ACTA

I oto pon premier pedzioł, ze proces ratyfikowania ACTA zostoje piknie zawiesony. Ciekawe, cy na to dosyć nieocekiwane oświadcenie mógł mieć jakisi wpływ Felek znad młaki, co to jest najbogatsy w mojej wsi. Bo wiecie, co Felek zrobił wcora rano? Ano zajechoł swym autem przed chałupe nasego sołtysa. Wysiodł z auta, otworzył bagaznik i zacął wyciągać stamtela własnoręcnie wyryktowane tablice. Cosi koło dziesięciu tyk tablic mioł. Na jednej napisane było: PRECKI Z ACTA. Na drugiej: ACTA JEST DO RZYCI. Na trzeciej: NIFTO Z MĄDRYK GÓROLI NIGDY ACTA NIE POKWOLI. Na syćkik pozostałyk tyz były wyrazone niezbyt pochlebne opinie na temat tego dokumentu, o ftórym ukwalowuje teroz cały świat.

Syćkie tablice Felek poprzycepioł do sołtysowego płota. Syćkie – z wyjątkiem jednej, przymocowanej do długiego kija. I tom tablicom na kiju zaroz zacął wymachiwać, spacerując przy tym w kółecko i wykrzykując:
– Precki z ACTA! Precki z ACTA!

Po kwili wybiegł zdumiony sołtys.
– Felek, co ty tutok wyprawios? – spytoł.
Felek zdawoł sie tego pytania nie dosłyseć, ino dalej skandowoł:
– Precki z ACTA! Precki z ACTA!
– Felek! – zawołoł sołtys. – Pytom, co ty wyprawios?
A Felek dalej swoje:
– Precki z ACTA! Precki z ACTA! Precki z ACTA!

Sołtys chycił Felka za rękaw kurtki.
– Puscojcie, krzesny! – warknął Felek. – Nie przeskadzojcie mi, kie jo tutok ślebody bronie!
– Aha… bronicie ślebody… rozumiem – pedzioł sołtys. – Chociaz… chyba jednak nie rozumiem.
– Cego nie rozumiecie? – spytoł Felek. – Ze to sakramenckie ACTA zniscy nos syćkik? Nie mozemy sie na to zgodzić! Musimy protestować! Precki z ACTA!
– A, protestuj se, Felek, protestuj – pedzioł sołtys. – Ino dlocego musis to robić akurat tutok?
– A kany mom to robić? – spytoł Felek. – Protesty przeciwko ACTA ryktuje sie przed budynkami rządowymi. A co jo poradze, ze jedynym budynkiem rządowym w nasej wsi jest waso chałupa?

Sołtys nic juz więcej nie pedzioł, ino machnął rękom i wrócił do tego swego rządowego budynku, ka właśnie ryktowoł sie do nakarmienia kur.

Ha! Pewnie ciekawi jesteście, skąd w Felku obudził sie nagle taki buntownicy duch? Powiem wom. Przedwcora przyseł on do mojej gaździny i pedzioł:
– No, krzesno, jesteście mi winni 5 złotyk.
– E, cosi musiało ci sie, Felek, pomylić – odpowiedziała gaździna, ftóro mo barzo dobrom pamięć i racej wse bocy, komu jest cosi winno, a komu nie.
– Nic mi sie nie pomyliło – odrzekł Felek. – I ciescie sie, ze to ino 5 złotyk, a nie więcej, bo teroz jest promocja.
– Promocja? – zdziwiła sie gaździna. – Promocja na co?
– Na mojom własność intelektualnom – oznajmił Felek.
Gaździna zblizyła sie do Felka i powąchała go. Co było dlo niej racej nietypowe. Bo w przeciwieństwie do mnie – ona barzo rzadko kogosi obwąchuje.
– Dziwne – rzekła – gorzołkom od ciebie nie cuć, a godos, jakbyś całom flaske wypił.
– Nie zmieniojcie, krzesno, tematu – pedzioł Felek. – Dzisiok, kie robiliście zakupy w moim sklepie, to pedzieliście, ze mróz jest wprowdzie straśny, ale za to momy pikne słonko.
– No, cosi takiego pedziałak – przybocyła se gaździna.
– Właśnie! – triumfowoł Felek. – Ba musicie wiedzieć, ze pół godziny wceśniej jo pedziołek to samo. A zatem musicie mi zapłacić za skorzystanie z mojej własności intelektualnej. Jeśli nie zapłacicie – to bedzie piractwo.
– Piractwo, pados? – gaździna zacęła sie śmiać.
– Nie śmiejcie sie, ino płaćcie – zaządoł Felek. – Lubie wos, krzesno, ale jeśli nie zapłacicie – to póde z tym do sądu. I sprawe wygrom, bo przecie nas rząd juz to ACTA podpisoł.
– Podpisać podpisoł – zgodziła sie gaździna. – Ale przecie trza to jesce ratyfikować.
– Jak tam se fcecie – pedzioł Felek. – Ale kie ratyfikujom, to moze być juz po promocji. I wte bedziecie musieli mi zapłacić nie 5 złotyk, ino 10.
Gaździna poźreła na Felka z politowaniem i pokrynciła głowom.
– Wies, co Feluś? – pedziała – To jo chyba i tak powinnak zapłacić ci 10 złotyk. Wies cemu? Bo jo nie ino w sklepie pedziałak, ze jest straśny mróz i pikne słonko, ba powtórzyłak to potem Józce, kie spotkałak jom wracając do domu. Cyli w sumie wykorzystałak twojom własność intelektualnom dwa rozy.
– Słusnie – stwierdził Felek. – Nalezy mi sie zatem 10 złotyk.
– Ale to jesce nie syćko – godała dalej gaździna. – Bo jo fce o tym mrozie i słonku pedzieć jesce swojemu chłopu, kie wróci od śwagra. A potem jesce Janieli, kie póde ku niej po obiedzie. Więc w sumie to powinnak zapłacić ci dwajścia złotyk.
– Bajuści! – uciesył sie Felek. – Widze, ze wreście zacęli my sie rozumieć!
– No to zaroz piknie ci zapłace – pedziała gaździna. – Ino posukom dutków. A tak przy okazji – moze byś cosi zjodł? Kanapke z kiełbasom na przykład?
– O, barzo chętnie! – zawołoł Felek. – Muse dzisiok jesce obejść pare chałup, bo tamok tyz mom do pobrania kapecke opłat za uzycie mojej własności intelektualnej. Przydałoby mi sie więc przed drogom nieco posilić.

No i gaździna posła do kuchni i wyciągła z safki bochenek chleba, a potem z lodówki wyjęła masło i półtora pęta kiełbasy jałowcowej. Wceśniej były to całe dwa pęta… ino… no… przyznoje – kapecke od gaździny wyłudziłek. Później spróbuje wykraść jesce kapecke.

Gaździna jak to gaździna – naryktowała telo kanapek z kiełbasom, jakby gościła pięciu Felków, a nie jednego. Zaroz na talerzu zrobiła sie góra kanapek niewiele nizso od Turbacza. I po kwili góra ta wylądowała na stole przed Felkiem. Jaz ślinka pociekła Felkowi na ik widok. I zaroz wziął sie do jedzenia. Gaździna zaś zacęła mu sie uwaznie przyglądać. Wte Felek spytoł:
– Co tak dziwnie pozirocie na mnie?
– A bo widzis, Feluś – pedziała gaździna – mój pies – ta beskurcyja jedno, ten kudłaty ancykryst – kie ino wróciłak ze sklepu, to zaroz tym swoim sakramenckim nosem wycuł, ze mom w siatce kiełbase. No i takom błagalnom mine zrobił, ze nie miałak serca tej weredzie odmówić. I kawałecek kiełbasy mu dałak. Tej samej kiełbasy, ftórom ty teroz z tom kanapkom jes.
– No i co z tego? – spytoł Felek.
– No i to z tego – odrzekła gaździna – ze mój pies przed tobom pomyśloł o zjedzeniu tej kiełbasy. Skoro więc ty, Feluś, tyz postanowiłeś jom zjeść – to znacy, ze skorzystołeś z własności intelektualnej mojego psa. I teroz musis mu zapłacić.
– Komu? Psu? Śpasujecie, krzesno! – zaśmioł sie Felek.
– Tak myślis? – spytała powoznym tonem gaździna. – Ciekawe, cy tak samo bedzies godoł, kie jo w imieniu mojego psa pozwe cie do sądu.
– No, chyba nie zrobicie mi tego? – Felek kapecke sie zaniepokoił. – Przecie my sie tak piknie przyjaźnimy!
– I właśnie dlotego, ze sie przyjaźnimy, przysługuje ci pikny rabat – pedziała gaździna. – Dzięki rabatowi zapłacis jedynie 100 złotyk.

Felek chyba fcioł cosi pedzieć, ale zakrztusił sie kanapkom. Gaździna wartko prasła go w plecy. Pomogło. Felek podziękowoł, a zaroz potem pedzioł:
– Straśnie mi sie śpiesy, krzesno, muse juz lecieć.
Najwyraźniej nie fcioł, coby gaździna wróciła do tematu opłat za własność intelektualnom. Nawet kanapki do końca nie zjodł, ino cym prędzej sie ubroł i pośpiesnie wybiegł z nasej chałupy. Ścigoł go chichot mojej gaździny, ftórego racej nie dosłysoł.

Tymcasem jo pomyślołek se, ze z tom zapłatom za mojom własność intelektualnom to wcale nie jest taki głupi pomysł. Pohybołek za Felkiem. I jak nie zacąłek ujadać! Felek przestrasył sie i zacął uciekać. No to jo zacąłek go gonić. Felek przyspiesył. No to jo tyz. Nagle Felek sie poślizgnął i sturloł do potoka. Do wody nie wpodł, bo była zamarnięto. Ale kapecke potłukł swojom rzyć. Fcioł zaroz wrócić na droge, ba jo stanąłek na wznosącej sie nad potockiem skarpie i zacąłek groźnie warceć.
– Cego ty fces, głupi kundlu? – spytoł Felek.
Zawarcołek jesce groźniej.
– No nie! – pedzioł Felek. – Chyba nie idzie o te 100 złotyk? Skąd taki głupi pies moze wiedzieć, o cymsi takim jak własność intelektualno?
Warcołek dalej odsłaniając swe ostre kły.
– A moze jednak? – zacął śpekulować Felek. – Ftóz tam zgadnie, co siedzi w głowie takiego bydlaka. Ale jaz 100 złotyk miołbyk dać? Mos tu, kundlu, dziesięć i sie ode mnie odcep.
To powiedziawsy, Felek sięgnął do portflela i zaroz rzucił mi pod łapy banknot z podobiznom Mieska I. Ale jo nie przestawołek warceć. Wte Felek obyrtnął sie, przeseł po zamarzniętej wodzie na drugi brzeg i najwyraźniej myśloł, ze po tamtej stronie potoka udo mu sie przede mnom uciec. Ba jo wartko pohybołek za nim i znów zagrodziłek mu droge.
– No dobra, niek bedzie pięćdziesiont – uznoł Felek. – Nie moze być stówki, bo przecie nie całom kanapke zjodłek, ino połowe.
Zaroz rzucił ku mnie dwoma dwudziestozłotowymi banknotami.
– Hauhauhau!!! Wrrrrr!!! – zabrzmiała mojo odpowiedź na Felkowom propozycje kompromisu.
– No juz dobrze, dobrze, niek bedzie sto – zgodził sie wreście Felek i rzucił jesce ku mnie pięćdziesiontkom.

No to w sumie miołek juz stówke. Pozwoliłek Felkowi odejść. A on wrócił wściekły na droge i poseł ku swojej chałupie mrucąc pod nosem:
– Własność intelektualno! Krucafuks! ACTA! Tfu! Syćkim sie ino w głowak od tego poprzewracało! Syćkim! Nawet psom!

Jo tymcasem pohybołek ku starej Jaśkowej, co to jest najbidniejso w mojej wsi i podrzuciłek jej te sto złotyk od Felka. Haj.

No i teroz juz wiecie, ostomili, cemu Felek tak straśnie to ACTA znienawidził. I cemu następnego dnia wyryktowoł te całom akcje pod chałupom sołtysa. Na tym zreśtom nie koniec. Bo zapowiedzioł jesce, ze zatrudni informatyka, coby załozył nasemu sołtysowi strone internetowom. Po co? Ano po to, coby potem zatrudnić hakera, ftóry te strone zablokuje – na znak protestu przeciw ACTA.

Na mój dusiu! Nas Felek bojownikiem przeciwko moznym tego świata! Nie wiem jak wy, ostomili, ale jo cegosi takiego zupełnie sie po nim nie spodziewołek. Hau!

P.S. A ta sobota – jest tutok w budzie sobotom urodzinowom. Bo urodziny Motylecka momy. Zdrowie Motylecka! 😀