Momy harnasia!

Bocycie pewnie, ostomili, jak wroz z kotem sukali my harnasia dlo nasej zbójnickiej kompani? I jak Józeficek pedzioł, ze tym harnasiem powinna zostać Maryna Krywaniec? Bywalcy Owcarkówki uznali, ze to barzo pikny pomysł. Jo tyz tak uznołek. I kot tyz. Dlotego postanowili my zaroz po Tłustym Cwortku pohybać w Tatry, odsukać Maryne i popytać jom, coby nasym harnasiem została.

Ino zaroz po tym Tłustym Cwortku to sie olimpiada zacęła. A jak sie zacęła, to najpierw Adaś zdobył medal, potem Justynka zdobyła dwa, potem znów Adaś, a potem Justynka po roz trzeci – i to złoty w dodatku! I kie sie zdawało, ze na tym koniec, to jesce nase pancenistki pohybały po lodzie tak piknie, ze dopiero na trzecim stopniu podiumu sie zatrzymały. Sami więc widzicie, z nie było kie iść ku tym Tatrom. Bo cały cas trza nom było oglądać, jak nasi piknie se w tym Vancouverze radzom. Więc pozirali my w telewizor, a brzuchy rosły nom wroz z medalowym dorobkiem nasyk olimpijcyków.

Ba kie olimpiada wreście sie skońcyła, to mogli my wrócić do nasyk zbójnickik obowiązków i wybrać sie do Maryny. Rusyliśmy w Tatry i odsukali te nasom orlice w okolicak Kasprowego. Przywitali sie z niom, a potem kot spytoł:
– Bocycie, krzesno, jak sukaliśmy harnasia?
– Na mój dusiu! – zawołała Maryna. – Takom sarpacke zeście przy okazji tyk posukiwań wyryktowali, ze trudno nie bocyć!
– No, nie obyło sie bez drobnej sarpacki – przyznołek. – Ale było, minęło. Teroz juz nimo sie o co sarpać, bo… momy juz harnasia!
– Mocie harnasia? – zaciekawiła sie Maryna. – No to przekozcie mu moje scyre gratulacje!
– Sami se przekozcie – pedzioł kot. – Bo tym nowym harnasiem jesteście wy.
– Coooo?! – Maryna była zupełnie zaskocono. – Kie wos zaroz dziobne, beskurcyje, to od rozu wom sie głupik śpasów odefce!
– To nie som zodne śpasy, krzesno – pedziołek. – Wiecie, jak piknie gościom mojego bloga spodobała sie waso kandydatura?
– Ale jo sie nie nadoje! – zarzekała sie orlica. – Taki harnaś to musi umieć tańcyć zbójnickiego, musi umieć celnie strzelać z pistolca, musi być tak silnym, coby dać rade nawet niedźwiedziowi i musi skakać tak piknie, coby przeskocyć Dunajec na wysokości Janosikowego Skoku…
– Pockojcie, krzesno! – przerwołek Marynie. – Nie godojcie, ze nie umiecie przeskocyć Dunajca. Umiecie go przecie przefrunąć! A przeskocyć, przefrunąć… co za róznica!
– No dobrze, ale niedźwiedzia to jo nie pokonom – odparła Maryna.
– Nie pokonocie? – zaśmioł sie kot. – Wyzwijcie, krzesno, dowolnego niedźwiedzia na pojedynek! Zoden nie przyjdzie, bo jest jesce zima i niedźwiedzie śpiom. A skoro zoden nie przyjdzie – to wygroliście walkowerem! Haj.
– Niekze ta – ustąpiła Maryna. – Ale ze jo umiem strzelać z pistolca – tego juz mi nie wmówicie!
– Phi! A co tu wmawiać! – odrzekł kot. – Wiecie, na cym polego strzelanie z ludzkiej broni?
– Na cym? – spytała Maryna.
– Ano na tym – pedzioł kot – ze cłowiek strzelo, a Pon Bóg kule nosi. Zatem kie bedziecie strzelać, to wystarcy, ze popytocie Pona Bócka, coby poniesł kule tamok, ka wy fcecie. Kie popytocie wystarcająco piknie, to najlepsy biatlonista z olimpiady w Vancouverze wom nie dorówno!
– Pewnie fcecie teroz, krzesno, pedzieć, ze zbójnickiego nie umiecie tańcować? – odezwołek sie. – No to godom wom, ze umiecie! Bo pon Antoni Kroh w jednej swej ksiązce dowiódł, ze w takim prowdziwym zbójnickim tańcu to kozdy tańcowoł, jako fcioł, po swojemu. A tańcyć po swojemu to przecie kozdy umie!
– No… chyba tak. – Maryna nie mogła sie ze mnom nie zgodzić.

Byłek z siebie dumny. Kot tyz. Syćke argumenty orlicy przeciwko ucynieniu jej harnasiem zostały przez nos piknie obalone. Tak sie nom w kozdym rozie przez kwilecke wydawało. Ba Maryna nagle załopotała skrzidłami i pedziała:
– Zabocyliście o najwozniejsym, krzesni. Zabocyliście, co pedziałak, kie odwiedziłak wos w wasyk stronak pod Turbaczem. Harnaś musi umieć sprawiedliwie dzielić łupy i co do grosicka umieć wylicyć, kielo dać ftóremu bidokowi. Bo inacej podział łupów byłby niesprawiedliwy. A harnaś musi być sprawiedliwy!
Ano musi. To było jasne i dlo kota, i dlo mnie.
– Zaś jo – godała dalej Maryna – to tako mądro nie jestem, coby wiedzieć, ftóry bidok, kielo powinien dostać. Akurat w rachunkak to zodno ze mnie orlica.
– Eee… – bąknął kot. – A moze jednak do sie jakosi te zbójnickom zasade obejść?
– Śpasujecie, krzesny! – oburzyła sie Maryna. – Harnaś bez umiejętności dzielenia łupów to jak toprowiec bez znajomości gór! Jak kierowca bez prawa jazdy! Jak doktór bez pracy doktorskiej!
– Doktór bez pracy doktorskiej, godocie… – zastanowił sie kot. – A wiecie co, krzesno? Podobno som tacy doktorzy na świecie. Nazywajom ik doktorami horroris kabza. Cy moze racej – humoris kaucja. Abo jakosi podobnie…
– Honoris kauza! – zawołołek uradowony, ze kot w samom pore o tyk doktorak bez doktoratów se przybocył.
A potem zwróciłek sie do Maryny:
– Krzesno, a takim harnasiem honoris kauza to nie moglibyście zostać?
– No… niekze ta – westchnęła orlica. – Jak ino honoris kauza, to ostatecnie moge być.
Huraaa!!! Ale my sie z kotem uciesyli! W końcu nawet orlicy ta naso radość sie udzieliła. Z tej radości postanowili my od rozu dokonać jakiejsi piknej zbójnickiej wyprawy. Pohybali my ku Holi Gąsienicowej, upatrzyli tamok narciorza, ftóry wyglądoł na barzo bogatego. No i napadliśmy na niego. To znacy jo zacąłek na niego scekać, wte on tak sie wystrasył, ze prasnął w śnieg. Kot zaroz zwinnie ściągnął mu z ręki pikny złoty zegarek, ftóry wartko przekazoł Marynie. A Maryna pofrunęła z nasym łupem w strone Kuźnic. My z kotem tyz tamok pohybali. Ścigały nos barzo brzyćkie przekleństwa napadniętego przez nos bogaca, ale jakomsi słabom kondycje one musiały mieć, bo zodne nos nie dogoniło.

Zatrzymali my sie dopiero w Dolinie Jaworzynki. Tamok siedzioł pod sałasem turysta, ftóry wyglądoł na bidnego, bo kurtke mioł takom kapecke sfatygowanom, portki tyz, a i jego plecak racej niescególnie wyglądoł. Ot, jakisi typowy miłośnik gór, ftóry moze zyć bez dutków, ale bez wędrowania po wiersyckak – nie pozyje. Maryna podfrunęła do tego bidnego turysty i złozyła nasom zegarkowom zdobyc u jego stóp. Jo przyjaźnie zamerdołek ku niemu ogonem. A kot zacął przymilnie ocierać sie o jego portki. Turysta zdziwił sie straśnie. Wyglądało na to, ze nie codziennie spotykoł on orlice, kota i psa obdarowującyk go złotym zegarkiem. Cosi zacął godać, ze chyba musi odnieść to do biura rzecy nolezionyk abo dać ogłosenie do gazety, coby noleźć prawowitego właściciela. Na mój dusiu! Ostomili bidocy, nie róbcie takik rzecy! Nie po to zbójnicy zabierajom bogatym i oddajom bidnym, coby ci bidni nazod syćko bogatym oddawali!

Ba najwozniejse, ze momy wreście harnasia! Honoris kauza wprowdzie, ale niekze ta. Harnaś to harnaś. Jest piknie, a moze być jesce pikniej, kie okaze sie, ze dojdzie nom jesce czif egzekiutiw harnaś, ftórym fce zostać TesTeqecek. Moze sie nado? Tańcować zbójnickiego umie on na pewno, bo jako juz pedziołek Marynie, kozdy umie. Z przeskoceniem Dunajca tyz se chyba poradzi, bo cosi na ten temat zbocowoł. Musi zatem jesce ino celnie strzelić z pistolca i pokonać niedźwiedzia. Abo przynajmniej musi udowodnić, ze umie to zrobić.

No a poza tym – jako juz tutok bywalcy Owcarkówki ukwalowali – Alsecka mo u nos zostać zbójnikiem od Smadnego, Alecka zbójnikiem od jałowcowej, EMTeSiódemecka od bycia dobrom dusom, Anecka od serów, Emilecka od nadzorowania, Józeficek od zyciowyk prowd, Hortensjecka od zapachów i piknego wyglądu, Danusiecka od zamówień, Joannecka od celadnikowania… No to na mój dusiu! Jo sie nie fce tutok kwolić, ale takiej zbójnickiej kompanii to sam Janosik nie mioł! Ani siumny Ondraszek! Hau!

P.S. Zabocyłek pod poprzednim wpisem powitać nowego gościa Owcarkówki – Miałcecka. Ba tym bardziej piknie powitojmy go teroz! Niek sie pocuje między nomi jako u siebie w domu! Bajako 😀

* Zbójnicki, jakim go znam, wymaga sceny, widowni i długich wspólnych ćwiczeń. A przecież trudno przyjąć, żeby tatrzańskie bandy rabunkowe sprzed stuleci pobierały w wolnych chwilach lekcje tańca u choreografa. Zresztą – przed kim miałyby występować? (…) Taniec zbójnicki w dawnych czasach był improwizacją a nie śwarnym podskakiwaniem i przykucaniem według ściśle określonych reguł – tak napisoł pon Kroh w Sklepie potrzeb kulturalnych. Niestety jakosi nie moge tej ksiązki odsukać, więc nimom jak podać strony. Ba przynajmniej udało mi sie noleźć stosowny cytat w internecie. O, tutok.