Guma guar
Niedowno przed nasom chałupe zajechała cięzarówka. Fto niom przyjechoł? Ano Felek znad młaki, co to jest najbogatsy w mojej wsi. Cięzarówka zatrzymała sie na skraju obejścia i po kwili piknie wysiodł z niej Felek. Jego kufa uśmiechała sie od ucha do ucha. Ciekawy byłek, co on kruca znowu wymyślił? Nalezało sie spodziewać, ze niebawem sie dowiem. On zaś poseł na tył auta i wyciągł stamtela pękaty worek. Co było w worku? Tego na rozie nie wiedziołek. Haj.
Felek zarzucił worek na plecy i rusył ku nasej chałupie. Bez pukania nacisnął klamke, wlozł do sieni, a z sieni do kuchni, ka siedziała na stołecku mojo gaździna i obierała grule na obiad.
– Witojcie, krzesno. Uff! – stęknął Felek i zrzucił wór na podłoge.
– Witoj, Feluś – pedziała gaździna. – A co ześ ty mi tutok przyniesł?
– Zaroz wom powiem, krzesno. Ba najpierw… powiedzcie mi, cy mocie w zamrazalniku lody?
– Mom – pedziała gaździna. – Mom, bo wnuki barzo je lubiom. A co? Mocie na nie ochote?
– Nie, nie – zaprzecył Felek. – Ale cy moglibyście, krzesno, wyciągnąć na kwilecke te lody i sprawdzić na opakowaniu, jaki jest ik skład?
– Dziwno prośba, ale niekze ta – mrukła gaździna.
Podniesła sie z krzesła i wytarła ręce w ścierke. Podesła do lodówki, otworzyła zamrazalnik i wyjęła zeń pudełko lodów. Poźreła na wypisane na pudełku składniki i zacęła cytać na głos:
– Mleko w prosku, śmietana w prosku, cekolada, olej roślinny, guma guar…
– Wystarcy – przerwoł gaździnie Felek. – A mocie moze chrzan?
– No, mom.
– A mozecie sprawdzić jego skład?
Gaździna schowała lody, wyciągła z lodówki słoik chrzanu i znów zacęła cytać na głos:
– Korzeń chrzanu, woda, kwasek cytrynowy, guma guar…
– Dość – Felek znów gaździnie przerwoł. – A mocie jakisi dzem?
– Rozumiem, ze jego skład tyz mom sprawdzić – domyśliła sie gaździna.
Zaroz wyjęła z safki słoik dzemu truskawkowego. I zacęła cytać to, co wydrukowano na naklejce:
– Truskawka, pektyna, guma guar… Na mój dusiu! Znowu guma guar!
– No właśnie – pedzioł Felek. – Ta guma guar jest w kozdym jedzeniu. Abo prawie w kozdym: w piecywie, w przetworak owocowyk, w śmietanie…
– Nie w mojej śmietanie! – prociwiła sie gaździna. – W mojej jedynym składnikiem jest mleko od moik krów.
– No dobrze – zgodził sie Felek – ale kiebyście kupili śmietane w sklepie, to tyz ta guma guar by w niej była.
– Feluś – gaździna wskazała na przyniesiony przez Felka worek – cy to, coś przyniesł w tym worze, mo cosi wspólnego z tom gumom?
– Owsem, mo – potwierdził Felek. – W worku som nasiona piknej azjatyckiej rośliny o nazwie Cyamopsis tetragonoloba.
– Jakiej? Cyna mopsy swetra gondolowa? – spytała gaździna.
Felek zignorowoł to pytanie i godoł dalej:
– Z tej właśnie rośliny ryktuje sie owom gume guar, ftóro wierchuje obecnie w przemyśle spozywcym. Cemu – tego nie wiem. Ale faktem jest, ze wierchuje. Więc przyniesłek wom, krzesno, te nasionka, cobyście obsiali nimi swe pole.
– Ale pedziołeś, ze to jest azjatycko roślinka – zauwazyła gaździna. – Cy ona bedzie fciała rosnąć w nasym klimacie?
– Juz jo wyryktuje tutok taki pikny mikroklimat, ze bedzie fciała rosnąć – zapewnił Felek. – Jo se juz syćko dokładnie policyłek i wiem, ze inwestycja zwróci mi sie piknie.
– Ale jo byk wolała, coby na moim polu rosło to co wse: grule, owies… – zacęła wylicać gaździna.
– Na mój dusiu, krzesno! – zawołoł Felek. – Myślołek, zeście mądry cłek, a widze, ze wy w ogóle nic nie rozumiecie! Grule? Owies? Kielo dutków na tym zarabiocie? No kielo? Tymcasem na gumie guar, skoro mo tak syrokie zastosowanie, mozno zbić fortune! Prowdziwom fortune! Jak zrobicie, co wom radze, to rozem jom zbijemy! Wy zarobicie, bo kie rozmnozycie na swym polu te rośline, to bedziecie sprzedawali mi jej nasiona. Jo zarobie, bo bede przeinacoł te nasiona na gume guar i bede sprzedawoł jom po konkurencyjnyk cenak na całym Podholu. A nawet w całej Małopolsce! W całej Polsce! I w całej Unii Europejskiej! A jeśli Putin wreście sie uspokoi – to w Rosji tyz.
– Spokojnie, Feluś, spokojnie. – Gaździna pogładziła Felka po ramieniu. – Zanim zacnies słać Putinowi na Kreml te swojom gume, wyjaśnij mi jesce jednom rzec. No bo widze, ze fces, coby uprawy, ftóre ryktowano w nasej wsi od wieków, zamienić na cosi, co nigdy tutok nie rosło. Fces tyz zmienić tutejsy klimat. Cy zastanowiłeś sie, jakie to syćko moze mieć skutki dlo środowiska wokół nasej wsi?
– Wystarcy, ze wiem, jakie skutki bedom dlo mnie i dlo wos – dutki! Duzo dutków! Na mój dusicku! Straśnie duzo!
Kie Felek piknie sie zakwycoł, jak duzo tyk dutków zarobi, gaździna postanowiła sięgnąć po ksiązke poni Bosackiej i poni Kozłowskiej-Wojciechowskiej o jedzeniu. Zaroz zacęła jom przeglądać.
– Felek – rzekła po kwili – posłuchoj, tutok pisom, ze od tej twojej gumy guar zdarzajom sie u ludzi przipadki reakcji alergicznych w postaci zaburzeń żołądkowo-jelitowych, astmy i egzemy kontaktowej.*
– Phi – Felek machnął rękom. – Skoro tylko sie zdarzajom, to nimo sie cym przejmować. Po oscypkak od wasego bacy pewnie tyz zdarzajom sie takie cy inkse zaburzenia.
O, kruca! Kie gaździna usłysała, ze Felek porównuje oscypka mojego bacy do jakiegosi pospolitego składnika wselenijakiego zarcia, to zgrzytła zębami i… jak nie zacęła tłuc Felka po głowie ksiązkom poni Bosackiej i poni Kozłowskiej-Wojciechowskiej! Ciekawe cy autorki spodziewały sie, ze ik ksiązka bedzie słuzyła nie ino do cytania, ale tyz do walenia po łbie? Tego niestety nie wiem.
– Au! Au! O, Jezusicku! Co wy robicie, krzesno! – wołoł Felek próbując zasłaniać głowe rękami. – To boli!
– I barzo dobrze, ze boli! – zawołała gaździna. – Nie bedzies, ancykryście, obrazoł oscypków mojego chłopa! Nie bedzies! Nie bedzies!
– Juz dobrze, nie bede – zgodził sie Felek. – Ino juz przestońcie mnie bić.
– Przestone – pedziała gaździna – ale zabieroj stela worek z tym plugastwem i nigdy więcej nie fce od ciebie słyseć o zodnej gumie guar!
Felek potulnie wziął worek i nazod zabroł go na cięzarówke. I zaroz odjechoł. Nie minęło duzo casu, jak do gaździny zadzwoniła Janiela.
– Krzesno – odezwoł sie głos Janieli w słuchawce – to prowda, zeście nie fcieli wziąć nasion od Felka?
– Ano prowda – pedziała gaździna, nie zdziwiono ani kapecke, ze sąsiadka juz o syćkim wie, bo przecie wiadomo, ze w góralskik wsiak wiadomości rozchodzom sie tak wartko, ze być moze jedno ino światło jest jesce sybse, a być moze nawet ono nie.
– Na mój dusiu! To moze i jo nie powinnak brać? – zafrasowała sie Janiela.
– A więc i ku tobie Felek przybył z tymi nasionkami – rzekła gaździna.
– Zeby ino ku mnie! – zawołała Janiela. – Ku syćkim we wsi przybył. I syćkik zapewnił, ze bedom z tego barzo pikne dutki. Ba ino wy jedni tyk nasion nie fcieliście. Cemu?
– Bo to, co ten Felek planuje, moze sie źle skońcyć dlo przyrody nasyk gór.
– E, tam – rzekła Janiela. – I tak z tutejsej przyrody nie momy zbyt wielkiego zysku. Za to z gumy guar – jeśli Felek nos nie wyonaco – mozemy mieć.
Gaździna zrozumiała, ze wzniosłymi argumentami nie przekono Janieli. Nalezało uzyć argumentów bardziej przyziemnyk.
– Jest jesce jedno sprawa – pedziała gaździna. – Ta guma guar moze ryktować zaburzenia zołądkowo-jelitowe, astme i egzeme.
– O, Jezusicku! Tego nie wiedziałak! – przyznała Janiela. – Ale… jak jo nie bede tyk nasiom jadła, ino swe pole nimi obsieje, to… chyba nic mi nie grozi?
Gaździna fciała sie oześmiać, ale sie powstrzymała i rzekła śmierztelnie powoznym tonem:
– Cy jo wiem? Słysałak, ze cłowiek moze upić sie przez skóre oparami alkoholu. To moze przebywanie wśród zapachów skodliwyk roślin tyz moze być skodliwe?
– O, Jezusmaryjo!!! – Janiela wpadła w panike. – No to co jo zrobiłak! Co mi strzeliło do łba, ze zgodziłak sie przyjąć od Felka takom zaraze! Krzesno, poradźcie cosi! Co robić?
Gaździnie coroz trudniej było powstrzymać śmiech.
– Prosto sprawa – rzekła. – Kie nadejdzie noc, zabiercie te syćkie nasiona i wysypcie przed Felkowom chałupom. Kie rano Felek je zobacy, to pomyśli, ze wysypały mu sie z tej jego cięzarówki.
– A jak za pare tyźni Felek spyto, cemu mi nic na polu nie wyrosło z tyk nasion, ftóre on mi doł?
– To tyz prosto sprawa. Powiecie mu, ze kury wom syćko wyzarły.
Uradowano Janiela podziękowała gaździnie za piknom porade i sie rozłącyła. Gaździna ledwo odłozyła słuchawke… jak znowu ftosi zadzwonił. Tym rozem był to sołtys.
– Na mój dusiu! Krzesno! – Sołtys sprawioł wrazenie rozgorąckowanego. – Dzwonie do wos i dzwonie, a tutok furt zajęte. Ale niekze ta. Fciołek z womi pogodać, bo dowiedziołek sie, ze nie fcieliście wziąć od Felka nasion, ze ftóryk mozno ryktować piknom gume guar.
– A cemu godocie, ze ta guma jest pikno? – spytała gaździna.
– Jak to cemu? Felek pedzioł, ze dzięki niej mozno zarobić pikne dutki – odpowiedzioł sołtys.
– A pedzioł, ze mozno tyz zarobić dolegliwości zołądkowo-jelitowe? – spytała gaździna. – I to nie ino od jedzenia tej gumy, ale tyz od wdychania zapachów roślin, ze ftóryk jest ryktowano?
– O, kruca!!! – Nawet przez telefon było cuć, ze sołtys w tej kwilecce straśnie sie spocił. – Jo nie moge se pozwolić na takie dolegliwości! Nie na pół roku przed wyborami samorządowymi! Przecie ludzie bedom sie ino śmiali z takiego sołtysa, ftóremu we flakak bedzie cosi furkało. I nie bedom fcieli na mnie głosować. Krzesno! Pomózcie!
– Nie turbujcie sie, krzesny – pedziała gaździna spokojnym głosem. – Kie przyjdzie nocka, to te syćkie nasionka, ftóre Felek wom doł, podrzucicie po cichutku pod jego chałupe. Felek furt mo głowe tak zaprzątniętom interesami, ze na pewno nic nie zauwazy.
– Na mój dusicku! – uciesył sie sołtys. – Uratowany jestem! Uratowany! Dziękuje wom krzesno piknie!
Gaździna rozłącyła sie, ale dwie sekundy nie upłynęły, jak telefon zadzwonił po roz kolejny.
– Halo – rzekła do słuchawki.
– To jo, Wincenty – odezwoł sie głos z drugiej strony.
– Witojcie, krzesny – odpowiedziała gaździna. – Pewnie fcieliście spytać, cemu nie wzięłak od Felka nasion?
– Skąd wiedzieliście? – zdziwił sie Wincenty.
– Po prostu wiedziałak – odparła gaździna. – A teroz słuchojcie, co wom powiem. Ta roślina, ze ftórej ryktowano jest guma guar, jest sakramencko niebezpiecno. Od samego przebywania w jej poblizu mozno nabawić sie dolegliwości zołądkowyk, egzemy i jeden Pon Bócek racy wiedzieć, jakik jesce straśliwyk niescynść. Ale nie frasujcie sie, bo jest na to rada. Wystarcy, ze nocom zakradniecie sie pod Felkowom chałupe, wysypiecie mu te syćkie nasiona pod płotem – i po kłopocie. Haj.
Wincenty podziękowoł za rade i na tym rozmowa sie skońcyła. Ale do gaździny zacęli wydzwaniać kolejni mieskańcy wsi. Syćkim gaździna poradziła to samo: coby potajemnie zwrócili Felkowi otrzymane od niego nasiona.
Pod koniec dnia mojo gaździna cuła sie kapecke zmęcono. Posła więc spać duzo wceśniej niz baca. I spałaby długo, kieby nie to, ze z samiućkiego ranka… zadzwonił telefon.
– Odbierz, ojciec – rzekła do bacy zaspano gaździna. – Jo wcora telo sie przez ten telefon nagodałak, ze chyba na najblizsy rok mi wystarcy.
No i baca odebroł. Ale zaroz pedzioł:
– Matka, to do ciebie. Felek dzwoni.
– Na mój dusiu! – rzekła gaździna, kie przejęła słuchawke od bacy. – Cego ty, Felek, fces o tak wcesnej porze?
– Przepytuje piknie, krzesno – pedzioł Felek – ale stało sie cosi straśnie dziwnego. I chyba ino wy – jako najmądrzejsy cłek we wsi – bedziecie umieli to wyjaśnić. Wyobroźcie se, ze obudziłek sie wceśnie rano, bo fciołek jechać do Krakowa na takie jedno spotkanie biznesowe. Zlozłek z wyrka, poźrełek przez okno i – wiecie co uwidziołek? Zalegające przed mojom chałupom nasiona Cyamopsis tetragonoloba. Całom hałde tyk nasion! Skąd one syćkie sie u mnie wzięły?
– Cóz moge sie ino domyślać – pedziała gaździna. – Kiesik wycytałak w skolnym podręcniku mojego wnuka, ze nieftóre organizmy rozmnazajom sie przez pąckowanie. Pewnie te nasiona, ftóre wcora po chałupak rozwoziłeś, tyz pąckujom. Podejrzewom, ze zgubiłeś pare nasionecek pod swojom chałupom i przez nocke one ci sie piknie rozmnozyły.
– Ba w takik ilościak? – nie dowierzoł Felek. – Tak to przecie nawet króliki sie nie mnozom!
– Króliki moze nie – odparła gaździna. – Ale teroz wreście zacynom rozumieć, cemu producenci zywności pakujom te gume guar do kozdego jedzenia. Im po prostu tyz te sakramenckie nasiona rozmnazajom sie niesamowicie, więc fcąc pozbyć sie ik nadmiaru, pchajom je, kany popadnie – do lodów, do dzemów, do śmietany…
– O, Jezusicku! – biadolił Felek. – No to naryktowołek se bidy! Przecie jak te nasiona bedom sie tak rozmnazały, to cało mojo chałupa w nik utonie! Cało naso wieś! Pockojcie, krzesno, muse końcyć, bo nimo casu do stracenia. Muse sie tego diabelstwa jak najsybciej pozbyć.
Felek błyskiem pohyboł do stojącej pod jego chałupom cięzarówki. Załadowoł na niom te syćkie nasiona, ftóre – jak wmówiła mu gaździna – rozmnozyły sie w ciągu nocy. Wnet pomknął cięzarówkom ku Dunajcowi. Po drodze cudowoł ino, cemu pod inksymi chałupami nimo wielkik hałd nasion, skoro obdarowoł nimi całom wieś. Ale w końcu syćko se wytłumacył – pewnie inksi wceśniej zauwazyli, ze to plugastwo straśnie sie mnozy i juz zdązyli wywieźć je precki daleko stela.
Kie Felek dojechoł do Dunajca, wysypoł nad jego brzegiem syćkie nasiona, obloł je benzynom… i zwycajnie podpalił. A potem hipnął do cięzarówki i w uciekaca – jakby te nasionka miały nózki i mogły próbować go gonić.
Za niedługo Felek nazod był we wsi. Dojechoł do swej chałupy, a wysiadając godoł do siebie:
– Nigdy więcej gumy guar! Nigdy więcej gumy guar! Nigdyyyyy!!!
I zaroz zacął wydzwaniać do syćkik swoik firm ryktującyk zywność i polecił im, ze jeśli posiadajom w swoik zapasak jakomsi gume guar, to majom jej sie natychmiast pozbyć. Natychmiast i ślus. Zagroził surowymi karami dyscyplinarnymi w rozie niewykonania polecenia.
No i cóz… moi ostomili, kie w najblizsej przysłości wybierecie sie do jakiegosi sklepu spozywcego, to mozecie pocytać se, jakie som składniki sprzedawanego tamok jedzenia. Sami uwidzicie, w jak wielu produktak spozywcyk nojduje sie guma guar. Casem jednak natraficie na taki, ka tej gumy nie bedzie. A kie natraficie, to… całkiem mozliwe, ze bedzie to produkt z firmy nalezącej do nasego Felka. Hau!
* K. Bosacka, M. Kozłowska-Wojciechowska, Czy wiesz co jesz? Poradnik konsumenta, czyli na co zwracać uwagę, robiąc codzienne zakupy. Publicat, Poznań 2013, s. 223.
Komentarze
A dlaczego Felek woził gumę guar ciężarówką, a nie swoim ja-guarem.
Toś mi Owczarku wyjaśnił moje dolegliwości, przez które muszę się teraz chemia wspomagać ( To wszystko przez tę gumę guar ((( Muszę teraz dokładnie czytać wszystkie nalepki i tam, gdzie znajdę tę guarową gumę, natychmiast odrzucę )
Krucafuks, w moim dżemie z czarnych porzeczek tez jest ta guma! 🙁
A przez pączkowanie to chyba najbardziej chwasty się rozmnażają. 😉
Fusillo – zamieszkałaś w przepięknych okolicznościach przyrody (zajrzałam na Twój blog) – gratuluję i życzę Ci (razem ze Ślubnym, oczywiście, a więc Wam) wielu radosnych, szczęśliwych i pięknych lat. 🙂
Gość wyjechał, trzeba się zabrać za odgruzowywanie chałupki. Dobrze, że mam jeszcze jeden kryminał na mp3.
Owczarku,
Ja jak zawsze, jestem pełna podziwu dla Twojej Gaździny. Potrafi wybrnąć z każdej sytuacji, a to niemała sztuka! I tego jej najbardziej zazdroszczę! 😀
To co zatem? Powrót do domowych przetworów nam pozostaje. O chlebie nie wspomnę. Chociaż, jakby tak się głębiej zastanowić, to czemu nie. Akurat zmieniałam swoje życie, to zmiany inne też moga być. Dzisiaj upiekłam pierwsze, po dziesięciu latach ciasto, przymierzam się do innych kuchennych rewolucji, i tej gumy zagęszczającej wolałabym nie oglądać!
ALSA!
Dziękuję serdecznie, również w imieniu mojego Ślubnego! :-)))
Właśnie! Gdyby nie te okoliczności przyrody, czyli jezioro będące kolebką żeglarstwa śródlądowego, no i Park Narodowy Bory Tucholskie, to kto wie? Pewnie bym dalej w bloku sobie cichutko żyła! 🙂
…to w związku z tą wiosną, co może już jutro….
https://www.youtube.com/watch?v=bIbgg2Ca1vk
Do TesTeqecka
„A dlaczego Felek woził gumę guar ciężarówką, a nie swoim ja-guarem.”
Fto wie? Moze Jaguar wziął sie juz tyz za ryktowanie cięzarówek? 😀
Do Wawrzecka
„To wszystko przez tę gumę guar ((( Muszę teraz dokładnie czytać wszystkie nalepki i tam, gdzie znajdę tę guarową gumę, natychmiast odrzucę )”
O! To bedzie barzo ostro selekcja, Wawrzecku. Tylko ze ta guma guar to podobno zagęstnik. Więc kie sie jom wyrzuco, to trza uwazać, coby sie w śmietniku za barzo nie zagęściło 😀
Do Alsecki
„A przez pączkowanie to chyba najbardziej chwasty się rozmnażają.”
One to chyba rozmnazajom sie i przez pąckowane, i przez podział, i na syćkie inkse sposoby, jakie ino występujom w przyrodzie. Beskurcyje jedne! 😀
Do Hortensjecki
„Ja jak zawsze, jestem pełna podziwu dla Twojej Gaździny. Potrafi wybrnąć z każdej sytuacji, a to niemała sztuka! I tego jej najbardziej zazdroszczę!”
Co z kolei dlo Felka jest przekleństwem. Chociaz… nie wse. Pare rozy przecie i Felka gaździna wybawiła z kłopotów 😀
Do Fusillecki
„Dzisiaj upiekłam pierwsze, po dziesięciu latach ciasto, przymierzam się do innych kuchennych rewolucji, i tej gumy zagęszczającej wolałabym nie oglądać!”
Ooo! To na pewno ciasto smakuje piknie! Natomiast trawestując pona Joyce’a, mozno pedzieć: przejść przez sklep spozywcy i nie natrafić na zoden produkt zawierający gume zagęscającom – to dopiero łamigłówka! 😀
Do Alecki
„…to w związku z tą wiosną, co może już jutro….
https://www.youtube.com/watch?v=bIbgg2Ca1vk”
Bajuści… juz sumiom kastany i pachnie juz wiosnom. A kozdy pies to potwierdzi, ze zapach ten jest barzo pikny 😀
Zawsze znajdzie sie jakis cwaniak na swiecie,ktory zapragnie miec fure dudkow i wymysli kolejny „zloty dodatek” do naszej i tak juz zatrutej zywnosci 😮
Dobrze,ze Gazdzina zdusila w zarodku zapedy felkowe,bo niedlugo,to i oscypki bylyby gumiaste!!
Ciekawe,czy w przyszlosci skutkiem zmodyfikowanej zywnosci,bedzie „zmutangowany”czlowiek?????? 😉
@Ana: Zaprotestujmy i wstrzymajmy się przez rok z jedzeniem!
Zajrzałam do gniazd – jestem bardzo zażenowana, bo akurat trafiłam na bardzo intymną sytuację u bocianów 😳 – zanim zdążyłam wyłączyć podgląd, było po wszystkim. Są cztery jaja – to u bocianów chyba wielodzietność.
Widziałam też kawałek orlątka. 🙂
TesTeq-nie,chyba bedziemy musieli sami sobie zywnosc produkowac????
Do Anecki
„Ciekawe,czy w przyszlosci skutkiem zmodyfikowanej zywnosci,bedzie ‚zmutangowany’czlowiek??????”
Był kiesik taki śpas o ponu Masztalskim ze Śląska (ka jak wiadomo, powietrze do najcyściejsyk nie nalezy). No i ten pon Masztalski pojechoł roz na urlop na łono natury. A tamok – od rozu zemdloł. Przytomność odzyskoł dopiero wte, kie wsadzono go pod rure wydechowom auta. Więc fto wie? Moze dlo cłowieka przysłości im bardziej plastikowo-gumowe bedzie jedzenie, tym zdrowse? 😀
Do TesTeqecka
„Zaprotestujmy i wstrzymajmy się przez rok z jedzeniem!”
Tobie, TesTeqecku, radziłbyk zacąć ten protest dopiero 19 kwietnia. Cemu? A bo z dobrze poinformowanyk źródeł wiem, ze w takim jednym miejscu w Twoim mieście som barzo pikne straganiki z regionalnom zywnościom. Straganiki te bedom stały do 18 kwietnia. A jedzenie z nik jest tak pikne, ze do owego 18 kwietnia skoda by było ryktować taki protest 😀
Do Alsecki
„Zajrzałam do gniazd – jestem bardzo zażenowana, bo akurat trafiłam na bardzo intymną sytuację u bocianów”
Nie turbuj sie, Alsecko, bo to wina bocianów. Mogły ostrzec, ze bedzie intymnie? Mogły? A skoro tego nie zrobiły – to one som winne 😀
No niech mnie kule bija! Do tej pory myslalem, Piesku, ze taka guma guar dodawana jest tylko do produktow obojetnej firmy, ktpra w nazwie produktu powoluje sie na Dziadunia i Babunie – nie pytaj czyje te Babunia z Dzoduniem, z pewnoscoa nikogo przyzwoitego. Bo co ostatbnio pojde do polskiego sklepu, to pelne polki sa produktow Dziadunia i Babuni: smalczyk Dziadunia, krupnik Babuni, jaja Dzadunia, golonka Babuni, przysmak Dziadunia. No mowie Ci. I najgorsze, ze grasuja Dziadunio z Babunia po niemal wszystkich polskich firmach produkujacych zywnbosc. A jak zaczniesz czytac co tez Babunia z Dziaduniem napakowali do tych wyrobow, to jak nic na trzecim miejscu jest ta cholerna guma.
Wiec kiedys stalem w kolejce do kasy i uprzedzalem wszystkie klientki, zeby jak ognia wystrzegaly sie tych staruszkow z piekla rodem. Bo to sa truciciiele. Cala kolejka sie smiala, ale jakos tak niepewnie, zerkajac na etykietki, gdzie najdrobniejszym druczkiem podawano sklad. Jedna pani to nawet poprosila mnie abym jej przeczytal, bo zapomniala okularow. Jak jej przeczytalem, to jak oparzona rzucila „przysmak Dziadunia” skad go wziela. Wiec bardzo uwazaj , Piesku. Jak zobaczysz na etykiecie Dziadunia albo Babunie, odloz natychmiast. Niech Cie nie podkusi kupowac. 😈
Przekopiuję z sąsiedztwa, bo to mnie naprawdę dźgnęło, a tam najpierw napisałam, nie „Cień wielkiej góry”, ale cała wielka góra lekceważenia dla tych, którzy mają swoje ulubione zespoły i wykonawców.
http://kultura.gazeta.pl/kultura/12,132614,15791755,Krzysztof_Cugowski__Carnegie_Hall__Sala_jak_sala_.html#Cuk
?- Nikt z nas nigdy nie chciał być emigrantem. Emigracja jest dla człowieka katastrofą. Graliśmy dla Polonii i patrzyliśmy na tych ludzi, widzieliśmy, jak to wygląda naprawdę. I to jest przykry widok ? mówi Krzysztof Cugowski, były senator i wokalista Budki Suflera, zespołu, do którego wciąż należy niepobity polski rekord sprzedaży płyt (album ?Nic nie boli, tak jak życie?), o czym opowiedział Patrycji Wanat w ?Prześwietleniu?.?
Noooooooooo?.jeden z moich najulubieńszych zespołów?wypraszam sobie, żeby facet, który nigdy nie był emigrantem powiadał z pewnością w głosie, że ?emigracja to katastrofa? i tak dalej i my, emigranci ?nie mamy mózgu?, katastrofa?.
Byłam na ich koncercie w Toronto, specjalnie pojechaliśmy, grali w ramach tzw. Dni Polskich na dorocznym festiwalu kultur ? razem z nimi przyjechała prawdziwa (moim zdaniem) pomyłka muzyczna, Natalia Kukulska, która śpiewała przed nimi i to było żenujące widowisko.
Wracając do Cugowskiego ? przepraszam że przepraszam, ale mam dyski Budki Suflera nie kradzione z internetu, tylko ZAKUPIONE, a na koncert o którym wspominam, nie dostałam się przez płot, tylko WYKUPIŁAM bilet(y).
Pierwszy album Budki kupił mi Jerzor w 1975 roku ? ?Cień wielkiej góry?, chyba 110 zł. kosztował, co w kieszeni studenta robiło sporą dziurę w kieszeni. A tu pan Cugowski opowiada o biedzie artysty i że go okradają? przecież to ciągle w mojej generacji znaczący zespół i dlatego pojechaliśmy na koncert te 250 km w jedna stronę.
I teraz słyszę, że jestem katastrofą, porażką i w ogóle mózgu nie mam. Mało na nas, Polonii zarobił?!
A tu jeszcze Jerzor, wspominając ten koncert podpowiada, że Cugowski zachował się arogancko wobec publiczności, słowem się nie odezwał, a z reguły lider zespołu wita publiczność, coś tam powie, podziękuje za przybycie, entuzjazm i tak dalej. A on nic, chociaż my naprawdę byliśmy entuzjastycznie nastawieni. GBUR!
Podkurzyłam się okropnie.
p.s.Te znaki zapytania to kopiowanie lotra-pressa 🙄
Alicjo – ja inaczej odebrałam ten wywiad. Wydaje mi się, że Cugowskiemu (jest wspaniałym wokalistą, ale mówcą takim sobie) chodziło o to, że przymusowa emigracja jest dramatem, katastrofą dla wielu ludzi. Trudno spakować wcześniejsze życie w jedną walizkę, zostawić bliskich i wyjechać gdzieś, gdzie panują inne obyczaje, kultura itp. Może nieco łatwiej, gdy emigruje się z rodziną, ale gdy trzeba zostawić żonę, dzieci itd., to chyba jednak dramat.
‚Brak mózgu’ odnosi się, moim zdaniem, nie do emigrantów, ale do tych, którzy zostali w kraju i mówią, że Iksiński to ma fajnie, bo wyemigrował i teraz dużo zarabia.
Emigracja – ciężka sprawa i nikt przy zdrowych zmysłach nie emigruje. Tak uważają tylko ci, którym zawsze się dobrze powodziło, lub nie mają odwagi wyjechać na obczyznę. Więc nie powinni nic mówić o Iksińskim, któremu się dobrze powodzi lub nie. Zresztą warunki życia są diametralnie różne niż w kraju, w którym żyjemy. Uwielbiamy przeliczać dolary, funty, Euro na złotówki i mówimy ile to ten Iksiński zarabia ( a to jest totalna głupota, bo on płaci za swoje życie tamtejszą walutą a nie złotówkami.
Znam wielu Polaków, którzy wyemigrowali z najróżniejszych powodów i mimo początkowych trudności i aklimatyzacji obecnie, po latach czują się w swoich nowych ojczyznach wspaniale. Fakt, niektórym się nie udało, ale to zupełnie inny temat.
Generalnie jest tak, że nikt nie rozumie emigranta ! Polskie partie zachęcają Polaków do powrotu lecz nie maja nic do zaoferowania by ci, którzy wyemigrowali chcieli powrócić. Słowa – tylko słowa.
Zresztą jak żyjemy ileś już lat w swojej nowej ojczyźnie, to mamy pracę, dzieci chodzą do szkół, mamy przyjaciół, znamy sąsiadów i w ogóle, żyjemy jak normalni ludzie i nie mamy zamiaru wracać na stałe.
Polonia zawsze była łakomym kaskiem dla artystów, by zarobić „zielone”. To, że obecnie dolar ma zupełnie inną wartość niż przed laty, nie obliguje artystów do lekceważenia Polonusów. To już lepiej niech nie przyjeżdżają. Przed laty Zenon Laskowik kupił za 900 dolarów mieszkanie !! Dzisiaj może kupił by za takie pieniądze dobry rower, lub kilkuletnie auto. Wartość pieniądza zmieniła się, a wyjeżdżanie „na saksy” by zarobić też już nie ma racji bytu, bo wszystko staje się globalną wioską.
Myślenie mamy jeszcze w głębokich latach 70-tych XX wieku (
Wawrzku – ale ja naprawdę nie zauważyłam w wypowiedzi Cugowskiego lekceważącego stosunku do emigrantów (a wysłuchałam dwukrotnie – wczoraj i dzisiaj po komentarzu Alicji). Ten wywiad w ogóle ma dziwną, jak dla mnie, formę – nie znamy pytań dziennikarki, tylko ‚pozlepiane’ odpowiedzi na różne tematy. Może te odpowiedzi są poszatkowane, niepełne.
Poza tym, C. nie twierdzi, że jest biedny – wręcz przeciwnie – w jakimś wywiadzie wcześniej mówił, że żyje w dostatku. To o spadku sprzedaży płyt było uwagą ogólną i na to skarżą się muzycy nie tylko w Polsce.
Wawrzek pisze: Emigracja ? ciężka sprawa i nikt przy zdrowych zmysłach nie emigruje.
Po wstępnym badaniu oceniam, że zmysły Alicji są bardzo zdrowe. 😀 A jednak wyemigrowała i to sobie chwali! Podobnie jak Niemcy na Wyspach Kanaryjskich czy Joanna Krupa w Hollywood. Nawet Żerard Depardie chwali sobie wyprowadzkę do Rosji!
TesTeq – w pierwszej chwili też mnie zbulwersowało to zdanie, ale w następnym Wawrzek wyjaśnia, że to nie jego opinia, tylko tych, którzy nie musieli itd.
Ale może niepotrzebnie się wtrącam.
@Kot Mordechaj-niech beda blogoslawione twoje slowa!!! 😉
Ktoregos dnia zapragnelam,czegos naturalnego,wiec padlo na paczke orzechow tzw.mixt.
Przytaszczylam do domu i licho mnie podkusilo;zaczelam czytac,co tam stoi napisane malenkimi literkami.Wlos mi sie zjerzyl na glowie,a wiele juz go nie mam,wiec zrobilo sie straszno.Do zwyklych orzechow dodawano konserwanty,make ziemniaczana,sol,cukry,i kupe innego badziewia,a na koniec nawet barwniki.Ludzie kochani,a coz oni tam chcieli barwic????
Oj ciezkie czasy nastaly!!! 😮
Raz kupilam ogorki kiszone produkcji Babuni, piasek zgrzyta mi w ustach do dzisiaj 😆
Owcarku -przedni dowcip 😀
Gradobicie, a zaraz po nim słońce – zwariowana pogoda!
Ja patrzę na emigrację z pozycji emigranta 33-letniego w sensie emigracyjnego stażu. W tym czasie poznałam bardzo wielu emigrantów, którzy emigrowali z różnych powodów.
Tak zwana „stara emigracja” (powojenna) uważała nas, emigrantów z początku lat 80-tych za „komunistów” i jakieś dziwadła, bo zamiast być wdzięcznym za „wzięcie” do danego kraju i zaraz po przybyciu iść „do zmywaka” czy innego byle jakiego zajęcia wielu z nas chciało przede wszystkim iść do szkoły.
Tu muszę rozdzielić dwie rzeczy – emigracja sponsorowana prywatnie i emigracja sponsorowana przez rząd.
Prywatnie – to albo przez osoby, albo przez organizacje polonijne, ich „rozliczanie się” ze sponsorowanymi były na przez nich ustalonych zasadach.
Sponsorowanie przez rząd oznaczało, że możesz liczyć na kurs języka za darmo, szkołę (stosowne stypendia przez czas trwania nauki), utrzymanie przez rok, a potem działaj sobie sam, bo rok, wbrew pozorom, to sporo czasu, żeby nauczyć się zasad obowiązujących w danym kraju.
I tak jak Wawrzek mówi – albo zdasz egzamin, albo do poprawki, a może być też tak, że poprawki nigdy nie zdasz i będziesz tym emigrantem, co może zanucić wspólnie z Cugowskim „Znowu w życiu mi nie wyszło…”(oryginalne wyk. Billa Whitersa: https://www.youtube.com/watch?v=tIdIqbv7SPo, wolę wersję Budki!).
Wydaje mi się, że emigracja naszego pokolenia dała sobie radę całkiem nieźle i to za naszym „nastaniem” zniknęło pogardliwe określenie „Polack”, czyli „Polaczek”, taki nieudacznik, biedny emigrant, którym można pomiatać.
Nie dla każdego jest emigracja, trzeba mieć twardą skórę („nie ma zlituj się” – ale co K.Cugowski o tym naprawdę wie?), ale twardą skórę trzeba mieć wszędzie. Co mnie oburzyło, to, cytuję:
„Graliśmy dla Polonii i patrzyliśmy na tych ludzi, widzieliśmy, jak to wygląda naprawdę. I to jest przykry widok – mówi Krzysztof Cugowski, były senator i wokalista Budki Suflera”.
Może by rozwinął temat. Co to znaczy – ten przykry widok?
To jest obraźliwe i pogardliwe dla Polonusów, którzy przychodzą na koncerty czy innego rodzaju wystepy artystyczne, a potem po królewsku podejmują artystów. Wiem, bo sama brałam udział w takim podejmowaniu artysty z Polski, nie tylko ja, ale i inni moi znajomi „na trasie” i wydaje mi się, że ten artysta zachował nas w pamięci jako fajnych Polonusów, a nie „przykry widok” 🙄
Polonia to jest machina, która działa w systemie łańcuchowym – ktoś z Polski przyjeżdża do kogoś i chce trochę kraju, albo i kontynentu zobaczyć, natychmiast uruchamia się łańcuszek znajomych. Prześlijcie go do nas, my podeślemy iksińskim, oni igrekowskim, niech sobie obejrzy trochę świata. W ten sposób przewinęło się przez moją chałupę sporo ludzi, których podsyłałam innym znajomym, a oni swoim.
Niektórzy „poleceni” mieli wpaść tylko „na kawę” między Montrealem a Toronto, a zostali zgarnięci na cały weekend, oprowadzeni i obwiezieni po okolicy, a potem „poleceni” znajomej do Montrealu. W życiu by tyle nie widzieli, gdyby nie ta godna pożałowania Polonia, katastrofa po prostu. „Jeżeli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy, to znaczy, ze nie ma mózgu. Jakakolwiek forma emigracji jest dla człowieka katastrofą”.
Niech sobie pan Cugowski teraz wyobrazi, że wszyscy emigranci wracają, albo niechby chociaż te 3 miliony młodszych emigrantów, którzy wyjechali do Anglii czy Irlandii w ostatniej dekadzie, powiedzmy.
„Bezrobotni zarejestrowani w urzędach pracy w końcu sierpnia 2013 r. stanowili 13,0% cywilnej ludności aktywnej zawodowo (w lipcu 2013 r. ? 13,1%, w sierpniu 2012 r.” 12,4%)”.
Ma im coś do zaproponowania były pan senator? Zrobił coś znaczącego dla kraju, będąc senatorem? Nie wiem, co to znaczy „przymusowa emigracja”.
Ludzie sobie radzą jak mogą – świat jest otwarty, samoloty latają, pociągi jeżdżą, ze świata zrobiła się dość mała wioska. Kiedy ja wyjeżdżałam – bez presji, że muszę (a teraz tym bardziej tej presji w Polsce nie ma), z dwiema walizkami i dzieckiem pod pachą (ja dziecko, a Jerzor targał te walizki), nie było wiadomo, czy i kiedy będziemy mogli odwiedzić kraj i najbliższych.
Wyjechaliśmy, bo jedyne, co nas mogło zatrzymać, to perspektywa tego m-4, na które wpłacaliśmy od ’74 roku.
W 81-tym roku okazało się, że poczekamy jeszcze jedną dekadę lub więcej. Ileż można?
Powiedzmy, że to był ten jedyny „przymus”, bo człowiek gdzieś mieszkać musi. Z drugiej strony była to też ciekawość świata, człowiek był młody i to była szansa, żeby zrealizować marzenia. To był wybór całkiem świadomy, bo albo się czegoś pragnie i realizuje, albo się czeka na mannę z nieba. Dla mnie w żadnym wymiarze nie była to katastrofa, chociaż, powtarzam, nie wiadomo było, czy i kiedy będzie można wpaść do domu. Nie emigruje się w wieku pana Cugowskiego, o nie!
„Oderwanie od korzeni” też do mnie nie przemawia. Jak ktoś się chce oderwać, to się odrywa, już po paru „meszączach” pobytu w Stanach czy gdzie tam ma „inglisz akcent na polskym języku, tak mu trudno mówyć…”, czyli, jak to ja mówię – polski zapomnieć, angielskiego się nie nauczyć.
Przypomniało mi się coś!
Chyba pod koniec lat 80-tych albo na początku lat 90-tych był u nas na uniwerku doktorant z Polski, Paweł Boski – teraz już profesor U.Warszawskiego i ekspert w tematyce międzykulturowej (czytam w wiki), psycholog.
Byłam jego „asystentką”, pomagałam mu trochę w pracy (tzn. pracowałam na etacie), pamiętam, że były jakieś ankiety (anonimowe), trzeba było to rozdać wśród miejscowej Polonii, potem zebrać, uporządkować itd.
No masz!!!
Zupełnie o tym zapomniałam, bo to była tylko kilkumiesięczna praca, mrówcza cokolwiek. Pamiętam, że Paweł zbierał wtedy materiały do pracy – chyba habilitacyjnej- właśnie o przystosowywaniu się do emigrantów do życia za Wielka Wodą, problemów z tym związanych i tak dalej. Staż emigracyjny stażem, ale chwilowa współpraca z ekspertem chyba też coś znaczy 🙂
Jeszcze uzupełnienie – to jest jedyny wywiad K.Cugowskiego, który miałam okazje obejrzeć – i on mówi, że w tych nieciekawych latach „wyjechali za chlebem”, bo w Polsce było biednie i nikt nie chodził na koncerty, „ludzie byli zajęci czym innym”.
No to, do licha, wiadomo, że Polonia głodna takich występów, lepiej, żeby Budka przyjechała do Toronto, niż ja z Kanady na koncert Budki w Katowicach czy gdzie tam.
W Polsce ludzie byli zajęci czym innym, życiem po prostu, a on wyjechał w trasę i koncertował, i miał ten komfort, że w Polsce nie ma akurat zapotrzebowania na koncerty, a emigracja go kupi na 120%.
Czy z niego mówca czy nie, nie obchodzi mnie, ale uważam, że nas, emigrantów uważa za – co to się wyraził był.
Bez mózgu.
Ale w chudych latach, kiedy w Polsce nie było zapotrzebowania, te bezmózgowce napełniały mu kasę, kiedy koncertował tutaj, prawda?
Tak to odebrałam – katastrofa jestem i bez mózgu. I nie tylko ja to tak odebrałam (trzeba Ci było posłuchać komentarzy Jerzora, Also!), ale wiele innych Polonusów.
Bardzo mi przykro, tym bardziej, że tak kocham Budkę.
Chyba nie potrafię precyzyjnie wyrażać swoich myśli, więc już nie będę się wypowiadać na temat tego wywiadu. Jeśli komuś sprawiłam przykrość swoimi komentarzami, to bardzo przepraszam.
Pan Cugowski się w tym wywiadzie nieco „zacukał”, jak by powiedział Konwicki. Z drugiej strony – każdy patrzy ze swojego punktu siedzenia. Z trzeciej strony bywają strony czwarte. Ja to odebrałam osobiście, piąta strona.
„Patrzyliśmy na tych ludzi, jak wygląda naprawdę emigracja”.
Co to znaczy „TYCH LUDZI?”. Co on wie o emigracji?
Moja Mama podsumowałaby to krótko i po kielecku – w d…był i g…widział.
Nie obrażam się, uważam, że dobry temat do dyskusji, ale z tym „przykrym widokiem” (patrząc na Polonię) to pan Cugowski poleciał brzydko. Polonia mojego pokolenia (pokolenie Cugowskiego przecież) biegała na koncerty Budki.
Na jego koncerty my biegamy, a nie „stara” (czytaj: powojenna emigracja), ani nowa emigracja, oni mają swoją ulubioną muzykę. Lepiej niech śpiewa…
https://www.youtube.com/watch?v=6A_lshTYdCo
Ana, zaloze sie, ze nie byly to „ogorki Babuni” tylko „ogoreczki Babuni”. Jak „flaczki”, „smalczyk”, „miodek” i ropzne inne potrawy chemiczne. Jak producent zaczyna szczebiotac na etykiecie i zdrabniac nazwy, to jest to sygnal ostrzegawczy, ze uczciwie nie bedzie. Nalezy tez unikac wszystkiego co zamiast nazwy zawartosci sloika uzywa slowa „przysmak”. Do „przysmakow” ida najczesciej odpady produkcyjne zmielone i zalane zlym wielonasyconym tluszczem.
Alicjo – poruszyłaś temat nauki języka. Ja znałem jedną panią, która w Stanach żyła prawie 50 lat i nauczyła się tylko może z 50 słów !!! Jedyne wytłumaczenie to takie, że żyła i pracowała tylko wśród Polonii.
Są też inni emigranci, którzy jak „złośliwie” to opisujesz udają, ze znają język swojego nowego kraju. Można też wziąć to na karb, ze nie wszyscy posiadamy zdolności językowe i stąd kaleczenie języka. Być może robią to nieświadomie, gdyż nikt nie pokazał im drogę do szkoły i na kursy językowe, a porozumieć się jakoś muszą.
Przypomniał mi się dowcip: do restauracji żydowskiej w Nowym Jorku wchodzi klient. Podchodzi do niego Chińczyk i płynnym jidysz pyta klienta co chciałby zamówić. Klient zamawia menu i prosi o rozmowę z szefem restauracji. Gdy szef podchodzi do klienta, ten w superlatywach gratuluje mu, że ma tak wspaniałego pracownika, który płynnie mówi w jidysz. Na to szef zniżając głos mówi do klienta, sza, on myśli, że uczy się angielskiego )
Alicja,
przestan sie juz denerwowac, nie warto. Ten twoj piosenkarz to kretyn. Ja wyemigrowalam z mezem i malymi dziecmi 30 lat temu i ciagle jeszcze mam dobrze w glowie. Dzieci sa nam wdzieczne bo znakomicie im sie zycie ulozylo na emigracji. O powrocie do Polski nikt z nas nie mysli.
Jedno zdanie z tego wywiadu zapamietam: ” nie bede murzynowi z Kaliforni opowiadal dlaczego nie wyjechalem z Polski 25 lat temu”.
Cos takiego mogl powiedziec tylko Polak.
Eva,
zacytowane przez Ciebie zdanie też mnie ruszyło, ale nie powiedziałabym, że tylko Polak mógł coś takiego powiedzieć. Tak mówią (prywatnie na ucho, głośno nigdy) nacjonaliści, a słyszałam to z niejednych ust, i to przede wszystkim w Europie.
Ameryka Północna jest na emigrantów otwarta, bo to przecież ci nasi pra-pra-pra tu zjechali, co zrobili dobrego i złego to wszyscy wiedzą, świat się tak obraca.
Alicja,
sama napisalas ze to byly senator, tzn polityk i nie powiedzial tego prywatnie na ucho, tylko publicznie. Takich ” politykow” jest w Polsce
kilku.
Eva,
napisałam, że były senator, bo się zainteresowałam, co on poza tym „Jolka Jolka, pamiętasz…” i tak dalej, a czytając polskie wiadomości o uszy mi się obiło, że politycznie działał.
Wklepując w google „Cugowski + polityka” znalazłam taki artykuł, za zawartość nie odpowiadam:
http://niezalezna.pl/52893-nie-chcial-cugowski-i-boni-wzial-kaminski-ujawniamy-kulisy-ukladania-list-po
http://www.youtube.com/watch?v=UG3r2_QOfRg
…no to z tymi motylami? Jest cudnie, póki co.
Dzień dobry paskudnym niestety, zimnym i mokrym porankiem. Przekopiowałam od Łasuchów dowcip na dzień dobry 🙂
Babcia mówi:
-Ja na poprawę trawienia piję piwo,gdy nie mam apetytu,piję białe wino,przy niskim ciśnieniu czerwone wino,przy wysokim koniak,gdy jestem przeziębiona,serwuję sobie śliwowicę.
– A kiedy pije pani wodę?
-Tak strasznej choroby to ja jeszcze nie miałam?
U nas też paskudnie i zimno chyba od wczoraj. I na ten ziąb i deszcz w obydwa te paskudne dni musiałam wyjść z ciepłej chałupki, brrr…
Po drodze kupiłam krzaczka /bez/, no i teraz – jak ja go wsadzę przy takiej pogodzie? 🙁 😉
Hortensjo,
wstaw bez do torby foliowek, wlej kapke wody i zostaw krzaczek w garażu czy piwnicy albo innej komórce, niech czeka na lepszą pogodę, nic mu sie nie stanie.
A hortensje zasadziłaś? 😉
U mnie leje, zerknęłam na radar pogodowy, za jakąś godzinę będę miała śnieg 🙁
*foliowej 😳
Alicjo,
Krzaczek już siedzi w ziemi; wykorzystałam znajomego, który przyszedł zamontować mi korbkę do zewnętrznych żaluzji, nawet za bardzo nie protestował – znajomy, nie bez, bo krzak chyba jest zadowolony, że nareszcie siedzi w ziemi 😀 . O hortensji myślałam, ale na tym skraweczku ogródka chyba nie ma szans by się przyjęła, pod warstwą ziemi jest za dużo gruzu. 🙁
http://kultura.gazeta.pl/kultura/12,132614,15791755,Krzysztof_Cugowski__Carnegie_Hall__Sala_jak_sala_.html#CukVid
Jest to wypowiedź p. Cugowskiego, która jest w moim przekonaniu bardzo obrażająca ludzi, którzy wyemigrowali. Przy okazji warto poczytać komentarze.
Chyba, ze jest to wypowiedź, stricte polityczna, by Polacy jak najszybciej powracali do Kraju.
Hortensjo,
grunt to szybkie działanie 😉
Ja biorę przykład z kota – księżna wyleguje sie przed kominkiem, a ja leniuchuję na kanapce, podczytując książkę.
Poczytałam o hortensjach i one rzeczywiscie wymagają głęboko uprawianej, żyznej gleby. Szkoda, bo są piękne. U mnie też by się nie utrzymały, pod cieńką warstwą gleby jest kamienna płyta, a w doniczkowe krzaki nie chce mi się bawić. Będę musiała pomyśleć o wkopaniu paru krzaczków „czegoś”, bo mam kilka metrów od drogi, które warto by czymś zasłonić, ale to muszą być mało wymagające krzewy.
No i już pada śnieg 🙁
Dzisiaj faktycznie paskudna pogoda, zaliczyłam nawet grad.
U orłów również wieje, maluchy rosną jak na drożdżach, niedługo trudno im się będzie zmieścić pod piórami mamy 🙂
Owczarku, na gumę i inne specjal-dodatki już od dawna zwracam uwagę, nie ma lekko na zakupach 😉
A u nas cuda sie dzieja!!!!
Co roku jest tu organizowane wielkie corso kwiatowe,ale,ze wiosna nam zbzikowala,zabraklo kwiatow.I to gdzie,w krainie tulipanem stojacej.Przyjdzie organizatorom kwiaty z Francji sprowadzac 😮
Na lakach kwitna juz jaskry,rumianki,a bzy rozwina sie lada dzien!
Dzisiaj chlodniej,ale na krotko,bo jutro znowu prawie letnie temperatury 😀
Hej.
U bocianów było dzisiaj 4C i raczej paskudnie.
A u mnie nadal śnieg pada. Nie ma żadnej akumulacji, bo przedtem lał deszcz i co upadnie, to się topi. Pogoda z końca listopada.
Do Mordechajecka
„Wiec bardzo uwazaj , Piesku. Jak zobaczysz na etykiecie Dziadunia albo Babunie, odloz natychmiast. Niech Cie nie podkusi kupowac.”
Gdy dziadunio do babuni, to babunia hehehe! – brzmiom słowa piknej staropolskiej przyśpiewki. Ino jo potela nie wiedziołek, co właściwie znacyło to „hehehe”. Teroz juz wiem! Dziadunio z Babuniom śmiali sie z naiwności kupującyk ik produkty.
„Ana, zaloze sie, ze nie byly to ‚ogorki Babuni’ tylko ‚ogoreczki Babuni’. Jak ‚flaczki’, ‚smalczyk’, ‚miodek’ i ropzne inne potrawy chemiczne. Jak producent zaczyna szczebiotac na etykiecie i zdrabniac nazwy, to jest to sygnal ostrzegawczy”
Cyli… „Miodek Babuni” jest skodliwy, ale „Miodzio Babuleńki” – jest skodliwy jesce bardziej 😀
Do Alecki
„A tu jeszcze Jerzor, wspominając ten koncert podpowiada, że Cugowski zachował się arogancko wobec publiczności, słowem się nie odezwał, a z reguły lider zespołu wita publiczność, coś tam powie, podziękuje za przybycie, entuzjazm i tak dalej. A on nic, chociaż my naprawdę byliśmy entuzjastycznie nastawieni. GBUR!”
Heeej! O różnyk gwiozdak i „gwiozdak” mógłbyk to i owo opowiedzieć, co kwoły by im nie przysparzyło, ino wręc przeciwnie. Na scynście som tyz wśród artystów rózne sympatycne osoby. Z dobrze poinformowanyk źródeł wiem, ze takimi piknie sympatycnymi i fajnymi artystami som na przikład poni Bożena Dykiel i pon Marian Opania.
„No to, do licha, wiadomo, że Polonia głodna takich występów”
Cosi o tym wiem. Jak roz (to juz wiele roków temu) syn Madzi L. z Fredericton odwiedził poniom Owcarkowom i mnie w nasej budzie, to spytali my go, cy puścić mu jakomsi muzycke. On na to pedzioł: „Chętnie! Najchętniej coś polskiego!”, z mocnym akcentem na słowo „polskiego”.
„Pan Cugowski się w tym wywiadzie nieco ‚zacukał'”
Jak pon Cugowski – to chyba bardziej sie zacugał, niz zacukał 😀
Do Alsecki
„‚Brak mózgu’ odnosi się, moim zdaniem, nie do emigrantów, ale do tych, którzy zostali w kraju i mówią, że Iksiński to ma fajnie, bo wyemigrował i teraz dużo zarabia.”
Tak cy siak – som w kraju tacy, co tak godajom. I cynsto godajom prowde, bo owsem, bywo, ze Iksiński mo fajnie. Telo ino, ze… zazwycaj najpierw musioł sie taki bidok wiele napocić, zanim zacął duzo zarabiać. Inksymi słowy: zanim Iksiński zacął mieć fajnie, to najpierw musioł mieć straśnie niefajnie.
A tak poza tym tak naprowde fajnie mo nie Iksiński, ino jo: bo do mnie cały Turbacz nalezy, cało Kiczora, cały Lubań… i jesce pare inksyk piknyk wiersycków 😀
Do Wawrzecka
„Wartość pieniądza zmieniła się, a wyjeżdżanie ‚na saksy’ by zarobić też już nie ma racji bytu”
Na mój dusicku! Faktycnie kiesik to dopiero pikne wyjezdzanie na saksy było! Boce jak na jednej ucelni opowiadano o jednym profesorze, ftóry w wakacje wyjezdzoł na Zachód i tamok dorabioł se malowaniem mieskań. Syćko było piknie, pokiela studenci sie o tym nie dowiedzieli. A kie sie dowiedzieli – to sie zacęło! Wydzwaniali do bidoka i pytali: „Dzień dobry, panie profesorze, czy mógłby mi pan pomalować mieszkanie?” I dostawali ataków śmiechu, kie profesor gniewnie odpowiadoł (bo wyglądało na to, ze według tego profesora zasada „zodno praca nie hańbi” obowiązywała ino na zachód od Łaby). Cy to prowda cy zmyślono anegdota – nie wiem. Ale znając tamtejse realia – wiem, ze historia wcale nie jest nieprowdopodobno 😀
Do TesTeqecka
„Nawet Żerard Depardie chwali sobie wyprowadzkę do Rosji!”
Kwolić kwoli. Ale nie barzo rozumiem, cemu furt nazywo sie Gerard Depardieu, a nie Żerar Diedowicz Diepardiejow 😀
Do Anecki
„Przytaszczylam do domu i licho mnie podkusilo;zaczelam czytac,co tam stoi napisane malenkimi literkami.Wlos mi sie zjerzyl na glowie,a wiele juz go nie mam,wiec zrobilo sie straszno.Do zwyklych orzechow dodawano konserwanty,make ziemniaczana,sol,cukry,i kupe innego badziewia,a na koniec nawet barwniki.Ludzie kochani,a coz oni tam chcieli barwic????”
Krucafuks! Jak tak dalej pódzie, to opróc malorza-artysty i malorza pokojowego pojawi sie jesce specjalizacja: malorz spozywcy. Jego zadaniem bedzie malowanie zywności na stosowny kolorek 😀
Do Evecki
„Jedno zdanie z tego wywiadu zapamietam: ‚nie bede murzynowi z Kaliforni opowiadal dlaczego nie wyjechalem z Polski 25 lat temu’.”
Faktycnie, trza by być cłonkiem Ku-Klux-Klanu, coby takom wypowiedź móc pokwolić. Ino cy owemu ponu C. właśnie o to chodziło? 😀
Do Hortensjecki
„O hortensji myślałam, ale na tym skraweczku ogródka chyba nie ma szans by się przyjęła, pod warstwą ziemi jest za dużo gruzu.”
A kiebyś tak, Hortensjecko, pogodała z tom roślinkom jak Hortensja z Hortensjom, to moze jakosi byś jom przekonała, ze gruz gruzem, ale kieby sie uprzeć, to i w takik warunkak do sie rosnąć? 😀
Do Emilecki
„Owczarku, na gumę i inne specjal-dodatki już od dawna zwracam uwagę, nie ma lekko na zakupach”
Oj, nimo! Lektura składu takiego cy inksego produktu spozywcego robi sie coroz dłuzso. I coroz bardziej jest to lektura z gatunku horror abo inksy triller 😀
Owcarku-malarz spozywczy juz teraz ma pelne rece roboty.W naszej krainie na tydzien przed Wielkanoca sprzedaja piknie pomalowane farbami jajca 😉
Boje sie,ze po spozyciu takiej „pisaneczki”grozi czlowiekowi caloroczna niestrawnosc!!!!!
Bajuści, Anecko. Kie idzie o farbowanie jajec, to zdecydowanie bezpiecniejso jest samoobsługa niz kupowanie gotowców 😀
„Malarz spożywczy” – fajnie brzmi 😉
Są jakieś farbki „spożywcze” do malowania jajek, ale ja od lat stosuje stary patent – zbieram zewnętrzne, brązowe liście cebuli, wrzucam do gara, do tego jajka i gotuję jak się gotuje jajka na twardo. Im więcej liści, tym ciemniejszy kolor.
Owczarku,
syn Madzi L. zawsze był muzykalny, grał na gitarze klasycznej, miał nieźle opanowany repertuar polskich piosenek i był urodzonym animatorem kultury.
Jako młody chłopak zajmował się naszymi dzieciakami, kiedy urządzaliśmy we Fredericton zjazdy na Wielkanoc. Śpiewał, grał, uczył dzieci piosenek, organizował zabawy, a myśmy mieli dzieci z głowy 🙂
To były Wielkanoce kiedyś, we Fredericton…w porę wspomnienie z tamtych lat, łezka się kręci…
Nie wiem, co Paweł teraz robi, ale lata temu widziałam go w telewizji – mieszkał wtedy w Vancouver i prowadził tam jakiś lokalny program kulturalny czy coś w tym rodzaju. Ja nie mam zasięgu na lokalny program CBC Vancouver, ale jego pokazali wtedy w CBC na cały kraj, jakiś wywiad chyba i coś jeszcze (pamięć dziurawa 🙄 ).
Ooo! Jajko barwione przez cebulowe łupinki – pikno rzec! A po wyjęciu z wody z cebulom worce takie jajo – pokiela jesce ciepłe – wysmarować śmatkom abo serwetkom natłusconom zwykłym masłem. Wte jajo zyskuje barzo pikny połysk 😀
Syn Madzi – nom nic nie zaśpiewoł. W takim rozie jo se myśle, ze mo obowiązek hipnąć ku nom i zaśpiewać piknie 😀
No a ze nie wiem, jak to wkrótce, tuz przed Wielkanocom, z wolnym casem bedzie, to wielkanocny wpis wklejom juz teroz. Za kwilecke znacy sie 😀