Boze Narodzenie 2020

My, psy, piknie o tym wiemy, natomiast wy, ludzie – chyba jesce nie. A o cym? Ano o tym, ze zaledwie pare dni temu Pon Bócek wezwoł ku sobie janiołka, znanego w całym niebie z tego, ze jest roztargniony jak nifto inksy. I pedzioł temu janiołkowi tak:
– Janiołecku ostomiły. Nie do sie ukryć, ze spośród syćkik istot, jakie stworzyłek, materialnyk i niematerialnyk, nifto nie jest tak straśliwie roztargniony jako ty. Dowodów na to bez liku. Miołeś upięksyć nos Kleopatrze – a ino go wydłuzyłeś, przez co dzieje świata potocyły sie zupełnie inacej, niz miały sie potocyć. Mieskańcom Rzecypospolitej Obojga Narodów miołeś wyryktować smakowite wety – tymcasem wyryktowołeś veto. Sakramenckie liberum veto, ftóre narobiło samej ino bidy. Ponu Haškowi miołeś dostarcyć kapecke dobrego czeskiego piwa. Powtarzom: KAPECKE, telo ino, coby natchnęło go do dalsego pisania „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. Tymcasem ty dostarcyłeś mu telo becek piwska, ze bidok pomorł z przepicia i w ogóle swej powieści nie ukońcył…
– No, tak jakosi wysło, Ponie Bócku – wybąkoł janiołek. – Ale piknie pytom, doj mi jesce jednom sanse, a postarom sie piknie zrehabilitować.
– Cóz… – pedzioł Pon Bócek. – Takom mom właśnie nadzieje, ze sie zrehabilitujes. Bo jest zadanie do wykonania.
– Jakie, Ponie Bócku? – spytoł janiołek.
– Posłuchoj uwoznie, cobyś znowu cegosi nie pokiełbasił – rzekł Pon Bócek. – Jak wies, tamok na ziemi ludzie wyryktowali juz jednom i drugom scepionke na koronawirusa, ale mimo to droga do ostatecnego pokonania tej zarazy jest nadal długo. Postanowiłek więc, ze na nadchodzące święta dom syćkim ludziom pikny prezent – skutecne lekarstwo na te werede. I fciołbyk, cobyś pohyboł do pona Hipokratesa i popytoł go, coby takie właśnie lekarstwo wynolozł. Niek bedzie to lek bez zodnyk skutków ubocnyk. I tak pikny, coby nie trza było cytać zodnej ulotki załąconej do opakowania ani konsultować sie z lekorzem cy inksym farmaceutom. I powiedz tyz, janiołecku, temu Hipokratesowi, ze koniecnie musi wyryktować ten lek przed 24 grudnia.
– Dobrze, Ponie Bócku – pedzioł janiołek i juz fcioł rusyć w droge, kie nagle rozległ sie dźwięk owieckowego dzwonka. Zodnej owiecki jednak tamok nie było. To dzwonił Ponobóckowy telefon. Pon Bócek zaroz wyciągł go z zakamarków swojej Ponobóckowej saty i przyłozył do ucha.


– Halo? – spytoł.
– Tu Biuro Obsługi Modlitw – odezwoł sie głos z drugiej strony. – Ponie Bócku, momy takom sprawe. Jeden polityk, wies ftóry, straśnie gorliwie modli sie o to, coby cały naród go pokochoł, postawił mu pomnik w kozdej miejscowości i uznoł go za najwybitniejsego męza stanu w historii kraju, a nawet całego świata.
– Na mój dusiu! – zawołoł Pon Bócek. – Przecie wiecie, co jo o takik politykak myśle.
– Wiemy, Ponie Bócku, wiemy. Ale co momy z nim zrobić? Ostatnio modlił sie on wies jakimi słowami? O, takimi: „Ponie Bócku, cy nie widzis, kielo jo juz dołek dutków na kościół? No to sam musis przyznać, ze byłoby nielogicne, kiebyś nie spełnił moik próśb. Jeśli ik nie spełnis, to chyba bedzie znacyło, ze nawet ty, Ponie Bócku, jesteś lewakiem na usługak Miemców i tej ik całej Merkelowej. Amen.”
– Godo, ze doł dutki na kościół, tak? – zaciekawił sie Pon Bócek. – A kielo ik doł bidnym ludziom?
– Cóz… kieby odlicyć to, co doł im wyłącnie dlotego, coby na niego zagłosowali – to nie doł ani grosika. Więc jak, Ponie Bócku? Przekazać ci takom modlitwe do rozpatrzenia? A jeśli przekazać, to kie?
Ad Kalendas Graecas! – pedzioł Pon Bócek i wartko sie rozłącył, bo sie boł, ze jeśli jesce przez kwile bedzie godoł o tym polityku, to nie wytrzymo i zacnie uzywać słów, ftóryk jemu, Ponu Bóckowi, uzywać nie wypado.


– A ty, janiołecku, jesce tutok? – zdziwił sie Stwórca, kie uwidzioł, ze roztargniony janiołek nadal przed nim stoi. – Przecie wies, ze momy mało casu! Pędź juz ku ponu Hipokratesowi. I piknie pytom, nie zawiedź mnie po roz kolejny.
– Przepytuje piknie, Ponie Bócku – pedzioł janiołek. – Tak jakosi w roztargnieniu zamyśliłek sie i zatrzymołek. Ale juz pędze. Tym rozem nie zawiode!

No i janiołek popędził. A racej pofrunął na swyk janielskik skrzidełkak. Lecioł nad niebiańskimi holami i wiersyckami. Jaze dolecioł do jednego domecku wyryktowanego w stylu śródziemnomorskim. Nad wejściem wisioł tamok napis: DOKTÓR HIPOKRATES – INTERNISTA. GODZINY PRZYJĘĆ PACJENTÓW: ZODNE, BO PRZECIE W NIEBIE NIFTO NIE CHORUJE.

– Nie moge zawieść Pona Bócka! Nie moge zawieść Pona Bócka! – godoł do siebie przejęty janiołek. – Na wselki wypadek, zanim spotkom sie z tym hyrnym doktorem, niekze se jesce roz powtórze, co mom zrobić. Mom popytać go, coby wyryktowoł lek na to sakramenckie choróbsko. I ten lek musi być gotowy na dzień… yyy… yyy… yyy… Na mój dusicku! Zabocyłek, jaki Pon Bócek wyznacył termin na wyryktowanie tego lekarstwa!

Janiołek zestresowoł sie straśnie. Zacął nerwowo chodzić w kółko i pukać sie w coło, licąc, ze w ten sposób przybocy se ten termin.

– Nie boce! – rozpacoł. – Matko Bosko i Józefie Święty! Zupełnie nie boce, jakom to date miołek jo podać temu Grekowi!

Wypowiedziawsy te słowa… przystanął nagle…

– Zaroz, zaroz… cy jo pedziołek: Grekowi? No tak! O, Jezusicku! Olśniło mnie! Właśnie se przybocyłek, ze Pon Bócek zawołoł: Ad Kalendas Graecas! Cyli to właśnie musi być ten dzień, na ftóry pon Hipokrates musi przygotować swój specyfik!

Zadowolony janiołek pewnym krokiem skierowoł sie ku chałupie hyrnego lekorza, piknie przekonany, ze tym rozem nalezycie wypełni swom misje…

****************************************************

Niedługo później Pon Bócek, kie wysłuchoł relacji janiołka, złapoł sie za głowe.

– Janiołkuuuuu! – jęknął. – Coś ty najlepsego zrobił! Jak mogłeś pomylić 24 grudnia z greckimi kalendami? Przez ciebie pon Hipokrates nigdy tego lekarstwa nie wyryktuje!

Janiołek w tej kwili dopiero uświadomił se swój błąd. Spuścił zawstydzony głowe i pedzioł:
– Ponie Bócku, przepytuje piknie. Jo to naprawie. Pohybom do pona Hipokratesa jesce roz i powiem mu, ze lek musi być gotowy na Wigilie.
— O, nie! – prociwił sie Pon Bócek. – Jeśli tak zrobis, to on bedzie niescynśliwy, ze cas na wykonanie zadania zostoł mu nagle tak drastycnie skrócony. A przecie w niebie syćka powinni być scynśliwi! Jeśli zaistnieje jakisi wyjątek od tej pradownej reguły – moze to pociągnąć za sobom straśliwe, trudne do przewidzenia skutki. I w niebie, i na ziemi. W piekle zreśtom tyz, ale tamok akurat i tak juz gorzej być nie moze.
– No to zróbmy inacej – zaproponowoł janiołek. – Pon Hipokrates nie jest przecie jedynym doktorem w niebie. Som tyz inksi: doktór Jenner, doktór Fleming, doktór Chałubiński… Moze ftóremusi z nik zlecić wyryktowanie tego leku?
– Nic z tego – odrzekł Pon Bócek. – Kiebyk tak zrobił, pon Hipokrates tyz byłby niescynśliwy – ze tak zascytne zadanie zostało mu odebrane i powierzone komusi inksemu. Na jedno wyjdzie.
– Cyli… nimo sans na to, ze w te święta ludzkość bedzie wolno od tej sakramenckiej zarazy? – spytoł załamany janiołek.
– Ano nimo – westchnął Pon Bócek.
– I za rok, w następne Boze Narodzenie, tyz nimo takiej sansy?
– No, na to akurat sansa jest – pedzioł Pon Bócek.
– Naprowde? – ozywił sie janiołek.
– A jakze! – odpowiedzioł Pon Bócek. – Cyz nie dołek ludziom piknego rozumu? No przecie ze dołek! Niek więc go uzywajom. Jeśli uzyjom piknie – to fto wie? Moze wymyślom cosi tak skutecnego na te całom pandemie, ze do następnej Gwiozdki bedom juz mogli o niej piknie zabocyć?
– Oby tak było! – Ponobóckowe słowa kapecke uspokoiły janiołka. – To moze jo pohybom na ziemie pomóc ludziom w wymyśleniu sposobu na to plugastwo?
– Nieee!!! – przeraził sie Pon Bócek. – Ostomiły janiołecku, jo cie piknie pytom, ty juz lepiej w nicym tym bidnym ludziom nie pomagoj. Nadzieja jest, ale bedzie jesce więkso, jeśli ty bedzies trzymoł sie od tej sprawy z dala.

I tak to właśnie było, ostomili. Pare dni temu zaledwie. Wieść o nieudanej misji janiołka w mig ozesła sie po niebie. Ba ozeseł sie tyz hyr o tym, ze Pon Bócek piknie wierzy, ze wy, ludzie, jesteście w stanie wymyślić jakisi pikny sposób na pokonanie tego łoterskiego wirusa. Bo jak to pedzioł kiesik najsłynniejsy góralski filozof, jegomość Tischner z Łopusznej – w relacjak cłowieka ze Stworzycielem najwozniejse nie jest wcale to, cy cłowiek wierzy w Pona Bócka cy nie. Najwozniejse jest to – ze Pon Bócek wierzy w cłowieka.

Moi ostomili, piknie zyce, coby te święta upłynęły wom pod znakiem piknego spokoju, piknej radości i piknego zdrowia. A syćkie choróbska niek sie tyk świąt tak sakramencko wystrasom, ze na długo ukryjom sie kasi barzo daleko. Zyce tego Abnegateckowi, Agecce, Alecce i Jerzoreckowi, Alfredzickowi, Alsecce, Amigeckowi, Andrzejeckowi, Anecce Chochołowskiej, Anecce Holenderskiej, Anecce Schroniskowej, Anonimowej Celebrytecce, Babecce, Badzieleckowi, Basiecce, Basiecce N, BlejkKocickowi, Bobickowi, Borsuckowi, Dezertereckowi, Emilecce, EMTeSiódemecce, Enzeckowi, Evecce, Fomeckowi, Fusillecce, Gosicce, Grazynecce, Grzesickowi, Helenecce, Heretickowi, Hokeckowi, Hortensjecce, Innocencickowi, Jagodecce, Jagusicce, Janickowi, Jarutecce, Jasieckowi Juhasowi, Jędrzejeckowi, Józefickowi, KaeSicce, Kapisonecce, Kiciafecce, Kiniecce, Maackowi, Magecce, MajsterKlepeckowi, Małgosiecce, Marcineckowi, Mietecce, Misieckowi, Moguncjuseckowi, Mordechajeckowi, Motyleckowi, Mysecce, Noboru Watayecce, Noweckowi, Observereckowi, Okonickowi, Olecce, Ontarieckowi, Orecce, Original_Replikeckowi, Paffeckowi, PAKeckowi, Plumbumecce, Poni Agnieszce, Poni Basi i Ponu Pietrowi wroz z Rudolfem, Poni Dorotecce, Poni Justynie wroz Maćkiem i Michałem, Ponu Jakubowi, Profesoreckowi, Radwickowi, Rosemarecce, Rózecce Wigelandecce, Sebastianickowi, Seiendeseckowi, Tanakeckowi, Teodorecce. Teresecce, TesTeqeckowi, Tubyleckowi, Ubukruleckowi, Verbenecce, Voltereckowi, Wawelokowi, Wawrzeckowi, Werbalisteckowi, Wiecnościecce, Witoldeckowi, Yanockowi, Zbyseckowi, Zeeneckowi, Zzakałuzeckowi i w ogóle syćkim tym, co tego bloga cytajom, jak i tym, co nie cytajom. Zarówno ludziom, jak i zywinie.

Wesołyk Świąt! Hau!