Pon Trudeau pod Turbaczem
Na mój dusiu! Najpierw TesTeqecek napisoł, ze pon Trudeau mo sie ze mnom spotkać. Potem Alecka dała do zrozumienia, ze takie spotkanie jest całkiem mozliwe. No i kie siedziołek se pod jałowcem i ryktowołek komentorz z zapytaniem, skąd oni bierom takie informacje, uwidziołek nagle, ze między smrekami na skraju holi krynci sie jakisi ceper. Zdziwiłek sie, bo było juz dosyć późno i o tej porze turyści to juz racej siedzom w schroniskak abo inksyk pensjonatak. Jesce bardziej sie zdziwiłek, kie uwidziołek, ze ten ceper… macho ku mnie rękom! Zamkłek laptopa nalezącego do Staska Kowanieckiego, jednego z juhasów mojego bacy. Odniesłek to ustrojstwo tamok, ka Stasek je ostawił. I zaroz pohybołek ku nieznajomemu.
– Witoj, owcarku! Miło cie widzieć! – zawołoł tajemnicy chłop. Godoł po angielsku, co ocywiście nie robiło mi róznicy, bo jo przecie rozumiołek go instynktownie.
– Pozwól, ze sie przedstawie – godoł dalej – jestem Justin Pierre James Trudeau, premier Kanady.
O, krucafuks!!! A więc jednak Alecka z TesTeqeckiem mieli racje! On naprowde przyjechoł spotkać sie ze mnom! Skoda ino, ze wte jesce nie wiedziołek, ze Magecka fciała go pozdrowić, bo kiebyk wiedzioł, to ocywiście piknie byk to zrobił w jej imieniu.
– Znom twojego bloga – pokwolił sie pon premier. – To znacy… jo sam go nie cytom, bo nie znom polskiego. Ale piknie mi go tłumacy jeden z moik doradców.
Na mój dusiu! No to teroz juz przynajmniej wiedziołek, skąd on mnie zno. Nadal jednak nie wiedziołek, po co tutok przybył. Ale wnet piknie sie to wyjaśniło, bo zaroz pedzioł:
– Wies co, piesku? Telo ześ na tym swoim blogu rozpisywoł sie o piknym smaku oscypka, ze jo zrobiłek sie straśnie ciekaw, jak taki serecek moze smakować? Dlotego mom ku tobie piknom prośbe: cy mógłbyś wykraść dlo mnie jednego oscypka od swojego bacy? Ino jednego. Piknie pytom. Barzo, ale to barzo fce wiedzieć, jak on smakuje.
No… wykraść mogłek. Cemu nie? Dziwiło mnie ino, dlocego nie pódzie on po prostu do bacy i se nie kupi? W końcu pon Trudeau to nie Felek znad młaki, więc racej nie idzie o to, ze skoda mu dutków. Ba on zdawoł sie cytać w moik myślak, bo zaroz pedzioł tak:
– Pewnie cudujes, cemu właśnie ciebie pytom o pomoc? Powiem ci. Jak na pewno wies, teroz jest scyt NATO. Syćka przywódcy natowskik państw siedzom we Warsiawie i ukwalowujom. Podcas jednej z przerw, w kuluarak, dowiedziołek sie, ze w polskim języku słowo „szczyt” oznaco nie ino spotkanie najwozniejsyk ludzi, ale tyz pikny wierscycek. Kie sie tego dowiedziołek, to pomyślołek o górak. A kie pomyślołek o górak, to przybocył mi sie oscypek. I nagle tak wielko chęć skostowania tego serka mnie nasła, ze nie mogłek wytrzymać. Musiołek koniecnie hipnąć w te wase polskie góry, coby zdobyć tego rarytasa. Po prostu musiołek i ślus!
Pokiwołek głowom ze zrozumieniem. A pon Trudeau kontynuowoł:
– Ba nie fce, coby potem ftosi sie mnie cepioł, ze jo se beztrosko ryktuje wyprawe po oscypki akurat wte, kie som tak wozne obrady. Dlotego postanowiłek, ze przy pomocy najbardziej zaufanyk ludzi wymkne sie nocom, odsukom ciebie i popytom o pomoc. A jak juz tego oscypka bede mioł, to przed świtem wróce do Warsiawy. Teroz juz rozumies, cemu zalezy mi na tym, coby zoden cłowiek mnie tutok nie widzioł?
Ocywiście, ze rozumiołek. Przecie kieby mój baca i juhasi dowiedzieli sie, ze przybył tutok premier zza Wielkiej Wody – to za godzine wiedziałaby o tym cało mojo wieś. A za dwie godziny – całe Podhole. I wte juz niewiele trza by było, coby dowiedziała sie o tym cało globalno wioska.
– Hau-u! – pedziołek, co w tłumaceniu na język ludzki brzmi: Ostomiły ponie premierze, zaroz piknie wom przyniesie najpikniejsego oscypka, jakiego ino nojde.
Pon Trudeau racej nie zrozumioł, co godom, ale chyba sie domyślił, ze zgadzom sie mu pomóc, bo pedzioł:
– Dzięki, piesku.
No i pohybołek ku bacówce. Wykradonie oscypka – jako chyba wiecie – to nie była dlo mnie pierwsyzna. Łatwo posło. Niezauwazony ani przez bace, ani przez juhasów wślizgłek sie do bacówki, a po kwili wysłek z niej z wielkim piknym owieckowym serkiem w zębak. Ino cy nie bedzie sie pon Trudeau brzydził skostować tego po mnie? Cóz, widocnie nie, skoro sam mnie pytoł o takom przysługe.
Nagle… od lasa dobiegło przeraźliwe wołanie:
– Help! Help! Oh, my God! Heeeelp!!!
O, Jezusicku! Co sie stało? Upuściłek oscypka i pohybołek ku lasowi. Pozirom i widze, ze – o, kruca! – pon premier jakby osaloł! Krzycoł i rzucoł sie od smreka do smreka! Cemu? Wnet to odkryłek. Cyrwone mrówki go zaatakowały! Chyba całe wielkie mrowisko oblazło tego bidoka!
– Jaki pikny zapach! Jaki pikny słodki zapach! – wołały mrówki. – Ino kany jest jego źródło?
Na mój dusiu! Syćko zrozumiołek. Pon Trudeau, jako rodowity Kanadyjcyk, był cały przesiąknięty zapachem swego narodowego specjału – syropu klonowego. To nie jest tak mocny zapach, cobyście wy ludzie byli w stanie go wycuć, ale my psy – owsem. No i mrówki – jak widać – tyz.
Zanim zdązyłek pomyśleć, jak pomóc niescynśliwcowi, nadbiegł mój baca z juhasami: Staskiem Kowanieckim, Wojtkiem Murzynem i Józkiem Smrekiem. Usłysawsy straśliwe wrzaski, przylecieli sprawdzić, fto to tak krzycy i cemu.
– Panocku, co sie dzieje? – zapytoł mój baca.
– Please! Help me! – wołoł pon Trudeau. – I’m attacked by the army of horrible ants!
– On godo chyba po angielsku? – odgodł Wojtek Murzyn.
– Bajuści – zgodził sie baca. – To pewnie Anglik, ftóry jest przeciw Brexitowi, więc coby nie noleźć sie poza Uniom, postanowił zamieskać w nasyk górak.
– Nie wiem, cy to Anglik, cy Hamerykanin, cy inksy Australijcyk – pedzioł Stasek Kowaniecki, ftóry jako jedyny cłek na tej holi umie godać w języku pona Johna Cleese’a i pona Rowana Atkinsona. – Wiem, ze potrzebuje pomocy, bo mrówki sie do niego dobrały.
– No to pomózmy! – pedzioł Józek Smrek. – Zbiermy z niego te maluśkie beskurcyje.
A to dobre! Pon Trudeau jako Telimena, a baca i jego juhasi jako pony Tadeusze!
– Mom lepsy pomysł – pedzioł baca. – Weźmy pona do watry. I potrzymojmy go w uchodzącym z tej watry gęstym dymie. Moze wte te weredy ucieknom?
Wnet baca ze Staskiem Kowanieckim chycili pona Trudeau za ręce, a Wojtek Murzyn z Józkiem Smrekiem za nogi. Pon Trudeau, furt gryziony niemiłosiernie przez te małe cyrwone diaski, miotoł sie straśnie. Ale górole pasający owiecki to silne chłopy – dali rade go utrzymać. I rusyli biegiem ku watrze. Ba zanim zdązyli do niej dobiec, mrówki zacęły godać między sobom:
– Dziwne. Cujemy na tym chłopie piknom słodyc, ale nijak nie mozemy jej noleźć. Ale… tutok jest śtyrek inksyk chłopów. Moze na nik nojdziemy cosi dobrego?
No i… o, kruca! Więksość tyk sakramenckik owadów zlazła z pona Trudeau i wesła na bace i juhasów! Teroz juz syćka stali sie ofiarami tyk ancykrystów. Kieby ftosi akurat przechodził przez mojom hole, uwidziołby niezwykły widok: pięciu chłopów – z cego jeden w garniturze, a śtyrek w góralskik portkak i flanelowyk kosulak – tarzającyk sie po ziemi i wzywającyk na pomoc Pona Bócka i syćkik mozliwyk świętyk.
Moi owcarkowi kompani – Harnaś, Dunaj i Modyń – podesli ku mnie zaciekawieni.
– Mozecie, krzesny, wyjaśnić, co sie tutok dzieje? – spytali. – I fto to jest ten niepilok, co wroz z nasym bacom i juhasami ryktuje tutok jakiesi dziwne akrobacje?
– To nie jest taki zwycajny niepilok – odpowiedziołek. – To pon Trudeau, premier samiućkiej Kanady. A to, co oni ryktujom, to nie som zodne akrobacje, ino obrona przed mrówkami, ftóre wymyśliły se, coby posukać u pona premiera syropu klonowego.
– A co to takiego ten syrop klonowy? – spytoł Modyń.
Głupie pytonie? Moze i głupie, ale dlo mnie – było ono jak jabłko, ftóre prasło pona Newtona w łeb. Wiedziołek juz, jak moge tym pięciu bidokom pomóc.
– To pikny przysmak, hyrny w całej Kanadzie – pedziołek. – Pon Trudeau fcioł przysłać tutok pare becek tego przysmaku. Ale chyba jednak nie przyśle.
– A to cemu? – spytoł Dunaj.
– Cóz… – rzekłek, a potem specjalnie zacąłek godać głośno i wyraźnie. – Pon Trudeau, dlo ftórego ochrona przyrody jest barzo woznom rzecom, fcioł sie jakosi przysłuzyć kawałeckowi polskiej przyrody. Jego wybór podł na cyrwone mrówki w okolicak Turbacza. Postanowił obdarować je klonowym syropem. Specjalnie przyjechoł tutok, coby osobiście zbadać, jak duzo tego syropu trza tutok przysłać. No ale skoro te mrówki potraktowały go tak, jak widzicie, to…
– O, Jezusicku! O, Jezusicku! – zacęły wołać mrówki. – Słysycie, co godo ten wielki kudłaty pies? Ostowmy tyk chłopów! Ostowmy ik wartko, bo inacej stracimy sanse na piknom dostawe piknego kanadyjskiego syropu!
No i zaroz pozłaziły i z pona premiera, i z bacy, i ze syćkik juhasów. I piknie, karnie, wróciły do mrowiska.
– Ufff! – cało piątka ocalałyk odetchła z ulgom.
Baca poźreł na pona Trudeau. Widząc, ze bidok ciągle jesce jest roztrzęsiony po tym, co przed kwileckom przezył, popytoł go, coby siodł wroz z nim i juhasami przy watrze i odpocął kapecke. Kanadyjcyk piknie przyjął zaprosenie. Siednął przy watrze i zaroz piknie zostoł pocęstowany Smadnym Mnichem, bundzem, kiełbasom, a przed syćkim… tym, po co tutok przybył – piknym oscypkiem!
I rozkrynciła sie rozmowa. Stasek ocywiście słuzył za tłumaca. Górole wypytywali przybysa, skąd jest, cym sie zajmuje i o rózne inkse rzecy. Pon Trudeau pedzioł, ze pochodzi z Hameryki Północej i ze z zawodu jest urzędnikiem państwowym. Na pozostałe pytania tyz odpowiadoł wymijająco, coby nie zdradzić sie, kim jest. Ino w pewnej kwili Józek Smrek nachylił sie do ucha bacy i sepnął:
– Baco, cy ten chłop nie jest przipadkiem podobny do tego kanadyjskiego premiera… Zaroz… Jak on sie nazywo? Wysiłko? Nie. Mozoło? Nie, tyz nie. O! Juz wiem! Trudo!
Baca pomyśloł kwilecke, po cym odsepnął:
– Owsem, kapecke podobny. Ale tamten mo scuplejsom kufe.
Faktycnie – pon Trudeau, po tym jak mrówki go pokąsały, był kapecke opuchnięty, zwłasca na kufie właśnie. Ba dzięki temu wyglądoł nieco inacej niz zwykle.
Heeej! Wyglądało na to, ze kanadyjskiemu gościowi barzo dobrze godało sie z górolami. Ale cóz – musioł wracać na te obrady NATO. Podniesł się więc, piknie podziękowoł za gościne i pedzioł, ze niestety musi rusać w droge, bo śpiesy sie na takie jedno barzo wozne spotkanie. No i pozegnoł sie z bacom i juhasami. A na droge dostoł jesce dwa pikne oscypki. Tak więc swój cel piknie osiągnął: skostowoł oscypka, ba zarozem udało mu sie pozostać piknym incognitem.
Ale wiecie co, ostomili? Przydałoby sie, coby ten pon Trudeau przysłoł teroz na mojom hole pare becek syropu klonowego. No bo po tym, co nagodołek głośno przy mrówkak, jeśli on tego syropu nie przyśle – mrówki bedom mnie miały za straśliwego kłamcucha! I wstyd bedzie straśny. Bajako. Skoro jednak jo piknie pomogłek ponu Trudeau… to mom nadzieje, ze teroz on pomoze mi. Hau!
P.S.1. A w łoński piątek, 8 lipca, były Babeckowe imieniny. No to zdrowie Babecki! 🙂
P.S.2. Zaś 22 lipca bedziemy mogli świętować Madgareckowe imieniny i Ponio-Agnieskowe urodziny. Zdrowie Madgarecki i Poni Agnieski! 🙂
P.S.3 A 26 lipca – bedzie świętowanie potrójne. Bo imieniny bedom miały Fusillecka, Anecka Holendersko i Anecka Schroniskowo. No to pikne zdrowie Fusillecki, Anecki Holenderskiej i Anecki Schroniskowej! 🙂
Komentarze
Uśmiechnięta Trudo mina,
Bo oscypka ma dla syna! 😀
🙂
Kanada jest krajem piwoszy, chociaż w statystykach jakoś jej nie widać w pierwszej dziesiątce. Nie wiem, czy pan Trudeau preferuje wino czy piwo, domyślam się, że wino na pewno lubi, bo jest Frankofonem, ale sery to na pewno lubi i jestem pewna, że oscypek mu smakował 🙂
Owczareczku
Coś się pan Trudeau kiepsko pod Torbaczem sprzedaje (ledwo dwa posty), może dlatego że bezlitosny szum informacji przemija jak blyskawica i o tym naprawdę świetnym facecie (mieć takiego premiera – ech…) poleciałooo w eter i już.
A syrop klonowy jest ponoć super (raz próbowałam ale generalnie w syropach nie gustuję) i mam nadzieje, że dostawę na halę sobie załatwiłeś.
Dzięki że pamiętasz o imieninach Magdaleny, ale to akurat nie moje. Jeśli je w ogóle obchodziłam to 29 maja, a nie 22 lipca bo wtedy wakacje i impreza niepewna (kto przyjdzie?!) a poza tym święto d. Wedla. Jakoś głupio by było. Oczywiście za moich młodych czasów.
Na wszelki wypadek żadnych dat już nie obchodzę, a zwłaszcza urodzin. Uaaaaa!
Na temat pana Trudeau już się ponawypisywałam pod poprzednim wpisem Owczarka, mój premier, bądź co bądź 😎
Syrop klonowy jest znakomity jako polewa (nie przesadzić!) na lody waniliowe lub śmietankowe, nawet ja lubię, choć lody jadam rzadziej, niż raz na dwa lata, w ilościach śladowych.
Tutaj syrop klonowy jest popularny przede wszystkim na „pancakes”, rodzaj racuchów.
Co do urodzin i imienin, obchodzę, a i obchodzę wszystko jak leci 🙂
Dobranoc.
Nio! Ja wiem, że Turbacz rulez, ale gdyby na ten przykład Pan Trudeau zbładził w Bory Tucholskie, to poczęstowałabym go pierogami nadziewanymi naszymi cud-mniód jagodami, którym żadne borówki hamerykańskie nie podskoczą! A na te pierogi mniamuśne poszłaby śmietana słodka. I mam tą pewność, że Pan Premier nigdy w zyciu nie chciałby jeść tylko borówkę-bez-nic! ;-)))))
Do TesTeqecka
„Uśmiechnięta Trudo mina,
Bo oscypka ma dla syna!”
A pon Trudo pije Mnicha
I w zakwycie woło: „Pycha!”
A kie idzie, TesTeqecku o Twoje dwa ostatnie wpisy, to… jest w naukak o zarządzaniu cosi takiego jak zarządzanie wiedzom. Moze juz cas wyryktować tyz… zarządzanie niewiedzom? 🙂
Do Alecki
„ale sery to na pewno lubi i jestem pewna, że oscypek mu smakował”
Pozirom na to zdjęcie… i widze, ze mine mo barzo zadowolonom. No to musioł smakować.
„Syrop klonowy jest znakomity jako polewa (nie przesadzić!) na lody waniliowe lub śmietankowe”
Tyz tak mi sie widzi – najpikniejsy jest on z lodami. Dlo nieftóryk jest tyz pikny na przikład do naleśników. Ba jo wole go z lodami właśnie 🙂
Do Magecki
„A syrop klonowy jest ponoć super”
Bajuści. Ba ten w Polskik sklepak, nawet jeśli mo napis „Made in Canada”, nie smakuje tak jako nabyty w samiućkiej ojcyźnie pona Trudeau. Pare rozy taki oryginalny kanadyjski syrop przywiezła do mojej budy – niestety świętej pamięci juz – Madzia L., wspólno znajomo Alecki i mojo. Heeej! To był pikny syrop!
„Dzięki że pamiętasz o imieninach Magdaleny, ale to akurat nie moje. Jeśli je w ogóle obchodziłam to 29 maja”
O Twoik imieninak, Magecko, zbocowołek we wpisie z 14 maja, w postskriptumie numer 7 🙂
Do Fusillecki
„Ja wiem, że Turbacz rulez, ale gdyby na ten przykład Pan Trudeau zbładził w Bory Tucholskie, to poczęstowałabym go pierogami nadziewanymi naszymi cud-mniód jagodami, którym żadne borówki hamerykańskie nie podskoczą!”
Na mój dusiu! No to ocywiście, ze niek w Bory Tucholskie jedzie! Jo mu nawet moge odpuścić te wysyłke syropu klonowego pod Turbacz (w końcu wse moge wykraść syrop Felkowi i pedzieć mrówkom, ze to od pona Trudeau). Ale takik piknyk pierogów – skoda by było, kieby nie spróbowoł 🙂
Pon Trudo i współbohaterka mojego ostatniego wypadu tatrzańskiego mają wiele cech wspólnych. Wymieńmy jedną – oboje są na stanowisku!
Poza tym kozic straszne mnóstwo, świstaki pozują (z kozami w jednym kadrze), zenit kwietnej tatrzańskiej wiosny, rozległe i ostre widoki, temperatury na pograniczu górskiego upału, krioterapie w potokach, …
Zapraszam Zainteresowanych! —
➡ https://basiaacappella.wordpress.com/2016/07/14/leluja/
(I jak ona paaaachniałaaa… na tych stanowiskach… 😎
@ basia
O majgocie!
Aleś cudowności pokazała! Tylko zapachu brakło, realnej krioterapii w potoku i wietrzyku w plecy lub na odwyrtkę.
Dzięki.
Mag,
te cudowności są stosunkowo łatwe do osobistego spełnienia-dopełnienia. Tylko się przespacerować o tej porze roku ze cztery km z Jaworzyny Spiskiej doliną na południe (a potem albo na południe, albo na pd-wschód). Bądź z Łysej Polany równoległą doliną walną.
Oczywiście są widoki, rośliny i zwierzaki, do których się trzeba pofatygować bardziej, lecz zdumiewająco dużo doświadczymy już na malutkim spacerze. I te endorfiny, ta poprawa nastroju… — Tatry są niewiarygodnie kompaktowe, wywdzięczają się za najmniejszy wysiłek…
Piękne dzięki za miłe słowa nt moich pozysków! 🙂
Łącząc powyższe, czas na przewodnik zarządzania niewiedzą podczas górskich wycieczek. Roboczy tytuł: Tańcząca z kozicami.
Uhm, TesTeq napisze (ma wprawę i rozpęd), ja skasuję tantiemy. W imieniu kozic, rzecz jasna 😎
@basia
Chciałaby dusza do raju, ale ja się już na chodzenie po górach nie nadaje (siada mi kręgosłup)
była kozica
Mag,
jajako nieuleczalna optymistka 🙂 odpowiem jednak cichutko, że kiepsko reaguję na argumenty „ja już się nie nadaję” 🙂 – prawie zawsze można jednak próbować… malutką troszeczkę: od małych spacerów, podciągnięć mięśni, by lepiej trzymały, redukcji obciążenia, gdy potrzeba, pielęgnacji zaniedbanych znajomości/przyjaźni (by mieć z kim wyskoczyć bliżej lub dalej).
Nie wolno oddawać walkowerem swojej jakości życia, realności, dotykalności tego życia, zwłaszcza w obszarach, gdzie mamy na nią wpływ.
A po poranku w parku (pięknym albo deszczowym), niedzieli w Puszczy Kampinoskiej czy weekendzie w Karpatach cała reszta wygląda znacznie lepiej, niż gdy widziana tylko z perspektywy salonu+komputera… 🙂
To jeszcze świstaki zzumowane przez Kompana wędrówki. (Miał sprzęt dziesięć razy lepszy niż ja i w kółko zmieniał obiektywy 😛 ):
https://picasaweb.google.com/103892840995890796596/6305966834187462817#slideshow/6306355349382931810
Basiu,
jaka Ty jesteś optymistka 🙂
Niestety, bywa tak, że „ja już się nie nadaję” jest argumentem, bo za tym idą poważne dolegliwości fizyczne i trudno sobie wmawiać, że tak nie jest. Wiek też robi swoje, a i osobiste predyspozycje itd.
Ty jesteś zaprawiona w wędrówkach (w góry, w góry, miły bracie!), czytam Twoje sprawozdania od lat. Nie każdy tak może i nie każdemu się chce – styl życia nie ten.
„Nie wolno oddawać walkowerem swojej jakości życia, realności, dotykalności tego życia, zwłaszcza w obszarach, gdzie mamy na nią wpływ.”
A skąd wiesz, Basiu, co dla kogo jest tą „jakością życia”?
I niekoniecznie Twoja jakość życia jest wzorem z Sevres 😉
Ja nie narzekam na swoją jakość życia tylko dlatego, że nie biegam szlakiem Twoich wędrówek.
Chętnie czytam Twoje opowieści, moje wędrówki są trochę inne, przestrzenie, których na piechotę nie przerobisz, bo się nie da. Jakość życia też nie do pogardzenia 😉
http://aalicja.dyns.cx/news/Na-grota/
@@basia, Alicja-Irena
Dziewczyny, nie ma się o co spierać. Każdy orze jak może i robi, co mu w duszy gra.
Uwielbiałam kiedyś wielokilometrowe spacery (tzw. marszowym krokiem) po ulubionych zakątkach Suwalszczyzny i Podlasia.
Jakoś nie mam szczególnej predylekcji do gór. Zawsze wolałam morze, nie tylko Bałtyckie.
Od pewnego czasu ograniczam się raczej do penetracji okolic mojej działki na Narwią. Kurie Białe też są piękne. Puszcza Biała i zakola rzeki bardzo malownicze.
Większe odległości, np. na targ czy do marketu lokalnej sieci „Topaz” (10 km do jednej miejscowości gminnej, ok. 20 km do drugiej) pokonuję samochodem. Do dwóch wiejskich sklepów mam blisko na piechotę, a nad Narew lub urodziwe jej starorzecze jakieś 10-15 minut spacerkiem.
Pozdro
mag,
to raczej dyskusja, a nie spieranie się. I jeszcze tak wracając do naszych baranów napomknę, że tego już bym nie powtórzyła z palcami u rąk trochę już zniekształconymi artretyzmem – nie mam na to wpływu, pojawił się i jest 👿
Mieszkam „na płaskiem” od 34 lat, a pierwsze 20 lat życia z małym groszem przeżyłam w Sudetach, w bardzo przyjemnych okolicach Gór Złotych. Hasało się po nich, oj hasało!
I gór mi brakuje, zawszeć to ciekawszy krajobraz, przynajmniej dla mnie. Płaskie jest nudne, zwłaszcza, jak to płaskie ciągnie się 2000km albo i więcej. Raz przejechać – nie powiem, ciekawie, ale kilka razy to męka. Ode mnie do gór jest 2400km (Kingston-Denver) – a pomiędzy płasko, prerie…nawet lasów nie ma.
Ale się przyzwyczaiłam, na szczęście co jakiś czas gdzieś wyjeżdżam, a do Polski religijnie co roku, to sobie nadrabiam od morza do Sudetów i czasami do Tatr.
Zgadzam się. Kto nie zaznał przewlekłych kłopotów z plecami, temu łatwo wyroki wydawać. Bo wyroki lekarzy bywają takie: boli? to proszę oszczędzać. A jak tu oszczędzać, gdy to dopiero połowa 3-godzinnej wyprawy albo środek jeziora, a windsurfing w ślizgu? Więc się na taką wyprawę nie idzie, na jezioro nie wypływa…
Zależy, a propos wyroków lekarzy. Ja nie chodzę do lekarza po zwolnienie z pracy, bo mi to nie jest potrzebne i nigdy nie było.
Idę do lekarza po pomoc, kiedy sama wiem, że bez leku nie poradzę. Nawiasem mówiąc, mój lekarz zna mnie od 33 lat, bo co roku chodzę na badania podstawowe.
Jeżeli idę do specjalisty (to za skierowaniem od lekarza) albo ląduję w szpitalu (zdarzyło się kilka razy), mój lekarz dostaje sprawozdania z tych zdarzeń i wszystkie badania, wyniki i tak dalej.
Kiedy się umawiam z nim na doroczne spotkanie, on przed wizytą klika na moje dane na komputerze i jest poinformowany, co było ostatnio itd. Opieka zdrowotna w Kanadzie jest bezpłatna.
Zdrowy rozsądek jest od tego, żeby mierzyć siły na zamiary.
W Polsce opieka zdrowotna też jest bezpłatna, dlatego za każdą wizytę u specjalisty płacę 100-250 złotych. Bo nie mam zamiaru czekać kilka miesięcy na termin. Dodatkowo koszt się podwaja, bo warto mieć opinię co najmniej dwóch niezależnych specjalistów. Dlaczego? Opisałem to tu: http://biz.blox.pl/2016/07/Fortepian.html
Nie byłam w sytuacji, w której musiałabym podważać opinię specjalisty, więc nie wiem, jak to jest.
Wracając do naszych baranów, do lekarza idzie się zazwyczaj na umówiony dzień i godzinę, nie ma kolejki.
W wypadkach potrzeby szybkiej interwencji idzie się do szpitala, gdzie przyjmują lekarze dyżurni. Jak trzeba, to kierują na odpowiedni oddział, a jak nie ma takiej potrzeby, to aplikują, co należy i wypisują receptę.
Tutaj do specjalisty też trzeba czekać, chyba, że potrzebny jest natychmiast, wtedy szpital i tam specjalista się zaraz znajdzie. Nic mi nie wiadomo, czy specjaliści przyjmują prywatnie, ale wiem, że lekarz pierwszego kontaktu może przyspieszyć taką wizytę, jeśli jest potrzeba.
Obyśmy wszyscy zdrowi byli 🙂
Co do polskiej służby zdrowia (miałam okazję się przyjrzeć, kiedy Brat poważnie chorował) to wydaje mi się, że jest ona po prostu źle zorganizowana. Natomiast złego słowa nie mogę powiedzieć o lekarzach i pielęgniarkach.
Bratowa przekonywała mnie, że lekarzowi trzeba dać w łapę i wyposażyła mnie w „kopertę”. Lekarz omal się na mnie nie obraził, kazał mi to natychmiast zabrać. Byłam podwójnie zaambarasowana, bo po pierwsze, nie wiedziałam, jak mam to dać, a po drugie, kiedy się już wreszcie ośmieliłam, zostałam przez lekarza obsztorcowana. No i dobrze mi tak, trzeba się było trzymać własnej intuicji.
Najbardziej złości mnie to, że u nas specjalista, którego terapia nie pomogła, rozkłada ręce i mówi: „Nie wiem, co dalej, i nie mogę doradzić, do jakiego specjalisty ma się Pan udać, bo posądziliby mnie o protekcję. Nie wolno mi tego robić.” A co pacjent ma zrobić?
Pacjent ma okazać cierpliwość (po naszemu, nomen omen „patience”) i chorować dalej, bo co innego pozostaje?
U nas lekarz specjalista poradziłby, do jakiego specjalisty się udać, gdyby jego terapia nie pomogła, mało tego, spiknął by się z tym drugim i przesłałby dane, co zrobił i jakie z tego wysnuł wnioski, żeby nie powtarzać.
Dlatego mówię, polska służba zdrowia jest źle zorganizowana. Na pewno mamy w Polsce świetnych specjalistów, tylko na zasadzie – nie wie prawica, co robi lewica. Przychodzi baba do lekarza, a lekarz też baba…No, mój lekarz to chłop, z pochodzenia Rumun i jak wspomniałam, znamy się od 33 lat i co roku chodzę na te tam badania doroczne. Od jakiegoś czasu zamiast wyciągać opasłą teczkę ze wszystkimi moimi danymi, wizytami etc. Nikolas otwiera moją „teczkę” na komputerze i tam wszystko ma. Bardzo mu się to podoba, leci przez moją historię zdrowia i chorób i tylko dopytuje, co jak się ma i na co narzekam. Ja wolę wiedzieć wcześniej, niż później.
Mój brat zapłacił życiem za chowanie głowy w piasek, a przecież wiedział, na co zmarł nasz Tata – rak jelita grubego. Zmusiłam jego dorosłych już wtedy synów, żeby zrobili badania i co jakiś czas (wystarczy co 5 lat w grupie podwyższonego ryzyka). Przyjemne to nie jest, ale widzieli, jak ich tata a mój brat cierpiał po kolejnych operacjach i chemioterapiach, naświetlaniach radioterapii.
Moja bratowa stwierdziła, że chłopcy są za młodzi i ja ich torturuję. Chłopcy w tej chwili mają pod trzydziestkę, a mój brat miał czterdzieści z niewielkim groszem, kiedy odszedł, po 3 latach walki z paskudztwem. Rozgadałam się, przepraszam, ale leży mi to na wątpiach, że tak powiem.
Alicja pisze: Nikolas otwiera moją „teczkę” na komputerze i tam wszystko ma.
To możesz podglądać przez internet swoją historię zdrowia. I każdy internauta też… 😉
Komu by się chciało? Po pierwsze primo, musiałbyś wiedzieć, kogo szukać, a nawet jakbyś znalazł, to na pewno nie teczkę pacjentów, wywaloną dla wszystkich wścibskich. Interesujące to nie jest. A włamanie do czyjegoś komputera jest, przynajmniej u nas, karalne.
Wyobrażasz sobie, że przez internet możesz podglądać wszystko, co ja mam na swoim komputerze? Tylko to, co ja udostępnię 🙂
„Jeszcze będąc na Woodstocku, pan Jan zaproponował, by jakaś organizacja zgłosiła Jurka Owsiaka lub całą Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy do Nagrody Nobla. – Za ten właśnie Woodstock i przede wszystkim za styczniową pomoc. Czas najwyższy, żeby świat się o tym dowiedział, mamy przecież już dwudziestą którąś edycję. Jestem przekonany, że Akademia Królewska przyznałaby mu tę nagrodę.”
Ja za!
Alicja-Irena
Też jestem za!!!
Tym bardziej, że być może był to owsiakowy Woodstock ostatni.
Jurka nienawidzi cała tzw. opcja na prawo, z zawiści, głównie dlatego ze jest autorytetem dla bardzo wielu ludzi, zwłaszcza młodych, a nie z tej ponurej bajki (PIS, plus Kościół w Polsce). Był podgryzany, a nawet szkalowany od lat, i za sukcesy Wielkiej Orkiestry Pomocy Świątecznej i za Woodstock, a teraz mogą go wreszcie dopaść (odpukać), bo rządzą.
Do Basiecki
„Poza tym kozic straszne mnóstwo, świstaki pozują (z kozami w jednym kadrze)”
Na mój dusicku! Skoda, ze wceśniej nie wiedziołek! Bo kiebyk wiedzioł, to byk postaroł sie, Basiecko, cobyś w jednym kadrze miała i kozice, i świstaka, i… pona Trudo 🙂
Do Magecki
„była kozica”
Była? Niekoniecnie! Jak fces, Magecko, moge pogodać z tatrzańskimi kozickami, coby przyznały Ci dozywotni tytuł honorowej kozicy.
„Puszcza Biała i zakola rzeki bardzo malownicze.”
Choć to daleko od Podhola, jeden z rezerwatów na terenie tej Puscy całkiem piknie znom – Stawinoga 🙂
Do TesTeqecka
„A co pacjent ma zrobić?”
Pacjent mo sie ucyć dawać se rade w tej nasej polskiej medycnej skole przetrwania. Za film instruktazowy moze potraktować na przikład serial „Daleko od noszy” – wse godołek, ze ten serial jest blizej prowdy o nasej słuzbie zdrowia niz „Na dobre i na złe” cy inksi „Lekarze”.
A kie idzie, TesTeqecku, o Twój najnowsy wpis, to… dowiedzieli my sie, co NIE JEST licbom mnogom od słowa „anegdota”, ale… nie dowiedzieli sie, co JEST 🙂
Do Alecki
„Ode mnie do gór jest 2400km (Kingston-Denver) – a pomiędzy płasko, prerie…nawet lasów nie ma.
Moim zdaniem to wina bizonów. Chodziły po tej Hameryce Północnej tam i z powrotem. Chodziły, chodziły, chodziły… Rozdeptywały syćkie nierówności terenu i syćkie lasy… No i zrobiło sie płasko!
„Jestem przekonany, że Akademia Królewska przyznałaby mu tę nagrodę.”
Na mój dusicku! Pojawiłaby sie wte kolejno rzec łącąco rząd obecny z rządem PRL-owskim. Syćka bocymy, jak za PRL-u rząd straśnie sie wściekoł, kie Polak dostoł pokojowego Nobla. No to teroz byłoby podobnie 🙂
Alicja pisze: Ode mnie do gór jest 2400km (Kingston-Denver) – a pomiędzy płasko, prerie…nawet lasów nie ma.
A mój kolega chwali się, że na przedmieściach Toronto na wyciągach na nartach jeździ. Ktoś mi tu ściemnia… 😀
Może nie tak na przedmieściach Toronto, ale dość niedaleko, kilkadziesiąt kilometrów.
Blue Mountain jest najpopularniejszy, o ile sie nie mylę. TesTequ, to nie są wielkie góry, tylko pagór jakiś tam, ale skoro jest, należy go wykorzystać 🙂
Poczytaj sobie o wysokościach tych „gór”, stopa to circa 30cm.
http://www.skicentral.com/ontario.html
Niby pagórki niższe od Gór Świętokrzyskich, ale liczy się różnica wysokości między stacjami wyciągu i okazuje sie, że te kanadyjskie pagórki mają trasy narciarskie porównywalne z trasami w Białce czy Bukowinie Tatrzańskiej. Ciekawe!
Czyli te pagóry się przydają 🙂
Ze mnie żadna narciarka, chociaż wyrosłam w Sudetach. Kocham góry, ale do chodzenia, teraz już nawet nie to, bo nogi mi sklęsły i nie dają rady.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Indianie_kanadyjscy
Alicja-Irena
A propos Indian kanadyjskich.
Czytałam ostatnio arcyciekawą książkę na poły reportażową „Batory” Bożeny Aksamit, dziennikarki Gazety Wyborczej (gorąco polecam) o legendarnym polskim transatlantyku.
Otóż pływał na nim jako mechanik Stanisław Supłatowicz, czyli Sat Okh (Długie Pióro) urodzony w 1920 w dorzeczu Mackenzie w Kanadzie, syn Polki (Supłatowicz, która uciekła z zesłania na Syberii i dzięki pomocy Czukczów trafiła cudem aż do Kanady) ) i Indianina (Wysokiego Orla). Jeszcze przed wojną przyjechał z matką do Polski.
Sat-Okh (zmarł w 2003) na „Batorym” zawsze miał ze sobą strój indiański i pióropusz. Chętnie się przebierał i opowiadał pasażerom o zwyczajach plemienia Szaunisów.
Owczarku
Gdy chodzi o rezerwaty, to zapraszam do Bartni, Wielgolasu i Popław, podobnie jak Stawonogi, na Kurpiach Białych.
Ode mnie z działki plus minus 30 min. samochodem.
Chętnie Cię, Owczareczku, podwiozę.
Ja za chwilę wylatam do Polski 🙂
Jak co roku.
Mag,
bardzo ciekawa ta historia o Stanisławie Supłatowiczu. Za moich „zamorskich” czasów Batory już nie pływał. Bardzo żal, że oddano go zwyczajnie „na żyletki”, a nie na przykład zrobiono muzeum, jak z Daru Pomorza. Albo mógł to być luksusowy hotel.
Teraz Dar Młodzieży robi za „Białą Fregatę”, coś pięknego, płynąć pod żaglami Daru – wiem, bo doświadczyłam tego kilkakrotnie i czuję, że Dar mnie woła – w tym roku już nie mam kiedy, ale w przyszłym – kto wie, może znów się zamustruję. W życiu bym nie pomyślała, że na starość pokocham żagle i morze…w starszym ciele młody duch 🙂
Wychodzisz nocą na pokład, na rufę najlepiej, rozkładasz się – fregata idzie na żaglach i masz je nad sobą, a jeszcze wyżej niebo rozgwieżdżone (albo nie 🙁 ). Słychać plusk fali, studenci pełniący wachtę poruszają się bezgłośnie, bajka po prostu.
„A dokoła wszechświat…
bezgraniczny, niepojęty
nieskończony ogród żyzny,
myśli wiecznej Arcydzieło…
Uszanować chciałbym niebo,
Ziemi czoła skłonić,
ale człowiek jam niewdzięczny,
bo niedoskonały…”
(Czesio Niemen – dzisiaj imieniny Czesława!)
p.s.Osobą, która mnie „wpuściła” w wielkie żaglowce była Monika Szwaja. Boję się, że bez niej nie będzie to samo.
Alicja-Irena
Jeśli będziesz w Warszawie i znajdziesz chwilę czasu, to się odezwij. Koniecznie!
Kiedyś się nie udało, ale teraz kto wie … (504 294 699)
Alicja-Irena
Z „Batorego” usiłowano zrobić luksusowy hotel, ale to nie zdało egzaminu. Tzw. obłożenie było zbyt male (nie zapominaj ze turyści nie walili do PRL drzwiami i oknami a Batory zbyt wielki. Nie dawało się tego utrzymać, po prostu niszczał.
Mag,
telefon mam zapisany od tamtego czasu 🙂
Jadę z Jerzorem, a jak z nim jadę, to nie mam co planować, bo on i tak swoje wymyśli.
Wiem tylko na pewno, że wracamy 4 września z Warszawy, więc mądrze by było być w Warszawie dzień wcześniej, zapomniałam, o której „wylatamy”, ale zdaje mi się, że przedpołudniowo. Będę się komunikować via komputer.
Lądujemy też w Warszawie, 4 lipca, ale od razu z Lotniska bierzemy kierunek Poznań (rodzina!), a 5-6-7 to jubileuszowy X Zjazd Łasuchów, którego to Zjazdu absolutnie nie mogę opuścić i swoje doroczne przyjazdy do Polski planuję zawsze tak, aby być na kolejnym zjeździe.
Szkoda, że nic nie wyszło z hotelowego Batorego, ale początek lat siedemdziesiątych to rzeczywiście nie był najlepszy czas. Novotel we Wrocławiu to był szał i szczyt elegancji, ale powstał już chyba za Gierka w pierwszej połowie dekady, podobnie jak warszawski Forum, który chyba Szwedzi budowali. A teraz porządnych hoteli, hotelików, zajazdów, zajaździków, pensjonatów, pensjonacików od zarąbania, do wyboru, koloru i dla każdej kasy, od grubego do cienkiego portfela.
W Polsce prawie nigdy nie zatrzymuję się w hotelach – od czego rodzina i przyjaciele? No i „nocne Polaków rozmowy”, tego nie zapewni żaden hotel!
mag,
na wszelki wypadek mój e-mail:
alicja.adwent@gmail.com
Nasz przyjaciel:
http://www.independent.on.ca/site/?q=node/6040
Do TesTeqecka
„A mój kolega chwali się, że na przedmieściach Toronto na wyciągach na nartach jeździ.”
Moze w Toroncie tak jak w Warsiawie majom Górke Szczęśliwickom, na ftórej mozno se na wyciąg narciarski hpinąć?
Najnowsego Twojego wpisu, TesTeqecku, nie skomentuje. Ale ino dlotego go nie skomentuje, bo mos tutok racje – słowa w tym akurat przipadku som niepotrzebne 🙂
Do Alecki
„Blue Mountain jest najpopularniejszy”
A, nie. To jednak nie jest Górka Szczęśliwicko. Bo Górka Szczęśliwicko to by było po kanadyjsku Happy Mountain abo Lucky Mountain.
„Nasz przyjaciel:
http://www.independent.on.ca/site/?q=node/6040”
Mozno pedzieć – maraton wysokogórski. No to jo wyciągom Smadnego Mnicha, coby go piknie wypić za sukces pona Bogdana! 🙂
Do Magecki
„Otóż pływał na nim jako mechanik Stanisław Supłatowicz, czyli Sat Okh”
Co do pona Sat-Okha – wypowiadołek sie juz kiesik na blogu poni Justyny. Nie barzo wiadomo, kielo było prowdy w tym, co godoł o swoim zywobyciu. Pół-Indianin z jasnymi włosami i niebieskimi ocami? W dodatku kie poziro sie na jego fotografie – nie za barzo jego twarz wyglądo na indiańskom, abo choćby pół-indiańskom. I cy to mozliwe, ze jego matka była w stanie przewędrować pół kontynentu, bez odpowiedniego ekwipunku, tamok, ka nie było zodnej cywilizacji? No i… skąd kruca plemie Shawnee, ftóre rzekomo jom przygarnęło, nolazło sie w północnej Kanadzie? O tysiące kilometrów od ik tradycyjnyk terenów? Ba pedziołek tyz na blogu poni Justyny, ze nawet jeśli pon Sat zmyśloł swoje przigody, to i tak nalezy go piknie kwolić – za piknom fanrazje!
„Chętnie Cię, Owczareczku, podwiozę.”
Pikne dzięki, Magecko! Ba w rozie cego – mom piknie opracowane zbójnickie sposoby podrózowania: zakraść sie do pociągu, do cięzarówki, a nawet… do samolota sie zdarzało. A jeśli mnie kasi w strone Puscy Biołej rzuci – to na swoik własnyk owcarkowyk nogak tyz moge piknie polegać 🙂
Owczarku
Krucafiksa, dlaczego mi podwózki odmawiasz w razie co?
Nie musisz lecieć z wywalonym ozorem na owcarkowych nogach i nie rozumiem, czemu pociąg lub ciężarówka jest lepsza/bardziej godna (?!) od mojej skromnej Corsy.
Pewnie Corsą jeżdżą corsarki podchalańskie 😀 , a owcarki owcą… 😀
Wszystkim naszym Annom i Aneczkom – najlepszego 🙂
Też życzę Annom i Hannom najlepszego, a Owczarkowi milej jazdy ze mną.
Kurde, bo się uparłam! Corsą! Co mu się nie podoba?
Do Magecki
„nie rozumiem, czemu pociąg lub ciężarówka jest lepsza/bardziej godna (?!) od mojej skromnej Corsy.”
Ocywiście, Magecko, ze Twojo Corsa lepso! Ba dlotego myślołek racej o transporcie na własnom ręke (yyy… to znacy: łape), ze kie jo zwiedzom rezerwaty, to ino wroz z poniom Owcarkowom. A jaz dwa owcarki w jednej Corsie to… nie wiem, cy nie som tym, cym dwa grziby w barscu 🙂
Do TesTeqecka
„Pewnie Corsą jeżdżą corsarki podchalańskie 😀 , a owcarki owcą… :D”
Jezeli juz – to Swiftem… Choć nie wiem, cemu tak właśnie mi sie pedziało. Zupełnie nie wiem. Tak jakosi wysło 🙂
Do Alecki
„Wszystkim naszym Annom i Aneczkom – najlepszego :)”
Najlepsego! W tym nasym śwarnym Aneckom – Fusillecce, Holenderskiej i Schroniskowej! Heeej! Ino kany te chłodne wiecory i ranki? 🙂
Owczarku
Nigdyś chyba nie pisał o swojej pani Owcarkowej, najwyżej o gaździnie.
Ale pukłam się natenczas w głowę. To jasne, że musi być pani Owcarkowa, tak jak pani Słowikowa itp.
Sorki i pozdrówka dla Was
Mag,
bardzo krótko tu jesteś, skoro nie słyszałaś o Poni Owcarkowej,
sprawdź w archiwach, jak długo istnieje Owczarkówka 🙂
Alicja-Irena
Długo tu nie jestem – fakt. Ale chyba strasznej fopy nie strzeliłam i Owcarek mi wybaczy.
Do Magecki
„Ale chyba strasznej fopy nie strzeliłam”
Nie widze, Magecko, w Twoik słowak nic, co mozno by uznać choćby za namiastke fopy. Choćby za substytut fopy 🙂 A poni Owcarkowa woli po prostu cichutko z bocku se siedzieć i obserwować. Ba zarozem… zoden wpis na tym blogu nie pojawił sie, pokiela poni Owcarkowa go nie przecytała i nie pedziała, co o nim myśli. Niejeden wpis piknie na jej uwagak skorzystoł 🙂
Do Alecki
„Mag,
bardzo krótko tu jesteś, skoro nie słyszałaś o Poni Owcarkowej,
sprawdź w archiwach, jak długo istnieje Owczarkówka”
Po roz pierwsy – o poni Owcarkowej tutok zbocyłek chyba w komentorzu z 9 września 2009 o godzinie 1:29 pod wpisem „Śtyry P pona ministra”. To o ponu Giertychu było, kie w edukacji ministrowoł, w rządzie, ftóry potem przeminął z wiatrem. Ciekawe, kie ten wiater zaduje znów? 🙂
Owczarku
Oj czekam na ten wiater, czekam, co by „zapiździł (pardą) jak w Keleckiem”.
Ukłony dla Pani Owcarkowej
Zara zara…
wiater to jest spod samiućkich Tater, a wiater (ogólnie, ale mocny) wieje jak na dworcu w Kielcach. No.
U mnie od tygodnia co chwilę goście i dopiero teraz mam okazję aby podziękować za życzenia. Przepięknie się usmiecham za nie do wszystkich mieszkańców Budy!:-)))))
🙂
Ja za chwilę (środa) lecę do Polski i już jestem cała w skowronkach 🙂
Bezpiecznego lotu i miłych chwil u nas Alicjo! :-)))
Fusillo,
zawsze są miłe chwile, ale też zawsze powracam na czterech łapach, nieco zmęczona spotkaniami i tak dalej. Mimo wszystko – kocham to!
Do Magecki
„Owczarku
Oj czekam na ten wiater, czekam, co by ‚zapiździł (pardą) jak w Keleckiem’.”
Ba to racej nie z Podhola. Tamok wiatry ostatnio som jakosi mało ślebodne… Teroz, kie idzie o górskie wiatry, to najbardziej ślebodny duje od Adasiowej Wisły.
„Ukłony dla Pani Owcarkowej”
Ukłony przekoze piknie 🙂
Do Alecki
„Ja za chwilę (środa) lecę do Polski i już jestem cała w skowronkach”
Nie wiem, cy skowronki, to lepsy transport niz samoloty, ale… na pewno bardziej ekologicny. No to cekomy, Alecko! 🙂
Do Fusillecki
„U mnie od tygodnia co chwilę goście”
A to dobrze, ze co kwila goście, FusilleckoQ Bo to znacy, ze bardzo duzo ludzi musi Cie lubić piknie 🙂
No to zmykam z mojej chatki, Mrusia już od wczoraj rezyduje u Bywszego Personeliu.
TRzymajta się ciepło, dam głos:)
I Ty sie trzymoj ciepło, Alecko! Zreśtom w tej kwili pogoda na polskiej ziemi piknie temu sprzyjo: nie jest ani za zimno, ani za gorąco, ino tak w sam roz piknie cieplutko 🙂