Niek Moc bedzie z nomi (przeciwko komarom i muchom)!

Jakie wy, ludzie, mocie sposoby na komary? Ano rózne. Jedni kurzom papierosa za papierosem. Inksi psikajom sie specjalnymi sprejami do odstrasania tyk beskurcyjej. A jesce inksi robiom zamach rękom i… PRASK!!! – komar poległ na polu kwoły.

Ale zoden z tyk sposobów nie jest idealny. Jako jest wada papierosów – o tym wiedzom nawet ci, co nie skońcyli studiów medycnyk. Wada sprejów jest tako, ze komary som głupie i cytać nie umiom. A kie nie przecytajom załąconej instrukcji, to skąd majom wiedzieć, ze to jest środek, ftóry je odstraso? Najcynściej więc nie zwracajom na ten środek uwagi, ino najspokojniej w świecie lądujom na upatrzonym kawałecku ciała i zaroz z takim zapałem krew swojej ofiary pijom, ze jaz im sie te maluśkie komarze usy trzynsom. No a wada praskania komarów rękom jest tako, ze tutok trza mieć odpowiedni refleks. Komary – jako przed kwileckom pedziołek – som głupie, ale nie jaz tak, coby cekać spokojnie na śmierzć, kie widzom, ze zaroz spodnie na nik łapa waząco pare milionów rozy więcej niz one same. To znacy tak mi sie wydoje, ze pare milionów. Bo przyznoje, ze nie wiem, kielo wazy komar – taki nie cierpiący ani na otyłość, ani na anoreksje, ino taki zupełnie przeciętny, statystycny.

Cóz… skoro broń konwencjonalno w walce z tymi owadami nie jest zbyt skutecno, to wiecie, co ostatnio hamerykańscy naukowcy wymyślili? Coby zwalcyć je broniom masowego razenia. A dokładniej – laserem. Cyli broniom rodem z Gwiezdnyk wojen! Jak podoje poniedziałkowy dziennik „Polska”, naukowcy ci, wśród nik pon Lowell Wood i pon Jordin Kare, wyryktowali takom masynke, co sie nazywo WMD. Jest to skrót od angielskiego: „Weapon of Mosquito Destruction” abo od polskiego: „Wyrok na Małogabarytowe Draństwo”. I jak tako masynka działo? Ano tak:

Urządzenie WMD wykrywa częstotliwość dźwięku wytwarzanego przez trzepot skrzydeł komara, a następnie komputer generuje wiązkę laserową, która upala owadowi skrzydła i dymiący zewłok spada na ziemię.*

Krucafuks! Barzo pomysłowo broń! Ino kapecke niebezpiecno. Bo co bedzie, kie to urządzenie sie rozreguluje? Wte moze sie zdarzyć, ze przyjdzie do nasej bacówki taki turysta z zapakowanym do plecaka WMD, jo na widok gościa radośnie ogonem zamerdom, a ta zepsuto masynka pomyli trzepot komarzyk skrzydeł z moimi merdnięciami i – jak nie strzeli! I jak jo wte bede wyglądoł? Bioły owcarek z cornym, osmalonym przez laser ogonem? W dodatku swąd spalenizny od moik kudłów to by sie pewnie po całej holi rozeseł. Oscypkom mojego bacy na dobre by to nie wysło – one piknie smakujom wte, kie som przesiąknięte dymem z bacówkowego paleniska, a nie wte, kie przeniknie je zapach spalonej psiej sierści.

Dlotego jo se myśle, ze ci Hamerykanie powinni na te komary cosi inksego wyryktować. Moze to być broń laserowo, ale nie WMD. Pomyślołek o miecu świetlnym, jakim pon Luk Skajłoker walcył z ciemnom stronom Mocy. Przydołby sie taki miec nawet u mnie pod Turbaczem. U mnie wprowdzie nimo komarów tak wiele jako na przykład na Mazurak, ale som za to muchy. Paskudne, sakramenckie muchy! Nieodłącne, ba niepoządane kompanki wselkiej beskidzkiej zywiny i kozdego beskidzkiego włócykija w upalne dni. Kie w takie właśnie dni włócykij wspino sie na Turbacz abo inksom Radziejowom, kie wychodzi na polanke, ze ftórej roztaco sie pikny widocek, to fciołby zatrzymać sie i tym widockiem pozakwycać, skubnąć w błogim zamyśleniu rosnącyk nieopodal malin abo borówek… A tu – krucafuks – te latające corne weredy psujom cały nastrój, bo bzycom bez przerwy, za przepocony kołnierz włazom i we włosy sie wplątujom! Mozno sie od nik opędzić rękom abo smrekowom gałązkom – ale co to do? Nic! Nawet jeśli tako gałązka praśnie pare śtuk, to one padnom na ziem, odpocnom kapke, a za pare sekund znowu zerwom sie do lotu i bedom bzycały ze zdwojomom energiom! Psy i owiecki na holi wcale nie majom lepiej. Opędzajom sie, potrząsając głowom abo machając ogonem, ale pomago to im telo co cłowiekowi opędzanie sie gałązkom. Ba kieby zywina dostała takie laserowe miece, to by było inacej! O! A jesce lepiej, coby to były nie miece, ino laserowe wachlarze! Bo wachlarze miałyby więksy zasięg! Chyciłoby sie takom broń w zęby, machnęłoby sie roz, drugi i trzeci, a wte tako mucha juz by sie z ziemi nie podniesła, ino posłuzyłaby jakiejsi jaskółce jako gotowo pikno grzanka na śniadanie. Oby tylko muchy smazone w laserze nie były dlo jaskółek skodliwe!

Tak więc ten obecny wynalazek pona Wooda i pona Kare’a moze nie jest najlepsy, ale niek sie nie zniechęcajom! Niek pracujom dalej! Bo tako broń laserowo miejmy nadzieje, ze nigdy nie bedzie potrzebno w walce z najeźdźcami z kosmosu. Miejmy tyz nadzieje, ze w trzeciej wojnie światowej tyz nie bedzie potrzebno z tej prostej przycyny, ze tako wojna nigdy nie wybuchnie. Natomiast przeciwko tym maluśkim latającym ancykrystom to laser rzecywiście moze sie piknie przydać… A! I jesce jedno! Ponie Wood i ponie Kare! Piknie pytom cobyście jesce przeciwko pchłom i klescom jakomsi skutecnom broń wyryktowali. Jesce przeciwko pchłom i klescom! Hau!

* A. Synowiec, T. Allen-Mills, Laser ustrzeli komara, „Polska” 2009, nr 63 (431), s. 12.