Artykuł 34

Lubicie literature podróznicom? Ostatnio wpadła mi w łapy tako jedno ksiązka z tej dziedziny właśnie. Najwięcej było tamok o podrózowaniu autem. Ale nie tylko. O inksyk pojazdak tyz mozecie se w tej ksiązecce pocytać. I jesce o podrózowaniu na piechote. I konno. Nie wiem, cy wom te lekture do poduski polecać, bo nie do sie ukryć, ze dłuzyzn tamok nie brakuje. Poza tym „smrodku dydaktycnego” ksiązka ta ryktuje więcej niz te syćkie landrynkowe powieści dlo dzieci z casów przedwojennyk. Ale z drugiej strony – fto lubi mocne wrazenia, ten tyz tamok cosi dlo siebie nojdzie. Bo som tyz pełne napięcia wątki o jezdzeniu z sakramencko nadmiernom prędkościom abo o stawaniu kierowcy oko w oko ze śmierzciom. Jaki jest tytuł tej ksiązki? Ano… Kodeks drogowy, ostomili.

Tak w ogóle to ta ksiązecka dzieli sie nie na rozdziały, ino na artykuły. Mnie najbardziej zaciekawił artykuł 34. To jest taki artykuł, co gwarzy o pojazdak zaprzęgowyk. Mozno sie z niego dowiedzieć na przykład tego, ze zabranio sie jazdy pojazdem na płozach bez dzwonków lub grzechotek. Na mój dusicku! Ciekawe cemu sie tego zabranio? Cy to dlotego, ze takie sanie musom być słysone juz z oddali? Tak w pierwsej kwilecce pomyślołek. Ale potem dosłek do wniosku, ze nie. No bo przecie kieby sło ino o uprzedzenie kogosi, ze sanie sie zblizajom, to Kodeks drogowy dopuściłby tyz uzycie syreny. Abo nakazywołby woźnicy wydawać jakiesi okrzyki ostrzegawce. Na przykład takie: Uwaga, jade! Uwaga, jade! Gapy rozjade na marmolade!

O zodnyk syrenak jednak ani o okrzykak ten artykuł nie zbocowuje. O co więc idzie z tymi dzwonkami i grzechotkami? Pomyślołek, pomyślołek, jaze wymyśliłek. Wyobraziłek se, jak autorzy nasego Kodeksu siedzom zmęceni i znudzeni w jakimsi ponurym betonowym bloku, w dusnej izbie, ka syćko ledwo widać, jakby przez mgłe, ale to nie jest zodno mgła, ino dym papierosowy. Siedzom i ukwalowujom nad prawidłami ruchu drogowego dlo aut i dlo syćkik inksyk wehikułów, co to po piknej ziemi między Bałtykiem a Tatrami bedom jeździły. Kie zacynajom ryktować artykuł 34, ka mo być właśnie o sankak mowa, to nagle… ozywiajom sie, rozluźniajom i popadajom w jakisi taki marzycielski nastrój. – Heeej! Sanki, sanki… – zacynajom głośno wzdychać. – Sanki, kulig, śnieg bieluśki, wcasy FWP w Zakopanem, poni Hanka z domu wcasowego obok, śmiech, wesoło kompania, śpiewy, beztroska… Jechało sie kiesik tymi saneckami… Ale sie piknie jechało! No i te dzwonecki, co to przez caluśkom droge ryktowały: dzyń-dzyń, dzyń-dzyń, dzyń-dzyń! Niby ta dzwoneckowo muzycka zodnego kompozytora nie miała, ryktowała sie sama – a jako była pikno! Kieby nie te dzwonki, to przyjemność z jazdy sankami byłaby dwa rozy mniejso! A moze nawet i trzy rozy! A zatem – krucafuks – nie wolno inksyk tej przyjemności pozbawiać! Niek syćkie sanie obowiązkowo z dzwoneckami jezdzom! Abo przynajmniej z kołatkami! Jazda bez dzwonecków i bez kołatek musi być surowo zabroniono! I ślus!

Jakosi tak właśnie te narodziny artykułu 34 Kodeksu drogowego musiały wyglądać. Jakosi właśnie tak…

Teroz momy piknom śnieznom zime. Nieftórzy z wos być moze w najblizsym casie w góry sie wybierom. Abo juz sie wybrali. Nieftórzy w tyk górak pewnie przejadom sie ciągnionymi przez konie saniami. A kie sie przejadom – to bedom mogli nie ino na pikne bieluśkie wiersycki popozirać, ale tyz cudnej dzwoneckowej muzycki posłuchać. Zreśtom ci, co do sań nie wsiednom, tyz posłuchajom, bo przecie bedom nie roz przez takie sanki mijani. Nie zabocowujcie więc, ze to autorzy Kodeksu drogowego zapewnili wasym usom takom przyjemność. Trza ik za to piknie pokwolić. Bo jak widać, kie ryktowali oni ten cały Kodeks, to zadbali nie ino o to, coby na nasyk polskik drogak było bezpiecnie, ba tyz o to, coby było wesoło. Hau!

P.S. A w Owcarkówce momy nowego gościa – Joasieckie. Powitać piknie! Niek sie kiełbasom i Smadnym Mnichem tutok pocęstuje! Najlepiej, coby jedno i drugie było na gorąco, bo na polu teroz mróz przecie 😀