I mój tyz!

Ze polityka nie jest mi zupełnie obojętno – to wiecie. Ze jednak w trosce o swoje owcarkowe zdrowie lubie sie casem na pare kwil od tej polityki odgrodzić – chyba tyz wiecie. A cym sie odgradzom? Ano róznie: gorcańskimi wierchami, zielonymi smrekami, oscypkiem, abo miesięcnikiem o jak najbardziej górskim tytule – „n.p.m.” (oni sami pisom o sobie z małej litery, więc jo tyz ik tak pise i ślus). Nie wiem, cy znocie to pismo. Ale jeśli chodzicie po górak wycynowo – na pewno nojdziecie w nim coś dlo siebie. Jeśli chodzicie spacerowo – tyz nojdziecie w nim coś dlo siebie. I jeśli chodzicie pół-wycynowo, pół-spacerowo, to tyz. Zodnej polityki, zodnyk awantur, ino pikne góry, wysokie i niskie, polskie i zagranicne, takie i siakie, ale zawse pikne. To znacy tak mi sie do niedawna wydawało, ze nimo w tym piśmie zodnyk awantur, bo właśnie zajrzołek se na forum PTTK  i … o, krucafuks! … w „n.p.m.” tyz sie pozarli! Podobno wydawca mioł swój pomysł na prowadzenie miesięcnika, redakcja swój, jaz w koncu wielu redaktorów stamtąd odesło, z nacelnym włącnie (hyrnym alpinistom zreśtom). Nawet nie wiem, po cyjej stronie powinieniek stanąć. Być moze cynściowo racje majom jedni, a cynściowo drudzy i wte powinienek dwiema nogami stanąć po stronie wydawcy, a dwiema po stronie zbuntowanyk redaktorów. W kozdym rozie zol, ze w nasym kraju nawet w piśmie poświęconym piknym górom bez waśni sie nie obesło.

Ale precki waśnie! Precki awantury! Precki! Co by nie godać, dalej jestem ciekaw, co w tym „n.p.m.” pisom. Więc sięgom po najnowsy numer. I co jo tamok widze? Na mój dusiu! Turbacz!!! Bo jest tamok wywiad z ponem Aleksandrem Długopolskim, co to teroz w schronisku na Turbaczu gazduje. No i ten pon Długopolski wspomino, jak to przystąpił do przetargu na nowego gazde turbaczowskiego schroniska i jak to jego pierwse spotkania z najwyzsym gorcańskim wierchem wyglądały:

Gorce powitały mnie deszczem, błotem i mgłą, a to wszystko już po zmroku, bo za dnia pracowałem w Mroźnej. Nie zniechęciłem się… Przez wiele godzin rozmawiałem z poprzednimi gospodarzami o schronisku. Uprzedzili, że jest bardzo trudne do prowadzenia – wysokie koszty, niskie dochody, ciężkie zimy, kłopoty z zaopatrzeniem, opałem… Im dłużej ich słuchałem, tym większą miałem ochotę sprostać temu wyzwaniu. Oni przekonywali, że nie warto stawać do przetargu, a ja już snułem swoje gorczańskie wizje. Bo jak tu nie zaryzykować, gdy wymarzone schronisko jest dosłownie w zasięgu ręki? Tydzień później przyjechałem tu z żoną, za dnia i podczas lepszej pogody. Zobaczyłem Tatry – Lodowy, Gerlach, Łomnicę, Wysoką, Rysy… i już wiedziałem, że Turbacz musi być mój.*

Ha! Ciekawe, cy pon Długopolski sie domyślił, ze Turbacz tym syćkim sprytnie pokierowoł? Bo ten Turbacz to nie jest głupi wierch. Wpodł na pomysł, coby kandydata na schroniskowego gazde dokładnie wypróbować. I dlotego na pierwse przybycie pona Długopolskiego specjalnie otocył sie chmurami i dyscem, coby sprawdzić, cy zniechęci sie on do schroniska i w ogóle do Gorców, cy sie nie zniechęci? Nie zniechęcił sie. Pierwso próba wypadła pomyślnie. No to Turbacz wyryktowoł drugom próbe: zahipnotyzowoł dotykcasowom schroniskowom obsługe, coby godała ponu Długopolskiemu, ze gazdowanie na Turbaczu to robota straśno, niewdzięcno i w ogóle do rzyci. Ale pon Długopolski wcale sie tymi przestrogami nie przejął. Drugo próba tyz pomyślnie wypadła. Wte Turbacz wyryktowoł próbe trzeciom, najtrudniejsom. Rozgonił chmury, rozgonił dysc i pokazoł ponu Długopolskiemu pikne widocki na caluśkie Tatry, we ftóryk ten pon sie urodził i ftóre zawse były dlo niego najbardziej umiłowanymi górami. Cy teroz pon Długopolski sie rozmyśli? Cy tęsknica ku Tatrom go chyci i wrócić tamok postanowi? Nie! Nie rozmyślił sie! Mało ze sie nie rozmyślił, to jesce – jako przed kwileckom przecytaliście – utwierdził sie w przekonaniu, ze właśnie tutok jest jego miejsce! No to juz więcej prób Turbacz nie ryktowoł. I tak pon Długopolski schroniskowym gazdom na Turbaczu zostoł. A jakim jest gazdom? Cy te trzy wyryktowane przez Turbacz próby to był rzecywiście dobry test? Jo tego nie wiem, bo owcarków w schroniskak nie obsługujom. Mi zreśtom wystarcy, ze obsługujom mnie kręcący sie wokół Turbacza turyści, to znacy cęstujom mnie kanapkami. Ale ocywiście zyce ponu Długopolskiemu, coby dobrze mu sie tamok gazdowalo, a turystom – coby byli z tego gazdowania piknie zadowoleni.

Ino jedno uwaga na koniec. Idzie mi o to zdanie: Turbacz musi być mój. Jo sie temu nie prociwiom. Skoro pon Długopolski fce, coby Turbacz był jego – niek bedzie. Ba pod jednym warunkiem: ze ten pikny wierch bedzie nie ino jego, ale tyz inksyk miłośników Gorców. I mój tyz! Hau!

P.S.1. Na mój dusiu! A w tym samym numerze „n.p.m.”, o ftórym tutok godom, pisom o rodzinnyk stronak Wojciecha Dziubasa (T. Dębiec, Doliną Sanu i grzbietem Otrytu, s. 55-57). Skoda ino, ze o samym Dziubasie nie wspomnieli. Ale moze wspomnom w inksym numerze?

P.S.2. A teroz przez bite dwa dni bede z bacom na holi siedzioł, więc znów zostawiom w budzie więksy zapas jałowcowej i Smadnego, cobyście tutok ani nie głodowali, ani z pragnienia nie cierpieli 🙂

* J. Terakowski, A. Długopolski, Turbacz musiał być mój, „n.p.m.” 2007, nr 10, s. 64.