To był barzo dobry pomysł

Wpadła mi przypadkiem w moje owcarkowe łapy biografia księdza Jana Korzonkiewicza. Nie została ona jesce opublikowano, ba w przysłości bedzie, jako cynść więksej ksiązki. Haj.

Fto to w ogóle był ten ksiądz Korzonkiewicz? Ano zył dosyć downo temu – w 1877 rocku sie urodził, a w 1932 pomorł. Mozno pedzieć, ze był to górol i Ślązok w jednym. Choć on sam racej ino do Śląska sie przyznawoł. Ba pochodził z Kobiernic, ftóre – jak pado Wikipedia – nojdujom sie w dwóch mezoregionach Pogórza Śląskiego i Beskidu Małego. Więc kieby godoł, ze jest beskidzkim górolem – nifto nie miołby prawa mu zarzucić, że godo nieprowde. I ślus.

Heeej! Barzo porządny to był cłek. Robił to, co ksiądz robić powinien, cyli nie ino Ponu Bóckowi piknie słuzył, ale ludziom tyz. A poza tym był wykładowcom w krakowskim seminariumie. I barzo duzo pisoł. Kie zaś nie dostawoł dutków za opublikowanie tego, co napisoł, to w ogóle sie o te dutki nie upominoł. Taki on był. Haj.

W seminariumie ucył kleryków między inksymi tego, jak ryktować kazania. No i jak wycytołek w tej jego biografii, uwazoł on, ze dobre kazanie powinno być jak piękny bukiet i wiązanka kwiatów, tak, by ci, co będą słuchali takiego kazania, mieli prawdziwy pokarm dla swojej duszy na cały tydzień. Uważał, że kazanie powinno być wygłaszane ze świętym namaszczeniem, głębokie, wygłaszane spokojnym, wyraźnym i klarownym głosem oraz by nie trwało dłużej niż 5 minut.*

Nie dłuzej niz 5 minut? Na mój dusiu! Nie wiem jak wy, ale jo se myśle, ze to był barzo dobry pomysł! Choć wcale nie godom, ze dłużse kazanie nie moze być dobre. Ocywiście ze moze. Sam słysołek takie nie roz. Ba z drugiej strony chyba piknie jest opanować śtuke powiedzenia barzo wielu barzo woznyk rzecy w ciągu 5 minut. A poza tym – wiadomo ze wśród księdzów som mówcy lepsi i gorsi. No i tym gorsym moze przytrafić sie to, co temu bidnemu proboscowi, ftóry pomorł w tej samej kwili, co pewien kierowca autobusowy. No i obaj w tej samej kwili stanęli przed Świętym Pietrem. A Święty Pieter pedzioł tak:
– Kierowca idzie do nieba, a probosc – do cyśćca.
– Jakze to? – zdumioł sie probosc. – Przecie ten kierowca to był straśliwy grzysnik! A jo ucciwie zyłek, Ponu Bóckowi słuzyłek, kazania w kościele głosiłek…
– Bajuści – pedzioł na to Święty Pieter. – Ba kie ty głosiłeś kazania – to syćka spali. A kie ten kierowca prowadził autobus – to syćka sie modlili.

Pikny śpas? Dlo mnie – barzo pikny. Musioł go tyz lubić najsłynniejsy góralski filozof, jegomość Tischner z Łopusznej, bo opowiedzioł go wiernym podcas jednej ze swyk msy.** Cy faktycnie za głosenie usypiającyk homilii trza odpokutować w cyśćcu? Ftóz to wie? Godajom, ze w kozdej bojce jest ziorko prowdy. To w śpasak – być moze tyz jest.

Dlotego właśnie ci jegomoście, ftórzy dobrymi kaznodziejami nie som, powinni rady księdza Korzonkiewicza piknie wziąć se do serca. Nie tylko jegomoście zreśtom, ba tyz syćka, co musom godać do ludzi, a godać nie umiom. W ciągu tak krótkiego casu słuchace racej nie zdązom usnąć – nawet wte, kie mowa ku nim bedzie sakramencko nudno. No, moze co nieftórzy ziewać zacnom, ale ziewanie to jesce nie spanie przecie. I kie po tyk pięciu minutak kazanie cy inkse przemówienie sie skońcy, to jest pikno sansa, ze syćka, co słuchali, nadal bedom mieli ocy otwarte, choć moze juz tak kapecke mętniejące. I wte takiemu bidnemu mówcy nie bedzie groziło, ze kie przyjdzie na niego pora i stonie przed Świętym Pietrem, to zaroz usłysy zarzut: „Kie ty godołeś, to syćka spali!” Hau!

P.S. Pod poprzednim wpisem zawędrowoł do Owcarkówki nowy internetowy wędrowiec – Fusillecka. No to powitać Fusillecke piknie! 😀

* W. Mizgalski, Zarys historii życia księdza kanonika Jana Korzonkiewicza, numeru strony nie podom, bo jako godołek, to nie jest jesce opublikowane. Ale jak sie opublikuje – to na pewno numer strony tyz bedzie.
** J. Tischner, Wiara ze słuchania. Kazania starosądeckie 1980-1992, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009, s. 337.