Profil Pona premiera

Z komentorzy pod moim poprzednim wpisem wnioskuje, ze juz wiecie, o cym napisoł piątkowy „Dziennik” – jakiś pracownik biura prasowego rządu pedzioł fotoreporterom, ze nie wolno fotografować premiera z profilu. Cemu? Tego nie wiem. Moze ftoś z Kancelarii Premiera dowiedzioł sie, ze teroz hakerzy umiom zmieniać profile na odległość, więc wprowadzono ten zakaz PROFILaktycnie? Trudno pedzieć.

W mojej wsi najbardziej tym zakazem przejęła sie Janiela. Bo pamiętnego sóstego października, kie całom Warsiawe wzdłuz i wserz przemierzały rózne manifestacje, Janiela tyz tamok była. Wybrała sie na wiec poparcia dlo rządu. A coby mieć z tego wiecu jakom pamiątke, zabrała ze sobom polaroida, ftórego dostała w prezencie od bratanka z Szikago.

No i narobiła tym polaroidem zdjęć. A jak juz z Warsiawy wróciła, to odwiedziła kozdom chałupe w mojej wsi, coby sie zdjęciami z wiecu pokwolić. Najbardziej dumno była ze zdjęcia, na ftórym sam pon premier był widocny.

– Poźrejcie! To nas premier! – godała zakwycono. – Na własne ocy go widziałak! I sama zrobiłak mu to zdjęcie!

Barzo Janiela była z powodu tego zdjęcia scynśliwo, jaz … do dnia kie „Dziennik” napisoł o tym całym zakazie. Krucafuks! Pech fcioł, ze kie Janiela fotografowała pona premiera, w tej samej sekundzie pon premier obrócił sie i stanął do niej bokiem. No i na zdjęciu wyseł sakramencko idealny premierowy profil! Janiela pozirała na zdjęcie i była wstrząśnięto. Przecie ona gorąco popierała rząd, broniła go we wsi przed wselkom krytykom, a na samego premiera złego słowa nie dawała pedzieć! A teroz co? Oto okazała sie osobom działającom na skode rządu, stojącom tam, ka kiesik stało ZOMO, okazało sie, ze robiąc to zdjęcie zachowała sie nie jak wzorowo obywatelka Cwortej Rzecpospolitej, ino jak jakiś wykstałciuch!

Janiela tak sie przejęła, ze jaz posła do kościoła, coby sie wyspowiadać. Kie okazało sie, ze kościoł jest zamknięty, posła na plebanie, ka drzwi otworzył jej wikary.

– Pokwolony! – pedziała Janiela – Ostomiły jegomościu, mom straśny grzych! Fciałak wyspowiadać sie księdzu proboscowi.
– Proboszcza nie ma, pojechał do Ludźmierza – pedzioł wikary. – Może ja mógłbym w czymś pomóc?
– Nie mozecie, jegomościu, nie mozecie – pedziała załamano Janiela. – To jest tak cięzki grzych, ze trza być co najmniej proboscem, coby go odpuścić. A moze nawet biskupem?

Niescynśliwo Janiela wróciła do chałupy. Zastanawiała sie nawet, cy tego felernego zdjęcia nie spalić. Ale dosła do wniosku, ze nie mozno, bo spalenie zdjęcia, na ftórym sam pon premier widnieje, byłoby kolejnym cięzkim grzychem. Wreście Janiela postanowiła póść po pomoc do mojej gaździny.

– Pomóz mi, kumo – popytała Janiela gaździne. – Jesteś mądrom osobom, syćkie twoje dzieci zdały mature, a jeden was syn ukońcył studia informacyjne …
– Informatycne – poprawiła gaździna.
– Niekze ta, mogom być i informatycne – zgodziła sie Janiela, a potem wyciągła z kieseni kurtki owo zdjęcie.
– No dyć to zdjęcie juz widziałak – zbocyła gaździna. – Straśnie byłaś z niego zadowolono!
– Byłak, ale juz nie jestem. Widzis, kumo, jak ten premier tutok stoi? – spytała Janiela.
– No, zwycajnie stoi, na dwók nogak. A jak mo stoć? – Gaździna nadal nie rozumiała, o co Janieli idzie.
– A tam, na dwók nogak, nie na dwók nogak! On stoi bokiem! Jo go sfotografowałak z profilu!
– Zaroz, zaroz – gaździna zacęła wreście cosi kojarzyć. – Dzisiok mój chłop godoł mi, ze zabroniono robić premierowi zdjęć z profilu. I to cie właśnie tak martwi?
– A o cóz by inksego! – zawołała Janiela. – Ale jo tak niefcący! Jo naprowde zrobiłak to niefcący! Pon Bócek mi świadkiem, ze kiebyk wceśniej wiedziała, ze taki zakaz bedzie, to wolałabyk juz w ogóle do tej Warsiawy nie jechać niz nasemu ponu premierowi takie zdjęcie robić!
– Janielciu, uspokójze sie – przemówiła łagodnie gaździna, kie uwidziała, ze Janiela zacyno juz wpadać w histerie.
– Nie, kumo, jo sie nie uspokoje, dopóki nie naprawie swego błędu! – oświadcyła Janiela. – Muse wysłać do pona premiera list z przeprosinami! Jo muse w tym liście ucciwie i scerze wyjaśnić, dlocego sfotografowałak go z profilu i zapewnić go, ze to juz sie nigdy wiecej nie powtórzy! Ino jo … nie umiem zbyt piknie pisać, ale ty, kumo, pises duzo lepiej ode mnie. Dlotego mom ku tobie prośbe: pomozes mi tak napisać list, coby pon premier mi przebacył?

Tutok gaździna nie wytrzymała i parskła śmiechem. To uraziło Janiele. Odwróciła sie i fciała wyjść z chałupy.

– Pockoj, Janielciu, pockoj! – zawołała za niom gaździna. – Pomoge ci!

Janiela jako jest, tako jest. Ale mojo gaździna mo dobre serce i zodnemu cłekowi w potrzebie nie odmawio pomocy. Dlotego Janieli tyz postanowiła pomóc.

– Doj mi to zdjęcie i przyjdź ku mnie za dwie godziny – pedziała gaździna.

Janiela zawróciła.

– A jeśli dom ci to zdjęcie, napises za mnie list do premiera? – spytała błagalnym głosem.
– Pomoge ci najlepiej, jak umiem – pedziała wymijająco gaździna. – Godom ci jesce roz: doj mi to zdjęcie i za dwie godziny przyjdź ku mnie.

Janiela zrobiła, jako gaździna jej kazała, piknie podziękowała, wysła i wróciła do swej chałupy. Nie mogła jednak spokojnie na miejscu usiedzieć. Straśnie zdenerwowana chodziła w kółko po izbie. Kie minęła godzina i pięćdziesiąt minut, Janiela uznała, ze dość cekania. Pognała znowu ku mojej gaździnie.

– Napisałaś, kumo, ten list? – spytała juz w progu nasej chałupy.
– Nie napisałak – pedziała gaździna. – Ale mos tutok z powrotem swoje zdjęcie.
– Jak to nie napisałaś? – Janiela pocuła straśny zol ku gaździnie. – Obiecałaś napisać!
– Obiecałak pomóc, nie napisać – przybocyła gaździna. – Poźrej, Janielciu, na zdjęcie.

Janiela spojrzała na zdjęcie, jako gaździna jej poleciła. Po kwili kufa Janieli rozdziawiła sie tak, ze chyba nawet lew swojej pascy nie umiołby rozdziawić bardziej. Na zdjęciu pon premier był widocny nie z boku ino … z przodu! Tak piknie z przodu, ze o zodnym profilu nie mogło być mowy!

– Jak to mozliwe?- dziwiła sie Janiela. – Jak to mozliwe? Przecie wceśniej był tutok wyraźny profil pona premiera!

Gaździna tajemnico sie uśmiechnęła.

– Nie barzo boce, jak było wceśniej – pedziała. – Widze ino telo, ze teroz z całom pewnościom zodnego profilu premiera tutok nimo.
– A więc musioł wydarzyć sie cud! – wykrzyknęła Janiela. – Cud sie stoł! Przyznoj, kumo, ze to był cud!

Gaździna, zamiast przyznać abo zaprzecyć, ze to był cud, pedziała ino:

– Wracoj do domu, Janielciu. Wozne, ze juz nie musis sie więcej tym zdjęciem martwić.

Janiela pozegnała sie z gaździnom i wysła, ale nie wróciła od rozu do domu, ino po roz drugi odwiedziła syćkie chałupy we wsi, coby jesce roz pokazać syćkim zdjęcie z premierem, ino  stojącym teroz inacej niz poprzednio.

– Widzicie pona premiera? Widzicie? – pytała kozdego, fto to zdjęcie oglądoł. – O! Tutok stoi pon premier! Przodem stoi! Nie z zodnego profilu! Kozdy sietniok uwidzi, ze pon premier stoi przodem!

Ha! A co tak naprowde stało sie z tym zdjęciem? Ano to, ze mojo gaździna wezwała ku sobie wnuka i pedziała mu tak:

– Wnusiu, pódź z tym zdjęciem do skoły i tamok na komputrze przerób je, coby pon premier stoł przodkiem, nie bockiem. Jeśli w godzine zrobis, o co cie pytom, usmaze ci placków z jabłkami.

Gaździna smazy tak pikne placki z jabłkami, ze wnukowi nie trza była tego dwa rozy powtarzać. Dzieciak od rozu polecioł do skoły, ftóro dzięki hojności pewnej fundacji jest zaopatrzono w pikny sprzęt komputrowy. Było juz po lekcjak, ale wnuk gaździny sobie znanym sposobemi dostoł sie do salki informatycnej i tamok przy pomocy komputra, skanera i internetu piknie wkleił do Janielowego zdjęcia pona premiera stojącego przodem. A na koniec wydrukowoł przerobionom fotke na papierze fotograficnym. Uwinął sie tak wartko, ze kie Janiela znów przysła ku mojej gaździnie, ta miała juz w rękak gotowe zdjęcie, wyglądające tak samo jak poprzednie, jeśli nie licyć tego scegółu, ze pon premier stoł na nim inacej.

No a potem przysła wiadomość, ze pon premier zdementowoł informacje, jakoby nie wolno mu było fotek z profilu robić. Ale dlo Janieli nie miało to juz więksego znacenia. Ona i tak juz była scynśliwo! Hau!
 
 
PS. Witom nowyk gości w mojej budzie: Zabecke, Magdarecke i Emerycicka! Juz przynose gorącej góralskiej herbatki, bo zimno teroz na polu straśnie. A zoroz tyz przyniose dlo syćkik piknyk placków z jabłkami, ftóre gaździna wnukowi zrobiła. Bo gaździna jak zwykle nasmazyła ik więcej niz wnuk był w stanie zjeść. 🙂