Śtyry zerknięcia na telewizor

W ten pikny sobotni poranek hipłek na stos drew pod sopom. Stamtela mogłek poźreć przez okno chałupy na nojdujący sie w środku telewizor. No i uwidziołek, ze nie jest dobrze… Był właśnie narciarski bieg dziewcyn na 30 kilometrów. Naso bidno Justysia mało ze biegła z połamanom stopom, to jesce – o, Jezusicku! – zaroz po starcie wpadła na niom fińsko biegacka! Pech fcioł, ze akurat na te uskodzonom stope wpadła! No krucafuks! Justysia to twardo górolka. Łatwo sie nie poddała. Ale niestety… casem przeciwności losu som ogromne i wte nawet twardy górol se z nimi nie poradzi. Casem zaś te przeciwności som nie ogromne, ino… sakramencko ogromne. I wte nie poradzi se z nimi nawet twardo górolka. Haj.

Po południu poźrełek na telewizor ponownie. I uwidziołek, ze znowu dzieje sie niedobrze. Nasi łyzwiorze ścigali sie z Kanadyjcykami o trzecie miejsce. Niestety przegrywali. Najpierw byli o sekunde gorsi, potem o dwie… Ale w pewnej kwili! Na mój dusicku! Cosi sie stało! Nie barzo wiem co, ale prowdopodobnie pon Bródka i jego koledzy uświadomili se, ze Kanada to barzo ciekawy kraj i ze worce go zwiedzić. Wte postanowili spytać kanadyjskik łyzwiorzy, co w ik kraju jest najbardziej godne zobacenia. Ba coby móc ik spytać, nalezało ik dogonić. Więc rzucili sie w pogoń. Gonili, gonili, gonili… Jaz z rozpędu nie ino ik dogonili, ba nawet przegonili. No i na mecie byli pierwsi. I w ten sposób zdobyli my pikny brązowy medal. Haj.

Niedługo potem poźrełek ku telewizorowi po roz trzeci. Tym rozem dobrze sie działo. Nase dziewcyny ścigały sie na łyzwak z Holenderkami. Ale to był finał, więc jasne było, ze cokolwiek sie zadzieje – miejsce na podiumie momy zapewnione. Muse wom przy tym pedzieć, ze dlo mnie to był najspokojniejsy finał z udziałem polskiej reprezentacji. No bo potela – cy to podcas finałów na olimpiadak cy na jakisik inksyk mistrzostwak – wse musiołek sie denerwować: wygrajom nasi cy przegrajom? Wygrajom cy przegrajom? Wygrajom cy przegrajom? A tutok – nie było sie cym turbować, bo wiadomo było, ze z druzynom holenderskom nie wygromy. No chyba ze przydarzyłoby se tej druzynie jakiesi niescynście, na przykład kieby jedno z jej łyzwiorek poślizgła sie i przewróciła. Ino wte… nie barzo byłoby wiadomo, cy ze złota zdobytego w ten sposób ciesyć sie cy nie. A tak – momy srebro i wiadomo, ze mozemy ciesyć sie piknie! Haj.

Z wiecora zaś poźrełek ku telewizorowi po roz cworty. I uwidziołek transmisje z narciarstwa alpejskiego. Ba zoden Polak tamok nie startowoł. Kapecke skoda, no bo… skoro poźrełek w telewizor pierwsy roz i nie zdobyli my zodnego medalu, poźrełek drugi roz i zdobyli my medal brązowy, poźrełek po roz trzeci i zdobyli srebrny… to jaki medal powinni my wywalcyć za cwortym rozem? Na mój dusiu! Prawa logiki som przecie niezmienne i niepodwazalne! Po braku medalu, medalu brązowym i medalu srebrnym… jedynym logicnym kolejnym elementem tego ciągu mogło być ino złoto! Złoto wroz z piknym Mazurkiem pona Dąbrowskiego zagranym na ceść polskiego mistrza! Cało bida w tym… ze nie było komu tego złota zdobyć. I kie uświadomiłek se te rzec, to pomyślołek, ze mógłbyk wyryktować jakiegosi maila do Polskiego Komitetu Olimpijskiego i wytknąć mu, ze popełnił błąd nie wystawiając zodnego Polaka w tej konkurencji. Tak se właśnie pomyślołek. Ale niekze ta. Nie zrobiłek tego. No bo mało to nasi olimpijcycy w Soczi naryktowali nom radości? Mało? Krucafuks! Przecie syćka wiemy, ze niemało. Wręc przeciwnie – naryktowali jej więcej niz na ftórejkolwiek z poprzednik zimowyk olimpiad! Tak więc dołek se spokój ze słaniem maili. Wolołek zając sie wykradaniem bacy Smadnego Mnicha, coby wznieść pikny toast za nase dwa ostatnie medale. A Polskiego Komitetu Olimpijskiego – przynajmniej na rozie – nie bede niepokoił. Hau!