Napad Indian na kreta
Nieftórzy z wos na pewno bocom, jakom prośbe miała Orecka, kie Maryna Krywaniec próbowała przywrócić ptasiom równowage w Aneckowyk okolicak. Kieby ftosi nie bocył, to jo te prośbe powtórze:
Ana, mam prośbę. Kiedy Maryna Krywaniec zakończy swoją misję u Ciebie, poproś ją, aby przyleciała do mnie. Mam problem z kretem, który zamiast kopać tunele w lesie, kopie te tunele wokół moich kwiatów.
Nie muszę oglądać, co Maryna zrobi z tym kretem. Niech go tylko przepędzi w las.
No więc pedziołek nasej Marynie, ze daleko, daleko stela, jaz w Hameryce Północnej, a dokładnie w Seattle, jest krecio robota do zrobienia. A potem pokazołek orlicy na mapie, jak do tej Hameryki dolecieć.
– Krzesny – rzekła orlica. – Cy to znacy, ze jo bede musiała lecieć nad sakramencko wielkom wodom?
– No, faktycnie jest ona dosyć wielko – przyznołek.
– A kie jo nad to wodom z sił opodne, to co wte zrobie? Jo jestem przecie ptok drapiezny, nie wodny!
Krucafuks! Maryna miała racje. Trza było cosi wymyślić. W pierwsej kwili pomyślołek, coby posukać w Guglak jakiegosi przyśpiesonego kursu pływania dlo orłów. Ba zaroz potem przysło mi do łba cosi inksego.
– Wiecie co, krzesno? – pedziołek. – Przy całym sacunku dlo wasyk skrzidełek, jo se myśle, ze w tej podrózy lepiej wom bedzie skorzystać ze skrzideł samolotowyk.
– Ale jo sie nie znom na lataniu na inksyk skrzidłak niz moje własne! – wypaliła Maryna.
– No cóz. – Zastanowiłek sie przez kwile. – Jo z kolei pewne doświadcenie w lataniu samolotami juz mom. To wiecie co? Chyba najlepiej bedzie kie jo polece wroz z womi.
Maryna barzo sie uciesyła, kie to usłysała. Ba zaroz potem zafrasowała sie nazod.
– A cy taki samolot to jest bezpiecny? – spytała.
– Barzo bezpiecny – odpowiedziołek. – Ale jeśli fcecie, coby bezpieceństwo było stuprocentowe, to mozemy polecieć samolotem pilotowanym przez pona kapitana Wrone. Z ponem kapitanem Wronom to juz w ogóle nie bedzie takiej mozliwości, coby samolot bezpiecnie nie wylądowoł. Haj.
Te słowa całkowicie uspokoiły orlice. Ona sama – kie dowiedziała sie o tym niedownym awaryjnym lądowaniu na Okęciu, postanowiła sprawdzić, jak to jest, kie ląduje sie na brzuchu. Spróbowała i – pare rozy przekoziołkowała po ziemi, a na koniec prasła dziobem w smreka. I od tej pory zacęła piknie podziwiać kozdego, fto umie na brzuchu lądować.
No cóz. Nie było co dłuzej zwlekać. Wroz z Marynom udali my sie do Nowego Targu. Stamtela – wykorzystując rózne pociągi i auta – dotarli do okęckiego lotniska. Tamok sprawdziłek, ftórym samolotem do Hameryki bedzie lecioł pon kapitan Wrona. I potem właśnie do tego samolota my sie zakradli. No i polecieliśmy Nowego Jorku. Skoda ino, ze ten Nowy Jork nojduje sie na wschodnim wybrzezu, a nie zachodnim, bo przez to musieli my jesce odbyć podróz przez cały kontynent. Ba zakradając sie do róznyk pociągów, autobusów cy inksyk cięzarówek, pomalućku, pomalućku posuwaliśmy sie coroz dalej na zachód – i to nie byle jaki, ino na sam DZIKI ZACHÓD! Haj.
Po drodze ocywiście nie mogłek se odmówić przyjemności odwiedzenia indiańskiego rezerwatu, ka wodzem jest mój przyjaciel Przeziębiony Łosoś. Godołek wom o tym wodzu we wpisie z 8 listopada 2007 rocku. A teroz niekze przyboce ino telo, ze jest on prowdopodobnie jedynym cłowiekiem na świecie, ftóry rozumie mowe psów.
Wódz Przeziębiony Łosoś barzo sie uciesył, kie mnie uwidzioł. Maryne tyz piknie ugościł, choć języka orlego niestety nie znoł. Ale nie było z tym zodnego kłopotu, bo jo mu piknie tłumacyłek, co orlica godała.
A kie wyjawili my wodzowi, co sprowadziło nos do Hameryki, on rzekł tak:
– Ostomiły kudłaty bracie i ostomiło skrzydlato siostro. Barzo chętnie wybrołbyk sie wroz z womi na te wielkom wyprawe przeciwko temu niegodziwemu kretowi o tchórzliwym sercu! Wielu moik wojowników tyz barzo chętnie zabrałoby sie z womi. No bo widzicie… w tym rezerwacie zywobycie nie jest moze najgorse, ale kotwi nom sie tutok kapecke. A tako wyprawa – to byłaby jakosi odmiana! Cy zatem zgodzicie sie, kudłaty bracie i skrzydlato siostro, coby Indiane wom towarzysyli?
– Wodzu! To pikny pomysł! – zawołołek. – Tym bardziej, ze potela nie miołek nawet planu, jak te beskurcyje z Oreckowego ogródka przegonić. Ale teroz juz wiem, co zrobimy! Kie na tego kreta napodnie cały oddział dzielnyk indiańskik wojowników, to wereda zaroz precki ucieknie! I juz nigdy nie ośmieli sie wrócić do Seattle! A nawet zblizyć do tego miasta na odległość mniejsom niz 100 mil!
No i wkrótce wódz wroz ze swoimi wojownikami wyryktowoł sie do wyprawy. Nie zabocył zabrać ze sobom wielkiego pióropusa i piknego tradycyjnego indiańskiego stroju. Dlo Maryny i dlo mnie zaś dalso podróz stała sie duzo łatwiejso. Juz nie musieli my zakradać sie cichcem do przygodnie napotkanyk pojazdów. Teroz do Seattle jechaliśmy wodzowskim autem. Rozklekotanym kapecke – ale wodzowskim! Za nomi – w nie mniej rozklekotanyk autak – jechali ządni przygód współplemieńcy Przeziębionego Łososia.
No i dotarli my wreście do Seattle. Odsukali tamok Oreckowy domek. Jak udało nom sie go noleźć? Zwycajnie. Mój psi instynkt mi dopomógł.
– To jak? – spytała Maryna. – Rusomy do ataku?
– Jesce nie teroz – pedziołek. – Najpierw musimy sie upewnić, cy Orecki nimo w domu.
– A to cemu? – zdziwiła sie Maryna.
– Bo Orecka wyraźnie napisała w swoim komentorzu: „Nie muszę oglądać, co Maryna zrobi z tym kretem”. A zatem musimy przegonić te werede pod nieobecność Orecki.
Na mojom prośbe wódz podeseł do Oreckowyk drzwi i zapukoł. Nifto nie otworzył. A więc syćka domownicy musieli być abo w pracy, abo na zakupak, abo jesce kasi indziej.
Rozejrzeli my sie po ogródku i… Na mój dusiu! Na samiućkim środecku tego ogródka wznosił sie niewielki kopiec. Sakramencki kreci kopiec! To ancykryst jeden! No, ale teroz juz skońcom sie jego wybryki! Uniesiony zbójnicko-indiańskim zapałem nie miołek w tej kwilecce zodnyk wątpliwości, ze nimo skutecniejsego środka na krety niz oddział Indian wspierany przez tatrzańskom orlice i gorcańskiego owcarka.
– Wodzu – zwróciłek sie do Przeziębionego Łososia. – Zacnijcie teroz budzący groze indiański taniec wojenny.
Wojownicy zaroz otocyli kopiec i rozpocęli swój taniec. Tańcyli, śpiewali, wznosili okrzyki i potrząsali groźnie róznego rodzaju broniom – jeden strzelbom, drugi pistolcem, inksy tomahawkiem, a jesce inksy wałkiem kuchennym, bo kie przed wyprawom popytoł swojom zone o jakomsi groźnom broń, to ta dała mu wałek i pedziała, ze – przynajmniej w jej rękak – to jest najgroźniejso broń w caluśkim rezerwacie.
No i nagle… z kopca wysunął sie najpierw maluśki rózowy nos, potem maluśki corny łebek, a potem jesce kawałecek cornego tułowia.
– Co sie tutok dzieje? – spytoł właściciel wyzej wymienionego nosa, łebka i tułowia.
– Jak to co? – odpowiedziołek pytaniem na pytanie. – Nie widzicie, krzesny, gromady barzo groźnyk Indian?
– Nic nie widze! Przecie jestem ślepy jak kret! – padła odpowiedź.
O, krucafuks! Przyznoje, ze beskurcyja kapecke zbiła mnie z tropu.
– No ale chyba słysycie ik tupanie, śpiewy i okrzyki? – spytołek.
– Ano słyse – zgodził sie kret. – Słyse barzo pikne tupanie! I barzo pikny śpiew! I te okrzyki – tyz pikne!
Co? Pikne? Krucafuks! Przecie ten wojenny taniec mioł te małom cornom werede wystrasyć, a nie zakwycić!
– Bo jo barzo lubie westerny – godoł dalej kret. – Oglądać niestety ik nie moge, bo jako juz pedziołek, jestem ślepy. Ale barzo lubie je słuchać.
– Lu… lu… lubicie westerny? – wykrztusiłek z siebie.
– To u mnie rodzinne – odpowiedzioł kret. – I mój wuj Glenn Ford wse barzo je lubił, i mój kuzyn James Stewart, i mój śwagier Kirk Douglas…
– Glenn Ford? James Stewart? Kirk Douglas? – powtarzołek jak echo rzucane przez kreta nazwiska. – A wy to niby fto? Moze John Wayne?
– Nie, John Wayne to mój dziadek – pedzioł kret. – Jo sie nazywom Clint Eastwood.
– No dobrze, posłuchojcie mnie więc, ponie Clint Eastwood – pedziołek. – Nie widzi sie wom, ze te indiańskie okrzyki brzmiom barzo groźnie?
– Owsem – przyznoł kret Clint Eastwood. – Ale bardziej piknie niz groźnie!
No, krucafuks! Takiego obrotu sprawy zupełnie sie nie spodziewołek. Pohybołek ku wodzowi i popytołek, coby wojnicy zacęli duzo groźniej krzyceć, bo te ik krzyki musom być bardziej groźne niz pikne, a nie na odwyrtke. Wódz wysłuchoł mnie i od rozu nakazoł Indianom, coby zacęli ryktować tak dzikie wrzaski, na jakie ino ik stać. No i wte Indianie zacęli wrzesceć tak niesamowicie, ze chyba nie ino kret, ale nawet ten jego kopiec powinien ucieć stela w popłochu!
A tymcasem kret… wysunął sie juz cały na wierch swojego kopca i zacął radośnie podskakiwać.
– Piknie! Piknie! – wołoł przy tym. – Ten pikny indiański utwór powinien noleźć sie na pierwsyk miejscak syćkik list przebojów!
– Krzesny – znowu zagodnąłek kreta, sukając inksego sposobu, coby wreście wzbudzić w nim lęk. – A nie boicie sie, ze ci Indiane wos oskalpujom?
– Mnie?- Kret sie ino zaśmioł. – A na co Indianom taki tyci kreci skalpik?
– No, taki Indianin moze z takiego skalpiku zrobić choćby pędzelek do pudrowania policków dlo swojej dziewcyny – podołek pierwsy z brzega przykład.
– Nawet jeśli – to co z tego? – odporł lekcewaząco kret. – Skoro juz o dziewcynak godocie, krzesny, to zwróćcie uwage, ze jo nie muse sie bać, ze bez skalpu bede sie krecim dziewcynom mniej podoboł. Bo krecie dziewcyny som przecie tak samo ślepe jako jo. Więc i tak nie bedom widziały, cy jo mom skalp cy go nimom.
– Krucafuuuuks!!! – rykłek z wściekłości, bo juz naprowde nie wiedziołek, jak sprawić, coby ten fudament zacął sie wreście bać i zapragnął uciec jak najdalej od Oreckowego ogrodu.
– Spokojnie, krzesny, spokojnie. – Maryna Krywaniec stanęła przy mnie i poklepała skrzidłem po plecak. – Uspokójcie sie, bo kie Hamerykanie uwidzom, ze pies z Polski to taki straśny furiat, to potem nie cudujcie, jak nadal nie bedom fcieli znieść wiz dlo Polaków.
Krucafuks! Łatwo jej godać! Nie ona, ino jo bede sie musioł tłumacyć przed syćkimi Budowicami, cemu z tej całej akcji przeciwko sakramenckiemu kretowi nic nie wysło!
No cóz… Znowu pohybołek do wodza, choć juz nie barzo wierzyłek, ze jest on w stanie tutok cokolwiek pomóc.
– Wodzu – pedziołek. – Ta beskurcyja nadal sie wos nie boi. Musicie zacąć wrzesceć jesce groźniej.
– Jesce groźniej? Chyba nie domy juz rady. – Przeziębiony Łosoś rozłozył bezradnie ręce. – No ale postaromy sie. Howgh!
Podziękowołek wodzowi za dobre chęci i pohybołek nazod ku kretowi.
Nagle… indiańskie okrzyki zupełnie sie zmieniły. Usłysołek, ze wojownicy zacęli barzo dziwnie wyć. Brzmiało to jakosi tak: „Iii-ooo!!! Iii-ooo!!! Iii-ooo!!!”
Poźrełek na kreta – uwidziołek, ze to dziwne wycie kapecke go zaniepokoiło. Cyzby jednak udało sie wzbudzić w nim trwoge? Ale kwilecke później zauwazyłek, ze… Indianie juz nie tańcujom, ino stojom… I miny majom jakiesi nietęgie… Co sie kruca stało? O, Jezusicku! Poźrełek dalej i – juz wiedziołek! Policja nos otocyła! I mierzyła ku nom z pistolców! A to całe „Iii-ooo!!! Iii-ooo!!!” ryktowali nie Indianie, ino syreny policyjnyk wozów!
Na mój dusicku! Cy ta sakramencko policja wse musi mi przeskadzać we syćkik akcjak z moimi indiańskimi przyjaciółmi? Juz roz przeskodziła nom we wspólnym napadzie na autobus, o cym opowiedziołek wom we wpisie z 12 listopada 2007 rocku. A teroz znowu!
Ba nie ino policjanci sie tutok noleźli. Za nimi – stało kilka ekip telewizyjnyk. Najwyraźniej ik dziennikarskie zmysły zwietrzyły sensacje, ftóro piknie nadałaby sie do jakiesik brejking niusów.
Jeden z policjantów, chyba najwozniejsy z tutok obecnyk, chycił megafon, przyblizył go do swej kufy i pedzioł:
– Jestem porucnik Larry Hlapahan! Nie wiem, co wy tutok ryktujecie, ale nie pozwolimy wom, cobyście zagrazali bezpieceństwu spokojnyk i prawyk obywateli! Mocie sie syćka natychmiast poddać!
– I co teroz zrobimy, kudłaty bracie? – sepnął w mojom strone Przeziębiony Łosoś.
– Właśnie myśle – pedziołek. – Moze powiedzcie, wodzu, ze to Wielki Duch kazoł wom tutok przybyć?
– Wielki Duch? Mom pomysł! – uciesył sie wódz. – Ba bede potrzebowoł pomocy skrzydlatej siostry. Kie wyciągne przed siebie prawe ramie – niek ona na tym ramieniu siednie.
– Słyseliście krzesno? – zwróciłek sie do orlicy.
– Słysałak – pedziała Maryna. – Powiedzcie wodzowoi, ze zrobie, co trza.
Wartko przetłumacyłek wodzowi Marynine słowa z orlego na psi. A wódz zaroz zawołoł w strone pona porucnika:
– Ostomiło policjo! Przybyli my tutok w dobryk zamiarak. Miołek bowiem wizje…
– Jakom znowu wizje? Nimom ochoty na wysłuchiwanie bździn o wizjak! – zezłościł sie porucnik Hlapahan.
– Wizja to w zywobyciu Indian barzo wozno rzec – odrzekł wódz. – No więc miołek wizje, we ftórej uwidziołek Wielkiego Ducha. I Wielki Duch pedzioł mi, ze Seattle nawiedzi straśliwo plaga kretów. Plaga, jakiej jesce świat nie widzioł! Syćkie rośliny przez te plage wyginom. Nie ostonie nawet źdźbło trowy. A sposób, coby temu niescynściu zapobiec, jest tylko jeden – trza wyryktować starodowny indiański taniec deratyzacyjny. No i my tutok właśnie ten taniec wyryktowali. Dzięki nom – teroz juz temu miastu zodno plaga nie grozi. Howgh!
– Haha! Takie bojki to wy mozecie opowiadać dzieciom na dobranoc, a nie mnie! – odporł na to porucnik.
– Ale jo jesce nie pedziołek, jaki był dalsy ciąg mojej wizji – godoł dalej wódz. – Otóz Wielki Duch mi pedzioł tyz, ze kie groźba plagi zostonie zazegnano, to wielki ptok siednie na moim prawym ramieniu. Howgh!
Po tyk słowak wódz wyciągnął przed siebie lewom ręke.
– Wodzu! – syknąłek – Nie ta ręka!
– A, rzecywiście – sepnął wódz i wartko wyciągnął ręke prawom.
Zaroz Maryna Krywaniec wzbiła sie do lotu. Nifto z policji nie zauwazył jej wceśniej, bo stała ona zasłonięto przez Indian. Policjanci odnieśli więc wrazenie, ze wyfrunęła ona spod ziemi. Maryna pokrązyła kwile w powietrzu, a potem siedła na wodzowskim ramieniu.
– Ponie porucniku! Ponie porucniku! – zawołali zdumieni policjanci. – Ten stary Indianin godo prowde! Jego wizja sie spełnio!
Ba pon porucnik był niewzrusony.
– To niemozliwe! – zawołoł. – To jakiesi tanie śtucki! Pewnie ci cyrwonoskórzy wytresowali tego ptoka i telo.
– Pockojcie, ponie porucniku! – odezwoł sie wódz. – Wielki Duch w mojej wizji jesce cosi pedzioł. Pedzioł, ze jeśli policjanty bedom nos niepokoić, to wielki ptok zabiere copke najwozniejsemu z nik. Howgh!
Maryna od rozu domyśliła sie, co powinna zrobić. Pofrunęła ku porucnikowi Hlapahanowi.
– O, nie! Nifto mi mojej copki nie zabiere! – krzyknął porucnik.
Wartko odrzucił megafon na ziem i obiema rękami złapoł sie mocno za swojom copke. Maryna Krywaniec spokojnie siedła ponu porucnikowi na karku, śponami chyciła sie jego kołnierza, a skrzidełkami – zacęła łaskotać go pod pachami. Porucnik nie wytrzymoł – zacął opędzać sie od orlicy jednom i drugom rękom. Ocywiście musioł przy tym te copke puścić. A Maryna na to tylko cekała! Chyciła copke w swój dziób – i w uciekaca do wierchu. Ale zarozem – niefcący zaplątała swój pazur w porucnikowe włosy. No i… na mój dusiu! Okazało sie, ze porucnik był łysy i nosił tupecik! Tak więc Maryna odfrunęła nie z jednym nakryciem głowy, ino z dwoma – jednym copkowym i jednym tupecikowym.
– Hahaha! – zaśmiały sie stojące za policjantami telewizyje ekipy. – Piknie sie nom to syćko sfilmowało! Ale bedziemy mieli niusa! Heeej!
Porucnik Hlapahan był załamany. Tak barzo załamany, ze jaz mi sie go zol zrobiło.
– Wiecie, co wodzu? – sepnąłek do Przeziębionego Łososia. – Kapecke skoda tego bidoka. W końcu co by nie godać, on ino wykonuje tutok swoje policyjne obowiązki.
– Mos racje, kudłaty bracie – pedzioł wódz. – Juz wiem, co zrobie.
I zaroz zawołoł donośnie:
– Ej, wy! Ku wom godom, telewizyjne kufy! Wiecie co jesce w mojej wizji pedzioł Wielki Duch? Ze jeśli jakisi dziennikorz piśnie choćby słówkiem o tym, co sie tutok wydarzyło, to całom gymbe tego dziennikorza pokryjom wielkie paskudne pypcie! Howgh!
– O, Jezusickuuu! – przeraziły sie ekipy telewizyjne. – Ten Indianin wie co, godo! Pedzioł, ze wielki ptok siednie na jego ramieniu – i sie spełniło! Pedzioł, ze ten ptok zabiere porucnikowi copke – i tyz sie spełniło! To z tymi pypciami tyz sie spełni! Lepiej uciekojmy!
No i zaroz te syćkie ekipy pozwijały sie i rzuciły do uciecki. Jaz sie kurzyło za nimi. I dlotego właśnie choć niejedno stacja telewizyjno sfilmowała to, co działo sie przed domem Orecki, nie uwidzicie tego w zodnej telewizji, ani na zodnym Jutubie.
Co było dalej? Ano orlica oddała ponu porucnikowi jego tupecik i copke. A wdzięcny porucnik zwrócił sie do Przeziębionego Łososia:
– A więc padocie, zeście ocalili Seattle przed straśliwom plagom? No to bedzie dlo mnie wielki zascyt, jeśli docie sie zaprosić do piknego Collins Pubu w samiućkim centrum Seattle. Syćkim wom postawie tamok wielkie pikne piwo.
– E, dziękujemy piknie – pedzioł wódz – ale nie wiem, cy to jest dobry pomysł. W historii Dzikiego Zachodu kie biołe kufy cynstowały Indian ognistom wodom, to zazwycaj nic dobrego z tego nie wychodziło.
– Tyz prowda – przyznoł porucnik. – Ale jakosi przecie muse wom sie odwdzięcyć. I za uratowanie Seattle przed plagom, i za uratowanie mnie przed ośmieseniem przez media. Juz wiem! Syćkim obecnym tutok Indianom postawie kawe w Starbucksie! W końcu Starbucks właśnie z Seattle sie wywodzi, więc tako kawa to bedzie naprowde pikno rzec.
– A cy bedziemy mogli zabrać do tego Starbucksa tego oto kudłatego brata i te oto skrzydlatom siostre? – spytoł wódz.
– Zabiercie ze sobom, kogo ino fcecie, wodzu! – odrzekł pon porucnik.
– No to na kofeinowom wode – mozemy póść – stwierdził Przeziębiony Łosoś.
Tak więc udali my sie do jednego z seattlowskik Starbucksów. Ale to jesce nie syćko! Sam burmistrz Seattle wkrótce do nos dołącył! Bo dostoł on od policji wiadomość o Indianak, ftórzy piknym tańcem deratyzacyjnym ocalili miasto przed katastrofom ekologicnom. I wte zaroz wsiodł na swój burmistrzowski rower* i wartko ku nom przyjechoł, coby w imieniu syćkik mieskańców Seattle piknie Indianom podziękować.
Potem wódz wyciągnął fajke pokoju, coby jom wroz z ponem burmistrzem i ponem porucnikiem wypalić. Ino kie pon burmistrz pociągnął z fajecki pare rozy, to poźreł na Przeziębionego Łososia i spytoł:
– Wodzu, cy w tytoniu do tej fajki były moze jakiesi środki halucynogenne?
– A cemu pytocie, ponie burmistrzu? – spytoł wódz.
– A bo tak jakosi mi sie widzi, ze was pióropus sie ruso.
Poźrełek na wodzowski pióropus. Na mój dusiu! Pon burmistrz sie nie mylił! Pióra na głowie wodza jakosi dziwnie sie zwyrtały! Co to miało znacyć krucafuks? Zaroz syćko sie wyjaśniło, kie pomiędzy tymi piórami dojrzołek… nasego znajomego kreta!
– Ty beskurcyjo! – zawołołek oburzony. – Najpierw niscyłeś Oreckowe kwiatki, a teroz plugawis wodzowski pióropus?!
– Przepytuje piknie, ale mom prośbe – pedzioł kret.
No, nie! Co za tupet! Narobił skód, a teroz jesce myśli, ze jo bede jego prośby spełnioł!
– A jako to prośba? – zaciekawiła sie Maryna.
– No bo widzicie, krześni – kret zwrócił sie ku orlicy i ku mnie. – Te indiańskie śpiewy wokół mojego kopca brzmiały tak piknie! Tak sakramencko piknie! Mógłbyk ik słuchać w nieskońconość! Cy moglibyście zatem popytać tyk Indian o zgode, cobyk mógł se zamieskać wroz z nimi?
Tako prośba zupełnie mnie zaskocyła. Ale syćko przetłumacyłek wodzowi z języka kreciego na psi.
– Na mój dusiu! – Ku mojego zdumieniu wódz był zakwycony. – Spotkołek juz wielu takik, ftórym barzo podobały sie nase śpiewy i tańce. Ale jesce nikomu nie spodobały sie jaz tak barzo, coby od rozu zapragnął sie do nos przeprowadzić! Ocywiście ze ślepy brat moze u nos zamieskać! W nasym rezerwacie na pewno nojdzie sie dlo niego jakiesi pikne miejsce. Howgh!
– Jednak musom być w tym jakiesi środki halucynogenne – mruknął tymcasem do siebie pon burmistrz. – Bo przez kwile wydawało mi sie, ze widze, jak wódz godo z tym biołym psem.
I tak to było, ostomili. Potem pon porucnik wrócił na posterunek, pon burmistrz wrócił do swoik obowiazków, Indianie wrócili do rezerwatu, a my z Marynom wrócili do Polski. Ino kret nika nie wrócił, tylko wroz z Indianami sie zabroł.
Tak więc mom nadzieje, ze teroz juz u Orecki nifto zodnyk tuneli nie ryktuje i zodnyk roślinek nie niscy. Jeśli jednak ftosi to robi – to juz musi być jakisi inksy kret. Bo ten, ftóry był tamok wceśniej – teroz piknie wśród Indian se zyje. Howgh i hau!
* Fto nie wierzy, ze burmistrz Seattle jeździ słuzbowo na rowerze, niek poźre tutok, ka jest wyraźnie napisane: Ten nas ostomiły pon burmistrz miesko se w Greenwoodzie wroz ze swom śwarnom zonom i trójkom piknyk dzieciacków. A taki to jest z niego siuhaj, ze straśnie, ale to straśnie lubi jeździć do roboty na swym burmistrzowskim rowerku oraz pomagać w trenowaniu kosykówkowej druzyny jego dzieci. Haj.
Komentarze
Przeczytałem 🙂 Miło poznać z opowiadań wodza- Przeziębionego Łososia. Rzeczywiście temat Indian, jak doniosła Orca podczas Twojego pobytu za Wodą- powraca…
Kret już raz się ukrył niezauważony:) jeszcze może się okazać, że… :):)
Wrocilam z obiadu swiatecznego. Objadlam sie pieczonym indykiem z sosem zurawinowym i widze, ze kreta nie ma. Za to jest opis tego, co sie stalo pod moja nieobecnosc.
Owczarku, dziekuje za rozwiazanie problemu w swoim imieniu i w imieniu kwiatkow. Mowia, ze osoby niewidome sa bardziej wrazliwe na muzyke. Okazuje sie, ze to samo dotyczy kretow.
Informacja, ktora moze jest lub nie jest zbiegiem okolicznosci.
W tym roku zaczeto burzenie wiaduktu Alaskan Way Viaduct, ktory prowadzi wzdluz centrum miasta. Mieszkancy miasta przeglosowali, ze nie chca tego wiaduktu. Burmistrz, Mike McGinn, podpisal projekt, aby pod miastem wykopac tunel…
Orca! …:) Orca wie jak mnie wybudzić 🙂
obiecane –
moje zdjęcia i mojej cioteczki zakochanej w górach !
https://picasaweb.google.com/118136395068443714434/RysyPazdziernik2011#slideshow/5678722994659928946
tak sobie czytam te zaległe Owczarkowe wpisy…no i widzę, że…a raczej nie widzę Any, Basiecki i innych
kurde no
Czytając, naśmiałam się i napłakałam (ze śmiechu i grozy na przemian), popijając teinową wodę.
Mam jedną wielką pretensję, Owczarku – jak z Maryną na tę stronę Wielkiej Wody, to dlaczego na chwilę nie na popas u mnie?! 🙁
Ode mnie do Orcy jakieś 5000 km (z groszem), bym was nakarmiła (kulinarnie), wsparła posiłkami (oddział chipmunków może?)
Pamiętaj Owczarku, że mamy wysłanników na Islandii i nie trzeba tak cały czas lecieć nad Wielką Kałużą, można tam się wpół drogi na złapanie oddechu (jałowcowej oraz kufel żywca, owszem, w centrumie Reykiaviku jest polski sklep!) zatrzymać. Rozumiem, że to była szybka akcja, ale w razie następnej draki daj znać 😉
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/IslandiaKwiecien2011#5599227237701893746
Tak po cichu (cichuteńku) to wiadomo, że swoich wysłanników mamy wszędzie, od Seattle po oba bieguny i wszystkie kontynenty po drodze 😉
To nasz wysłannik (Owczarkowy Łącznik!) na Islandii, rasowo „border collie”, czyli nieco inny owczarek, ale nasz ci on jest! Od razu sobie pomyślałam – no proszę, owczarkowy komitet powitalny działa na całym świecie! Nie zdążyłam do niego zagadać, a on już łape wyciagnął, pogadał, powiedział, co tu w okolicy warto obejrzeć i tak dalej.
A to zdjęcie – serio! – zrobiłam (poprosiłam o zrobienie) z myślą o Blogu, no bo jak tu nie pomyśleć, kiedy cłeka wita w dość dalekim kraju-wyspie Owcarek, niekoniecznie Podhalański, ale kuzyn na pewno 🙂
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/IslandiaKwiecien2011#5597707555264577202
Radwi,
z całym szacunkiem, ale Ty nie wrzucaj nad moim ranem samiuśkich Tater, bo nie dośpię, a powinnam 👿
Piękne. I upraszam się o wiecej, ale teraz chybam do wyrka dospać 😉
Cos mi sie zdaje,ze jakas podejrzana grupa kretow,zostala zrzucona(cichcem?) na nasza Kraine Wiatrakow!!!Wczoraj mialam okazje „podziwiac” rezultaty ich kreciej roboty na ulubionej lace.Wlasciwie laczka przypominala Marsa usianego kraterami 😮
Chyba przyjdzie polubic te zwierzaki,bo walka z nimi,jak walka z wiatrakami.Juz zreszta byl taki jeden, co sobie lance na nich polamal,chyba na imie mu bylo Don Kichot?? 😉 😀
Hej.
Ps.Radwi-jak nas nie bylo w budzie,to tylko chwilowo.Czasami rzuci los czlowieka tu i tam,ale zawsze wracamy 🙂
Zaraz tu nam stronę zmienią. Ciekawe, jak będzie wyglądać, bo na blogu Pani Doroty krytyczne uwagi, wydaje się, przynoszą skutek.
Idę zbierac podpisy od mieszkańców. 🙁
mt7 pisze: Zaraz tu nam stronę zmienią.
Kto? Krety? :-0
Radwi, jestem! 😉 😀
Mimo, że zaległości wirtualne mam wręcz straszliwe* 😉 – zrobiłam sobie szybką przebieżkę po Twoich Rysach… — super tylko czemu** październik skoro widzę daty 26/7 września?… To już raczej tegoroczne moje (od Morskiego)*** – 30 września (a dzień później (czyli rzeczywiście październik ;)) – Tatry Bielskie)… 😀
_____
*za to real na bieżąco – zawsze coś 🙄
** widzę tam też jakieś nie-Rysowe motywy 🙂
*** ludzie wciąż komentują i piszą maile, że mają pozytywne wrażenia estetyczne 😎 – może więc i Tobie się spodoba ten album…
…A od Popradzkiego (czyli jak Ty) szłam ostatnio w 2009 — tyz piknie tylko łańcuchów mniej i mniej szafirowego prawie-tuż-pod-stopami 😉 😀
*********************
Ooooowczarku, ktoś powiedział, że w listopadzie nuda, odpoczynek*, nerwice i depresje… straszne, wierutne bzdury!!! —
— …koncerty własne, koncerty cudze, stulecia (Drużyny harcerskiej), inne rocznice, prace, inne prace, jeszcze inne prace, towarzystwa, jeszcze dawniej nie dopieszczane towarzystwa… kolejne prace…
…Dwa Twoje najnowsze wpisy przeczytam uważnie i ze smakiem tudzież apetytem (wyposzczonym :lol:) w ten weekend, podobnie, jak już ostrzę sobie ząbki ❗ na zaległości u TesTeqa, Abnegata, PAKa… i Całego Zaprzyjaźnionego Kręgu…
To na razie!
😀 😀 😀
_____
*nawet żeśmy tu kiedyś Weekend Św. Spokoju uchwalowali… 😯
…Ale ale — jak te blogi działają!!!
➡ …Widziałam kątem oka jakieś linki w mailach (brak czasu)… I dopiero teraz (w tych minutach), gdy kliknęłam w moim blogu i odsłuchałam nową mruczankę Leonarda Cohena — skojarzyłam, że ‚tamto mailowe’* to było to samo! 😀
______
*od realowych znajomych… zaprzyjaźnionych od dwóch dekad 😳
Ana,
wydaje się, że nie masz wyjścia – nie da się wytępić, trzeba polubić 😉
Oj…ten Weekend Świętego Spokoju to datowo „przenośny” trochę, wypada na ostatni weekend listopada, czyli było nie było – od piątkowego popołudnia można swiętować 😉
Nie znalazłam polskiej wersji, zdumionam, dlaczego, ale niech będzie i rosyjska, też piękna:
http://www.youtube.com/watch?v=SnM6Ya81pRE
Kiedy będę mieć forsy jak lodu
Kiedy poznam rozkosze zamęścia
Czy przybędzie mi trochę rozumu
Trochę szczęścia…
Gdy się wdrapię na szczyt tego świata
Poznam jego i czary i mary
Czy przybędzie mi trochę nadziei
Trochę wiary…
A tymczasem leżę pod gruszą
Na dowolnie wybranym boku
I mam to, co na świecie najświętsze
Święty spokój…
A tymczasem leżę pod gruszą
A świat obok płynie leniwie
I niczego więcej nie pragnę
Wręcz przeciwnie…
Gdy zasłużę na zbrodnię i karę
Kiedy wygram, co jest do wygrania
Czy się będą mi starzy znajomi
Jeszcze kłaniać…
Gdy wybiorę się w podróż do nieba
Gdy mnie złożą w ostatnie pudełko
Gdy przypomni się kamyk zielony
Stare szkiełko…
A tymczasem leżę pod gruszą…
Przemyśl!*
— Jakie mądrości teoretyczne i praktyczno-życiowe wyniosłaś z ostatniego Owczarkowego wpisu?
➡ „ty niegodziwy krecie o tchórzliwym sercu” — uniwersalny chwyt polemiczny 🙄
➡ „przyspieszony kurs pływania tylko dla orłów” — postanowienie noworoczne, że wreszcie zrobię użytek z podręcznika doskonalącego pływanie „w weekend” 🙄 (prezent sprzed kilku lat od Braciszka)
➡ ” – To u mnie rodzinne – odpowiedzioł kret. – I mój wuj Glenn Ford wse barzo je lubił, i mój kuzyn James Stewart, i mój śwagier Kirk Douglas…
– Glenn Ford? James Stewart? Kirk Douglas? – powtarzołek jak echo rzucane przez kreta nazwiska. – A wy to niby fto? Moze John Wayne?
– Nie, John Wayne to mój dziadek – pedzioł kret. – Jo sie nazywom Clint Eastwood.”
— to się nazywa krecia robota wobec Owczarka Podhalańskiego!!!
➡ „Wartko przetłumacyłek wodzowi Marynine słowa z orlego na psi.” — Owczarek wielkim poliglotą jest! (Wniosek – tym bardziej i usilniej trzymać sztamę z Owczarkiem! :cool:)
➡ „trza wyryktować starodowny indiański taniec deratyzacyjny” — o, wysłać Indian do Londka (Zdr.)… ja w charakterze managera jednej i doradcy biznesowego drugiej strony!
➡ „Tak więc Maryna odfrunęła nie z jednym nakryciem głowy, ino z dwoma – jednym copkowym i jednym tupecikowym.
– Hahaha! – zaśmiały sie stojące za policjantami telewizyje ekipy. – Piknie sie nom to syćko sfilmowało! Ale bedziemy mieli niusa! Heeej!”
— Mają czasem tupecik z tymi polowaniami na niusy, prawdaż?
➡ „No to na kofeinowom wode!” — Owczarek poszerza swe menu, czyńcie tak samo ❗ (i fajki wodnej spróbujcie po fajce pokoju… ;))
➡ morał ogólny (choć jeszcze przemyśl!) jest że tupety czasem chodzą parami, rower ósmym cudem świata jest, samolot dziewiątym, auto dziesiątym, co b/B tak czy owak głosi od 25 lat…
…A teraz marsz na katarzynki/andrzejki – niby do 22:00 jeszcze chwilka czasu, ale kreciego pędzelka do makijażu brak… trzeba użyć zwykłego, jukejskiego… ;]]]
_______________
* własnie mi się przypomniała fraza, która zawsze wieńczyła notatkę dyktowaną nam na religii w podstawówce
Do Radwicka
„Miło poznać z opowiadań wodza- Przeziębionego Łososia.”
Bajuści! Potela miło zbocowuje nas wspólny napad na autobus śtyry roki temu (znacy sie mieli my wyryktować napad na dylizans, ale jako ze w dzisiejsyk casak dylizansy po Dziki Zachodzie juz nie jezdzom, to… na bezdylizansiu i autobus dylizansem). Wspólny napad na kreta tyz na pewno bede piknie zbocowoł.
„tak sobie czytam te zaległe Owczarkowe wpisy…no i widzę, że…a raczej nie widzę Any, Basiecki i innych”
Wielu jest i takik, co nie zaglądo tutok znacnie dłuzej. To by potwierdzało ogłosonom juz kiesik teorie (nie boce, fto jom ogłosił), ze… istnieje zycie pozablogowe 😀
Do Orecki
„W tym roku zaczeto burzenie wiaduktu Alaskan Way Viaduct, ktory prowadzi wzdluz centrum miasta. Mieszkancy miasta przeglosowali, ze nie chca tego wiaduktu. Burmistrz, Mike McGinn, podpisal projekt, aby pod miastem wykopac tunel”
Sprytny ten burmistrz! Wynolozł sposób na krety! Bo kie te krety uwidzom, ze ftosi umie ryktować tunele jesce więkse niz one, to sie zaroz poobrazajom i powynosom sie syćkie z Seattle 😀
Do Alecki
„Mam jedną wielką pretensję, Owczarku – jak z Maryną na tę stronę Wielkiej Wody, to dlaczego na chwilę nie na popas u mnie?!”
Maryne Krywaniec spotkałaś, Alecko, w Południowej Afryce, ino nie zwróciłaś wte na niom uwagi. A mi… cóz… nie udało sie w swoim casie dojechać do Chłopskiej Zemsty. Ba udało sie to przynajmniej mojemu wysłannikowi. Ale jako ze pon kapitan Wrona na emeryture chyba jesce nie odchodzi, to moze bedzie okazja jesce kiesik zakradnąć sie do pilotowanego przez niego samolota do Hameryki Bynajmniej Nie Południowej?
„To nasz wysłannik (Owczarkowy Łącznik!) na Islandii, rasowo ‚border collie'”
A to on juz chyba powyzej poziomu hol se zyje? Cyli jest to owcarek juz nie pod-, ino nad-halański!
„czyli było nie było – od piątkowego popołudnia można swiętować”
Na mój dusiu! To całe scynście w takim rozie, ze my z Marynom zdązyli te sprawe z kretem załatwić przed tym weekendem! Inacej – z weekendu świętego spokoju byłyby nici 😀
Do Anecki
„Cos mi sie zdaje,ze jakas podejrzana grupa kretow,zostala zrzucona(cichcem?) na nasza Kraine Wiatrakow!!!”
Anecko, a cy holenderskie krety tyz lubiom indiańskie tańce? Bo jeśli tak – to moze trza by im zaproponować przeprowadzke za ocean? Chociaz z drugiej strony… kieby krety z całego świata posprowadzały sie do indiańskik rezerwatów, to Indianie byliby chyba bidni 😀
Do EMTeSiódemecki
„Zaraz tu nam stronę zmienią.”
Na rozie – po storemu. Pozyjemy, zobacymy, co bedzie, jak bedzie po nowemu 😀
Do TesTeqecka
„Kto? Krety?”
A fto je tam wie, skoro one działajom ino w podziemiu! 😀
Do Basiecki
„‚Wartko przetłumacyłek wodzowi Marynine słowa z orlego na psi.’ – Owczarek wielkim poliglotą jest!”
O! Tutok przydałoby sie uściślić, ze to nie poliglotyzm, ino instynkt. Owcarki instynktownie rozumiom, co godajom krety i orły, orły instynktownie rozumiom, co godajom owcarki i krety, krety instynktownie rozumiom… i tak dalej. Podejrzewom nawet, ze z tom wiezom Babel to było kapecke inacej, niz syćka myślom. Tako budowa to musiało być wielkie międzynarodowe przedsięwzięcie. Budownicowie godali więc róznymi językami, ba rozumieli sie instynktownie. I kara polegała nie na tym, ze nagle zacęli róznie godać (no bo to przecie niemozliwe, coby w jednom dobe naucyć sie zupełnie nowego języka), ino po prostu nagle stracili ten instynkt. Tako właśnie była kara za te pierwsom w historii świata samowole budowlanom 😀
Owczarek i Maryna zakonczyli swoja wizyte. Zalaczam ponizej sprawozdanie z tej wizyty. Oprocz napadu na kreta, Owczarek i Maryna zwiedzili okoliczne miejsca i zapoznali sie z tutejsza zywina.
Na poczatku Owczarek i Maryna pokonuja ostatni odcinek podrozy do Seattle samolotem.
Nastepnie zwiedzaja miasto i, tak jak pisal Owczarek, odwiedzaja pierwsza kawiarnie Starbucks. Towarzyszy im na rowerze burmistrz miasta Mike McGinn.
Nastepnie Kudlaty Brat pojechal na lunch do Indian Makah.
Dalej ogladamy tance wokol ogniska i spiewy Indian Quinault. To chyba ta muzyka i te tance spodobaly sie kretowi.
Po przedstawienu Owczarek i Maryna zapoznali sie z wieloma mieszkancami okolic.
Wizyta nie moglaby sie odbyc bez odwiedzenia Fort Clatsop. Jest to miejsce, gdzie wielcy podroznicy Kapitan Lewis, Kapitan Clark, Sacagawea z synem, czlonkowie grupy i pies Seaman spedzili zime po przejsciu kontynentu do wybrzeza Pacyfiku.
Na zakonczenie Rona Yellow Robe Walsh z plemienia Chippewa Cree wykonuje „Winter Solstice”.
Kudłaty Brat i Skrzydlata Siostra poznali tu wielu nowych przyjaciol.
Dziekujemy za wizyte i za piekny opis tej wizyty.
Howgh
http://www.youtube.com/watch?v=4zXcKBY_5wo
Rzeczywiście Basiecka, nie liczę godzin i tak dokładnie pewnie dlatego w mojej pamięci z październikiem wiąże te wyprawę! Pomyłka jest niewielka 🙂 oczywiście strasznie przepraszam. Intuicyjne wnętrze picasa tak mnie zaabsorbowało, że nie zwróciłem uwagi na podpis pod zdjęciami…Zdjęcie pozarysowe, a które???
kurde no
-tłumaczy się tylko winny! ja się lubię czasami tłumaczyć. That’s who I am*
*z j ang. taki już jestem.
Ana . ciesze się ,że wracacie no bo jest…co poczytać!
Alicja! Też mnie kusi, aby idąc z komórką- aparatem, pomyśleć o ciekawym blogu, żeby moim owczarkowym zdaniem wyrazić czasami coś ciekawego Piękny piesek. Zwierzyłem się w domu, że bloguje…nawet mama pomyliła mnie …mówiąc po moim powrocie z przechadzki: gdzie byłeś owczarku.
Ja na to, że owczarkiem przecież nie jestem. ba…góralem prawdziwym nawet nie jestem ;p, choć urodziłem się w Zakopanem to jak miałem roczek przeprowadzili mnie do Krakowa, jestem ceprem…ale jak blog Owczarka jest mi bliski..przypomina mi Zakopane, które odwiedzam niestety nieczęsto!
kurde no 🙂
te piosenki…. ja mam niewiele ulubionych piosenek. To już mamy październik, nie listopad….niedługo grudzień…
a te znacie?:)
http://ironmati.wrzuta.pl/audio/56M4oB7BmgQ/perfect_-_przezyjmy_jakos_te_zime
Basia-sprostowanie!
Sprawdziłem. Zdjęcia datowane 26.10 to z mojej komórki w rzeczywistości to musiał być 27.10 bo ja i ciocia byliśmy tego samego dnia na tym samym Szczycie. a zdjęcia dorzuciłem omyłkowo inne z Jej aparatu, bo były bardzo ładne.
Twoje zdjęcia są rzeczywiście bardzo ładne. Ja Rysy tylko to podejście. I tak i było dla mnie trudne, sam nie wiem, czy raz jeszcze bym się wybrał w takie góry.
No. mam czyste sumienie.
korekta!
usunąłem to były zdjęcia bodaj Czarnego Stawu Gąsienicowego. Dziękuje Basiu.
Do Orecki
„Dziekujemy za wizyte i za piekny opis tej wizyty.”
A jo piknie dziękuje, Orecko, za pikny filmowy reportaz z tej wizyty. Nawet nie spodziewołek sie, ze taki powstanie. Tym bardziej pikno niespodzianka! Howgh! 😀
Do Radwicka
„Zdjęcia datowane 26.10 to z mojej komórki w rzeczywistości to musiał być 27.10 ”
Nimo sie co przejmować, Radwicku. Z jednego prostego powodu – my tutok syćka jesteśmy ponadcasowi 😀
Orca! „Do Orecki
?Dziekujemy za wizyte i za piekny opis tej wizyty.?”
ojaaaa. przepiękny:) pani tak ładnie gra.. 🙂
.
Owczarku,
Byliscie z Maryna bardzo zajeci i nie zwracaliscie uwagi na kamere. Stad niespodzianka, ze ten material istnieje.
Mam kolejne podziekowanie, ktore moja znajoma prosila, aby Tobie przekazac. Chodzi o „najgroźniejso broń”, czyli wałek. Znajoma z przerazeniem slucha moich opowiesci o spaniu w namiocie w gorach. Uwaza, ze jesli musialaby spac w namiocie, to wokol namiotu rozsypalaby puste luski od naboi w celu odstraszenia napastnika.
Teraz znajoma bedzie spokojnie spala w gorach. Przed namiotem powiesi wałek.
Radwi,
Rzeczywiscie ta pani piknie gra. Muzyka, ktora slychac podczas wiekszosci wideo jest rowniez jej kompozycja. Utwor nazywa sie „Country Road”.
Rozmawialam z nia po wystepie, kupilam CD i zapytalam, czy moge wykorzystac jej nagrania na youtube. Rona nie miala nic przeciwko temu.
Dzieki temu w Budzie mozemy sluchac jej utworow.
Radwi,
ja z tych przedpotopowych, co to nie posiadają komórki, żadnej, nie tylko takiej, co to można zdjęcia cykać 🙄
Nie wiem, czy to źle czy dobrze, ja nie narzekam. Jest to smycz (pardąsik, ale jest!), za pomoca której można człeka odnaleźć wszędzie, wystarczy zadzwonić.
Cenię sobie tę ślebodę, nie ma mnie, kiedy mnie nie ma – skrzynka kontaktowa jest via e-mail, zaglądam często i się skontaktuję, jak tylko bedę mogła.
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nic szczególnego się u mnie nie dzieje i nie muszę z racji zawodu czy spraw rodzinnych „być pod telefonem”.
Pewnie to znacie, ale piękna ilustracja „komórkowania” 😉
http://www.youtube.com/watch?v=lLKaNQyySY8
O, i może już to podawałam.
Dobranoc ode mnie 🙂
Orca 🙂 niby takie czujne psisko z naszego Owczarka, a nic nie nie zauważył
Tak się zastanawiam, czy większego wrażenia na krecie nie zrobiłaby sama Maryna – gdyby tak przytupując zgrabną, pazurzastą nóżką zaśpiewała:
ija ija ho
coś by się zjadlo
ija ija ho
Owczarku, co na to krecia intuicja? 😉
Dzisiaj spedzam dzien „na sportowo”,tzn kibicuje komu sie da,a zwlaszcza naszym.Panowie Matkowski i Frystenberg,beda „lamac” swe rakiety w finale najlepszych deblistow!!! Wspaniale zakonczenie sezonu dla naszych wytrwalych tenisistow.Trzymam kciuki za powodzenie!!!!!!!!!!!!!!!!! 🙂
Poziralam tyz na skoczkow i narciarzy(ki), idzie ku lepszemu 😉
W Finlandii juz zima,u nas dmie,ale jutro znowu slonce i 12 st plus 😮 Wiosnie jakos niespeszno???
Ciao amici.
emi,
Kret, slyszac Maryne spiewajaca
ija ija ho
coś by się zjadlo
ija ija ho
zadzwonilby do samej Krainy Wiatrakow na numer 144 i wniósł skarge, ze on jest „friendly mole”, a ta pani z dlugimi paznokciami go molestuje.
Dlaczego Owczarek nie zauwazyl kamery nie wiem. Przyczyną mogla byc roznica czasu. Mogl rowniez przemycic dwie butelki Smadnego i wypic z Przeziebionym Lososiem na powitanie. Moze odwrocil jego uwage fakt, ze do piwa zamiast jalowcowej, Owczarek i Przeziebiony Losos jedli pieczonego lososia.
Na lotnisku, po przejsciu obok napisu „Welcome to the United States” oficer graniczny zabral Owczarkowi jalowcową, natychmiast zjadl Polish kobasa na oczach zrozpaczonego Owczarka i Maryny, a na koniec dolozyl im kare za przewoz zywnosci.
To sa stresujace sytuacje, ktore moga ograniczyc czujnosc nawet Owczarka.
Bry!
Podaję fotki z zajęć wczorajszych, doroczna tradycja jesienną:
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/November262011
Wczoraj wybraliśmy się na doroczna przejażdżkę jesienną naszą Bath Road
(Łazienkowa Droga), która na zachód od nas ciągnie się do miejscowości Bath (jakieś 10 km), a potem dalej, aż do promu przez zatokę Picton. Dobre ponad 50 km jazdy.
Jadąc na zachód od nas, po lewej stronie jezioro, po prawej farmy i za Bath sporo ogrodów i winiarni lokalnych. Ogrodnicy sprzedają nie tylko owoce (o tej porze jabłka i gruszki), ale także mydło i powidło ? powidło w sensie dosłownym, soki, dżemy, miody, nabiał itd. placki domowego wypieku, ja skusiłam się na świeżutką pizzę oferowaną jako poczęstunek, miody, nabiał itd. ? wszystko własnej produkcji.
Jabłka na zimę kupujemy od miejscowych ogrodników, bo trzeba wspierać swoich sąsiadów. Miejscowi to ci na Highway 33 😉
Jest to zresztą tanio, że taniej być nie może, za mniej więcej 7.5 kg ( half a bushel po tutejszemu) złotych renet, i to własnoręcznie wybranych, zapłaciliśmy marną dychę (10$).
W sklepie takich renet nie ma, tylko jakieś tam jabł?a, które dla mnie są niejadalne i niewarte centa (zapytam Jerzora, jak wróci z przejażdżki rowerowej, po ile jabłka w sklepie).
Ponieważ małych, lokalnych winiarni też jest na tej trasie kilka, wstąpiliśmy do piekieł. Wina w nich są droższe, niż w sklepie winnym, ale warto zapłacić, bo są dobre. Cały ten teren to podłoże wapienne i latem zawsze słonecznie, jesienia też.
Dlaczego droższe wina ? bo to są małe winiarnie, a warunkiem przyjęcia towaru do naszych sklepów monopolowych (tak, tu jest monopol, wina, piwa, wódki w zwyczajnym sklepie nie kupisz!) jest minimalna ilość 50 tys. butelek. Mała winiarnia nie jest w stanie tyle wyprodukować (a na masowej produkcji się zarabia) to nie jest przemysł, to jest sztuka. Koszty produkcji są większe, ale wszystkiego dogląda właściciel i zawsze możesz do niego pojechać z pretensjami, albo z pochwałami. Nic nie wiem o pretensjach, wiem, że mimo wyższych cen te winiarnie zarabiają na siebie i mają wielu zwolenników.
My jeździmy tam tylko jesienną porą, taka tradycja ? po jabłka, a po drodze jakaś winiarnia.
Pysznie było!
Do Radwicka
„ojaaaa. przepiękny:) pani tak ładnie gra…”
Bajako, gro barzo piknie. Nimom wątpliwości, ze ten nas kret tyz byłby zakwycony 😀
Do Orecki
„Teraz znajoma bedzie spokojnie spala w gorach. Przed namiotem powiesi wałek.”
No, kie mój baca widzi mojom gaździne z wałkiem, to woli jej sie za barzo nie narazać. Nimom więc wątpliwości, ze zodno bestia nie śmie tknąć kogosi, fto śpi w namiocie, przed ftórym złowrogi wałek wisi.
„Rozmawialam z nia po wystepie, kupilam CD i zapytalam, czy moge wykorzystac jej nagrania na youtube. Rona nie miala nic przeciwko temu.”
Nie miała nic przeciwko? Na mój dusiu! Jeśli zajrzy kiedykolwiek do Owcarkówki – to wielki kufel Smadnego i wielki pikny kawał kiełbasy jałowcowej dlo Rony!!!
„Mogl rowniez przemycic dwie butelki Smadnego i wypic z Przeziebionym Lososiem na powitanie”
Potwierdzom, przywiezłek, Przeziębiony Łosoś woli nie pić ognistej wody od bladyk kuf, ale od owcarków – nimo nic przeciwko 😀
Do Alecki
„Pewnie to znacie, ale piękna ilustracja ‚komórkowania’
http://www.youtube.com/watch?v=lLKaNQyySY8 ”
Jo znołek ino te pierwsom cynść. No tak cy siak – co se tamok pon Stuhr junior pogodoł, to se pogodoł.
„Wczoraj wybraliśmy się na doroczna przejażdżkę jesienną naszą Bath Road (Łazienkowa Droga)”
A jo se myśle, Alecko, za Bath Road to w tłumaceniu na polski bedzie racej – Trasa Łazienkowska 😀
Do Emilecki
„niby takie czujne psisko z naszego Owczarka, a nic nie nie zauważył”
Ale za to teroz, Emilecko, taki film to kolejny pikny dowód, ze syćko, co jo tutok godom, to nie som moje wymysły, ino scyro prowda.
„Tak się zastanawiam, czy większego wrażenia na krecie nie zrobiłaby sama Maryna ? gdyby tak przytupując zgrabną, pazurzastą nóżką zaśpiewała:
ija ija ho
coś by się zjadlo
ija ija ho
Owczarku, co na to krecia intuicja?”
Przyznoje, ze nie wiem. Dopuscom nawet takom mozliwość, ze kret zacąłby śpiewać: Widziałem ooooorła cień! 😀
Do Anecki
„Dzisiaj spedzam dzien ‚na sportowo’,tzn kibicuje komu sie da,a zwlaszcza naszym.Panowie Matkowski i Frystenberg,beda ‚lamac’ swe rakiety w finale najlepszych deblistow!!!”
Jo tyz trzymom kciuki, kie oni grajom, choć kie poni Agnieszka gro, to trzymom mocniej, bo ona śwarniejso 😀
Ano na nic sie zdalo nasze kibicowanie,bo Panom Matkowskiemu i Frystenbergowi nie udalo sie wygrac!Szkoda,ale to i tak wielki sukces.Przedrzec sie do finalu,to juz wielka sztuka!!!
Alicjo-fajnie,ze jest okazja zakupow miejscowych produktow.Powinno sie wspierac lokalnych producentow.To czym nas karmia supermarkety wola czesto o pomste do nieba 🙁 Swiat zatoczyl kolo i zaczynamy wracac do zdrowej zywnosci i oby tak dalej!
Hej.
Przemianuję z ochotą na Trasę Łazienkowską, Owczarku 😉
Tylko dla tubylców – ciężko wymówić 🙄
Chłopaki połamali rakiety 🙁
Nic nie szkodzi – zaszli wysoko i dali z siebie, co mogli. Udaję się do kuchni, bo u mnie ta pora, kiedy trzeba coś zjeść (schab pieczony już dochodzi).
Blade kufy za to chetnie kupuja ognista wode od krewnych Przeziebionego Lososia. Nie tylko dlatego, ze nie placi sie tam podatku, ale rowniez dlatego, ze jest o wiele wiekszy wybor i nizsze ceny.
Ostatnio widzialam w sklepie u krewnych Przeziebionego Lososia absynt. W Europie to pewnie zadna sensacja, ale tu sprzedaz absyntu jest zabroniona. Krewni Lososia w swoich sklepach nie podlegaja tym przepisom. Sprzedawca od razu podal mi przepis na „purple haze” tak, jak to robil i pil Jimi Hendrix. Absynt zmieszany z bourbonem. Jimi Hendrix pochodzil z tych stron, wiec ta mieszanka wybuchowa jest podobno bardzo popularna.
Kret mógłby zaśpiewć : Widziałam orła cień 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=ejmRgns_w1Y
Ja najbardziej lubie piosenki Ani Jantar. Poproszę Was o komentarz, no bo mam bardzo niewiele 🙂
Chciałem polecić Wam książkę: Adam Miklasz „Polska Szkoła Boksu”. Historia wyjazdu emigracyjnego do Angli. Sam mam za sobą podobny wyjazd- Ana! Byłem w Holandii za pracą w miejscowości Amerzoden najbadziej mi się podobało. Pracowałem tam w piekarni.
Byłem też w miejscowości Hertogen Bosh. Wiesz gdzie to?
wybaczcie mi prosze, jeśli fałszywa nuta…
Radwi – moje ulubione z polskich to Niemen, Demarczyk, nieco z Budki Suflera (ale tej dawnej Budki) i jeszcze by się coś znalazło, Skaldowie, Stan Borys, Krystyna Prońko…
Ale to sprawa gustu, wiadomo – każy ma swój.
Za chwilę udaję się na operację lewej ręki, na wszelki wypadek trzymajcie kciuki, żeby Chirurg byl precyzyjny i dobrze mi tam wszystko poustawiał, albo w razie draki poproszę Owczarka, żeby nasłał na niego Marynę Krywaniec!
No dobra, wybieram sie, doniosę potem, jak poszło (prawą rękę zostawiam na później, tez jest do chirurgicznej obróbki 🙄 ).
Radwi-oczywiscie,ze wiem gdzie to jest.Lubie zwlaszcza s’ Hertogenbosch,piekne miasto,chociaz od nas spory kawalek! Ale do moich ulubionych miast nalezy przede wszystkim Haga.Jakos czuje sie tam najlepiej.W tym miescie jest wszystko piekne-zabytki,morze,muzea,galerie,urocze uliczki………………..no jednym slowem „to je to” 😉
Alicjo- „wsio” bedzie OK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Trzymamy kciuki 🙂
Hej.
Owczarku – jak zwykle jesteś wspaniały!
Nie tylko masz niesamowite przygody, ale jeszcze pięknie i zajmująco je opowiadasz.
Pozdrawia zapalona czytelniczka, która ośmieliła się po raz pierwszy odezwać.
„…Te słowa całkowicie uspokoiły orlice. Ona sama(…) postanowiła sprawdzić, jak to jest, kie ląduje sie na brzuchu. Spróbowała i „… 🙂
Orlica i Owczarek? Są po udanej wyprawie. A Kret? Z opowiadania wynika, że „obrócił się plecami” 😉 a to nie najprostsze, trenowaliście?
‚widziałem ooooorła cień’
a widzisz Owczarku, teraz się wyjaśniło dlaczego krecik ciągnąc tobołek mruczał:
Odszedłem, bom musiał, twój cień mnie tak goni
I każe wieść życie Cygana,
Lecz wszędzie na lądzie, czy morzu wciąż dzwoni
Najdroższe to słowo, kopanie
O, nie płacz, ja wrócę, podkopię się i…
I uśmiech zobaczę w Twych oczach,
Uśmiechnij się, pomyśl, że życiem mym to,
Że kopiec nas znowu zjednoczy.
***
Alicjo, powodzenia! i żeby goiło się jak na mieszkańca Budy przystało 😉
Posmiejmy sie razem.Oto pare przyladow z dzieciecych zesztow:
Napoleon umarl na Helenie.
Krolik ma glowe,uszy i linienie.
Strazacy spia w kelesonach i maja tam dzwonki alarmowe.
A do kotletow byla salata,ktora mama przyprawila potem.
Ludwik XIV byl samolubem.Twierdzil,ze Francja to ja.
Meteorloldzy wychodza trzy razy dziennie ogladac swoje narzady.
Kangur ma leb do gory,dwie krotkie przednie konczyny,dwie tylne,a w worku na brzuchu ma malego i dlugi ogon.
Robak,ratujac Tadeusza strzelil do niedzwiedzia,ktory nie wiedzial,ze jest jego ojcem.
Byly ich tysiace,a nawet setki.
😀 😀 😀
Bry!
Ja myślałam, ze będą kroic, ale nie – jeszcze jednego specjalistę muszę widzieć, zanim co. Specjalista da mi znać, kiedy będzie wolny 🙄
No to mi trochę zejdzie.
U mnie paskudnie dzisiaj, leje, wieje, temperatura spada.
No trudno, koniec listopada, i tak dobrze żarło do tej pory!
A propos żarcia, lecę do kuchni 🙂
p.s.
Dzięki za wsparcie blogowe, jeszcze się przyda!
Do Anecki
„Ano na nic sie zdalo nasze kibicowanie,bo Panom Matkowskiemu i Frystenbergowi nie udalo sie wygrac!Szkoda,ale to i tak wielki sukces.”
Jak to godajom cepry: roz na wozie, roz pod wozem. Co w tłumaceniu na góralski (Tischnerowski góralski) brzmi: wse wierchowoł nie bedzies, ale coś uwierchowoł, to twoje!
„Napoleon umarl na Helenie”
On sam – pewnie by nie mioł nic przeciwko 😀
Do Alecki
„Dzięki za wsparcie blogowe, jeszcze się przyda!”
No to wspieromy, Alecko, cały cas! A ten cały doktór od krojenia ocywiście ze niek wie, ze jeśli cosi sknoci – to nie ominie go straśliwo kara z ręki (znacy sie – ze śpona) Maryny Krywaniec! 😀
Do Orecki
„Blade kufy za to chetnie kupuja ognista wode od krewnych Przeziebionego Lososia. Nie tylko dlatego, ze nie placi sie tam podatku, ale rowniez dlatego, ze jest o wiele wiekszy wybor i nizsze ceny.”
A więc to prowda, ze kozdo akcja ryktuje reakcje! Skoro kiesik blade kufy rozpijały Indian – to teroz Indianie musom rozpijać blade kufy 😀
Do Radwicka
„A Kret? Z opowiadania wynika, że ‚obrócił się plecami’ a to nie najprostsze, trenowaliście?”
To zalezy. Jo mom, Radwicku, wytrenowany obrót plecami ku ziemi. Wte brzuch jest na wierchu, więc robie sie kapecke bezbronny, ale za to jest to jeden z najskutecniejsyk sposobów, coby wyłudzić od gaździny cosi piknego do zjedzenia 😀
Do Córecki Komturecka
„Pozdrawia zapalona czytelniczka, która ośmieliła się po raz pierwszy odezwać.”
A to witoj piknie, Córecko Komurecka! I pamiętoj, ze nawet kie sie nie odzywos, to wse mos prawo cynstować sie tutok syćkim, co se tutok nojdzies do jedzenia abo do picia 😀
Alicjo-niech sie „te specjalisty” naradza.Im wiecej wiedzy,tym lepiej dla Ciebie 😉
Jutro ostatni dzien listopada,ktory byl dla nas wyjatkowo laskawy!?
Nastepnego roku prosze niebiosa o powtorke 😉
Hej.
Córko Komtura – mam nadzieję, że nieśmiałość już Ci przeszła?
Serdecznie witam w Budzie, nie tylko w moim imieniu, ale i stałych bywalców, myślę!
Do Anecki
„Jutro ostatni dzien listopada”
Bajako! I momy rocnice powstania listopadowego! 181 roków temu grupka zapaleńców fciała wzniecić powstanie, a pomysłowi temu prociwił sie między inksymi… generała Sowiński, ftóry uznoł, ze porywanie sie na cara to bezsensowno głupota. Wyzej wymienieni zapaleńcy fcieli wte generała zadźgać bagnetami za ten defetyzm, ba w ostatniej kwili ftosi krzyknął, ze zabijać kaleke to tak racej kapecke głupio. I tylko dlotego go nie zabito. Haj. A co potem było? Fto cytoł wiers pona Słowackiego „Sowiński w okopach Woli”, ten wie. Oto jak casem przypadek moze zadecydować, fto przechodzi do historii jako bohater, a fto jako tchórz i zdrajca… 😀
Do Alecki
„Córko Komtura ? mam nadzieję, że nieśmiałość już Ci przeszła?”
I jo tyz mom takom nadzieje, chociaz nieśmiałe komentorze ocywiście tyz som mile widziane 😀
Owczarku,
Jest w tym troche prawdy, ze „Indianie musom rozpijać blade kufy”. We wielu rezerwatach Indianie sami wprowadzili zakaz sprzedazy alkoholu, aby kontrolowac konsumpcje alkoholu. Na przyklad na terenie Makah, gdzie jadles pieczonego lososia z Przeziebionym Lososiem, jest zakaz sprzedazy alkoholu. Popijaliscie Smadnego, ktory przywiozles ze soba z Turbacza.
Nie wszystkie rezerwaty wprowadzily ten zakaz. Dlatego w niektorych rezerwatach blade kufy moga zakupic trunki, ktorych nie ma w innych miejscach. Smadnego jeszcze nie widzialam, ale jest duzy wybor polskich wodek. No i absynt, o ktorym pisalam wczesniej.
Orca,
absynt…ha, ten to lekutko ponad 70% czystego spirytu 🙄
To chyba też zależy od rodzaju, ja kupiłam w Pradze czeskiej kiedyś taki zajzajer powyżej 70% czystego alkoholu. Owszem, spróbowałam łyczek zmrożonego, pod śledzika. Więcej się nie da, ale do pewnych potraw zmrożony jeden kusztyczek – jak najbardziej.
W moich okolicach absyntu nie widziałam.
Łojojoj….plucha, a na jutro zapowiadaja to białe, co to z nieba leci 🙁
Alicja,
Czyli w sklepie indianskim licza $1.00 za 1%. Tyle tu kosztuje. Jeszcze nie kupilam, ale grupowa ciekawosc wygra. To jest tu jakby „domowy” napoj, ktory zainspirowal Jimi Hendrixa do skomponowania „Purple Haze”.
Google informuje, ze dzisiaj jest 176-ta rocznica urodzin Marka Twaina.
Poniewaz dzisiaj jest srodek tygodnia, przed nami Swieta, pomyslalam o tych slowach pisarza:
„Never put off until tomorrow what you can do the day after tomorrow”.
Poslucham tej dobrej rady, aby nie odkladac do jutra, tego, co moge zrobic pojutrze.
Orca,
ja bym tego domowego napoju nie kupowała u Chiefa lokalnych Indian, natomiast polecam kupowany np. w Czechach, nie domowy, a produkcja nadzorowana, że tak powiem.
Absynt jest produkowany na bazie piołunu (i innego zielstwa), w którym występuje substancja powodująca halucynacje i takie tam różne zwidy (tujon). Można się tym nieźle zatruć, chociaż nie myślę, żeby jednorazowe spożycie kusztyczka czy kilku zrobiło straszne spustoszenie.
Mogą być zwidy 🙂
Produkcja kontrolowana to właśnie kontrolowanie ilości tej substancji w absyncie jako takim, żeby jej nie było za dużo. Poczytałam sobie o tym kiedyś po powrocie z Czech, gdzie zakupiłam rzeczony napój, bo mnie absynt jako trunek smakuje, a słyszałam legendy o jego szkodliwości.
Życie jest szkodliwe, psiakostka (za przeproszeniem Owczarka) 🙄
Wracając do tego czeskiego, miało to moc 70% alkoholu, czyli spirytu – u nas tak mocnych alkoholi nie ma w sklepach, a spirytusu w ogóle, zresztą w Stanach chyba też nie bardzo? Chociaż w Stanach są o wiele luźniejsze przepisy, u nas natomiast restrykcje, tego nie wolno, tamtego nie mozna, bo obywatel niechcący krzywdę sobie zrobi.
Obywatel i tak sobie robi krzywdę, przeważnie świadomie i chcący, ale nie ma to jak odpowiedni przepis 🙄
Alicja,
Dziekuje za informacje. Nic nie wiem na temat absyntu, poza tym, co napisalam wczesniej. Jimi Hendrix, zabroniony w U.S. Co zabronione budzi zainteresowanie.
U mnie w domu nikt nie pije tak zwanego „hard liquor”. Butelka „zubrowskiej” stoi w szafce od lat. Od swieta wypijemy z goscmi po malym kieliszku „zubrowskiej”. Jest to etniczna atrakcja.
Ten absynt w sklepie indianskim jest importowany z Francji. Wszystkie alkohole w tym sklepie sa oryginalne. Masz racje, zeby uciekac od wszystkiego, co jest produkowane w tajmniczych okolicznosciach.
Orca,
jak z Francyi, to jak najbardziej, kupuj! Bo to było tak, że Szwajcar wymyślił absynt, a Francuz odkupił od Szwajcara licencję na produkcję i podobno udoskonalił 😉
To bym z chęcią spróbowała! Habanero!
http://www.slashfood.com/2006/08/29/hendrix-electric-vodka/
Wracając do absyntu, zdecydowanie wyczuwam tam anyż przede wszystkim.
I jeszcze jedno – jak dolejesz wody, zrobi Ci się mlekowaty płyn, dla mnie nie za bardzo zachęcajacy widok. Wole malutko, kusztyczek dla smaku – i bez dodatków.
Dziewczyny-anyzu nie znosze,wiec nie pijam trunkow o tym smaku.A skoro rozmowa sie toczy o alkoholach,to zaraz sobie przypomnialam,jak w siermieznych czasach,mama „produkowala” „ajerkoniak” na spirytusie i jajcach.Potem uswietnial 😉 imnieniny i inne uroczystosci.Ach co to byly za czasy.
Teraz w domu spijamy czesciej trunki z rodziny Smadnego,niz wysokoprocentowe,te obrastaja u nas ino kurzem 🙄
Hej.
„wysokoprocentowe” to jest odpowiednik angielskiego „hard liquor”. Dziekuje.
Na pytanie „jak smakuje absynt” sprzedawca odpowiedzial:
„Never had it. If it ain’t whisky, I ain’t drinking it”.
Moze ktos potrafi to przetlumaczyc, aby oddac humor tej odpowiedzi.
Chodzi o to, ze chlopak nigdy nie pil absyntu, poniewaz pije tylko whisky.
Czyli smak anyzowy. O tym dolewaniu wody przez kostke cukru slyszalam. Podobno zmienia kolor na zielony.
Habanero to chyba tez mieszanka wybuchowa. Sama nazwa na to wskazuje.
?Never had it. If it ain?t whisky, I ain?t drinking it?.
„Nigdy nie piłem. Nie łyskacz – nie tykam” (może tak?)
Orca,
ja uwielbiam wszystko, co po ostrej stronie jest, papryczki jalapeno dla mnie to mały pikuś, chetnie słoik marynowanej spożyję (pycha!!!), a zwykłą dodaję do potraw, bo sama w sobie nie ma wielkiego smaku, tylko ostrość.
Habanero jest bardzo ostrą papryką i z tym należy ostrożnie, OSTROŻNIE!
U mnie papryka ma rowniez swoje stale miejsce w kuchni, wlacznie z habanero. Taka piekna nazwa, a ognisty diabel prosto z piekla.
Dopiero niedawno dowiedzialam sie, ze nazwa habanero jest od nazwy stolicy Cuby.
Przed chwila dowiedzialam sie,ze zmarl tworca filmow o „Kreciku” Zdienek Miler 🙁
Wychowalismy sie na jego sympatycznych filamach.Moze kreciki postawia mu w, imie pamieci, extra KOPCZYK!!!
Buona notte.
Ana,
Nie znam tego pana ani jego filmow. Czy masz moze jakis przyklad? Z przyjemnoscia obejrze.
Do Orecki
„We wielu rezerwatach Indianie sami wprowadzili zakaz sprzedazy alkoholu”
Tyz piknie! W końcu fto widzioł film „Pół żartem pół serio” (w oryginale: Some Likes It Hot) w rezyserii pona z Suchej Beskidzkiej, ten wie, ze casy prohibicji miały swój smacek. Jeśli zatem niekany tako prohibicja obowiązuje – to znacy ze tamok nadal mozno tego smacku posmakować.
„Never put off until tomorrow what you can do the day after tomorrow”
Powiedzenie znołek, ale ino w wersji polskiej. I nie wiedziołek, ze to pon Mark Twain, choć przecie cytołek go niemało! Oto jak blogowanie kstałci piknie! 😀
Do Alecki
„Owszem, spróbowałam łyczek zmrożonego, pod śledzika. Więcej się nie da”
To chyba jednak skoda, Alecko, ze sie nie do. Przecie wiadomo, ze rybka lubi pływać. A jak tutok pływać w jednym ino łycku?
„ja bym tego domowego napoju nie kupowała u Chiefa lokalnych Indian, natomiast polecam kupowany np. w Czechach, nie domowy, a produkcja nadzorowana, że tak powiem”
Cyli kupować nie u Chiefa, tylko u Czecha. Postarom sie nie pokryncić 😀
Do Anecki
„mama ‚produkowala’ ‚ajerkoniak’ na spirytusie i jajcach”
A, było cosi takiego. Jo znom wersje z laskom wanilii na dodatek.
„Przed chwila dowiedzialam sie,ze zmarl tworca filmow o ‚Kreciku’ Zdienek Miler”
Skoda cłeka 🙁 Ale przynajmniej wiadomo to, ze ten jego Krtek – wse bedzie nieśmierztelny! 😀
„Sucha Beskidzka” – czy jest moze rowniez kobasa o takiej nazwie? Jesli jest to na pewno smaczna. 🙂
Obejrzalam kilka filmow rysunkowych Zdieneka Milera o krecie. Bardzo sympatyczne.
Znacy sie… jest kiełbasa beskidzka. Jest nawet taki śpas, ze przychodzi gaździna do sklepu i pyto:
– Cy jest kiełbasa beskidzka?
A sklepowo na to:
– Bez cego? 😀
P.S. Chyba ten śpas lepiej słuchać niz cytać 😀
Bez cego? 🙂
Zamkne „Napad Indian na kreta” piosenka z Dzikiego Zachodu.
Frankie Laine spiewa „Rawhide”
http://www.youtube.com/watch?v=-ndInEV3CS4
Owczarku, piękna historia! 🙂 Kretów niestety pełno i w mojej mieścinie. Zima ponoć będzie lekka. Dziś podczas spaceru porannego (jakaś 5.15) przeleciał mi koło nosa jakiś owad. Tylko mignął w świetle latarni. A myślałam , że te latające już się pochowały….
Do Orecki
Stary dobry Frankie Lane… Dzięki, Orecko! 😀
Do Małgosiecki
„Kretów niestety pełno i w mojej mieścinie”
A to moze w tym roku Święty Mikołaj niek nie ino do prezenty, ale tyz zabiere krety? 😀
Owszem, jak najbardziej – zabrał/zebrał zewsząd i zrobił jednego wielkiego, niewidzialnego ueber-KRETA, działającego od lat (wstecznie) w pewnej głównej kwaterze… Ej, Owczarek, gdybym była zwolennikiem teorii spiskowych to bym udowodniła, żeście specjalnie ukartowali z Maryną, Aną, Orcą et Co, ten decoy cum cover-up!… —
— Na drugi kontynent latają, teksty długaśne wysmażają a tu kret siedzi i od TAK dawna ryje… w centrali, pod nosem! 😯
…nie, nie tylko Red. P a s s e n t — pół polskiego politycznego komentariatu szuka kreta… a wszystko namotał Owczarek… 🙄
Jeśli Jego Wysokość Pon Prezes fce, cobyk wyryktowoł napad Indian na TEGO kreta, ftórego pon Daniel mo na myśli – jestem do dyspozycji 😀