Cwortego dnia

Ocywiście wiecie piknie, jakimi słowami powitoł Poniezus apostołów, kie wkrótce po zmartwykwstaniu odwiedził ik w Wiecerniku. Pedzioł im po prostu: Pokój wom.

Ba nie wiem, cy wiecie, ze następnego dnia, cyli w Wielkanocny Poniedziałek, odwiedził ik ponownie i fcioł powitać ik tymi samymi słowami. Ba pedzioł ino: Pokój w…
I nie dokońcył. Przerwawsy w pół słowa, skrzywił sie straśnie, zatkoł nos i zawołoł:
– Na mój dusicku! Kie zeście sie ostatnio myli?
– Nooo… – zmiesali sie apostołowie – chyba pare dni temu.
– Tak cosi mi sie widzi – pedzioł Poniezus i odetkoł nos, ale mine nadal mioł skrziwionom. – Wcora nie zwróciłek na to uwagi, bo nad syćkimi moimi ludzkimi zmysłami wierchowała mojo bosko radość, ze oto po straśliwej męce znowu wos widze. Ale teroz… cuje, ze tutok powietrze jest takie, ze mozno by w nim zawiesić nie ino siekiere, ba nawet ten głaz, ftóry zamykoł wejście do mojego niedownego grobowca.
– Nie gniewoj sie, ostomiły Jezusicku – bronili sie apostołowie. – Wies przecie, jak było. Od Wielkiego Cwortku zyli my w tak okrutnym stresie, ze furt my sie pocili, a zarozem zupełnie nie mieli głowy do tego, coby sie myć. W dodatku furt było gorąco. Wiadomo, ze klimat w rejonie śródziemnomorskim do najchłodniejsyk nie nalezy. Siedzimy więc przepoceni w tym Wiecerniku…
– A to jest jesce inkso sprawa – przerwoł apostołom Poniezus – ze furt ino siedzicie w tym Wiecerniku i siedzicie. I jak tak dalej bedziecie siedzieć, odcięci od świata, od ludzi, to zdzicejecie tak, jak zdzicały psy dingo, kie przestały towarzysyć cłowiekowi.
– Jakie psy? – spytali apostołowie.
– Dingo – powtórzył Poniezus. – To gatunek zamieskujący Australie.
– A co to jest Australia? – zaciekawili sie apostołowie.
Poniezus zastanowił sie kwilecke, cy odpowiadać cy nie.
– Święty Mateusu i Święty Janie – zwrócił sie w końcu do dwók przysłyk ewangelistów – piknie pytom, cobyście nie pisali o tym w swoik Ewangeliak, bo tak na dobrom sprawe, ludzie w wasej epoce nie powinni tego jesce wiedzieć. Ba zdradze wom, ze Australia to taki kontynent, lezący po drugiej stronie kuli ziemskiej.
– Cego? Kuli ziemskiej? – dociekali zdumieni apostołowie. – Momy przez to rozumieć, ze Ziemia nie jest płasko, ino… kulisto? Ostomiły Jezusicku! Kieby okazało sie, ze to prowda, byłoby to jesce bardziej niesamowite niz to, ze uzdrawiołeś trędowatyk abo ze zmartwykwstołeś w trzy dni po ukrzizowaniu!
– Dobra, juz nie godojmy o tym – popytoł Poniezus. – Przybyłek na świat po to, coby wybawić ludzi z grzychu, a nie z niewiedzy w zakresie nauk przyrodnicyk. Ostowmy juz te Australie, kstałt Ziemi tyz ostowmy, a skupmy sie na tym, ze straśliwie zaniedboliście ostatnio podstawowe zasady higieny.
Zawstydzeni apostołowie spuścili głowy i wbili wzrok w ziemie.
– O! Ale stopy momy stosunkowo cyste! – zauwazyli, kie tak pozirali ku dołowi.
– A bocycie cemu? – spytoł Poniezus. – Bo przecie umyłek wom nogi na samiućkim pocątku ostatniej wiecerzy. I dlotego mocie je kapecke cyściejse.
Apostołowie nie mogli temu zaprzecyć.
– Cóz, cosi muse z womi zrobić – stwierdził Poniezus. – Przecie nie moge kazać wom iść i naucać syćkie narody, kie jesteście takimi brudasami! Narody uciekłyby przed womi, zamiast wos słuchać.
Kwilecke sie zastanowił. I zaroz polecił:
– Śmigojcie do pola. Wartko!

Apostołowie posłusnie pohybali do pola. Juz samo wyjście z wiecernikowego zaduchu dobrze im zrobiło. Świeze powietrze piknie ik orzeźwiło. Piknie zapachniały im rośliniki i zakwyciły swymi wiosennymi barwami. A do tego słonko świeciło przecudnie. Heeej! Pogoda była w sam roz na odpręzający wielkanocny spacer. Ba nagle… niebo, na ftórym potela nie było najmniejsego obłocka, w oka mgnieniu zasnuło sie cornymi chmurzyskami. Zagrzmiało, lunęło. O, krucafuks! To było jakiesi jedno wielkie oberwanie chmury! Apostołowie rzucili sie nazod do Wiecernika, ale… jakimsi cudem drzwi do niego sie zatrzasły i w zoden sposób nie mozno ik było otworzyć. Tymcasem bidoki nie miały ze sobom ani parasoli, ani płascy nieprzemakalnyk. No i zlało ik sakramencko. Ba przy okazji – zmyło z nik ten cały pot i inksy brud, ftóre zalegały na nik jaze od połowy ubiegłego tyźnia.

– Nooo! – uciesył sie Poniezus. – O to chodziło! Ulewa pomyła wos tak piknie, ze te syćkie hyrne rzymskie termy niek sie schowajom!
– Ale co to ogóle było? – cudowali apostołowie. – Skąd wziął sie tak nagły dysc i te pioruny, kie jesce przed kwileckom niebo było cyściusieńkie? Inscenizacje potopu Noego ftosi wyryktowoł, cy jak?
– A bocycie te burze, jako była, kie płynęli my roz łodziom po Jeziorze Galilejskim? – spytoł Poniezus.
– Bocymy – pedzieli apostołowie. – Bocymy tyz, jak ześ jom piknie, Jezusicku, ucisył.
– Ano ucisyłek – zgodził sie Poniezus. – Ale… to nie było tak do końca dobre. Kozdo burza powinna sie wygrzmieć, a kozdo ulewa wypadać. Wiedziołek, ze tamto gwałtowne zjawisko atmosferycne, ftóre jo swom nadprzyrodzonom mocom usidliłek, dobrze by było kiesik uwolnić i pozwolić mu dokońcyć działać zgodnie z prawami natury. No to teroz właśnie je uwolniłek. A przy okazji – zostaliście porządnie umyci. Bajako.

I tak właśnie, ostomili, z tej dyscowej kąpieli, jakom Poniezus wyryktowoł apostołom w Wielkanocny Poniedziałek, wziął sie zwycaj, ze w ten dzień polewo sie bliźnik wodom. Zwycaj ten nazywo sie „śmigusem” dlotego, ze Poniezus pedzioł wte apostołom: „Śmigojcie do pola”. „Dyngusem” zaś – dlotego, ze podcas rozmowy w wiecerniku Poniezus zbocowoł psy dingo. Cyli na dobrom sprawe – to słowo powinno brzmieć „dingus”, nie „dyngus”. Ale, jako juz wiecie, apostołowie byli wte nieumyci, usy tyz mieli brudne – i właśnie przez te brudne usy, niedokładnie słyseli, co Zbawiciel ku nim godoł. Haj.

I cóz. W róznyk mądryk ksiązkak etnograficnyk pewnie niemało przecytocie, skąd w drugi dzień świąt wielkanocnyk wzięła sie ta cało hydrologicno tradycja. I niemało nojdziecie wyjaśnień, skąd to określenie „śmigus-dyngus”. Ale prowda, ostomili, jest tako, jako jo wom opowiedziołek.

A tak w ogóle syćkim piknie zyce duzo radości w te Święta, duzo smacnyk jajek, duzo – tyz smacnyk – mazurków, ba wody w Lany Poniedziałek – zyce tylko i wyłącnie tym, ftórzy majom na to ochote. W końcu wy – w odróznieniu od apostołów w 33 r.n.e. – bedziecie w cas Wielkanocy piknie umyci, więc wom nie bedzie trza ryktować takiego polewania. Hau!

P.S.1. Ba w Lany Poniedziałek momy zarozem nase budowe święto – Gosickowe urodziny. Zdrowie Gosicki! 🙂

P.S.2. A następnego dnia – znowu pikne urodziny świętujemy. Tym rozem Aleckowe. No to zdrowie Alecki 🙂