Polskie drogi (cekoladowe)
Cysterna z płynną czekoladą przewróciła się na A2, w okolicy Słupcy – brzmi jedno z najnowsyk doniesień Gazety Wyborcej. – Czekolada wylała się na jezdnię. Autostrada jest zablokowana w obu kierunkach. […] Kierowca ciężarówki trafił do szpitala, prawdopodobnie ma złamaną rękę.
No i ta złamano ręka to jedyno niedobro rzec w tym całym wydarzeniu. Dlotego pechowemu ponu kierowcy piknie zycmy, coby wartko wyzdrowioł i coby jak najsybciej jego bidno końcyna przestała być zniewolono przez sakramencki gips.
Ale tak poza tym… cy to źle, ze kawałecek autostrady przeinacył sie z asfaltowego na cekoladowy? E, nie widzi mi sie. Bo poźrejcie, ostomili…
Po pierwse – jak zauwazyli internauci komentujący ten artykuł, Polska wprowdzie nie jest krainom mlekiem i miodem płynącom, ale za to właśnie stała sie krajem płynącym cekoladom. Tyz piknie.
Po drugie – równowaga w przyrodzie musi przecie być. Skoro zimom drogi som solone, to wte, kie jest ciepło, powinny być słodzone.
Po trzecie – dziury w cekoladowej jezdni drogowcy bedom duzo chętnie łatali niz w tradycyjnej, bo świezo kładziono cekolada bedzie pachniała im duzo pikniej niz świezo kładziony asfalt.
Po cworte – cekolada piknie wpływo na poprawe nastroju. W takim rozie kierowcy jadący po cekoladowej drodze bedom mieli barzo pikny nastrój, zwłasca wte, kie przy mocno grzejącym słonku w powietrzu bedom sie unosiły opary z drogi. Dobry nastrój powinien wpłynąć na poprawe kultury jazdy, kultura jazdy zaś – na piknom poprawe bezpieceństwa ruchu drogowego.
Po piąte – drogi jak to drogi, roz som potrzebne, a roz nie. Kie asfaltowo droga przestoje być potrzebno, to właściwie nie barzo wiadomo, co z niom zrobić. A kie cekoladowo droga przestonie być potrzebno – bedzie mozno jom po prostu zjeść.
Po sóste – pomyślołek se, ze wselkie oznakowania na jezdniak (zebry na przejściak dla piesyk, linie ciągłe, linie oddzielające pasy ruchu i tak dalej) mozno ryktować nie z jakiejsi toksycnej farby, ba tyz z cekolady – telo ino ze biołej.
Po siódme – rusającemu w trase kierowcy bedzie mozno zycyć nie ino syrokiej, ale tyz słodkiej drogi. I pewnie dlo niejednego ta drugo wersja bedzie przyjemniejso.
Heeej! Skoro – jako widzicie – cekoladowe drogi majom telo zalet, to inkse kraje tyz bedom fciały takie drogi mieć. I wte bedziemy mogli piknie sie kwolić, ze my tutok byli pierwsi. A mało komu potela znano Słupca stonie sie hyrno na cały świat i bedzie mogła piknie zarabiać na zagranicnyk turystak, pragnącyk na własne ocy uwidzieć kolebke wielkiej światowej rewolucji w inzynierii drogowej.
Jedno mnie ino dziwi. Otóz w zbocowanym przez mnie arytkule pisom, ze strażacy próbują usunąć płynną czekoladę z autostrady A2. Na mój dusicku! Po co? Cemu fcom usunąć cosi, co ryktuje telo pozytecnyk rzecy? Cy widzicie, ostomili, choć jeden racjonalny powód, coby przywracać tamtejsom jezdnie do poprzedniego stanu? Bo jo – w świetle przedstawionyk wyzej argumentów – nie widze w tym najmniejsego sensu. Hau!
P.S.1. Juz za niedługo, 16 maja, bedom Jędrzejeckowe imieniny. Zdrowie Jędrzejecka! 🙂
P.S.2. Dwa dni później – obfitość urodzin: BlejkKocickowe, Heleneckowe i Misieckowe. Zdrowie BlejkKocicka, Helenecki i Misiecka! 🙂
P.S.3. 19 maja zaś – urodziny i imieniny Pona Pietra. Tamok, ka on teroz jest, na pewno wielu jego zdrowie wypije, ale i my tutok wypijmy je piknie. Zdrowie Pona Pietra! 🙂
Komentarze
Ja się obawiam, jako człek strachliwy, że powierzchnia autostrady nie spełnia wymogów sanitarnych przechowywania żywności. I że wszyscy kierowcy i pasażerowie będą się musieli obchodzić smakiem, jedynie sycąc swój wzrok.
Choć, faktycznie, biała czekolada nie jest złym widokiem.
Strażacy mieli 4 maja swoje święto patronalne – św. Floriana – więc może potrzebują tę czekoladę, by nią ugościć wszystkich, którzy przybędą na ich święto ???
Tej czekolady było wiele kilogramów, wiec nie chciałbym usłyszeć, ze komuś zaszkodził nadmiar jej spożycia (( Faktycznie, musiało pięknie pachnieć )))
Nawet w mojej telewizji pokazywali ten czekoladowy fenomen!
Nic, ino zbierać łychami, choćby z wierzchu 😉
Przyjemnie jest przeczytać o „chocolate spill” na drodze. Inne „spills” nie zawsze piknie pachna I smakuja.
Podobno usuwanie szkody było bardzo czasochłonne, a to jest droga szybkiego ruchu, no i kosztowne. Podobno też wcale niełatwe…
Wyczytałam dzisiaj, że przewoźnika obciąży się kosztami i coś tam jeszcze.
Internauci, co mówią, że Polska nie jest krajem mlekiem i miodem płynącym – nie znają się na rzeczy. No jak nie jest, jak jest? Polska Tradycja od 1050 lat – mleko i krowa. Koniecznie – holenderka. dzieciaki, na buziach, co mają? – białe wąsy. A akcja szkolna, przedwojennej jeszcze proweniencji i promowana przez mądre kobiety oraz Boya-Żeleńskiego: szklanka mleka dla każdego ucznia? A biały kożuch na mleku, mniam-mniam, albo łeeeee..ohyda! – to co – kura? „Pies” – powinno być, ale nie Owczarek i żaden inny, więc – kura. A czekolada marki „dawniej E. Wedel”, a obecnie, chyba, marki „Pepsico”, a może „Nestle”?
No i weźmy te miody polskie, co je już Zagłoba – i tak dalej. Dumne dwójniaki,, półtoraki, cały Stół Polski, od Soplicowa dotąd gdzie (holenderka) krowa. A Pasieki Polskie – miody nad miodami i każdy nieśtucny, jak ten chiński, robiony z mielonej gumy z trampek? No i bartnicy od Sienkiewicza.
A Polska wstała z kolan? No wstała. Bo i mlekiem, miodem i czekoladą płynie. I w ogóle jest płynąca, jakaś taka.
Do widoku przewroconej cysterny z cekolada dodajmy cysterne ze smadnym i cysterne z jałowcowa. Bedziemy mieli Owczarkowy smakołyk piwo, kielbasa I cekolada „pairing”.
Mniam, mniam
Przypominam, ze czekolada do picia, „chocolate milk”, pochodzi od chocolate cow.
Owczarek pewnie o tym wie, że owszem, dla psa jałowcowa jak najbardziej, ale nie czekolada!
Piwo tylko z umiarem 🙂 chyba ze to jest Smadny.
Orca
„czekolada do picia, „chocolate milk”, pochodzi od chocolate cow”
a chocolate cow to każde dziecko wie, że chodzi o „Milkę” i alpejskie widoki )))
A czy pamiętacie, w latach 60-tych było coś takiego jak czekoladowa margaryna ) zresztą była bardzo smaczna i był to chyba erzac masła kakaowego lub masła orzechowego. Pachniało pięknie a i kolor na chlebie był czekoladowy )) Szkoda, ze teraz nie ma czegoś takiego ((
Mozna u nas kupic wyroby Milka. Niebiesko/fioletowe opakowanie. Blue cow:). ?
Nie moge pominac chocolate chips. Sa to kawalki czekolady uzywane do piecznia chocolate chip cookies.
I tu jest historia ktora zna przodek bacy. Pierwsi osadnicy zbierali na polach wysuszone „talerze” krowiej kupy. Popularnie nazywane „cow chips”. Suche cow chips byly uzywane do palenia w piecach. Bylo to zrodlo ciepla I rowniez mozliwosc przygotowania cieplego posilku.
Cale rodziny chodzily po polu, zbieraly suche cow chips I rzucaly na wóz ciagnięty przez czlonka rodziny. Z wozem pelnym cow chips wracali do domu aby ogrzac skromna posiadlość. Z braku cow chips rodziny zbieraly bison chips ktorych nigdy nie brakowalo.
Wszyscy lubili rzucac z duzej odgleści suche „talerze” do woza a ten ktory trafil najwiecej talerzy do woza wygrywal!
Stad powstala nazwa cow chip cookies. Sa to ciastka z kawalkami czekolady.
Tradycja rzucania cow chips na wóz pozostala do dzisiaj. Miedzy innymi w Wisconsin sa coroczne konkursy rzucania cow chips na wóz.
Historyczne zdjecie zbierania cow/buffalo chips
http://cantonasylumforinsaneindians.com/history_blog/tag/cow-chips/
Wawrzek,
Piszesz o pięknym zapachu czekoladowej margaryny.
Przychodzi na mysl zapach lub jego brak suchych cow chips palonych w piecu. Podobno cow chips wysuszone przez stepowe slońce nie mialy zadnego zapachu.
🙂
Wawrzku,
na pewno nie masło orzechowe, bo ja pamiętam tę margarynę i ona nic nie ma wspólnego smakowo z masłem orzechowym (którego ja nie lubię, nawiasem mówiąc). To była po prostu margaryna z dodatkiem kakao. I dobra była 😉
Do Pakecka
„Ja się obawiam, jako człek strachliwy, że powierzchnia autostrady nie spełnia wymogów sanitarnych przechowywania żywności.”
To mozliwe. Chociaz… przez telo roków sprzedawano w bacówkak telo oscypków nie spełniającyk sanitarnyk wymogów (a niekany i teroz sie sprzedoje) i… nigdy nie słysołek, coby ftosi struł sie oscypkiem 🙂
Do Wawrzecka
„Strażacy mieli 4 maja swoje święto patronalne – św. Floriana – więc może potrzebują tę czekoladę, by nią ugościć wszystkich, którzy przybędą na ich święto ???”
Na mój dusiu! Cyli kierowca tej cysterny popełnił błąd! Spóźnił sie! Powinien jechać z tom cekoladom kilka dni wceśniej, coby rozlanie jej nastąpiło przed Świętym Florianem, a nie dopiero pare dni po.
„a chocolate cow to każde dziecko wie, że chodzi o ‚Milkę’ i alpejskie widoki”
No i do tego jesce potrzebny jest świstak. Bo jak on nie zawinie syćkiego w sreberka – to nici z cekolady 🙂
Do Alecki
„Nawet w mojej telewizji pokazywali ten czekoladowy fenomen!”
Cyli – od casu, kie Wedel niestety skiepścił swoje wyroby – po roz pierwsy chyba polsko cekolada jest tak piknie hyrno na cały świat.
„Wyczytałam dzisiaj, że przewoźnika obciąży się kosztami i coś tam jeszcze.”
To skandal! Podarowali społeceństwu telo piknej cekolady – i jesce majom za to być obciązeni kostami? 🙂
Do Orecki
„Do widoku przewroconej cysterny z cekolada dodajmy cysterne ze smadnym i cysterne z jałowcowa”
O, Jezusickuuuu! Rozmarzyłek sie, Orecko!
„Suche cow chips byly uzywane do palenia w piecach.”
Zdoje sie, ze na tym ik energetycne zastosowanie sie nie końcy. Kasi widziołek filmik, ka taki jeden wynalazca ryktuje z tego… paliwo do aut. Tak więc fto wie, jako będzie przysłość motoryzacji? Moze właśnie cekolada zamiast asfaltu i cow chips zamiast benzyny? 🙂
Do Tanakecka
„A czekolada marki ‚dawniej E. Wedel’, a obecnie, chyba, marki ‚Pepsico’, a może ‚Nestle’?”
Moze sie myle, Tanakecku, ale wydoje mi sie, ze kasi ostatnio cytołek, ze Wedla kupili Japońcycy. Dobrze by było, kiebyk sie nie mylił – bo akurat oni powinni umieć piknie sprostać temu technologicnemu wyzwaniu, jakim byłoby ryktowanie cekoladowyk autostrad.
„A Polska wstała z kolan?”
A cy Pon Prezes lezy teroz w śpitalu nie na kolana właśnie? Jak widać – wstawać z kolan tyz trza umieć, coby se ik nie uskodzić 🙂
Owczarku,
🙂
owcarek podhalański
11 maja o godz. 23:34 186525
„A Polska wstała z kolan?”
A cy Pon Prezes lezy teroz w śpitalu nie na kolana właśnie? Jak widać – wstawać z kolan tyz trza umieć, coby se ik nie uskodzić
Otóż to! Zanim się z kolan wstanie, trzeba długo ćwiczyć. Bo jak kto nieprzygotowany i godność wyrzuci go od razu w górę, to w kolanie zaraz coś chrupnie, strzeli i nieszczęście gotowe, a delikwent pada, na kolana, rzyć i całą resztę – i leży jak długi. Przy czym w przypadku właściciela pana prezydenta i pana premiera to jest całkiem niejasne, co to znaczy „leżeć jak długi”, skoro każdy to widzi, że nie wiadomo, w którym kierunku on ma długość, a w którym – szerokość. Trzeba najpierw długo obracać, żeby się upewnić, ale to też słaba pomoc.
*Sprzed chwili*Dosłownie*Sprzed chwili*
Czyli —
Owczarek każe, TeamBP musi!
https://basiaacappella.wordpress.com/2018/05/12/kiczora-i-turbacz-z-ustrzyka/
Drogowo, najoczywiściej.
Potem szlakowo.
Następnie znów drogowo.
Teeraz poobiednio.
Czekolada też najoczywiściej była.
W formie kontrolowanej czyli w plecakowym słodowniku 😎
Pogoda najoczywiściej wciąż sprzyja aktywnym i pozostałym 🙄
Jest droga mleczna – taka rzeka pełna najlepszego mleka – dlaczego nie ma byc droga czekoladowa!
Jestem jak najbardziej za!!!!!!
I furda boczki! ;-)))))
A wszystkim Solenizantom i Jubilatom majowym życzę samych słodkości! :-))))
No i furę Ciepłego z Puchatym! 🙂
Tanaka (186514)
To, o czym piszesz to już historia !
Było to realne, gdy brało się mleko krótko po udoju od gospodarza ( we Wielkopolsce, jak się niedawno dowiedziałem, nie było chłopów tylko byli gospodarze i robotnicy rolni. Faktycznie – jak pamiętam z dzieciństwa nie mawiało się „od chłopa” tylko „od gospodorza”), którego krowy pasały się na łąkach . Trzeba było je szybko użyć, bo kwaśniało ale wtedy robiło się z tego twaróg.
Właśnie te , jak się dzisiaj je zwie „probiotyczne” bakterie stanowiło największą jego wartość.
Dzisiejsze mleko to tylko jałowy „wyrób mleko-podobny”.
Oglądałem w internecie filmik brytyjskiego farmera pokazujący zachowanie krów wypuszczonych po raz pierwszy na łąkę po zimowym pobycie w oborze – zachowywały się dosłownie jak „rozbrykane” dzieciaki wypuszczone na plac zabaw po długim pobycie w sali przedszkolnej.
Przed 40-50 laty krowa, która dawała 12-15 l mleka na dobę to była bardzo wydajna. Okresy laktacji miały cykl naturalny.
Teraz poprzez dodawanie hormonów przyspiesza się i wydłuża okresy laktacji. Do tego dochodzą antybiotyki, „treściwe dodatki” do pasz a krowa zamknięta w boksie obory świata bożego nie widzi.
Obecnie rekordzistka świata ( USA ) w ciągu roku dawała codziennie średnio ok. 85 l mleka a rekordzistka Polski 55 l mleka dziennie ale jej „produktywność” trwa max 3-4 lata.
Znajoma lekarka ( gastroenterolog dziecięcy) opowiadała jak to kilku swych pacjentów – przedszkolaków wyprowadziła z alergii. Poszły dzieciaki do szkoły, gdzie realizowano akcję „zdrowie czeka w szklance mleka” i wszystkie wróciły z powrotem z alergią do poradni.
Wniosek taki, iż dzisiejsze „mleko” bardziej szkodzi niż pomaga.
O psiakostka…przyczepiłam sobie do ksywy literkę „j” niechcący i teraz czekam w poczekalni, ale jakbyś mógł, Owczarku, to zwyczajnie wywal tamte wypowiedzi, bo Mrusia na chwilę ulubiła sobie klawiaturę na spanie.
Co za kota! ostatnio sypiała na modemach (są takie dwa), a teraz ulubiła sobie klawiaturę 🙄
Fusillo,
ja to ewentualnie na wielką rzekę Smadnego, a nie słodkości 😉
Już tyle razy Mrusi recytowałam o tej wielkiej rzece pełnej mleka, a ona furt tylko wodę popija.
Ponieważ ja od dzieciństwa mleka nie znoszę, a nawet nienawidzę, nie będę mojej Mrusi zmuszała, tym bardziej, że to jest kicia w średnim wieku i wie, co dla niej dobre!
ALICJA-IRENA!
Smadnym tez nie pogardzę, chociaż w mniejszych ilościach niż słodkości i mleczne specjały! 😉
Co do kotów, to tylko dawniej przekonywano, że mleko piją, a tak po prawdzie, najwłaściwsza dla nich to woda jest!
@Owcarku:
Zatruć się nie jest trudniej niż się sanepidom śniło. Ale jedno to śnić i truć, a drugie to mieć wszystkie pieczątki i pozwolenia. (W tyle mojej głowy jest krytyka niegdysiejszej majówkowej inicjatywy z orłem z białej czekolady, którego nie dało się wykorzystać i przekazać dzieciom w domach dziecka… bo sanepid itd.)
A trzecia, że jednak ludzie (i pieski) się czasem tym czy owym trują…
Kaesjot
Cóż, kto nie pił mleka „prosto od krowy” ten nie wie co dobre ))
Dzisiaj na wsiach krów już nie uświadczysz (( Wszystkie gdzieś pochowane, zaobrączkowane, posiadają indywidualne „paszporty” i co chwilę odwiedza je weterynarz ((
Jakby zapytać się dzieci, a nawet niektórych dorosłych, skąd pochodzi mleko powiedzą – „ze sklepu” (( Tak na marginesie, słyszałem, jak dwie panie rozmawiały ze sobą mówiąc, że ciepło w ich bloku pochodzi z cieplika ((( O całej „infrastrukturze” tego przedsięwzięcia nie miały „zielonego pojęcia”.
Wracając do mleka; w części nabiałowej kobiety uwielbiają kupować mleko o,5 lub w ostateczności 2 procentowe (( Gdy mówię im, ze to tylko zabielana woda, patrzą na mnie jak na wariata )) Pisze mleko, więc to musi być mleko !!
Kiedyś to było mleko ) gdy chwilę postało zbierała się śmietanka na górze, a przy większej ilości mleka można było pokusić się o zrobienie większej grudki masła ))
Obecne mleko sprzedawane jest do niczego, nie można chociażby postawić je by się skwaśniało, by potem kroić te wspaniałości nożem lub dużą łyżką (( Obecne, mleko potrafi się tylko zrobić na „kaszę” i nadaje się tylko do wylania (( Niestety mój sąsiad nie ma już krowy, a i w mojej wsi gdzie mieszkam, było kiedyś co najmniej 300 krów, obecnie podobno, muszę uwierzyć lepiej zorientowanym, jest ich 5 !!! sztuk.
Słyszałem nawet takie głosy, że mleko „od krowy” jest niebezpieczne, bo nie powinno się pić mleka, które nie jest zagotowane, lub co najmniej pasteryzowane ??? Są w nich bakterie i jakieś wirusy. Gdyby tak było połowa naszej populacji powinna już nie żyć, a wyrośli na porządnych chłopów i piękne Polki z mleka i krwi )) A jakie miało się wspaniałe białe wąsy po wypiciu kubka ciepłego mleka )) To trzeba było przeżyć ))
Wawrzku,
dla mnie wszystko, tylko nie mleko prosto od krowy, fuj!
Niedobre, niedobre, niedobre i już! Przegotowane czy pasteryzowane tak samo mi nie smakuje.
W ogóle mleka nie lubię i nie cierpię i zawsze tak było.
O co chodzi z mlekiem pasteryzowanym czy przegotowanym? A o to, żeby nie nabawić się choroby odzwierzęcej. Krowy raz w roku powinny być szczepione, kiedyś to było obowiązkowe, a teraz to nie wiem…
Ale dla mnie szczepione czy nie, po prostu nie znoszę mleka. Za to biały ser, masło i śmietana – jak najbardziej 🙂 Kwaśne mleko i maślanka mają u mnie szczególne fory 😉
Odtłuszczone mleko jest do niczego, ponieważ mleko pełnotłuste zawiera wszelkie składniki odżywcze i wit.A oraz E.
Tak że jeśli już, to pić mleko pełnotłuste, od szklanki czy dwóch szklanek mleka dziennie się nie utyje 😉
kaesjot
13 maja o godz. 10:51 186533
Że to fizycznie rzecz biorąc już głownie historia, nic nie szkodzi, bo żyje się mitologią. A samo mleko pochodzi ze sklepu, a nie od krowy, prąd pochodzi ze ściany, a ciepło – ze skarpetek.
Miałem okazję pić mleko prosto od krowy, mleko prosto od kozy i mleko prosto od oślicy. Osobiście robiłem też masło w drewnianej maselnicy, oczywiście ze świeżego mleka od krowy za ścianą.
Wawrzek
14 maja o godz. 20:49 186538
Dzisiaj co drugi człowiek, który napiłby sie świeżego mleka prosto od krowy odwaliłby natychmiast kitę. Organizmy takie wychuchane, wydelikacone i przerażone. Mamusie i tatusie. Że dziecko wzięło nieumytu paluszek do buzi. I siadło na nocniczku niewyszorowanym na czas specjalnym Domestosem/Mr Muscle i co tam jeszcze mają.
Moją najsmakowitszą zabawą podwórkową było sypanie sobie oranżady w proszku (żrący kwasek, soda i chemiczny smak wraz z barwnikiem udającym pomarańczę lub cytrynę) prosto na brudną rękę i bieganie z zamkniętą w bułę dłonią przez jakieś pół godziny, ze stopniowym wylizywaniem pysznego proszku. Dzieliliśmy się tak z innymi dzieciakami, one miały swoje oranżady, więc robiliśmy sobie „liza” – częstując się nawzajem ową oranżadą i przy okazji zlizując to, co wcześniej lizał inny dzieciak, oraz liżąc brudne ręce innych.
Rączk dzieciaków dotykały wszystkiego: trawy obsikanej przez koty, grzebały w piasku z psią kupą, były porządnie moczone w kałużach i błocie w którym lęgły sie komary i rożne robactwo, ściskały zardzewiałe żelazne rupiecie, papę przywleczoną z sąsiedniej budowy, mieszały w wiaderku cement, głaskały zapchlone psy oraz wyciągały im z gardeł własne rękawy, trampki albo piłki tenisowe, i tak dalej.
Prawdopodobnie ciagle jestem żywy i w dobrym zdrowiu. Właśnie dlatego.
Tanaka
Mam identyczne wspomnienia z dzieciństwa.
I właśnie dzięki temu nasz system odpornościowy był zahartowany w bojach i skutecznie sobie radził w sytuacjach, które dzisiejsze dzieciaki rozłożyłyby na długo a niekiedy wręcz mogłyby zrobić z nich kaleki.
Później był szał sterylności w czasach gdy urodziło się nam pierwsze dziecko ( późny Gierek). Dość głośna była wówczas historia małżeństwa lekarzy wychowującego swe dziecko w super sterylnych warunkach – pierwsza, przypadkowa infekcja i dzieciak umiera bo praktycznie nie miał własnego systemu odpornościowego.
Dr Robynne Chutkan w swej książce „Dobre bakterie” propaguje zasadę ” Żyjmy brudniej, jedzmy czyściej „.
Tak myśmy dorastali.
kaesjot
16 maja o godz. 7:56 186542
Dziwactwa i histerie robią nieustanne postępy. Popędzane przez producentów Niczego do Wszystkiego i Wszystkiego do Niczego. Są antyszczepionkowcy, wojownicy o niepuszczanie dzieci wcześniej do szkoły, trzęsące się mamusie, tatusiowie, panie przedszkolanki, wychowawczynie, ciocie, babcie, i w ogole chyba już wszyscy, że się Jacuś zgrzeje i umrze, a Zosia się schłodzi i też umrze. Że Wojtuś ma wilgotne włoski od biegania więc na pewno wyzionie ducha na kaszel, a Krysia zdjęła na chwilę czapeczkę, a mamusia kazała żeby nie zdejmowała więc ratunku i pogotowie! A że Krzysio się przewróci i zabije, a Bożenka wypiła z tego samego kubeczka co Hania i już na pewno złapała żółtaczkę, dur bruszny, błonicę, świnkę odrę, zapalenie płuc i za dwa dni jak nic – pogrzeb.
Aaaaaaaach! Oranżada w proszku 🙂
I kogel-mogel (teraz mowy nie ma, bo zaraz salmonella, chociaż kury są szczepione, jak i 50 lat temu były…)
Tanaka
16 maja o godz. 15:32 186543
Jeśli chodzi o szczepionki to bym tak bardzo nie potępiałbym antyszczepionkowców – szczególnie jeśli chodzi o naszą, polską w tym zakresie praktykę. Głównie chodzi o to, że szczepi się dzieciaki przymusowo, za wcześnie , niepotrzebnie ( przeciwko niegroźnym w sumie chorobom ) i w nadmierne ilości ( 20 dawek przeciwko 8 chorobom).
Co do wcześniejszego puszczania dzieci do szkoły to problem był w tym, że nasze szkoły podstawowe nie były przygotowane do przyjęcia 6-latków ( stosowny raport był na stronie MEN lecz błyskawicznie zniknął ). W krajach, na przykłady których powołują się zwolennicy obniżenia wieku obowiązku szkolnego w szkołach z tymi dziećmi robi się to samo, co u nas z ich rówieśnikami w przedszkolu. Tyle, że u nas przedszkole jest nieobowiązkowe.
U nas za obniżeniem wieku rozpoczęcia nauki nie poszły zmiany programowe – zwłaszcza w dalszych klasach.
Problemy zaczęły się na matematyce w kl. IV. Pewne zagadnienia programu większość 10-latków już „łapała” a spośród 9-latków tylko nieliczni. Na testach kończących SP, ci którzy zaczynali jako 6-latki wypadli wyraźnie gorzej od tych, którzy zaczęli jako 7-latki.
Co do pozostałych spraw to zgoda lecz to, że dzieci i rodzice są tacy jak piszesz to nie przyczyna lecz skutek presji medialnej.
W okresie naszego dzieciństwa nie było takich nachalnych reklam.
Było Wańkowicza „cukier krzepi” ale zaraz lud dodał ” a wódzia lepiej”
na na „margaryna jak masło” pojawiło się ” tylko margaryna mleczna przeciw ciąży jest skuteczna”.
A teraz ludziom takie głupoty się wciska, że aż boli…
Do Alecki
„Co za kota! ostatnio sypiała na modemach (są takie dwa), a teraz ulubiła sobie klawiaturę”
Alecko, Mrusiecka piknie ino potwierdzo, ze zywina duzo lepiej zno sie na komputrak, niz to sie widzi więksości ludzi.
„Ale dla mnie szczepione czy nie, po prostu nie znoszę mleka. Za to biały ser, masło i śmietana – jak najbardziej”
Z tego wyniko, Alecko, ze nie lubis mleka PIĆ, ale za to lubis je JEŚĆ 🙂
Do Tanakecka
„Przy czym w przypadku właściciela pana prezydenta i pana premiera to jest całkiem niejasne, co to znaczy ‚leżeć jak długi'”
Jo se tak śpekuluje, Tanakecku, ze skoro nifto nie wmówi właścicielowi pona prezydenta i pona premiera, ze biołe jest biołe, a corne jest corne, to tak samo nifto mu nie wmówi, ze długie jest długie, a krókie jest krótkie. Z cego piknie wyniko, ze… „lezeć jak długi” znacy „lezeć jak krótki”.
„Miałem okazję pić mleko prosto od krowy, mleko prosto od kozy i mleko prosto od oślicy.”
Prosto od krowy i kozy piłek. Od oślicy – nigdy (nie-prosto od oślicy tyz zreśtom nie piłek). Przegrołek z Tobom 2:3, Tanakecku 🙂
Do Basiecki
„Czekolada też najoczywiściej była.”
Co, jak rozumiem, jest sugestiom, coby opróc cekoladowyk dróg były tyz cekoladowe górskie ślaki. Pomijając to, ze nom psom nie wolno jeść cekolady – jestem za 🙂
Do Fusillecki
„Jest droga mleczna – taka rzeka pełna najlepszego mleka – dlaczego nie ma byc droga czekoladowa!”
Bajuści, Fusillecko. Mom przy tym piknom nadzieje, ze na tym nie koniec i ze kiesik bedziemy tyz mieli drogi kawowe, włącnie z odmianom cappucinowom i cafe-latowom 🙂
Do Kaesjotecka
„Przed 40-50 laty krowa, która dawała 12-15 l mleka na dobę to była bardzo wydajna. Okresy laktacji miały cykl naturalny.
Teraz poprzez dodawanie hormonów przyspiesza się i wydłuża okresy laktacji. Do tego dochodzą antybiotyki, ‚treściwe dodatki’ do pasz a krowa zamknięta w boksie obory świata bożego nie widzi.”
Cosi w tym jest, Kaesjotecku. Właśnie dowiedziołek sie od jednyk ludzi ze środkowej Polski, ze od jednego chłopa (abo gospodarza) kupowali casem mleko od jego własnyk krów. Potem była parorocno przerwa, ba ostatnio znów tego chłopa odwiedzili i znów kupili od niego mleko. Ale na mój dusiu! Ono nie fciało sie zsiąść! Teoretycnie normalne wiejskie mleko! Śtucne krowy ten chłop zacął hodować cy jak? 🙂
Do PAKecka
„W tyle mojej głowy jest krytyka niegdysiejszej majówkowej inicjatywy z orłem z białej czekolady, którego nie dało się wykorzystać i przekazać dzieciom w domach dziecka… bo sanepid itd.)”
No to jeśli teroz te dzieci nie majom orła biołego w sercak – to wina sanepidu. Wiadomo przecie, ze przez zołądki trafiłby on do serc właśnie 🙂
Do Wawrzecka
„Cóż, kto nie pił mleka ‚prosto od krowy’ ten nie wie co dobre”
Oooo! Święto prowda! Coby nie pedzieć: „Święto krowa”. Takie jesce cieplutkie, ogrzane przez krowe, spienione na wierchu… mniammm!
„Dzisiaj na wsiach krów już nie uświadczysz (( Wszystkie gdzieś pochowane, zaobrączkowane”
Zaobrąckowane? Najwyraźniej nie som juz one ponnami, ino męzatkami! 🙂
kaesjot
16 maja o godz. 19:58 186545
Możliwe, że – podobnie jak to jest z histerią antybakteryjną i przeciwwirusową, która prowadzi do panicznie-idiotycznych zachowań, nie wzmacnijających, a osłabiających odporność dzieci i starszych, w sprawie szzepionek tez ma miejsce przesada. To pierwsze nie jest związane z zaleceniami, czy też progmamami lekarskimi, to drugie – jest, zakładam więc, że w palecie szczepionek nie tkwi zasada histerii, a czegoś bardzej zasadnego. jako dzieciak dostałem, jak chyba wszyscy, kilka szczepionek. Czy teraz ich jest dużo więcej – nie sprawdzam, bo nie mam potrzeby. A czy jest to uzasadnione – zakładam, że (w conajmniej sporym stopniu) tak. Ministerstwo Zdrowia powinno wiedzieć, ,co robi i co ma sens profilaktyczny. Część chorób, do niedawna stale trapiących ludzkość, w zasadzie znikneła, ale tylko w zasadzie.Zarzucenie szczepień prewencyjnych może grozić ich odrodzeniem sie.
W sprawie wcześniejszego zaczynania edukacji – idzie mi o samą zasadę, że nie jest to złe, a wręcz dobre. A że polska szkoła jest szkołą przetrwania dla szaleńców -to wiadomo od dawna. Są kraje, gdzie to się dzieje w bardzo dobry sposób spójny społecznie i twórczy, w Polsce to kucie, wtłiwanie do głowy, lub wręcz przeciwnie, agregat produkji konformistów,, a nie ludzi twórczych. Taka nad Wisłą grawitacja, niestety. No i ksiądz proboszcz jako wychowawca klasy. Wielkie !
owcarek podhalański
17 maja o godz. 0:55 186546
Przegrołek z Tobom 2:3, Tanakecku
2:3 to bardzo honorowy wynik. Ale w innej konkurencji – poznawania cnót Smadnego Mnicha, to ja z Tobą, Owcarecku przegrywam znacznie bardziej. Trochę się wstydzę, więc nie powiem, ile 🙂
http://www.bociany.edu.pl/
3 boćki już się wykluły…
Oranżada w proszku ))) Coś wspaniałego, a jakie było wnętrze dłoni wylizane, nawet, gdy już zostało tylko „wspomnienie” po oranżadzie ))
Ostatnio czytałem jakiś artykuł naukowy, chyba szwedzkich naukowców, ze przy sprzątaniu domu czy mieszkania, gdy korzysta się ze środków czystości zwanych chemią użytkową, gospodyni, lub jak ktoś posiada gosposię, wchłania ona do organizmu tyle świństw, że po przeliczeniu na papierosy wychodzi (( że sprzątając wypaliła do 20 papierosów (( nie licząc błysku w domu )) a to nie są te papierosy sprzed 50 lat ((( gdzie fermentacja liści przebiegała w sposób naturalny.
Niestety, czystość nas zabija (( Król Ludwik XIV nie mył się, choć wylewał na siebie litry perfum gdyż wiedział, że częste mycie skraca życie. Dożył 70 lat, co jak na „tamte” czasy” było wynikiem godnym uwagi ) Dzisiaj jak słyszę, ze dzieciaki kąpią się po szkole, zanim zmówią swój wieczorny paciorek, oraz rano po przebudzeniu dogłębne mycie, nie dziwi już fakt, że są chronicznie przeziębione, rachityczne i łapiące wszelkie, nawet niegroźne wirusy. Potem są wszelkie antybiotyki i po jakimś czasie lekarze dziwią się, ze zapadamy na lekooporne antybiotyki (((
Ja wychowywałem się na podwórku i najbliższej okolicy. Biegaliśmy, łaziliśmy po drzewach, łapaliśmy żaby w stawach, biegaliśmy przez kałuże, boso, gdy spadł deszcz, to za bardzo się nim nie przejmowaliśmy, gdyż wiedzieliśmy, że wyschniemy zanim dotrzemy do domu, jadaliśmy brudne owoce prosto z drzewa, zaglądaliśmy pod „krowie placki” w poszukiwaniu żuków i jak pisze Tanaka „ciągle jestem żywy”, ze zdrowiem już trochę gorzej, lecz się nie poddaję ))
Bo teraz dla każdego „czystość” znaczy co innego. Dla mnie żadnej sterylizacji, nigdy tego nie byłam nauczona. Mietła, ściera, odkurzacz.
Wracając do komentarza o sterylności dzieci, przypadła ona na oseskowość mojego syna lata 80/81
Moje dziecko sterylność miało w głębokim poważaniu. Pojechałam nad morze – szczeniak ledwie chodził, ale chodził po plaży i co rusz „upadał” po to tylko, żeby liznąć piasku. O co chodziło z piaskiem? Przysmak to-to nie jest, ale organizm szczeniaka czuje, że ma za mało krzemu, no to pobiera go, skąd może. Inny przykład, gdy maluchy robią dziury w ścianach, zajadając cienki tynk…Wtedy brakuje wapna 😉 Nie należy z tego robić paniki – przejdzie.
Wracając do mojego oseska, już jako większy nieco, przebywaliśmy w pewnym hotelu w grupie znajomych, a wszelkie młode chodziły sobie bezpańsko. Mojego co chwila ktoś przyprowadzał, że „Maciuś znowu znalazł gumę do żucia na chodniku i nie da jej sobie z buzi wyjąć”. Jakimś cudem przeżył i tylko raz miał dość poważną grypę lata później.
Sterylnie do bólu wychowywana rówieśniczka Maćka chorowała co chwila. Człowiek prędzej czy później musi się zmierzyć z otoczeniem bynajmniej nie sterylnym. Lepiej wcześniej.
Wawrzek
17 maja o godz. 14:21 186550
Dowiedziałem się w toku starannej edukacji, że to co robiłem na podwórku, czyli zżeranie 8 torebek oranżady w proszku pełnej chemii, ostrego i syntetycznego kwasku cytrynowego, sody, barwnika (wtedy jeszcze nie „identycznego z barwnikiem naturalnym), choć w podobnym kolorze, na pusty żołądek podwórkowego szybkobiegacza, powinno mi było załatwić wypalenie przełyku, żołądka, jelit, dwunastnicy oraz tego czegoś na końcu, co się wstydzę wymówić.
Zajrzałem wtedy do środka, a tam wszysko jest na miejscu i w dobrej formie. To chyba musi być dowód na to, że PRL nie istniał, jak oświadczają codziennie rano ministrowie, pan minister główny, prezydent o nazwisku, które boję się wymówić – bo mogę się przejęzyczyć i będzie prokuratura z policją o świcie – oraz właściciel ich wszystkich. A ponieważ nie istniał, to nie istniała też oranżada w proszku co wyżerała dziury w żołądku, mózgu i całej reszcie i dlatego na tą oranżadę mówiliśmy „Polska w ruinie”. A jak nie istniała taka oranżada, to nic dziwnego, że przewody hydrauliczne mam w porządku.
Miałem też miłego kolegę. Jak mu kanapka zrobiona przez kroskliwą mamusię wpadła w błotnistą kałużę, kolega do kałuży śmiało wkraczał, rączkami w błocie grzebał, aż kanapkę z kiełbasą marki „metka” wygrzebał. Następnie wytarł kanapkę w podwórkowe gacie i zjadł do końca z wielkim smakiem. Żeby mieć dwie wolne ręce do zabawy. Do dzisiaj kolega żyje i ma się całkiem dobrze. Kanapki masowo wpadające w piach i też zżerane ze smakiemm choć i zgrzytem w zębach to właściwie był podwórkowy banał. Ludności wtedy błyskawicznie przybywałom pomimo wygrzebywania kanapek z błota, teraz kanapka w błocie w przyrodzie nie występuje, bo występuje Maxburger a ludności błyskawicznie ubywa.
To jak w końcu ta przyroda działa? Czy ktoś przytomny może to, raz na zawsze, wytłumaczyć?
Przytomnam, ale raz na zawsze się chyba tego nie da wytłumaczyć.
Przyroda działa, a my się od czasu do czasu tej przyrody, którą sami zatruwamy, boimy. Moim zdaniem – co „wpuszczamy” do przyrody, to nam się odbije tak czy siak. A życie przetrwa.
No chyba żeby nie 🙁
Ale to już będzie po mnie 😉
https://www.youtube.com/watch?v=kKGil4xtMPo
Tanaka
17 maja o godz. 18:57
„To jak w końcu ta przyroda działa? Czy ktoś przytomny może to, raz na zawsze, wytłumaczyć?”
Ano działa to tak, że przyroda „czuwa” aby równowaga była zachowana ale jej moc nie jest nieograniczona. Jeśli człowiek za mocno przeważy szalę w jedną czy w drugą stronę to nie da rady.
Wydaje mi się, że okres naszego dzieciństwa był właśnie takim stanem równowagi. Nie było już, jak w średniowieczu wylewania zawartości nocników na ulicę, przechodniom na głowy ani też takiej ilości „śmieciowego” żarcia, szczepień, antybiotyków, chemii gospodarczej.
Nasz kontakt ze „złymi” bakteriami mieścił się w granicach równowagi i pozwalał naszym „dobrym” bakteriom je zniszczyć a jak wiadomo „ćwiczenie czyni mistrza” stąd byliśmy i jesteśmy bardziej odporni od naszych wnuków. Ja jako pacjent byłem w szpitalu mając 9 lat ( nie wiem na co ) i po raz drugi po 53 latach. Mój 4-letni wnuk już kilka razy był w szpitalu i stał się on jego ulubionym miejscem.
Jednak ci, którzy zwracają na ten problem uwagę ( często są to lekarze – praktycy ) zwalczani są przez środowisko tak jak niegdyś Ignaz Semmelweis.
Nie wiem, czy Gospodarzowi odpowiada tematyka naszej dyskusji ale gdzie o tym pisać, skoro na blogu „Medycyna i okolice” mam szlaban, bo oczekuję od Służby Zdrowia by skupiła się na przeciwdziałaniu chorobom a nie tylko na ich leczeniu.
Moja dewiza to – ” ja nie chcę być leczony – ja chcę nie zachorować”
Każdy z nas woli być zdrowy ( a także młody , piękny i bogaty ) niż być leczonym.
Ale zdrowy Klient to żaden Klient dla „biznesu medycznego”.
W cesarskich Chinach ponoć obowiązywała zasada, że lekarz opiekujący się określoną grupą ludzi miał płacone za zdrowych – chorych musiał leczyć na własny koszt.
I to mi się cholernie podoba.
Oczywiście jeśli podopieczny się nie stosuje do zaleceń lekarza to sam powinien ponosić koszty leczenia ale też lekarz musiałby mieć np. prawo żądać usunięcia czynników sprzyjającym rozwojowi chorób .
Kiedy się dziwić przestanę
Gdy w mym sercu wygaśnie czerwień
Swe ostatnie, niemądre pytanie
Nie zadane, w połowie przerwę
Będę znała na wszystko odpowiedź
Ubożuchna rozsądkiem maleńkim
Czasem tylko popłaczę sobie
Łzami tkliwej i głupiej piosenki
By za chwilę wszystko zapomnieć
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Zgubię śpiewy podziemnych strumieni
Umrze we mnie co nienazwane
Co mi oczy jak róże płomieni
Dni jednakim rytmem pobiegną
Znieczulone, rozsądne, żałosne
Tylko życia straszliwe piękno
Mnie ominie nieśmiałą wiosną
Za daleko jej będzie do mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Lżej mi będzie i łatwiej bez tego
Ścichną szczęścia i bóle wyśmiane
Bo nie spytam już nigdy – dlaczego?
Błogi spokój wyrówna mi tętno
Gdy się życia nauczę na pamięć
Wiosny czułej bolesne piękno
Pożyczoną poezją zakłamię
I nic we mnie i nic koło mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie.
(Jonasz Kofta)
Kaesjot:
Z tym zdrowiem to są przedziwne sytuacje.
Pierwszy raz byłem w szpitalu, gdy złamałem rękę, skacząc z wysokiego murku (( Miałem wtedy ze 12 lat. Tyle razy skakałem z niego i nic, ale jak to mówią: „nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka” (
A wracając do zdrowia, to zajmowałem się kiedyś życiem i śmiercią w XVII, XVIII i XIX wieku i okazało się, że olbrzymia ilość osesków i noworodków umierała, przede wszystkim na tzw. wcześniactwo. Jeżeli kobieta urodziła wcześniaka, to takie dziecko nie miało prawa żyć. Umierało do kilku dni (( Jeżeli nie zachorowało dziecko na ospę, odrę, tyfus, czy cholerę i przeżyło, to żył taki osobnik długo, czy szczęśliwie to raczej nie, gdyż życie było do niczego, poza prokreacją, gdyż wyznawano wtedy zasadę „trzeba być, a nie mieć” i stąd rodziny „szczyciły” się 8 – 12 i więcej dzieci. Znam przypadki (z ksiąg) gdzie taka wielka rodzina wymierała do kilku dni, gdy przyszła cholera czy tyfus ( Czasami przeżywało tylko jedno dziecko.
Zmierzam do tego, że na świecie żyli zdrowi, odporni na choroby ludzie, którzy płodzili zdrowe dzieci, które podstępne wirusy, o których nie mieli pojęcia zabierały im przychówek.
Dzisiaj jest tak, że wcześniaka się ratuje w inkubatorze, mamy antybiotyki, mamy całą armię służby zdrowia, która pomaga przeżyć słabeuszom. Gdy taki chudzielec dorośnie do małżeństwa czy zamążpójścia, będzie prokreował jeszcze słabsze dzieci ( Poza tym higiena i wszechobecna chemia tworzy następny paradoks rodzenia się jeszcze słabszych osobników.
Zadaję sobie pytanie, jak jeszcze daleko natura zajdzie w tym szaleństwie coraz słabszego społeczeństwa. Szanuję każde życie, lecz widzę, że coraz więcej dzieci rodzi się z przeróżnymi wadami. Czasami jest to wina i beztroska przyszłych rodziców, lecz nie zawsze. Dużo dzieci rodzi się z uszkodzeniami genetycznymi a medycyna na nich eksperymentuje. Myślę, że natura któregoś dnia się zbuntuje i przestaną się rodzić dzieci . Po prostu organizm kobiety nie będzie w stanie donosić takiej ciąży. Znam kilka takich przypadków ((
Statystyki podają, ze żyjemy coraz dłużej. Dla mnie jest to nieprawda, gdyż dalej robię badania i statystycznie żyjemy coraz krócej (( Np. w moim regionie wygląda to tak, ze w 2009 roku kobiety żyły statystycznie 80 lat a mężczyźni niecałe 75 lat. W 2016 średnia u kobiet spadła do niecałych 75 lat a mężczyzn do 71 lat !! Rok 2017 jest podobny do 2016 i niestety tendencja jest spadkowa (( Czyżby natura zaczęła się buntować ?? Są takie jednostki, które dożywają sędziwego wieku, ale statystyki „psują” ci, którzy urodzili się w latach 60-tych i później, czyli już słabsze pokolenie (
My, którzy wychowaliśmy się na kałużach, piasku i podwórkach mamy antyciała do walki z przeciwnościami losu (do czasu), ale wychuchane obecnie dzieciaki są narażone na niebezpieczeństwa krótszego żywota, chyba, ze medycyna wymyśli coś nowego na „te dolegliwości”.
Nie ma co robić statystyk. Świat się zmienia coraz szybciej i coraz więcej dodajemy różnych takich do atmosfery, chociaż staramy się ją oczyszczać. Ale wydaje się, że jedno za drugim nie nadąża, co nie znaczy, że za chwilę świat szlag trafi 😉
Wawrzek;
Przyczyną tego wszystkiego jest KASA, nienasycona zachłanność pewnych grup, ze żerowanie na ludzkim nieszczęściu jakim jest choroba da się nieźle zarobić.
Nie chcę tematu rozwijać, bo wiele już na ten temat na różnych blogach napisałem więc krótko.
1. Stale podkreśla się, iż celem działalności gospodarczej jest zysk.
Ja natomiast uważam, ze jest nim zaspokajanie potrzeb ludzkich przy racjonalnym zużyciu zasobów, z których spora cześć ( wszelkie kopaliny ) jest nieodnawialna.
2. Lepiej taniej kupić niż samemu produkować drożej.
Aby coś kupić, trzeba mieć pieniądze lecz by je pozyskać trzeba coś sprzedać lecz wpierw to „coś” trzeba wytworzyć.
3. Najważniejszy jest kapitał ( pieniądz).
Wg mnie najważniejsza jest praca ludzka, umiejętności, wiedza, doświadczenie dzięki którym potrafimy przetworzyć dostępne nam surowce w produkty zaspokajające nasze potrzeby. Pieniądz sam, bez pracy ludzkiej nic nie znaczy – nie da się go zjeść, nie da się w niego przyodziać ani przed deszczem , mrozem i dzikim drapieżnikiem nie ochronisz.
Podział pracy i specjalizacja pracy sprawiła, że konieczna stała się wymiana pomiędzy wytwórcami różnych wyrobów. Człowiek ma wiele potrzeb a każdą z nich zaspokaja inny wytwórca. Dawniej wystarczała wymiana „towar za towar” lecz stawała się coraz bardziej kłopotliwa i wynalazek pieniądza znacznie ten proces usprawnił.
Lecz nie ma on żadnej wartości realnej lecz tylko umowną.
Opiera się ona na zaufaniu – sprzedający swój produkt ( usługę ) przyjmuje w zamian za niego określoną kwotę, gdyż UFA, że za nie otrzyma ekwiwalentną ( w jego odczuciu ) ilość innych towarów czy usług. Miernikiem wartości jest najczęściej nakład pracy włożony w wytworzenie tego produktu – nikt nie odda swego wyrobu na wytworzenie którego poświecił miesiąc pracy za produkt , którego wykonanie zajęło kilka godzin. Oczywiście nie mam tu na myśli dewiacji typu „miliony za obraz” na którym „artysta” odcisnął swój tyłek umoczony we farbie.
P.S.2. Dwa dni później – obfitość urodzin: BlejkKocickowe, Heleneckowe i Misieckowe. Zdrowie BlejkKocicka, Helenecki i Misiecka!
Przypominam, że mamy dzisiaj dużo do obchodzenia!
Helence, Misiowi i Blejkocikowi NAJLEPSZEGO!
kaesjot
17 maja o godz. 19:56 186554
cały biznes zwiazany ze zdrowiem, to jeden z największych biznesów na świecie, a może i największy ze wszystkich. Gospodarka się rozwija, jest wzrost PKB, są pieniądze w budżecie i jest dobrz, o ile jest dość ludzi nieustannie chorujących, ale nie umierających. Ponieważ ludzi coraz mniej, dziś zwłaszcza w Polsce trend negatywny ciągle przyspiesza, to jażda jednostka jest cenniejsza i najlepsym rozwiązaniem biznesowym jest w ogóle nie dopuścić do jej śmierci, a jednocześnie – najlepiej przez całe życie – utrzymywać w stanie chorób. Gdyby się, ewentualnie nie dało delikwenta utrzymywać w stanie permanentnej chorowitości, to należy utrzymywać w stanie permanentnego mniemania, że jest chory. Może to nawet lepsze. Największy biznes reklamowy w Polce to biznes w branży „supleentów diety”, czyli taich paraleków Jak zjesz jabuszko – korzyści dla zdrowia nie ma, bo sie jakaś witaminka nie wchłonęła jak należy.Więc trzeba pomóc tabletką. Jak zjesz gruszkę – jeszcze gorzej: bez 3 tabletek nawet nie myśl o zjedzeniu gruszki. Zjedzenie świeżej sałatki warzywnej to szaleństwo, o ile najperw nie łykniesz syropiku,, nie zeżresz 2 saszetk i nie połkniesz 5 tabletek z „suplementami diety”.
Taka, bezwzględna, logika systemu.
Ja tam (rocznik1954) wdzieczna jestem za te wszystkie szczepienia przeciw gruźlicy i innych takich. Przyłapała mnie odra, niestety:)
Baardzo ciężko to przeżyłam, ale jak powiada wierszyk – odrę przepłynęłam łódką.
Trzeba się szczepić…z odrą, jeśli dobrze pamiętam, trochę za póżno to było. Nie ma niestety, szczepionki przeciw śmierci, i ja się z tym nie zgadzam 🙁
Alicja-Irena
Nie ma to jak najlepszy powojenny rocznik – dzieci spłodzone z radości po śmierci Stalina!!!
Tanaka
Zjedzenie jednego jabłka daje efekt terapeutyczny taki jak 1500 mg witaminy C choć w tym jabłku było jej 250 razy mniej ( ok. 6 mg) – Colin Campbell „Ukryta prawda” . Przyjmowanie ich w postaci naturalnej jest najbardziej efektywne lecz gdy wskutek zaniedbań ich poziom znacznie się obniży warto sięgnąć po suplementy by szybko dojść do optymalnego. W przypadku choroby zapotrzebowanie lawinowo rośnie.
Tak jak z amunicją – w czasie pokoju potrzeba tyle, co do ćwiczeń a na wojnie potrzebne są jej pełne wagony.
Kaesjot,
ja na wszelki wypadek do wszystkiego podchodzę ze spokojnym …no może nie podejrzeniem, ale takim niedowierzaniem. Bo niby dlaczego mam wierzyć we wszystko, co mi opowiadają?
Dlatego wierzę tylko w 2+2=4 i tym podobne.
Poza tym, ponieważ deszcz pada, wspominam rózne takie:
https://photos.app.goo.gl/kNgSHZrSQfIO5ga02
Alicja-Irena
Ja natomiast dociekam, jaki interes ma ten, który chce mnie do czegoś przekonać. Oceniam, czy chce mi ( i innym ) pomóc czy chce na mnie zarobić.
Zdarza mi się , że w drodze zatrzymuje się by udzielić komuś pomocy w jego kłopocie. Gdy ów nieszczęśnik potem pyta co się za tę pomoc należy odpowiadam – gdy spotkasz kogoś, komu będzie potrzebna pomoc też pomożesz tak jak ja tobie. Może tym „potrzebującym” będę ja?
Swoim dzieciom zawsze powtarzałem – szanuj każdego, nawet menela, bo może kiedyś on twoje życie uratuje.
Kaesjot
Mam nadzieję, że do niczego Cię nie przekonuję, będąc tylko sama w miarę do tego przekonana, o czym piszę? Co nie świadczy, że kogokolwiek do tego chcę przekonać.
Wychodzi bowiem na to, że jednak lepiej nic nie mówić, niż być posądzanym o to, że kogoś usiłujemy do czegoś przekonać.
Alicja-Irena
Każdy ma prawo do swego zdania i uzasadnienia, dlaczego takie a nie inne posiada. Jeśli kogoś te uzasadnienie przekonuje to może zgodzić się a jeśli nie to pozostaje przy swoim. Nie chodzi o to, kto ma rację lecz by uszanować zdanie drugiej osoby. Dlatego staram się nie używać określenia ” nie masz racji” lecz „mam inne zdanie w tej sprawie”.
Jeśli mój adwersarz zaczyna mi ubliżać, wyśmiewać to kończę dyskusję z nim – zgodnie z tym, co mi radziła moja Mama – ” bądź mądrzejszy – zamilcz”.
No to jeszcze nie naubliżaliśmy sobie – bo niby po co;)
Milczenie niby złotem, ale jeszcze się nikt na tym nie dorobił 😉
Wiosna średnio-radosna, niby się przyczepić nie można, ale…
Za 3 tygodnie Polska, gdzie już dawno wiosna , a nawet lato!
Znowu będzie od Warszawy po Sopot (ha, żeby się spotkać z krajanami, do których tu mi tysiące kilometrów, a akurat też wybrali Sopot!), potem tradycyjnie Pomorze Zachodnie, no i zDolny Śląsk 🙂
I nawet Pragi mi się zachciało, dawno nie byłam. A czasu mało, 3 tygodnie 🙁
Zobaczymy, co się uda zdziałać. Marzą mi się Błędne Skałki i kilka innych rzaczy.
=rzeczy
Owczarku,
znów zainspirowałeś Team!
…Co do konstrukcji, kompozycji, konkluzji ścieżki i szlaku?
Konceptu?
Jakoś inaczej?
➡
— https://basiaacappella.wordpress.com/2018/05/20/3-w-1/
😎
❗ Ten maj jest niesamowity ❗
Moja ulubiona autorka 🙂
https://kultura.onet.pl/wiadomosci/olga-tokarczuk-laureatka-miedzynarodowej-nagrody-bookera-artykul/vvwyrcg
…Ale za to w niedzielę…
— zobaczyć z gór(y) Zamek Spiski a nawet Kapitułę. Podegrodzie Spiskie również…
(Słynnych poligonów nie zobaczyć… Lewoczę ulubioną z drogi w pięknym oświetleniu, może nawet najpiękniejszym z dotychczasowych…
Suknię Meganki – na wyświetlaczu telefonu i dopiero wtedy, gdy internet zechciał się objawić, czyli także niedzielnego poranka…) ➡
— https://basiaacappella.wordpress.com/2018/05/23/gory-lewockie/
Do Tanakecka
„Ale w innej konkurencji – poznawania cnót Smadnego Mnicha, to ja z Tobą, Owcarecku przegrywam znacznie bardziej.”
Telo ino, ze kie idzie o Smadnego Mnicha – to jo mom fory. Bo z mojej holi, przy dobrej pogodzie, barzo piknie widać wiersycki nalezące do ojcyzny Smadnego Mnicha. No chyba ze, Tanakecku, tyz furt mos widocek na Słowacje – to wte sanse som wyrównane.
„prezydent o nazwisku, które boję się wymówić – bo mogę się przejęzyczyć i będzie prokuratura z policją o świcie”
Aaa! To wreście zrozumiołek, cemu nieftórzy nazywajom pona prezydenta Długopisem – bo w wymawianiu tego słowa racej nie mozno sie przejęzyć, a tym samym jest więkso sansa na uniknięcie kary w postaci powiesenia na haku za pośledni homonim pona ministra sprawiedliwości.
„Do dzisiaj kolega żyje i ma się całkiem dobrze.”
Wcale mnie to nie dziwi. Kąpiele błotne wse uchodziły za barzo zdrowe. Twój kolega, Tanakecku, jedząc kanapke z błotem, zazywoł takiej kąpieli w formie doustnej 🙂
Do Alecki
„O co chodziło z piaskiem? Przysmak to-to nie jest, ale organizm szczeniaka czuje, że ma za mało krzemu, no to pobiera go, skąd może.”
Cosi w tym musi być. No bo cemu do dziecięcyk piaskownic furt trza dowozić nowy piasek? Najwyraźniej dzieci go furt wyjadajom.
„Będzie po mnie.
(Jonasz Kofta)”
I jeśli cosi ponu Jonaszowi Kofcie moge zarzucić, to właśnie to, ze w jego wypadku owo „po mnie” nastąpiło zdecydowanie za wceśnie. Kieby dzisiok zył, miołby 76 roków. No to na mój dusiu! Źle by mu było z teloma rokami? Inksi majom jesce więcej! Po co to wartko przeniesł sie na Niebieskie Hole?
„Przypominam, że mamy dzisiaj dużo do obchodzenia!
Helence, Misiowi i Blejkocikowi NAJLEPSZEGO!”
Ano… nie było mnie wte w Owcarkówce, ale oczywiście jak najbardziej NAJLEPSEGO!!!
„Moja ulubiona autorka 🙂
https://kultura.onet.pl/wiadomosci/olga-tokarczuk-laureatka-miedzynarodowej-nagrody-bookera-artykul/vvwyrcg ”
Pojęcia nimom, cemu komentorz z tak dobrom wiadomościom trafił do pocekalni. Ocywiście, ze nalezało go stamtela jak najsybciej wyciągnąć 🙂
Do Wawrzecka
„korzysta się ze środków czystości zwanych chemią użytkową, gospodyni, lub jak ktoś posiada gosposię, wchłania ona do organizmu tyle świństw, że po przeliczeniu na papierosy wychodzi (( że sprzątając wypaliła do 20 papierosów”
No to teroz – jak ftosi kurzy dwajścia papierosów dziennie – to nie wiadomo, cy podwójnie sie truje, cy tyz wręc przeciwnie – metodom „klin klinem” ocysco swój organizm.
„nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”
Choć zdarzajom sie wyjątki – u nos, dzięki mnie i moim owcarkowym kompanom, jesce ani rozu wilkom nie udało sie nika ponieść owiecek mojego bacy.
„stąd rodziny ‚szczyciły’ się 8 – 12 i więcej dzieci”
Cyli jeśli ftosi dorobił sie dwunastki dzieci, a kozde z tyk dzieci tyz miało po dwonościoro dzieci, to wnuków było… na mój dusicku! 🙂
Do Kaesjotecka
„Nie wiem, czy Gospodarzowi odpowiada tematyka naszej dyskusji”
Kaesjotecku, jako ze kozdego gościa jo tutok cęstuje Smadnym Mnichem (a do tego – na zagryche – wykradzionom gaździnie kiełbasom i wykradzionym bacy oscypkiem), to my syćka siedzimy tutok przy piwie. A przy piwie – kozdy temat do dyskusji jest dobry.
„Każdy z nas woli być zdrowy ( a także młody , piękny i bogaty ) niż być leczonym.”
Znacy sie jo… moge być stary. I nawet moge być brzyćki. Bogaty – cy fce, cy nie fce – to i tak jestem, bo syćko, co widze z hol – Turbacz, Kiczora, Lubań i syćkie inkse wiersycki – to mojo własność. No ale zdrowy – faktycnie wolołbyk być 🙂
Do Basiecki
„Owczarku,
znów zainspirowałeś Team!”
Na mój dusiu! Znów? Zaroz te inspiracje zacom mi sie wymykać spod kontroli!
„zobaczyć z gór(y) Zamek Spiski”
Ooo! To prowda (choć jo z góry nie widziołek – ino od dołu i od wewnątrz). Fto pedzioł: „Zobacyć Neapol i umreć”, ten chyba nie wiedzioł, ze przed umarciem worce jesce uwidzieć pikny Spiski Zamek 🙂
…albo zwyczajne dolnośląskie ścieżki 😉
Moje dróżki z dzieciństwa i młodości
https://photos.app.goo.gl/vLQEEUQNuNNMkPZ02
Fto pedzioł: „Zobacyć Neapol i umreć”, ten chyba nie wiedzioł, ze przed umarciem worce jesce uwidzieć pikny Spiski Zamek
I to nie raz! 😉 😎
Mijałam to groźne zjawisko 😉 kilkakrotnie w różnych warunkach atmosferycznych. Zwiedziliśmy teamowo – jako „opcję C” czyli na beznadziejną niepogodę, gdy naprawdę nie da się w żaden sposób zadziałać w górach – 5 lat temu. Cudnie było!
https://goo.gl/photos/32NQQrbxHsAc4YFf7
…Potem, w 2016, zahaczyliśmy o te okolice z Mamą, jako opcja B jej wycieczki przedimieninowej.
Planem A była Rusinowa, ale ochotniczanie zaplanowali sześćsetlecie lokacji wioski, zaprosili PADa… 😈 no więc na takie pychy, pompy i parady tylko dysc, i to jaka pompa!… 😈
— Zamiast na Rusinową (niczemu nie winni) pojechaliśmy więc na sumę do Lewoczy, plus różańczyk innych atrakcji okoliczno-spisko-preszowskich…
https://goo.gl/photos/zywUFuuxQwjEnE4u5
Zatem tym razem zamczysko ukazało się Teamowi po raz pierwszy w pogodny czas…
Nb, gdzie te dawne słowackie drogi?!!!
(Wiele trzyma poziom, sporo się buduje, jednak ogólne wrażenie zdecydowanie na minus w porównaniu z latami 90.
…Albo to MY poszliśmy tak bardzo do przodu…)
Po piąte – drogi jak to drogi, roz som potrzebne, a roz nie. Kie asfaltowo droga przestoje być potrzebno, to właściwie nie barzo wiadomo, co z niom zrobić.
W Górach Lewockich, na terenach sławnego byłego poligonu, stare asfaltowe drogi wojskowe służą teraz wyśmienicie rowerzystom…
Przyroda bierze co swoje, tylko czas jej trzeba dać. Weźmie i asfalt, kierowców i rowerzystów przegoni…
Co do słowackich dróg, to może jeździmy po co raz bardziej podrzędnych, w miarę zagłębiania się w Słowację? Bo np. ich nowo zbudowanych autostrad myśmy nie próbowali jeszcze.
PAK4,
to nie jest takie proste, póki co czasu nie dajemy. Ale ale…
https://www.focus.pl/artykul/gdy-nas-juz-nie-bedzie-ziemia-bez-ludzi
https://www.youtube.com/watch?v=F7EgSUjIwPc
Z przyjemnoscia informuje ze od jutra, 26 maj, beda przeloty z Seattle do Vancouver samolotem. Nowosc polega na tym ze to jest samolot ktory startuje I laduje na wodzie.
Start w Seattle jest w centrum miasta z jeziora Lake Union. Wzdluz brzegu tego jeziora jest duzo domow z ktorych jeden jest pokazany w bardzo popularnym filmie kreconym w Seattle.
Tak bedzie wygladal przelot z Seattle do Vancouver. Podroz trwa godzine.
https://youtu.be/HfEaVW_0jBw
Bardzo ładnie, cóż, kiedy tam też nie mam interesów, przynajmniej w najbliższym czasie. Rok czy dwa lata temu lecieliśmy z Vancouver do Toronto…ależ widoki! Całe Góry Skaliste pod nami!
Alicja,
Dziekuje ze nie wskazalaś błędu w moim komentarzu. Samolot szczęśliwie lata z Lake Union do Vancouver. Nic nikomu sie nie stało. Ja uniknelam ataku blogowego. Uffff.
Jesli gazdzina walnie mnie wałkiem w łeb lub jeśli czekaja mnie piekielne męki I tortury – jestem przygotowana 🙂
Kilauea na żywo. Bardzo żywo.
https://youtu.be/Kg6VeI6aOlQ
owcarek podhalański
23 maja o godz. 22:55 186572
Telo ino, ze kie idzie o Smadnego Mnicha – to jo mom fory. Bo z mojej holi, przy dobrej pogodzie, barzo piknie widać wiersycki nalezące do ojcyzny Smadnego Mnicha. No chyba ze, Tanakecku, tyz furt mos widocek na Słowacje – to wte sanse som wyrównane.
U mnie też widać wiersycki, ino nie Słowacji, a Szwajcarii. Szwajcaria ta nazywa się Kaszubska, ale co widzę, to widzę. Tylko Smadnego Mnicha nie widzę. 😀
Orca,
nie przesadzasz z tymi atakami blogowymi? Zwrócenie uwagi lub dopytywanie się o coś to nie zaraz wałkiem przez łeb…
No ale jak mnie tak „czytasz”, to trudno 😉
Ale jakby co, wałka do ciasta używam tylko w tym celu, rozwałkowywania ciasta i bardzo rzadko to robię. A jak wiesz, staram się podróżować po świecie tylko z bagażem podręcznym, więc nie zabieram go ze sobą 😉
Owczarku,
polskie drogi, choćby czekoladowe, ale polskie schody…
Bardzo sympatyczna inicjatywa, prawda? Poczytajcie:
https://noizz.pl/spoleczenstwo/nieznajomi-lodzianie-codziennie-wnosza-psa-do-bloku/9d6xbs6
Alicja,
To jest nieporozumienie. W moim komentarzu jest bład. Podziekowalam tobie ze nic o tym nie napisalas. Zwykle na blogach ludzie odzywaja sie tylko po to aby innych poprawic. Nic innego nie maja do powiedzenia.
Nic nie szkodzi, Orca.
Nieporozumienia się zdarzają, a swoich błędów i nieporozumień już nie zliczę. O wiele łatwiej jest wszystko wyjaśnić twarzą w twarz i na żywo – mowa ciała znaczy wiele.
Tanaka,
ale browary kaszubskie nie ustępują innym śwarnym browarom 🙂
U mnie duszno i burzowo, chyba chybnę do wyrka z książką.
Mrusia podsypia cały dzień.
Orca pisze: Zwykle na blogach ludzie odzywaja sie tylko po to aby innych poprawic. Nic innego nie maja do powiedzenia.
Zalecam zmianę blogów, które zazwyczaj odwiedzasz, na takie, które goszczą mniej drapieżne i na wyższym poziomie wypowiadające się towarzystwo.
Na blogach lub „w” ludzie odzywają się na ogół dlatego, iż mają coś do powiedzenia. Dłużej bądź krócej to robią, udatniej lub mniej.
Można pójść w ich ślady – też zacząć pisać blog, otworzyć dyskusję pod nim, zobaczyć, czy i jak sobie radzimy z moderacją (gdy sobie radzimy dobrze – wówczas nawet nie trzeba banować niesfornych, drapieźnych, prowokujących, niekoherentnych…).
Pod blogami ludzie odzywają się z przeróżnych powodów.
W eksponowanych miejscach, takich, jak niektóre blogi pod tygodnikiem POLITYKA – często w istocie nie dlatego się odzywają, iż znają się na sprawach poruszanych w tekście podstawowym czy czują konwencję, w jakiej ów tekst został napisany.
(Po prostu mogą mieć za dużo wolnego czasu, z którym nie wiedzą, co zrobić… czują się samotni… myślą, że są elokwentni (poinformowani, jedno i drugie) i szukają potwierdzenia tego faktu u dalekich bliźnich swoich… bo bliskich bliźnich, np. next door, czasem najwyraźniej nie posiadają, relacji nie pielęgnują… latami, dekadami).
Lecz jeśli już — co jest złego w poprawianiu, korekcie?
— Jeśli dyskusja, ucieranie się odmiennych poglądów, jest istotą podblogowego „życia” w wersji z otwartymi komentarzami (można je wszak zamknąć i blog dalej będzie blogiem), to klaryfikacje chyba sprzyjają takiej rozmowie? Uzgodnienie, że pod danym słowem/pojęciem (a może i zjawiskiem) rozumiem plus-minus to samo, co mój rozmówca (czy to adwersarz, czy najsłodszy pochlebca) wydaje się niezbędne i bardzo pożyteczne dla wymiany myśli… dla mojego własnego rozwoju…
— nieprawdaż? 🙂
Do Alecki
„to nie jest takie proste, póki co czasu nie dajemy. Ale ale…
https://www.focus.pl/artykul/gdy-nas-juz-nie-bedzie-ziemia-bez-ludzi”
Na mój dusiu! My psy nie mozemy dopuścić do zaniku homo sapiensów! Bo od kogo wte bedziemy wyłudzać kiełbase?
„Bardzo sympatyczna inicjatywa, prawda? Poczytajcie:
https://noizz.pl/spoleczenstwo/nieznajomi-lodzianie-codziennie-wnosza-psa-do-bloku/9d6xbs6”
Na mój dusiu! Bajuści! Pikne! Kolejny dowód, ze internet niekoniecnie dehumanizuje. Casami – jest dokładnie na odwyrtke 🙂
Do Basiecki
„Nb, gdzie te dawne słowackie drogi?!!!
(Wiele trzyma poziom, sporo się buduje, jednak ogólne wrażenie zdecydowanie na minus w porównaniu z latami 90.
…Albo to MY poszliśmy tak bardzo do przodu…)”
O, to, to! To my posli do przodu! Bo my momy juz drogi cekoladowe. A Słowacy – jesce nie.
„dyskusja, ucieranie się odmiennych poglądów”
Jo juz kiesik (ba nie tutok, ino pod Tygodnikiem Powsechnym) pedziołek, ze takie internetowe (nie ino podblogowe) dyskusje i ucieranie poglądów to mojo ulubiona gra komputerowo 🙂
Do Pakecka
„Przyroda bierze co swoje, tylko czas jej trzeba dać. Weźmie i asfalt, kierowców i rowerzystów przegoni…”
Krótko mówiąc: to nie telo cłowiek powinien chronić przirode, co prziroda powinna dobrze sie zastanowić, cy nie powinna zacąć chronić cłowieka 🙂
Do Orecki
„Z przyjemnoscia informuje ze od jutra, 26 maj, beda przeloty z Seattle do Vancouver samolotem. Nowosc polega na tym ze to jest samolot ktory startuje I laduje na wodzie.”
O! To pod Turbaczem nalezałoby wziąć z tego przedsięwzięcia pikny przikład i wyryktować loty samolotem z Pucułowskiego Stawu nad Łopusznom do Jeziorka Zawadowskiego nad Ochotnicom 🙂
Do Tanakecka
„U mnie też widać wiersycki, ino nie Słowacji, a Szwajcarii. Szwajcaria ta nazywa się Kaszubska”
Moim zdaniem – to jest prowdziwso Śwajcaria od ojcyzny pona Wilhelma Tella. Bo śwajcaria Kasubska wiadomo, ze jest Śwajcariom i ślus. A ta drugo – nie barzo wiadomo, cy jest Śwajcariom cy moze racej Helwecjom 🙂
Do TesTeqecka
„Zalecam zmianę blogów, które zazwyczaj odwiedzasz, na takie, które goszczą mniej drapieżne i na wyższym poziomie wypowiadające się towarzystwo.”
Mniej drapiezne? Na mój dusiu! Mój chyba jest drapiezny. W końcu psy – co by nie godać – nalezom do drapiezników 🙂