Piknie wom ta charakteryzacja wysła! – przyznała mojo gaździna. – Moglibyście grać tego ancykrysta w filmie!
– Na to wygląda – zaśmioł sie student, a potem dalej ciągnął swom opowieść. – Na happening zabraliśmy stary magnetofon, z którego mieliśmy puszczać socrealistyczne pieśni: Piosenkę o Nowej Hucie, Do roboty i takie tam. Ale gapy byliśmy! Zapomnieliśmy zabrać baterii do magnetofonu! Ponieważ ja chodzę po górach szybciej niż moi koledzy, postanowiłem, że zejdę do wsi, spróbuję te baterie zdobyć, a potem dogonię nasz pochód. Jednego nie przewidziałem – że zostanę wzięty za prawdziwego Stalina.
Student znowu sie zaśmioł.
– Przeprasom wos piknie, panocku! – pedziała straśnie zmiesano Jaśkowo. – Barzo piknie wos przeprasom!
– To ja przepraszam – odporł student. – Bo żeby w końcu wydostać się z komórki, musiałem wyważyć drzwi, no i przez to trochę je uszkodziłem…
– Niekze ta! – zawołoł mój baca. – Jesce dzisiok póde do Jaśkowej i piknie jej te drzwi naprawie.
– A jo zaprasom do swojego sklepu – pedzioł Felek. – Dzisiok baterie R-20 w promocyjnej cenie – po pięć złotyk za śtuke.
– Po jakie pięć złotyk?! – oburzyła sie mojo gaździna. – Pedzieliście przecie ponu, ze docie te baterie za darmo – jako dar dlo bratniego narodu radzieckiego!
– Ale… – zacął Felek.
– Zodne „ale” – od rozu przerwała mu gaździna. – Nie bedziecie przed gościem cholewy z gymby robić!
– A kie juz dostoniecie, panocku, te baterie, to jo zaprasom wos do siebie na Smadnego Mnicha – pedzioł mój baca klepiąc studenta po ramieniu. – Po takik przezyciak nalezy sie wom cosi przyjemnego.

No i student najpierw poseł do Felka po baterie, a potem do nos na Smadnego Mnicha. Kapecke posiedzioł u nos, pogodoł, po cym wrócił na ślak. Cy zdązył dogonić kolegów, zanim ci zakońcyli pochód na Turbacz – tego nie wiem. Moze ftoś z wos był pierwsego maja na Turbaczu i wie?

Jo w kozdym rozie muse pedzieć, ze jestem studentowi wdzięcny za zamiesanie, jakiego niefcący naryktowoł. Bo jo nieroz zastanawiołek sie, co to by było, kieby Stalin nagle odzył? Teroz wiem juz przynajmniej, co by sie działo w mojej wsi. Nadal ino nie wiem, jak zachowaliby sie ludzie w inksyk cynściak kraju. Hau!