Guma guar

Niedowno przed nasom chałupe zajechała cięzarówka. Fto niom przyjechoł? Ano Felek znad młaki, co to jest najbogatsy w mojej wsi. Cięzarówka zatrzymała sie na skraju obejścia i po kwili piknie wysiodł z niej Felek. Jego kufa uśmiechała sie od ucha do ucha. Ciekawy byłek, co on kruca znowu wymyślił? Nalezało sie spodziewać, ze niebawem sie dowiem. On zaś poseł na tył auta i wyciągł stamtela pękaty worek. Co było w worku? Tego na rozie nie wiedziołek. Haj.

Felek zarzucił worek na plecy i rusył ku nasej chałupie. Bez pukania nacisnął klamke, wlozł do sieni, a z sieni do kuchni, ka siedziała na stołecku mojo gaździna i obierała grule na obiad.

– Witojcie, krzesno. Uff! – stęknął Felek i zrzucił wór na podłoge.
– Witoj, Feluś – pedziała gaździna. – A co ześ ty mi tutok przyniesł?
– Zaroz wom powiem, krzesno. Ba najpierw… powiedzcie mi, cy mocie w zamrazalniku lody?
– Mom – pedziała gaździna. – Mom, bo wnuki barzo je lubiom. A co? Mocie na nie ochote?
– Nie, nie – zaprzecył Felek. – Ale cy moglibyście, krzesno, wyciągnąć na kwilecke te lody i sprawdzić na opakowaniu, jaki jest ik skład?
– Dziwno prośba, ale niekze ta – mrukła gaździna.

Podniesła sie z krzesła i wytarła ręce w ścierke. Podesła do lodówki, otworzyła zamrazalnik i wyjęła zeń pudełko lodów. Poźreła na wypisane na pudełku składniki i zacęła cytać na głos:
– Mleko w prosku, śmietana w prosku, cekolada, olej roślinny, guma guar…
– Wystarcy – przerwoł gaździnie Felek. – A mocie moze chrzan?
– No, mom.
– A mozecie sprawdzić jego skład?

Gaździna schowała lody, wyciągła z lodówki słoik chrzanu i znów zacęła cytać na głos:
– Korzeń chrzanu, woda, kwasek cytrynowy, guma guar…
– Dość – Felek znów gaździnie przerwoł. – A mocie jakisi dzem?
– Rozumiem, ze jego skład tyz mom sprawdzić – domyśliła sie gaździna.

Zaroz wyjęła z safki słoik dzemu truskawkowego. I zacęła cytać to, co wydrukowano na naklejce:
– Truskawka, pektyna, guma guar… Na mój dusiu! Znowu guma guar!
– No właśnie – pedzioł Felek. – Ta guma guar jest w kozdym jedzeniu. Abo prawie w kozdym: w piecywie, w przetworak owocowyk, w śmietanie…
– Nie w mojej śmietanie! – prociwiła sie gaździna. – W mojej jedynym składnikiem jest mleko od moik krów.
– No dobrze – zgodził sie Felek – ale kiebyście kupili śmietane w sklepie, to tyz ta guma guar by w niej była.
– Feluś – gaździna wskazała na przyniesiony przez Felka worek – cy to, coś przyniesł w tym worze, mo cosi wspólnego z tom gumom?
– Owsem, mo – potwierdził Felek. – W worku som nasiona piknej azjatyckiej rośliny o nazwie Cyamopsis tetragonoloba.
– Jakiej? Cyna mopsy swetra gondolowa? – spytała gaździna.
Felek zignorowoł to pytanie i godoł dalej:
– Z tej właśnie rośliny ryktuje sie owom gume guar, ftóro wierchuje obecnie w przemyśle spozywcym. Cemu – tego nie wiem. Ale faktem jest, ze wierchuje. Więc przyniesłek wom, krzesno, te nasionka, cobyście obsiali nimi swe pole.
– Ale pedziołeś, ze to jest azjatycko roślinka – zauwazyła gaździna. – Cy ona bedzie fciała rosnąć w nasym klimacie?
– Juz jo wyryktuje tutok taki pikny mikroklimat, ze bedzie fciała rosnąć – zapewnił Felek. – Jo se juz syćko dokładnie policyłek i wiem, ze inwestycja zwróci mi sie piknie.
– Ale jo byk wolała, coby na moim polu rosło to co wse: grule, owies… – zacęła wylicać gaździna.
– Na mój dusiu, krzesno! – zawołoł Felek. – Myślołek, zeście mądry cłek, a widze, ze wy w ogóle nic nie rozumiecie! Grule? Owies? Kielo dutków na tym zarabiocie? No kielo? Tymcasem na gumie guar, skoro mo tak syrokie zastosowanie, mozno zbić fortune! Prowdziwom fortune! Jak zrobicie, co wom radze, to rozem jom zbijemy! Wy zarobicie, bo kie rozmnozycie na swym polu te rośline, to bedziecie sprzedawali mi jej nasiona. Jo zarobie, bo bede przeinacoł te nasiona na gume guar i bede sprzedawoł jom po konkurencyjnyk cenak na całym Podholu. A nawet w całej Małopolsce! W całej Polsce! I w całej Unii Europejskiej! A jeśli Putin wreście sie uspokoi – to w Rosji tyz.
– Spokojnie, Feluś, spokojnie. – Gaździna pogładziła Felka po ramieniu. – Zanim zacnies słać Putinowi na Kreml te swojom gume, wyjaśnij mi jesce jednom rzec. No bo widze, ze fces, coby uprawy, ftóre ryktowano w nasej wsi od wieków, zamienić na cosi, co nigdy tutok nie rosło. Fces tyz zmienić tutejsy klimat. Cy zastanowiłeś sie, jakie to syćko moze mieć skutki dlo środowiska wokół nasej wsi?
– Wystarcy, ze wiem, jakie skutki bedom dlo mnie i dlo wos – dutki! Duzo dutków! Na mój dusicku! Straśnie duzo!

Kie Felek piknie sie zakwycoł, jak duzo tyk dutków zarobi, gaździna postanowiła sięgnąć po ksiązke poni Bosackiej i poni Kozłowskiej-Wojciechowskiej o jedzeniu. Zaroz zacęła jom przeglądać.

– Felek – rzekła po kwili – posłuchoj, tutok pisom, ze od tej twojej gumy guar zdarzajom sie u ludzi przipadki reakcji alergicznych w postaci zaburzeń żołądkowo-jelitowych, astmy i egzemy kontaktowej.*
– Phi – Felek machnął rękom. – Skoro tylko sie zdarzajom, to nimo sie cym przejmować. Po oscypkak od wasego bacy pewnie tyz zdarzajom sie takie cy inkse zaburzenia.

O, kruca! Kie gaździna usłysała, ze Felek porównuje oscypka mojego bacy do jakiegosi pospolitego składnika wselenijakiego zarcia, to zgrzytła zębami i… jak nie zacęła tłuc Felka po głowie ksiązkom poni Bosackiej i poni Kozłowskiej-Wojciechowskiej! Ciekawe cy autorki spodziewały sie, ze ik ksiązka bedzie słuzyła nie ino do cytania, ale tyz do walenia po łbie? Tego niestety nie wiem.

– Au! Au! O, Jezusicku! Co wy robicie, krzesno! – wołoł Felek próbując zasłaniać głowe rękami. – To boli!
– I barzo dobrze, ze boli! – zawołała gaździna. – Nie bedzies, ancykryście, obrazoł oscypków mojego chłopa! Nie bedzies! Nie bedzies!
– Juz dobrze, nie bede – zgodził sie Felek. – Ino juz przestońcie mnie bić.
– Przestone – pedziała gaździna – ale zabieroj stela worek z tym plugastwem i nigdy więcej nie fce od ciebie słyseć o zodnej gumie guar!

Felek potulnie wziął worek i nazod zabroł go na cięzarówke. I zaroz odjechoł. Nie minęło duzo casu, jak do gaździny zadzwoniła Janiela.
– Krzesno – odezwoł sie głos Janieli w słuchawce – to prowda, zeście nie fcieli wziąć nasion od Felka?
– Ano prowda – pedziała gaździna, nie zdziwiono ani kapecke, ze sąsiadka juz o syćkim wie, bo przecie wiadomo, ze w góralskik wsiak wiadomości rozchodzom sie tak wartko, ze być moze jedno ino światło jest jesce sybse, a być moze nawet ono nie.
– Na mój dusiu! To moze i jo nie powinnak brać? – zafrasowała sie Janiela.
– A więc i ku tobie Felek przybył z tymi nasionkami – rzekła gaździna.
– Zeby ino ku mnie! – zawołała Janiela. – Ku syćkim we wsi przybył. I syćkik zapewnił, ze bedom z tego barzo pikne dutki. Ba ino wy jedni tyk nasion nie fcieliście. Cemu?
– Bo to, co ten Felek planuje, moze sie źle skońcyć dlo przyrody nasyk gór.
– E, tam – rzekła Janiela. – I tak z tutejsej przyrody nie momy zbyt wielkiego zysku. Za to z gumy guar – jeśli Felek nos nie wyonaco – mozemy mieć.

Gaździna zrozumiała, ze wzniosłymi argumentami nie przekono Janieli. Nalezało uzyć argumentów bardziej przyziemnyk.

– Jest jesce jedno sprawa – pedziała gaździna. – Ta guma guar moze ryktować zaburzenia zołądkowo-jelitowe, astme i egzeme.
– O, Jezusicku! Tego nie wiedziałak! – przyznała Janiela. – Ale… jak jo nie bede tyk nasiom jadła, ino swe pole nimi obsieje, to… chyba nic mi nie grozi?

Gaździna fciała sie oześmiać, ale sie powstrzymała i rzekła śmierztelnie powoznym tonem:
– Cy jo wiem? Słysałak, ze cłowiek moze upić sie przez skóre oparami alkoholu. To moze przebywanie wśród zapachów skodliwyk roślin tyz moze być skodliwe?
– O, Jezusmaryjo!!! – Janiela wpadła w panike. – No to co jo zrobiłak! Co mi strzeliło do łba, ze zgodziłak sie przyjąć od Felka takom zaraze! Krzesno, poradźcie cosi! Co robić?

Gaździnie coroz trudniej było powstrzymać śmiech.

– Prosto sprawa – rzekła. – Kie nadejdzie noc, zabiercie te syćkie nasiona i wysypcie przed Felkowom chałupom. Kie rano Felek je zobacy, to pomyśli, ze wysypały mu sie z tej jego cięzarówki.
– A jak za pare tyźni Felek spyto, cemu mi nic na polu nie wyrosło z tyk nasion, ftóre on mi doł?
– To tyz prosto sprawa. Powiecie mu, ze kury wom syćko wyzarły.
Uradowano Janiela podziękowała gaździnie za piknom porade i sie rozłącyła. Gaździna ledwo odłozyła słuchawke… jak znowu ftosi zadzwonił. Tym rozem był to sołtys.
– Na mój dusiu! Krzesno! – Sołtys sprawioł wrazenie rozgorąckowanego. – Dzwonie do wos i dzwonie, a tutok furt zajęte. Ale niekze ta. Fciołek z womi pogodać, bo dowiedziołek sie, ze nie fcieliście wziąć od Felka nasion, ze ftóryk mozno ryktować piknom gume guar.
– A cemu godocie, ze ta guma jest pikno? – spytała gaździna.
– Jak to cemu? Felek pedzioł, ze dzięki niej mozno zarobić pikne dutki – odpowiedzioł sołtys.
– A pedzioł, ze mozno tyz zarobić dolegliwości zołądkowo-jelitowe? – spytała gaździna. – I to nie ino od jedzenia tej gumy, ale tyz od wdychania zapachów roślin, ze ftóryk jest ryktowano?
– O, kruca!!! – Nawet przez telefon było cuć, ze sołtys w tej kwilecce straśnie sie spocił. – Jo nie moge se pozwolić na takie dolegliwości! Nie na pół roku przed wyborami samorządowymi! Przecie ludzie bedom sie ino śmiali z takiego sołtysa, ftóremu we flakak bedzie cosi furkało. I nie bedom fcieli na mnie głosować. Krzesno! Pomózcie!
– Nie turbujcie sie, krzesny – pedziała gaździna spokojnym głosem. – Kie przyjdzie nocka, to te syćkie nasionka, ftóre Felek wom doł, podrzucicie po cichutku pod jego chałupe. Felek furt mo głowe tak zaprzątniętom interesami, ze na pewno nic nie zauwazy.
– Na mój dusicku! – uciesył sie sołtys. – Uratowany jestem! Uratowany! Dziękuje wom krzesno piknie!

Gaździna rozłącyła sie, ale dwie sekundy nie upłynęły, jak telefon zadzwonił po roz kolejny.

– Halo – rzekła do słuchawki.
– To jo, Wincenty – odezwoł sie głos z drugiej strony.
– Witojcie, krzesny – odpowiedziała gaździna. – Pewnie fcieliście spytać, cemu nie wzięłak od Felka nasion?
– Skąd wiedzieliście? – zdziwił sie Wincenty.
– Po prostu wiedziałak – odparła gaździna. – A teroz słuchojcie, co wom powiem. Ta roślina, ze ftórej ryktowano jest guma guar, jest sakramencko niebezpiecno. Od samego przebywania w jej poblizu mozno nabawić sie dolegliwości zołądkowyk, egzemy i jeden Pon Bócek racy wiedzieć, jakik jesce straśliwyk niescynść. Ale nie frasujcie sie, bo jest na to rada. Wystarcy, ze nocom zakradniecie sie pod Felkowom chałupe, wysypiecie mu te syćkie nasiona pod płotem – i po kłopocie. Haj.

Wincenty podziękowoł za rade i na tym rozmowa sie skońcyła. Ale do gaździny zacęli wydzwaniać kolejni mieskańcy wsi. Syćkim gaździna poradziła to samo: coby potajemnie zwrócili Felkowi otrzymane od niego nasiona.

Pod koniec dnia mojo gaździna cuła sie kapecke zmęcono. Posła więc spać duzo wceśniej niz baca. I spałaby długo, kieby nie to, ze z samiućkiego ranka… zadzwonił telefon.

– Odbierz, ojciec – rzekła do bacy zaspano gaździna. – Jo wcora telo sie przez ten telefon nagodałak, ze chyba na najblizsy rok mi wystarcy.

No i baca odebroł. Ale zaroz pedzioł:
– Matka, to do ciebie. Felek dzwoni.
– Na mój dusiu! – rzekła gaździna, kie przejęła słuchawke od bacy. – Cego ty, Felek, fces o tak wcesnej porze?
– Przepytuje piknie, krzesno – pedzioł Felek – ale stało sie cosi straśnie dziwnego. I chyba ino wy – jako najmądrzejsy cłek we wsi – bedziecie umieli to wyjaśnić. Wyobroźcie se, ze obudziłek sie wceśnie rano, bo fciołek jechać do Krakowa na takie jedno spotkanie biznesowe. Zlozłek z wyrka, poźrełek przez okno i – wiecie co uwidziołek? Zalegające przed mojom chałupom nasiona Cyamopsis tetragonoloba. Całom hałde tyk nasion! Skąd one syćkie sie u mnie wzięły?
– Cóz moge sie ino domyślać – pedziała gaździna. – Kiesik wycytałak w skolnym podręcniku mojego wnuka, ze nieftóre organizmy rozmnazajom sie przez pąckowanie. Pewnie te nasiona, ftóre wcora po chałupak rozwoziłeś, tyz pąckujom. Podejrzewom, ze zgubiłeś pare nasionecek pod swojom chałupom i przez nocke one ci sie piknie rozmnozyły.
– Ba w takik ilościak? – nie dowierzoł Felek. – Tak to przecie nawet króliki sie nie mnozom!
– Króliki moze nie – odparła gaździna. – Ale teroz wreście zacynom rozumieć, cemu producenci zywności pakujom te gume guar do kozdego jedzenia. Im po prostu tyz te sakramenckie nasiona rozmnazajom sie niesamowicie, więc fcąc pozbyć sie ik nadmiaru, pchajom je, kany popadnie – do lodów, do dzemów, do śmietany…
– O, Jezusicku! – biadolił Felek. – No to naryktowołek se bidy! Przecie jak te nasiona bedom sie tak rozmnazały, to cało mojo chałupa w nik utonie! Cało naso wieś! Pockojcie, krzesno, muse końcyć, bo nimo casu do stracenia. Muse sie tego diabelstwa jak najsybciej pozbyć.

Felek błyskiem pohyboł do stojącej pod jego chałupom cięzarówki. Załadowoł na niom te syćkie nasiona, ftóre – jak wmówiła mu gaździna – rozmnozyły sie w ciągu nocy. Wnet pomknął cięzarówkom ku Dunajcowi. Po drodze cudowoł ino, cemu pod inksymi chałupami nimo wielkik hałd nasion, skoro obdarowoł nimi całom wieś. Ale w końcu syćko se wytłumacył – pewnie inksi wceśniej zauwazyli, ze to plugastwo straśnie sie mnozy i juz zdązyli wywieźć je precki daleko stela.

Kie Felek dojechoł do Dunajca, wysypoł nad jego brzegiem syćkie nasiona, obloł je benzynom… i zwycajnie podpalił. A potem hipnął do cięzarówki i w uciekaca – jakby te nasionka miały nózki i mogły próbować go gonić.

Za niedługo Felek nazod był we wsi. Dojechoł do swej chałupy, a wysiadając godoł do siebie:
– Nigdy więcej gumy guar! Nigdy więcej gumy guar! Nigdyyyyy!!!

I zaroz zacął wydzwaniać do syćkik swoik firm ryktującyk zywność i polecił im, ze jeśli posiadajom w swoik zapasak jakomsi gume guar, to majom jej sie natychmiast pozbyć. Natychmiast i ślus. Zagroził surowymi karami dyscyplinarnymi w rozie niewykonania polecenia.

No i cóz… moi ostomili, kie w najblizsej przysłości wybierecie sie do jakiegosi sklepu spozywcego, to mozecie pocytać se, jakie som składniki sprzedawanego tamok jedzenia. Sami uwidzicie, w jak wielu produktak spozywcyk nojduje sie guma guar. Casem jednak natraficie na taki, ka tej gumy nie bedzie. A kie natraficie, to… całkiem mozliwe, ze bedzie to produkt z firmy nalezącej do nasego Felka. Hau!

* K. Bosacka, M. Kozłowska-Wojciechowska, Czy wiesz co jesz? Poradnik konsumenta, czyli na co zwracać uwagę, robiąc codzienne zakupy. Publicat, Poznań 2013, s. 223.