Jak Poniezus z osiołkiem ukwalowoł

Cemu baranek jest symbolem Wielkanocy? To na pewno wiecie. Cemu jest nim tyz kurcok? To chyba tyz wiecie, a fto nie wie, ten przynajmniej sie domyślo. Ba jakim cudem wśród zywiny symbolizującej te święta nolozł sie zając? Ha! Tutok sprawa jest bardziej skomplikowano. Ale zaroz postarom sie wom syćko piknie wyjaśnić. A zatem…

Był rok 33 nasej ery. Zblizała sie Niedziela Palmowo. Poniezus juz wiedzioł, ze wroz z apostołami spędzi ten dzień w Jerozolimie. Rusył więc wroz z nimi ku temu hyrnemu miastu. Śli, śli… a kie juz zblizali sie do jego murów, Poniezus zauwazył, ze apostołowie som kapecke strudzeni wędrówkom. Postanowił więc zrobić mały postój. No i zaroz apostołowie piknie porozsiadali sie w cieniak drzew. Poniezus zaś hipnął do pobliskiego potoka, coby przynieść im świezej wody. Przy potoku zaś ujrzoł starego osła, ftóry stoł nad brzegiem z opusconym łbem i spokojnie chłeptoł orzeźwiającom wodzicke.

– Hej! Osiołecku! – zawołoł Poniezus. – Jo cie piknie znom!
– A jo wos nie – burknął osioł, niezadowolony, ze ftosi przeskadzo mu gasić pragnienie.
– Znos mnie, znos – zaśmioł sie Poniezus.
Zdumiony osioł przestoł pić i uniesł łeb do wierchu.
– Na mój dusicku! – zawołoł. – Rozumiecie, co jo godom? Wy, cłowiek, rozumiecie mowe zywiny?
– Kiesik to cie nie dziwiło. – Poniezus dalej sie śmioł.
– Kiesik? – Osioł był coroz bardziej zdumiony. – To znacy kie?
– Ano… – rzekł Poniezus – najpierw w stajence betlejemskiej, a potem podcas uciecki do Egiptu, kie Święty Józef posadził na twoim grzbiecie Matke Boskom i mnie, coby ratować nos przed zawistnym Herodem.

Teroz dopiero osłu rozjaśniło sie w głowie.
– O, Jezusicku! To Jezusicek! – wykrzyknął. – Jezusicek we własnej osobie!
A potem uradowany rzucił sie Zbawicielowi na syje, tak ze kieby Poniezus nie uzył swej boskiej mocy, to obaj prasliby na ziem i poturlali do potoka.

– Jezusicku! Ostomiły Jezusicku! – wołoł osioł. – No, piknie pytom, wyboc, ze jo cie nie poznoł, ale… kie ostatni roz cie widziołek, to byłeś maluśkom dziecinom. Do maluśkiego złóbka piknie sie mieściłeś! Na mój dusiu! Kielo to juz roków minęło! Kielo roków!
– Oficjalnie – trzydzieści trzy – pedzioł Poniezus. – A faktycnie jesce więcej. Tak cy siak… piknie jest spotkać znajomego z casów dzieciństwa.
– Bajuści, piknie – zgodził sie osioł. – Nie bede godoł, co działo sie ze mnom przez te syćkie roki, bo przecie jako Pon Bócek barzo dobrze to wies. Ba ty, Jezusicku, co porabiołeś?
– Heeej! Długo by godać – pedzioł Poniezus. – Było wiele przyjemnyk zdarzeń, jak uzdrawianie choryk ciał i – co wozniejse – uzdrawianie choryk dus. Były tyz rzecy nieprzyjemne, jak słowne sarpacki z fanatykami religijnymi, przekonanymi, ze na przykazaniak Pona Bócka znajom sie lepiej niz sam Pon Bócek. Ba najgorse niestety dopiero przede mnom – o, tamok.
Wymawiając słowo „tamok”, Poniezus wskazoł w strone Jerozolimy.
– Ostomiły Jezusicku – rzekł osioł – w takim rozie moze lepiej by było, cobyś tamok nie seł?
– Muse iść – odpowiedzioł Poniezus. – Muse, choć wiem, ze kie przybęde do Jerozolimy, to najblizsy piątek bedzie dlo mnie straśliwym dniem. Ale zapewniom cie, osiołecku, ze syćko dobrze sie skońcy.
– A, skoro sie dobrze skońcy – to co inksego – pedzioł uspokojony osioł. – A cy moge ci, Jezusicku, kapecke potowarzysyć w twej drodze?
– Cemu nie – odpowiedzioł Poniezus. – Mógłbyk nawet wjechać do miasta na twym grzbiecie. Jechołbyk na tobie jak za downyk dobryk casów, kie jo byłek małym Jezuskiem, a ty młodym siumnym osiołkiem.
Poniezus sie rozmarzył, ba osioł… zrobił niewyraźnom mine.
– To nie jest dobry pomysł – pedzioł osioł. – Widzis, Jezusicku, jo nie jestem juz młodym, silnym siuhajem. Mom juz swoje roki. Reumatyzm mi dokuco. Siły juz nie takie jak downiej. Nie wiem, cy dom rade cie ponieść.
– Cóz, trudno – pedzioł Poniezus. – Jaz tutok dosłek na piechote, to do samej Jerozolimy tyz dojde.
– Nie, Jezusicku! – prociwił sie osioł. – Syn Bozy do jednej z najwięksyk metropolii antycnego świata miołby hybać na własnyk nogak? Mom propozycje. W pobliskiej wsi jest obejście, ftórego gazdowie hodujom mojego wnuka. Moze właśnie ten mój wnuk by cie poniesł?
Poniezus podrapoł sie po głowie.
– Cy to nie bedzie przypadkiem nepotyzm? – zastanawioł sie. – Nie! Na scynście nie! Wartko oceniłek w swej boskiej głowie syćkie okolicne osiołki i widze, ze twój wnuk jest wśród nik najślachetniejsy. Młodziutki jest, ba piknie ślachetny. Bedzie sie nadawoł. Popytom dwók apostołów, coby mi go przyprowadzili. Haj.

A następnego dnia było tak, jak to Ewangeliści opisali – Poniezus wjechoł do Jerozolimy na młodym osiołecku. A kie wjezdzoł, na ulice wyległy wiwatujące tłumy. Tuz przy Jezusie krocył Święty Pieter. W pewnej kwili apostoł odezwoł sie do Zbawiciela:
– Muse przyznać, ostomiły Jezusicku, ze barzo dostojnie na tym osiołku wyglądos.
– A jo muse przyznać – pedzioł Poniezus – ze to oślę jest barzo sympatycne. I tak se myśle… moze by ukwalować, coby osiołek stoł sie jednym z symboli Wielkanocy? Na pamiątke tego, ze mojom męke i zmartwykwstanie poprzedził pikny wjazd do Jerozolimy na tej siumnej zywinie? To jest na rozie ino luźno propozycja…
– Barzo pikno propozycja! – zakwycił sie Święty Pieter. – Niekze więc sympatycno zywina z długimi usami bedzie w przysłości symbolem Wielkanocnyk Świąt!

Co sie działo w kolejnyk dniak – to wiecie: ostatnio wiecerza, pojmanie Poniezusa przez posłusnyk arcykapłanowi radykałów, droga krzyzowo… ba potem – pikne zmartwykwstanie.

No i niedługo po owym zmartwykwstaniu Poniezus postanowił odwiedzić znajome osiołki. Wybroł sie na mały spacer pod Jerozolime i wnet natrafił na młodzioka, na ftórym jechoł se podcas niedownej Niedzieli Palmowej.

– Witoj, osiołecku! – zawołoł Poniezus.
– Na mój dusiu! – wykrzyknął osiołek. – Ty zyjes, Jezusicku! Piknie zyjes! A jesce trzy dni temu, kie zapuściłek sie pod Golgote, to na własne ocy widziołek, ze byłeś zupełnie martwy!
– Cóz, przeinacyłek kapecke porządek rzecy – pedzioł Poniezus uśmiechając sie przy tym. – Potela zycie miało swój kres, a śmierzć nie miała. Od tej pory jednak bedzie na odwyrtke. No ale tak w ogóle to co u ciebie, osiołecku?
– A, dziękuje, syćko dobrze – odpowiedzioł osiołek. – Gorzej z moim dziadkiem. Siedzi w krzokak i sie turbuje.
– Cymze sie turbuje? – spytoł Poniezus.
– A bo on, jak na pewno bocys Jezusicku, namówił cie, cobyś przybył do Jerozolimy na moim grzbiecie, nie na jego. Ba wkrótce potem, kie syćko przemyśloł, to zacął sie frasować, ze jo to jestem jesce młody źrebak, ze nimom telu sił co dorosły osioł i ze nie dom rady nieść cie w taki upał przez dusne miasto. Mioł wyrzuty sumienia, ze wrobił mnie w zbyt trudne zadanie i boł sie, ze na ulicak Jerozolimy jo moge zwycajnie zasłabnąć.
– Ale przecie nic takiego sie nie stało – stwierdził Poniezus. – Poza tym twój dziadek powinien znać mnie na telo dobrze, coby wiedzieć, ze nie pozwoliłbyk, aby stała ci sie choćby najmniejso krziwda.
– Bajuści – pedzioł osiołek. – Ale wies, Jezusicku, jak to jest z nadopiekuńcymi dziadkami. Nic złego mi sie nie stało, ale jego i tak gryzie sumienie. Godom mu, ze nimo cym sie turbować, ale on nie fce mnie słuchać. Furt powtarzo ino, ze jest najgorsym dziadkiem na świecie.
– To depresja – zdiagnozowoł Poniezus. – Ale w takim rozie pódźmy we dwók pedzieć mu, ze jo właśnie zmartwykwstołek. Na pewno humor piknie mu sie poprawi.
– Pewnie tak – zgodził sie młody osioł. – Ba co bedzie w przysłości? Jo w tej Jerozolimie barzo dobrze słysołek, jakeście godali ze Świętym Pietrem, ze osiołek stonie sie symbolem Wielkanocy.
– Zgadzo sie, tak ześmy godali – przybocył se Poniezus.
– No właśnie… – kontynuowoł osiołek. – A to oznaco, ze w przysłości, kie bedzie zblizoł sie Wielki Tydzień, to w kioskak bedom sprzedawane świątecne widokówki z osiołkami, w sklepak bedom wielkanocne ozdóbki z obrazkami osiołków, a dzieci bedom dostawały od dorosłyk pikne cekoladowe osiołki.
– No to kie w przysłości bedzies poziroł na to syćko z nieba – rzekł Poniezus – chyba miło ci bedzie? W końcu to syćko bedzie na twojom ceść!
– Bajuści – odporł osiołek. – Ba mój bidny dziadek… co poźre w taki cas na dowolny osiołkowy akcent – bedzie mu sie przybocowała ta jego „wina”. Wina, ftórom sam se wmówił, ale nie zmienio to faktu, ze bedzie sie frasowoł.
– Tyz prowda. – Poniezus podrapoł sie po głowie. – Ale sam słysołeś, ostomiły osiołecku, jak Święty Pieter pedzioł: „Niekze więc sympatycno zywina z długimi usami bedzie w przysłości symbolem Wielkanocnyk Świąt”. A jo juz obiecołek Świętemu Pietrowi, ze cokolwiek związe na ziemi, to bedzie tyz związane w niebie. Nie moge cofnąć danego mu słowa, bo kiebyk cofnął, to co za Pon Bócek byłby ze mnie!
– Ale moze Święty Pieter nie godoł tyk słów ex cathedra? – spytoł osiołek z nadziejom w głosie.
– Z tonu, jakiego uzył, wynikało niestety, ze godoł – westchnął Poniezus. Straśnie mu było skoda, ze nie moze udzielić inksej odpowiedzi.
Osiołek posmutnioł. Poniezus zacął gładzić zywine po karku, ba to niewiele bidoka pociesyło. Jednak po kwili namysłu… osiołek nagle sie ozywił i popytoł:
– Jezusicku ostomiły. Cy mógłbyś jesce roz powtórzyć, co pedzioł Święty Pieter?
– No… ze sympatycno zywina z długimi usami bedzie symbolem Wielkanocy.
– Cyli nie uzył słowa „osioł”! – zauwazył osiołek. – Jezusicku, a moze opróc osłów istnieje jesce jakosi inkso „sympatycno zywina z długimi usami”? I moze właśnie ona mogłaby być symbolem tyk świąt?
– Pockoj, osiołecku, niekze sie zastanowie – pedzioł Poniezus. – W końcu podcas stwarzania świata naryktowołek telo gatunków, ze muse kapecke pomyśleć, coby je syćkie ogarnąć. Hmm… Moze pachyrukhos? E, bez sensu. To wymarły gatunek, o ftórym poza paroma paleontologami mało fto bedzie wiedzioł. No to moze kangur? Tyz bez sensu. Pokiela Australia nie zostonie odkryto, mieskańcy Starego Świata nawet nie bedom mieli pojęcia, co to za zywina. Hmm… Hmm… O! Mom! Juz mom! Zając! Niek zając, w zastępstwie osła, symbolizuje piknom Wielkanoc!

Heeej! Osiołek uciesył sie piknie. I piknie podziękował Poniezusowi za zaoscędzenie dziadkowi przykryk wspomnień w przysłości. A potem we dwók posli do starego osła z radosnom wieściom o zmartwykwstaniu Syna Bozego.

No i cóz, ostomili. Przed nomi kolejne święta. Juz od ładnyk paru dni sklepy pełne som róznyk towarów przybocowującyk Wielkanoc. A wśród tyk towarów – całe mnóstwo wizerunków sympatycnego zającka. Ba teroz juz piknie wiecie, ze pierwotnie to wcale nie mioł być zającek, tylko inkso zywinka z długimi usami. Bajako.

No a tak w ogóle to Wesołyk Świąt syćkim zyce! I wesołyk pisanek! I wesołyk babek wielkanocnyk! I wesołyk mazurków tyz! Zaś wody na Śmigus-Dyngus – jak zwykle kozdemu według gustu. Hau!

P.S. Ba jesce przed Wielkanocom, w najblizsy piątek, bedziemy mieli tutok inkse pikne święto – rocnice ślubu Poni Basi i Pona Pietra. Zdrowie nasej Ostomiłej Siumnej Pary z sąsiedztwa! 😀