Ssssssssssssss

Krucafuks! W ostatnik dniak w poblizu nasej holi zacęła sie kryncić jakosi wataha wilków. Coby chronić owiecki – musiołek wzmóc cujność. Dlotego furt krązyłek po okolicy i metodom węchowom badołek, jak daleko te weredy sie nojdujom. No i w trakcie jednego z takik obchodów… z głębi wysokiej trowy cosi nagle zawołoło ku mnie:
– Krzessssny! Hej! Krzessssny!

Na mój dusiu! Co to? Wnet sie dowiedziołek. To była zmija zygzakowato. Jedno z wielu, jakie w tyk okolicak zyjom. Pikno zywina, choć nieftórzy z wos ludzi, bojom sie jej bardziej niz trza.

– Witojcie, krzesno – pedziołek. – Cego fcecie?
– Mediacji – odpowiedziała zmija.
– Co? Mediacji? – zdziwiłek sie. – W jakiej sprawie, krucafuks?
– W takiej ssssprawie, krucafukssssss, ze przyssssseł do nasssssego piknego kamienissssstego zakątka jakisi wielgachny wąz i wmawio nom, ze jessssst zmijom tak jak my.

Wielgachny wąz? Ciekawe. Pewnie Eskulapa. Wprowdzie w Polsce zyje on teroz ino w Bieszczadak, ale w downyk casak w Gorcak tyz zył. Moze więc ftórysi z nik postanowił spędzić wakacje w krainie przodków?

Zmija poprowadziła mnie ku kamienistej grapie, pełnej zakamarków, we ftóryk zyje ona i jej licni krewni. W upalne dni zaś wyłazom oni syćka na wierch, rozkładajom sie na tyk kamieniak i piknie wygrzewajom na słonku. Kie my tamok dotarli, od rozu zauwazyłek kilka pełzającyk po grapie zmij i… wielkom beskurcyje kilkumetrowej długości.

– E! Krzesny! – zawołołek ku niepilokowi. – Cy to wy właśnie podojecie sie za zmije?
– Podaję się za nią, bo nią jesssssstem – padła odpowiedź.
– Ciekawe! – wykrzyknąłek. – Chyba ze od urodzenia karmicie sie wyłącnie odzywkami dlo sportowców. Ba drugo mozliwość jest tako, ze nie jesteście zodnom zmijom, ino tym pytonem spod Warsiawy, o ftórom godo teroz cało Polska i ftórego suko policja, straz pozarno i jesce pare inksyk słuzb.
– Yyy… Yyy… No… Eee… Chyba nie ma co dłużej tego ukrywać. Tak, to ja – przyznoł wreście wąz-olbrzym. – Ale wszyssssstko przez to, że ussssssłyszałem w radiu piosssssenkę Chłopców z Placu Broni o wolności. Ta piosssssenka wyzwoliła we mnie tak silne pragnienie życia na sssssswobodzie, że possssstanowiłem uciec ze sssswojego terrarium.
– O, Jezusicku! – zawołołek. – A więc sukajom wos w okolicak Warsiawy, a tymcasem wy jesteście tutok! Ba jak zeście w ogóle dostali sie w te strony?
– Zwyczajnie – odpowiedzioł pyton. – Płynąłem Wisssssłą pod prąd, a potem ssssskręciłem w nurt Dunajca. Nasssstępnie wypełzłem na brzeg i udałem się w tutejsze góry.
– Syćko jasne – pedziołek. – Skoro zeście zapragnęli ślebody, to instynkt zawiódł wos tamok, ka jesce nie tak downo temu zył hyrny jegomość Tischner, ftóry o ślebodzie gwarzył tak piknie jak mało fto.
– Może i tak? – gad nie zaprzecoł. – Jessssstem jednak bardzo towarzysssssskim osssssobnikiem i w ssssssamotności bardzo źle się czuję. Dlatego właśnie chciałem tu zamieszkać razem z tymi tutaj koleżankami żmijami.
– Ale my nie fcemy! – odezwały sie owe „kolezanki”.
– A co? Nie lubicie ceprów? – spytołek.
– Nie w tym rzec – pedziały zmije. – Kieby był ceprem-zasssssskrońcem – niekze ta. Ale on jesssst ssssstraśnie wielkim pytonem! Ssssssyćko w okolicy pozjado i dlo nossssss zmij nie ossssstonie nic! I co wte bedzie z tutejssssssom równowagom ekologicnom?
– Hmm, tyz prowda – musiołek przyznać.
– To co mam zrobić, żeby nie być sssssamotny? – spytoł bidny pyton. – Może ty mi, piesssssku, pomożesz? Jesssssteś chyba owczarkiem podhalańssssskim?

Ocywiście potwierdziłek.

– I pewnie zawodowo zajmujesz się pilnowaniem owiec?

Tyz potwierdziłek.

– No to ssssskoro nie mogę być żmiją, może mógłbym być jedną z owieczek w twoim sssssstadzie?
– Obawiom sie, ze to bedzie trudne – pedziołek. – Mój baca i juhasi zorientujom sie, ze nie jesteście prowdziwom owcom, jeśli nie od rozu, to najpóźniej wte, kie bedom próbowali ostrzyc wos z wełny. Umiecie chociaz zrobić „Beeee” tak jak owca?
– Sssseee… sssseee… – wysiloł sie pyton. – E, chyba nie umiem. Ale może mógłbym być psssssem passsssterssssskim tak jak ty? W odganianiu wilków od owiec mógłbym być nawet dobry.
– No dobrze, ale cy w takim rozie umiecie zrobić „Wrrr” tak jak pies? – spytołek. – Abo nie, nie próbujcie, bo juz wiem, co wom wyjdzie.

Na mój dusicku! Wiecie, jak wyglądo straśnie zasmucony pyton tygrysi? Tego sie nie do opisać. Ba kiebyście byli wte ze mnom, to juz byście wiedzieli. Haj.

– Pockojcie, krzesny! – rzekłek po kwili. – Godoliście cosi o wilkak? Mom pewien pomysł. Chodźcie… to znacy – pełznijcie za mnom.

No i pohybołek tamok, skąd dochodził zapach tej wilcej watahy. Pyton pohyboł moim śladem. Wnet odnoleźli my te beskurcyje.

– A wy tutok cego? – spytały wilki, kie nos uwidziały.
– A, fciołek, krześni – pedziołek – przedstawić wom pewnego siumnego wilka, ftóry suko towarzystwa i barzo chętnie przyłącyłby sie do wasego stada.
– A jesteście pewni, ze to wilk? – spytały dzikie drapiezniki, pozirając podejrzliwie na mojego seściometrowego towarzysa.
– Udowodnijcie, ze nie – pedziołek, mając nadzieje, ze bedzie to równie trudne, jak cłowiekowi trudno udowodnić, ze nie jest wielbłądem.
– No przecie on w ogóle nimo nóg! – pedziały wilki. – To jak moze być przedstawicielem nasego gatunku?
– A bo on uciekł z ogrodu zoologicnego, ka zył od urodzenia – odpowiedziołek. – A jak był zamknięty w zoo, to kany mioł bidok chodzić? Nie mioł ka. Więc nika nie chodził. A kie nie chodził, to nogi mu zanikały, zanikały… jaz zanikły zupełnie.
– No ale tak poza tym to on nimo wilcej sierzci – zauwazyły wilki. – W ogóle zodnej nimo!
– A znocie to powiedzenie, ze fto z kim przestoje, takim sie stoje? – spytołek. – On przestawoł z ludźmi. A wśród ludzi jest wielu łysyk. No i on tyz wyłysioł.
– No dobrze – pedziały wilki. – Ba cemu on jest tak długi?
– A bo dyrektor zoo, ze ftórego ten bidok uciekł, ma straśnie niegrzecne dzieci – pedziołek. – Te małe ancykrysty furt łapały tego niescynśnika i ciągły – jeden w jednom, drugi w drugom strone. I właśnie dlotego on jest teroz taki wyciągnięty.

Przez kwile nifto nic nie godoł.

– To jak? – spytołek przerywając cise. – Mocie jesce choć cień wątpliwości, cy to wilk?
– E, no moze nie momy – przyznały beskurcyje. – Ale… on sie nom jakosi nie widzi. No, nie widzi i ślus. Nie przyjmiemy go do stada.

Westchnąłek głęboko.

– Cóz – rzekłek do pytona. – Fciołek wom pomóc, krzesny. Naprowde fciołek. Ale sami widzicie, ze nie jest to takie proste. Wyglądo na to, ze jeśli tak barzo nie fcecie zyć w samotności, to chyba jednak bedziecie musieli wrócić do ludzi.
– Co? Do ludzi?! – Wilki wyraźnie sie zaniepokoiły. – A co bedzie, kie ten cudok wygodo im, ze widzioł nos w tym lesie? Zaroz naślom na nos całom zgraje myśliwyk!
– Cóz – rzekłek. – Mozliwe, ze wygodo, bo… on mo długi język. Widzicie? Tak długi, ze w gymbie mu sie nie mieści i furt wystoje na wierch.
– Bajuści! – zawołały wilki, kie uwazniej przyjrzały sie pytonowej kufie. – Eee… no to moze jednak bezpiecniej dlo nos bedzie, jak go przyjmiemy?
– Huraaaa! – uradowoł sie pyton, a następnie obyrtnął ku mnie. – Owczarku, bardzo ssssserdecznie ci dziękuję za znalezienie mi towarzyssssstwa. Niechże cię z wdzięczności uścissssssnę!
– O, co to, to nie! – prociwiłek sie. – Zodnyk uścisków! A juz na pewno nie w wasym wykonaniu.
– To jak inaczej wyrazić ssssswoją wdzięczność? – spytoł wąz.
– Barzo prosto – pedziołek. – Pilnujcie, coby ci wasi nowi kompani nigdy nie próbowali polować na owiecki mojego bacy.
– Umowa ssssstoi! – obiecoł pyton.

I tak oto upiekłek dwie piecenie na jednej watrze: pomogłek pytonowi, coby nie był samotny, a zarozem zapewniłek bezpieceństwo nasym owieckom. Przynajmniej na jakisi cas.

Co bedzie dalej? Obacymy. Jeśli pyton pozostonie nieodnoleziony – to bedzie znacyło, ze zostoł z wilkami. Jeśli ludzie go nojdom – to bedzie znacyło, ze doseł do wniosku, ze jednak woli zywobycie w ludzkiej hodowli niz wśród beskidzkik wiersycków.

A jeśli w najblizsyk dniak spotkocie kasi pona Wajraka, co to juz wiele tekstów o wilkak napisoł, to mozecie mu pedzieć, ze najciekawso wilco wataha zyje teroz pod Turbaczem – bo składo sie z kilku wilków i jednego pytona tygrysiego. Ssssss i hau!

P.S.1. A w najblizsom niedziele – pikne imieniny Madgarecki i Poni Agnieski bedom. No to pikne zdrowie ostomiłyk Solenizantek! 🙂

P.S.2. We cwortek 26 lipca – barzo Aneckowo tutok w Owcarkówce bedzie: pikne imieniny Fusillecki, Anecki Holenderskiej i Anecki Schroniskowej. I znów zdrowie ostomiłyk Solenizantek! 🙂

P.S.3. 29 lipca – Grzesikowe urodziny. Tym rozem więc – pikne zdrowie Solenizanta! 🙂