Bioły miś wraco na Krupówki

W poprzednim wpisie opowiedziołek wom, jak to wybrołek sie do Zakopanego, coby obejrzeć pikny pochód góroli z róznyk krajów. No i myślołek, ze zaroz po tym pochodzie pohybom nazod pod Turbacz. Ba kie fciołek juz sie pozegnać ze swoimi krewnymi spod Tater, ci pedzieli tak:
– Krzesny, a moze mocie jakisi pomysł na to, coby bioły miś na Krupówki wrócił?

Bajuści! Być moze i wy słyseliście o tym, ze z Krupówek zniknął ten hyrny bioły niedźwiedź, co to turyści barzo lubili robić se z nim pamiątkowe zdjęcia. Owsem, byli i tacy, co sie na to krzywili i pytali, co bioły miś robi tamok, ka zyjom ino niedźwiedzie brunatne. Ale fakt jest faktem – misiek ten tak sie zrósł z Zakopanem, ze jaz zacął uchodzić za symbol tego miasta. No a w tym roku… nimo go! Cemu? Odpowiedzi na to pytonie udzielił wiceburmistrz Zakopanego, pon Wojciech Solik: Osoba, która na Krupówkach pozowała w futrze białego misia, także w tym roku otrzymała na to zgodę. Nie pozwolono jej jednak na pokazy jazdy na kucyku. Nie zastosowała się do tego zakazu i po upomnieniach pozwolenie cofnięto.*

Podobno śpekulujom teroz, coby ftosi z Biura Promocji Zakopanego załozył biołe futro, poseł na te Krupówki i kontynuowoł te piknom zakopiańskom tradycje. Ale kie to nastąpi – nie wiadomo. A turyści tęskniom. Przynajmniej ci starsi turyści, ftórzy tak juz do tego miśka przywykli, ze dlo nik jego brak to tak jakby w Krakowie zabrakło nagle Smoka Wawelskiego, abo w Warsiawie kolumny króla Zygmunta. Haj.

– Wiecie co? – pedziołek do swoik krewnyk. – Chyba mom pomysł. Trza hipnąć w góry, sprowadzić do Zakopanego jakiegosi niedźwiedzia i obsypać cukrem-pudrem. W ten sposób wyryktujemy równie piknego biołego misia jako ten, co potela na Krupówkak siedzioł.

No i pohybali my ku tatrzańskim lasom. Dzięki nasym owcarkowym nosom noleźli my niedźwiedzia bez trudu. Niedźwiedź, kie pedzieliśmy mu, cego fcemy, najpierw pedzioł, ze nas pomysł jest straśnie głupi. Ba kie uświadomiłek mu, ze po kozdym dniu fotografowania sie z turystami bedzie mógł zlizywać z siebie słodziutki cukier-puder, wartko zmienił zdanie i pedzioł, ze pomysł jest barzo pikny.

W Zakopanem jest taki jeden sklep spozywcy, nalezący do Felka z mojej wsi. Pokazołek niedźwiedziowi, jak sie tamok mozno wkraść, coby dostać sie do sklepowyk towarów z potrzebnym nom cukrem-pudrem. W tym cukrze niedźwiedź mioł sie codziennie piknie wytarzać, a potem iść na Krupówki i pozować turystom do zdjęć. Tak mioł robić przynajmniej do końca sezonu wakacyjnego. Ale kieby mu sie to spodobało – mógłby nawet tak długo, pokiela nie przyjdzie pora na sen zimowy.

Pierwsego dnia postanowiłek niedźwiedziowi towarzysyć, coby upewnić sie, cy syćko bedzie sło zgodnie planem. Pocątkowo – sło. Niedźwiedź piknie usadowił sie na Krupówkak, przysiodł na ławecce, między straganami, ka sprzedawano oscypki i rózne inkse suweniry. Od rozu paru turystów hipło ku niemu, coby zrobić se z nim piknom fotke. Trza niedźwiedziowi przyznać, ze umioł sie zachować jak rasowy krupówkowy bioły miś: stawoł na dwók tylnyk łapak, a przednimi obejmowoł ostroznie pozującyk z nim do zdjęcia ludzi. Turyści wyglądali na zadowolonyk. A ik zadowolenie dodatkowo wzrastało, kie na pytanie, cy za pozowanie nalezom sie dutki, miś kryncił przecąco łbem.

Ba w pewnej kwili podeseł jakisi turysta w cyrwonej ortalionowej kurtce z napisem na plecak: I AM RATOWNIK GÓRSKI. W ręku trzymoł duzom kolorowom reklamówke. Towarzysyła mu turystka, ftóro z kolei miała kurtke z napisem: I AM RATOWNICZKA GÓRSKA. Krucafuks! Jakosi konkurencja dlo TOPR-u, cy jak?

– Patrz, kochanie!- zawołoł turysta ku turystce. – Widzisz to indywiduum? Wygląda jakoś inaczej, niż ten niedźwiedź, którego spotkaliśmy na Krupówkach rok temu. Gdy patrzyło się na tamtego – można było nawet odnieść wrażenie, że to jest prawdziwy misiek. A ten? Hehe! Od razu widać, że z prawdziwym niedźwiedziem on nie ma nic wspólnego!
– Ach, daj spokój, dziubasku – odpowiedziała turystka. – Pewnie to jakiś student chce tutaj zarobić na akademik i przebrał się w to, co miał.
– A nie mógł się przebrać w coś, co bardziej upodobniłoby go do prawdziwego niedźwiedzia? – spytoł turysta. – Aż nie mogę się powstrzymać i muszę koniecznie zobaczyć twarz tego osobnika, który włożył na siebie coś tak beznadziejnego.

Turysta podeseł do niedźwiedzia i pedzioł:
– E, koleś, dam ci dwa złote, jak pokażesz mi swoją buźkę.
– No przecie widzicie jom, panocku – odpowiedzioł niedźwiedź. – Więc o co wom idzie?

Ba turysta usłysoł ino: „Mrrr, grrr, mrrrr…”

– Hahaha! – zaśmioł sie turysta. – Ten gość nawet nie umie zamruczeć jak prawdziwy niedźwiedź! Przestań chłopie robić z siebie głupka i ściągaj to lipne przebranie.
– Dziubasku, zostaw już pana – popytała turystka. – Mieliśmy iść do kina 7D.
Ba „dziubasek” ani myśloł zrezygnować.
– Zaraz idziemy, kochanie, zaraz idziemy – odpowiedzioł. – Tylko szybciutko zobaczę, kto kryje się pod tym tandetnym strojem.
To powiedziawsy, chycił niedźwiedzia za nos, coby ściągnąć z jego głowy rzekome przebranie.
– Auu! – zawołoł niedźwiedź.
Ba turysta nie zwrócił na to uwagi i ciągnął dalej. Wte niedźwiedź nie wytrzymoł. Chycił chłopa pod pachy i podrzucił do wierchu. Turysta pofrunął do góry, wypuścił reklamówke z ręki, a opadając nazod w dół, zahacył kapturem o stojącom obok latarnie. Wiecie, jak wyglądajom latarnie na Krupówkak? U wierchu som one zakryncone nicym rogi baranie.

No i bidny turysta zawisnął na końcówce takiego „rogu”.

– Ratunku! – zacął wołać. – Na pomoc! Zaraz spadnę! Niech ktoś wezwie helikopter ratowniczy!

– No i coście naryktowali, krzesny? – obrugołek niedźwiedzia. – Mieliście pozować ludziom do zdjęć, a nie wiesać ik na latarniak!
– Przepytuje piknie. – Niedźwiedź był kapecke zmiesony. – Ale tak zabolało, kie on chycił mnie za nos, ze nie mogłek nad sobom zapanować.
– No to teroz ściągnijcie tego pona na ziem, zanim całe Zakopane sie tutok zbiegnie.
– Juz ściągom – pedzioł niedźwiedź.
Stanął na tylnyk łapak i chycił wisącego turyste za nogi, a potem mocno nim sarpnął. Zaroz doł sie słyseć trzask rozrywanego materiału i po kwili turysta nolozł sie na ziemi, choć przy tym niestety kapecke potłukł sobie rzyć. Ino kaptur jego cyrwonej kurtki ostoł na lampie i powiewoł nicym rewolucyjny standar.

– Zniszczyłeś mi, kretynie, kurtkę za sto złotych! – ryknął turysta, kie podniesł sie z ziemi.
– Chyba za pięćdziesiąt, dziubasku – wtrąciła turystka.
– Doliczyłem odsetki za straty moralne – wyjaśnił turysta i nazod zwrócił sie do niedźwiedzia. – Masz mi teraz oddać te sto złotych, gamoniu jeden!
– Ale jo nimom dutków, panocku – wyjaśnił uprzejmie niedźwiedź. – Popytojcie mojego dyrektora parku narodowego. Moze on bedzie mioł?
Ba turysta, nie znając niedźwiedziego języka, ocywiście znów usłysoł ino mamrotanie.
– I przestań wreszcie udawać, że umiesz mruczeć jak prawdziwy niedźwiedź! – ryknął znowu. – A tak w ogóle to dzwonię na policję.

I zaroz wyciągnął komórke i wystukoł numer 112.

– Halo! Policja? – zacął godać do słuchawki. – Chciałem zgłosić napaść. Na Krupówkach. Przybądźcie jak najszybciej. Jakiś facet przebrany za niedźwiedzia mnie zaatakował. Szedłem sobie spokojnie z żoną, a ten drab zupełnie bez powodu znienacka rzucił się na mnie, poturbował i zniszczył mi kurtkę, którą dopiero co kupiłem pod Gubałówką za sto pięćdziesiąt złotych!

Juz za sto pięćdziesiąt? Na mój dusiu! Pewnie, kie policja przybędzie, to sie okaze, ze ta kurtka kostowała dwieście!

Zaroz turysta chycił niedźwiedzia za łape i pedzioł:
– Przytrzymam cię, cwaniaczku, żebyś nie uciekł. Zaraz policjanci się tobą zajmą.

– Krzesny – niedźwiedź zwrócił sie ku mnie. – Co robimy? Moge głuptoka prasnąć i wartko uciec w góry.
– A umiecie prasnąć go tak, coby nie zrobić mu krziwdy? – spytołek. – Lepiej nie próbujcie. Zaroz cosi wymyśle, coby odwrócić jego uwage. A kie odwróce – to wte uciekniecie.

Ba zanim zdązyłek cosi wymyślić, spodł nagle dysc. No i – na mój dusiu! – ten dysc zmył z niedźwiedzia caluśki cukier-puder, odsłaniając w ten sposób prowdziwy kolor jego futra. Kie turysta to zauwazył, zaśmioł sie:
– Hahaha! Wiedziałem, że to przebranie jest tandetne! Odbarwiło się na byle deszczu! Haha!

Nagle… jak spod ziemi wyrosło obok nos dwók policjantów. Krucafuks! Nie myślołek, ze przybędom na wezwonie tak sybko! Widocnie musieli być kasi niedaleko.

– Czy pan oszalał?! – krzyknął jeden z nik do turysty. – Puszczaj pan tego niedźwiedzia, jeśli panu życie miłe!
– Jakiego niedźwiedzia! – zaśmioł sie turysta. – Przecież to zwykły przebieraniec.
– Panie – odrzekł policjant. – Zanim zatrudniłem się w policji, pracowałem w Tatrzańskim Parku Narodowym. I miałem wtedy okazję dobrze poznać żyjące tam zwierzęta. Zaręczam panu, że to jest prawdziwy niedźwiedź.

Turysta puścił łape miśka, podniesł reklamówke, ftórom wceśniej upuścił i wyciągnął z niej ksiązke o tatrzańskik niedźwiedziak. Poźreł na zdjęcia w tej ksiązce, porównoł je z tym, kogo potela mioł za przebierańca i…
– T-t-to nie-nie-niedźwiedź!!! – wykrztusił z siebie.
A potem cisnął ksiązke w bok i rzucił sie do uciecki.

– Dziubasku! – zawołała turystka. – Dziubasku! Nie porzucaj mnie na pastwę tej bestii!
I pohybała za nim. Zdązyłek jesce ino usłyseć, jak ten uciekający turysta wołoł, ze złozy do prokuratury donos na władze Zakopanego, ftóre dopuściły, coby niedźwiedzie bezkarnie grasowały po Krupówkak.

– Aaaaa! Niedźwiedź! Niedźwiedź! – zacęli nagle krzyceć syćka przechodnie wokół nos.

Na mój dusiu! Ale panika wybuchła! Ludzie biegli we syćkie mozliwe strony, przez co furt ftosi z kimsi sie zderzoł. Syćkie stragany dookoła sie poprzewracały. Oscypki, góralskie kapeluse, rózne maskotki… to syćko teroz pikne turlało sie po całyk Krupówkak.

– Spokojnie! Tylko spokojnie! – Pon policjant próbowoł opanować sytuacje. – Ten niedźwiedź nic nikomu nie zrobi, jeśli wszyscy zachowają spokój.

Nifto go jednak nie słuchoł. A on sam wroz ze swym kolegom zostoł w końcu kasi porwany przez spanikowany tłum.

Po paru minutak… Krupówki zupełnie opustosały. Zupełnie! Ostoł sie na nik ino niedźwiedź i jo. I wsędy ino walały sie te oscypki i inksy towar z poprzewracanyk straganów.

– Jacysi dziwni som ci ludzie – stwierdził niedźwiedź. – Zupełnie nie rozumiem, jak wy, psy, mozecie z nimi wytrzymać.
– To skomplikowone – pedziołek. – Ba teroz lepiej stela hybojmy, bo w kozdej kwili moze sie tutok pojawić ekipa, ftóro wpakuje wom w rzyć pocisk usypiający i zabiere wos do zoo.
– Pockojcie kwilecke – odrzekł niedźwiedź. – Widzicie, kielo piknyk oscypków tutok lezy? Nie wiem jak wy, ale jo se teroz zrobie przerwe obiadowom.

I zaroz połknął lezącego pod jego stopami oscypka. A potem drugiego. Potem trzeciego… Ocywiście – jak to na Krupówkak – były tamok oscypki lepse i gorse. Ale niedźwiedź mioł wystarcająco dobry węch, coby bez trudu wybrać te najlepse.

Krucafuks! Chyciłek porzuconom przez tego sakramenckiego turyste ksiązke o niedźwiedziak i otworzyłek jom na stronie 114, ka widniało zdjęcie misia zamkniętego w klatce.** Pokazołek to zdjęcie niedźwiedziowi.

– O! – zdziwił sie niedźwiedź, kie poźreł na to, co mu pokazołek. – Cemu ten bidok jest za kratkami?
– Cy jo wiem? – odpowiedziołek. – Moze zjadoł ludziom oscypki, więc ci sie zeźlili, ułapili go i zamkli?
– E, to moze rzecywiście stela hybojmy – Niedźwiedź wreście sie namyślił.

Ale zanim my rusyli, złapoł do gymby jesce jednego wielkiego oscypka.

No i pohybali my Krupówkami, potem ulicom Piłsudskiego jaz pod Krokiew, stamtela do Doliny Białego, a z tej doliny niedźwiedź juz spokojnie poseł ku swoim ulubionym terenom.

Tak więc misja przywrócenia na Krupówkak biołego misia niestety sie nie powiodła. Ale niedźwiedź był zadowolony. Pedzioł, ze te pare oscypków, ftóre udało mu sie zjeść, smakowało tak piknie, ze dlo nik worce było przezyć te całom przygode. A jo? Cóz. Jo w sumie tyz byłek zadowolony. No bo, moi ostomili, w pełni sezonu turystycnego uwidzieć puściuteńkie Krupówki – bezcenne! Hau!

* Białego misia żal, „Tygodnik Podhalański” 2012, R. XXIII, nr 33/1175, s. 6.
** F. Zięba, T. Zwijacz Kozica, On, czyli prawie wszystko o tatrzańskim niedźwiedziu, Tatrzański Park Narodowy, Zakopane 2010, s. 114.