Sprawiedliwość dlo kozic

Półtora tyźnia temu w Gazecie Wyborcej ukazoł sie artykuł pona Wajraka o kozicak. Artykuł zacyno sie od takik słów: Na chwilę poczułem, jakbym wskoczył do kreskówki Disneya.* Na mój dusiu! Cemu pon redaktor tak pocuł? Ano dlotego, ze uwidzioł maluśkom kozicke, ftóro jawiła mu sie jako stworzonko trochę tylko większe od królika o śmiesznym, białym pyszczku, z wielkimi ciemnymi ślipiami i olbrzymimi uszami, do tego stojące na patyczkowatych nóżkach zakończonych miniraciczkami.** Heeej! Co prowda, to prowda – małe kozicki som sakramencko pikne. Sam diasek rozculiłby sie na ik widok. A jeśli ftosi by sie nie rozculił – to chyba musiołby być kimsi jesce gorsym od diaska. Skoda, ze nika w internecie nie nolozłek zdjęć małyk tatrzańskik kozicek. Nawet Gugiel mi w tym nie pomógł. Ale jeśli, ostomili, udo wom sie oglądnąć film „Z Kozicą na świstaki”, to uwidzicie tamok piknom górskom zywine, a wśród niej – właśnie małe kozicki. Kie je uwidzicie, to od rozu zgodzicie sie z ponem Wajrakiem, ze to jest typowe disneyowskie zwierzątko. Tak typowe, ze cosi bardziej disneyowskiego trudno se wyobrazić. Haj. A moze… pon Disney – w tajemnicy przed syćkimi – był kiesik w Tatrak i na własne ocy te zywine oglądoł? I moze właśnie ten widok natchnął go do wyryktowania filmu „Bambi”? Jo wiem, ze tytułowy bohater tego filmu to nie kozica, ino jelonek. Ba mozno to wyjaśnić: pon Disney mógł uznać, ze jeśli w swojej kreskówce pokoze młodom tatrzańskom kozice, to wte ludzie z całego świata zaroz pohybajom na południe Polski, coby tak piknom istotke ujrzeć na własne ocy. Ba Tatry som barzo maluśkie, więc kieby turyści ze syćkik krajów naroz zjechali sie ku nim – to dlo tyk gór byłaby jesce więkso klęska niz zimowo olimpiada! Mozliwe, ze pon Disney był tego syćkiego świadom. Dlotego – nie fcąc dopuścić do katastrofy – specjalnie wyryktowoł „Bambiego” tak, coby nifto nie skojarzył go z siumnymi mieskańcami nasyk Tater. Jeśli tak właśnie było, to hyrnego twórce myski Miki i kacora Donalda nalezy kwolić podwójnie: za ryktowanie piknyk filmów i za piknie odpowiedzialne postępowanie. Bajako.

O cym jesce pon Wajrak zbocowoł w swoim artykule? Ano o tym, ze roz uwidzioł kozice schodzące sie ku piknie smakowitej trowie (smakowitej ocywiście dlo kozic, nie dlo pona Wajraka – tak mi sie w kozdym rozie wydoje). Co wte zaobserwowoł? Posłuchojcie:

Każda kozicowa mama prowadziła po jednym dziecku. Ale potem, gdy zrobił się upał, maluchy zostawiły pasące się matki i powędrowały pod krzak kosodrzewiny, pod którym leżała pewna kozica, i jedno przy drugim zaczęły się przy niej kłaść. Niektóre na nią właziły, a ona nie reagowała na takie bezczelności, choć z pewnością nie były to jej dzieci, a na pewno nie wszystkie, bo w pewnym momencie miała na głowie aż siedem maluchów. Miałem więc przed sobą nic innego jak kozie przedszkole. Potwierdziło się to, gdy stara kozica wyszła z cienia. Maluchy, zamiast rozejść się do mam, karnie poszły za nią.***

Na mój dusiu! Piknie to musiało wyglądać! Sakramencko piknie! Niestety ten sielankowy obrazek przerwoł nagły ryk silników śmigłowca. To ratownicy TOPR-u ryktowali jakisi lot skoleniowy. Huk masyny wystrasył bidne kozicki. Zaroz syćkie pouciekały z polanki, ostawiając na niej niepociesonego pona Wajraka. Pon Wajrak zaś mógł ino westchnąć, ze tak to juz niestety jest: kozice jakosi przyzwycaiły sie do odwiedzającyk Tatry tłumów turystów, natomiast do hałasów ryktowanyk przez helikoptery – nijak przyzwycaić sie nie umiom. Haj. I co w tej sytuacji zrobić? Zabronić lotów TOPR-owskik helikopterów na Tatrami? No, to chyba nie byłby dobry pomysł. Ratownicy som w górak potrzebni. Wielu ludzi z pewnościom przydałoby sie z gór wyprosić – ale nie ratowników.

To moze jakosi wytłumacyć kozicom, ze nimo sie cego bać? Zapomnijcie! Juz kiesik próbowołek im to wytłumacyć. Ba wte one zapytały mnie:
– Krzesny, a cy niedźwiedzia powinny my sie bać?
– Cóz – pedziołek – ta beskurcyja rzadko atakuje kozice, ale skłamołbyk, kiebyk pedzioł, ze nic wom z jego strony nie grozi.
– A cy śmigłowiec jest więksy od niedźwiedzia? – pytały dalej kozice.
– Pytanie! Wiadomo, ze jest!
– A cy ryk silników śmigłowca jest głośniejsy od ryku niedźwiedzia?
– No… jest.
– No to sami widzicie, krzesny! – triumfowały kozice. – Skoro helikopter jest więksy niz niedźwiedź i rycy głośniej niz niedźwiedź – to nalezy sie go bać jesce bardziej niz niedźwiedzia!

No i godoj z takimi, krucafuks. Nimo sposobu na to, coby je przekonać. Nimo i ślus.

Więc jo mom inksom propozycje. Skoro nie do sie zrobić tak, coby ratownice śmigłowce nie latały nad turnickami i nie do sie zrobić tak, coby kozicki przestały sie tyk śmigłowców bać, to trza bidnej zywinie jakosi jej stres wynagrodzić. Jak? Mom pewien pomysł. Niek kierownictwo TOPR-u wyznaco ratowników do pełnienia dyzurów… koziej przedskolanki. Dyzurny ratownik-przedskolanka niek lezy se na polanie, ftórom kozice lubiom odwiedzać. I kie dorosłe osobniki bedom sie piknie pasły, to maluchy niek kładom sie przy tym ratowniku, a nawet niek włazom na niego. On zaś, nawet kie w pewnym momencie bedzio mioł na głowie jaz siedem maluchów, to w zodnym wypadku niek nie reaguje na takie bezczelności. Małe kozicki som leciutkie, więc ratownikowi-przedskolance nie stonie sie zodno krziwda. Za to dorosłe kozice bedom mogły spokojnie skubać smakowitom trowke, korzystając z tego, ze obowiązek opieki nad malcami spocywo kwilowo na kimsi inksym. Pon Wajrak, kie podcas następnej wyprawy ku tatrzańskim wiersyckom uwidzi cosi takiego, pewnie bedzie mioł niezły ubaw, ale to juz inkso sprawa. Najwozniejse jest to, coby w stosunkak ratownico-kozik w Tatrak wierchowała sprawiedliwość. Hau!

P.S. A coby sprawiedliwość wierchowała w Owcarkówce, trza bocyć o tym, ze dzisiok som imieniny Emileckowe, Gosickowe, Małgosieckowe i Margeckowe. No to zdrowie Emilecki, Gosicki, Małgosiecki i Margecki! 😀

* A. Wajrak, Koźlę, czyli słodziak kopytny, „Gazeta Wyborcza” z 30 maja 2014 r., s. 28.
** Ibidem.
*** Ibidem.