Jak dostać wize do Hameryki

Dostołek meila od pona Andrzeja Gruszczyka, górola spod Turbacza, ale nie z mojej wsi, ba z inksej, od Mietecki w niecałe pół godzinki mozno autem dojechać. A ten meil był tak pikny, ze muse wom kawałecek zacytować:

Tak se dumom ze pasowałoby cosi poscekać w rzecy wizów, wiecie ka … tam nie bedzie tak łatwo jak s lordem, bo tam lordów z honorem nima, a s honorem u kałbojów to jes tak nie wycytajęcy jak u nos: jak pasuje być honorowym to sie jes, a jak nie to nie, bo my som ślebodni i oni tys i nikto nom nie bee godoł, kie jakim momy być. I na ten przikłod mogem Wom pokozać cym sie roźni honor angielski od zamorskigo (i nasego tys): angielski jes stały a zamorski zmienny. Jak prąd (w ścianie nie w harbacie).

No to … scekne cosi w rzecy wizów do Hameryki. Jak syćka wiedzom, nasi żołnirze pojechali wykrwawiać sie w Iraku i Afganistanie, bo myślano, ze hamerykańsko administracja bedzie za to tak piknie wdzięcno, ze zaroz wartko nom te wizy zniesie. A tymcasem jest wdzięcno tak samo jako pon Napoleon był nom wdzięcny za to, ze nasi wykrwawiali sie pod Samosjerrom abo jako alianci byli wdzięcni za to, ze nasi wykrwawiali sie pod Monte Kassino. No i wychodzi na to, ze wizy do Hameryki to nom zniosom dopiero wte, kie prezydentem zostonie u nik abo naso ASicka, abo nas Badzielecek.

A jeśli ftoś juz teroz fce do Hameryki jechać, to co mo zrobić? Jo dokładnie nie wiem, jak to sie załatwio, ale zdoje sie, ze to jest jakosi tak, ze trza sie udać abo do hamerykańskiej ambasady we Warsiawie, abo do konsulatu w Krakowie. Tamok trza pogodać z hamerykańskim konsulem. I po tej rozmowie jak konsul fce – to do wize, a jak nie fce – to nie do. Co zrobić, coby fcioł dać? Powiem wom.

Kie do tego konsula przyjdziecie, to on pewnie odezwie sie z wymusonom uprzejmościom:
– Witojcie, panocku! Siednijcie se wygodnie. No jak tam? Wize byście fcieli?
– Zgadliście, krzesny – odpowiedzcie. – Ale najpierw opowiem wom pikny śpas, jaki usłysołek wcora u śwagra na imieninak.
I opowiedzcie konsulowi śpas z gatunku znanego w Hameryce jako połlisz dżołk. Na przykład taki.

Przychodzi Polak ku stolorzowi i pyto:
– Moglibyście wyryktować mi takie pudło, co to mo dwa cale wysokości, dwa cale syrokości i piętnoście stóp długości?
– Hmm … – godo stolorz. – Chyba mógłbyk. Ale na co wom takie pudło?
– A bo widzicie – godo Polak. – Mój sąsiad wyjechoł, ale zabocył paru rzecy ze sobom zabrać. No i popytoł mnie, cobyk mu przesłoł jego węza ogrodowego.*

Konsul, kie to usłysy, zaroz śmiać sie zacnie.
– Buhahahahahahahaaaaa! Na mój dusiu! Hahaha! Haha! Haha!
– Widze, krzesny, ze spodoboł sie wom ten śpas? – powiedzcie.
– Pewnie! – zawoło konsul. – Juz dawno takiego piknego połlisz dżołka nie słysołek! Hahaha!
Wy wte zróbcie zatroskanom mine.
– Cy coś sie stało? – spyto konsul.
– Zalezy komu. Mi nic – powiedzcie. – Ale wom, krzesny, stać sie moze.
– A co miałoby mi sie stać? – spyto konsul.
– A bo widzicie, krzesny – powiedzcie. – Śmialiście sie z połlisz dżołka. Tymcasem Polaki som w Hameryce mniejsościom etnicnom. A śmianie sie z mniejsości etnicnej jest teroz barzo, ale to barzo niepoprawne politycnie.
– No … tyz prowda – przyzno konsul.
– Dlotego martwie sie o wos, krzesny. – powiedzcie ponuro. – Dopiero co wos poznołek, ale juz zdązyłek wos polubić i martwie sie, co z womi bedzie, kie za niepoprawność politycnom wylejom wos z roboty, do zodnej inksej nie przyjmom, baba wos rzuci, dzieci sie wos wyprom i skońcycie jako bidok zyjący z zebrów w jakim Sentral Parku.
Konsul – słuchając wasyk słów – z przerazenia zacnie sie trząść. Jego kufa przybiere kolor ścian Biołego Doma.
– Jestem skońcony! – zacnie biadolić. – O, Jezusicku! Jestem skońcony!
A wy na to powiedzcie:
– Wiecie co, krzesny? Jo se tak myśle, ze mógłbyk pojechać do tej wasej Hameryki i tamok zaświadcyć przed kozdym, fto by pytoł, ze wy sie z połlisz dżołków wcale to a wcale nie śmiejecie. Wte bylibyście uratowani.
– Zrobicie to dlo mnie? Zrobicie? – spyto konsul, a w jego ocak iskierka nadziei zabłyśnie.
– Co byk mioł nie zrobić – odpowiedzcie. – Przecie pedziołek, ze polubiłek wos. Ino jest jeden problem: cobyk mógł pojechać do Hameryki i pedzieć tam, ze wy sie nie śmiejecie z połlisz dżołków, musiołbyk mieć wize, a nimom.
– E, o to sie nie martwcie! – zawoło konsul. – Dom wom zaroz takom piknom wize, ze jesce dzisiok bedziecie mogli do Hameryki sie wybrać!
Nie okazujcie w tym momencie radości. Na wselki wypadek nie okazujcie, coby konsul nie zorientowoł sie, jak barzo wom na wizie zalezy. Lepiej udawojcie, ze zacynocie sie wahać.
– Hmmm … – mruknijcie – Właśnie teroz tak sie zastanawiać zacąłek … Jechać do Hameryki cy nie jechać? Kie wyprawie sie na drugi koniec świata, to za babom bedzie mi sie ckniło. Moze jednak nie powinienek od wos tej wizy przyjmować?
– Przyjmijcie, panocku, przyjmijcie! – zacnie pytać konsul. – Hameryka to pikny kraj! Nie pozałujecie! A jak bedzie trza, to od rozu wyryktuje tyz wize dlo wasej baby, coby sie wom za niom nie ckniło.
Jesce przez kwilecke udawojcie, ze sie wahocie. Wreście powiedzcie:
– No, niekze ta. Przyjmuje.
– Dziękuje, panocku! Dziękuje! – zawoło konsul. I nie tylko do wom wize, ale jesce po rękak zacnie bośkać z wdzięcności.

Ocywiście jest i tako mozliwość, ze konsul nie zaśmieje sie z opowiedzianego przez wos połlisz dżołka. Ale wte sprawa jest jesce łatwiejso, bo w takim wypadku powiecie:
– Widze, krzesny, ze nie śmiejecie sie z tego śpasa. Cemu? Nie zrozumieliście go, cy uwazocie, ze Polaki wcale nie som takimi głuptokami, jak to połlisz dżołki ik przedstawiajom?
Konsul ocywiście odpowie, ze to drugie, bo nawet kieby śpasa nie zrozumioł, to przecie bedzie sie wstydził przyznać.
– Skoro nie mocie Polaków za głuptoków, to znacy, ze mocie ik za mędroli? – spytojcie.
Konsul bedzie sie musioł z womi zgodzić, coby nie wysło na to, ze sam sobie zaprzeco.
– W takim rozie, krzesny – powiedzcie – musicie dać mi wize, coby nie oskarzyli wos o zdrade stanu.
– Co takiego? – zdziwi sie konsul. – Niby cemu mieliby mnie o zdrade stanu oskarzyć, kiebyk wom wizy nie doł?
– To przecie jasne – powiedzcie. – Jo tyz Polak, cyli mędrol, jako samiście przed kwileckom przyznali. Jeśli docie wize mędrolowi, was kraj moze mieć z tego ino pozytek. Jeśli natomiast nie docie, to pozbawicie swój kraj tego pozytku, a to pachnie zdradom stanu.
– No, racja, racja – zgodzi sie z womi konsul. – Biercie wize i piknie dziękuje wom, zeście mnie ostrzegli.
I sprawa załatwiono. Juz mozecie se jechać na tamtom strone Wielkiej Kałuzy. Najlepiej na Dziki Zachód, bo tamok jest w Hameryce najpikniej. Ale jeśli ftoś woli jechać w inkse rejony USA, niekze ta.

Jo se w kozdym rozie myśle, ze nimo powodu krzywić sie na te syćkie połlisz dżołki. Przecie teroz, w casak poprawności politycnej, to dlo nos pikny atut! Na pewno nie tylko w staraniak o hamerykańskom wize, ale i w inksyk sprawak! I tak jak przed wojnom pon Eugeniusz Bodo, a właściwie poni Eugeniusza Boda śpiewała: „Seksapil to nasza broń kobieca”, to my mozemy teroz śpiewać: „Połlisz dżołk to nasza broń lechicka.” Hau!

P.S. Powitać nowego gościa nasej budy – Matuchecka! Niekze siednie se między nomi i Smadnego Mnicha sie piknie napije! 🙂

* A ten śpas to jo nolozłek tutok.