Jak Święty Pieter wroz ze Świętym Janem pohybali do grobu Poniezusa

Jak śtyrej ewangeliści opisujom pierwse godziny po zmartwykwstaniu Poniezusa? Ano pocątkowo – pomijając drobne scegóły – ik opisy som dosyć zgodne: najpierw o zmartwykwstaniu dowiadujom sie siumne niewiasty, potem te niewiasty idom z radosnom wieściom ku apostołom, ale apostołowie… nie za barzo fcom wierzyć, ze tak pikno wiadomość moze być prowdziwo.

Co dzieje sie dalej? Cóz… dalej mozno odnieść wrazenie, ze cosi w tyk Ewangeliak sie nie zgadzo. Święty Jan pado, ze on i Święty Pieter pohybali do Poniezusowego grobu i tamok piknie sie przekonali, ze niewiasty godały prowde. Z kolei według Świętego Łukasa zmartwykwstały Poniezus ukazoł sie apostołom w wiecerniku, oni syćka jednak pomyśleli, ze uwidzieli ducha… I właśnie tutok mozno by sie kapecke zdziwić. No bo skoro Święty Pieter i Święty Jan przekonali sie, ze Poniezus zyje, to cemu potem wroz z pozostałymi apostołami uznali, ze widzom ducha, a nie zywego Mesjasa? No cemu? Cyzby co najmniej jeden z ewangelistów cosi pokryncił?

Moi ostomili, nifto nic nie pokryncił. A te pozornom niezgodność do sie piknie wyjaśnić. I jo zaroz jom wyjaśnie. Haj.

No więc kie niewiasty opowiedziały apostołom, co uwidziały przy Poniezusowym grobie, to zaroz potem pohybały podzielić sie dobrom nowinom z inksymi ucniami Zbawiciela. Apostołowie tymcasem zacęli głowić sie nad tym, co od tyk siumnyk niewiast usłyseli. Święty Tomas, znany z zamiłowania do empirycnyk dowodów, pedzioł tak:
– Słuchojcie, jo wom powiem, co o tym syćkim myśle. Te niewiasty sły do grobu, coby namaścić ciało Poniezusa wonnościami. No i pewnie te wonności miały właściwości halucynogenne. Bidocki nawdychały sie tego, co ze sobom niesły, a potem zacęły mieć wizje, ze spotkały jakiegosi janioła, gwarzącego o zmartwykwstaniu. Typowy objaw zazycia róznyk środków odurzającyk. Haj.
– Moze jest tak, jako pados? – pedzioł Święty Bartłomiej, ftóry, jak wieść niesie, był wśród apostołów najlepiej wykstałcony. – Ale coby mieć pewność, nalezałoby zbadać skład chemicny tyk wonności i wte dopiero mozno by godać, cy majom one właściwości halucynogenne cy nie.
– Takie badania pochłonęłyby mnóstwo casu i mnóstwo dutków, ftóryk nie momy, bo oddaliśmy cysorzowi co cysorskie – zauwazył Święty Pieter. – Prościej chyba bedzie, jak pohybom do Poniezusowego grobu i sam sprawdze, co sie tamok stało. Jak wróce – zdom wom scegółowom relacje.

Nie cekając, co powiedzom pozostali apostołowie, Święty Pieter wybiegł z wiecernika i pohyboł ku grobowi.

– Nie powinien iść sam, to zbyt niebezpiecne – stwierdził Święty Jan. – Przecie wokoło jest pełno nasyk wrogów. Najlepiej bedzie, jak pohybom za nim, a wy sie tutok dobrze zamknijcie i cekojcie na nas powrót.

No i zaroz Święty Jan tyz wybiegł do pola. Zacął gonić Świętego Pietra. Tymcasem Święty Pieter… zatrzymoł sie w połowie drogi i zacął śpekulować:
– Na mój dusiu! Jo se tak beztrosko biegne ku grobowi, a przecie… tamok na strazy stojom rzymscy żołnirze! Kie mnie uwidzom, mogom mnie hereśtować! I co teroz zrobić? Z jednej strony obiecołek swym kompanom sprawdzić, cy Poniezus zmartwykwstoł, ba z drugiej – nie za barzo mom ochote zostać kolejnym ukrzizowanym na Golgocie bidokiem. Jeśli juz miołbyk zawisnąć na krzizu – to wolołbyk w jakimsi bardziej światowym miejscu, w takim Rzymie na przykład. Haj.

Kie tak Pieter stoł i śpekulowoł – dogonił go Święty Jan.

– O! – zawołoł najmłodsy z apostołów. – Co sie stało, Święty Pietrze, ześ sie zatrzymoł?
– Jo… Yyy… Yyy… – Święty Pieter wstydził sie przyznać, ze strach go oblecioł. – No, kolka mnie chyciła, ostomiły Święty Janie i musiołek na kwilecke przystanąć. A ty tyz biegnies sprawdzić, cy Poniezus zmartwykwstoł?
– Bajuści – potwierdził Święty Jan.
– No to biegnij, nie bede cie zatrzymywoł – pedzioł Święty Pieter. – Jo kwilecke odpocne i zaroz cie dogonie.

I Święty Jan pobiegł dalej. Po kwili Święty Pieter tyz rusył, ale za barzo sie nie śpiesył. Specjalnie nie doganioł towarzysa.
– Jeśli żołnirze chycnom Świętego Jana – myśloł se – jo zdąze piknie uciec.

Święty Jan dobiegł do grobu. Od rozu uwidzioł, ze grób jest piknie otwarty. Bez przeskód mozno było wejść do środka, ale Jan postanowił pockać na Pietra.
– We dwók bedzie raźniej wchodzić do tej ciemnej groty niz w pojedynke – pomyśloł.

Święty Pieter zaś, kie dojrzoł prześwitujący przez zarośla grobowiec, zatrzymoł sie znowu i zawołoł głośno:
– Hej! Hej! Święty Janie!
– To ty, Święty Pietrze?! – odkrzyknął Jan. – Słyse cie, ale nie widze.
– Zaroz przyjde ku tobie – odpowiedzioł Święty Pieter. – Ale powiedz mi najpierw, cy nie widzis nika rzymskik żołnirzy?
– Cemu pytos? – spytoł Święty Jan.
– A… tak z cystej ciekawości – odrzekł Święty Pieter.
– Rozglądom sie wokoło i nie widze zodnego – stwierdził Jan. – Widocnie abo uciekli przed zmartwykwstałym Poniezusem, abo wyskocyli na wino.

Wte dopiero Święty Pieter odwazył sie podejść do grobu. Wnet obaj apostołowie wesli do jego wnętrza.

– Nimo tutok nikogo – stwierdził Święty Pieter. – Na ziemi lezy ino porzucony Całun Turyński. A tak poza tym nimo tutok nic.
– A zatem… niewiasty godały prowde! – zawołoł Jan. – Poniezus zmartwykwstoł! Skoro go tutok nimo, to znacy, ze piknie zmartwykwstoł!

Na mój dusiu! Ale sie Święty Jan uciesył! A Święty Pieter? Cóz, z jednej strony tyz sie uciesył, ale z drugiej… zacęło go gryźć sumienie. No bo krucafuks! Uzmysłowił se, ze znowu stchórzył! Dopiero co po trzykrotnym zaparciu sie Poniezusa postanowił, ze juz nigdy więcej nie stchórzy – i oto w drodze do grobu znów mu odwagi zabrakło! Kieby nie Święty Jan – to by do tego grobu nie dotorł wcale!

Obaj apostołowie uznali, ze pora wrócić do cekającyk w wiecerniku kompanów. No i rusyli w droge powrotnom. Ba w pewnej kwili Jan zauwazył, ze Pieter jest cosi markotny.

– Ejze, Święty Pietrze! – zagodnął Jan. – Cemu mos mine jak Kain przyłapany przez Pona Bócka na zabiciu Abla?

Święty Pieter pocuł, ze juz dłuzej nie moze tłumić w sobie straśliwego frasunku. Musioł sie komusi zwierzyć.

– Cóz tu ukrywać, Święty Janie – westchnął. – Powiem ci, co mnie tak turbuje.
No i zaroz opowiedzioł, jak to w drodze do grobu zatrzymoł sie wcale nie z powodu kolki, ino dlotego, ze przestrasył sie mozliwości spotkania rzymskik żołnirzy.
– Nawet wobec ciebie, Święty Janie, nie byłek w porządku – wyznoł Pieter. – Puściłek cie przodem, wiedząc, ze mozes sie natknąć na żołnirzy Piłata, ftórzy mogom cie hereśtować. Całe scynście, ze tak sie nie stało. Ale kieby sie stało – nie mógłbyś licyć na pomoc z mojej strony.
– A, niekze ta – Święty Jan machnął rękom. – Było, minęło. Mojo radość ze zmartwykwstania Poniezusa jest tak wielko, ze nic jej nie zmąci.
– A mojom mąci mój grzych – zolił sie dalej Święty Pieter. – Popełniłek grzych, bo naraziłek cie na niebezpieceństwo.
– Wies co, Święty Pietrze? – odporł Święty Jan. – Cosi mi sie widzi, ze wkrótce Poniezus do nom władze odpuscania grzychów. No to kie nom do – jo ci ten grzych od rozu piknie odpusce. Tak więc nie turbuj sie juz więcej, ino rozem przezywojmy piknom radość, ze Poniezus zawierchowoł nad śmierzciom.
– Łatwo ci pedzieć: nie turbuj sie – mruknął Święty Pieter. – Jak moge sie nie turbować, skoro wiem, ze jestem tchórzem i sietniokiem?
– Przesadzos – pedzioł Święty Jan. – Kiebyś był sietniokiem, to Poniezus nie godołby, ze do ci kluce do królestwa niebieskiego.
– A niby komu powierzo sie kluce? – spytoł Święty Pieter. – Cieciowi! Zwykłemu cieciowi. Tak więc nawet jeśli trafie do nieba, to bede tamok ino zwykłym cieciem, bo na nic więcej nie zasługuje.
– Znowu przesadzos. O zwykłym cieciu Zbawiciel nie pedziołby, ze jest skałom.
– Faktycnie, nazwoł mnie skałom. A wies dlocego? Na pewno dlotego, ze skała nimo rozumu. Jest głupio i bezmyślno. Tak więc piknie z twojej strony, ze próbujes mnie pociesyć, ale prowda jest tako, ze jestem sietniokiem! Sietniokiem i ślus!
– Ponie Bócku! – zawołoł Święty Jan, ale nie na głos, ino w myślak. – Wycerpały mi sie argumenty. Chętnie byk wyciągł tego bidoka z depresji, ale nie wiem jak! Cy nie mógłbyś zatem, Ponie Bócku, sprawić, coby Święty Pieter zabocył syćko, co wydarzyło sie od kwili jego wyrusenia z wiecernika? Piknie pytom.

Cy Janowo prośba dosła do usu Pona Bócka? Ocywiście ze dosła. Bo niby cemu miałaby nie dojść? Ino Pon Bócek… był akurat zajęty dekorowaniem nieba na Wielkanoc. Zawołoł więc nojdującego sie najblizej janiołka:
– Hej, janiołecku! Pódźze ku mnie.
– Słuchom cie, Ponie Bócku – pedzioł janiołek posłusnie przybywając na zawołanie.
– Janiołecku ostomiły. Hipnijze na ziemie, a dokładnie do Jerozolimy. Tamok trza skasować kawałecek pamięci jednemu apostołowi idącemu w tej kwili od grobu Syna Bozego. Skasuj mu te pamięć od momentu, kie wyseł z wiecernika.
– Ale, Ponie Bócku – janiołek nie za barzo palił sie do wykonania zadania – ty zrobis to lepiej niz jo, bo jesteś piknie wsekmogący.
– Owsem, jestem, ale wies, kielo jo mom juz roków? – spytoł Pon Bócek.
– Kielo? – fcioł sie dowiedzieć janiołek.
– Nieskońconom licbe! – odpowiedzioł Pon Bócek.
– To faktycnie sporo – musioł przyznać janiołek.
– Ano sporo, sporo – pedzioł Pon Bócek. – Nie to co ty, młodzioku, ftóry mos telo roków co wsekświat, cyli zaledwie siedem miliardów. A jo juz jestem stary i nie moge zajmować sie syćkimi sprawami naroz. W tej kwili muse skupić sie na wyryktowaniu w niebie piknyk świąt wielkanocnyk. Co nie jest łatwe, bo to przecie pierwso Wielkanoc w dziejak świata. Eh, kieby była tutok Matka Bosko, to ona, jako siumno gaździna, na pewno by mi piknie cosi doradziła. Ale ona dotrze tutok dopiero za jakisi cas, dlotego w sprawak organizacji zarówno niebiańskiej Wielkanocy, jak i niebiańskiego Lanego Poniedziałku jestem niestety zdany ino na siebie…
– To juz nie turbuj sie tym apostołem, Ponie Bócku. – Janiołek zrozumioł, ze faktycnie przydałoby sie Stwórcy kapecke pomóc. – Hipne do tej Jerozolimy i piknie zrobie to, o co mnie pytos.

No i zaroz pohyboł na ziemie. Wnet nolozł sie w Jerozolimie. Tamok uwidzioł idącyk gościńcem Świętego Pietra i Świętego Jana.

– Na mój dusiu! – zawołoł janiołek. – Jo tutok widze nie jednego apostoła, ino dwók! I ftóremu z nik mom skasować pamięć? Chyba muse nazod hipnąć do nieba i spytać Pona Bócka… E, nie, Pon Bócek barzo zajęty, nie bede mu głowy zawracoł. Po prostu skasuje pamięć obu apostołom. To nawet lepiej, bo w ten sposób polecenie Pona Bócka bedzie wykonane w dwustu procentak! Haj.

Ze swego janielskiego plecaka janiołek wyciągł barzo zmyślne ustrojstwo, jakiego ani od Microsoftu, ani od Mackintosha nie kupicie. Za pomocom myśli uruchomił w tym ustrojstwie program kasujący ludzkom pamięć (tak, tak! – to nowocesne urządzenie jest wyposazone nie w ekran dotykowy, ino… myślowy). I piknie sprawił, ze nie ino Święty Pieter, ale tyz Święty Jan zabocył o syćkim, co sie wydarzyło od kwili ik wyjścia z wiecernika.*

W tej sekundzie kie Janiołek zakońcył operacje kasowania pamięci, Święty Jan cały cas radowoł sie zmartwykwstaniem Poniezusa, a Święty Pieter cały cas biadolił:
– Jestem sietniokiem, jestem sietniokiem, jestem siet… Eee… Święty Janie, nie wies przypadkiem, cemu jo godom, ze jestem sietniokiem?
– Pojęcia nimom – odpowiedzioł Święty Jan. – A jesteś?
– No, chyba nie – pedzioł Święty Pieter. – W końcu Poniezus godoł, ze do mi kluce do nieba i godoł, ze jestem skałom. To chyba nie moge być takim zupełnym sietniokiem. Co o tym myślis, Święty Janie?
– Sam juz nie wiem, co myśleć – rzekł Święty Jan. – Nawet nie wiem, co my tutok robimy. Dlocego jesteśmy tutok na polu, a nie w wiecerniku?
– Hmm… – zastanowił sie Święty Pieter. – Boce telo, ze niewiasty pedziały nom, ze Poniezus zmartwykwstoł. Rusyłek do grobu sprawdzić, cy to prowda, a potem… Mógłbyk pedzieć, ze film mi sie urwoł, kieby nie to, ze nie za barzo wiem, co to jest film.
– Jo tyz boce, ze rusyłek do grobu, zaroz za tobom – pedzioł Święty Jan. – Ale tyz nie boce, co było dalej. To syćko chyba przez to, ze od momentu ukrzizowania Poniezusa nie zmruzyliśmy oka. Musieliśmy usnąć w drodze do grobu i iść we śnie. Słysołek, ze przy wielkim zmęceniu takie rzecy som mozliwe. We śnie dotarli my do grobu, a potem we śnie rusyli w droge powrotnom i obudzili sie dopiero w tej kwilecce.
– Mos racje, Święty Janie, tak musiało być. – Święty Pieter nie widzioł inksego logicnego wyjaśnienia zaniku pamięci w dwók głowak naroz. – Ale w takim rozie chyba nie jest dobrze. No bo kieby przy grobie okazało sie, ze Poniezus zmartwykwstoł, to na pewno byśmy piknie oprzytomnieli. Tak radosnom rzec to byśmy bocyli, choćbyśmy byli nie wiem jak śpiący.
– Bajuści – zgodził sie Święty Jan. – A więc… Poniezus wcale nie zmartwykwstoł. Zacne niewiasty musiały mieć halucynacje, tak jak podejrzewoł Święty Tomas.

No i dwaj zasmuceni święci wrócili do wiecernika. Kie wrócili, pedzieli cekającym na nik kompanom, ze niestety zodnego zmartwykwstania nie było. Syćka apostołowie zmartwili sie straśnie i wyzbyli złudzeń, ze jesce kiedykolwiek ujrzom zywego Poniezusa. I dlotego właśnie, moi ostomili, byli tak barzo zaskoceni, kie wkrótce Zbawiciel piknie ku nim przybył. Heeej! Ale kie juz przybył – to nastała dlo nik tak radosno Wielkanoc, ze radośniejsom trudno se wyobrazić. Bajako.

Jo tyz zyce wom, ostomili, niewyobrazalnie radosnej Wielkanocy. Niek kolorowe pisanki sie ku wom śmiejom. Niek cukrowe baranki tyz sie ku wom śmiejom. I mazurki, i wselkie świątecne potrawy… Niek śmieje sie ku wom syćko i syćka. Wesołyk Świąt! Hau!

P.S.1. A ten cwortek jest Wielkim Cwortkiem, ba zarozem… jest dniem Gosickowyk urodzin. Zdrowie Gosicki! 😀

P.S.2. Zaś najblizsy piątek bedzie Wielkim Piątkiem, ba zarozem – dniem Aleckowyk urodzin. No to zdrowie Alecki! 😀

* Później, ale to dopiero później, Pon Bócek przywrócił pamięć Świętemu Janowi, coby Święty Jan mógł opisać całom rzec w swojej ewangelii.