Pierwso komunia w mojej wsi

Ostatniom niedziele mój baca spędził we wsi. I dopiero późnym wiecorem na hole wrócił. Cemu? A bo tego dnia jeden z jego wnuków mioł pierwsom komunie świętom. No to jakze by baca mógł nie przybyć na takom piknom rodzinnom urocystość? Dzieciakowi zrobiłoby sie przykro, kieby w takim dniu zabrakło jego ostomiłego dziadka.

Ostomiłej babki, cyli mojej gaździny, tyz ocywiście nie zabrakło. I nie zabrakło jesce kogosi – jednego turysty, ftóry przyjechoł dzień wceśniej do mojej wsi i wynajął u mojej gaździny pokój. Ten turysta to podobno straśnie fajny cłek. Chyba piknie by było, kieby choć roz na mojom hole zajrzoł. Dowiedziołek sie, ze kie ino przekrocył on próg nasej chałupy, to od rozu zacął z mojom gaździnom pogawędke. I tak sie oboje rozgodali, cały cas stojąc w sieni, ze nawet nie zauwazyli, kie cało godzina upłynęła. Dopiero po tej godzinie gaździna sie ockła i uznała, ze zamiast tak stać, to lepiej zaprosić gościa do kuchni i siednąć przy Smadnym Mnichu.* No to siedli se i ukwalowali dalej. W pewnym momencie gaździna zbocyła, ze jutro jej wnuk bedzie mioł pierwsom komunie.

– Panocku – dodała po krótkim namyśle – a moze i wy byście na jutrzejse przyjęcie do mojego wnusia przysli? Tacy jesteście fajni, ze na pewno cało mojo rodzina od rozu wos polubi.
– Czy ja wiem? – zacął sie wzbraniać turysta. – Nikt tam mnie przecież nie zna.
– Eee! – Gaździna machnęła rękom. – Nie wiem, jak u wos w mieście, ale u nos we wsi – to nie jest zodno przeskoda. Haj.
– Jest jeszcze inna sprawa – pedzioł turysta. – Jestem ateistą.
– Eee! – zaśmiała sie gaździna. – To tyz nie jest zodno przeskoda. W dobrym towarzystwie dobrze jest spotkać sie i pogodać bez względu na wyznanie lub jego brak.
– Też prawda – zgodził sie turysta.

Nagle… cosi gaździnie strzeliło do głowy.
– Panocku – pedziała. – Skoro jesteście ateistom, to wy w tej pierwsokomunijnej msy racej nie musicie naboznie ucestnicyć?
– No, raczej nie – teroz z kolei turysta sie zaśmioł.
– A to mom ku wom małom prośbe – godała dalej gaździna. – Cy moglibyście mi pomóc, coby ta pierwso komunia mojego wnusia piknie sie udała?
– Nie widzę przeciwskazań – stwierdził turysta. – Mój ateizm nic na tym nie ucierpi, jeśli pomogę w czymś ludziom wierzącym.
– Piknie! – uciesyła sie gaździna. – To pockojcie kwile, panocku, niekze ino kasi zatelefonuje.

I zaroz chyciła telefon, coby zadzwonić do Felka znad młaki, co to jest najbogatsy w mojej wsi.

– Felek! – zawołała po kwili do słuchawki. – Tak to jo… Słysałak, ze do tej twojej nowo otwartej Felkowej Korcmy dostarcono piwo, ftóremu juz za kilka dni upływo termin wozności?… No to jo wiem, co mozes z tym piwem zrobić… Nie, nie pozywoj dostawcy do sądu. Fces stracić dwa abo trzy roki na procesowanie sie o pare głupik skrzinek piwa? Jo mom lepsy pomysł. Uzyjes tego towaru do piknej promocji swojej nowej korcmy… Pytos, w jaki sposób? Zaroz przyjde ku tobie z jednym ponem, to syćkiego sie dowies.

Gaździna rozłącyła sie, a potem wyjaśniła turyście, jak mógłby jej pomóc. I zaroz potem posli rozem do Felka…

************************************

Minęła nocka. Nastoł pikny niedzielny poranek. Przed ołtorzem w nasym wiejskim kościele zacęła sie zbierać gromadka pierwsokomunijnyk dzieci. Na przykościelnym parkingu pomału przybywało piknyk aut. Wśród nik była nawet najprowdziwso limuzyna z sioferem w uniformie. Wynajął te limuzyne nas sołtys, bo jego córka tyz do pierwsej komunii przystępowała. I sołtys pedzioł, ze jego dziecko nie bedzie w takim dniu jechało do kościoła byle grzmotem (kie probosc dzień wceśniej zauwazył, ze pierwsi apostołowie na swojom pierwsom komunie nie przyjechali zodnymi limuzynami, sołtys odporł, ze to z pewnościom tylko dlotego, ze w tamtyk casak limuzyn jesce nie było).

Fto zajrzoł do wnętrz tyk aut, ten mógł uwidzieć rózne pikne pudła z laptopami, tabletami i inksymi smartfonami – to syćko były pierwsokomunijne prezenty. Biblia dlo dzieci, ftórom z okazji tego dnia mojo gaździna kupiła wnukowi, w zestawieniu z tymi prezentami sprawiała wrazenie cegosi kapecke dziwacnego. Haj.

W kościele było coroz tłocniej i… coroz gwarniej. Jedni godali przez telefony komórkowe, inksi dyskutowali, cy najblizse wybory wygro PiS cy PO, jesce inksi ubolewali, ze na mecak miemieckiego klubu pon Lewandowski strzelo gole, a na mecak polskiej reprezentacji nie… Na mój dusiu! Tamok było jak na jarmaku w Nowym Targu, a nie jak w kościele! Msa za kwilecke miała sie zacąć, ale nic nie wskazywało na to, coby wroz z jej rozpocęciem to rozgodane towarzystwo zamierzało ucichnąć.

Tak to sie kruca dzieje w mojej wsi od paru ładnyk roków. I z tego co wiem – w wielu inksyk polskik wsiak i miastak tyz: fto podcas pierwsokomunijnej msy fce choć kapecke skupić sie na Ponobóckowyk sprawak, ten nijak nie do rady tego zrobić, nawet własnyk myśli nie usłysy, bo bedom one skutecnie zagłusane przez stojącyk wokoło godającyk o syćkim ekspertów od syćkiego. Jeśli ftosi zwróci tym „ekspertom” uwage – to abo go wyśmiejom, abo ucichnom najwyzej na pół minuty, a i to ino w promieniu najblizsyk kilku metrów. Bajako.

Tak więc zanosiło sie na to, ze w tym dniu w nasym kościele bedzie nie lepiej niz podcas pierwsyk komunii rok, dwa cy trzy roki temu. Ale oto… kie ino zadźwięcoł dzwonek na rozpocęcie msy, do kościoła weseł nas turysta. Podeseł zaroz do grupki, ftóro zachowywała sie najgłośniej i pedzioł:
– Proszę państwa, przed kościołem jest promocja nowej restauracji. Oferujemy darmowe piwo!
– Oooo! – zaciekawiło sie towarzystwo. – Darmowe? No to koniecznie musimy tam skoczyć!
– Ale za darmo ono jest tylko teraz – dodoł turysta. – Po mszy już będzie trochę kosztowało.
– No to lecimy natychmiast! Nie możemy przepuścić takiej okazji! Msza nie zając – nie ucieknie. Wrócimy tu, jak się napijemy.

Potem turysta chodził od jednej głośno dyskutującej grupy do drugiej. Syćkik piknie zaprasoł na darmowe piwo. Wypełniający kościoł tłum zacął sie przerzedzać. Jaz w końcu ostały ino dzieci i ci, co fcieli piknie i w spokoju poucestnicyć we msy. Turysta mrugnął okiem ku mojej gaździnie, ftórom uwidzioł siedzącom pod kazanicom. I zaroz tyz wyseł. Wnet stanął na wprost tłumu spragnionego piwa, ftóre nic nie kostuje.

– I gdzie to piwo? Gdzie piwo? – dopytowł sie tłum.
– Proszę za mną – pedzioł turysta.

I poprowadził syćkik ku przepływającemu przez nasom wieś potokowi. Przy brzegu potoka stoł stolik, obok ftórego wbity był w ziemie długi, gruby kij. Do kija przycepiono była deska z napisem: FELKOWO KORCMA ZAPRASO PIKNIE. W potoku chłodziły sie flaski z piwem, poznosone tamok wcora z wiecora przez mojom gaździne, turyste i Felka.

Turysta zeseł do potoka, wyciągnął telo flasek, kielo doł rade unieść i zaroz postawił je na stoliku. Pootwieroł je wyciągniętym z kieseni otwieracem.

– Proszę się częstować – pedzioł. – Na koszt Felkowej Korcmy!
– Huraaa! – uciesyli sie syćka obecni i rzucili na ten nieocekiwany pocęstunek.
A turysta wartko wyciągnął z potoka kolejne flaski, potem jesce kolejne, i jesce… Starcyło dlo syćkik. Pierwsokomunijni goście pili bez opamiętania.
– O! Zimne – zauwazali przy tym. – Nawet bardzo zimne!

Na mój dusiu! A niby jakie miało być? Przecie całom nocke chłodziło sie w górskim potoku!

– No to chyba dobrze? – odpowiadoł turysta. – Dobre piwo przecież powinno być zimne.
– Jasne że tak! – zgodnie odpowiadano.

W końcu ludzie uznali, ze mozno wrócić do kościoła i dotrwać do końca msy, coby potem móc piknie zabawić sie na przyjęciu.

No i niebawem kościół nazod zapełnił sie wesołym towarzystwem. Teroz nawet – jesce weselsym niz przed msom. Ftosi z tego towarzystwa postanowił nagle opowiedzieć śpas, ftóry właśnie se przybocył. Ale z jego gymby wydobyło sie ino dziwne stękanie. Brzmiało to jakosi tak:
– Hyyy… hyyy… h-h-hy…

Ftosi inksy tyz fcioł cosi pedzieć, ale on tyz z trudem wydusił z siebie ino:
– Hyyy… hyyy…
– Hyyy… hyyyy… – pedzioł na to ftosi jesce inksy.

O, krucafuks! Okazało sie, ze syćka, co napili sie Felkowego piwa, nagle stracili mowe! A syćko dlotego, ze to piwo było tak sakramencko zimne, ze straśnie zmroziło ludziom gardła. I stało sie jasne, ze do samiućkiego końca msy nie bedom oni w stanie pedzieć ani słowa.

A niewiele brakowało, ze do tyk, co zaniemówili, dołącyłby… odprawiający mse probosc. Ino on nie od lodowatego piwa, ba ze zdziwienia – ze nabozeństwa nie zakłócajom zodne pokrzykiwania ani głośne rozmowy. Jak na dzisiejse casy – to była barzo nietypowo pierwso komunia. Haj. Jaz nieftórzy zacęli śpekulować, cy przypadkiem jakimsi cudem nie przenieśli sie do roków osiemdziesiontyk ubiełego wieku, abo jesce wceśniej, kie przy tego rodzaju urocystościak ludzie zachowywali sie zupełnie inacej niz dzisiok.

Cóz, msa sie skońcyła, ludzie wysli z kościoła i porozjezdzali sie pierwsokomunijne przyjęcia. Mój baca i mojo gaździna udali sie na przyjęcie do chałupy swego wnuka. Wroz z nimi przybyło tamok sporo blizsej i dlasej rodziny. I ten nas turysta tyz. I powiem wom, ze barzo dobrze on sie tamok cuł. Od rozu piknie sie zaprzyjaźnił z róznymi krewnymi bacy i gaździny. Tak więc choć pocątkowo nie był pewien, cy w ogóle na to przyjęcie powinien przyjść – teroz juz nie załowoł.

Z kolei Felek nie załowoł, ze zgodził sie oddać swoje piwo na cele „promocyjne”. Co to piwo zmroziło licne gardła, to zmroziło, ale hyr o nowo powstałej Felkowej Korcmie piknie sie ozeseł i od rozu zacęło jom odwiedzać nadspodziewanie duzo gości.

A w mojej wsi pewnie długo jesce ludzie bedom powtarzać historie, jak to po roz pierwsy od wielu roków pierwsokomunijno msa piknie sie udała, bo wyglądała jak prowdziwie pobozno urocystość, a nie jakisi hałaśliwy jarmak. I bedom zbocować, ze udała sie ta msa z pomocom niebios, z pomocom mojej gaździny i… z pomocom jednego ateisty. Hau!

P.S.1. Co momy w cwortek w tym tyźniu? Ano Jędrzejeckowe imieniny. No to zdrowie Jędrzejecka! 😀

P.S.2. A co momy w sobote? Opróc piknego Dnia Włócykija? Ano urodziny PonioBlejkKocickowe, Heleneckowe i Misieckowe. No to zdrowie Poni BlejKocickowej, Helenecki i Misiecka! 😀

P.S.3. A w niedziele? Ano PonoPietrowe urodziny i imieniny jednoceśnie. No to zdrowie Pona Pietra! 😀

* Właściwie to sie pise: „Smädný mních”. Jakie to mo znacenie? Ano takie, ze – jak niedowno wyjaśnił mi piknie jeden Słowak – literke „ä” w języku słowackim wymawio jak „e”. Tak więc prawidłowo to powinno sie godać nie: „Smadny Mnich”, ino: „Smedny Mnich”. Choć jo z przyzwycajenia chyba dalej bede godoł: „Smadny”. Ba mom nadzieje, ze nasi południowi sąsiedzi nie pogniewajom sie na mnie za to. Haj.