Nie bede sie śmioł

Pare roków temu gościł w nasej chałupie taki niemłody juz pon, ftóry wiele w swym zywobyciu widzioł i kawał wielkiego świata zwiedził. Roz ten pon opowiedzioł mojemu bacy, jak to wkrótce po zakońceniu drugiej wojny światowej nolozl sie w samiućkim Londynie. A w tym Londynie zatrzymoł sie u pewnej angielskiej lejdi. No i podcas jednej rozmowy z niom zacął zbocować, jak to było w nasym kraju pod miemieckom okupacjom.
– Na mój dusiu! – zawołała lejdi. – To wy, Polacy, pozwalaliście tym Miemcom tak sie u wos panosyć?
– Pozwalaliście, nie pozwalaliście… – obrusył sie pon. – Co my mogli poradzić?
– Jak to co! My tutok w Anglii – pedziała lejdi – kieby przyśli do nos Miemcy, to byśmy nic im w sklepak nie sprzedawali! I wte sami by sie wynieśli weredy jedne!

Takom to historie podsłuchołek, kie ten pon z moim bacom godoł. A później dowiedziołek sie, ze podcas wojny wielu poddanyk brytyjskiego monarchy myślało podobnie. Nie wiem, cy więksość, ale wielu. Sprawa była dlo nik prosto: w rozie nastania miemieckiej okupacji wystarcy nic tym okupantom nie sprzedawać i wte sami pódom se precki.

Cy kieby w bitwie o Anglie pon Hitler zawierchowoł nad ponem Churchillem, to rzecywiście Anglicy tak piknie załatwiliby agresora? Cóz, coby odpowiedzieć na to pytonie, mozliwości som dwie. Mozno zacąć śpekulować, co by było, kieby było. Abo mozno sprawdzić, cy kasi jakisi kawałecek Wielkiej Brytanii nie nolozł sie pod hitlerowskom okupacjom? A kieby sie okazało, ze tak, to wte trza dowiedzieć sie, cy okupant doł rade cokolwiek tamok kupić? No i powiem wom, ostomili, ze był taki kawałecek brytyjskiego imperium, ftóry Miemcom udało sie zająć. To Wyspy Normandzkie na kanale La Manche. Jak w 1940 rocku Miemcy je zajęli, to utrzymali sie tamok jaz do końca wojny. Nawet kie juz Hamerykanie przegonili tyk Miemców z Francji i nawet kie Ruscy przegonili ik z Polski, to Wyspy Normandzkie ciągle jesce były okupowone. I przestały być dopiero wte, kie Trzecio Rzesa ostatecnie skapitulowała.

Jedno z tyk wysp nazywo sie Guernsey. Co w cas wojny działo sie na niej, o tym gwarzy ksiązka poni Shaffer i poni Barrows, zatytułowano Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Alsecka poleciła nom te ksiązke 14 marca o godzinie 18.59. I zbocyła, ze jest ona wyryktowano w duchu piknyk powieści poni Flagg. Na mój dusiu! Jak w duchu poni Flagg, to ocywiście, ze musiołek przecytać! Zrobiłek więc to, co zwykle robie, kie potrzebuje jakiejsi ksiązki: wykrodłek pikny egzemplorz z księgarni w Nowym Targu, a potem z konta Felka znad młaki przelołek na konto księgarni telo dutków, kielo ta ksiązka kostowała, coby księgarnia nie była stratno.

No i posłuchojcie, jak w tej powieści jedno mieskanka Guernsey zbocowała pocątki miemieckiej okupacji:

Setki niemieckich żołnierzy – wszyscy ROBILI ZAKUPY! Chodzili po Fountain Street, śmiejąc się i gadając głośno, wstępowali do sklepów i wychodzili z mnóstwem pakunków.*

No krucafuks! Cegosi tu nie rozumiem! Robili zakupy? Wstępowali do sklepów i wychodzili z mnóstwem pakunków? Jak to mozliwe? Przecie Brytyjcycy mieli nic Miemcom nie sprzedawać! A tutok, kie juz do tej okupacji dosło, to nawet na jeden dzień z tom sprzedazom sie nie wstrzymali! Nawet na jednom minute!

Ocywiście ta ksiązka to ino literacko fikcja. Ba autorki, zanim wzięły sie do jej pisonia, podobno barzo długo i pracowicie zbierały informacje o tym, jak w casie wojny wyglądało zycie na Guernsey. Jest więc duzo sansa, ze w ksiązce wyglądało ono podobnie jak w rzecywistości. A w kozdym rozie jedno jest pewne: skoro na tym Guernsey Miemcy wytrzymali do samiućkiego końca wojny, to znacy ze mieskańcy jakosi nie dali rady wyryktować skutecnego sposobu na pozbycie sie najeźdźcy. Tak więc… wychodzi na to, ze skutecne sposoby na hitlerowskiego okupanta najłatwiej było wymyślać tamok, ka nie miało sie tego okupanta na karku.

Ale tak w ogóle to ksiązka poni Shaffer i poni Barrows całkiem piknie mi sie widziała. I tak jak gwarzyła Alsecka, rzecywiście mozno w niej wycuć sympatycny ponioflaggowy klimacik.

Głównom bohaterkom jest tamok poni Juliet Ashton, pisarka zyjąco w Londynie. No i jakosi tak niedługo po wojnie dowiaduje sie ona, przez przypadek zreśtom, ze na Guernsey istnieje organizacja o barzo ciekawej nazwie, cyli właśnie to Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Na mój dusiu! – zastanawio sie poni Juliet – co to takiego moze być? Fcąc zaspokoić ciekawość, zaroz postanawio poznać blizej ludzi związonyk z tym stowarzyseniem. E-mailowo niestety kontaktować sie z nimi nie moze, bo to dopiero 1946 rocek. Ale za to piknie kontaktuje sie listownie. No i wkrótce dostoje list od niejakiej poni Amelii Maugery, ftóro pise tak:

Zdaję sobie sprawę, ze nazwa Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek brzmi nieco dziwnie i łatwo może stać się obiektem żartów. Czy może mi Pani obiecać, że zrobi Pani wszystko, by tak się nie stało? Członkowie Stowarzyszenia to osoby bardzo mi bliskie i nie chciałabym, aby się z nich wyśmiewano.**

W odpowiedzi poni Ashton zapewniła, ze nie bedzie sie śmiać. A skoro ta prośba w liście od poni Maugery była tak pikno – to jo, ostomili, tyz śmiać sie nie bede. I dlotego tym rozem, pod niniejsym wpisem, w zodnym moim komentorzu nie bedzie ani jednej uśmiechniętej kufy: ani takiej 🙂 , ani takiej 😀 , a w scególności takiej 😆 . Bede tutok ryktowoł wyłącnie kufy powazne, cyli takie 😐 . Mom jednak nadzieje, ze nifto nie pomyśli, ze straciłek humor. Bo ocywiście, ze nie straciłek. Nie fce ino ryktować nawet cienia podejrzenia, ze jo sie śmieje z cłonków Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Hau!

* M.A. Shaffer, A. Barrows, Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek, tł. J. Puchalska, Warszawa 2010, s. 132.
** Ibidem, s. 42.