Owcarkowe Ochotnice Pogotowie Ratunkowe

Na mój dusiu! Straśnom rzec wcora w samo południe odkryłek! Stali bywalcy Owcarkówki noleźli sie w niebezpieceństwie! Jakisi genius dopodł ik syćkik! Skąd jo wiem, ze to genius? Ano wiem. Jego macki sięgły nie ino do róznyk zakątków Polski, ale tyz do Holandii, Miemców, Śwajcarii, Kingstonu i na Dziki Zachód! Do Australii, Francji i Danii prawdopodobnie tyz sięgły! Cegosi takiego mógł ino genius dokonać! Genius zła! Jakisi profesor Moriarty abo inksy Blofeld krucafuks!

No to nimo zartów! I nimo co zwlekać! Trza wartko rusać z akcjom ratunkowom, bo kozdo kwila zwłoki moze zbyt wiele kostować! Zeskocyłek z krzesła, ftóre w nasej chałupie przy biurku z komputrem stoi i posłek do kuchni. Tamok kot piknie sie na przypiecku wygrzewoł. Baca z gaździnom byli akurat na zakupak w Nowym Targu, więc cały dom mieli my dlo siebie.

– Krzesny – zwróciłek sie do kota. – Nie wiecie, cy som w chałupie farby?
– Farby? – Kot sie zastanowił. – Baca w komórce jakiesi trzymo. A w duzej izbie widziołek farby plakatowe, ftórymi wnuki bacy i gaździny sie bawiom, kie ku nom przychodzom.
– Mogom być i plakatowe – uznołek. – A niebiesko wśród nik jest?
– Chyba jest.
– No to wartko mi tutok te niebieskom przynieście – popytołek. – Wroz z pędzelkiem.
– A niby cemu miołbyk wos słuchać? – spytoł kot.
– Bo kie wiecie, ka te farby som, to sybciej je nojdziecie niz jo. A tutok kozdo sekunda jest barzo cenno! – pedziołek. – Kie mi pomozecie, to przez cały przysły tydzień, syćkom kiełbase jałowcowom, ftórom zdobęde, bede wom oddawoł.
– A, to teroz juz mom powód – pedzioł kot i ku duzej izbie pohyboł.

Zaroz wrócił z pudełeckiem niebieskiej farby i pędzlem.
– A teroz piknie pytom – pedziołek – wymalujcie mi pikny krzyz na lewym i na prawym boku.
– Co takiego? – zdziwił sie kot. – Na jakisi karnawałowy bal przebierańców sie wybierocie, cy jak?
– Jeśli fcecie mieć te kiełbase, to malujcie – pedziołek. – Nimom casu na wyjaśnienia.
Kot namocył pod kranem pędzelek, nabroł nań farby i wymalowoł mi niebieski krzyz najpierw na jednym, a potem na drugim bocku. Na mój dusiu! Ale krzywo to zrobił! Godom wom: jeśli bedziecie potrzebowali malorza, to nie biercie kota mojej gaździny! No ale trudno. Wysło, jak wysło.
– Zrobiłek, jakeście fcieli – pedzioł kot, tak z siebie dumny, jakby właśnie zadzwonili do niego z muzeuma pona Pompidou i pedzieli, ze fcom mnie wroz z jego malunkiem do swoik zbiorów zakupić.
A po kwili znów sie odezwoł:
– A nie mozecie mi uchylić choć rąbka tajemnicy, co wom do łba strzeliło, coby sie w jakiesi body-paintingi bawić?
– To nie jest zodno zabawa! – oburzyłek sie. – To jest barzo powozno rzec! Właśnie powołołek do zycia Owcarkowe Ochotnice Pogotowie Ratunkowe!
– Co powołaliście? – Kot chyba uwazoł, ze jo śpasuje.
– Pedziołek juz, ze nimom casu na wyjaśnienia. – Byłek kapecke zniecierpliwiony. – Chyba ze… Chyba ze fcecie mi pomóc – wte powiem wom, o co idzie.
– Pomoge, pomoge. – Kot umieroł z ciekawości. – Ale powiedzcie! Piknie pytom!
– Idzie o gości mojej budy – pedziołek.
– Mocie teroz w budzie jakikś gości?
– Nie w tej, ftóro przed chałupom stoi. Jo godom o budzie blogowej. Syćka, co mojego bloga odwiedzajom, zostali przez jakiegosi straśliwego ancykrysta porwani! Trza ik ratować!
– A wiecie chociaz, kany ik sukać? – spytoł kot.
– Niestety jesce nie – odpowiedziołek. – Ale mozemy pohybać ku Tatrom, ku Marynie Krywaniec. Popytomy jom, coby frunęła do wierchu. Moze z wysokości uwidzi miejsce, ka ten łoter ik więzi?
– A to w takim rozie musimy wziąć farbe ze sobom, coby i jej na bokak niebieskie krzyze wymalować – zauwazył kot. – I mi tyz wymalujcie, skoro mom być ratownikiem z wasego pogotowia.
No to wymalowołek. Eh, wysły mi te krzyze jesce gorzej niz jemu! W dodatku na jego cornej sierści były one duzo gorzej widocne niz na moik biołyk kudłak. Ale to nie mojo wina, ze ten, co wymyślił, coby ratownicy krzyz mioł kolor niebieski, nie przewidzioł, ze w przysłości takimi ratownikami mogom być corne koty.

– No to hybomy ku Marynie Krywaniec! – pedziołek.
– Hybomy! – powtórzył za mnom kot. – A po drodze opowiecie mi syćko, co wiecie o tym paskudnym kryminaliście.
– Na rozie to jo nic nie wiem – przyznołek.
– Jak to nic? – zdziwił sie kot. – Cosi wiedzieć musicie! Jeśli na przykład podrzucił on wom do budy kartke z listom ządań, to choćby na podstawie tyk ządań mozno by wyryktować portret psychologicny.
– Ba jo zodnej kartki od niego nie dostołek – pedziołek.
– No to moze meila wom wysłoł? – zastanawioł sie kot. – Sprawdzaliście?
– Nie, tego nie sprawdziłek – uświadomiłek se.
Pobiegli my do komputra. Otworzyłek swoje konto meilowe.
– I co? – spytoł kot.
– Nic – pedziołek. – Sprawdziłek nawet w spamak. Zodnyk wieści od tego łotra nimo.
– A moze jakisi komentorz na wasym blogu wyryktowoł? – kot kombinowoł dalej.
Faktycnie! Moze tamok ten diask wiadomość jakomsi zostawił? No to wesłek na swój blog i…
– O, krucafuks!!!!!! – był to jeden z najgłośniejsyk krucafuksów, jakie w całym moim owcarkowym zywobyciu z mego gardła sie wydobyły.
– Godojcie wartko, krzesny – niecierpliwił sie kot – wyjaśniło sie cosi?
– Syćko sie wyjaśniło! – zawołołek.
– To piknie! – uciesył sie kot. – Zatem bieremy Maryne Krywaniec do pomocy i wnet sie z weredom rozprawimy!
– Ehm… wiecie… ta wereda… – zacąłek sie plątać. – Ta wereda to właściwie nie istnieje.
– Co? Nie istnieje? – Kot wybałusył ocy. – Ftosi, fto nie istnieje, porwoł gości wasej budy?
– Zaroz wom to syćko, krzesny, wytłumace – pedziołek. – Jo w swoim ostatnim blogowym wpisie popytołek syćkik, coby nie ryktowali pod nim zodnyk komentorzy.
– Dziwacny pomysł – stwierdził kot.
– Dziwacny, nie dziwacny… ale oryginalny – odrzekłek. – No i jo fciołek mieć właśnie jeden taki oryginalny wpis. Ino – kruca – jakosi zupełnie o tym zabocyłek! I kie dzisiok zajrzołek do swojego bloga i uwidziołek, ze pod najnowsym wpisem ani jednego komentorza nimo, zdziwiło mnie to straśnie! Próbowołek zgadnąć, co sie mogło stać? Bywalcy Owcarkówki obrazili sie na mnie? No nie, chyba nie syćka naroz! To moze komputry im sie popsuły? Tyz nie! Tyz syćkim naroz popsuć sie nie mogły. I dosłek do wniosku, ze wyjaśnienie moze być ino jedno – oni syćka zostali porwani! Jesce nie wiadomo cemu, ale musieli zostać porwani! Dopiero teroz – krzesny – poźrełek na tytuł tego ostatniego wpisu, tytuł wyrazający prośbe o nieryktowanie komentorzy i… syćko se przybocyłek!

Kie kot to usłysoł, to po całej izbie tarzać ze śmiechu sie zacął! A jo miołek dwa wyjścia: spalić sie ze wstydu abo przyłącyć sie do kota i tyz sie śmiać. Z medycnego punktu widzenia korzystniejse było to drugie. No to pośmiali my sie rozem. A potem posli my do potoka, coby zmyć z siebie te niebieskie ratownice krzyze.

Ale tak se myśle, ostomili, ze mozecie cuć sie piknie ocaleni przez nase Owcarkowe Ochotnice Pogotowie Ratunkowe. A ze ocalili my wos przed niebezpieceństwem, ftórego nie było – to juz zupełnie inkso sprawa. Hau!

P.S.1. No to kie juz se przybocyłek to, co zabocyłek, fciołbyk piknie syćkim podziękować za pomoc w wyryktowaniu oryginalnego wpisu! Bo kieby choć jeden Budowic sie wyłamoł – wpis by sie nie udoł. Ale nie wyłamoł sie nifto – i dlotego sie udało! No to teroz po Smadnym Mnichu dlo kozdego, coby brak komentorzy pod poprzednim wpisem piknie uccić! 😀

P.S.2. To, ze pod ostatnim wpisem nie pojawił sie zoden komentorz, nie oznaco, ze nie pojawili sie w Owcarkówce nowi goście. Oto przybyli ku nom Rysberlinecek i PanLonziecek. Witomy piknie i niek sie w nasej budzie rozgoscom! 😀