Jesce jedno ksiązka pona Piątka i jesce jedno ksiązka pona Wohllebena
Łońskiego roku, jakosi tak na pocątku sierpnia, godołek wom tutok o dwók ksiązkak – jednej autorstwa pona Petera Wohllebena i jednej pona Tomasza Piątka. No i tak sie składo, ze… ostatnio znów przecytołek po jednej ksiązecce obu tyk ponów. Ta pona Wohllebena mo tytuł Duchowe życie zwierząt, a ta pona Piątka – Macierewicz. Jak to się stało. Komu jo byk te dwa tytuły polecił? Ten pierwsy – właściwie kozdemu. Bo to piknie odpręzająco rzec. Piknie sie stamtela dowiecie, ze róznice w psychice ludzkiej i zwierzęcej wcale nie som jaz tak wielkie, jako to sie wom ludziom widzi. No bo – na przikład – myślicie, ze ino wy jesteście zdolni do bezinteresownej pomocy? Mylicie sie sakramencko! Zywina tyz jest. I to nie ino ssaki, jako wy, ale ptoki tyz. Fcecie dowodu? A prose piknie. W piknym hamerykańskim stanie Massachusetts zyła se kiesik wrona o imieniu Mojżesz. I wiecie, co ten ptok zrobił? Ano… zaopiekowoł sie małym bezdomnym kotkiem! Posłuchojcie, ostomili…
Kociątko było naprawdę malutkie i dość bezradne, bo najwyraźniej straciło matkę […] Zabłąkane zwierzątko pojawiło się w ogrodzie Ann i Wally’ego Collito. Mieszkali oni w domku w North Attleboro w Massachusetts i od tamtej chwili zyskali możliwość czynienia zdumiewających obserwacji. A to dlatego, że do kociątka dołączyła wrona, która najwyraźniej zaopiekowała się kocim dzieckiem. Ptak karmił sierotkę dżdżownicami i chrząszczami, na co naturalnie państwo Collito nie mogli patrzeć bezczynnie i zaoferowali kociakowi odpowiedni pokarm. Przyjaźń między wroną a dorosłą już domową tygrysicą trwała aż do chwili, gdy pięć lat później ptak gdzieś zniknął.*
Jeśli fcecie poznać więcej niesamowityk historii z zywinom w roli głównej – piknie zachęcom do lektury. Haj.
No a co z publikacjom pona Piątka? Na mój dusiu! To jest właściwie thriller kryminalno-sensacyjny, telo ino, ze wcale nie wymyślony. I racej dlo tyk, co majom mocne nerwy. Chociaz casem mozno sie tyz tamok pośmiać. Na przikład wte, kie cyto sie o pewnym młodym, ambitnym ubeku, ftóry na kilka roków przed końcem PRL-u zainteresowoł sie tytułowym bohaterem ponopiątkowej ksiązki. Ubek ten wyryktowoł do swyk przełozonyk takie oto pismo (coby nie zanudzać, nie bede tutok cytowoł całości, ino piknie stresce): Moi ostomili ubeccy przełozeni. Fciołbyk piknie zwrócić wom uwage na to, ze po Warsiawie krynci sie taki jeden solidarnościowiec, ftóry – wedle barzo wiarygodnyk informacji – w przysłości bedzie tytułowym bohaterem co najmniej dwók ksiązek obywatela Tomasza Piątka. Co mom zrobić? Moze przydałoby sie wsadzić tego solidarnościowca do hereśtu? Z komunistycnym pozdrowieniem – Ambitny Ubek.
Przełozeni opowiedzieli na to pismo tak: Ostomiły Ambitny Ubeku. Piknie sie wom kwoli was zapał w słuzbie socjalizmowi, ale tego bohatera przysłyk ksiązek pona Piątka to wy ostowcie w spokoju. Najlepiej o nim zaboccie. Mocie wokół siebie wystarcająco duzo inksyk wrogów władzy ludowej, ftóryk mozecie hereśtować, kielo dusa zapragnie. Haj.
Ba nas ubek nijak nie mógł zrozumieć, jak mozno ostawiać w spokoju kogosi, fto krocy inksom drogom niz ta jedynie słusno, wytycono przez wiadomom partie. Dlotego zamiast zastosować sie do polecenia i zabocyć, to zacął słać do swoik dowódców kolejne zapytania w tej sprawie, ci jednak ino furt tego bidoka zbywali.** Na mój dusicku! Kieby te ksiązke napisoł nie pon Piątek, ino pon Goethe, to pewnie rozdziałowi o tym ubeku nadołby tytuł „Cierpienia młodego służbisty”.
Ba publikacja jako całość – wcale śmiesno nie jest. Wręc przeciwnie. Osoby sympatycne pojawiajom sie w niej rzadko (chociaz casem sie trafiajom, na przikład poni Hanna Zaremska*** – sakramencko fajno poni profesor od średniowieca). Podobnie jak w poprzednim dziele pona Tomasza, wiele jest tamok mowy o tym, kielo to zła dzieje sie na świecie za sprawom potęznyk cornyk charakterów. O, Jezusicku! Cy tacy właśnie ludzie nadal bedom to zło ryktować? Takie pytanie zadołek se, kie dosłek do ostatniej, 507 strony. Ba wte… przybocyła mi sie ta wrona Mojżesz z ksiązecki pona Wohllebena. I cosi mnie zacęło turbować. Na mój dusiu! Właściwie to cemu ten ptok tak nagle zniknął? Nolozł se kasi lepse miejsce? E, tam! Kany mogłoby mu sie zyć lepiej niz u tyk ludzi w North Attleboro! No to moze przytrafiło sie mu jakiesi niescynście? Hmm… Mało prowdopodobne. Kieby tak hyrnej wronie zdarzył sie jakisi wypadek, to prędzej cy później ftosi natknąłby sie na jej ślad i opinia publicno piknie by sie o syćkim dowiedziała. Zatem cosik inksego musiało sie tamok zadziać. Ino co? Jo widze ino jedno mozliwe wyjaśnienie. Otóz, ostomili, jo se myśle ze pewnego piknego dnia ten zaprzyjaźniony z Mojżeszem kot zauwazył, ze jego kompan jest cosi dziwnie zamyślony. A właściwie to chyba… nie telo kot, co kotka, bo przecie pon Wohlleben napisoł, ze ten mrucek wyrósł na „domowom tygrysice”. No więc ta „tygrysica” spytała Mojżesza:
– Nad cym tak śpekulujecie, krzesny?
– A – rzekł ptok – właśnie zacąłek sie zastanawiać, skąd właściwie sie wzięło to moje imie?
– Tego nie wiem – pedziała kotka. – Ba podsłuchując ludzi, dowiedziałak sie, ze Mojżesz to jest imie cłeka, o ftórym pisali w Piśmie Świętym i śpiewali w hyrnym musicalu. W starodownyk casak ten cłek piknie uratowoł cały naród izraelski przed takim jednym faraonem, ftóry był straśnom weredom.
– Uratowoł cały naród, godocie? – Mojżesz zamyślił sie jesce bardziej. Wreście po paru minutak zawołoł. – Wiem! Juz wiem! Mom takie imie, jakie mom, bo moim przeznaceniem jest ratowanie!
– Ratowanie kogo? – spytała kotka.
– Syćkik! – padła odpowiedź. – I zywiny, i ludzi, i całyk narodów! To mojo cecha wrodzono. Dlotego właśnie pomogłek kiesik wom, choć to przecie nienormalne, coby wrona pomagała kotu. O, Jezusicku! Teroz coroz wyraźniej to cuje, ze jo jestem urodzony wybawca. Dlotego muse rusyć w świat, coby pomagać, komu sie ino do. Cóz, ostomiło kocio przyjaciółko, muse niestety opuścić te strony i noleźć kasi miejsce, ka bede mógł w spokoju, po cichu, barzo starannie ryktować sie do mojej misji zbawiania świata.
– Eh… – westchnęła kotka. – Zol bedzie sie z womi rozstawać. Ale ocywiście rozumiem. Skoro nazywocie sie Mojżesz, to chyba faktycnie musi być tak, jako godocie.
No i para druhów pozegnała sie. Mojżesz odfrunął kasi w dal. Kany? Na rozie nie wiadomo. Ale cosi mi sie widzi, ze jesce o nim usłysymy.
Tak więc, moi ostomili, jeśli po przecytaniu ksiązki pona Piątka, zacniecie sie bać, ze opisane tamok ancykrysty naryktujom jesce wiele złego, zwłasca w tej cynści świata, we ftórej my zyjemy, jo wom godom: nie bójcie sie nic a nic. Wrona Mojżesz na pewno piknie cuwo. I jak bedzie trza – piknie nom pomoze. Jo wiem, ze juz byli rózni tacy, co to mieli nos chronić przed niebezpieceństwami: śpiący rycerze pod Skałom Pisanom, śpiący rycerze pod Czantoriom, rycerz Giewont… I jakosi w zodnyk kronikak nimo najmniejsej wzmianki o tym, coby pomogli nom choć roz. Wse ino chrapali w najlepse. Ale z tom wronom z ksiązki pona Wohllebena to jest inkso sprawa. Ona – w porównaniu z tymi rycerzami – mo wprowdzie wątłe ciałko, ale za to wielkie serce i pikny rozum! No i nosi imie hyrnego wybawcy narodu wybranego. A takie imie – chyba zgodzicie sie ze mnom – zobowiązuje. Hau!
P.S.1. A w ten wtorek momy Barbórke. Cyli w Owcarkówce piknie świętujemy pikne Basieckowe imieniny. Zdrowie Basiecki! 😀
P.S.2. Dzień później zaś – wigilia Mikołajek. Wte z kolei świętujemy tutok pikne Zbyseckowe urodziny. Zdrowie Zbysecka! 😀
*P. Wohlleben, Duchowe życie zwierząt, tł. E. Kochanowska. Otwarte, Kraków 2017, s. 23.
** T. Piątek, Macierewicz. Jak to się stało. Arbitror, Warszawa 2018, s. 152-158.
*** Ibidem, s. 29.
Komentarze
Primo, nie tylko w musicalu. O:
https://www.youtube.com/watch?v=8JNCS27rtQ8
Ale też i Polityka coś ostatnio pisała, że ukazała się na płytach opera Mojżesz Rubinsteina, o ile pamiętam… Prosz: https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/muzyka/1765644,1,recenzja-plyty-polska-orkiestra-sinfonia-iuventus-chor-filharmonii-narodowej-anton-rubinstein-moses.read
Wracając do Armstronga, to faktycznie, go down śpiewać do wrony ma sens większy niż do kreta, czy nornicy…
Secundo, Wohllebena słuchałem, a Piątka słuchać się jeszcze nie da. Zresztą… czy ja chcę? Wczoraj słuchałem Ogórka o przywódcach Polski na stulecie niepodległości i w nocy śniła mi się para prezydencka — Lech i Maria Kaczyńscy, spacerujący po podtrójmiejskich wzgórzach… Mogę śnić o zakochanych krukach, nawet, trudno stało się, o Kaczyńskim, czy Rydzu-Śmigłym, ale o Macierewiczu..? Brr…
By się odmoderować — usuwam link.
—-
Primo, nie tylko w musicalu. O:
https://www.youtube.com/watch?v=8JNCS27rtQ8
Ale też i Polityka coś ostatnio pisała, że ukazała się na płytach opera Mojżesz Rubinsteina, o ile pamiętam…
Wracając do Armstronga, to faktycznie, go down śpiewać do wrony ma sens większy niż do kreta, czy nornicy…
Secundo, Wohllebena słuchałem, a Piątka słuchać się jeszcze nie da. Zresztą… czy ja chcę? Wczoraj słuchałem Ogórka o przywódcach Polski na stulecie niepodległości i w nocy śniła mi się para prezydencka — Lech i Maria Kaczyńscy, spacerujący po podtrójmiejskich wzgórzach… Mogę śnić o zakochanych krukach, nawet, trudno stało się, o Kaczyńskim, czy Rydzu-Śmigłym, ale o Macierewiczu..? Brr…
Owczarku, Ty się kiedy doigrasz!… Mówię Ci!… — Wrona Mojżesz przelatująca z jednego realu w drugi (z jednej fikcji w drugą)… i jeszcze ratująca… ❓ ❗
Dzięki za błyskotliwy humor, rekomendacje lekturowe i ogólnomyślowe 😐 …tudzież za imieninową pamięć 😉 😀
Pan Antoni w piętkę goni
Czeka ,aż pan Piątek to odsłoni.
Jeśli było zasłonione
znaczy ze słoniem uzgodnione.
😉
Niech imienniczka
dzisiejszej patronki,
Dobrze pracuje,
a nie zbija bąki. 🙂
Czego serdecznie jej życzymy
sami obijać się lubimy 😉
Zbyszku! 😀
Jasnowidz-telepata… 🙂
Wiem, wiem, o tej porze roku pomyśleć w pewnych kierunkach nietrudno! 😉 😎
Pięknych Urodzin i pomyślności wszelakiej przez cały rok! 😀
Mogę zaświadczyć, że żywina w osobie Mrusiska jak najbardziej wie, o co chodzi w domu i jak mi czasem coś doskwiera, reumatyzmy i inne -izmy, to wie, gdzie się do mnie przykleić i co ogrzać 🙂
Ona z pewnością ma życie duchowe! Ponieważ przebywam z nią prawie całodobowo od ponad 5 lat, mogę na ten temat coś powiedzieć.
Otóż rozumiemy się bez słów w sprawach zasadniczych – spojrzenie wystarczy! Ja rozumiem jej kocie miauknięcia, ona rozumie moją mowę, a zwłaszcza, jak powiem „chcesz cukierka?”. Ten „cukierek” to taki koci przysmak, omal nóg nie połamie, kiedy biegnie do kuchni po to-to. Opanowała też inne słowa, na hasło „miąchamy?” natychmiast rozkłada się na dywanie i następuje „miąchanie kota”, na szczęście to jest panienka, więc niektóre zakazy miąchania ma w głębokim poważaniu, a nawet się domaga. Tu jest o miąchaniu:
https://demotywatory.pl/4689689/Podrecznik-miachania-kota
Zbyskowi stolata, no i może by częściej wpadał do Budy? 😉
p.s.Jeśli chodzi o Antoniego M. – spuszczam zasłonę milczenia, bo nie chcę się denerwować. Idiotów (pożytecznych wiadomo, komu) nie sieją – sami wyłażą spod kamienia, gdzie na chwilę ich schowano 🙄
Pokłony w podzięce perswaduje w Wasze ręce 🙂
Pięknie dziękuję Owczarku za podpowiedzi czytelnicze!
Swoją drogą, przyjaźni miedzygatunkowych tylko miedzy zwierzętami jest całe mnóstwo. Np. te:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/56,80530,17762501,Niezwykle_przyjaznie_miedzygatunkowe__GALERIA_.html
https://www.o2.pl/galeria/miedzygatunkowa-przyjazn-o-psie-ktory-zaopiekowal-sie-sowa-6026959709475457g
A Grudniowym Solenizantkom i Jubilatom życzę wszysstkiego Najlepszego, i oczywiście podsyłam duuużo Ciepłego z Puchatym!
Mikołajom wszystkiego dobrego 🙂
A propos pana antoniego (celowo z małej litery), można się już nim właściwie nie przejmować, bo prawie nie istnieje i chyba nie ma szansy na powrót. Moim zdaniem należałoby skupić uwagę na panu zbyszku (też celowo z małej litery), bo to jest taki pan, który nie na darmo skupił w swoich rękach dwie najważniejsze pozycje, minister sprawiedliwości (ha ha…) i prokurator generalny. Przyjdzie moment i ten pan wykorzysta swoją władzę.
Oby się moje słowa w g… obróciły.
p.s.Zbysecka imię zawsze z dużej litery!
no właśnie…
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1773932,1,sila-ziobry.read
Nauka już dawno temu podejrzewała, że ze zwierzętami to jest całkiem inaczej, niż się panu Mojżeszowi zdawało. Nie panu wronie Mojżeszowi, ale temu, co to z Egiptu krajan wyciągnął i z nimi zwiał. Mojżeszowi się zdawało, eeeee…, co ja mówię – miał napisane przez Ponbocka w pewnej bardzo ślicznej książeczce w kolorze niebieskim: czyń sobie świat poddanym! No to i czynił, co miał powiedziane.
I już całkiem dobrze szło, zwierzęta, rośliny, cała przyroda już ledwo od tego żyje, a niedługo w ogóle przestanie – co nie bardzo piknie, a dramatycznie wyjaśnił właśnie w Katowicach pan David Attenborough, co jakoś pana Mojżesza nie lubi, pewnie za to co on tam wyprawiał – ale jakoś teraz gorzej idzie. Bo i człowiek sam się też za siebie wziął i jak resztę przyrody – niszczy i truje.
Od tego używania zwierząt i reszty przyrody dla naszej wygody to tak mamy, że zwierząt w ogóle nie słuchamy i nie rozumiemy, chociaż sami jesteśmy zwierzaki. No i dopiero teraz nauka, także z udziałem pana Davida Sir Attenborough, wyjaśnia nam jak wiele w nas zwierzęcia, a jak mało – człowieka, co do ktorego nam się zdaje to i owo, ale nie to co jest, tylko to co nam się zdaje, bo tak mamy napisane w tej książeczce, co to ją tamtem Mojżesz czytał.
Okazuje się, że zwierzęta mądrzejsze są od człowieka, co widać po Owczarku, po moim owczarku i całej reszcie zwierzaków. Są bardziej życzliwe, zgodne do współpracy wzajemnej, empatyczne, altruistyczne, zdolne do porozumienia międzygatunkowego niż nam się zdaje i niż sami umiemy. Nie tylko zwierzęta nam genetycznie najbliższe. Weźmy taką kałamarnicę – ona ma w sobie tyle życzliwości, przyjaźni i chęci do bezpłatej pomocy, a przy tym taka zmyślna jest bestia, że i u świętych trudno to znaleźć.
Ale nie tylko zwierzęta są takie, bo i rośliny mają podobnie. gadają ze sobą, pomagają sobie, bronią się razem, uczą się od siebie wzajemnie. Prowadzą przedszkola. I robią mnóstwo innych bardzo pożytecznych rzeczy.
Ten pan Macierewicz od książki pana Piątka to chyba ma jakoś podobnie: też różne ciekawe i pożyteczne dla siebie rzeczy robił, a teraz to robi w dwójnasób, trójnasób i do potęgi entej. Ząbek go rozbolał, to go ubeki zaprowadzili do doktora w placówce niestrzeżonej, więc sobie wyszedl w krzaki i tyle go widzieli. I po tygodni dopiero zgłosili przełożonym: był, a nie ma. Czyli zachował się bardzo dla siebie życzliwie, po przyjacielsku, oraz całkiem inteligentnie. Prawie jak kałamarnica.
A od trzech lat to ten pan Macierewicz w ogóle bardzo inteligentnie zbadał, że w Smoleńsku był wybuch i zamach. Bo wcześniej to on miał taką pewność, ale bez dowodów. Teraz ma dowody, pod postacią ich braku, ale skoro ich brakuje, to jest dowód. Że był zamach i wybuch, a właściwie cała seria wybuchów. wybuchały kocyki wybuchowe, co ściśle naukowo wyjaśnił taki badacz od pana Macierewicza z Ameryki, co on jest z Polski. Na pewno jest z Tatr i to jeden z tych śpiących rycerzy, którzy ciągle chrapią, zamiast się wreszcie obudzić.
Inteligencję pana Macierewicza wraz z jego pozostałymi panami poznaje sie po tym, że ogłosił likwidację polskiego oficjalnego państwowego raportu w sprawie katastrofy, więc nie ma żadnego polskiego. Bo ten raport pana Macierewicza jest i wszystkiego dowodzi, ale nie ma go, bo nie jest ogłoszony jako raport, tylko jakiś „stan badań”.
Pan Macierewicz jest inteligentny i nie szkodzi, że odwrotnie. Wie bowiem, że jak jego raport zostanie oficjalny, to będzie nie tylko wyśmiany, ale i rozniesiony w strzępy przez całą światową społeczność badaczy katastrof i naukowców niesmoleńskich, a bezprzymiotnikowych.
I po tym właśnie poznajemy, że pan Macierewicz może już grać w szachy z kałamarnicą. A może nawet z ośmiornicą.
Tanaka,
zanim poznałam opowieści pana Davida Atenborough, to wiedziałam, jak się do zwierząt odnosić, było to sto lat temu. Ja wyrastałam ze zwierzętami odkąd pamiętam (a to są lata 60+), w domu weterynarzy, co podkreślam co jakiś czas. David Atenborough dla mnie jest bohaterem w sensie – starał nam się przybliżyć świat zwierząt jak tylko mógł, po to, żebyśmy starali się zrozumieć ten świat.
Oh jej…
https://www.youtube.com/watch?v=bVR5nTDCj0o
https://serwisy.gazetaprawna.pl/ekologia/artykuly/1382328,rozmowa-z-burmistrzem-kioto-ekonomia-w-dzialaniach-ekologicznych.html
Nadzorowanie (zza węgła, zza torby z jabłkami) pieczenia ciasta:
ftp://130.15.110.87/pub/jurek/IMG_20181201_115428.jpg
Do Pakecka
„nie tylko w musicalu. O:
https://www.youtube.com/watch?v=8JNCS27rtQ8”
Bajuści! Jak mogłek zabocyć! Tak – z całom pewnościom ta kotka zbocyła tyz te hyrnom piosnke pona Armstronga. No i te opere ocywiście!
„Mogę śnić o zakochanych krukach, nawet, trudno stało się, o Kaczyńskim, czy Rydzu-Śmigłym, ale o Macierewiczu..? Brr…”
Na takie rzecy – nimo nic lepsego niz oryginalny indiański łapac snów:
https://en.wikipedia.org/wiki/Dreamcatcher . Ale obowiązkowo oryginalny. A nie jest to łatwe, bo niedowno śwagier mojego bacy wrócił z wyprawy do Kanady i przywiezł stamtela pikny łapac snów, kupiony – a jakze – u Indian w rezerwacie indiańskim, co nie przeskodziło temu, ze był to produkt MADE IN… wiadomo kany 🙂
Do Basiecki
„Wrona Mojżesz przelatująca z jednego realu w drugi (z jednej fikcji w drugą)”
Prowidłowo jest ta pierwso wersja – z jednego realu w drugi. No bo przyjaźń Mojżesza z kotkom – to real, na co w sieci mozno noleźć całom kupe dowodów (choćby po wpisaniu do Gugli słów: „crow moses kitten collito”). Rozmowa kotki z Mojzeszem – to tyz real, bo w powyzsym wpisie naukowo udowodniłek, ze tako rozmowa musiała mieć miejsce. Ocywiście z uzupełnieniem o opere i piosnke pona Armstrona, ftóre PAKecek powyzej zalinkowoł. 🙂
Do Zbysecka
„Pan Antoni w piętkę goni
Czeka ,aż pan Piątek to odsłoni.
Jeśli było zasłonione
znaczy ze słoniem uzgodnione.”
Hej! Pan Antoni juz w piętke goni,
A jest to piętka achillesowo.
Hej! Bo pon Piątek ze swojej broni,
To znaczy z pióra w niom wycelowoł. 🙂
Do Alecki
„Otóż rozumiemy się bez słów w sprawach zasadniczych – spojrzenie wystarczy!”
A to mi teroz wpadła w łapy ksiązka pona Karstena Brensinga „Rozmowa ze zwierzętami”. Mozliwe zatem, Alecko, ze mogłabyś dopisać do tej ksiązki jeden rozdział – „Rozmowa z kotem”. No chyba ze o kotak tyz juz tamok jest. Na rozie nie wiem, bo nie cytołek. Kiesik pewnie przecytom z ciekawości, ale pośpiechu nimo. W końcu mnie to bardziej przydałaby sie ksiązka pt. „Rozmowa z ludźmi”.
„Mikołajom wszystkiego dobrego”
Bajuści! Mikołajom tyz sie pikne zycenia nalezom! Tym bardziej, ze som oni jedynymi solenizantami, ftórzy zamiast dostawać prezenty z okazji imienin – musom nimi obdarowywać inksyk!
„Nadzorowanie (zza węgła, zza torby z jabłkami) pieczenia ciasta:
ftp://130.15.110.87/pub/jurek/IMG_20181201_115428.jpg”
A zatem… jeśli ciasto wysło smacne – jest to przede syćkim zasługa Mrusiecki 🙂
Do Fusillecki
„Swoją drogą, przyjaźni miedzygatunkowych tylko miedzy zwierzętami jest całe mnóstwo. Np. te:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/56,80530,17762501,Niezwykle_przyjaznie_miedzygatunkowe__GALERIA_.html
https://www.o2.pl/galeria/miedzygatunkowa-przyjazn-o-psie-ktory-zaopiekowal-sie-sowa-6026959709475457g”
Na mój dusiu! Pikne to syćko, Fusillecko! Jak dlo mnie najbardziej niesamowity był jamnik z lwem. Ale inkse przyjaźnie tyz pikne. A po obejrzeniu tyk filmików – mojo przyjaźń z Marynom Krywaniec nie powinna juz chyba dziwić nikogo 🙂
Do Tanakecka
„miał napisane przez Ponbocka w pewnej bardzo ślicznej książeczce w kolorze niebieskim: czyń sobie świat poddanym! No to i czynił, co miał powiedziane”
A więc moze być tak, ze misja wrony Mojżesza bedzie jesce donioślejso, niz myślołek. Bo skoro z poddania ludziom ziemi wysło to, co wysło, to moze przyseł cas na korekte i teroz nastąpi poddanie ziemi wronom? A wrona Mojżesz moze mo tutok przed sobom pionierskie zadanie do wykonania? Podobno wrony to jedne z inteligentniejsyk ptoków. Więc kieby faktycnie tak sie stało – jo byk poziroł w przysłość całkiem optymistycnie.
„A od trzech lat to ten pan Macierewicz w ogóle bardzo inteligentnie zbadał, że w Smoleńsku był wybuch i zamach.”
Pon Fedorowicz (w swoje nowej ksiązce „Chamo Sapiens” przewiduje, ze podkomisja pod wodzom tego pona ustali, ze wybuchów w tym samolocie nie było widać ani słychać, bo to były wybuchy wewnętrzne, cyli – tak na dobrom sprawe nie wybuchy, ino wbuchy 🙂
Owczarku,
podsunąłeś mi pomysł – rozmowy z kotem! Bo ja naprawdę rozmawiam z Mrusią (vel Prosiaczek), rozmawiam z nią po polsku i ona mnie rozumie. No dobra, nie są to wielce intelektualne rozmowy, ale słowa-klucze, że wiemy, o co chodzi. Ulubione przez nią pytanie „chcesz cukierka”?
Nawet jak przysypia, to usłyszy, to są takie specjalne kocie łakocie („kocie łakocie!”), które uwielbia, ale wydzielam jej w ilościach minimalnych, wskazanych na opakowaniu.
Ponieważ przebywam z Prosiaczkiem można powiedzieć stale, wyczuwam jej nastroje i wiem, o co jej chodzi. Jak nie wiem, to ona daje mi do zrozumienia, że jestem „w mylnym błędzie”.
Psy mają to do siebie, że ich zachowanie i mimika zdradza, o co im chodzi. Koty „zachowują twarz” i jak nie znasz kota, to nie wiesz, co on tam sobie w główce kombinuje. Ogonek dużo mówi, kot nie jest taki chętny do machnięcia ogonkiem, kot nie wystawia jęzora, nie dyszy z radości, rzadko miauknie… a i trzeba nauczyć się tych miauknięć, bo one wcale nie są takie oczywiste.
Kot jest istotą bardzo niezależną – kiedyś Prosiaczek wskoczył Jerzoru na brzucho, kiedy Jerzor coś tam czytał. No to Jerzor odłożył książkę i Prosiaczka przytulał, może trochę za bardzo, bo w pewnej chwili Prosiaczek wydał ostrzeżenie w głośnym murmurando, a następie strzelił z prawej i lewej łapki 3 razy w twarz personel w osobie Jerzora i umknął.
Gdybym tego nie widziała na własne oczy – nie uwierzyłabym. Wskazała mu jego miejsce 🙂
Dobra dobra, kochajmy się, ale na moich zasadach! I nie miąchaj mnie, jak ja nie mam ochoty! Charakterna dziewczynka 🙂
Jeszcze jedna książka…
…i jeszcze… kilka… – podsumowująco lub prawie 🙂
https://basiaacappella.wordpress.com/2018/12/13/przewodnik-po-naszych-lekturach-balkanskich/
Do Alecki
„Owczarku,
podsunąłeś mi pomysł – rozmowy z kotem”
Wyglądo na to, Alecko, ze mogłybyście z Mrusieckom vel Prosiackiem napisać dwucynściowy słownik. Cynść pierwso napisałabyś Ty i to byłby słowniki ludzko-koci, a cynść drugom Mrusiecka i to byłby słownik kocio-ludzi. A Jerzorecek mógłby wom pomóc, ale chyba bardziej edytorsko niz merytorycnie, bo jak rozumiem w porozumiewaniu sie między oboma gatunkami nie jest tak biegły jako wy dwie 🙂
Do Basiecki
„Jeszcze jedna książka…
…i jeszcze… kilka…”
Kilka? Jo, kie poźrełek, to byk pedzioł, Basiecko, ze to wielko pikno księgarnia! 🙂
Basiecko, cosi mi nie wychodzi z komentowaniem u Ciebie, więc wklejom swój komentorz tutok: „Na mój dusiu! Kocioł bałkański kotłem bałkańskim, ale jakom piknom literature mozno w tym kotle uwarzyć!” 🙂
💡 Owczarku…
https://basiaacappella.wordpress.com/2018/12/13/przewodnik-po-naszych-lekturach-balkanskich/#comment-62598 😉
(Księgarnia pikno, zaiste… Teraz tylko półki zbić… 😆 )
Szybka przebieżka przez świeżo-białe przedświąteczne Stare Miasto… pięęękna była! 😎
…Tylko do grzańca kolejki za długie jakby… 😉
(Linki w tym i następnym komentarzu 🙂 )
owcarek podhalański
11 grudnia o godz. 21:44
podkomisja pod wodzom tego pona ustali, ze wybuchów w tym samolocie nie było widać ani słychać, bo to były wybuchy wewnętrzne, cyli – tak na dobrom sprawe nie wybuchy, ino wbuchy
Babcia kolegi ze szkoły tak mówiła: Józuś, zmęczonyś ? – to się buchnij!
No to się Józuś buchał, albo wbuchał.
Pon Macierewicz też jakiś bardzo na głowie umęczony, że się tak wbucha.
Alicja-Irena
9 grudnia o godz. 0:00
Piosenka jest piękna, pamiętam ją świetnie z „Powtórki z rozrywki” i chyba też z „60 minu na godzinę” (?).
Jestem psiarz oraz prawie cała reszta, z wyznawcą żółwia i legwana włącznie. Całkiem jest dla mnie jasne, że jaszczur z żółwiem too najlepsi przyjaciele człowieka i do tego uwielbiają przytulanki, oraz pogadać o tym i owym: co tam, panie, w polityce?
David Attenborough (Sir David), to absolutny fenomen. I świadek tego, jak niszczymy życie na Ziemi szykując sobie katastrofę. Mowił o tym zresztą w Katowicach parę dni temu.
Jego programy są niezwykłej piękości, ale przede wszystkim otwierają nas na wiedzę i rozumienie. Pokazują jak mało się różnimy od tak zwanych zwierząt i jak one bardzo są nami w tym co robią.
Do całkiem niedawna obowiązywała taka zasada w nauce, która okazała się lipna, że nie wolno zwierząt antropomorfizować, czyli przypisywać zwierzętom takie cechy czy możliwości, jakie tylko człowiek ma.
Człowiek zaś mało co ma innego niż zwierzęta, a zwierzęta są bardziej ludźmi niż my. Przyroda nie zna właściwie okrucieństwa, poza człowiekiem. Zachowania takie zauważono u orek (pokazał to Sir David), i bodaj nigdzie indziej ich nie zaobserwowano. Natomiast gatunkiem wybitnie i stale okrutnym jest człowiek.
Zasada zgody, porozumienia, działania dla dobra wspolnego; empatia i altruizm są w przyrodzie powszechne. U człowieka z tym ewidentnie kiepsko.
Co do wykrzywiającej stan rzeczy antropomorfizacji wygląda więc na to, że może ona działa całkiem inaczej i to zwierzęta mają zbyt dobre mniemanie o człowieku, przypisując własne cnoty ludziom.
Tanaka,
wypisałeś naukowy (?) tekst, a ja mam praktyczne spojrzenie na relację zwierzę-człowiek. Jak wspomniałam, przez lata wzrastałam wśród zwierząt z racji zawodu Ojca, mieszkałam na wsi 20 lat, pasałam krówkę i z krówką porozumiewałam się całkiem dobrze, prosząc ją, żeby nie wchodziła w szkodę, podjadając owies czy jęczmień okolicznych pól, tylko żeby się skupiła na łące, na trawie, jej „talerzu”.
O co mi chodziło – o porozumienie z Mruśką, bo się rozumiemy, wystarczy, że powiem słowo. Nasza Mrusia jest kotem domowym (taką odziedziczyliśmy), nie biega po okolicznościach przyrody, mieszkamy pod lasem i nie chciałabym, żeby ją jakiś lis porwał. Ale wychodzimy z nią na ogródek i pilnujemy, żeby taka sytuacja się nie zdarzyła. Ja jej nic nie przypisuję, ja podkreślam jedynie to, że ona rozumie, co się do niej mówi, krótkie pytania nie wymagające od niej odpowiedzi, proste. Ja nie chcę jej przerobić na nic – ja ją rozumiem i rozumiemy się nawzajem – jak chce bliskości, to przyjdzie i wskoczy na kolana albo zacznie się ocierać o nogi, albo czasami wydaje z siebie miau-miau. Jest to forma dawania znaku o swoich potrzebach.
Zwierzęta udomowione tak mają.
Co do dzikich zwierząt, do nas przychodzą różne takie, najbardziej zapamiętaliśmy Józefinę, o czym nadawałam na blogu Owczarka 8 lat temu. Zima była bardzo ciężka. Podobno dzikich zwierząt nie powinno się dokarmiać, ale Józefina (tak ją nazwałam) przychodziła pod koniec lutego, jakoś tak. W lesie już nic spod śniegu nie mogła wygrzebać kopytkami, bo to była zlodowaciała warstwa półmetrowego śniegu, a u nas na Górce, którą słoneczko ocieplało, było nieco mniej. Józefinie podrzucaliśmy liście sałaty, marchew, takie tam – Józefina była w poważnym stanie i prawdopodobnie robiła wszystko, żeby ocalić swoje przyszłe.
http://aalicja.dyns.cx/news/Jozefina/img_4095.jpg
Latem, gdzieś około późnego maja, może czerwiec, siódma godzina rano, jestem w kuchni, rzucam okiem w okno…Józefina na ogródku z małym! Dla mnie to było takie – dziękuję wam, patrzcie, jakie maleństwo wyrosło!
Nie miałam pod ręką aparatu foto, szkoda…
p.s.
Tanaka, chyba jesteśmy ta sama generacja, bo o 10 rano w niedzielę obowiązkowo
https://www.youtube.com/watch?v=xlUdN2MVezI
Alicja-Irena
17 grudnia o godz. 1:23
jakoś tak mam, że ciągle piszę teksty naukowe które są praktyczne i praktyczne, które są naukowe. Przez co naukowcy mają ze mna niejaki kłopot, bo – jak się mieszka pod lasem, to się słowo zna: zakałapućkują się w tej swojej naukowości, co taka jest naukowa, że naukowiec już nie wie gdzie początek czego oraz koniec i przez to nawet szurowadeł nie zawiąże i – ryms!
W tym rzecz właśnie – komuniujesz się ze swoim kotem wprost, niekombinacyjnie. On reaguje na Twoje subtelne i werbalne zachowania, a Ty,podobnie, na niego. Gatunek może się dogadać z gatunkiem. Ale nie naukowiec, w każdy razie ten wczorajzy, który szedł w zaparte, że zwierzęta składają się wyłącznie z instynktu zoologicznego i żadne tam uczucia – lojalności, altruizmu, empatii, sympatii, wdzięczności, serdeczności, miłości, radości ze współbycia nie wchodzą w grę, bo zwierzę to tępy aparat działający mechanicznie: action-reaction! – i szlus!
Dzieci (ludzkie) to też takie zwierzątka: trzeba tresować, by pasowały do tresera: mamusi, tatusia, wujka, sąsiedztwa, społeczeństwa, religii.
Dopiero od niedawna widać przełom w nauce i naukowiec (wciąż nie każdy) zaczyna si zgadzać: to co mówią nam nasze zmysły – zwierzę jest jak człowiek, a może bardziej, to nie żadna antropomorfizacja, a rzeczywistość. Chyba każdy, kto jest otwarty na życie w ogóle, na świat i przyrodę, od razu to kapuje, że życie, w ogóle, jest jedno. A nasza zasada: czyń sobie Ziemię poddaną ( i zachwycaj się malutką kaczuszką, ślicznusia taka, którą zaraz utuczysz, głowę utniesz – i do gara!) to chora zasada. No i mamy choroby kumulujące się obawy, k tórych mówil Sir David w Katowicach i co pokazuje w swoich wszystich wilmach: jaką drobnostką w przyrodzie jesteśmy, jak jesteśmy zależni od pozostalego życia i zasobów przyrody i jak ją trzebimy, ogołacamy Ziemię i niszczymy sami siebie.
Ale, jak ciągle gadają niektórzy naukowcy – to nie nasza wina! Nein, nein! Klimat się sam z siebie zmienia, a wymierania gatunków byly i przed człowiekiem!
Nic nie szkodzi, że były. teraz sobie człowiek z innymi gatunkam wymrze i będzie spokój. No dobrze, może nie wymrze tak zaraz. Będzie się jeszcze długo męczył, co zostało zapowiedziane w tym samym miejscu gdzie jest o czynieniu sobie Ziemi poddane: bolesna męka!
*
A z tej samej generacji, to całkiem możliwe, że jesteśmy. Po „60 minutach na godzinę” i po „powtórce z rozrywki, która przywoływała wiele z „minut”, po Marii Czubaszek, „Rodzinie Poszepszyńskich”, „dwa razy dwa – szszszteyyy..”, po „dialogach na cztery nogi”, po „Zulu-Gula”, po „momenty były” , po „będąc młodą lekarką” i paru podobnych cudnościach, to ja już nie wiem, co teraz jest, bo pewnie nic nie ma. Sieczka, siano, zlewki, ale nie karma dla tego, no.., zapomniałem…
Ducha?
Alicja-Irena
17 grudnia o godz. 1:23
Piękna sarna!
Mając kilka lat, spędzałem lato w leśniczówce. Leśniczy mial u siebie malutką sarenkę, sierotę. Miała na imię Basia, a ja ją karmiłem mlekiem, przez smoczek. Do dzisiaj kocham tą Basię.
Alicja-Irena
Rety, Alicja! Wszedlem na Twoją stronę, wcześniej tam nie byłem i jak wszedłem to wrzasnąłem: psiejsko czarodziejsko! [Owcarek już tam będzie wiedział, czemu tak wrzasnąłem]
Robisz niesamowitej urody i pomysłowości stroje! Od razu się kapnąłem, że to co mówisz o zwierzetach, lesie i przyrodzie ma przełożenie na to, jakie stroje robisz.
Wszystko mi sie podoba, ale może najbardziej strój ‚Yoruba’ (znałem autentycznego Yorubę), oraz te „urbanistyczne” miasta, w dwóch bodaj wersjach. W tym chciałbym chodzić, w Yorubie to od ręki, a z miastami to może tak, że najbardziej oczy by mi się zaświeciły na jakieś miasto idustralne: hale, żurawie, galerie, budynki, pojazdy, a gdzieś w to wplecony statek! Odlot!
Powiedz mi taką rzecz, a najlepiej też pokaż: jak wygląda ta Twoja specjalna technika, co to prawe jest lewe i odwrotnie, dzięki czemu możliwe są bardzej miękkie przejścia tonalne pomiędzy kolorami ?
To mnie bardzo ciekawi. Może masz adekwatną fotę, która by to pokazywała, bo ja nie mam pojęcia o tym co prawe a co lewe w ‚knitting’, ale mam pojęcie o kolorach, kształtach i tym i co się z nimi robi.
Skąd się wzięła Yourba – dawno temu Jerzor małżonek był na półrocznym kontrakcie w Nigerii, skąd pochodzi to znaczące i spore plemię. Był tam jako geolog-tłumacz na zastępstwo, bo ten tłumacz co był na długim kontrakcie, załapał jakąś amebę i musiał wracać do Polski, do solidnego szpitala.
W tamtych czasach Polservice organizował takie kontrakty, no i jeszcze w tamtych czasach Nigeria była względnie bezpiecznym krajem, porównując do tego, co tam się dzieje obecnie.
Po wielu latach byłam w torontońskim Muzeum of Textiles na wystawie tekstyliów z całego świata, między innymi była tam tkanina z Nigerii, już nie pamiętam, ale nazwę płaszcza wzięłam chyba z nazwy tej tkaniny. Tkanina była biało-granatowa, a ja w moim płaszczu trochę podkolorowałam, żeby było weselej, mniej jednostajnie 😉
Inspiracji szukałam we wszystkim, w tkaninach artystycznych, w obrazach, ciekawych zdjęciach, nie interesowało mnie robienie nudnych sweterków w kolorze blue, a co gorsza w różu 😉
http://aalicja.dyns.cx/knitart/about.html <– jeżeli się dobrze przyjrzysz, to na tym zdjęciu znajdziesz tę tkaninę, która była inspiracją do Yoruby. Zdjęcie pochodzi z wystawy w tymże muzeum, w towarzystwie naszej kanadyjskiej tancerki Veroniki Tennant i słynnego angielskiego guru od robienia na drutach, Kaffe Fasseta.
Czasem jakiś murek kamienny przemówił do mnie, przeważnie jednak obraz, nawet makatka ("Three Ladies"). Sporo czerpałam z polskiej tkaniny artystycznej.
Technika – Yoruba to jest właśnie przykład roboty na "prawą stronę". Jeśli masz sweter robiony ręcznie, to jest właśnie to, prawa strona, którą się nosi na wierzchu. Pod spodem jest ta "lewa".
Otóż ja wymyśliłam sobie, że prawa strona jest dość gładka i na niej nie uzyskam efektu, jaki chciałabym osiągnąć, "malarski", nazwijmy to. Lewa strona daje tę możliwość, nie ma wyraźnej granicy między kolorami, one przechodzą jeden w drugi w takim nieco impresjonistycznym stylu. Następnym razem jak się spotkałam z angielskim guru, to wymiękł, kiedy zaprezentowałam mu moje "lewe" pomysły. Powiedział – to ja już nie mam tu nic do roboty!
Guru był też dla mnie inspiracją, bo on w tym całym biznesie był pierwszym, który postawił na jak najwięcej kolorów! Ja to łyknęłam, a potem tylko odwróciłam strony 🙂
To jest dosyć trudne i trzeba mieć cierpliwość. Nie sądzę, że znalazło się wielu naśladowców. Ta technika nie do wszystkiego też pasuje, ale do "malowanych" wzorów jak najbardziej, jeśli ktoś chce taki efekt uzyskać.
Niestety, moja pasja obróciła się przeciwko mnie, bo żądna widzenia rezultatu jak najszybciej, wysiadywałam przy robocie 10-12 godzin dziennie i dorobiłam się tzw. dupuytren's syndrom. To choroba zwykle atakująca mieszkańców północnej Europy (skandynawowie – żeglarze, itd), osoby, które wykonują dłońmi stały i długotrwały ruch, jak wiosłowanie, w moim przypadku robienie na drutach, na to samo są narażeni ci, co dużo piszą na maszynie. Gdybym wcześniej o tym wiedziała…Prawa ręka już zoperowana, co do lewej, właśnie dzisiaj umawiałam się z panią dr. żeby mnie umówiła z chirurgiem ortopedą.
Druciana emerytura już od paru lat, niestety.
Jeszcze o sarnach – myśmy za moich dziecięcych lat miewali sarenki od leśniczego z nadleśnictwa (uwaga, uwaga!) Niedźwiedź. Były to sarenki znalezione w lesie, opuszczone przez matkę, uszkodzone w jakiś sposób i pan nadleśniczy przywoził te zwierzątka do Taty, aby je jakoś podratował. Jedna miała zamarznięte prawie na kość tylne nogi, widocznie matka nie mogła jej dostatecznie ogrzać, bo nagle zamróz chwycił. Teoria mówi – zostaw takie zwierzę w lesie, serce podpowiada – ratuj! Ta z nóżkami zamarzniętymi nigdy nie stanęła solidnie na nogi, u nas była chyba z pół roku na terapii, zastrzyki, pomaganie w stawaniu na nogi i tak dalej, a potem pan leśniczy wziął ją do swojego wielkiego ogrodu, bo była mniej sprawna no i zbyt przyzwyczajona do ludzi. Nie dałaby sobie rady w lesie.
Alicja-Irena
17 grudnia o godz. 19:11
Trochę lat już żyję, ale nie miałem pojęcia, że jest taki ktoś: słynny angielski guru od robienia na drutach, Kaffe Fasseta !
I że slynny, i że angielski, i że facet od robienia na drutach i że guru! Bo że Kaffe Fasset się nazywa, to już dla mnie mniejsza sensacja.
Ufff! No, nie miałem pojęcia! Wszystko to brzmi ciekawie, właściwie – czarna magia. Znałem pewnego członka plemienia Yoruba z Nigerii, ale to już dawne czasy. W każdym razie afrykańskie motywy na tkaninach bardzo mi się podobają.
Nic nie kapowałem z tym „prawym do lewego ale odwrotnie”, ale mi się wyświetliło w głowie. Już – chyba – kapuję, co lewe, a co prawe. Tylko ciągle nie mogę zobaczyć tego szczególnego zmiękczenia przejścia kolorów, a z pewnością jest to znacznie bardziej malarskie niż standardowa technika.
Kiedy przyglądałem się fotom Twoich strojów, pomyślałem o Marcu Chagallu. Inspiracja jego malarstwem chyba znakomicie by się zgadzała z tą specjalną techniką „lewy do prawego”, jaką stosowałaś.
Jestem pod ogromnym wrażeniem i podziwiam Twoje osiągnięcia w tej dziedzinie. Szkoda, że już nie kontynuujesz, i niech Ci się druga ręka usprawni z powrotem jak pierwsza.
I jeszcze o to zapytam: czy myślałaś o tym, lub może masz – kolekcję zdjęć Twoich cudów,, ale właśnie kolekcję zdjęć traktowaną nie tyle użytkowo, jako prezentacja wyrobów, ale fot samych w sobie, a przedstawiajacych właśnie te cuda?
Bo takie oryginalne produkty pozwalają oprzeć na nich koncept fotograficzny zupełnie i szalenie oryginalnych fotografii to i rzadkość i kapitalna okazja. Już mi sie wyświetlaja w głowie takie wielkie fotogramy, malarsko-graficzne, dla których materia jest punktem wyjścia, ale nie dojścia. Zyskują na swobodzie, uwalniają się i odfruwają, jak postaci na obrazach Chagalle’a.
Cały dzień dzisiaj bigosowałam, a świąteczny bigos „w ilościach” (10 litrów) wymaga sporo pracy. No, narobiłam się, niech sobie jeszcze pyrka.
Tanaka,
bardzo Ci dziękuję za niezwykle pochlebną recenzję moich prac 🙂
Mam zdjęcia moich prac, ale trzeba by je zeskanować, a skaner odmówił współpracy i chyba trzeba będzie kupić nowy, bo ten już jest dość sterany i nie wiem, czy opłaca się naprawiać.
Kaffe Fassett z pochodzenia jest Turkiem, ale urodził się w San Francisco. Od wielu lat mieszka w Londynie. Zaczął od drutów, potem zainteresowało go wyszywanie gobelinów, następnie wzornictwo tkanin jako takich, dekoracja wnętrz i już nie pamiętam, co jeszcze. Acha, mozaika ceramiczna. Artystyczny omnibus on ci jest. Inna rzecz, że on ma pomysły, a robotę zleca rzemiechom, bo sam nie mógłby tyle osiągnąć, ile osiągnął. Prowadził warsztaty, prelekcje i tak dalej. Ma 81 lat i nie wiem, co robi teraz, ale podejrzewam, że ciągle jest aktywny na jakimś artystycznym polu.
Ja dostałam pierwszą jego książkę w ’86 roku i naprawdę jego prace były dla mnie wielką inspiracją, ale nie chciałam powielać, tylko sama coś wymyślić. Udało się, skoro sam Mistrz zaniemówił, a potem przemówił, omawiając na gali wręczania nagród moje prace, bo wygrałam dwa konkursy, które urządził przy okazji pobytów w Kanadzie. Miłe to było, ale wydaje mi się, że już nie podróżuje tyle, co kiedyś, słyszałabym.
http://www.kaffefassett.com/publications/
Pytanie do Ciebie – skąd taka ksywa? Mnie to pachnie japońszczyzną, więc z ciekawości pytam. A przy okazji, ciekawi mnie, czym się zajmujesz, aczkolwiek zaznaczam, że oczywiście nie musisz odpowiadać.
Owczarku 🙂
Mniejsza o to, kto dostał paczkę, ja spojrzałam na wino, przeca to wino z winnicy naszej Jagusi 🙂
Wybierałam się tam w tym roku, ale czasu nie stało, ledwie u mojej siostry byłam pół doby 🙁
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24295442,wicemarszalek-z-kukiz-15-dostal-paczke-swiateczna-od-pgnig.html
Tanaka,
znalazłam jeszcze jeden zbiorem moich robótek z różnych lat, zdjęcia dla dokumentacji niż do pokazania, ale na paru jestem z guru 😉
Proszę na to spoglądać z przymrużeniem oka w sensie jakości etc.
https://photos.app.goo.gl/lSoyZF3AZ7jqZSVZ2
Zdrowych i radosnych Świąt! I żeby wszystkie owieczki zdrowe! I zdrowie bacy! I mądrych władz nad sobą, w GPNie, czy kto tam pod co podpada!
Alicja-Irena
Aczkolwiek, to ja jestem półprzytomny. W dodatku sznurowadła mi się rozwiązały. Wszystko z wrażenia.
Oglądałem właśnie foty, które zamieściłaś w galerii. Zupełnie inna jakość niż ta ze strony. Mogłem więc się pogapić na więcej szczegółów i chyba już co nieco kapuję – w ramach ogólnego niekapowania jak się pracuje taką techniką lewy do prawego ( i odwrotnie), w rozumieniu możliwości osiągania zmiękczonych przejść tonalnych. Efekt końcowy jest znakomity.
Nieostrość przejść daje więcej malarskości, co świetnie się może sprawdzić w obszernych tematycznie motywach, a takich stosujesz dużo. Choćby te „miasteczkowe”, albo wedle obrazów, choć ja widzę inspirację Breughlem i jego scenami życia miasteczkowego oraz zabaw dziecięcych, ale niech będzie, że innymi obrazami się inspirowałaś. Klimat jednak i estetyka – bardzo pokrewna Breughlowi.
Bardzo mi się podoba rozpiętość pomysłów, jakie wykorzystywałaś. Kilka, może, jest nieco ryzykownych, bo – być może – stwarzać wrażenie rozdzielności (góra-dół, obraz 061a), albo unieczytelniać odbiór na określonym tle, ale ponieważ oglądam skany, a nie Ciebie na żywo w stroju i w przestrzeni, to gadam nieco teoretycznie.
Gdybym to ja robił foty, robiłbym to tak, by strój, osoba tło i krajoraz tworzyły przygodę, opowieść i same w sobie stawały się dziełem sztuki. Tu widzę raczej podejście rejestracyjne.
Spójrz też na fotę 1514. Toż ta zwinięta draperia do jakiś potwór z głębin, obcy z innego świata, a może człowiek rozwinięty do postaci wyjściowej i swobodnie zwinięty do półżycia, a nie tkanina ze swobodnymi końcówkami włóczki. Słowem – to obraz, temat, byt sam w sobie!
W kontekście związku stroju z otoczeniem, spójrz na potencjał wytworzenia bliskiej relacji z brzozą: 009c, 010b, albo z trzcinowiskiem w tle: 014a, czy donicą z irysami: 017c. Rozłożona draperia jest jak senna fantazja, scena ze spotkania z istotą z innego wymiaru. Kapitalne! Fantastycznie fantazyjne!
Coś mi się zdaje, że aby osiągnąć taki efekt jk Ci się udało, trzeba się strasznie narobić. Podziwiam i klękam! I w ogóle nie wychodzę z wrażenia. 🙂
Aha, japońskość mojego nicka to trafne przypuszczenie. Bierze się z historii, której byłem częścią. A skoro Cię ciekawi, aczkolwiek zaznaczasz, to powiem, że mam do czynienia zarówno z materią, techniką, inżynierią i racjonalnością jak i twórczością i sztuką.
Tanaka san,
nihongo o hanashte imasu ka 😉
Chcialabym zaprosic was na wycieczke do miejsc gdzie spedzam duzo wolnego czasu. Wycieczka zaczyna sie w Museum of Glass w miescie Tacoma. Na zdjeciach jest sufit Bridge of Glass. Jest to dluga kaseta wypelniona morskimi stworkami wykonanymi za szkla. Autorem jest miejscowy artysta indianskiej krwi Dake Chihuly.
Dalej jest poranny widok z namiotu I dlugi “lancuch” koronkowego porost I.
Wycieczka prowadzi przez rzeke Sol Duc kiedy wracam z Olympic Wilderness Hot Springs.
Dalej ide po sniegu w “snow shoes” wzdluz Hurricane Ridge.
Wodospad nazywa sie Marymere Falls.
Widok San Juan Islands in wulkan Mount Baker.
Na zakonczenie drzewo “ustrojone” koronkowym porostem.
Wszystko przy muzyce “Oh, Holy Night” w wykonaniu Northwest Boys Choir.
Wesolych Świat
https://youtu.be/EXLoEkStxm8
Korekta: Dale Chihuly, nie Dake Chihuly.
Orca
22 grudnia o godz. 17:36 186923
Chcialabym zaprosic was na wycieczke do miejsc gdzie spedzam duzo wolnego czasu. Wycieczka zaczyna sie w Museum of Gla-s-s w miescie Tacoma. Na zdjeciach jest sufit Bridge of Gla-s-s. Jest to dluga kaseta wypelniona morskimi stworkami wykonanymi ze szkla. Autorem jest miejscowy artysta indianskiej krwi Dale Chihuly.
Dalej jest poranny widok z namiotu I dlugi “lancuch” koronkowego porost I.
Wycieczka prowadzi przez rzeke Sol Duc kiedy wracam z Olympic Wilderne-s-s Hot Springs.
Dalej ide po sniegu w “snow shoes” wzdluz Hurricane Ridge.
Wodospad nazywa sie Marymere Falls.
Widok San Juan Islands in wulkan Mount Baker.
Na zakonczenie drzewo “ustrojone” koronkowym porostem.
Wszystko przy muzyce “Oh, Holy Night” w wykonaniu Northwest Boys Choir.
Wesolych Świat
https://youtu.be/EXLoEkStxm8
hm…to nie tu miało być 🙂
Właśnie się zastanawiam, co przeszkadza wordowi, że w Gotuj się protestuje… Nie jest to tylko słowo „glass”, ale coś jeszcze, nie mogę się doszukać.
Pojęcia nie mam, niczego zbereźnego nie mogę się doszukać, wordpress po prostu nie wpuszcza i już. A opowieść bardzo piękna.
Orca
22 grudnia o godz. 17:36 186923
Chcialabym zaprosic was na wycieczke do miejsc gdzie spedzam duzo wolnego czasu. Wycieczka zaczyna sie w Museum of Gla-ss w miescie Tacoma. Na zdjeciach jest sufit Bridge of Gla-ss. Jest to dluga kaseta wypelniona morskimi stworkami wykonanymi za szkla. Autorem jest miejscowy artysta indianskiej krwi Dake Chihuly.
Dalej jest poranny widok z namiotu I dlugi “lancuch” koronkowego porost I.
Wycieczka prowadzi przez rzeke Sol Duc kiedy wracam z Olympic Wilderness Hot Springs.
Dalej ide po sniegu w “snow shoes” wzdluz Hurricane Ridge.
Wodospad nazywa sie Marymere Falls.
Widok San Juan Islands in wulkan Mount Baker.
Na zakonczenie drzewo “ustrojone” koronkowym porostem.
Wszystko przy muzyce “Oh, Holy Night” w wykonaniu Northwest Boys Choir.
Wesolych Świat
https://youtu.be/EXLoEkStxm8
Czkawka 😉
Tanaka san,
i owszem, trzeba się narobić, żeby osiągnąć taki efekt. Ale gdybym miała robić proste rzeczy, zanudziłabym się na śmierć. To tak, jak praca na taśmie produkcyjnej, owszem, pracowałam dla Tesli, co to sviti w calem svite! Ale co innego żarówki czy składanie części maszyn, a co innego coś, co może być twórcze.
To wszystko byle uciec przed nudą, serio! No, mniej więcej. Z braku lepszej perspektywy byłam chwilowo udomowiona przy dziecku, ktoś mnie poprosił o zrobienie sweterka, potem ktoś jeszcze i bardzo szybko rozniosło się, że ja sweterki…a moja znajoma poszła na wczesną emeryturę i otworzyła sklep z wełną. Zamarzyło jej się, że jak sklep z wełną, to dlaczego by nie swetry przy okazji, ale nie byle jakie sweterki. Pokazała mi książkę Kaffe, a reszta to już historia. Robiłam dla jej sklepu swetry według Fassetta, a potem zaczęłam sama kombinować, bo chociaż jego wzory pozostawiają wiele dla wyobraźni, to jednak chciałam coś wbrew 😉
Niestety, do interesów to ja nie mam głowy, a poza tym moja technika jest zwyczajnie za trudna do objaśnienia i wykonania, wymaga też sporo inwencji twórczej w sensie – rzucam szkic z grubsza, a ty szalej z kolorami.
Lecę do kuchni, czas lepienia uszek do świątecznego barszczu (sama kiszę!)
Witojcie, ostomili! Piknie dziękuje za kolejne komentorze. Po Świętak postarom sie na nie piknie poodpowiać. A tymcasem… piknie informuje, ze udało mi sie ustalić kolejne historycne fakty związane z Bozym Narodzeniem. Wkrótce, w nowym wpisie, przedstowie je piknie 🙂
Alicja-Irena
22 grudnia o godz. 16:47
Tanaka san,
nihongo o hanashte imasu ka
Tak jest! I no naka no kawazu taikai o shirazu ! 🙂
Alicja-Irena
22 grudnia o godz. 21:55 186929
Łomatkoboskoczęstochosko! Toż zdolna z Ciebie dziewczyna i pracowita niesłychanie. Nuda nie odpowiada na to pytanie.
Musi być jaka iskra boża, alboco.
Poznawszy w sprawie swetrów co i jak, już co i jak wiem, że te uszka to też robisz pyszne!
Do Basiecki
„Szybka przebieżka przez świeżo-białe przedświąteczne Stare Miasto… pięęękna była!”
Bajuści! Tym bardziej, ze o Stare Miasto mające te syćkie przymiotniki naroz: „świeżo-białe przedświąteczne”… coroz trudniej w dzisiejsyk casak 🙂
Do Tanakecka
„Pon Macierewicz też jakiś bardzo na głowie umęczony, że się tak wbucha.”
A jego pracownicy sie do tego dostosowujom. Dowód: hyrny Pan Kazimierz, ftóry w swoim casie wiezł pona świętego Antoniego Smoleńskiego z Torunia do Warsiawy i wbuchnął sie w auto jadące przed nimi. Noto bene auta poni eks-premier i pona prezydenta nie fcom być gorse i tyz od casu do casu w cosi sie wbuchajom.
„Człowiek zaś mało co ma innego niż zwierzęta, a zwierzęta są bardziej ludźmi niż my.”
Cyli pon Disney mioł racje ukazując ludzkom mys (Mickey), ludzkiego kacora (Donald), ludzkiego psa (Goofy) i tak dalej.
„Po ’60 minutach na godzinę’ i po ‚powtórce z rozrywki, która przywoływała wiele z ‚minut’, po Marii Czubaszek, ‚Rodzinie Poszepszyńskich’, ‚dwa razy dwa – szszszteyyy..’, po ‚dialogach na cztery nogi’, po ‚Zulu-Gula’, po ‚momenty były’ , po ‚będąc młodą lekarką'”
Tanakecku, to syćko pikne, ale w takim rozie teroz jo nie moge nie zbocyć, ze byli tyz… ryyyycerze trzej – Kmicic (a potem Ketling), Wołodyjowski, Zagłooooba… 🙂
Do Alecki
„pasałam krówkę i z krówką porozumiewałam się całkiem dobrze”
Alecko, to dowodzi, ze kiebyś była kowbojkom na Dzikim Zachodie – piknie dałabyś se rade.
„Podobno dzikich zwierząt nie powinno się dokarmiać”
Teoretycnie – nie powinno. Ale na przikład hyrny miś Yogi był inksego zdania. I fto mioł racje? Ryktujący zakazy cłowiek cy miś Yogi?
„Mniejsza o to, kto dostał paczkę, ja spojrzałam na wino, przeca to wino z winnicy naszej Jagusi”
Na mój dusicku! No to niekze nasej Jagusicce winny interes piknie sie rozkrynco. Pikniej niz winne interesy francuskie, kalifornijskie, chilijskie i syćkie inkse 🙂
Do Pakecka
„I mądrych władz nad sobą, w GPNie, czy kto tam pod co podpada!”
Jo – pod GPN, ftórego eks-dyrektor nawet maila do mnie wyryktowoł kiesik 🙂
Do Orecki
„Chcialabym zaprosic was na wycieczke do miejsc gdzie spedzam duzo wolnego czasu”
Pikno wyciecka! Pikno prziroda! Cyli po prostu pikny jest ten świat! Przynajmniej niekany. Dzięki, Orecko! 🙂
Najlepszego w tym Nowym roku
By było lepiej a na pewno nie gorzej
Według Chińskiego horoskopu to będzie rok świni , której życiowe motto można przedstawić następująco: „Nie martw się, bądź szczęśliwy”. Czyli kierując się optymizmem powinniśmy szczęśliwie przeżyć ten tok czego i Wam życzę