Janioły w Londynie

Był grudzień 1978 rocku. I na ziemi, i w niebie ryktowano sie do świąt. Jak to wyglądało na ziemi – mniej więcej wiecie. A jak w niebie? Cóz. Nie bede za wiele godoł. Powiem ino telo, ze chór janielski ryktowoł sie do piknego bozonarodzeniowego koncertu. Ocywiście były pikne próby, coby koncert wypodł jak najlepiej. A w przerwie jednej z takik prób… jeden z janiołków, ten o imieniu Gapcio, wybroł sie na małom przechadzke. No i tak jakosi natknął sie na samego Pona Bócka.

– Jak tam, Gapciecku? – zagadnął Stwórca. – Jaki repertuar ryktujecie na świątecny koncert?
– Heeej! Barzo pikny, Ponie Bócku – odpowiedzioł Gapcio. – Bedzie pikno starodowno kolęda „Stille Nacht”, pikno góralsko pastorałka „Oj, maluśki, maluśki”, bedzie tyz pikno piosnka, bez ftórej zoden hamerykański świątecny film sie nie obejdzie…
– A, pewnie „Jingle Bells” abo inksy „Frosty Snowman” – przerwoł janiołkowi Pon Bócek. – Gapciecku ostomiły. To syćko som pikne utwory. Barzo pikne! Ale jo juz słysołek je wiele rozy. Nie mocie cegosi nowego? Jakiegosi świątecnego przeboju, ftórego jo jesce nie słysoł?
– Ale skąd taki przebój wziąć? – zacął śpekulować janiołek. – Chyba by trza hipnąć na ziemie i tamok posukać.
– Pikny pomysł, Gapciu! – zawołoł Pon Bócek.

I po kwili pedzioł tak:
– Słuchoj mnie teroz piknie. Pódzies do janiołów i powies im, coby syćka wartko pohybali na ziemie. W rózne miejsca niek sie udadzom, do Nowego Targu, na Dziki Zachód, do Londynu… I niek sie dowiedzom, co nowego ludzie zamierzajom zaśpiewać w te święta. Jeśli usłysom cosi, co im sie spodobo – niek chór janielski zaśpiewo to samo na swym koncercie…

Nagle Pon Bócek zauwazył, ze janiołek niezbyt uwaznie wsłuchuje sie w jego słowa.

– Ej, Gapciecku! Cy ty w ogóle słuchos, co jo ku tobie godom?
– Słuchom, Ponie Bócku słuchom – zapewnił Gapcio. – Ino jakisi komar przycepił sie do mnie, więc próbuje beskurcyje utłuc.
– Jak ty fces go utłuc, Gapciecku? – oześmioł sie Pon Bócek. – Przecie tutok w niebie syćka som nieśmierztelni! Komary tyz. No ale niekze ta. Hyboj do janiołków i przekoz im syćko, o co cie popytołek.

Cóz. Cało bida w tym, że Gapcio nie usłysoł syćkiego. To znacy… usłysoł słowa: „Pódzies do janiołów i powies im, coby syćka wartko pohybali…”

Ba nie dosłysoł słów: „… na ziemie. W rózne miejsca niek sie udadzom, do Nowego Targu, na Dziki Zachód”, bo wte akurat ten komar tak mu bzycoł przy uchu, ze zagłusył ponobóckowe słowa. A to, co Pon Bócek pedzioł potem – juz usłysoł, bo komar sie oddalił.

No i Gapcio pedzioł janiołom tak:
– Słuchojcie mnie, ostomili, przekazuje jo wom polecenie od samego Pona Bócka. Powtarzom słowo w słowo, co pedzioł: „Pódzies do janiołów i powies im, coby syćka wartko pohybali do Londynu. I niek sie dowiedzom, co nowego ludzie zamierzajom zaśpiewać w te święta. Jeśli usłysom cosi, co im sie spodobo – niek chór janielski zaśpiewo to na swym koncercie.”

Zdziwiły sie janioły straśnie. Cemu im syćkim Stwórca kazoł pchać sie w jedno miejsce? Ale cóz… Pon Bócek to Pon Bócek, na pewno wie, co godo. Haj.

No i syćkie niebieskie janioły, co do jednego, udały sie do stolicy Zjednoconego Królestwa. Tamok powsiadały do aut (skąd wzięły auta? – nie pytojcie, miały na to swoje janielskie sposoby) i zacęły jeździć po mieście i nasłuchiwać, jakie to bozonarodzeniowe piosnki ludzie ryktujom na zblizającom sie Gwiozdke. Co z tego syćkiego wynikło – nietrudno se wyobrazić. W caluśkim Londynie zrobił sie sakramencki korek! A traf fcioł, ze w tym korku jechoł swym autem hyrny angielski piosenkorz – pon Chris Rea. Wroz ze swojom zonom Joan fcioł sie on dostać do swego rodzinnego miastecka Middlesbrough. Droga przed nimi była długo, bo z Londynu do tego Middlesbrough jest telo kilometrów, co z Warsiawy do Zakopanego.

– Krucafuks! – zawołoł zrozpacony pon Chris. – Nimo sans zdązyć do domu na święta! W takim korku to my nawet na Trzek Króli nie dojedziemy.
– E, nie denerwuj sie, Chrisecku. – Poni Joan próbowała męza uspokić. – Poźrej na kierowców w autak dookoła. Widzis, jacy oni syćka som spokojni? Janielsko spokojni! Jaz mom ochote sie załozyć, ze to som prowdziwe janioły, ale przecie wiem, ze to niemozliwe.

No i pon Chris sie rozejrzoł.
– Mos racje, ostomiło Joanecko! – stwierdził. – Syćka tacy spokojni. I jo jeden mom sie tutok wściekać? Nimo sensu! Zamiast sie złościć… lepiej se pośpiewom.

I zacął śpiewać:
– Tralala… Jade se jo na święta do chałupy… tralalalaaaa! Jaze nie moge sie docekać, coby uwidzieć te syćkie kufy… tararara!
– A co to za piosnka, Chrisecku? – zaciekawiła sie poni Joan.
– E, jo se improwizuje ino – odrzekł pon Rea.
– To improwizuj dalej, Chrisecku ostomiły. Całkiem piknie ci idzie!

No to pon Rea improwizowoł dalej. A co z tego wysło? Ano… taki oto utwór.

Na mój dusicku! Alez to sie piknie spodobało syćkim janiołom! Zgodnie zawołały, ze to jest właśnie to, cego sukały. Opuściły wartko Londyn i pohybały nazod do nieba. A kie opuściły Londyn – to korek w mieście zaroz piknie przeminął. I pon Chris wroz z poniom Joan w końcu do tego Middlesbrough piknie dojechali.
A w dzień Bozego Narodzenia… janielski chór, opróc kolęd, pastorałek i inksyk świątecnyk piosnek znanyk od starodownyk casów, odśpiewoł tyz „Driving Home for Christmas” pona Rei. Pon Bócek był zakwycony. Długo bił brawo i pytoł o bis.
Tutok na ziemi – ten utwór tyz zyskoł pikny rozgłos. I jaze do dzisiok uchodzi za sakramencko piknom piosnke. Piosnke, ftóro… nigdy by nie powstała, kieby nie janiołek Gapcio. Bajako.
Heeej! Moi ostomili, piknie zyce wom, cobyście bez przeskód dotarli na te święta tamok, ka fcecie dotrzeć. I cobyście w ten bozonarodzeniowy cas mieli mozliwość spotkać sie ze syćkimi, ftóryk spotkać fcecie. I w ogóle, coby w kozdym kawałecku były to takie Święta, o jakik marzycie. Piknie tego zyce Abnegateckowi, Agecce, Alecce i Jerzoreckowi, Alfredzickowi, Alsecce, Amigeckowi, Andrzejeckowi, Anecce Chochołowskiej, Anecce Holenderskiej, Anecce Schroniskowej, Anonimowej Celebrytecce, Aveckowi, Babecce, Badzieleckowi, Basiecce, Basiecce N, BlejkKocickowi, Bobickowi, Borsuckowi, Dezertereckowi, Emilecce, EMTeSiódemecce, Enzeckowi, Evecce, Fomeckowi, Fusillecce, Gosicce, Grazynecce, Grzesickowi, Helenecce, Heretickowi, Hokeckowi, Hortensjecce, Innocencickowi, Jaceckowi, Jagodecce, Jagusicce, Janickowi, Jarutecce, Jasieckowi Juhasowi, Jędrzejeckowi, Józefickowi, KaeSicce, Kapisonecce, Kiciafecce, Kiniecce, Krychcecce, Maackowi, Magecce, MajsterKlepeckowi, Małgosiecce, Marcineckowi, Mietecce, Misieckowi, Moguncjuseckowi, Mordechajeckowi, Motyleckowi, Mysecce, Noboru Watayecce, Noweckowi, Observereckowi, Okonickowi, Olecce, Ontarieckowi, Orecce, Original_Replikeckowi, Paffeckowi, PAKeckowi, Plumbumecce, Poni Agnieszce, Poni Basi i Ponu Pietrowi wroz z Rudolfem, Poni Dorotecce, Poni Justynie wroz Maćkiem i Michałem, Ponu Jakubowi, Profesoreckowi, Radwickowi, Rosemarecce, Rózecce Wigelandecce, Sebastianickowi, Seiendeseckowi, Tanakeckowi, Teodorecce. Teresecce, TesTeqeckowi, Tubyleckowi, Ubukruleckowi, Verbenecce, Voltereckowi, Wawelokowi, Wawrzeckowi, Werbalisteckowi, Wiecnościecce, Witoldeckowi, Yanockowi, Zbyseckowi, Zeeneckowi, Zzakałuzeckowi, no i – jak zwykle – w ogóle kozdemu cłekowi i kozdej zywinie. Wesołyk Świąt! Hau!

P.S. W wywiadzie dlo The Guardiana, ftóry mozecie noleźć tutok, pon Chris Rea zbocowoł, ze podcas owego korka w Londynie syćka kierowcy wokół niego byli nie janielsko spokojni, ino sakramencko zafrasowani. Jak to wyjaśnić? Barzo prosto. Pon Rea uznoł, ze jak powie, ze kierowcy tkwiący w korku byli spokojni – to nifto mu nie uwierzy. Dlotego właśnie przeinacył ten fakt. Drugo nieprowda, jakom w tym wywiadzie zbocył, tym rozem nieświadomie, to ze w Londynie wte spodł śnieg. A to nie był zoden śnieg, ino pióra z janielskik skrzideł latały w powietrzu.