Nie sukojcie Bartka

Jakisi cas temu godołek wom, ze z jednej nowotarskiej księgarni wykrodłek dwie wydone przez Znak ksiązki. Jedno z nik mo tytuł Rozmowy z dziećmi, a drugo – Kapelusz na wodzie. Tej drugiej jesce nie cytołek, więc na rozie opowiem wom ino o tej pierwsej. No więc ta pierwso ksiązka, ostomili, to jest barzo pikno rzec, ka nojdziecie kościelne kazania dlo przedskolaków. Fto jest autorem tyk kazań? Ano nifto inksy, jako sam najsłynniejsy góralski filozof, jegomość Tischner z Łopusznej. Tak, tak… on nie ino do górali przemawioł. I nie ino do downyk opozycjonistów. Do przedskolaków tyz! A syćko zacęło sie śtyrdzieści roków temu. Mioł wte ten nas jegomość dwók barzo, ale to barzo młodyk bratanków. A te bratanki do kościoła wprowdzie chodziły, ale były za małe, coby rozumieć, co tam ksiądz na wysokiej ambonie gwarzy. Więc kotwiło im sie w tym kościele i telo. No i wte jakosi narodził sie pomysł, coby Tischner zacął ryktować specjalne mse dlo najmłodsyk. Wkrótce słowo stało sie ciałem – w kozdom niedziele w krakowskim kościele Świętego Marka jegomość zacął odprawiać mse dlo przedskolaków. A kazania na tyk msak wyglądały tak, ze Tischner podchodził do stojącej przed ołtarzem gromadki dzieci i straśnie fajnie ku nim godoł. Dzieci tyz godały barzo fajnie! Casem mozno sie było nieźle pośmiać! Roz – był to akurat dzień świętego Józefa – jegomość spytoł, fto jest patronem ludzi pracy? No i usłysoł odpowiedź: „Święty Gierek”.* Inksym rozem była mowa o pokarmak. Tischner spytoł, jakie som pokarmy dlo ciała. No i dzieci zacęły wymieniać: pącki, cekolada, naleśniki… A potem padło kolejne pytanie: jakie som pokarmy dlo serca? Jakisi chłopiec zawołoł: „Wiem! Pomidory!” O, Jezusicku! Cały kościół ze śmiechu sie zatrząsł! Ino ten bidny dzieciacek spesył sie sakramencko! Na scynście bystry jegomość zaroz poratowoł bidocka takimi słowami: Wiesz, pomidory to także pokarm dla ciała, ale kiedy ktoś komuś zrobi radość, to jest pokarm dla serca. Widzisz, jaką radość zrobiłeś wszystkim? To jest właśnie pokarm dla serca.** Po takik słowak to juz na pewno nifto sie nie śmioł, ino kozdy musioł piknie przyznać jegomościowi racje.

Cy te przedskolne kazania Tischner ryktowoł sam? Niezupełnie. Pomagoł mu wielki plusowy miś Bartek. I te mse dlo dzieci wse zacynały sie tak, ze z zakrystii wychodzili gęsiego ministranci, a pierwsy z nik urocyście niesł tego Bartka na rękak. Bartek to był taki kapecke głuptas, ftóry wielu rzecy nie rozumioł i dlotego – jak Tischner tłumacył dzieciom – ciągle trza mu było syćko dokładnie i cierpliwie wyjaśniać. Dzieci barzo tego misia lubiły! I dlo wielu z nik najwięksom niedzielnom atrakcjom stało sie chodzenie do kościoła na „księdza z misiem”. A kie roz na jednej msy Tischner spytoł, fto Ponu Bóckowi bardziej sie udoł: Bartek cy tutejsy ksiądz rektor, to dzieci ocywiście nie miały wątpliwości, ze Bartek!***

Ten miś to nawet w pracy umysłowej jegomościa wspieroł! Zbocowoł roz Tischner na jednym kazaniu, jak to pewnego dnia na jego parapecie siadła sikorka i zacęła płakać. Poskrobaliśmy się po głowach – godoł ksiądz – ja i Bartek, myślimy sobie: „Dlaczego ona płacze?”. Nic nie wymyśliliśmy. Potem ja jeszcze poskrobałem Bartka po głowie, myślałem, że on coś wymyśli. Ale nic nie wymyślił. Potem Bartek mnie poskrobał po głowie, myślał, że ja coś wymyślę. Ale też nic nie wymyśliłem.****

Cóz, tym rozem skrobanie nic nie dało. Ba w iknsyk sytuacjak na pewno bywało lepiej! I pewnie niejedno pikno myśl hyrnego góralskiego filozofa narodziła sie właśnie dzięki Bartkowemu skrobaniu. Wprowdzie w dalsej cynści kazania jegomość dodoł , ze nie jest pewien, cy to spotkanie z sikorkom wydarzyło sie naprowde cy było ino snem. Ale jo se myśle, ze to musiało sie zadziać naprowde. Bo w końcu skoro Tischner był niezwykłym księdzem, to Bartek musioł być niezwykłym misiem. Bajako.

Co teroz sie z tym Bartkiem dzieje? Tego nikt nie wie – napisoł we wstępie do ksiązki pon redaktor Bonowicz. – Może ksiądz podarował go któremuś dziecku? Może, jak ukaże się ta książeczka, ktoś gdzieś przypomni sobie, że ma na strychu takiego starego misia…? Dobrze byłoby, żeby ten miś się znalazł. Kto wie, może opowiedziałby nam jeszcze jakąś historię?*****

Heeej! Ostomiły ponie redaktorze! Od rozu godom, ze nifto na zodnym strychu Bartka nie nojdzie. Ani w piwnicy. Cemu? Na mój dusiu! To proste! Cy w niebie som dzieci? Wiadomo ze som! A skoro som, to cy one mogłyby fcieć posłuchać Tischnerowyk kazań? O, Jezusicku! A cy ftosi mo wątpliwości? No to sprawa jest jasno! Kie 28 cyrwca 2000 rocku jegomość Tischner przeprowadził sie na Niebieskie Wierchy, to na tyk Niebieskik Wierchak z pewnościom zaroz go dzieci otocyły i pedziały, ze one tyz fcom piknyk kazań posłuchać. I co mioł bidny ksiądz zrobić? Odmówić? Wiadomo, ze nie mioł serca odmawiać takim prośbom. No ale coby te kazania wyglądały tak jak w tym krakowskim kościele, to potrzebny był Bartek. I dlotego jednej nocy Tischner w tajemnicy przed syćkimi zeseł z nieba na ziemie, zabroł Bartka i wroz z nim nazod do nieba sie wrócił. I teroz co niedziela Bartek piknie pomago Tischnerowi wygłasać przedskolne kazania. Tak więc tutok na ziemi niek nifto tego misia nie suko. On od dziesięciu roków zyje w inksym, pikniejsym świecie – a tutok juz go po prostu nimo. Hau!

P.S. Momy jedno zaległe zdrowie do wypicia. Bo w łoński cwortek rocnica ślubu Olecki była. No to zdrowie Poństwa Oleckowyk! 😀

* J. Tischner, Rozmowy z dziećmi. Kazania niecodzienne, Kraków 2010, s. 10.
** Ibidem, s. 8.
*** W. Bonowicz, Tischner, Kraków 2001, s. 262.
**** J. Tischner, op. cit., s. 54.
***** Ibidem, s. 12.