Słupek

Wiecie, co mi sie wcora przytrafiło? Ano krynciłek sie po lesie, coby sprawdzić, cy w okolicak mojej holi nimo zodnyk wilków, ftóre mogłyby zagrozić owieckom mojego bacy. Nagle do moik usu dosła tako rozmowa:
– Gdzie ten słupek? Gdzie ten przeklęty słupek? Widzisz go gdzieś?
– Nie.
– Ja też nie. Już chyba od dwóch godzin go szukamy.
– Może źle szukamy?
– Może? Albo to jest jedyny las w Polsce, w którym nie ma żadnych słupków.

Fto tak godoł? Wnet uwidziołek chłopaka z dziewcynom, przedzierającyk sie przez leśnom gęstwine. Piknie! – pomyślołek – pohybom ku nim i swoim owcarkowym sposobem wyłudze od nik pare kanapek.

Ale zaroz sie powstrzymołek. Zaciekawiło mnie, o co im sło z tym słupkiem? Postanowiłek to wybadać i obserwować ik z ukrycia. Kanapki wse moge wyłudzić później. Bajako.

Zacąłek śledzić te pare, chowając sie za smrekami. A oni dalej leźli roz przez mniejse, a roz przez więkse zarośla. Leźli, leźli… jaze wyleźli na wijącom sie wśród trow i mchów perć. Po kwilecce na tej perci pojawił sie jakisi turysta, tak na oko koło pięćdziesiątki, ale równie dobrze mógł to być śtyrdziestolatek wyglądający na starsego o dziesięć roków abo seśćdziesięciolatek wyglądający na młodsego o dziesięć roków.

– Proszę pana! Proszę pana! – zawołoł chłopak. – Czy nie widział pan tu gdzieś jakiegoś słupka?
– Ha! Widziałem przed chwilą coś ciekawszego – pedzioł turysta. – Ślady niedźwiedzia!
– Ale my szukamy słupka – odezwała sie dziewcyna, sprawiając wrazenie, ze nie ino niedźwiedź, ale nawet lądowanie UFO interesowałoby jom w tej kwili mniej niz ten sakramencki słupek. – Takiego betonowego albo granitowego z czterema numerami.
– A, słupka… – nieznajomy zamyślił sie. – Wiecie co? Od dziesiątek lat przemierzam gorczańskie szlaki, ale na takie słupki jakoś nigdy nie zwracałem uwagi. Chyba je widywałem, ale… naprawdę nie umiem wam pomóc. Przykro mi.

Chłopakowi i dziewcynie najwyraźniej tyz było barzo przykro. Turysta poseł dalej, tyk dwoje zaś znowu zapuściło sie w las. Po pół godzinie wysli na polane, przez ftórom seł corny ślak z Łopusznej ku Polanie Zielenicy. Natrafili tamok na kilkunastoosobowom wyciecke, prowadzonom przez pona, ftóry do kosuli mioł przypięty taki oto blasany znacek.

– Przepraszam – dziewcyna zacepiła pona ze znackiem – czy pan może jest górskim przewodnikiem?
Pon ze znackiem potwierdził.
– Super! – uciesyła sie dziewcyna. – To pewnie będzie pan wiedział, gdzie tu można znaleźć jakiś betonowy lub kamienny słupek?
– Betonowy lub kamienny słupek? – pon przewodnik podrapoł sie po głowie. – Hmm… Szczerze mówiąc… Yyyy… Nie wiem. Jestem przewodnikiem trzeciej klasy. Może jakiś przewodnik pierwszej lub przynajmniej drugiej klasy by wiedział.
– A nie orientuje się pan może – wtrącił chłopak – gdzie tu można spotkać takiego przewodnika wyższej klasy?
– Yyy… yyyy… z tego, co wiem, jeden mój kolega, mający pierwszą klasę, będzie niedługo tędy przechodził z inną wycieczką.
– Niedługo? Doskonale! – wykrzyknął chłopak.
– Ale niedługo – to znaczy konkretnie kiedy? – próbowała dociec dziewcyna.
– No… za jakiś tydzień, tak mi się wydaje.
– Aha… dziękujemy – pedzieli posukiwace słupka. Po ik minak widać było jednak, ze owo „niedługo” to było dlo nik stanowco za długo.

Wyciecka posła w kierunku Łopusznej, a śledzono przez mnie para zacęła sie bezradnie rozglądać. I wte na skraju polany dojrzeli starom górolke zbierającom grziby. Wartko ku niej pohybali.

– Dzień dobry! – zawołoł chłopak.
– A, pokwolony – odpowiedziała górolka.
– Mamy pytanie – rzekł chłopak. – Czy nie widziała pani w pobliżu jakiegoś słupka?
– Słupka? A, jeden widziałak. Ba na co wom słupek?
– No… chcemy znaleźć na nim pewną informację – odpowiedzioł chłopak.
– E, nic ciekawego na nim nie nojdziecie – stwierdziła górolka.
– Ciekawego – nie, ale ważnego – owszem – pedziała dziewcyna. – Przynajmniej dla nas jest to coś ważnego.
– No to jak fcecie, to powiem wom – odrzekła górolka. – Pódziecie tom perciom do wierchu. Przejdziecie jakiesi sto, abo dwieście metrów. I po prawej stronie perci uwidzicie barzo pikny słupecek.
– Dziękujemy bardzo! – zawołali chłopak i dziewcyna. I nie tracąc casu pohybali we wskazanym przez górolkie kierunku. Było tamok kapecke stromo, więc wspinając sie dostali małej zadyski. Ale humory mieli duze lepse niz przed kwilom.

– Od razu trzeba było spytać miejscowego! – stwierdził chłopak. – Zaraz będziemy mieć to, czego potrzebujemy.
– Misiu, już chyba widzę ten słupek, o którym mówiła ta góralka – odezwała sie w pewnej kwili dziewcyna.
– Eee… – zafrasowoł sie chłopak – ale raczej nie o taki nam chodziło.
– Raczej nie – zgodziła sie dziewcyna. – Ale może gdzieś w pobliżu stoi jakiś inny słupek?
– Obawiam się, że nie – pedzioł chłopak. – Żadnego innego tutaj nie widzę.

Słupek, ftóry noleźli, był mniej więcej dwumetrowej wysokości i była przycepiono do niego zardzewiało tablica, bocująco chyba jesce casy PRL-u. Na tablicy był napis końcący sie słowami: SUROWO WZBRONIONE. Co było napisane wceśniej – tego nie mogłek odcytać. Odgadnąć tyz było trudno, bo przecie u wos, ludzi, barzo wiele barzo róznyk rzecy jest surowo wzbronionyk.

Chłopak i dziewcyna westchnęli cięzko. Postanowili wrócić na polane, na ftórej przed kwileckom byli i spytać górolke-grzybiorke, cy nie widziała w okolicy jakiegosi inksego słupka. Niestety, kie tamok wrócili, okazało sie, ze górolka juz kasi posła. Kany? Jo ze swoim psim nosem nolozłbyk jom bez trudu. Ale te dwa bidoki ze swoimi ludzkimi nosami – nie miały na to sans.

Tymcasem była juz późno godzina. Niebo nad Gorcami zacęło sie ściemniać.

– No to zabłądziliśmy na dobre – westchnął chłopak. – A ten artykuł o szukaniu słupków i wzywaniu pomocy leśniczego to jakaś lipa. Jedna wielka lipa!

Artykuł o sukaniu słupków? O, Jezusicku! Wreście olśniło mnie, cego oni sukali. Juz wceśniej powinienek na to wpaść! Ale dopiero, kie ten młodziok zbocył o artykule, to skojarzyłek, ze musi on mieć na myśli tekst, ftóry mozecie noleźć na stronak podróze.gazeta.pl. Pisom tamok, co trza robić w rozie zabłądzenia w lesie. Otóz podobno najlepiej jest odsukać betonowy lub granitowy słupek z czterema numerami. Wystarczy, że [zadzwonisz do leśniczego i] przekażesz komplet numerów ze słupka, a leśnicy bez trudu do ciebie dotrą.

Tak więc teroz juz syćko było jasne: tyk dwoje zwycajnie zabłądziło i dlotego – zgodnie z zaleceniami owego artykułu – sukali słupka, ftóry pomógłby im sie odnoleźć. Cóz, kie juz wiedziołek, o co im idzie, chętnie byk ik poratowoł. Nie wiedziołek ino, kany oni fcom dojść? Ba zaroz sie dowiedziołek, bo dziewcyna jękła:
– No to nici z nocowania na Turbaczu.

Aaa! Więc oni fcom na Turbacz! To nie mogli wceśniej o tym zbocyć? Od rozu byk piknie im pomógł. Ale to nic – pomoge teroz. Wysłek zza smreków i groźnie zawarcołek.

– Co to za bestia? – spytała kapecke wystrasono dziewcyna, kie mnie zauwazyła.
– To… to… chyba niedźwiedź – pedzioł nie mniej wystrasony chłopak. – Ten turysta, którego niedawno spotkaliśmy, coś mówił, że widział ślady niedźwiedzia.
– Rzeczywiście, mówił – przybocyła se dziewcyna. – Ale… jest już wprawdzie ciemno i nie widzę za dobrze, jednak wydaje mi się, że to coś jest białe. Czy u nas żyją białe niedźwiedzie?
– Chyba nie – pedzioł chłopak. – Ale ten może uciekł z zoo albo jakiegoś cyrku?

Co? Niedźwiedź? Niekze ta. Moge być niedźwiedziem.

Znów zawarcołek, ale tym rozem postarołek sie, coby moje warcenie przybocowało niedźwiedzi ryk. Chłopak z dziewcynom zawołali jednoceśnie:
– W nogi!

I rzucili sie do uciecki. A jo pohybołek za nimi. Ocywiście goniłek ik tak, coby gnali w strone Turbacza.

– Rozbiegnijmy się w dwie strony! – zawołoł w pewnej kwili chłopak. – Może wtedy bestia się zatrzyma, bo nie będzie wiedziała, kogo ścigać?

No i sie rozbiegli. Hehehe! Nie z psami pasterskimi takie numery! Mało to rozy musiołek jo zaganiać do stada owiecki pędzące w róznyk kierunkak? Chłopak z dziewcynom ani sie spostrzegli, jak znów biegli rozem. Haj.
– Zrzućmy pleacaki! – zawołała dziewcyna. – Będziemy wtedy szybciej uciekać.
Faktycnie, kie pozbyli sie balastu, biegli sybciej. I wkrótce… piknie noleźli sie przed wejściem do schroniska na Turbaczu. Spanikowani złapali wartko za klamke, hipli do środka i pośpiesnie zamkli za sobom drzwi.

Tak więc piknie byli u celu. Ale ik plecaki – jesce nie. Musiołek więc jesce po nie pohybać. I podrzucić im je na telo dyskretnie, coby pomyśleli, ze to jakisi goprowiec je przyniesł. Abo inksy ucciwy znalazca, ftóry – jakomsi piknom metodom dedukcyjnom – doseł, fto jest właścicielem zguby.

Idąc po te plecaki, natrafiłek na niedźwiedzia, o ftórego śladak godoł ten samotny turysta. Kie obiecołek miśkowi, ze wykrodne dlo niego pare słoicków miodu z Felkowego sklepu, ten od rozu zgodził sie pomóc mi w tasceniu plecaków. Po drodze opowiedziołek mu, co dzisiok przezyłek.

– I teroz tak se myśle – pedziołek, końcąc swom opowieść – ze Pon Bócek wprowdzie doł cłowiekowi rozum, ale jakosi dziwnie wyryktowany.
– Cemu tak myślicie, krzesny? – spytoł niedźwiedź.
– No, poźrejcie – pedziołek. – Tyk dwoje, kie zabłądziło, to tak skupili sie na sukaniu słupka, ze zupełnie nie dostrzegali inksyk sposobów na odnolezienie zgubionej drogi. Bo cyz nie mogli spytać o droge napotkanego na perci turysty? Mogli. A napotkanego kapecke później przewodnika? Tyz mogli. Tak samo mogli spytać te starom górolke. Ba ik myśl całkowicie pochłonął ten sakramencki słupek. Ciekawe, kielo casu by jesce stracili, kiebyk nie wkrocył do akcji.
– Co prowda, to prowda – rzekł niedźwiedź. – Ba z drugiej strony, pomyślcie, krzesny, ze kieby tego słupka nie sukali, to byście sie nimi nie zainteresowali. Kiebyście sie nimi nie zainteresowali – nie pomoglibyście im w dotarciu do schroniska. A kiebyście im nie pomogli – to te bidoki sły by ku temu schronisku duzo dłuzej. Nawet kieby ftórysi z napotkanyk ludzi pomógł im odnoleźć droge.

Na mój dusiu! Mój kudłaty kompan mioł racje! Ta para przecie była juz dość zmęcono. W dodatku tascyła na swyk grzbietak całkiem spore cięzary. No to załózmy, ze ftosi pomógł by im odnoleźć te droge na Turbacz. Kielo casu zajęłoby im dotarcie tamok? Moze dwie godziny? Moze trzy? Moze jesce dłuzej? Tymcasem dzięki mnie – dotarli w pół godzinki!

Tak więc, moi ostomili, przemyślołek sprawe i piknie potwierdzom: w rozie zabłądzenia w lesie – sukanie słupka jest doskonałym rozwiązaniem. Mojo ostatnio przygoda jest na to najlepsym dowodem. Hau!

P.S.1. Pod ostatnim wpisem nowy gość do Owcarkówki przybył – Muratorecek. Powitać piknie Muratorecka! 🙂

P.S.2. Piknie przybocuje, ze 29 sierpnia Anecka Schroniskowo bedzie miała swoje urodziny. Zdrowie Anecki Schroniskowej! 🙂