Resocjalizacja
Co robiliście, ostomili, w ostatni cwortek? Bo jo – przez cały prawie dzień piknie wylegiwołek sie na holi i wygrzewołek w promieniak słonka, ftóre grzało tak, jak by to był środek lata, a nie jego koniec. Owiecki nie sprawiały zodnyk kłopotów. Wilki tyz nie, bo były kasi daleko… No, po prostu piknie było! Ba kie dzień mioł sie ku końcowi, przyleciała ku mnie Maryna Krywaniec.
– Witojcie, krzesno! – zawołołek ku orlicy. – Co dobrego?
– Co dobrego? – westchnęła Maryna. – Zapytojcie racej co złego.
– O, Jezusicku! – zafrasowołek sie. – Cyzby stało sie wom cosi?
– Mnie nic – odpowiedziała Maryna. – Ba wyobroźcie se krzesny, ze kie leciałak ku wom w odwiedziny i przy okazji postanowiłak pokrązyć kapecke nad Gorcami, to nagle… usłysałak w dole jakiesi załosne kwilenie. Straśnie załosne! Co sie dzieje? – zapytałak samom siebie. Sfrunęłak w dół. I wiecie, co uwidziałak? W lesie, przy cornym ślaku z Klikuszowej na Hrube, do wielkiego smrekowego pnia przywiązano była maluśko psinka. Młodziutko! Nie więcej jak trzy miesiące musiała mieć!
– Na mój dusiu! – zawołołek. – I zodnego cłowieka przy tej psince nie było?
– Zodnego – pedziała Maryna. – W pierwsej kwili fciałak rozdziobać ten śnur, ftórym bidocek był przywiązany. Ale potem pomyślałak, ze moze wy swoimi zębami zrobicie to sybciej?
– Mozliwe, ze tak – pedziołek. – No to wartko musimy tamok pohybać. Moze ten piesek juz od paru dni jest tamok na uwięzi? Moze jest głodny? Na wselki wypadek od rozu wyryktujmy dlo niego cosi do jedzenia.
Zakrodłek sie do bacówki – tak coby ani baca, ani juhasi mnie nie uwidzieli – i wyniesłek stamtela pikny kawał kiełbasy jałowcowej. I zaroz – z tom kiełbasom w zębak – pohybołek ku Klikuszowej. A wroz ze mnom Maryna, ftóro leciała niziutko nad mojom głowom. Juz na Bukowinie Obidowskiej było słychać załosne kwilenie. Przyśpiesyli my i za niedługo dotarli do nolezionego przez orlice bidocka. Na mój dusiu! Zywinka była tak mało, ze zmieściłaby sie w kapelusu mojego bacy! Tako kudłato jasnobrązowo kulka z cornymi ockami i cornym nosem. Tak jak godała Maryna, sceniok był samiutki w lesie, przywiązany do pnia paskudnym śnurem.
– Buuuu! Buuuu! – kwilił sceniocek.
Nie tracąc casu, odłozyłek na bok wykradzionom bacy kiełbase i wartko przegryzłek ten pieroński śnur.
– Buuuuuu! – maluch, choć odzyskoł ślebode, kwilił dalej.
– Spokojnie, mały – przemówiłek najłagodniej jako umiołek. – Powiedz nom piknie, co sie stało? Fto cie tutok uwiązoł i cemu?
– Nie chcą mnie! Nie chcą! Buuuu!
– Fto cie nie fce?
– Buuuu! Buuu! Buuuuuuu…!!!
Pomyślołek, ze zanim dowiem sie od malca cegokolwiek, moze najpierw trza mu dać cosi zjeść. Pomysł okazoł sie dobry. Kie sceniok skostowoł przyniesionej przeze mnie kiełbasy, to pomału zacął sie uspokajać. Wreście uspokoił sie na telo, ze mógł opowiedzieć Marynie i mnie, jak to sie stało, ze trafił tutok, do zupełnie obcego dlań lasa. Oto co pedzioł:
– Mój pan kupił mnie mojej pani na urodziny. Takie było jej marzenie – dostać w prezencie urodzinowym małego pieska. Przez pierwszy tydzień – pani uwielbiała mnie i rozpieszczała. Myślałem, że jestem w raju! Ale w następnym tygodniu – pani rozpieszczała mnie coraz mniej. A w jeszcze następnym – zaczęła być mną znudzona. Kiedy zaś dla zabawy pogryzłem jej ulubione pantofle, to ona – zamiast się do zabawy przyłączyć, dostała szału. Nakrzyczała na mnie, a potem powiedziała panu, że jestem przebrzydłym kundlem i że dłużej nie wytrzyma ze mną ani sekundy. Wtedy pan powiedział do pani tak: „Skarbie, zastanówmy się, co możemy zrobić. Moglibyśmy oddać tego małego diabła do schroniska, ale nie chcę, żeby sąsiedzi plotkowali, że jesteśmy bez serca. Wiesz, jacy są ludzie! Moglibyśmy oddać psa jakimś znajomym, ale wtedy mogą śmiać się za naszymi plecami, że ze zwykłym szczeniakiem nie umieliśmy dać sobie rady. Ale wiesz co? Przecież wkrótce wyjeżdżamy na urlop do Austrii. Możemy więc zabrać tego kundla ze sobą i gdzieś po drodze zostawić w lesie. Na wszelki wypadek przywiążemy go do drzewa, żeby za nami nie poleciał. A po powrocie będziemy wszystkim mówić, że szczeniak nieszczęśliwie zaginął gdzieś w Austrii.” No i zrobili tak, jak mój pan wymyślił. Wzięli mnie do samochodu, przywieźli tutaj, przywiązali do drzewa i… odjechali zadowoleni! Piszczałem, błagałem, żeby nie zostawiali mnie. A oni nawet nie spojrzeli na mnie, tylko odjechaliiiii! Buuuuu…!
Maryna i jo wysłuchali opowieści w milceniu. W trakcie słuchania jaz kudły stanęły mi dęba na głowie, a Marynie pióra. Kie sceniok skońcył, my oboje nadal milceli, bo zwycajnie brakowało nom słów. Wreście pierwso odezwała sie orlica.
– Krzesny – rzekła ku mnie – naprowde ludzie som zdolni do robienia bezbronnym istotkom takik rzecy?
– Nieftórzy niestety tak – pedziołek. – Ale na scynście nie syćka.
– Cóz – rzekła Maryna. – Wozne, ze teroz ten bidocek jest juz wolny i ze cało ta historia dobrze sie skońcyła.
– O, nie! Jesce sie nie skońcyła! – odpowiedziołek. – Skońcy sie dopiero wte, kie tyk dwoje ludzi, co porzucili tutok tego malca, piknie sie zresocjalizuje.
– Zre… co? – spytała Maryna.
– Później wom wyjaśnie – pedziołek.
I zaroz zagodnąłek ku sceniokowi:
– Powiedz no, mały, wies moze, kany teroz moze być ta twojo poni i twój pon?
– Z tego, co mówili – rzekł piesecek – wiem tyle, że mieli się zatrzymać na tę noc w jakimś pensjonacie, a jutro rano ruszyć w dalszą drogę.
– Więc mom nadzieje, ze som kasi blisko – pedziołek.
I nazod obyrtłek sie ku Marynie.
– Posłuchojcie, krzesno. Przed nomi kolejne zbójnickie zadanie. Mom piknom prośbe, cobyście wzięli tego malucha w swoje śpony – ino ostroznie! – i zabrali go na mojom hole. Tamok popytojcie moik owcarkowyk kompanów, coby zaopiekowali sie nim piknie. Potem pohybojcie do mojej wsi, do kota mojej gaździny. Niek kot – najlepiej z wasom pomocom – hipnie do magazynu Felka znad młaki i wykranie stamtela kawał porządnego śnura. Musi być co najmniej tak gruby jak ten, na ftórym uwiązany był ten bidok. Kie juz ten śnur bedziecie mieli – przynieście go tutok.
– A co wy w tym casie bedziecie robili? – spytała Maryna.
– Jo spróbuje noleźć właścicieli tej bidnej zywinki. Jeśli przybędziecie tutok i mnie nie zastoniecie, to bedzie znacyło, ze sukom ik dalej. Ba piknie pytom, pockojcie, pokiela nie wróce.
– Pockomy – obiecała orlica. I zaroz – barzo, ale to barzo ostroznie – chyciła scenię w swe pazury, frunęła do wierchu i poleciała w kierunku mojej holi. Jo zaś pohybołek do Klikuszowej. Ciemno sie zrobiło, kie tamok dotorłek. Ale to lepiej – po ciemku mniej rzucołek sie w ocy, więc była więkso sansa, ze nifto nie zwróci na mnie uwagi. Pokrynciłek sie między chałupami. Ha! Miołek scynście! Przed jednym luksusowo wyglądającym pensjonatem uwidziołek pikne terenowe auto, wokół ftórego unosił sie zapach tej bidnej psinki. A więc to musioł być samochód tyk sietnioków! Scenioka sie pozbyli, ale zapachów po nim nie pozbędom sie tak wartko. Kozdy pies wom to potwierdzi. Bajako.
Skoro juz wiedziołek, kany krzywdziciele pieska sie zatrzymali, to cym prędzej wróciłek tamok, ka rozstołek sie z orlicom. Kapecke musiołek pockać, ale wkrótce Maryna wroz z kotem przybyli piknie. I tak jak ik pytołek, przynieśli ze sobom pikny śnur, wykradziony z Felkowego magazynu. Od rozu pokwoliłek im sie, ze juz wiem, kany som te sietnioki.
– I co dalej planujecie, krzesny? – spytała Maryna
– Jeśli ten mały sie nie mylił – pedziołek – te sietnioki rusom w dalsom droge, jak przyjdzie ranek. Na wselki wypadek od rozu pohybom nazod do Klikuszowej i bede cuwoł przy pensjonacie, ka sie zatrzymali. Wy zaś odpocnijcie tutok i cekojcie, jaz ik wom przyprowadze.
– A jak ik przyprowadzicie? – zaciekawił sie kot. – Popytocie coby pośli za womi?
– Jesce nie wiem – przyznołek. – Ba mom nadzieje, ze cosi wymyśle.
No i Maryna wroz z kotem siedli se wygodnie pod smrekiem. Jo zaś ponownie rusyłek do Klikuszowej, a tamok – do wiadomego pensjonatu. Przed pensjonatem rosło pare rozłozystyk krzewów tui. Schowołek sie za najwięksym z nik, tak coby nifto wyglądający z chałupy przez okno nie dojrzoł mnie przipadkiem. I tak przecekołek do samiućkiego rana. Cały cas zachowywołek cujność. Nawet kie zdarzało mi sie na kwilecke zdrzemnąć – to tyz cuwołek. Wy ludzie tak nie umiecie, ale dlo nos psów nie jest to specjalnie trudne.
Ledwo zacęło świtać, usłysołek, ze ftosi wychodzi z pensjonatu. Ostroznie wyjrzołek zza tujowego krzoka. Jakisi chłop z babom śli ku zaparkowanym przed pensjonatem autom. Wciągłek powietrze w nos. Na mój dusiu! Znów pocułek zapach tego bidnego scenioka! A więc to były te dwa ancykrysty! Chłop ciągnął za sobom wielkom walize na kółkak. Baba zaś zdawała sie być jesce niezupełnie rozbudzono. Przeciągała sie i wdychała głęboko poranne górskie powietrze, próbując wygonić z siebie reśtki snu.
– Ach! – zawołała zakwycono. – Jak to miło było obudzić się ze świadomością, że ten przebrzydły kundel już nam nie zawadza!
– O, tak, tak – pedzioł chłop, z wyraźnom ulgom w głosie. – Niech skurczybyk sczeźnie w tamtym lesie. Albo niech się z nim dzieje, co chce. Już nie nasz problem. Jedziemy do Austrii!
– Jedziemy! Jedziemy! – radowała sie baba.
– Juz jo wom dom Austrie, beskurcyje – warknąłek, ba tak cicho, coby mnie nie usłyseli. – Dom wom Austrie wroz ze Śwajcariom i Lichtenśtajnem.
Chłop z babom podeśli do swojej terenówki. Otworzyli bagaznik i schowali tamok walize. Potem baba usadowiła sie obok siedzenia dlo kierowcy. Chłop otworzył drzwi z drugiej strony i tyz wlozł do środka. Na to cekołek! Dołek piknego susa i zanim chłop zdązył zamknąć drzwi – jo nolozłek sie na jego kolanak.
– A to co? – Chłop był zupełnie zaskocony. – Co to za bydlę?
– Hau-hau-hau! – zawołołek.
Chłop próbowoł mnie wygonić.
– Precz stąd, ty bydlaku! Wynocha! – wołoł.
– Hau-hau!!! Hau-hauu-hau-hau! Wrrrrrrr! – odpowiedziołek na to, dysąc fudamentowi prosto w kufe i odsłaniając swe wielkie owcarkowe kły.
Co mu pedziołek? Ano… takie brzyćkie słowa, ze usy by wom spuchły. Jeśli nie wierzycie, to sami sprawdźcie w słowniku psio-ludzkim i piknie przekonocie sie, ze prowde godom.
Słysąc to moje ujadanie chłop jaze znieruchomioł ze strachu. struchloł i ze strachu. Nie był w stanie kiwnąć nawet palcem. Baba tak samo. I o to chodziło – nie bedom mi przeskadzali w ryktowaniu dalsej cynści mojego planu. Z prawej dłoni chłopa wyciągłek klucyki, wepchłek je do stacyjki i piknie przekrynciłek. Brrrum-brum-brum… – zacął godać silnik. Jako juz chyba kiesik godołek – umiem prowadzić auto, choć jeśli nimo ono automatycnej skrzyni, to ino na jedynce, bo zmienianie biegów podcas jazdy jest juz dlo mnie za trudne. Ale niekza ta. Wozne coby jechało. Poprowadziłek samochód ku cornemu ślakowi na Hrube i dalej jechołek drogom wiodącom tymze właśnie ślakiem.
Droga była wyboisto, ale wóz – jako juz godołek – był terenowy, więc piknie se w takik warunkak radził. Ino drzwi od strony kierowcy pozostawały niezamknięte i furt kłapały. Ba w sumie to dobrze, bo dzięki temu w samochodzie było więcej świezego powietrza.
Chłop pare rozy próbowoł chycić kierownice. Ale wte wystarcało, ze groźnie zawarcołek – i zaroz piknie cofoł swe łapska.
Wjechali my w las. W końcu dotarli my w poblize miejsca, ka ostatniego wiecora wroz z Marynom spotkołek tego bidnego piesecka. Chyciłek zębami ręcny hamulec i zatrzymołek auto.
– Uciekajmy! – zawołoł wte chłop do baby.
I w oka mgnieniu wydostoł sie spode mnie i wyskocył z auta. Baba tyz wyskocyła.
– Skarbie! – zawołoł chłop. – Uciekajmy w dwóch różnych kierunkach. Wtedy przynajmniej jedno z nas umknie tej krwiożerczej bestii i będzie mogło sprowadzić pomoc dla tego drugiego.
Zaroz chłop zacął uciekać w jednom strone, a baba w drugom. Hahaha! Nie z psami pasterskimi takie numery! Mało to rozy zaganiołek jo owce, ftóre próbowały rozbiec sie w róznyk kierunkak? Głośno ujadając i odpowiednio manewrując, piknie sprawiłek ze oba sietnioki pobiegły tamok, ka jo fciołek, cyli ku smrekowi, do ftórego wcora uwiązali swojom zywinke.
Maryna i kot piknie cekali tamok na mnie. Zagonionie pod smreka sietnioki oparły sie o niego plecami i całe trzynsły sie ze strachu.
– Wartko! – zawołołek do orlicy i kota. – Skrępujcie ik śnurem. Przywiązcie ik porządnie do pnia.
Maryna i kot wzięli sie do roboty. Wspólnymi siłami, jedno sprawnym dziobem, drugie łapami, związali ancykrystów tak piknie, jak jo nigdy w zyciu byk nie umioł. Baba z chłopem rozpacliwie próbowali wyrwać sie z więzów, ale Felkowy śnur trzymoł ik mocno.
– Dobra, krzesny – zwrócili sie do mnie Maryna i kot. – Sietnioki unieskodliwione. Ba co dalej?
– Cóz – pedziołek. – Teroz oni musom sie zresocjalizować.
– A mozecie godać jaśniej?
– No… najpierw musom zauwazyć, ze som w tym samym miejscu, we ftórym porzucili na pastwe losu swojom bidnom psinke. Kie to zauwazom, wte zrozumiom, co ik zywinka musiała tutok przezywać. I wte zawołajom: „Ach! Załujemy! Straśnie załujemy, ze nasemu ostomiłemu pieskowi zrobili my wielkom krziwde! Juz nigdy więcej nie będziemy postępować tak brzyćko. Nigdy!” Kie tak zawołajom – to bedzie właśnie znacyło, ze sie zresocjalizowali i wte bedzie mozno oswobodzić ik z więzów.
To wyjaśnienie wystarcyło moim kompanom. Pozostało nom cierpliwie cekać na postępy procesu resocjalizacji. Minęło kapecke casu, jak baba odezwała sie do chłopa:
– Kochanie.
– Słucham cię, skarbie – odpowiedzioł chłop.
– Wydaje mi się, że rozpoznaję to miejsce. Chyba właśnie tutaj zostawiliśmy wczoraj naszego psa.
– Rany! Masz rację, skarbie! To było dokładnie tutaj!
– Oho! – uciesyłek sie. – Miejsce juz rozpoznali. Piknie! Jak na rozie syćko idzie zgodnie z moim planem.
– Mało tego! – godoł dalej chłop. – My jesteśmy przywiązani do tego samego drzewa! Gdzie ten pies się w ogóle podział? Wilki go zjadły czy jak?
– Kochanie – znów odezwała sie baba. – Czy to znaczy, że uwięzienie nas właśnie w tym miejscu ma jakiś związek z tym przebrzydłym kundlem? Och! Jeśli tak – to jaka ja byłam głupia, że chciałam psa na urodziny! Jaka głupia! Gdyby nie on – jechalibyśmy sobie teraz do Austrii. Nienawidzę tego przeklętego potwora! Do tej pory tylko go nie lubiłam, a teraz po prostu nienawidzę!!!
– Ja też nienawidzę! – zawołoł chłop. Chyba zacął popadać w histerie. – Jego i wszystkich psów na świecie! Gdybym w tej chwili miał możliwość pozarzynać wszystkie psy – zrobiłbym to z prawdziwą rozkoszą! Ratunkuuu!
– Krzesny – zagodnęła do mnie Maryna – jesteście pewni, ze oni sie zresocjalizujom?
Krucafuks! Teroz juz nie byłek. Myślołek, ze inacej bedom sie zachowywali. Ba dowiedziołek sie jednej rzecy – resocjalizacja to wcale nie jest tako prosto sprawa, jako mi sie potela widziało.
– Sprawy idom chyba w złym kierunku- stwierdził kot – Jak jesce tak pobedom związani, to pewnie znienawidzom nie ino syćkie psy, ale w ogóle wselkom zywine. Od maluśkiego robacka do wieloryba. Mocie, krzesny, jakisi pomysł, co teroz z nimi zrobić?
– Na razie nimom, ale dojcie mi pomyśleć – popytołek.
I zacąłek myśleć. Ba zodne sensowne rozwiązanie nie przychodziło mi do łba. Tymcasem – po ataku histerii – chłop z babom zacęli sie kapecke uspokajać.
– Skarbie – odezwoł sie chłop. – Jedną ręką mogę trochę ruszać. Spróbuję wyciągnąć z kieszeni iPhone’a i wezwać pomoc.
No i faktycnie, udało mu sie wyciągnąć ajfona z kieseni. Ba jak tylko zacnie przez niego godać – pomyślołek – zaroz ku niemu hipne i zabiere mu to ustrojstwo. Nie było jednak mowy, coby doł on rade zblizyć ajfona do swojego łba. Manipulowoł z nim ino cosi, jaz w końcu urządzenie wypadło mu z ręki.
– O, nie! – jękła baba. – To była nasza ostatnia nadzieja na ratunek.
– Nie martw się, skarbie – odpowiedzioł chłop. – Zdążyłem wysłać sms-a do właściciela naszego pensjonatu. Na pewno przyśle pomoc.
Krucafuks! Zabocyłek, ze te sakramenckie ustrojstwa mozno wykorzystywać nie ino do godania, ale tyz do przesyłania wiadomości tekstowyk! Kiebyk sie wceśniej zorientowoł, ze ten chłop ryktuje sms-a – piknie byk mu to uniemozliwił. Ale cóz… mądry owcarek po skodzie. Haj.
– Krzesny, wymyślcie cosi wreście – ponagloł mnie kot. – Skoro on wysłoł sms-a, to w Klikuszowej juz wiedzom, ze te sietnioki som tutok.
– Wiem – odpowiedziołek. – Cierpliwości. Cały cas myśle.
Skoda ino, ze myślołek bez skutku. Ba wreście… zacął mi świtać w głowie nowy plan: zabieremy tyk sietnioków stela, ukryjemy tamok, ka zoden cłek ik nie nojdzie i bedziemy trzymali w ukryciu tak długo, jaz wynojdziemy dlo nik skutecny program resocjalizacyjny. Juz fciołek pedzieć orlicy i kotu, co wymyśliłek, kie nagle usłyseli my warkot silnika.
– Krzesny! – zawołoł kot. – Obawiom sie, ze właśnie jadom po nik.
– Moze nie? – łudziłek sie. – Moze to ino jakisi miejscowy robi se przejazdzke po lesie?
Ba na wselki wypadek wybiegłek na droge, coby obacyć, fto jedzie. O, krucafuks! Uwidziołek dwa auta naroz – policyjnom Kie Sorento i karetke pogotowia. Wyglądało niestety no to, ze kot mioł racje. Bo z jakiegoz inksego powodu mogła sie tutok noleźć policja i pogotowie?
– Schowojmy sie za jałowcami! – zawołołek do Maryny i kota. – Wartko!
Po kwili cało naso trójka była piknie ukryto. Na scynście nasi więźniowie nie zauwazyli, ka my sie schowali, bo ik uwage przykuł warkot zblizającyk sie aut.
Radiowóz i karetka dojechały do terenówki, ftórom przywiozłek tutok te pare sietnioków. I wte stanęły. Za kwile z radiowozu wysiodł pon policjant.
– Tu jesteśmy! Tutaj! Na pomoc! – zacęli wołać chłop z babom.
Pon policjant dojrzoł ik między drzewami. Wartko pohyboł w ik strone. Tymcasem z karetki wyskocyło trzek chłopów. Jak sie wkrótce miało okazać – był to pon doktór i dwók ponów sanitariusy. Sanitariuse mieli ze sobom cosi, co wyglądało jak jakosi wielko płachta. Wnet śnur krępujący dwójke sietnioków zostoł rozcięty. Oboje byli wolni.
– Krucafuks – jęknąłek cicho. – Cały mój plan resocjalizacyjny poseł precki.
– Ufff! – radowali sie tymcasem chłop i baba. – Dziękujemy za ocalenie! Nie uwierzycie panowie, cośmy tu przeżyli.
Chyba mieli wielkom ochote dokładnie opowiedzieć, co im sie tutok przydarzyło. Ale pon policjant obyrtnął sie ku ponu doktorowi i wskazując na chłopa pedzioł:
– No to teraz może się pan nim zająć.
– Ależ nie, nie trzeba – wzbranioł sie chłop. – Przyznaję, że nieźle najadłem sie strachu, ale tak poza tym nic mi nie jest. Nie potrzebuję lekarza. Naprawdę.
Ba wte… nagle zrozumiołek, co mieli ze sobom ci dwaj sanitariuse. Na mój dusiu! To nie była zodno płachta! To był kaftan bezpieceństwa! Nie minęła kwila, jak chłop piknie zostoł w ten kaftan ubrany.
– Chwileczkę! Co to wszystko ma znaczyć? – zawołoł zupełnie zaskocony takim obrotem sprawy.
Policjant połozył ręke na ramieniu chlopa.
– To pan wysłał do właściciela pensjonatu sms-a z prośbą o pomoc? – spytoł.
– Zgadza się, ja – potwierdził chłop.
– Tenże właściciel od razu zawiadomił policję – godoł dalej stróz prawa. – Przekazał też nam treść sms-a, z którego wynikało, że zostaliście porwani przez psa, a następnie przywiązani do drzewa przez kota i wielkiego ptaka. Czy tak właśnie pan napisał?
– Dokładnie tak – przyznoł chłop.
– No widzi pan! – triumfowoł policjant. – To chyba jasne, że jeśli ktoś wypisuje takie bzdury, to znaczy, że potrzebuje pomocy psychiatry. Sprowadziłem więc najlepszego psychiatrę, jakiego mamy w naszych stronach.
– Ale, panie władzo – wtrąciła baba – mój mąż mówi prawdę. Naprawdę zostaliśmy porwani przez psa, kota i wielkiego ptaka.
Pon doktór, słysąc te słowa, pedzioł ku sanitariusom:
– Tę panią też zabieramy.
– O nie! Nieee! – prociwiła sie baba, ale jeden pon sanitarius, nie zwazając na jej protesty, chycił jom mocno za ramiona, jego kolega zaś pohyboł do karetki po drugi kaftan. Baba rzucała sie, kopała i gryzła. Ale ponowie sanitariuse chyba nie pierwsy roz mieli do cynienia z agresywnym pacjentem. Bez trudu ubrali jom w taki sam kaftanicek, jaki mioł juz na sobie jej chłop.
– Proszę nam uwierzyć! – zacęła błagać. – Wcale nie zwariowaliśmy! Naprawdę trzy zwierzaki napadły na nas. Muszą być gdzieś blisko, bo były tu jeszcze przed chwilą. Może ukryły się za tamtymi jałowcami?
Pon policjant pokryncił ino głowom i machnął rękom. A pon doktór pogłaskoł babe po głowie i przemówił troskliwie:
– Tak, tak, wiem. Brzydki pies, brzydki kocur i brzydkie ptaszysko. Ale proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze. Pojedziemy teraz do takiego bardzo ładnego szpitaliku. Tam traficie do bardzo ładnego pokoiku bez klamek, gdzie żaden pies, kot ani ptak was nie dopadnie.
– Do licha ciężkiego! – zezłościł sie chłop. – Przecież sami widzieliście, że jesteśmy przywiązani do drzewa! Nie sądzicie chyba, żeśmy sami się tak związali i zmyślili tę całą historię o porwaniu nas przez zwierzęta?
– Ależ nikt nie twierdzi, żeście się sami związali – odporł pon policjant. – Wszystko jednak wskazuje na to, gdy przywiązywano was do tego drzewa ,to wy przeżyliście taki szok, że ubzduraliście sobie, iż skrzywdził was nie człowiek, tylko jakieś zwierzaki.
– A wolno nam chociaż wiedzieć, kiedy zostaniemy wypuszczeni z tego szpitala? – spytała baba.
– Nieprędko – pedzioł pon doktór. – Wyglądacie mi na bardzo ciekawy przypadek, muszę więc was poddać gruntownym długotrwałym badaniom. Czuję że przydacie mi się jako temat do paru referatów na konferencje i paru artykułów naukowych w czasopismach o najwyższym wskaźniku impact factor. Nie mogę was za szybko wypuścić. Dla dobra nauki – nie mogę!
No i chłop z babom zostali zabrani do karetki, ftóro zaroz odjechała. Pon policjant natomiast zostoł, bo pedzioł, ze musi pockać na ekipe śledcom, ftóro zbado miesce zdarzenia. Maryna, kot i jo uznali, ze lepiej dłuzej tutok nie ostawać. Oddalili my sie niezauwazeni przez pona policjanta. Maryna wróciła w Tatry, kot wrócił do wsi, a jo – wróciłek na hole. Idąc zaś, tak se śpekulowołek, ze dlo tego chłopa i tej baby chyba lepiej by było, kieby postąpili zgodnie z moim planem i pozwolili sie zresocjalizować. Chociaz… z drugiej strony… kieby cało ta historia potocyła sie inacej, to wte nie mieliby co licyć na hyr w casopismak o najwyzsym impakt faktorze. Więc fto wie, ostomili, fto wie?
***********************************************
– O, jaki pikny! – usłysołek nagle okrzyk, kie juz zblizołek sie do nasej bacówki.
To wołoł Stasek Kowaniecki, jeden z juhasów mojego bacy. Krzyknął tak, bo właśnie odkrył nasego scenioka, ftóry teroz nojdowoł sie pod opiekom moik owcarkowyk kompanów.
– O, jaki pikny! – zawołoł zaroz drugi juhas, Wojtek Murzyn, ftóry kwile po Stasku dojrzoł nowom zywinke na nasej holi.
– Cym sie tak zakwycocie? – zaciekawił sie trzeci juhas, Józek Smrek. – Niby fto jest taki… Ooo! Jaki pikny!
Zaroz do juhasów dołącył mój baca. Poźreł na scenioka i zawołoł:
– O, Jezusicku! Jako pikno maluśka zywinka!
No i zostało postanowione – sceniok zostoje na holi. Chociaz niedługo, bo przecie juz za pare dni przychodzi Święty Michał. A kie przyjdzie, to my syćka wroz z owieckami schodzimy do wsi. Ba wte piesecka zabiere do siebie Stasek Kowaniecki. Kie zaś w przysłym roku, na Świętego Wojciecha, wrócimy nazod na hole – to sie obacy. Piesek abo ostonie we wsi, wroz ze Staskowom rodzinom, abo przybędzie na hole rozem ze Staskiem. Jeśli przybędzie, to Harnaś, Dunaj, Modyń i jo piknie naucymy go pilnować owiecek, odganiać wilki od stada i wykradać bacy oscypki, kiełbaski i Smadnego Mnicha. Obacycie, ostomili – choć to nie owcarek, w przysłości bedzie z niego barzo pikny pies pasterski. Hau!
P.S.1. A w najblizscy cwortek – bedziemy mogli piknie świętować. Bo urodziny Poni Dorotecki bedom. Zdrowie Poni Dorotecki! 😀
P.S.2. W kolejny cwortek, 1 października, kolejne urodziny bedziemy świętowali – Wawelokowe. Zdrowie Waweloka! 😀
P.S.3. Dzień później, 2 października, świętujemy znowu – tym rozem z okazji rocnicy ślubu Alecki i Jerzorecka. No to zdrowie Poństwa Aleckowyk! 😀
Komentarze
Dzisiejszy wpis sponsorował producent radiowozów dla polskiej policji, które wszędzie dojadą, właściciel luksusowego pensjonatu w Kilkuszowej oraz Narodowy Fundusz Zdrowia w likwidacji. 🙂
Dzień dobry z Wrocławia 🙂
Właśnie zjadłam dwie kromuchy z jałowcową. Pada deszcz, mimo to Franczeska głośno domagała się, żeby ją wypuścić z chałupy. I natychmiast poszła w tak zwaną długą. Myslałam, że jak to kot – zaraz wróci, bo pada, ale co tam dla Franczeski deszcz, pognała i już!
Piękną akcję zorganizowałeś, Owczarku.
W kraju, w którym mieszkam na stałe nie można tak zrobić, bo tu każda zywina jest przypisana do właściciela. Pies czy kot mają swoją obrożę ze znakiem rozpoznawczym i jak gdzieś zabłądzi, można odnaleźć jego właścicieli.
Nikt w tak okrutny sposób nie pozbywa się zwierzaków – oddaje do Humane Society, schroniska dla zwierząt, i nie ma w tym żadnego wstydu, bo bywa tak, że ktoś nie może już opiekować się zwierzęciem. A może być też tak, że ktoś znęca się nad zwierzęciem i wtedy wkracza ta organizacja, zabiera zwierzątko, a znęcający się ponosi surowe konsekwencje. Nasza Mrusia też jest po takich przejściach, ale potem trafiła do dobrych ludzi, a na końcu do nas. Strasznie mi się do niej ckni….
Wyjeżdżając, zawsze oddajemy Mrusię „na służbę” do byłego Personelu, ona zna ten dom i wszystkie koty w ilości sztuk 5.
Alicja-Irena pisze: W kraju, w którym mieszkam na stałe nie można tak zrobić, bo tu każda zywina jest przypisana do właściciela. Pies czy kot mają swoją obrożę ze znakiem rozpoznawczym i jak gdzieś zabłądzi, można odnaleźć jego właścicieli.
Chyba tylko niedorozwinięty właściciel pozbywałby się zwierzaka, przywiązując go w lesie do drzewa, ale zostawiając mu na szyi identyfikującą obrożę. Taka obroża zabezpiecza przed zgubieniem, ale nie porzuceniem!
Dzień dobry z Wrocławia.
A może jest tak, że tam każda psina jest zaczipowana. Jak jest pod tym względem z kotami nie wiem. Każda władza może spowodować obowiązek czipowania psów, jeśli tylko chce. I co równie ważne wyegzekwowanie tego obowiązku. Wówczas wszystko jest pod kontrolą; rozmnażanie, szczepienia, zmiana właściciela, ewentualne zaginięcia etc.
TesTequ,
obroża to pies, ale teraz zwierzaki mają najczęściej wszczepione czipy.
Owszem, niestety są tutaj sadyści, którzy znęcają się nad zwierzętami, ale nikt nie słyszał o zwierzakach, przywiązywanych do drzewa. Ja przez 33 lata nie słyszałam.
Psa, kota, chomika czy jakieś inne zwierzę wystarczy oddać do Humane Society, nabywca się zawsze znajdzie.
Jest też hotelik zwierzęcy na przechowanie, kiedy personel się udaje na wakacje, ale najczęściej jest tak, że znajomi znajomym pomagają i opiekują się zwierzątkami przyjaciół.
Pamiętam, że Jan Himilsbach chciał zakończyć wybuchowo swoją przygodę z psem, co niepotrzebnie szczekał.
Udało mu się na 200% +buda.
@Alicja-Irena: Ludziom też powinni wszczepiać czipy. Łatwiej byłoby ich znaleźć. Wszak nie każdy dobrze czuje się w obroży…
TesTeq,
wyobrażasz sobie mnie w obroży? 😯
p.s A ludzisków można znaleźć wszędzie, podobno na fejsbuku, którego jeszcze nie zaszczyciłam, czyli mnie w ogóle nie ma 🙁
Jestem na NK i to mi wystarczy 🙂
@Alicja-Irena: Ludzie dzielą się więc na istniejących na fejsbuku i Alicję-Irenę samotnie tkwiącą bez obroży w Naszej Klasie. Dobrze, że Nasza Klasa mała, bo w dużym pomieszczeniu echo mogłoby zabić… 😛
Uf, dobrze się skończyło (wbrew pozorom również dla „baby i dziada). 😉
Niech wiedzą, że każde stworzenie duże czy małe musi być „zaopiekowane”.
A teraz pomyślmy o kudzkich „przychodźcach”
Coś się pokićkało
Uf, dobrze się skończyło (wbrew pozorom również dla “baby i dziada). 😉
Niech wiedzą, że każde stworzenie duże czy małe musi być “zaopiekowane”.
A teraz pomyślmy o ludzkich “przychodźcach”
Zbysek pisze: A teraz pomyślmy o ludzkich ‚przychodźcach’.
No właśnie! Czy zamiast produkować i posyłać im śmiercionośne drony, nie lepiej pomóc im znaleźć satysfakcję i warunki do realizacji marzeń w ICH WŁASNYCH ojczyznach?
@ TesTeq
Taki niepozorny żarcik, a obśmiałem się jak norka.
Wyobraziłem sobie tych dobrze odżywionych mężczyzn arabskich jak wracają do siebie, zakładają spodenki robocze i biorą się do roboty oczekując, że za 20 lat im się poprawi i będą mieli jak Bułgarzy.
A tymczasem przez te lata w DE, UK, S, F, N i BeNeLux tyle się socjalu zmarnuje, za który mogliby już teraz żyć bogato.
Oj, szutnik z Ciebie !!!
@ TesTeq, @original_replica
Jestescie kandydatami na resocjalizacje u Owczarka. Ale pewnie i w waszym przypadku trudno byloby o dobry skutek.
@kruk: Dziękuję za nominację! Niestety w resocjalizację nie wierzę, co najprzystępniej wyjaśnia ten mój wpis: http://biz.blox.pl/2011/09/Ludzie-jak-balony.html
TesTequ,
lubię samotność, ale w NK nie jestem samotna, w końcu to klasa, kilkanaście osób. Plus klasy zaprzyjaźnione 😉
W resocjalizację też nie wierzę.
A całość to klaser.
Zakurzony.
Typowa sytuacja w NK.
Kiedyś zapisałem się w NK, ale potem chcieli wyłudzić ode mnie jakieś dodatkowe dane, to się obraziłem. A zresztą to i tak była martwa klasa…
Owcarku-kawal dobrej roboty wykonaliscie!!! Oto niedoszly azylant dostal dach nad glowa i miche strawy 😀
Nie wiem,czy uda sie takich wrednych ludzi,bylych wlascicieli psiny sprowadzic na lepsza droge,ale moze by tak pare zdjec zrobic z profilu i en face, zamiescic w prasie i we wszystkich mediach i niech ta sie wstydza!!!
Pani Dorotecce -wszystkiego najlepszego,szczescia na dluuuuuuuuuuuugie i piekne lata zycia 😀 😀 😀
„Umarła Klasa” to był Kantor.
Później tylko nieudolne repliki…
Szczególnie dużo na NK.
Umarła klasa,
Wygrała kasa.
Rolnik szuka żony
Zamiast zbierać plony,
Bo mu zaraz je zabierze
Ksiądz Mateusz na rowerze.
A żony nie! 😉
@ TesTeq
Przywołałeś obraz rolnika szukającego żony.
Sytuacja stworzona przez TV przypomina standard Herbert Strasse in Sankt Pauli sprzed 50 lat. Opowiadał mi wówczas jeden matros, że wchodził do lokalu, gdzie pod ścianą stało kilka kilkanaście kobiet skąpo ubranych. Wybierał jedną z nich, ustalał zakres usług i cenę, po czym szli do kajutki noszącej dumną nazwę Zimmer i po sprawie.
Teraz jest drobna różnica – matros/rolnik nie płaci; kilka kobiet oferuje mu swe wdzięki za friko w nadziei na przyszłe beneficja.
A jeśli posłuchamy owych rolników jak opisują niezbędne umiejętności i kompetencje kandydatek, to dochodzimy do wniosku, że współczesna technika trochę zaspała.
Owa „żona” jest rolnikowi potrzebna do :
# 1. prania – przecież istnieją amerykańskie zestawy pralka+ suszarka skąd wyjmuje się ciuchy prawie uprasowane. Wystarczy zamówić zestaw na 240V
# 2. usług seksualnych -a jakby dać rolnikowi dać kogoś gramotnego, co zamówi laleczkę lub zestaw na Amazonie – dostawa trochę trwa, ale jaka kultura posprzedażna – żadna lala nie obraża się po nieudanej nocy i nie musi mieć nowych szpilek co miesiąc.
# 3. Dostarczania jedzenia – tu jest pole i nisza biznesowa – katering dronowy. Dowóz gorącej strawy i zimnego piwa na dowolne współrzędne wygenerowane przez traktor.
A co zrobić ze szwadronami żywych blond lal, które teraz mizdrzą się do kamery i Stacha z Wólki?
Dać im robotę w myjni maszyn rolniczych – niech pieszczą lakier na traktorach.
W sobotę mogą księdzu umyć rower…
Dzień dobry,
pozdrawiam z domowych pieleszy.
Donoszę, że mimo rozległých poszukiwań 3-tygodniowych riun i zgliszcz w kraju zwanym Polska.
Inspekcja Dość wnikliwa inspekcja obejmowała Dolny Śląsk, ze szczególnym wyróżnieniem Wrocławia i Kotliny Kłodzkiej. Z Wrocławia udaliśmy się znakomitą drogą do Warszawy, przejechaliśmy Wisłę, dotarliśmy do naszych przyjaciół Łasuchów (sąsiedni blog) na doroczny, już IX Zjazd. Było pysznie i smakowicie 🙂
Potem wyprawa do i pod Kraków, nocne rozmowy Polaków…
i powrót na Dolny Śląsk.
Znakomite drogi główne, z innymi różnie bywa, ale też nie można narzekać. W Krakowie straszy Szkieletor, to jedna swego czasu ambitna budowla, która nigdy nie została dokończona (Basia pewnie zna szczegóły). Ale i tak jest cudnie. Gołębie przywitały nas trochę mniej godnie i wygodnie dla nas, ale to ich zwyczaj – trzeba się trzymać zewnętrznej strony chodnika, a nie tuż przy kamienicach, bo z dachu może coś plumknąć 😯
Jeśli nie wspominałam, że na Grodzkiej spotkałam pana Zbigniewa Wodeckiego, to wspominam 🙂
Ostomiły Owcarecku i Ano, dziękuję za pamięć! 😀
Wszystkim Budowiczom wszystkiego dobrego.
@Alicja-Irena: Dobrze, że Pan Wodecki nie siedział na rynnie i nie był gołębiem, bo by było jeszcze mniej godnie… 😛
Czasem Trzeba Owczarka, Ptaka i Kota, a czasem wystarczy zwykły grzybiarz. Przed kilkunastu laty właśnie, mój kuzyn, w trakcie grzybobrania znalazł małego szczeniaczka przywiązanego drutem do drzewa. Batonik, bo tak został nazwany, wprawdzie nie był psem pasterskim, ale zwykłym kundelkiem, za to do dzisiaj jest wesołym psiakiem. Oby mały szczeniak z historii opisanej przez Owczarka mógł dożyć tak sedziwego żywobycia, zaganiając owieczki na hali!
Bardzo przyjemnie sie skonczyla resocjalizacja tych setniokow, Owczarku!
Ktos kto potrafi tak skrzywdzic pieska, nie zawaha sie tez skrzywdzic czlowieka. Nawet jesli nie moze przywiazac go w lesie do drzewa i zostawic aby umarl z glodu, bedzie o nim rozpowiadal rozne krzywdzqace glupoty, a w ciezko doswiadczonych wojna ludziach, w tym kobietach i dzieciach dostrzeze wylacznie „”dobrze odzywionych mezczyzn|”‚ w poszukiwaniu dobrego zycia na zasilkach.
Nie wiem czy daloby sie ich zresocjalizowac. Watpie. Tak ich Ojczyzna wychoala i te uprzedzenia i stereotypy zapuscily juz zbyt glebokie korzenie. Na szczescie nie wszyscy maja taka sieczke w glowach i sa jeszcze obok nas inni ludzie.
Pozdrawiam Cie Pieseczku serdecznie.
@Helena: Czy wypominanie komuś „sieczki w głowie” jest poprawne politycznie? Tylko dlatego, że w tłumie uchodźców ten ktoś dostrzega cynicznych, dobrze odżywionych młodzieńców? Nie „tylko ich”, ale „także ich”…
TesTequ,
miałam odruch, żeby zaczepić pana Wodeckiego i durna, się powstrzymałam 🙄
Kuzynka z Krakowa twierdzi, że on jest przyjazny i wcale nie ucieka od fanów, chętnie robi sobie z nimi zdjęcia, jeśli fani poproszą. No ale Grigorijowi z Czterech Pancernych rzuciłam się na szyję, co mam gdzieś fotograficznie upamiętnione 😉
@Alicja-Irena: Wodecki nie gryzie? Ale można zaplątać sie w grzywę… 😀
Pamiętam, że Grigorija ugryzła w szyję pszczoła, jak rozjechali czołgiem pasiekę. To byłaś Ty? 😯
Do TesTeqecka
„A zresztą to i tak była martwa klasa”
A to na pewno była „Naso Klasa”, a nie „Nas Smyntorz”?
Kie zaś idzie, TesTeqecku, o to zdjęcie w Twoim najnowsym wpisie… to tak se śpekuluje, cy to nie jest przipadkiem plagiat z przedwojennego kabaretu z hyrnej krakowskiej Jamy Michalikowej 😀
Do Alecki
„Jeśli nie wspominałam, że na Grodzkiej spotkałam pana Zbigniewa Wodeckiego, to wspominam”
A cy ten pon Wodecki śpiewoł: „Tę pszczółkę, którą tu widzicie, zowią Maaaaają”? Jeśli nie śpiewoł, to dziwne. Barzo dziwne…
„No ale Grigorijowi z Czterech Pancernych rzuciłam się na szyję”
Z kolei wiele moik owcarkowyk kuzynek miało ochote rzucić sie na syje Szarikowi 😀
Do Mopusecka
„Każda władza może spowodować obowiązek czipowania psów, jeśli tylko chce. I co równie ważne wyegzekwowanie tego obowiązku. Wówczas wszystko jest pod kontrolą; rozmnażanie, szczepienia, zmiana właściciela, ewentualne zaginięcia etc.”
Ale cy dzięki takiemu czipowi mojo gaździna bedzie wiedziała, ze wykradom jej kiełbase jałowcowom, a baca, ze wykradom mu Smadnego Mnicha? Bo jeśli tak – to jo nie wiem, cy to jest dobry pomysł 😀
Do Orginal_Replikecka
„Pamiętam, że Jan Himilsbach chciał zakończyć wybuchowo swoją przygodę z psem, co niepotrzebnie szczekał.
Udało mu się na 200% +buda.”
Ooo! A na cym polegało to nadprogramowe 100%? 😀
Do Zbysecka
„Uf, dobrze się skończyło (wbrew pozorom również dla baby i dziada)”
Moze i faktycnie dobrze. Bo jezeli naprowde straśnie nie fcom mieć psa, to w miejscu, do ftórego trafili, konieność zaopiekowania sie zywinom racej im nie grozi 😀
Do Krukecka
„Jestescie kandydatami na resocjalizacje u Owczarka.”
Cy jo wiem? Mojo przygoda dowodzi, ze do resocjalizowania jo sie racej nie nadoje. Cłowiekologie na Uniwersytecie Turbaczowskim niby ukońcyłek, ale wyglądo na to, ze to za mało, coby znać sie na resocjalizowaniu 😀
Do Anecki
„Nie wiem,czy uda sie takich wrednych ludzi,bylych wlascicieli psiny sprowadzic na lepsza droge,ale moze by tak pare zdjec zrobic z profilu i en face, zamiescic w prasie i we wszystkich mediach i niech ta sie wstydza!!!”
Ooo! To skoda, ze aparata fotograficnego nie zabrołek na te całom akcje. Ale moze kiesik wynojdom wreście aparaty bardziej dostosowane do owcarków 😀
Do Poni Dorotecki
„Wszystkim Budowiczom wszystkiego dobrego.”
I nawzajem, Poni Dorotecko! 😀
Do Fusillecki
„Przed kilkunastu laty właśnie, mój kuzyn, w trakcie grzybobrania znalazł małego szczeniaczka przywiązanego drutem do drzewa.”
I zycmy se, Fusillecko, coby było na tym tym świecie jak najmniej ludzi takik, jak ci, co przywiązali tego bidocka do drzewa i jak najwięcej takik jak Twój kuzyn 😀
Do Helenecki
„Nie wiem czy daloby sie ich zresocjalizowac”
Pozirając na Miemcy – mozno załozyć, ze moze by sie dało, choć racej nie od rozu. No bo kieby przybocyć se, jak społeceństwo miemieckie pozirało na „innyk” osiemdziesiont roków temu… 😀
Owcarku,
jeśli mnie zjedzona wiekiem pamięć nie myli, to aktor Himilsbach rzucił swojemu psu (co niepotrzebnie szczekał i utrudniał kradzież cementu z budowy) do budy wiązkę dynamitu z podpalonym lontem)
Pies był na tyle zdeterminowany,że przegryzł sznurek, na którym był uwiązany, złapał wiązkę dynamitu do pyska i przyniósł swemu panu. Akurat lont się dopalał.
No prose! Godali, ze przycyna śmierzci pona Himilsbacha była barzo przyziemno. A tutok okazuje sie, ze… wręc przeciwnie! 😀
Masz racje, Owczarku, ze Niemcy zresocjalizowani, sa wspanialym przykladem na to ze mozna.. Tyle, ze stalo sie tak dlatego, ze ta resocjalizacja spoleczenstwa polegala na rzetelnym wychowaniu obywatelskim i na poglebionej refleksji o wlasnej hostorii i historii Europy W Polsce takiego wychowania ani takiej refleksji nigdy w szkolach nie uczono. I nie zanosi sie na to ze przyszle rzady takie wychowanie wprowadza. I to sie ktoregos dnia zemsci na wszystkich. Juz sie msci.
Kiedys jezdzilam na tenisowe wczasy na Mazury.Byla tam razu pewnego artystka estradowa z Warszawy i opowiedziala nam taka anegdotke o Himilschbachu-otoz on i nieodlaczny kompan „Maklak”juz pod dobra data siedzieli przy stoliku,a obok nich na krzesle zasiadal duzy pies rasy wilczur.Podeszla do nich kelnerka,i zanim przyjela zamowienie,pyta:a ten pies ,to czyj? A bo ja wiem,odpowiedzial Himilschbach,my sie do niego ‚przysiedlim” 😆
A ja w Supraślu w kawiarni widziałem kiedyś Damiana Damięckiego. Miał brudne pięty. 😛
To w Supraślu są kawiarnie?
Za PRLu był jakiś lokal, gdzie zaprowadzano mnie na ciastko. Kawy nie piłem. 😀
Zastanawiam sie skad sie biora tacy podli ludzie? Czy jako dzieci nie mieli zadnego kontaktu ze zwierzetami,nie glaskali kotka,psa,czy obserwowali zwierzaki w ZOO?? Skad ten brak milosci do zywego stworzenia???? Jacy ci ludzie musza byc duchowo ubodzy.Powiedzialabym wredni,bezlitosni…………………..A moze w dziecinstwie nie czytali zadnych ksiazek,jak np.”Bialy kiel”,czy „Byczek Fernando”i wielu,wielu innych.Taka lektura chyba uwrazliwia i lagodzi charaktery?!
Tak czy siak trzeba zakasac rekawy i ciagle pouczac ,karac,zeby setniokom zycia nie ulatwiac!!!
Hej.
„Tak czy siak trzeba zakasac rekawy i ciagle pouczac ,karac,zeby setniokom zycia nie ulatwiac!!!”
Późna wnuczka Makarenki zaszczyciła blog swą obecnością i przemyśleniami.
Złóżmy jej pokłon i wznieśmy oczy ku niebu za Jej pomyślność…
Dzień dobry,
Można pogratulować Owczarkowi, Marynie i kotu pomysłu, jak ukarać zbereźników; pomysł był naprawdę fenomenalny i dobrze, że się udał.
A ja nie odzywałam się, byłam bowiem na, można by to tak nazwać, urlopie. Nareszcie naprawdę wypoczęłam i muszę się przyznać, że przez cały czas nawet mi do głowy nie przyszło, aby otworzyć komputer. A urlop udał się fantastycznie. 😀
Jak nie mozna inaczej to i Makarenka dobry!!!!!
@hortensja: Mam nadzieje, że się nie obrazisz, ale zawsze gdy słyszę o otwieraniu komputera, widzę osobę to mówiącą z wkrętakiem w ręku. Odśrubowuje dolną pokrywę urządzenia i przeprowadza jego destrukcję. 😉
W równym stopniu bawiło mnie w dzieciństwie polecenie rodziców „zapal telewizor”. 😀
@ TesTeq
Przywołujesz demony i begrify przeszłości.
Ostatnio jeden z kolegów mi powiedział, że zawsze mi zazdrościł „sprzętu”.
Opuściłem skromnie oczęta i zacząłem główkować czy chodzi mu o jakiś kawałek mojego ciała (?) czy cuś innego.
I olśnienie – tak się mówiło na zestaw: wieża grająca plus gramofon stereo a czasem plus magnetofon. Głośniki musiały być wymiaru małej lodówki.
A już się przez moment łudziłem, że to pochwała relacji damsko-męskich.
.
A od „zapalania telewizora” obronił Cię pilot stolikowy.
TesTeq,
Chyba już zauważyłeś, że raczej nie obrażam się 😉 . A tak nawiasem, nawet nie zauważyłam, że komputera nie otwiera się, tylko… proszę Cię, dokończ, a ja postaram się potem używać tej formy. 😀
Cieszę się, że nie muszę Cię pytać co to takiego wkrętak. 😀
Urządzenia się raczej włącza. Nie otwiera (choć laptopa się otwiera przed włączeniem, chyba że był uśpiony, to się sam obudzi), nie zapala (choć baterie litowo-jonowe mogą spłatać figla), nie bootuje i nie zapuszcza. 😉
@orginal_replica: Spytał Cię o sprzęt? A Ty od razu bezwstydnie pomyślałeś o warsztacie… 😀
TesTequ,
się włącza, ale ja ciągle słyszę, że się „włancza”.
Hortensjo,
w moim słowniku „wkrętak” to śrubokręt 😉
Nie przejmuj się uwagami TesTeq-a, on lubi uważać 😉
Proponuję zgniły kompromis: ŚRUBOWKRĘTAK.
A kto się nie przejmuje moimi uwagami, jest be. Skoro się wysilam, to proszę się przejmować! 👿
Panstwu Aleckowym -wszystkiego najlepszego i kolejnych szczesliwych lat wspolnego bytowania 😉 😀
Będę się przejmować, jak mi humor się skwasi 😉
Ana,
serdeczne dzięki 🙂
TesTequ,
wyrzuć 3 litery i wyjdzie na śrubokręt 😉
@ TesTeq
„Opuściłem skromnie oczęta”
A co pomyślałem, to moje…
Buźka !
https://pbs.twimg.com/media/CQVHSdjUEAA_qL_.jpg:large
Najlepsze życzenia dla Godnych Jubilatow, Państwa Aleckow! ! !
Witojcie! Pod Turbaczem juz od ponad godziny sobota. Ba w Aleckowej strefie casowej – ciągle jesce pikny piątek i pikno rocnica. No to zdrowie Alecki i Jerzorecka po roz pierwsy! 😀
Do Helenecki
„W Polsce takiego wychowania ani takiej refleksji nigdy w szkolach nie uczono. I nie zanosi sie na to ze przyszle rzady takie wychowanie wprowadza.”
Oj, po najblizsyk wyborak to nawet zupełnie sie na to nie zanosi. Dlotego jo byk bardziej licył na resocjalizacje oddolnom, wynikłom z tego, ze coroz więcej ludzi z Polski jeździ do Zachodniej Europy i widzi ze mozno inacej. Tak mi sie wydoje, ze pewne skutki takiej oddolnej resocjalizacji widać choćby na polskik drogak. Chyba kapecke poprawio sie kultura polskik kierowców. Pomalućku – ale lepse to niz nic. Więc jeśli tu sie cosi poprawio, to moze w inksyk dziedzinak poprawi sie tyz? 😀
Do Anecki
„on i nieodlaczny kompan ‚Maklak’ juz pod dobra data siedzieli przy stoliku,a obok nich na krzesle zasiadal duzy pies rasy wilczur.Podeszla do nich kelnerka,i zanim przyjela zamowienie,pyta:a ten pies ,to czyj? A bo ja wiem,odpowiedzial Himilschbach,my sie do niego ‚przysiedlim'”
Z angegdotki nie wyniko jednoznacnie, fto przy tym stoliku siodł pierwsy. Więc całkiem mozliwe, ze pon Himilsbach pedzioł prowde.
” moze w dziecinstwie nie czytali zadnych ksiazek,jak np. Bialy kiel’,czy ‚Byczek Fernando’i wielu,wielu innych”
Oooo! Jak nie cytali, to z pewnościom nie mozno pedzieć, ze mieli dzieciństwo najpikniejse z mozliwyk! 😀
Do TesTeqecka
„A ja w Supraślu w kawiarni widziałem kiedyś Damiana Damięckiego. Miał brudne pięty.”
Jeśli ino pięty – to znacy, ze w ponad 90 procentak był cysty!
A kie idzie o Twój najnowsy wpis, TesTeqecku… Ze na stronie teraz3.pl nimo ciastecek – niekze ta. Ale ze nimo oscypków – kapecke skoda 😀
Do Orginal_Replikecka
„To w Supraślu są kawiarnie?”
Były. Ale syćkie zamkli. W końcu fto był fcioł mieć za klienta pona – choćby i hyrnego aktora – z brudnymi piętami? 😀
Do Hortensjecki
„A urlop udał się fantastycznie.”
Hortensjecko, kany ześ nie była, urlopowi nalezom sie słowa pokwoły, ze barzo ładnie sie wobec Ciebie zachowoł 😀
Do Alecki
„się włącza, ale ja ciągle słyszę, że się ‚włancza’.”
Nawet trudno pedzieć, jak to napisać. Bo to brzmi jak cosi pomiędzy „włancza”, a „włałcza”. No, tako dźwięcno głoska tutok jest i chyba trza dlo niej wyryktować jakisi nowy znak diakrytycny.
Jesce roz, Alecko, zdrowie Twoje i Jerzoreckowe! 😀
Do Fusillecki
„Najlepsze życzenia dla Godnych Jubilatow, Państwa Aleckow! ! !”
Bajuści! Jesce roz zdrowie Poństwa Aleckowyk po roz pierwsy! 😀
Nie moge w tej kwili wejść na swój własny blog od strony admina. Mom nadzieje, ze za niedługo nazod bede mógł. Ba póki co… nimom mozliwości wyryktować postskriptuma o imieninak Bobicka, ftóre bedom w najblizsom niedziele. Bobicek wprowdzie juz po Niebieskik Holak wędruje, ba to przecie nie powód, coby o jego imieninak zabocować. Dlotego w te niedziele wznieśmy Smadne Mnichy do wierchu i zawołojmy tak, coby jaz na tyk Niebieskik Holak słychać było: Zdrowie Bobicka! 😀
Dziękuję za życzenia!
W niedzielę wzniosłam zdrowie Bobiczka, z łezką w oku…
Nimo zodnego powodu po temu, coby rezygnować z wypijania za Bobickowe zdrowie. A więc zdrowie Bobicka! 😀
A jo… nadal nie moge wejść na własnom strone admina 🙁 Więc nawet nie wiem, co sie tamok od kuchni u mnie dzieje… Prędzej cy później jednak odsiec mus nadejść 😀
A w ogóle to kłopoty technicne kłopotami technicnymi, a tutok, juz od ponad godziny momy imieniny i urodziny EMTeSiódemeckowe. No to podwójne zdrowie nasej EMTeSiódemecki! 😀
Skoro Owcarek ma klopoty zeby sie dostac do budy,znaczy czarna robota Felka!! 😉
Oczywiscie,ze wypijemy za Bobika i no i nie zapominajmy o Myszecce,ktora udala sie juz w kraine cieni 🙁
Tymczasem przekazuje zyczenia zdrowia i pomyslnosci dla EMT7-czki 😀
Miałem psicę.
PONa.
15 lat.
Ale na pomysł picia za zdrowie nieżyjącego psa nie udało mi się wpaść.
Widocznie – jak mawiała Pani Basia Wrzesińska – za głupi jestem.
@orginal_replica: O, kurczę! Ktoś Cię musi uświadomić! Istnieją poważne podstawy, żeby twierdzić, iż psy w internecie to ściema. Niektórzy uważają, że Owczarek i Bobik to ludzie, którzy wstydzą się pisać mądrze jako ludzie, bo to wyglądałoby dziwnie i niewiarygodnie. Niestety Bobik odszedł niedawno z tego świata i nic już więcej nie napisze… 🙁
TesTequ,
niepotrzebnie wyprowadziłeś oryginal_replica z mylnego błędu.
Istnieje Owczarek Podhalański oraz, uganiający się już po niebiesiech Bobik.
To nic dziwnego, że mają swoje blogi i piszą w języku polskim, pies potrafi 🙄
Kot też 😉
Trudny jest ten język polski.
„wyprowadzanie z mylnego błędu”
Łatwiej chyba wyprowadzić psa na spacer. I nie cofać się do tyłu. 🙂
Do Anecki
„Skoro Owcarek ma klopoty zeby sie dostac do budy,znaczy czarna robota Felka!!”
Na mój dusiu! To mozliwe! Co by nie godać – Felek mo pare powodów po temu, coby sie na mnie mścić 😀
Do Orginal_Replikecka
„Trudny jest ten język polski.
‚wyprowadzanie z mylnego błędu'”
Replikecku, przecie ten zwrot to klasyka. Podobnie zreśtom jak „oczywista oczywistość” oraz „nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne” tegoz autora 😀
Do TesTeqecka
„Niektórzy uważają, że Owczarek i Bobik to ludzie, którzy wstydzą się pisać mądrze jako ludzie”
Jo tyz słysołek, ze krązom takie plotki. Heeej! Cegoz to ludzie nie wymyślom… 😀
Do Alecki
„To nic dziwnego, że mają swoje blogi i piszą w języku polskim, pies potrafi 🙄
Kot też”
Bajuści! Kot tyz potrafi! W końcu nie ino BlejkKocicek, Mordechajecek, Pikwicek cy Alfredzicek, ale tyz Twojo Mrusiecka pare piknyk komentorzy pod tym blogiem wyryktowała 😀
Gospodarzu!
Czyżbyś suregował, że pod nickiem Alicja-Irena ukrywa się ówże PT Autor, tak twórczo rozwijający mowę ojczystą?
Ten, co nigdy nie był za granicą, bankomat to wg niego jest zagranie na szachownicy przeciwko bankom, prawo jazdy jest dla niego nieosiągalne, ten co za przyzwoleniem ojca dyrektora sypia z kotką lub kotem i jest krótkowidzem chyba…
.
„Kiedyś baca krótkowidz z owieczki korzystał,
Dziwiąc się, że mu ona nie beczy, lecz śwista.
Dopiero na kolegium mu wytłumaczono
Że wyryćkał świstaka, co był po ochroną. ”
A. Waligórski
Nie ukrywam się pod żadnym nickiem, to są moje prawdziwe imiona.
Nie znasz „mylnego błędu”? 😯
Nie ja to wymyśliłam, ale mi się spodobało i używam, no i co mi zrobisz?
@Alicja-Irena: Jeżeli to są Twoje prawdziwe imiona, to kim była Alicja-nie-Irena, która zniknęła, gdy Ty się tu pojawiłaś. Co jej zrobiłaś? Pożarłaś ją? Przyznaj sie ❗
Pożreć nie pożarłam…przegoniłam zarazę 😉
@ Alicja-Irena
Od dawien dawna nic nikomu nie mam ochoty zrobić.
Ludzie sami sobie robią więcej szkody niż potrafiliby obcy.
Nie znam „mylnego błędu” – wydaje mi się, że nie potrafiłbym rozmawiać z osobą używająca takich pojęć – brak płaszczyzny porozumienia.
Od dłuższego czasu coraz bardziej odpowiada mi rola, jaką pełnił chór w greckim teatrze.
Nie biorę też udziału w marszach przeganiających jakąkolwiek „zarazę”.
Co najwyżej dzwonię na trwogę…
Tak jest, Towarzyszu Komisarzu Poprawności Językowej. Precz ze swawolami. Nie czas żartować, gdy Ojczyzna u progu wolności. Od 25 października nie będzie już mylnych błędów. Nie będzie nawet błędów. Nie będzie nic.
Do Orginal_Replikecka
„Gospodarzu!
Czyżbyś suregował, że pod nickiem Alicja-Irena ukrywa się ówże PT Autor, tak twórczo rozwijający mowę ojczystą?”
Cy sugerowołek, cy nie sugerowowołek… bocujmy, ze jesce tylko przez dwa tyźnie mozemy se tak śpasować z wyzej wymienionego Autora. Bo po 25 października to juz… nikomu nie wolno sie z tego śmiać 😀
Do Alecki
„Nie znasz ‚mylnego błędu’? 😯
Nie ja to wymyśliłam, ale mi się spodobało i używam”
Próbowołek w Guglak noleźć, kie to Prezes pedzioł o tym mylnym błędzie. No i kruca nie moge noleźć. Te Gugle majom stanowco za małom wiedze na temat wiekopomnyk słów Prezesa! 😀
Do TesTeqecka
„Nie czas żartować, gdy Ojczyzna u progu wolności. Od 25 października nie będzie już mylnych błędów. Nie będzie nawet błędów. Nie będzie nic.”
Jak to nic? A pomniki Lecha Kaczyńskiego w centrum kozdego miasta? A ulice Ofiar Morderstwa Smoleńskiego, tyz w centrum kozdego miasta? A programy z ponem Ziemkiewiczem, ponem Gmyzem i ponem Pospieszalskim w TVP od rana do nocy? Tego tyz nie bedzie? 😀
Owczarku, może coś będzie, ale sam widzisz, że w ramach preludium nawet Ty straciłeś możliwość publikowania nowych wpisów. Kaganek oświetlający Budę zamienił się w kaganiec…
Oj, toż dużo będzie!
Będzie można wymieniać się przepisami na sałatki albo i zupy.
Zacząłem już gromadzić księgozbiór.
Trzeba być zorientowanym czyje przepisy w której części kraju propagować – może siostry Anieli w kujawsko-dobrzyńskim a siostry Anastazji w Łagiewnikach ? A może odwrotnie?
A może pojawi się brat Andrzej?
No i trzeba uważać na niektóre przepisy z Kazimierza – koszer chyba nie przejdzie.
A słowo halal ulegnie cichemu jak ubój naturalny – zapomnieniu.
Mam pewne wątpliwości czy słodycze Nigelli będą zalecane – zawsze miała max dekolty na wizji.
Przed gwiazdką ukaże się bestseller (niestety – nie TesTeq’a).
„Przepisy mamusi” – odtworzy je z pamięci sam Prezes.
Tom I – „W dzieciństwie” zakupią stołówki szkolne, resztę milionowego nakładu rozprowadzi Pani Kaja Godek; współpraca małżonkowie Elbanowscy.
Tom II – ” Młodość i wiek dojrzały” zakupią spółki Skarbu państwa i ci wszyscy, którzy już mają obrazek z JPII, będzie się nieźle komponował.
Tom III – „Lata sukcesów” – będzie chyba dwudzielny –
cz. 1. opisze, co powinno się podawać dojrzałemu przywódcy narodu (pewne przepisy dalej będą tajne!).
Cz. 2. – to będzie krótkie menu dla zakładów zamkniętych i penitencjarnych.
P.S. @ TesTeq – jak się pośpieszysz, to wydawca najwspanialszej książki świata (powiedzmy, z punktu widzenia kota) mógłby spokojnie pożyć.
Na Seszelach np.
Do TesTeqecka
„nawet Ty straciłeś możliwość publikowania nowych wpisów”
Właśnie jom odzyskołek! Co jo traktuje jako proroctwo, ze to, co zostonie stracone wskutek wyników wyborów 25 października – kiesik jednak udo sie odzyskać 😀
Do Orginal_Replikecka
„Mam pewne wątpliwości czy słodycze Nigelli będą zalecane – zawsze miała max dekolty na wizji.”
Nigella? Przenigdy! Mało ze ten dekolt, to jesce rozwódka do tego! Prowdziwe wzorce dlo polskik kuchorzy i kuchorek som tutok:
http://telewizjarepublika.pl/Kuchnia-polska-odc-61-201415-andrzej-duda,video,1458.html#.Vh1JdCtXLIU
😀