Fto powinien znać ten śpas?

Jak to godoł najsłynniejsy góralski filozof, jegomość Tischner z Łopusznej, pobozność to jest barzo wozno rzec, ale rozumu nie zastąpi. Wielu z wos zno pewnie ten śpas, jak to do gazdy, co mioł chałupe nad Dunajcem, przyjechały policjanty. Ba nie po to, coby go hereśtować, ino po to, coby go ostrzec przed zblizającom sie powodziom.
– Wsiadojcie, gazdo, do nasego policyjnego auta – pedziały. – Zabieremy wos stąd.
– Eee, nic mi nie bedzie – pedzioł gazda. – Jo wierze, ze Pon Bóg nie pozwoli, coby krzywda mi sie stała.
Cóz było robić? Gazda sie uporł i nika sie rusyć nie fcioł. Policjanty wzrusyły ramionami i odjechały. A po paru godzinak Dunajec z brzegów wystąpił. Wkrótce pod drzwi gazdowskiej chałupy woda zacęła podchodzić. Ba oto jakisi cłek w łódce podpłynął.
– Hej gazdo! – zawołoł. – Zaroz wos zaleje! Wsiadojcie wartko do mojej łodzi, to sie uratujecie!
– Nie dziękuje – odrzekł gazda. – Płyńcie se dalej. Jo wierze, ze ocali mnie Pon Bócek.
No i łódka odpłynęła. A wody w Dunajcu dalej wzbierały. Gazda musioł w końcu wdrapać sie na dach swej chałupy. Nagle nadlecioł helikopter. Jego załoga fciała zabrać gazde ze sobom. Ale on dalej swoje!
– Dziękuje, ale nie. Jo wierze, ze Pon Bócek bedzie nade mnom cuwoł.
Jaz wreście bidny gazda utonął. No i zaroz jego dusycka do nieba posła, przed Ponem Bóckiem stanęła i zacęła sie zolić:
– Ponie Bócku! Jak mogłeś? To jo tak piknie w ciebie wierzyłek! Tak piknie ci ufołek! A ty pozwoliłeś, cobyk w powodzi zginął!
A Pon Bócek ku janiołkom sie obyrtnął i pedzioł:
– Widzicie? To jest właśnie ten, po ftórego jo wysłołek najpierw policjantów, potem łodke, a potem jesce helikopter.

Heeej! Story jest straśnie ten śpas. Kieby weseł on na Rysy, to końcówka jego brody w Morskim Oku by sie mocyła. Bo jaz tak długaśno jest ta broda. Cemu więc jo go wom opowiadom? A bo przybocył mi sie on, kie w Wirtualnej Polsce przecytołek takom wiadomość:

Włoski sąd skazał tunezyjskiego pilota na 10 lat więzienia za to, że podczas awarii samolotu zamiast próbować ratować spadającą maszynę… modlił się. Pobożny pilot został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci 16 osób – podaje BBC.
Do katastrofy samolotu lecącego z Bari we Włoszech na tunezyjską wyspę Dżerbę doszło w sierpniu 2005 roku. Kilkanaście kilometrów od północnego wybrzeża Sycylii maszyna wpadła do morza. Z 39 osób obecnych na pokładzie uratowały się 23. Przyczyną katastrofy okazała się awaria wskaźników poziomu paliwa, w wyniku której podczas lotu zabrakło paliwa.
Włoski sędzia stwierdził, że pilot wpadł w panikę i zamiast rozpocząć procedury awaryjne zaczął się głośno modlić.

Krucafuks! Jo jestem więcej niz pewien, ze ten tunezyjski pilot tego śpasu o gaździe znad Dunajca nie znoł! Bo kieby znoł, to po pierwsyk słowak modlitwy od rozu by sie ocknął i zawołoł:
– Na mój dusicku! Przecie jo sie jako ten gazda zachowuje! No nie, tak nie mozno. Do roboty! Ponie Bócku, jo cie piknie pytom, cobyś nos ocalił, ale jo sam ze swej strony spróbuje zrobić syćko, coby ten lot zakońcył sie scynśliwie.
Mógłby ten pilot takom postawe przyjąć? Mógłby. Niezaleznie od tego, jakom on religie wyznoje. Bo przecie chyba nimo takiej religii, co to w rozie awarii samolotu nakazywałaby pilotowi rozłozyć bezradnie ręce i zdać sie wyłącnie na pomoc z samiućkiego wierchu. Ale cóz… Pośród wos, ludzi, wielu jest takik, co zamiast na siebie wziąć odpowiedzialność za pewne sprawy, to wolom przerzucić jom na barki Pona Bócka. A kie takie przerzucanie odpowiedzialności ryktujom ci, od ftóryk zycie inksyk zalezy, to moze być barzo niebezpiecnie. Więc jo se myśle, ze w takim zawodzie jak pilot samolotowy znajomość tego śpasu powinna być obowiązkowo. Jo byk nawet proponowoł, coby we syćkik pasazerskik liniak lotnicyk rozmowa kwalifikacyjno z kozdym kandydatem na pilota wse zacynała sie od pytania:
– A znocie, panocku, ten śpas o gaździe, co to wierzył, ze Pon Bócek go przed powodziom ocali?
Jeśli kandydat powie: „Tak! Piknie, znom!”, a potem opowie ten śpas, to mozno godać z nim dalej. Ba jeśli odpowie: „No, niestety nie znom”, to wte od rozu nalezy mu podziękować, a kartke z jego si-wi przerobić na papierowom torebke dlo pasazerów, ftórym zrobi sie w samolocie niedobrze.

Bo nie wiem jak wy, ale jo tam byk boł sie lecieć samolotem, ftórego pilot tego śpasu nie zno. A kieby cosi sie w tym samolocie popsuło, to juz chyba bezpiecniej byk sie cuł, kieby za sterami siedziała jedno z owiecek mojego bacy . Godom wom, ze chyba cułbyk sie bezpiecniej! Hau!

P.S. A bocycie, fto w najblizsy wtorek sie urodzi? Profesorecek! No to zdrowie Profesorecka! Ocywiście po roz pierwsy 😀