Siumny starusek

Jakosi nie było wceśniej okazji, coby zbocyć tutok o pewnyk piknyk urodzinak pod Tatrami. Bo najpierw wypadało wyryktować nagrody ostomiłym zwycięzcyniom krzyzówkowego konkursu. Trafił sie tyz wpis z okazj okazji Dnia Zadusnego. No ale co sie odwlekło, to nie uciekło i powiem wom o tyk urodzinak teroz. Moi ostomili, w Tatrak zyje se pewien siumny, dziarski starusek, o ftórym na pewno słyseliście, ale nie wiem, cy wiecie, ze niecałe dwa tyźnie temu skońcył on… równo sto roków! Dokładnie 29 października je skońcył. Przyznocie chyba, ze to barzo pikny wiek? Jo nawet fciołek zadzwonić do jubilata i złozyć mu zycenia. Tak sie bowiem składo, ze znom jego numer telefonu. W końcu nie zadzwoniłek, ale to ino dlotego, ze kiebyk zacął scekać do słuchawki, to nie wiem, cy byłbyk dobrze zrozumiany.

Cy kie byliście w Tatrak, to udało wom sie zetknąć z tym staruskiem? Na mój dusiu! Barzo mozliwe, ze tak! Bo na tatrzańskik ślakak i inksyk perciak barzo cęsto on bywoł. I bywo nadal! A co on w ogóle w tyk Tatrak porabio? Ano… ratuje turystów i taterników. Cy słonko przypieko, cy dysc pado, cy holny duje, cy kurniawa saleje – on na wieść, ze ftosi w górak pomocy potrzebuje, o kozdej porze dnia i nocy, w kozdom pogode bez wahania na ratunek ruso. Nie wse udawało mu sie zdązyć na cas, nie kozdego bidoka zdołoł uratować. Zdarzało sie, ze śmierztecka była sybso od niego. Wielu ludzi jednak piknie ocalił. Jak wielu – tego dokładnie nie wiem. Ba pewne jest to, ze kieby ftosi fcioł wyryktować liste syćkik uratowanyk przez nasego stulatka niescynśników, to najpierw powinien zadać se pytanie: „Cy jo mom benedyktyńskom cierpliwość?” Jeśli odpowie se: „Nie”, to lepiej niek do ryktowania takiej listy sie nie biere. Bo nawet do połowy jej nie wyryktuje.

Jak sie ten starusek nazywo? Juz godom: Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Tak, tak, ostomili. To właśnie dzieje tego Pogotowia zacęły sie równo sto roków temu. A to głównie dzięki ponu Mariuszowi Zaruskiemu, ftóry piknie sie w Tatrak rozmiłowoł, a w 1904 rocku zamieskoł w Zakopanem. Tamok jego zona, poni Izabela, wyryktowała pikny pensjonat „Krywań”, co to stoł przy ulicy Ogrodowej 5. Teroz ten adres jest inksy – Zaruskiego 6. Przyznoje, ze jakosi nigdy nie sprawdziłek, co sie obecnie pod tym adresem nojduje. Przy najblizsej okazji muse tamok zajrzeć. Chyba, ze ftosi zajrzy przede mnom, to wte mi powie, co uwidzioł.

W pocątkak XX wieku te nase Tatry nie były jesce tak straśnie zatłocone jako dzisiok. Ale jednak juz wte piknie kusiły licnyk turystów. A ci turyści – tak jak ci dzisiejsi – od casu do casu abo w przepaść spadali, abo gubili droge, abo jakiesi inkse niescynścia im sie przytrafiały. No i kie długo nie wracali z gór, to ik krewni sli do „Krywania” i błagali: „Ostomiły ponie Zaruski! Ratujcie nasego bidnego kuzyna, co to w góry poseł i słuch po nim zaginął! Pewnie lezy kasi bidocek ranny, głodny i wystrasony. O, Jezusicku! Po co on tam seł? Ponie Zaruski! Pon zno te góry tak dobrze jako mało fto! Pytomy więc piknie, posukojcie i uratujcie tego bidocka!” No i zacny pon Zaruski nie mioł sumienia takim prośbom odmawiać. Zbieroł ochotników, pakowoł zapas zywności – i rusoł na ratunek. Ale w końcu pomyśloł se, ze skoro tak wiele wypadków w Tatrak sie zdarzo, to moze przydałoby sie jakiesi pikne górskie pogotowie ratunkowe wyryktować? Pedzioł o tym swojemu przyjacielowi, ponu Mieczysławowi Karłowiczowi, co to był hyrnym kompozytorem i tyz pod Tatrami mieskoł. No a ten pon Karłowicz od rozu zawołoł, ze pomysł pona Zaruskiego jest pikny! I wzięli sie we dwók za organizowanie tego pogotowia. Ba potem przyseł dzień 8 lutego 1909 rocku. I stała sie straśno rzec: kie pon Karłowicz seł z Holi Gąsienicowej ku Małemu Kościelcowi – spadła na niego lawina. Następnego dnia do pona Zaruskiego przysła matka kompozytora, zaniepokojono, ze jej syn straśnie długo do chałupy nie wraco. Pon Zaruski, kie to usłysoł, zaroz popytoł o pomoc tatrzańskiego przewodnika Staska Gąsienice-Byrcyna. I wartko wroz z nim wyrusył na posukiwania. Sli obaj śladami nart, pozostawionymi – jak słusnie sie domyślali – przez pona Karłowicza. Pod Kościelcem natrafili na świezy ślad po lawinie. Wte od rozu odgadli, co sie stało. Jaz do wiecora przesukiwali to sakramenckie lawinisko – ale bez skutku. Wreście pon Zaruski posłoł Staska w dół, coby sprowadził dodatkowom pomoc. Sam zaś postanowił spędzić noc w schronisku na Gąsienicowej. Ba nijak nie mógł usnąć. W końcu wziął latarke, wrócił pod Kościelec i znów zacął sukać. Sukoł całom noc, zywiąc reśtecki nadziei, ze moze nojdzie przyjaciela zywego? Nad ranem przysła więkso grupa ratowników. Wśród nik hyrny Klimek Bachleda. No i wreście pona Karłowicza noleziono. Ale niestety… on juz nie zył.

Na wieść o nagłej śmierzci wielkiego artysty całe Zakopane pogrązyło sie w załobie. I cały polski świat kultury. Zarozem wypadek ten był dowodem, ze góry mogom być niebezpiecne nie ino dlo lekkomyślnyk turystów, ba dlo tyk doświadconyk tyz. Sam pon Zaruski zaś umocnił sie w przekonaniu, ze górskie pogotowie jest barzo potrzebne. Podwoił więc wysiłki w celu jego utworzenia. Opracowoł jego statut, ftóry potem specjalno komisja kapecke poprawiła. Zacął tyz zbierać środki na sprzęt ratownicy. Na scynście nie zabrakło ludzi, co chętnie oddawali swe dutki na wsparcie tak ślachetnego przedsięwzięcia. Swojom drogom ciekawe, cy w dzisiejsyk casak tyz by takik ludzi nie zabrakło?

29 października 1909 rocku statut Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zostoł zatwierdzony przez cysorsko-królewskie namiestnictwo galicyjskie. I w ten oto sposób Pogotowie piknie zostało powołane do zycia.* Od rozu sie okazało, ze jest ono jesce pikniejse niz jego alpejski odpowiednik. Bo kie w Alpak rodzina zaginionego turysty pytała ratowników o pomoc, to od cego zacynała sie tamok akcja ratownico? Ano od ustalania zapłaty za te całom akcje. Kie rodzina zaginionego była bogato – wte w miare łatwo dobijano targu. Ale kie była bidno i nie miała telo dutków, kielo ratownicy ządali… Na mój dusiu! Wte dochodziło do długik, trudnyk negocjacji! A cenny cas uciekoł! Natomiast ratownicy od pona Zaruskiego robili inacej: najpierw rusali na pomoc. I dopiero po powrocie z ratownicej wyprawy wystawiali rachunek. A bywało i tak, ze kie okazywało sie, ze uratowany turysta jest bidokiem, to w ogóle dutków nie brali. Bo Pogotowie pona Zaruskiego było nie ino OCHOTNICZE, ale tyz HONORNE. Bajako.

Heeej! Roki mijały. Ci najpierwsi toprowcy pomalućku przenosili sie na Niebieskie Wierchy: w 1910 rocku przeniesł sie Klimek Bachleda, w 1941 – pon Zaruski, w 1967 – Stasek Gąsienica-Byrcyn… Ale sam TOPR zyje dalej! I chyba śmiało mozemy pedzieć, ze to jego dotykcasowe zycie było barzo pikne. Cego zatem dzisiok zycyć zasłuzonemu stulatkowi? Dalsego piknego zycia – to na pewno. I na pewno tyz tego, coby jak najrzadziej musioł rusać na ratunek w góry. A kie juz bedzie rusoł – to niek wse wraco bez gałązek kosodrzewiny.** Tego nasemu siumnemu tatrzańskiemu staruskowi piknie zycmy. Zdrowie tego staruska! Hau!

* H. Stępień, Mariusz Zaruski, Warszawa 1997, s. 68-73. A wspomniena pona Zaruskiego z posukiwań pona Karłowicza mozno pocytać se tutok.
** U tatrzańskik ratowników jest taki zwycaj, ze kie nojdom martwego turyste, narciorza cy taternika, to odłamujom od najlbizsej napotkanej kosówki gałązke i przycepiajom jom do nosy, ftórymi transportujom bidoka w dół. W ten sposób bidok ten zabiero kawałecek gór ze sobom.