Najwięksy grzych Jegomościa Tischnera

A dzisiok jest siódmo rocnica śmierzci najsłynniejsego góralskiego filozofa, jegomościa Tischnera z Łopusznej. Na mój dusiu! Skoda straśno, ze juz pomorł! Kieby dzisiok zył, byłaby sansa, ze kiesik osobiście do nasej budy zajrzy i dlo śpasu jakisi komentorz wyryktuje. Sansa byłaby ino jedno na miliard, ale by była.

Hej! Piknie sie jegomościa cytało, a jesce pikniej słuchało, kie po góralsku godoł. Choć wiadomo, ze byli i tacy, co nie lubili go straśnie. Cemu? Chyba z róznyk powodów. Na przykład z takiego, ze pedzioł on kiesik, ze nie spotkoł nikogo, fto odesełby od kościoła po lekturze dzieł Marksa, spotkoł za to wielu, co odesli po spotkaniu z własnym proboscem. No i nieftórzy probosce obrazili sie, ze tak pedzioł. Zamiast siąść i pomyśleć, to trza robić, coby ludzi do kościoła nie zniechęcać, to woleli sie obrazić, bo tak im było łatwiej.

Nieftórzy nie lubili Tischnera pewnie dlotego, ze poziroł na świat zupełnie inacej jako oni. Boce jak w jednym wywiadzie dlo telewizji jegomość pedzioł tak (bede z pamięci cytowoł): Jeśli ktokolwiek nas krytykuje, powinniśmy zastanowić się, czy w tej krytyce nie ma jakiejś racji.

Nie kozdy mógł sie z takimi słowami zgodzić. Jak to! – niejeden se myśloł – przecie jo zawse mom racje! To jak racje moze mieć ftoś, fto mnie krytykuje! To by było przecie nielogicne!

Najsmutniejse jest to, ze nieftórzy „krześcijańscy” działace straśnie atakowali jegomościa nawet wte, kie on juz umierający w spitalu lezoł. Oj, cosik mi sie widzi, ze ta dewotka, co to jom ponad dwieście roków temu Ignacy Krasicki w swej bajce opisoł, zyje nadal i cuje sie świetnie. A nawet politykiem została!

Nie godom, ze hyrny góralski filozof zodnyk grzychów nie popełnioł. Kozdy cłek popełnioł, więc Tischner tyz. Cy straśne były te grzychy? Jeden niestety tak. Jeden był sakramencko straśny. Co to za grzych? Zaroz wom opowiem, a właściwie powtórze to, co on sam kiesik opisoł. Sami sie przekonocie, co on najlepsego narobił, kie roz nolozł sie wśród gości, ftóryk papiez Jan Paweł II zaprosił do wspólnego posiłku w Castel Gandolfo. Posłuchojcie:

„Wspominaliśmy góry. W pewnym momencie padła nazwa miejscowości: Tylmanowa. Ojciec Święty przypomniał jesień i kolory buków, które rosną nad brzegami Dunajca. A mnie akurat przypomniała się opowieść Michała Okońskiego, którego ojciec jeździł do Tylmanowej na ryby. Raz jakoś pojechał z synem i matką. Ojciec moczył w wodzie wędkę, matka czuwała nad ojcem i synem, w pewnym jednak momencie poczuła potrzebę zadania przechodzącej obok kobiecinie następującego pytania: ‚Proszę Pani, nie wie Pani, gdzie tu może być toaleta?’.

I ja to wszystko opowiadam. Opowiadam Jego Świątobliwości, żeby obraz Tylmanowej, a także obraz Polski uczynić jak najbardziej konkretnym. A Ojciec Święty ma akurat w ustach kawałek melona. I już ma połykać. A ja mówię to, co mi powiedział Michał, który wszystko wtedy słyszał. Więc mówię, że kobiecina bezradnie rozłożyła ręce i rzekła: ‚Cy jo wiem? cheba za granicą’. Gdy to powiedziałem, wybuchnął śmiech i Ojciec Święty najzwyczajniej się zakrztusił.

Czy ktoś wie, co się robi temu, kto się zakrztusi? Każdy wie. Ale czy Jego Świątobliwość można tak … w plecy? Patrzę ukradkiem na księdza Dziwisza. Nic. Śmieje się, jak wszyscy. O rety! Na szczęście melon sam jakoś przeszedł bez zewnętrznej pomocy.”*

No i sami widzicie, jaki straśny był ten Tischnerowy grzych! O mało papieza nom nie uśmierzcił! No bo przecie kieby ten cały melon był kapecke bardziej oporny, to … na mój dusiu! … mielibyśmy nasego Jana Pawła II między sobom o kilka roków krócej niz go mieliśmy! Ufff! Całe scynście, ze skońcyło sie ino na strachu.

Cy Pon Bócek odpuścił jegomościowi tak wielki grzych? Spokojnie. Na pewno odpuścił! Te wspomnienia, co je tutok powtórzyłek, były napisane do Vivy, a więc mozno pedzieć, ze Tischner wyspowiadoł sie publicnie z tego, co zrobił. I chyba potem sie poprawił, bo nic mi nie wiadomo, coby kiedykolwiek znów opowiadoł śpas komuś, fto akurat jodł melona. No to co najmniej dwa warunki pokuty spełnił. A poza tym cy to mozliwe, coby Pon Bócek nie fcioł mieć w swojej Niebieskiej Bacówce takiego filozofa? No, niemozliwe! Musioł więc grzych odpuścić, bo przecie ino z odpusconymi grzychami mozno do Niebieskiej Bacówki wejść. No i przynajmniej tamok ten górol-jegomość-profesor moze se teroz opowiadać telo śpasów, kielo fce, bez obawy, ze kogoś na śmierzć ze śmiechu narazi. Hau!

P.S.1. Stooo lat! Stooo lat! Niek zyje Magdarecka nooom! Bo dzisiok som urodziny Magdarecki! 🙂

P.S.2. Stooo lat! Stooo lat! Niek zyjom Olecka i Pon Oleckowy nooom! Bo w niedziele jest rocnica ślubu Olecki! 🙂

P.S.3. Momy w budzie nowego gościa – Jędrzejecka! Powitać! Widze, ze kie mnie w budzie nie było, od rozu pocęstowoliście go Smadnym Mnichem. Barzo słusnie! 🙂

* J. Tischner, Idąc przez puste Błonia. Kraków 2005, s. 319-320.