Wirusy
Krucafuks! Nigdy więcej takik długik łikendów jak ten ostatni! Pogoda w tyk dniak była kiepsko. A przez to, ze była kiepsko, na nasom hole przysło straśnie mało śwarnyk turystek i siumnyk turystów. Tym samym nie barzo było od kogo wyłudzać pikne kanapki. Bajako. Nie to jednak było najgorse. A co było? To juz dłuzso historia…
Najpierw, ostomili, pocułek jakisi barzo dziwny zapach. Nie przybocowoł on zodnego z zapachów znanyk mi potela.
– Cujecie to samo co jo? – spytołek pozostałyk owcarków na holi, Dunaja, Harnasia i Modynia.
– Cujemy – usłysołek w odpowiedzi. – To cosi zywego. Ale niewidzialnego zarozem. Co to moze być?
– Ej, dziwnie pachnąco niewidzialno zywino! – zawołołek. – Kim wy jesteście i cego tutok fcecie?
– My? Hehe! Jesteśmy wirusami – odpowiedziało to „cosi”. – Momy ino kilkadziesiont nanometrów wzrostu i dlotego nie mozecie nos uwidzieć. Zaroz naryktujemy tutok piknyk chorób! Hehe!
– Niedocekanie wase! – zawołołek – Jesteśmy piknie zascepieni na rózne plugastwa, ze wściekliznom włącnie.
– Na nos nimo scepionki. Hehe! – zarechotały niewidocne gołym okiem niepiloki. – Ale tak poza tym to my nie do wos psów przysli, ino do owiec.
– Precki od nasyk owiecek!- zawarcołek. – Nie pozwolili my skrzywdzić ik wilkom – i wom tyz nie pozwolimy!
I zaroz, wroz z Dunajem, Harnasiem i Modyniem, zacęli my tak sakramencko ujadać, ze jaz baca z juhasami zdziwili sie, o co nom idzie. Tak, tak, ostomili. Jeśli was pies ujado, a wy nie wiecie cemu, to moze znacyć, ze on sceko na wirusy, ftóryk nie widzi jako wy, ale za to piknie cuje je swym psim nosem.
Wirusy znowu zarechotały. Wiedziały ancykrysty, ze som tak małe, ze nawet nie momy jak ik ugryźć.
No i niebawem – kruca – zacęło sie… Beskurcyje zaatakowały nase owiecki. Wprowdzie dorosłe osobniki okazały sie być na nie odporne, ale jagnięta – juz takiej odporności nie miały. Zacęły słabnąć i marnieć w ocak. I kwiliły ino cichutko, nie rozumiąc, cemu spotkała je tako krziwda. Jaz zol było pozirać! Bidoki ledwo przysły na świat – a świat od rozu tak okrutnie je potraktowoł.
Matki choryk jagniąt mecały rozpacliwie. Barany bez skutku starały sie je uspokoić. Zreśtom one same tyz spokojne nie były, widząc, co sie dzieje.
Baca próbowoł pomóc bidockom sposobami wypróbowanymi przez jego przodków i przodków tyk przodków. Ale niestety tym rozem te syćkie starodowne sposoby zawiodły. W końcu baca wezwoł weterynorza. Weterynorz przybył na nasom hole, obejrzoł jagnięta i… pokryncił głowom. Pedzioł, ze to nowy rodzaj owcego wirusa, odkryty zaledwie dwa roki temu, mało groźny dlo dorosłyk owiec, ale dlo jagniąt – zabójcy. Baca spytoł, jak mozno tego wirusa pokonać. Weterynorz znów pokryncił głowom i pedzioł, ze niestety potela nie noleziono na to plugastwo sposobu. A potem spakowoł sie i wrócił na dół, ostawiając na holi zmartwionego bace.
– Baco – odezwali sie juhasi – moze ten weterynorz sie pomylił? Moze to nie jest ten niebezpiecny wirus, ino cosi mniej groźnego?
– Moze… – westchnnął baca. – Ale to dobry weterynorz. Rzadko sie myli.
– To co zrobimy? – spytali juhasi.
– Trza usilnie pytać Pona Bócka – rzekł baca – coby przywrócił tym bidnym jagniątkom zdrowie.
No i zaroz baca i juhasi zacęli sie gorliwie modlić.
– Krzesny – pedzieli ku mnie Dunaj, Harnaś i Modyń. – Moze nie bedzie tak źle? Moze Pon Bócek usłysy modły bacy i juhasów i w jakisi cudowny sposób zniscy te mikroskopijne weredy?
– Moze? – odpowiedziołek. – Ale nie mozemy przecie syćkik nasyk trudnyk spraw przerzucać na barki bidnego Pona Bócka. My tyz powinniśmy posukać jakiegosi rozwiązania.
– Ale co my, zwykłe owcarki, mozemy zrobić z tymi wirusami? – spytali Dunaj, Harnaś i Modyń. – Mocie jakisi pomysł?
– Na rozie nimom – pedziołek. – Ale dojcie mi spokojnie sie zastanowić. Spróbuje cosi wymyślić.
I postanowiłek pohybać na Polane Cioski pod Kiczorom, coby tamok siednąć pod smrekiem i pozirając w dal, pośpekulować, jak mozno temu całemu niescynściu zaradzić. Pohybołek na skróty przez gęsty las. W pewnej kwili do mojego nosa wpodł pikny zapach kiełbasy jałowcowej. No to skrynciłek w bok, coby sprawdzić, co to za kiełbasa. Zreśtom owcarki, ftóre majom w brzuchu jałowcowom, łatwiej wynojdujom rozwiązania problemów niz owcarki o pustyk brzuchak Wartko uwidziołek źródło zapachu. Krucafuks! Pikny kawał kiełbaski wisioł przywiązany do smrekowej gałęzi. Wystarcyło podbiec, hipnąć i chycić jom w zęby. Ale… nie zrobiłek tego. Cemu? Bo widziało mi sie to cosi podejrzane. Znom sie przecie dość dobrze na ludzkik zwycajak i nic mi nie wiadomo o tym, coby cłowiek, ot tak bez powodu, zawiesoł na gałęzi kiełbase w samym środku lasu. Powęsyłek ostroznie i… syćko stało sie jasne. Sidła! Wokoło była porozkładano cało kupa sideł! A kiełbasa – jak widać – miała posłuzyć za przynęte. Najpewniej dlo wilków. Nie wiedziołek, fto te sidła ostawił. Pewnie jakisi kłusownik mioł ochote na wilcom skóre. Abo przyjął zlecenie, od jakiejsi weredy, ftóro takom skóre fciała posiąść.
Cóz. Wilki to straśne beskurcyje, bo polujom na nase owiecki. Ale nawet te beskurcyje nie zasługujom na to, coby wpaść w łapy jakiegosi sakramenckiego kłusownika. Więc za pomocom nolezionyk na ziemi patyków zacąłek ostroznie zamykać te syćkie straśliwe potrzaski. Jeden po drugim. Kie zamkłek ostatni, usłysołek nagle za swymi plecami:
– Dzięki, krzesny!
Obyrtłek łeb za siebie. Za mnom nojdowało sie całe stado wilków. Stały pod wiater i dlotego wceśniej nie pocułek ik zapachu.
– Za co mi dziękujecie? – spytołek.
– Za ocalenie – odezwoł sie jeden z wilków, wyglądający na starego wyge. – Jestem przywódcom tego stada. I miołek wielkom ochote na te kiełbase. Kiebyście sie tutok nie noleźli, hipnąłbyk ku niej i byłbyk zgubiony. Bo przyznoje, ze nie przysło mi do głowy, ze to moze być pułapka.
– Cóz – pedziołek – na przysłość dobrze wom radze, cobyście uwazali na wselkie zarcie porzucone w środku lasu przez ludzi. Jestem wprowdzie najwięksym przyjacielem cłowieka, ale to nie zmienio faktu, ze nieftórzy ludzie to straśliwie niebezpiecne i podstępne ancykrysty.
– Bede uwazoł. I jesce roz piknie dziękuje – pedzioł przywódca stada. – A w dowód wdzięcności obiecuje wom, ze juz nigdy zoden wilk z mojej watahy nie bedzie atakowoł wasyk owiec.
– Być moze niedługo nie bedzie juz kogo atakować – westchnąłek.
– Jak to? – spytoł wilk.
– Nase jagnięta – pedziołek – zaatakowoł wirus. A jagnięta to przecie przysłość nasego stada. Jeśli wirus zniscy te przysłość – za jakisi cas ostonie sie ino pusto hola.
– O jakim wirusie godocie, krzesny? – spytoł wilk.
Opowiedziołek dokładnie, jakie to niescynście nom sie przytrafiło. Wilk wysłuchoł mnie uwaznie. Potem kapecke pomyśloł, jaz w końcu pedzioł tak:
– Krzesny, a moze jest jednak jakisi sposób na tego wirusa, ino ten was weterynorz o nim nie wie? Znocie moze jakiesi dobre casopismo z medycyny zywinowej?
– Hmm… – zastanowiłek sie – przeglądołek roz jeden ranking pism weterynaryjnyk. I boce, ze pierwse miejsce zajął tamok „Dżurnal of Wetrynery Internal Medisin”.
– Krucafuks! – zaklął wilk. – Nie mogli krótsego tytułu wymyślić? Straśnie trudno go zapamiętać!
– No to pismo nojdujące sie na drugim miejscu miało krótsy tytuł: „Wetrynery Risercz”.
– Co? „Swetry, Nery i Ser”? Dziwny tytuł jak na casopismo medycne. Ale przynajmniej łatwiejsy do zapamiętania.
– Jakie znowu „Swetry, Nery i Ser”! – zawołołek. – Pise sie „Veterinary Research”, a godo: „Wetrynery Risercz”.
– Yyy… no tak – pedzioł wilk. – W kozdym rozie jeśli w jakisi sposób zdobęde to pismo, to przejrze je. I jeśli nojde w nim cosi, co mogłoby pomóc wasym jagniętom – dom wom znać.
– A cy wy w ogóle umiecie cytać? – spytołek tak z ciekawości.
– Nie, bo potela ta umiejętność nie była mi potrzebno – odpowiedzioł wilk. – Ale postarom sie wartko naucyć. A potem od rozu biere sie za studiowanie fachowej literatury.
Na mój dusiu! Ino pozazdrościć temu sietniokowi optymizmu! Myśloł, ze cytania mozno naucyć sie w jednom kwilecke. Podsunął mi on jednak pewien pomysł. Przecie jo sam mogłek przejrzeć arytkuły napisane przez weterynaryjnyk mędroli. Przynajmniej te, ftóre trafiły do internetu. I moze faktycnie nojde o tym wirusie cosi, cego nas weterynorz nie wiedzioł?
Nie tracąc casu pohybołek nazod na hole. Zabocyłek nawet o tej wisącej na smrekowej gałęzi kiełbasie, ftórom teroz – kie syćkie sidła zostały unieskodliwone – mozno było bezpiecnie chycić. Ale niekze ta. Co najwyzej kłusownik, ftóry zastawił te sidła, kie uwidzi, ze pułapka mu sie nie udała, to zje se te kiełbasecke na pociesenie. Haj.
Stasek Kowaniecki, ftóry zabroł na nasom hole laptopa, był na scynście wroz z bacom i pozostałymi juhasami furt zajęty modlitwom o uratowanie bidnyk jagniętek. Mogłek więc korzystać z jego laptopa bez przeskód. No i zaroz wziąłek sie za przeglądanie stron poświęconyk chorobom zywiny. Przeglądołek, przeglądołek… Ba o tym sakramenckim wirusie nie mogłek noleźć nic. Natrafiłek ino na ten artykuł . Ba tamok napisali ino to samo, co pedzioł weterynorz – ze nimo na te beskurcyje lekarstwa.
– Krzesny, noleźliście cosi wreście? – zacął dopytywać Modyń.
– Jesce nie – odpowiedziołek. – Ale pockojcie. Przecie nie przejrze całego internetu w pare godzin.
– My mozemy pockać – rzekł Dunaj. – Ale wirusy cekać nie bedom. A bidne jagniątka wyglądajom juz tak, jakby tliły sie w nik ostatnie iskierecki zycia….
– Wiem! – warknąłek. – Wiem krucafuks! Ale co jo poradze? Nika nic o sposobak na to plugastwo nie pisom! Hauuuuuuu… – zawyłek.
Cułek sie bezradny. Sakramencko bezradny. Syćko wskazywało na to, ze faktycnie nie było dlo nasyk jagniąt zodnego ratunku. Miołek ochote chycić Staskowego laptopa i wrzucić ze złościom do kotlika, we ftórym baca warzy mleko na oscypki. Ba zanim zdązyłek to zrobić, nagle odezwoł sie Harnaś:
– O, kruca! Tylko tego nom brakowało!
– Cego? – spytołek.
– Wilki! – zawołoł Harnaś. – Som tamok na skraju lasa!
– Pogonimy beskurcyje? – spytoł Dunaj.
Juz fciołek pedzieć, ze ocywiście, ze pogonimy, kie zauwazyłek, ze to jest to samo stado, ze ftórym niedowno spotkołek sie przy zastawionej przez kłusownika pułapce. No to ono chyba nasyk owiec nie zaatakuje? Nie po tym, jak zapobiegłek wpadnięciu jego przywódcy w straśliwe sidła?
– Pockojcie, krześni – zwróciłek sie do kompanów. – Kwilecke jesce pockojcie.
Wilki tymcasem podesły kapecke w strone owiec, a potem sie zatrzymały. Po kwili ik przywódca pedzioł barzo głośno, barzo wyraźnie i – kapecke teatralnie:
– O! Co jo widze! Chore jagnięta!
– Bajuści – pedziały pozostałe wilki, tyz barzo głośno i wyraźnie. I tyz nieco teatralnie. – Jak myślicie, wodzu? Na co one mogom być chore?
– Na takiego jednego wirusa. Znom jo te chorobe, bo cytołek o niej w prestizowym casopiśmie weterynaryjnym „Swetry, Nery i Ser”.
– Ooo! To ciekawe! I co tamok napisali? Cy zjedzenie takik zarazonyk jagniąt nie grozi, ze my tyz sie rozchorujemy?
– Nie momy sie cego obawiać. W tym „Swetry, Nery i Ser” napisali, ze dlo wilków te wirusy som zupełnie niegroźne. Natomiast wilki dlo nik – to juz inkso sprawa. Kie zjadomy zarazone jagnięta, to te wirusy wroz ze zjedzonym mięsem dostajom sie do nasyk flaków, ka zostajom poddane działaniu nasyk enzymów.
– I co? Nase enzymy zabijajom je?
– To nie byłoby dlo nik jesce takie straśne. Ba nase enzymy nie uśmierzcajom ik, ino sprawiajom, ze beskurcyje dostajom barzo osobliwej głupawki.
– A jak ta głupawka wyglądo? Powiedzcie, wodzu.
– A, powiem wom, powiem. Ta barzo osobliwo głupawka wyglądo tak, ze wirusy opuscajom nase ciała przez grucoły łojowe. A potem hybajom ku najblizsemu mrowisku cyrwonyk mrówek i tamok zacynajom wyśpiewywać: „Cyrwone mrówki som głupie! Cyrwone mrówki som głupie! Tralalala!” A cyrwone mrówki barzo nie lubiom, kie ftosi je obrazo. Więc zacynajom pluć ku wirusom swym jadem. I wiecie, jak ten mrówkowy jad na nie działo?
– Nie wiemy, wodzu, powiedz.
– Ukatrupio je! Ale to nie jest natychmiastowo śmierzć. O, nie! To jest śmierzć barzo powolno. Poprzedzajom jom straśliwe męcarnie. Wyobroźcie se, ze kie naukowcy uwidzieli, jak okrutne męki przezywajom te wirusy od tego jadu, to doznali takiego wstrząsu, ze potem musieli przez pół roku chodzić na psychoterapie, coby wrócić do równowagi psychicnej. Choć przecie to nie oni te męki przezywali, ani nawet ik bliscy, ino jakiesi głupie mikroby. Bajako. Tak właśnie napisali w tym „Swetry, Nery i Ser”. A przecie w prestizowym casopiśmie naukowym nie wypisywaliby byle cego.
– Bajuści. Nie wypisywaliby. To co? Bieremy sie za zjadanie tyk choryk jagniąt? Przecie nie bedziemy sie przejmowali tym, ze wirusy, ftóre ik zaraziły, bedom cierpiały potem straśliwe męki.
– Jasne! Nasyćmy przez kwile nase ocy i nozdrza piknie cekającom nos uctom, a potem – bieremy sie do jedzenia!
Krucafuks! Jakosi nie widzi mi sie, coby w „Veterinary Research” napisano takie bździny. Chyba ze w numerze primaaprilisowym. Ale niewozne. Wozne było to, ze kie wilki tak godały między sobom, to mój nos pocuł, ze… zapach tyk sakramenckik wirusów zacyno sie od nos oddalać. Moi owcarkowi kompani poculi to samo… Na mój dusicku! Wirusy przestrasyły sie tego, co rzekomo mogłyby z nimi zrobić wilce enzymy! Porzuciły nase jagnięta i w uciekaca! Ik zapach był coroz słabsy, coroz słabsy… jaz zanikł zupełnie. Beskurcyje musiały noleźc sie barzo daleko. Pewnie jaz za Dunajcem. Abo jesce dalej.
– Baco! Poźrejcie! – zawołali juhasi. – Jagnięta chyba odzyskujom siły!
– Mocie racje! – zawołoł zdumiony baca. – One zdrowiejom! O, Jezusicku! Osłabione som straśnie, ale piknie zdrowiejom! Pon Bócek wysłuchoł nasyk modlitw i wyryktowoł cud, ze ten sakramencki wirus poseł precki!
Eh, ten mój baca. Od rozu syćko musi cudem tłumacyć. A przecie tutok zodnego cudu nie było. No chyba ze… ta kiełbaska i sidła w środku lasu zostały podrzucone przez Pona Bócka, a nie przez kłusownika… I to zadecydowało o dalsym biegu wydarzeń… Ftóz to wie?
Stary wilk tymcasem oddalił sie od nasej holi wroz ze swojom watahom. Ale pohybołek wartko za nim, coby mu piknie podziękować.
– Nie dziękujcie mi, krzesny – pedzioł wilk, kie nazod my sie spotkali. – Po prostu musiołek odwdzięcyć sie za to, ze dzięki wom nie wpodłek w pułapke. Pocątkowo, jako wom godołek, fciołek naucyć sie cytać, coby posukać ratunku dlo wasyk jagniąt w literaturze weterynaryjnej. Ale potem wymyśliłek inksy sposób. Na scynście – jak sie okazało – skutecny.
Ano skutecny. Piknie skutecny! Jaz worce go opisać w „Veterinary Research”. Ino tamok chyba nie publikujom artykułów napisanyk przez zywine. Jeśli jednak tamtejso redakcja zmieni swoje nastawienie do autorów nie-ludzi, to wroz z owym wilkiem, za drobne kiełbaskowe honorarium, chętnie opisemy te niekonwencjonalnom metode walki z owcym wirusem. Ku piknemu pozytkowi i dlo baców, i dlo owiecek, i dlo syćkik, co lubiom oscypki i bundze. Hau!
P.S. No a do nasej Owcarkówki dwoje nowyk internetowyk wędrowców zajrzało: Anetecka i Jerzecek Pieculecek. Powitać piknie nowyk gości! I jałowcowom ze Smadnym Mnichem pocynstować! 😀
Komentarze
Świat się wali ))) Wilki najlepszymi przyjacielami owiec a przede wszystkim jagniąt !! Przynajmniej niektóre watahy ))) Gdyby nie ta jałowcowa wywąchana przez Owczarka, to z jagniętami byłoby bardzo źle.
Wychodzi na to, że wszystko w życiu ma swój sens. Czasami tego sensu nie widać, ale trzeba myśleć i słuchać, a po wszystkim wyciągnąć najlepsze wnioski.
W związku z tym, dochodzę do wniosku, że każde zwierzę, z Owczarkiem na czele oraz każdy człowiek jest nam potrzebny i wartościowy. Nawet ten z marginesu wilk, też może mieć błysk geniuszu w rozwiązaniu trudnego problemu.
Jestem ciekaw, czy w tym ?Swetry, Nery i Ser? ukazał się już odpowiedni artykuł, o znalezionym antidotum w postaci czerwono mrówkowego jadu ??
No tak, tego jeszcze nie było! Okazuje się, że nie tylko PIES a tym bardziej OWCZAREK jest największym przyjacielem człowieka i owieczek, ale też i WILK! 😆
Ciekawe, czy w ten sam sposób można przestraszyć wirusy komputerowe?
Owczarku miły!
Coś mi się zdaje, że zywina, to inaczej trzoda, bydlątka w gospodarstwie.
Chyba że po góralsku to również pies.
Ale co tam! Twoja opowiastka, jak zwykle cudna.
Wilki zawsze wydawały mi się fascynujące, tajemnicze, taki trochę odpowiednik dzikich kotów.
Może dlatego miałam na stanie owczarki niemieckie i w ogóle preferuję psy wilkowate (również kundle).
Z całym szacunkiem i podziwem dla owczarków podhalańskich, z Tobą na czele. Wychodziłam jednak z założenia, że jako ceper nie powinnam na Mazowszu, a zwłaszcza w mieście, trzymać podhalańczyka.
Z tych samych powodów współczuję psom haski trzymanym w blokach i wyprowadzanym na spacer na smyczy, jak nie przymierzając jamniki czy yorki. A przecież one powinny się przelecieć co najmniej kilka kilometrów dziennie.
Ściskam Twą łapę i serdecznie pozdrawiam bywalców Twojej Budy.
P.S.
Czy oglądałeś może u swoich gazdów (może mają na płycie CDV) mój ulubiony film „Tańczący z wilkami”?
Dobrze,ze wszystko szczesliwie skonczylo sie dla bidnych owieczek!!
Szkoda,ze na swiecie coraz wiecej wrednych wirusow,ktore sa odporne na kazdy lek,czy slowna perswazje 😉 Takie to male,a paskudne,ze hej 😮
No i po raz kolejny okazalo sie,ze wilki to poczciwa zywina 😆
No, nikomu, oprócz Owczarka, nie uwierzyłabym, że parszywiec, który zastawia sidła, może dać początek czemuś dobremu! 😉
Swoją drogą, niedługo przyjdzie nam rzeczywiście tylko straszyć słowem lub niebieskim światłem te wszystkie weredy, które nam zagrażają – medycyna jest bezradna podobno wobec nowych odmian bakterii i wirusów!
Medycyna to jest bezradna, kiedy pacjent ma silną wolę wyzdrowienia ❗
Czytał ktoś „Nakarmić wilki” Marii Nurowskiej? To jest jedna z najlepszych książek tej autorki (i proszę mi tu nie wyjeżdżać z „literaturą kobiecą”), bardzo polecam. Tutaj recenzja jakiejś czytelniczki – lepiej nie umiałabym tego ująć:
„Główna bohaterka ma imię Kasia.W kieszeni ma dyplom magistra SGGW a w sercu wilki.Przyjeżdża w Bieszczady w celu zebrania materiałów do swojej pracy doktorskiej.Gdy wysiada na stacji kolejowej w Łupkowie czeka na nią dwóch młodych naukowców Marcin i Olgierd ,którzy będą jej sąsiadami w leśnej,drewnianej chatce bez wody ,prądu i wszelkich wygód.Pierwsza kolacja w knajpce Siekierezadzie rodzi konflikt Kasi z miejscowym Kapuzą ,którego póżniej Kasia celnie podejrzewa o kłusowanie.Czas spędzony w lesie zdala od cywilizacji ,wśród kniei i dziczy strasznie się dziewczynie podoba.Nawiązuje głęboką przyjaźń z kompanami i z żalem opuszcza Bieszczady w grudniu ,gdy mrozy umożliwiają życie w drewnianym domku .Pomysł powrotu wiosną zostaje zrealizowany na przełomie lutego i maja.Późną wiosną Kasia samotnie obserwuje z gałęzi drzewa watahę wilków i niesamowicie przywiązuje sie do rodziny Wadery ,którą ciężarną uratowała z wnyków.Dwa młode wilczki są urocze .Kasia nie czuje trudu siedzenia nieruchomo na drzewie przez wiele godzin.Wilcza rodzina toleruje ją i pozwala się podglądać, co jest niezwykle fascynujące.
Przyszła pani doktor walczy również z niechętnym stosunkiem miejscowej ludności do wilków .Fakt ,że te polują na owce ,ale słodkie baranki są pozostawione bez opieki pasterkiej psiej i ludzkiej.Kasia namawia pewną wdowę do kupna młodych owczarków podhalańskich – po które z Klunejem wyjeżdża do Zakopanego.Pomysł okazuje się strzałem w „10” i wilki czują respekt przed wyszkolonymi psami.Kasia jest bardzo szczęśliwa.Po zebraniu materiałów dziewczyna musi wracać do Warszawy – ale jest to trudne.Po pierwsze bo zakochuje się w Bieszczadach ,po drugie w Olgierdzie.
Dziewczyna w stolicy czuje się obco i wie ,że swoje miejsce na świecie znalazła w Bieszczadach.Zajęcia na uczelni ją nie cieszą ,serce rwie do kochanego miejsca ,nawet urok Toskanii -gdzie spędziła urlop z siostrą i ojcem nie przyćmiewa piękna polskich gór.Po obronie Kasia wraca do leśnej chatki przekonana ,że jej miejsce jest u boku Olgierda – wybiera się na przywitalną przechadzkę po lesie , która kończy się …………Tego nie zdradzę.Autorka zaskoczyła mnie bardzo.
Maria Nurowska bardzo pięknie ujęła w książce klimat tego miejsca – znam własnie takie dzikie Bieszczady stąd moja zdecydowana ocena.Doskonale opisała urok łupkowskiej stacji ,leśnych polan ,chatki która kojarzy mi się z Chatą Socjologa na Otrycie.Pokazała ludzi z pasją, dla których luksusy nie są ważne ,który kochają przyrodę nad własne wygody ,którym nie jest obojętny los wilków – zwierząt dzikich ,tajemniczych i drapieżnych,ale i szalenie inteligentnych.Temat ochrony wilka jest niesamowicie ważny – ten drapieżnik ma swoje wymagania choćby terytorialne i bardzo istotne jest przekonywanie miejscowej ludności o konieczności wzajemnej egzystencji – czasem trudnej.Ciężko opisać bieszczadzą ciszę ,ciężko pokazać słowami piękno tej jeszcze nie cywilizowanej do końca krainy – ale Nurowskiej się to doskonale udało.I bardzo za to autorce dziekuję ,za piekną i wzruszająca historię .W Bieszczadach nie brak takich oddanych ochronie ludzi przed którymi chylę czoło.Pani Maria pisząc o tym książkę tez do nich należy.Czuję ,że pisarkę też dotnął skrzydełem Bieszczadzki Anioł.”
TesTeq,
pacjent może mieć nie wiem jaką silną wolę wyzdrowienia, ale…
Przeszło tydzień temu pożegnałam na zawsze kumę z klasy (ogólniak w Polsce, mieszkała po „sąsiedzku” w Brampton).
Lucyna zawsze była pełna życia, roznosiło ją, i tak do końca, ona się TAM nie wybierała jeszcze, miała ogromną wolę wyzdrowienia. Chociaż wiedziała doskonale, że z tego wyjścia nie ma. Ale robiła dobrą minę do złej gry, rozmawiałyśmy prawie codziennie przez ostatni rok, aż do czasu, kiedy nie mogła utrzymać komórki w dłoni, ani w ogóle rozmawiać. A i częściej niż kiedykolwiek wcześniej widywałyśmy się, bo będąc w Toronto, wstępowaliśmy. Ostatnio w okolicach Wielkanocy, zawiozłam jej pisankę, chociaż wiadomo było, że nie zje…
Ja i Lucyna – studniówka 1973
http://alicja.homelinux.com/news/03.jpg
Każda śmierć jest traumą, ale zostają wspomnienia, rozmowy, spotkania, śmiech, łzy i to wszystko, co łączy nas ze zmarłym. Każdego z nas szkoda.
W zeszłym tygodniu mieliśmy pogrzeb mieszkanki, 21 lat, wyszła z autobusu prosto pod jadącą na sygnale karetkę pogotowia, która wiozła urodzonego wcześniaka. Ona odeszła, dzieląc się z potrzebującymi swoimi organami, a wcześniaka uratowano.
Taki to prowadzimy taniec życia ze śmiercią.
Ja życzę każdemu, by żył tak długo, aż się „nażyje”. Ale to tylko pobożne życzenia.
Alicjo, ciesz się, że miałaś taką super przyjaciółkę. Wspominaj ją często, gdyż wtedy, w czasie naszych wspomnień, ci którzy odeszli nadal żyją w nas i z nami.
Dobrze, że wilki po skończonej „akcji” nie zażyczyły sobie gratyfikacji w postaci paru owieczek. To by było!
Tak po prawdzie, Wawrzku, to była moja koleżanka z klasy, a bardziej zblizyłysmy się w ostatnim roku, w czasie jej choroby.
To dobre życzenie – nażyć się tyle, ile się chce, chociaż wydaje mi się, że życia nigdy nie za długo i zawsze jeszcze jest ochota na coś.
A dziewczyny 21-letniej żal, z pewnością się nie nażyła 🙁
W Owczarkowej opowieści najbardziej podoba mi się nazwa tego magazynu „Swetry, nery i ser” 😉
Z czterech powodów:
-po pierwsze primo, moi Rodzice byli weterynarzami
-po drugie primo, swetry – z wiadomo, jakich powodów
-po trzecie primo, lubię podroby
-po czwarte primo, dzień bez sera to dzień stracony
O, i jeszcze piąty powód, bardzo ważny – ale to już ogólnie, w odniesieniu do owieczek. Gdyby nie owieczki, to moje życie zawodowe potoczyłoby się inaksiej, nie wiem, czy lepiej, czy gorzej, ale na pewno inaksiej.
http://alicja.homelinux.com/knitart/
Alicjo – spotkałem dotychczas tysiące ludzi, naprawdę ) i tylko raz usłyszałem, od znajomej, że gdy jej ojciec umierał, to prosił, by nie płakać po nim, bo „on się nażył i tyle mu wystarczy” ! Za to bardzo wiele razy słyszałem od ludzi starych, że jeszcze chcieliby pożyć. Wysnułem z tego teorię, że im dłużej żyjemy, tym mamy większy apetyt na życie. No i tutaj pojawia się problem, bo wielu z starszych, leży czasami obłożnie w swoich łóżkach i jest zdanych na opiekę bliskich i nie tylko ( Prawie żaden z tych chorych nie podchodzi do swojej choroby pozytywnie. Staje się zrzędliwy, czasami złośliwy, niekiedy zamykają się w sobie. Owszem, znałem i znam i takich chorych, którzy są przyjacielsko nastawieni do tych wszystkich, którzy pozwalają im jeszcze funkcjonować, funkcjonować godnie, ale to margines.
Jakoś tak dziwnie Stwórca nas stworzył, że w naszej młodości i na starość stajemy się niedołężnymi ((
Podobno, przy urodzeniu, jesteśmy „zaprogramowani” na ok. 120 – 130 lat. Lecz w późniejszym życiu „zrywamy” te kartki z naszego kalendarza i wychodzi tyle ile wychodzi. Chociaż i to jest niesprawiedliwe, gdyż stres, praca, technika, żywność, powietrze, życie i co tylko sobie jeszcze wyobrazimy powoduje zatrucie naszego organizmu (( Obyśmy zdrowi byli ))) jak najdłużej )))
Jerzor powiada, że Pon Bóckowi jedna rzecz się nie udała – starość.
Nie dopracował tego, niestety 🙄
Ale damy radę 🙂
Albo nie – to już trudno, się mówi …
Wawrzek pisze: stres, praca, technika, żywność, powietrze, życie i co tylko sobie jeszcze wyobrazimy powoduje zatrucie naszego organizmu
To ja od dziś będę unkał jak ognia:
– stresu;
– pracy;
– techniki;
– żywności;
– powietrza;
– życia.
Do Wawrzecka
„Świat się wali ))) Wilki najlepszymi przyjacielami owiec a przede wszystkim jagniąt !!”
A moze to po prostu wizja proroka Izajasa zacyno sie właśnie spełniać?
„Jestem ciekaw, czy w tym ‚Swetry, Nery i Ser’ ukazał się już odpowiedni artykuł, o znalezionym antidotum w postaci czerwono mrówkowego jadu ??”
No, kruca, nie fcom publikować artykułów napisanyk przez zywine. A przecie zajmujom sie zywinom właśnie. No to mozno pedzieć, ze som nielogicni!!!
„Podobno, przy urodzeniu, jesteśmy ‚zaprogramowani’ na ok. 120 ? 130 lat.”
Jo na krócej, bo przecie psem jestem. Ale jakosi zyje, i zyje, i zyje… To Smadny Mnich tak na owcarki działo cy jak? 😀
Do Hortensjecki
„No tak, tego jeszcze nie było! Okazuje się, że nie tylko PIES a tym bardziej OWCZAREK jest największym przyjacielem człowieka i owieczek, ale też i WILK!”
No bo wilk tyz niby nalezy do rodziny psów. I jak widać – przynajmniej casem wraco do tej rodziny jako ten syn marnotrawny 😀
Do TesTeqecka
„Ciekawe, czy w ten sam sposób można przestraszyć wirusy komputerowe?”
Z pewnościom mozno. Ino ftosi musi wyryktować program, ftórego wirusy komputrowe by sie przestrasyły.
„To ja od dziś będę unkał jak ognia:
– stresu”
To zodno nowina, TesTeqecku. Przecie tytuł Twojego bloga o tym świadcy 😀
Do Magecki
„Coś mi się zdaje, że zywina, to inaczej trzoda, bydlątka w gospodarstwie.
Chyba że po góralsku to również pies.”
Pies – jak najbardziej tyz. I w ogóle kozde zwierze. Chociaz – jako juz nie roz zbocowołek – nimo cegosi takiego jak jeden język góralski, tak więc w róznyk wsiak moze to być róznie.
„Czy oglądałeś może u swoich gazdów (może mają na płycie CDV) mój ulubiony film ‚Tańczący z wilkami’?”
Aaa, widziołek! Pare rozy. Za pierwsym rozem zakrodłek sie do kina w Nowym Targu, coby go uwidzieć 😀
Do Anecki
„Szkoda,ze na swiecie coraz wiecej wrednych wirusow,ktore sa odporne na kazdy lek,czy slowna perswazje”
O! Właśnie! Jest teroz telo publikacji poświęconyk negocjacjom. Jest nawet takie pismo „Negotiation Journal”, jeśli dobrze boce, wydawane na Harvardzie. Nie mogliby w takim piśmie napisać cegosi o negocjacjak z wirusami? A moze specjaliści od negocjacji i mędrole medycni powinni połącyć wysiłki? 😀
Do Alsecki
„No, nikomu, oprócz Owczarka, nie uwierzyłabym, że parszywiec, który zastawia sidła, może dać początek czemuś dobremu!”
Casami zdarzo sie cosi takiego jak „błogosławiono wina”. O jednej z takik błogosławionyk win poni Zofia Kossak wyryktowała nawet całom ksiązke 😀
Do Alecki
„Czytał ktoś ‚Nakarmić wilki’ Marii Nurowskiej? To jest jedna z najlepszych książek tej autorki (i proszę mi tu nie wyjeżdżać z ‚literaturą kobiecą’)”
Słusnie! Litaratura kobieco to byłaby wte, kieby tytuł brzmioł „Nakarmić wilczyce”. W kozdym rozie faktycnie ksiązka musi być pikno. A ze wysiadanie na stacji w Łupkowie jest pikne – to juz wiem z całom pewnościom.
O Twojej Kolezance wiedziołek, ze chorowała, ale nie wiedziołek, ze pomarła… 🙁 Tako kolej rzecy… Ale na kielo ino sie do, niek złe wspomnienia pódom precki, a pozostanom te dobre – choćby podcas pozirania na takie zdjęcie ze studniówki.
„Jerzor powiada, że Pon Bóckowi jedna rzecz się nie udała – starość”
To dlotego, ze starość ryktowoł na końcu, więc był juz zmęcony. Skoda, ze Pon Bócek nie ryktowoł w odwrotnej kolejności: najpierw starość, potem dorosłość, młodość, dzieciństwo i na koniec niemowlęctwo. Wte Ponu Bóckowi niemowlęctwo by sie nie udało, ale za to cało reśta zywobycia – udałaby sie barzo piknie! 😀
Do Córecki Komturecka
„Dobrze, że wilki po skończonej ‚akcji’ nie zażyczyły sobie gratyfikacji w postaci paru owieczek. To by było!”
Zamiast owiecek – zaproponowołbyk im Felkowom masarnie.
Downo Cie tutok nie było, Córecko Komturecka. Zatem witoj Nazod! 😀
A nawiazujac do wypowiedzi Mag-rownie szkoda mi tych psiakow przystrojonych w fatalszki,kokardki,kaftaniki,zdobione obroze i inne cudenka………………..jakze ta zywina musi sie czerwienic przed swoimi bracmi 😮
Hej.
O wilkach mowa.
Owczarku a może to był Robert Gawiński z zespołem Wilki? 🙂
Ana (g.17:28)
Wyjęlaś mi z ust.
To, że psy bywają wystrojone, ufryzowane, to jeszcze małe piwo. Gorzej, że paradują (koty zresztą też) na wybiegach dla championów w najrozmaitszych kategoriach.
Po prostu nie rozumiem takiej pasji ich właścicieli. Chyba, że chodzi po prostu o kasę albo jakiś tam snobizm.
Sama miałam dwa na pewno rasowe wilczury, ale nie miałam na nie tzw. certyfikatu, bo mi na tym nie zależało. Im zresztą też.
Mag-dorzucic nalezy jeszcze cala czerede przedziwnie oskubanych psow,ufryzowanych w jakies loki,tapiry itp.Bylam kiedys na wystawie psow,na palcach jednej reki policzyc tych,co sie normalnie zachowuja,inni kompletnie zbzikowali.Chyba milosc do zywiny pomieszala im sie z miloscia do mamony,taki to dziwny i straszny ten swiat. Jednym slowem zycie (niektorych) psow zeszlo na „psy” 😉
Ciao amici.
Pies ma swoje ubranie i nie potrzebuje wstążeczek i takich tam.
Mag, to jest *odpał* właścicieli – dla piesów i kotów mordęga, założę się.
Koty mojego dziecka to arystokracja brytyjska, ale ponieważ ja im się nie narzucam, traktują mnie przyjaźnie i przychodzą się połasić, kiedy chcą.
Alicja
Kot zawsze robi to co chce, ale szanuje cię i kocha wtedy i za to, że ty szanujesz jego prawo do „niepodległości”, niezależnie od częstotliwości pogłaskanek i innych czułości, nie mówiać o regularnym dozowaniu żarełka.
Mój Otello na ogół przychodzi do mnie, gdy go zawołam, jak pies. Ale bywa że udaje że nie słyszy i np. ostentacyjnie zaczyna się „myć”. No to też go olewam.
Aż mu przejdą fochy i sam do mnie przyjdzie.
Nasz Napoleon ,jak na kota przystalo prowadzil bardzo regularny tryb zycia.O godz. 8.00 zjadal pierwsze sniadanko,o 10.00 drugie,potem 17.00 obiadokolacja,a o 19.00 przeganial wszystkich ze „swego” miejsca na kanapie i ogladal wiadomosci,punkt 22.00 udawal sie na spoczynek.W dni swiateczne uwazal,ze nie powinien opuscic wspolnego rodzinnego biesiadowania,wiec zasiadal z nami przy stole 😆
Można włączyć głos…ptaszki spiewają 🙂
http://www.bociany.edu.pl/stream-ustron.php
Ana
Rozumiem, że Twój Napoleon prowadzi żywot kanapowego sybaryty.
No to masz lepiej. Bo ten mój zazwyczaj budzi nas z pierwszego snu , gdzieś ok. g.24, że chce wyjść i przepada na pól nocy w sobie tylko wiadomych interesach, by wrócić nad ranem. Wtedy pakuje się nam do lóżka, najchętniej moszcząc się na poduszce albo np. w zagięciu nóg, tak że nie możesz się ruszyć.
Ja, wbrew temu, co powiadają o Ali – nie mam kota. Natomiast moje dziecko z małżonką posiadają dwa koty rasy british shorthair (brytyjskie krótkowłose). Ta arystokracja kosztuje 1000$ od sztuki, o wizytach u weterynarza nie wspomne, jak jest potrzeba :roll:.
Obie kotki – Nobie jest prawie biała z lekimi szarościami tu i tam, ma niesamowite niebieskie oczy – tu na zdjęciu nie wyszło, bo trudno jest zrobić zdjęcie, kiedy lampa zadziałała (to był wieczór).
http://alicja.homelinux.com/news/img_2498.jpg
W dzień ich nie uświadczysz, śpią. Życie zaczyna się wieczorem. To są koty, które lubią obserwować, co się dzieje – i jak widać na załączonym obrazku, mają całe dwie przeszklone ściany, więc spore pole do obserwacji. Ulubionym miejscem Nobie jest ten głośnik w rogu. Nobie ma 4 lata. Nigdy nie postawiła łapki na ziemi – spokojnie sobie patrzy na świat z 45-go piętra, innego świata nie zna.
A tu Frida, dwulatka, szaroniebieskawa i złote oczy, też british shorthair, bardziej typowa dla tej rasy, niz Nobie ze swoimi niebieskimi oczami.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7211.JPG
Frida lubi sie bawić, ale na jej zasadach i przez chwilę. I tak jak Nobie, w nocy nie śpi, tylko rozrabia. Kiedyś dzieci nie było i nadzorowaliśmy koty przez 10 dni. To znaczy – one nas nadzorowały, jakżesz inaczej.
O ósmej rano należy wsypać do miseczki jedzenie (jakieś kulki takie, na sucho). Któregoś dnia zaspałam, było około 9-tej. Frida deptała z zapałem po mnie, usiłując mnie obudzić. Obudziłam się, ale udałam, że śpię, obserwując ją spod powiek. Frida podeptała po mnie i wierząc, że mnie obudziła, pobiegła do miseczki. A tu nic, baba się nie rusza 😯
Więc powtórzyła deptanie, zeskoczyła z łóżka, do miseczki…ale w połowie drogi się wstrzymała, zawróciła, skok na kołdrę na mnie i deptanko. Było to bardzo zabawne, ale nie przedłużałam, dałam kotom jeść 🙂
Zaraz zaraz…przyłapałam Nobie w jej wyrku, łaskawie raczyła unieść niecopowiekę i widać niebieskie oczy. Nie była skora do pozowania, niestety:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7210.JPG
Koty to wirusy. Jutubowe. Filmy z ich udziałem spowodowały zwiększenie zapchania łączy internetowych o 1732% i zmniejszyły wydajność pracowników umysłowych o 240%!
Zaraz, zaraz Alicjo, to deptanie jest może i zabawne, ale nie o 2-giej nad ranem. Niestety, ja musiałam moją Dzikuskę tego oduczyć, bo właśnie o tej to godzinie przypominało jej się, że jest głodna, a ja potem chodziłam niewyspana cały dzień, no i co za tym idzie zła, gdyż kocisko po godzinie /czyli o trzeciej/ dalej upominało się o żarcie i tak przez całą noc. 😯 Ale udało mi się i kotka w tej chwili już wie, że ja mam noc do spania! Z Piratem na szczęście takich problemów nie miałam. 😆
Koty, koty ))
Dzisiaj o 2.30 w nowy moja kotka się okociła. Jednego odrzuciła od razu ?? a ja zobaczyłem dwa następne )) Po jakimś czasie odkryłem, że jest i jeszcze jeden.
Była to jej pierwsza ciąża i bardzo byłem ciekaw, jak postąpi ze swoimi dziatkami, gdyż z miotem innej kotki wcześniej potrafiła się wspaniale zaopiekować , gdy „mamuśka” gdzieś balowała ))
Niestety, dopadła ją jakaś nerwica czy tzw. szok poporodowy, bo w ogóle nie miała ochotę na „spotkanie” ze swoimi dzieciaczkami (( Dopiero długie namawianie i jakby zmuszanie, doprowadziło do powtórnego spotkania z miotem ! Poza tym mam problem , bo wygląda na to, że nie ma pokarmu, lub ma go bardzo mało. Ale czekam spokojnie, może mamuśka „zaskoczy” ))
Wawrzek
Miałam podobne numery z pewną moją kotką pierworódką. Chyba szok poporodowy. Zresztą musiałam być przy niej, gdy zbliżał się poród, bo co odeszłam (np. zadzwonił tel. który był w drugim pokoju), to biegła za mną, a nawet ugryzła mnie w nogę.
Ale w końcu „zaskoczyła” przy mojej pomocy.
Bądź więc dobrej myśli.
Dodam, że te arystokraty są sterylizowane – powód prosty, żeby sobie nikt nie założył pokątnej hodowli i zbijał na tym dutki. Każde rasowe zwierzę, pies czy kot, czy co tam jest skrupulatnie liczone, certyfikaty wydane i tak dalej. I sterylizacja obowiazkowa. Koty sterylizacja szpeci, niestety…brzusio brzydko opada, tracą figurę.
Ale znawcy twierdzą, że tak trza, inaczej rasa się *przeonacy*.
Mag-nam niestety pozostaly tylko wspomnienia po Napoleonie.Udal sie juz w kraine cieni ….
mysle,ze mial udany koci zywot.Dozyl zerszta sedziwego wieku,tak jak prawie wszystkie zwierzaki przygarniete przez nas i moich rodzicow 🙂
Zeby kocisko nie budzilo domownikow,nalezy zamontowac,takie samo zamykajace sie wlaziki,ktore montuje sie w wyjsciowych drzwiach.Oczywiscie ,jesli jest taka mozliwosc.
Wtedy kocor wychodzi i wraca,kiedy ma ochote!!
Alicja
Może i dlatego nie przepadam za arystokratami kocimi. Mieszańce, nawet wykastrowane dla świętego spokoju, są i tak mniej popaprane niż te rodowodowe.
Mój aktualny, całkowicie czarny (za wyjątkiem oczu zielonono-bursztynowych) chyba robi za tzw. kota czarnego europejskiego, oczywiście bez papierów, bo jego przodkowie są nieznani. Wcale, mimo kastracji, nie stracił figury i przypomina czarną panterę oraz prowadzi tryb życia absolutnie nie kanapowy.
Ana
Mam nadzieję, że Twój Napoleon trafił do kociego nieba/raju.
Moja najstarsza kocica (a miałam koty płci obojga) odeszła w 18 wiośnie życia!
Wiem, że są właziki dla kotów do domu, ale to piekielnie kosztowne ustrojstwo.
Na szczęście mieszkam na parterze i mam wyjście do małego ogródka. Ponieważ jest zamontowana krata, którą kot forsuje bez problemu (dość szeroko rozstawione pręty), trzymam uchylone drzwi w sezonie wiosenno-letnim, a nawet jesiennym, jak jest ciepło.
Przez resztę roku muszę być na zawołanie, ale idzie wytrzymać.
Nie wiem tylko, jak nasz Owczarek wytrzyma rozwój dyskusji w stronę kotów i zaniedbanie tematu wilkowego.
Alicja pisze: Dodam, że te arystokraty są sterylizowane ? powód prosty, żeby sobie nikt nie założył pokątnej hodowli i zbijał na tym dutki.
Nie dobrze być arystokratą!
Czy w ogóle moralne jest pozbawianie kota zdolności do rozmnażania się? Tak bez pytania?
Mag: Owczarek to jest społeczne zwierzę i doskonale wie, że kot to też pies, tylko nie szczeka ))
A co do mojej kotki, to już „zaskoczyła” i siedziała z maluchami całą noc spokojnie i cichutko w szafie )) bo tam uznała, że się z nimi przeniesie (( i będzie jej najlepiej. Na razie zostawiłem ją w spokoju, ale po południu będę musiał zrobić delikatny porządek i przemeblowanie, by mogła spokojnie pilnować maluchy.
TesTequ,
wszystkie koty tutaj, czy ze sklepu, czy ze schroniska są sterylizowane, bez względu na pochodzenie arystokratyczne czy nie, podobnie z piesami, taki przepis.
Czy to jest moralne czy nie, pozbawianie kotów i piesów zdolności do rozmnażania się – trudno mi powiedzieć. Chodzi o zachowanie czystości rasy, no i hodowcy mają w tym swój interes, rzecz jasna.
Moralniejsze to, niż przywiązywanie Burka w lesie do drzewa, bo państwo sobie jadą na urlop, a z Burkiem nie mają co zrobić. Moralniejsze to, niż bezpańskie psy i koty włóczące się (szczególnie po wsiach), jeden kopnie takiego, drugi poda miskę strawy, skądś się to zwierzę wzięło, ale nikt nie chce brać na siebie odpowiedzialności. U nas zwierzęta domowe mają właściciela i właściciel jest za zwierzę odpowiedzialny. Zgubi się taki podczas spaceru, łatwo odnaleźć, albo na obroży jest czip, albo (ostatnie lata) już wszyty.
Alicja
Na szczęście i u nas tak zaczyna być, jak u Ciebie.
Bezpańskich kotów i psów jest coraz mniej, a kary za znęcanie się nad zwierzętami są wymierzane i dość surowe.
Nie znam w kręgu bliższych i dalszych znajomych czy sąsiadów (nie chodowców) kogoś, kto wcześniej czy później nie decuje się na sterylizację swojego pupila (później, bo np. chce, żeby kotka lub suczka choć raz urodziła) albo na „zaczipowanie” Obserwuję to nawet na wsi, w pobliżu której mam działkę.
Z krajobrazu znika też widok psa „łańcuchowego”. Coraz częściej te podwórzowe mają porządne standardowe boksy z budą w środku, w których zresztą na okrągło nie siedzą. Przy zamkniętej bramie latają swobodnie po obejściu.
Wiem, że są akcje podejmowane wspólnie przez wolonariuszy i weterynarzy, którzy sterylizują bezdomne koty, o ile takie są w danej okolicy.
Alicja
Ło matko! Miało być – hodowców.
Mag,
pamiętam z dzieciństwa, jak się pozbywało na wsi kotów, które się nagle, jak to Wawrzek pisze wyżej – „wysypały”.
Na wsi kotów było od zarąbania i nikt się nie palił, żeby wziąć dodatkowe od kogoś, sam się pozbywał swoich. Jak? To będzie *drastycny* opis, ale tak było – do worka i do rzeki (stawu, jeziora), otrzepać rączki i cześć.
Dlatego popieram sterylizację, szczepienia, posiadanie zwierzątek domowych na zasadzie – jestem za ciebie odpowiedzialny/a jak za małe dziecko.
Mój Tata był weterynarzem. Któregoś dnia przywieźli na obserwację pięknego wilczura, podejrzewano, że gdzieś załapana od lisa wścieklizna (wtedy była jakaś epidemia wręcz).
Wilczur biegał sobie gdzie chciał, a właściciele nie zaszczepili przeciwko wściekliźnie, chociaż to były darmowe szczepienia przy okazji wiosennego szczepienia świń przeciw różycy, rutyna, też darmowe.
Prawdopodobnie gdzieś w lesie z zarażonym lisem się spotkał no i stało się. Obserwacja była krótka, bo objawy bardzo typowe, Tata psa uśpił po jednym dniu obserwacji. Do dziś pamiętam tego psa, był w specjalnej klatce, do której nie wolno mi się było zbliżać na dwa metry. Cierpiał okrutnie przez bezmyślych właścicieli.
Do Anecki
„A nawiazujac do wypowiedzi Mag-rownie szkoda mi tych psiakow przystrojonych w fatalszki,kokardki,kaftaniki,zdobione obroze i inne cudenka……….jakze ta zywina musi sie czerwienic przed swoimi bracmi”
To widzieli my choćby w jednyk przygodak psa Pluto, kie dostoł on od Minnie cyrwony sweterek. Straśnie sie bidok wstydził! Na jego scynście sweterek skurcył sie wskutek nieocekiwanej kąpieli w przeręblu 😀
Dp Wiecnościecki
„Owczarku a może to był Robert Gawiński z zespołem Wilki?”
Moze? Nie przyjrzołek sie mu dobrze. W kozdym rozie kwoła mu za to, co zrobił! 😀
Do Magecki
„Nie wiem tylko, jak nasz Owczarek wytrzyma rozwój dyskusji w stronę kotów”
Wytrzymom, wytrzymom! W końcu z kotem mojej gaździny juz niejedno wspólnom akcje my wyryktowali. I pewnie jesce niejedno wyryktujemy 😀
Do Alecki
„Ja, wbrew temu, co powiadają o Ali ? nie mam kota. Natomiast moje dziecko z małżonką posiadają dwa koty rasy british shorthair”
Twoje dziecie, Alecko? Twoje. No to koty Twojego dziecka som Twoimi kotami 😀
Do TesTeqecka
„Koty to wirusy. Jutubowe. Filmy z ich udziałem spowodowały zwiększenie zapchania łączy internetowych o 1732% i zmniejszyły wydajność pracowników umysłowych o 240%!”
No to moze nie wirusy, ino koty trojańskie? 😀
Do Hortensjecki
„Niestety, ja musiałam moją Dzikuskę tego oduczyć, bo właśnie o tej to godzinie przypominało jej się, że jest głodna, a ja potem chodziłam niewyspana cały dzień”
A jak jej tego oducyłaś, Hortensjecko? Śpiewając: „A-a-a, kotki dwa”? 😀
Do Wawrzecka
„Dzisiaj o 2.30 w nowy moja kotka się okociła.”
Skoro sie okociła, myśle, ze nalezy wznieść za jej zdrowie kufelecek Okocimia. I za zdrowie jej potomstwa ocywiście tyz! 😀
No to dla Wawrzecka Mariola Okocim spojrzeniu ❗
Jakby nie było, dziecię moje, koty posiada dwa, czyli ja jestem kocia babcia 😯
I owszem, stawiam się na wezwanie, jak trzeba się zająć 😉
i owszem, o-kocim 😉
To dobrze,ze los zwierzyny w kraju troszke sie poprawia i moze kiedys bedzie calkiem dobrze?????
Przypominam sobie historie naszych psow.Barii I zostal wyzebrany przez mego ojca od jakiegos chlopa i udalo sie go uratowac od lancucha dl.1-go metra.Przezyl u nas cale zycie,odszedl w kwiecie psiego wieku.Barii II,tego odnalazla moja siostra w jakiejs opuszczonej szopie na wsi.Gospodarz nawet nie podal wody psiej-mamie i je szczeniakom I tego przygarneli moi rodzice.Niestety braki w wyzywieniu,zaniedbanie w pierwszych miesiaczch spowodowaly,ze odszedl juz w wieku 8 lat.
I ostatni Barii III,kupiony przez tate za pol litra czystej od stroza targowiska.Przedziewana mieszanka ras.Czego tam nie bylo-baset,leonberger i chyba wilczur.Psisko,ktore mialo serce na „lapie”,i ktore rozweselalo czesto smutne i ciezkie zycie starszych juz rodzicow.
Kazdy z nich pozostawil po sobie najcudowniejsze wspomnienia,ktrore nie maja zadnej ceny!!!
A moj Napoleon,po prostu przyszedl,obejrzal chate i zamieszkal…………….ku obopulnemu zadowoleniu.I on tez pozostawil wspaniale wspomnienia 🙂
Ciao amici.
Do TesTeqecka
„No to dla Wawrzecka Mariola Okocim spojrzeniu”
Znom tyz inkse hasło: ŻYWCEM SIĘ OKOCIM! 😀
Do Alecki
„Jakby nie było, dziecię moje, koty posiada dwa, czyli ja jestem kocia babcia”
A cy jo dlo dzieci mojego bacy i mojej gaździny jestem ludzkim dziadkiem? 😀
Do Anecki
Bari? Barzo pikne imie, bo przybocuje mi powieści pona Curwooda. Ba Napoleon ocywiście tyz pikny! 😀
Owczarku
Koty nie cierpią, i to bardzo, szelestu gazety. A więc, miałam przygotowaną zwiniętą w rulon gazetę i gdy tylko kotka zaczynała swoje harce, chwytałam gazetę i uderzałam o kant łóżka; Dzikuska wtedy dawała drapaka. I po kilku dniach przestała mnie wreszcie molestować w nocy, bo w dzień to ona mi nie odpuszcza, muszę jej towarzyszyć do pełnej miski! 😉 😆
@hortensja: Czy koci strach zależy od tego, jaka to gazeta? Wyborcza? Polska? Prawna? Dello Sport?
TesTeq’,
Kiciunia reaguje na Wyborczą! i jeszcze na pewno na Dello Sport, innych gazet nie sprawdzałam. 😀 😉
Piesy też reaguja na gazetę, wystarczy lekuchno zwinąć w rułkę i trzepnąć – krzywdy się nie zrobi, ten szelest jest nie do zniesienia dla psiego ucha. Owczarek pewnie wie coś na ten temat 😉
U mnie wreszcie dzisiaj ciepło się zrobiło, wyszłam pogrzebać łapami w ziemi. Wreszcie liście na drzewach!
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/May16201310
Do Hortensjecki
„Koty nie cierpią, i to bardzo, szelestu gazety.”
Cyli rozumiem, ze one som racej zwolennikami gazet elektronicnyk niz papierowyk 😀
Do TesTeqecka
„Czy koci strach zależy od tego, jaka to gazeta?”
Na pewno zalezy od tego, kielo do tej gazety jest załąconyk ulotek reklamowyk. Im ulotek więcej – tym więksy selest, a więc i więksy strach 😀
Do Alecki
„Piesy też reaguja na gazetę, wystarczy lekuchno zwinąć w rułkę i trzepnąć – krzywdy się nie zrobi, ten szelest jest nie do zniesienia dla psiego ucha. Owczarek pewnie wie coś na ten temat”
Kie byłek sceniakiem – to zjadołek te gazety i po kłopocie. Nie było gazet – nie było selestu. I w ten sposób piknie wytresowołek bace i gaździne, coby mi zodnymi gazetami nie seleścili. Zreśtom więksość kotów i psów wie to barzo dobrze, ze zyjącyk z nimi ludzi trza po prostu odpowiadnio wytresować. Bo inacej ci ludzie sie znarowiom i som same kłopoty 😀
Witaj Owcarku i reszto Towarzystwa! Znów mnie do was przywiało i opowiadanie o wirusach przypomniało mi opowieść o pasożytach i ich wpływie na psychikę żywicieli. Otóż są podobno drobnoustroje powodujące chorobę owiec. Drobnoustroje te ponoć najpierw zarażają mrówki i dokonują takich zmian w mrówczej psychice, że zarażona mrówka zamiast pracować z reszta mrowiska, w ciągu dnia, i przy suchej pogodzie wspina się na czubki źdźbeł trawy czekając aż owca ją zje. Jeśli zanosi się na deszcz, albo zaczyna zmierzchać, mrówka wraca do mrowiska gdzie może bezpiecznie przetrwać noc, lub niepogodę. Rano znów włazi na czubek trawy i czeka na pożarcie. Gdy owca spożyje przypadkiem taką mrówkę, zaczyna chorować i w swych odchodach roznosi kolejne pokolenie wirusa. Nie tylko wirusy są takie cwane, bo grzyby, a dokładnie pleśnie również. Gdy mrówka zarazi się odpowiednim gatunkiem pleśni, również zaczyna odczuwać lenistwo i zamiast pracować, wchodzi na gałązkę lub badyl rosnący w pobliżu mrówczej ścieżki i tam zamiera, a w jej ciele rozwija się pleśń, której zarodniki spadają na mrówczą ścieżkę i powodują zarażenia następnych mrówek. Ale nie tylko wirusy i pleśnie lubią pasożytniczy tryb życia. Owady również. Pewien gatunek osy składa swe jajeczka na odwłoku pająka i pająk jak szalony zamiast budować pajęczynę, owija się pajęczynowym kokonem chroniącym jaja osy i służy małym oskom za pokarm. Chyba wystarczająco się rozpisałem tym bardziej, że z pewnością sami wskażecie mi przykłady pasożytujących zwierząt i ukoronowanie tego procederu, czyli edukację ludzi aby zapomniawszy o instynkcie samozachowawczym i własnych interesach tuczyli swe elity. Tak to Pa Bóg stworzył świat!
Ale rozumiem, Tubylecku, ze te beskurcyje zdrowiu owiecek nie skodzom? No to niekze ta 😀
Niestety Owcarku! Owce chorują na biegunkę galopującą i padają w zabawnych konwulsjach! Ale na skóry jeszcze się nadają, żeby Ci nie było szkoda!
Pewnie ze skoda! Wolołbyk, coby nadawały sie na bundze! 😀
Bundze Owcarku to niech sobie górale puszczają, a mu pomyślmy lepiej co tu zrobić, żeby te padłe owce procentowały. Przepis na bimber z taboretów już na pewno znasz z literatury, a ja w swoich wędrówkach napotkałem na opis wytwarzania samogonu z łajna. Oczywiście to również wynalazek naszych braci ze Wschodu wyższości wschodniej nauki nad zachodnią. Tym bardziej, że promotorów, czyli spiritus vini i aqua vitae również wynaleziono na Wschodzie!
Ten samogon z łajna to jo boce. Wynalozł go jeden z drugoplanowyk bohaterów powieści pona Władimira Wojnowicza o żołnirzu Czonkinie. Z niezrozumiałyk dlo mnie powodów ten wynalazca potela jest zupełnie niedoceniany 😀