Cud w Pieninak

Emilecka nagrode za odgadnięcie krzyzówkowego hasła juz dostała. Teroz pora na nagrode dlo Gosicki. A co Gosicka fciała dostać? Niek przyboce. Fciała, cobyk wyjaśnił, cemu mój śwagier i mój kolega ze studiów nie zesli z holi w dniu świętego Michała, ino dalej na tej holi siedzieli. Ze tak właśnie było – som na to fotograficne dowody. No to teroz jo to syćko piknie wyjaśnie. Ino niek zacne od pocątku.

Był, ostomili, dzień 15 października. Barzo brzyćki dzień! Jak on w górak wyglądoł, to Poni Dorotecka zbocowała. Śnieg wte straśny sypoł, zimnica chyciła, duło sakramencko… Krucafuks! Dobrze ze nimo mnie juz na holi – pomyślołek se pozirając na takom pogode. Siedziołek wte w chałupie przed komputrem i drukowołek z Wikipedii wiadomości o Księzycu. No bo dosłek do wniosku, ze dobrze by było wiedzieć, do cego jo se od casu do casu wyje. Jaz tu nagle ftosi w okienko zapukoł. Kiebyk był panienkom, to byk pomyśloł, ze to ułani. Ale przecie nie jestem. Fto to zatem był? Ano dwa znajome owcarki z pobliskik Pienin! Cyli właśnie ten mój śwagier i kolega ze studiów! Pewnie fcielibyście wiedzieć, z jakik studiów? Ano tyk na Wydziale Cłowiekologii na Uniwersytecie Turbaczowskim. Od rozu godom, ze wy, ludzie nie mozecie sie na ten uniwersytet dostać. Ba nie narzekojcie! A kie spróbujecie narzekać, to powiedzcie: kielo psów dopuściliście na studia na Uniwersytecie Jagiellońskim abo Warsiawskim?

No więc przyseł ku mnie ten śwagier wroz z moim kolegom, a jo wte wykrodłek sie z chałupy i wysłek do pola.
– O, Jezusicku! – zawołołek, kie dokładniej przyjrzołek sie moim niespodziewanym gościom. – Jak wy wyglądocie! Mokrzy, brudni, strudzeni! Zupełnie jakbyście w te kurniawe siedzieli na holi, a nie we wsi!
– Bo my ciągle siedzimy na holi – odpowiedzioł śwagier.
– Cooo?! – zdziwiłek sie. – Jesce na holi siedzicie? W połowie października? Dwa tyźnie po świętym Michale?
– No… tak jakosi wysło – pedzioł mój kolega.
– Krucafuks! – zawołołek. – No to przecie owiecki wom w takom pogode pomarznom! Temu wasemu bacy chyba sie cosi pokiełbasiło!
– Jakby to pedzieć… – znów zabroł głos śwagier. – Pokiełbasiło mu sie, ba my mu w tym kapecke pomogli.

I śwagier zacął opowiadać:
– Na pewno bocycie, krzesny, jakom pogode pod koniec września my mieli? Ciepło było, pogodnie, słonko piknie przygrzewało… Nie fciało sie z tej holi na dół schodzić. Oj, nie fciało! Nie ino nom zreśtom, ba nasemu bacy tyz. No i na dzień przed świętym Michałem baca wyseł z bacówki, poźreł ku pobliskim wiersyckom, poźreł ku kapecke dalsym Tatrom i zawołoł: „Na mój dusiu! Ale tutok piknie! Jaze skoda hole opuscać! Eh, Ponie Bócku, piknie pytom, spraw, coby święty Michał jesce nie przychodził. Cofnij cas o miesiąc.” No i kie my tak słuchali, jak baca gorliwie modli sie o cofnięcie casu, to wpadli my na pewien pomysł. Postanowili my zrobić tak, coby był sierpień, a nie wrzesień.
– Ale przecie casu nie cofliście? – wtrąciłek – Bo niby jak?
– W nasej bacówce na ścianie wisi kalendorz – pedzioł mój kolega. – No i kie baca tak stoł na holi i sie głośno modlił, my zakrodli sie do bacówki i przestawili w tym kalendorzu kartki z września na sierpień. Pomyśleli my, ze pogoda pikno, więc nic sie nie stonie, jak se jesce z miesiąc na tej holi posiedzimy.
– A potem baca weseł nazod do bacówki – kontynuowoł śwagier. – Rozejrzoł sie i… cosi mu tutok nie pasowało. Rozejrzoł sie jesce roz. Wreście uwidzioł kalendorz i zacął wołać: „Cud! Cud! Najprowdziwsy cud sie wydarzył! Pon Bócek wysłuchoł moik modlitw! Cofnął cas o miesiąc!”
– No dobrze – pedziołek – ale cy nifto nie wytłumacył temu wasemu bacy, ze cas wcale sie nie cofnął?
– Nifto, krzesny! – pedzioł śwagier. – Juhasi próbowali – i nic. Godali, ze to pewnie jakisi turysta dlo śpasu poprzestawioł kartki w kalendorzu. Ale baca na to pedzioł, ze tego ranka zoden turysta sie tutok nie kryncił, więc z pewnościom ino jakosi siła naprzyrodzono mogła to zrobić. Wte jeden z juhasów hipnął do Czorsztyna po świeze gazety, inksy włącył radio, ka w wiadomościak wyraźnie mówili, jaki jest dzień. Ale baca nie doł sie przekonać. Godoł, ze te gazety i to radio to jakiesi satańskie śtucki, a on swoje wie i na pewno teroz jest sierpień. No i święty Michał minął, wkrótce przyseł październik, a nas baca myśloł, ze to dopiero wrzesień. Więc dalej juhasów i owiecki na holi trzymoł. Dopóki pogoda była pikno – nifto właściwie nie narzekoł. Ale teroz – sami, krzesny, widzicie, co sie na polu dzieje. A baca sie uporł! Pedzioł, ze syćka bedom sie z niego śmiali, kie on za wceśnie w dół zejdzie, więc trza wytrzymać do świętego Michała, ftóry w jego mniemaniu mo przyjść dopiero za dwa tyźnie. No i teroz owiecki marznom, juhasi marzonom, my marzniemy… I co momy zrobić?!
– Krucafuks! – zakląłek. – No toście naryktowali bidy!
– Ano…. naryktowali – przyznoł kolega. – Ale jak teroz to naprawić? Jak nakłonić bace, coby wreście zgodził sie na opuscenie holi?
– Moze powinniście znów kartki w kalendorzu zmienić? Ino teroz w drugom strone? – zaproponowołek.
– Nic z tego – pedzioł kolega. – Baca uznoł, ze to cudowny kalendorz, ftóry nie moze se ot tak wisieć na okopconej bacówkowym dymem ścianie. Zamknął go w skrzyni na kluc. A kluc ten teroz cały cas przy sobie nosi.
– Cóz – pedziołek. – Was baca myśli, ze to Pon Bócek cofnął cas, więc ino Pon Bócek moze go przekonać. Abo przynajmniej jakisi święty. Najlepiej święty Michał!
– Ba jak z tym świętym Michałem pogodać, coby zefcioł póść do nasego bacy i wyprowadzić go z błędu? – spytoł kolega.
– Widze dwie mozliwości – pedziołek.

A potem poźrełek ku niebu i głośno spytołek:
– Ponie Bócku, ześles ku nom na pomoc świętego Michała cy wolis, cobyk jo go zastąpił?
Nie padła z wierchu zodno odpowiedź, więc jasne juz było, ze Pon Bócek wybroł te drugom mozliwość.
– No to teroz posłuchojcie – zwróciłek sie ku tym dwóm bidnym owcarkom. – Kim jest święty Michał, to wiecie – jednym z najwozniejsyk janiołów, cyli jarchaniołem. A u nos na strychu lezy strój janiołka. Wnucka mojego bacy i mojej gaździny występowała w nim podcas jasełek. No to wykrodniemy ten strój i pohybomy na wasom hole w Pieninak. Tamok jo załoze to przebranie, coby was baca myśloł, ze jestem jarchanioł Michał.
– No dobrze, krzesny – pedzioł śwagier. – Ale jak wytłumacycie mu, ze jest juz połowa października? Przecie nie umiecie godać ludzkim głosem.
– To prowda – zgodziłek sie. – Dlotego zaroz wydrukuje na nasej komputrowej drukarce pikny tekst, ftóry dom wasemu bacy do przecytania. Moze być tamok napisane cosi takiego: Ostomiły baco. Jo, święty Michał, doje ci to do przecytania, bo nie bede ku tobie godoł. A nie bede godoł, bo nie jesteś godzien słuchać janielskiego głosu. Zabier wartko owiecki w dół, bo moje swięto juz downo minęło! A kartki w kalendorzu to ci po prostu wiater zmienił, bo miołeś przeciąg w bacówce.
– To sie moze udać! – zawołoł zakwycony kolega.
– To sie nimo prawa nie udać – poprawiłek go. – Bo kieby sie nie udało, to jo juz nie wiem, co zrobić.

No i pockali my, jaz mój baca z mojom gaździnom pódom spać. Kie posli, to my sie zakradli do chałupy, noleźli na strychu jasełkowy strój janiołka, a potem wydrukowali na komputrze co trza. Kartecke z wydrukowanym tekścikiem wsadzili my do piknej koperty. Z pewnym trudem my sie po chałupie porusali, bo ciemno kruca było, ale udało sie nie obudzić ani bacy, ani gaździny.

No i pohybali my ku Pieninom. Śwagier z kolegom powiedli mnie ku swej holi. Pockali my w lesie do rana. A kie ranek przyseł, śwagier z kolegom pomogli mi załozyć strój janiołka. Pikny był to strój! Składoł sie nie ino z biołej janiołkowej kiecki, ale tyz ze skrzydełek, peruki z jasnymi śnurkami udającymi włosy i piknej aureoli, co to jom sie za pomocom drucika do głowy przycepiało. Mojo gaździna jest tako zdolno, ze sama to syćko swojej wnucce wyryktowała. Kie juz sie w ten strój ubrołek, to godom wom – wyglądołek jako prowdziwy janioł! Taki kapecke kudłaty, ale janioł!

Podesłek ku bacówce. W samom pore, bo zaroz otworzyły sie drzwi i ze środka wyseł baca. Na wselki wypadek – choć nie jest to dlo mnie łatwe – stanąłek na dwók tylnyk łapak, coby baca nie pomyśloł, ze to przynapity janiołek przycołgoł sie ku niemu na cworakak.
– A to co? – zawołoł baca zdziwiony. – To juz ci dyktatorzy mody nawet owcarki zacęli w jakiesi dziwne ciuchy ubierać?
O, krucafuks! Od rozu na śtyry łapy opodłek! Mój plan sie nie udoł! Tako pikno charakteryzacja – a ten baca i tak owcarka rozpoznoł! Chociaz… moze kie mu wręce te koperte z wydrukowanom przeze mnie „janielskom mowom”, to jednak weźmie mnie za świętego Michała? Miołek te koperte w zębak. Podołek jom bacy. Kapecke to go zaskocyło. Ale wziął jom, otworzył, wyciągnał ze środka kartke i zacął cytać na głos:
– Księżyc, łac. Luna, jedyny naturalny satelita Ziemi, nie licząc tzw. księżyców Kordylewskiego, które są obiektami pyłowymi i przez niektórych badaczy uważane za obiekty przejściowe. Jest piątym co do wielkości księżycem…
Na mój dusiu! Co ten baca cytoł? O, Jezusicku! Juz wiem! Jak juz wom godołek, zanim śwagier z kolegom przysli ku mnie, to jo se wydrukowołek z Wikipedii informacje o Księzycu. I widocnie pomyliłek kartki! Zreśtom o pomyłke – przy zgasonym świetle w chałupie – wcale nie było trudno. No, krucafuks!

Ale swojom drogom, to jo ten tekst o Księzycu fciołek zachować dlo siebie. Niby mogłek wrócić do chałupy i druknąć se to jesce roz, ba po co marnować toner i papier? Zwinnym ruchem chyciłek kartecke w zęby i wyrwołek jom z rąk bacy. A potem uciekaca ku lasowi! Cóz… normalnie to jo byk przed kozdym cłowiekiem uciekł bez trudu. Ale w kiecce jasełkowego janiołka wcale nie było to takie proste. Zaplątołek sie w te kiecke i poturlołek przed siebie, jaz prasłek łbem w pień smreka. Nie uderzyłek sie na scynście zbyt mocno, ba na kilka sekund mnie ogłusyło. To bacy wystarcyło, coby mnie dogonić i odebrać mi mojom kartke. A potem wiecie, co zrobił? Wspiął sie na tego smreka, cobyk mu więcej nie przeskadzoł i spokojnie przecytoł se reśte tekstu. Barzo załowoł, ze brakowało dalsego ciągu. Jaz mi sie go nawet kapecke zol zrobiło. Kiebyk to przewidzioł, to byk mu reśte wydruku przeniesł.

Kie baca skońcył cytać, to zeseł ze smreka i poseł ku bacówce. Nie próbowołek juz mu tej kartki odebrać. Po tak sakramenckim niepowodzeniu mojego planu było mi juz syćko jedno.

Na przeciw bacy wysli jego juhasi.
– Ka zeście, baco, byli? – spytali.
– A, na tamtym smrecku. Cytołek se – odpowiedzioł baca.
– Cytaliście? – zdziwili sie juhasi. – A o cym?
– O Księzycu – pedzioł baca. – Cy wy wiedzieliście, ze przeciętno odległość od środka Ziemi do środka Księzyca wynosi 384403 kilometry?
– No, nie wiedzieli my – przyznali juhasi.
– Ha! – zawołoł baca. – A wiedzieliście, ze księzycowo średnica jest długo na 3474 kilometry?
– Tyz nie – pedzieli juhasi. – A po co nom to wiedzieć?
– A cy wiedzieliście – baca pytoł dalej – ze w 1959 roku ruski sputnik Łuna 3 zrobił pierwse zdjęcia niewidocnej cynści Księzyca?
Kie juhasi pokryncili głowami, baca sie roześmioł:
– Hahaha! Ale z wos sietnioki! W ogóle nie znocie sie na astronomii!
– A wy sie, baco, znocie? – spytali juhasi.
– Jesce nie – pedzioł baca. – Ale zamierzom sie poznać. Bo kie tak cytołek o tym Księzycu, to pomyślołek, ze astronomia to jest barzo ciekawo dziedzina nauki.
– Moze i ciekawo, ba co z tego? – próbowali dociec juhasi.
– Ano to z tego, ze uświadomiłek se, ze jo całe swoje zywobycie to sie ino owieckami zajmowołek. Nie powiem, ze to nie było pikne. Bo było! Ale przecie jest tyz wiele inksyk piknyk rzecy! Na przykład tako astronomia! Dlotego postanowiłek, ze teroz bede sie zajmowoł nie bacowaniem, ino obserwacjom ciał niebieskik.
– A co z owieckami? – spytali juhasi.
– Wy sie zajmijcie nimi – pedzioł baca. – To juz nie mojo sprawa, ino waso.
– W takim rozie wartko sprowadzomy je na dół! – od rozu zadecydowali juhasi.
– Róbcie, jak fcecie – odrzekł baca.
Ba kie kwilecke sie zastanowił, to dodoł:
– Cóz. Jo tutok te owce przyprowadziłek, to pomoge wom je sprowadzić. Ale potem zaroz jade do Krakowa kupić se pikny teleskop.

I tak oto owiecki, ftóryk mój śwagier i mój kolega pilnowali, mogły wreście wrócić do swyk wsi. Była po temu najwyzso pora, bo w końcu te bidocki zacęłyby zamarzać. A tak, wprowdzie nieco zziębnięte, ale całe i zdrowe syćkie nolazły sie nazod u swoik właścicieli.

Tak w ogóle to chyba dobrze, ze ten baca akurat astronomiom sie zajął. Dzięki temu odkryje kiesik aktualne połozenie Ziemi względem słonka. I wte uświadomi se, jako jest prowdziwo data.

****************************************

Jo tej historii nie miołek na swoim blogu opowiadać. Śwagier z kolegom mnie o to pytali, bo im wstyd było, ze z ik winy narobiło sie telo zamiesania. No to obiecołek im, ze nie opowiem. Ale potem Gosicka i tak odkryła cynść prowdy. A poza tym nalezała jej sie nagroda. No to pohybołek ku moim znajomym owcarkom z Pienin. Pedziołek im, jako jest sytuacja.
– Ale zrozumcie, krzesny – tłumacył śwagier, kie mnie wysłuchoł. – Syćka ludzie bedom sie z nos śmiali, kie przecytajom, jakie my zrobili głupstwo!
– E, nie bedom – pedziołek. – Racej bedom wos podziwiać. Bo skoro umieliście zamienić w kalendorzu wrzesień na sierpień, to syćka sie dowiedzom, ze pienińskie owcarki piknie znajom sie na kalendorzu!
– W takim rozie niekze ta. Publikujcie – zgodził sie wreście śwagier.
– Niekze ta – kolega ze studiów tyz sie zgodził.
Tak więc jo ten wpis wyryktowołek za zgodom ik obu. Ino piknie pytom: nie śmiejcie sie z nik, bo kie bedziecie sie śmiali, to oni sie na mnie obrazom i powiedzom, ze to oni mieli racje, a nie jo. Natomiast kwolić ik za to, ze znajom sie na kalendorzu – to mozecie. Nie musicie ocywiście, ale mozecie. Hau!

P.S. Zanosi sie nom, ostomili, na pikny poniedziałek. Bo urodziny nasej Anecki w tym dniu bedom. Zdrowie Anecki! 😀