Kryminał

Wnętrze luksusowej willi wyglądało, jakby najpierw przeszedł tam huragan, potem przejechał czołg, a na koniec jeszcze przebiegło stado słoni. Na podłogach i schodach walały się szuflady i pudła, starannie ogołocone z wszelkich kosztowności, kart kredytowych i gotówki. Blady jak śmierć właściciel willi stał oszołomiony pod ścianą. Zbladłby pewnie jeszcze bardziej, gdyby uświadomił sobie, że opiera głowę dokładnie tam, gdzie jeszcze dziś rano wisiał oryginał Van Gogha, nabyty na licytacji za grube miliony.
Wezwany na miejsce przestępstwa prywatny detektyw przechadzał się po pokojach, mrucząc niewyraźnie pod nosem, co jakiś czas sięgał po notes, coś w nim gryzmolił… Nagle przystanął, poszperał w kieszeni swego starego płaszcza i wyciągnął z niej pomiętą paczkę Marlboro. Wydłubał z tej paczki nadłamanego papierosa.
– Mogę zapalić? – spytał.
– A, palcie se – odparł zrezygnowany właściciel willi, świadom, że nawet jeśli z powodu tego papierosa spłonie cały dom, to i tak straty nie będą wielkie w porównaniu z tymi, jakie spowodowała dzisiejsza zuchwała kradzież.
– Bądźmy dobrej myśli – powiedział detektyw głosem ochrypłym, ale zarazem działającym tak jakoś uspokajająco. – Proszę się skupić i opowiedzieć mi wszystko, co pan pamięta z dzisiejszego dnia. Każdy szczegół może mieć tutaj istotne znaczenie…

Eh… Tak to miało wyglądać, ostomili. Okradzionym właścicielem willi mioł być Felek znad młaki, a detektywem – jakisi polski Marlowe abo inkso ponna Marple.

A cały pomysł wziął sie stąd, ze 28 grudnia o godzinie 11:14 Emilecka zacęła zakwolać powieści kryminalne, ftóre przecytała w cas Świąt. No i zaroz zacęła sie dyskusja o kryminałak. Ciągła sie ona nawet pod kolejnymi wpisami. A jo tymcasem cosi se uświadomiłek – jesce nigdy na moim blogu nie było kryminalnej opowieści! Ino wiecie, jak na tym blogu jest – jo tutok nigdy nic nie zmyślom, opisuje samom ino prowde. Musiołek więc noleźć jakisi sposób na to, coby wydarzyła sie w mojej wsi jakosi pikno kryminalno historia. Haj.

No i wkrótce wykryktowołek taki plan: nojde jakiegosi przestępce i zaciągne go do chałupy Felka znad młaki. W takiej chałupie to z pewnościom zodno beskurcyja nie oprze sie pokusie kradziezy. Potem ocywiście przyjedzie do Felka policja, byłoby dobrze, coby przybył tyz jakisi eskcentrycny detektyw. Po zmudnym śledztwie przestępca zostonie piknie wykryty i wsadzony do hereśtu. Ocywiście kieby śledztwo sło zbyt ślamazarnie, jo chętnie byk posłuzył swojom owcarkowom pomocom. Kieby plan sie powiódł – miołbyk pikny kryminał dlo mojego bloga!

Tak więc najpierw musiołek noleźć przestępce. Kany? A choćby w internecie cy w róznyk gazetak. Bez trudu ponojdowołek całkiem sporo róznyk listów gońcyk. Nieftóre były nawet kapecke podobne do tyk z Dzikiego Zachodu – brakowało ino informacji, kielo dolarów nagrody mozno dostać za schwytanie takiej cy inksej weredy.

A w łońskim tyźniu odwiedziła mnie Maryna Krywaniec. Więc jej tyz pokazołek te listy gońce. I popytołek jom, coby dała mi znać, kieby uwidziała kogosi z tyk zdjęć. Na mój dusiu! Maryna nie zawiodła! Juz po kilku dniak przyleciała ku mnie i pedziała, ze jeden z tyk fudamentów krynci sie właśnie po Nowym Targu. Wte jo, nie tracąc casu, pohybołek wroz z Marynom do miasta. Tamok orlica pofrunęła wysoko do wierchu i zacęła sie rozglądać. No i na scynście całkiem sybko wypatrzyła tego chłopa, co to mioł zostać cornym charakterem w moim kryminale. Zaroz zawołała ku mnie, ze jedzie on właśnie autem w strone jednego banku.
– Dzięki wom, krzesno! – zawołołek ku orlicy. – Mom nadzieje, ze udo mi sie zaciągnąć beskurcyje do Felkowej chałupy! I ze bedzie z tego pikny kryminał!
– Pomóc wom go zaciągnąć? – spytała Maryna.
– Dziękuje, ale nie trza. I tak juz piknie mi pomogliście.

Wte Maryna pomachała mi skrzidłem i pofrunęła ku Tatrom. A jo pohybołek w strone banku, ftóry ona zbocyła. Wkrótce uwidziołek tego chłopa! Jechoł takim cornym autem i zatrzymoł sie przed samiućkim bankiem. Po kwilecce wciągnął na łeb kominarke, takom z trzema maluśkimi otworami na ocy i na gymbe. Wziął jesce takom wielkom torbe i weseł do banku. Zanim drzwi zdązyły sie zamknąć, wartko wskocyłek do środka. A w środku było paru klientów i paru pracowników obsługi. Przestępca wyciągnął ze swej kurtki pistolca i strzelił w sufit.
– Wszyscy pod ścianę! – krzyknął.

Syćka klienci w popłochu cofli sie pod ściane. Personel tyz. Jeden ochroniorz przez kwilecke sie wahoł, ale w końcu tyz pod ścianom stanął.
– Ręce do góry! To jest napad! – zawołoł napastnik.

Wte jo stanąłek za jego rzyciom i zawołołek: „Hau!”, co w tłumaceniu na język ludzki znacy: „Wy tyz, panocku, podnieście ręce do góry, bo to tyz jest napad. Ino nie na bank, ba na wos.”

Chłop obyrtnął sie ku mnie… O, Jezusicku! On cierpioł na kynofobie! Poznołek to po jego zapachu! Fudament zblodł. Wypuścił z rąk pistolca i torbe, do ftórej zapewne zamierzoł zgarnąć zrabowane dutki. A po kwili – w uciekaca! Wyskocył z banku, dobiegł do swego auta i otworzył przednie drzwi od strony pasazera, bo akurat ta strona nojdowała sie przy chodniku. W panice nawet nie zamknął tyk drzwi za sobom, ino wartko przedostoł sie na siedzenie kierowcy. Barzo dobrze, ze drzwi nie zamknął! Dzięki temu jo tyz zaroz nolozłek sie w aucie. I stanowcym głosem pedziołek: „Hauu! Hauuhau! Hau!”, co znacy po ludzku: „Panocku, nika nie pojedziecie, ino pódziecie ze mnom do mojej wsi. A jak nie bedziecie fcieli – to jo wos tamok zagonie. Haj.”

No i wiecie, co chłop zrobił? Zemdloł ze strachu! Normalnie zemdloł! I jak teroz miołek go pogonić do Felka?

Tymcasem z banku wybiegli klienci i cały personel.
– Co to za pies? – ftosi spytoł.
– To musi być chyba jakiś pies policyjny! Specjalnie szkolony do łapania najgroźniejszych bandziorów!
– Na pewno tak! Brawo policja!
– Brawo! Może wreszcie w tym kraju zacznie być bezpiecznie!

A mi przyseł do głowy pewien pomysł. Połozyłek stope nieprzytomnego przestępcy na pedale sprzęgła. Wrzuciłek pierwsy bieg. Potem ostroznie przeniesłek stope z pedału sprzęgła na pedał gazu. No i samochód rusył. Zgromadzeni przed bankiem ludzie zacęli piknie klaskać i jesce bardziej zakwycili sie policyjnymi metodami skolenia psów. Pewnie pomyśleli, ze odwieze werede na komisariat.

Jo tymcasem wgramoliłek sie na kolana przestępcy. Chyciłek kierownice w zęby. No i jakosi dało sie tym autem kierować, choć będąc cały cas na pierwsym biegu jechało ono tak, jak jechało, a niezamknięte drzwi kłapały przez całom droge. Inksi kierowcy furt na mnie trąbili i co kwila ftosi wołoł: „Jak jedziesz, baranie!” Na mój dusiu! To juz tacy dzisiok som niedouceni kierowcy, ze barana od owcarka odróznić nie umiom?

Niekze ta. Dojechołek wreście do mojej wsi. Pokierowołek auto ku chałupie Felka. Tak sie piknie trafiło, ze Felek właśnie wyjechoł na spotkanie biznesowe, więc jego chałupa stała pusto. Kie dojechali my na miejsce, zepchnąłek noge przestępcy z pedału gazu, a potem chyciłek zębami ręcny hamulec i pociągłek go do wierchu. Auto piknie sie zatrzymało.

Przestępca dalej był nieprzytomny. I cały cas mioł na głowie te kominiarke. Pomyślołek, coby mu jom zdjąć, ale kie uwidziołek, jak brzyćko wyglądo jego kufa z bliska, to zaroz nazod mu te kominiarke naciagłek.

Pohybołek ku Felkowej chałupie. Ta chałupa zabezpiecono jest takim systemem alarmowym, co to w rozie włamania wysyło sygnał do firmy ochroniarskiej. I wte podobno w pół godziny przyjezdzo abo ta firma, abo zawiadomiono przez niom policja. Ba kiesik zupełnie przypadkowo odkryłek, ze kie zawołać „Hauhau!” – to alarm sie wyłąco. Zupełnie nie wiem cemu. „Hauhau!” znacy po prostu: „Fasolka po bretońsku roz i dwa rozy kotlet mielony”. No ale jakosi tak sie dzieje, ze fale akustycne wyryktowane przez to zawołanie powodujom rozbrojenie tego straśnie drogiego i skomplikowanego systemu. Zawołołek więc „Hauhau!” i juz Felkowy dom był piknie dostępny dlo kozdego, fto miołby ochote wejść do środka.

Dzięki powiewom świezego górskiego powietrzu przestępca pomaluśku odzyskiwoł przytomność. Kie juz jakosi doseł do siebie, to – bardziej chyba odruchowo niz świadomie – wyciągnął klucyki ze stacyjki i schowoł je do kieseni. A potem wysiodł z auta i ściągnął kominiarke z głowy.

– Gdzie ja właściwie jestem? – spytoł zdziwiony.
Najwyraźniej mnie jesce nie zauwazył. No to postanowiłek mu sie przybocyć. Stanąłek między nim a autem.
– Hau-u! – zawołołek. Po ludzku znacy to: „A teroz, panocku, mocie wejść do tej chałupy i piknie jom okraść.”
Przestępca poźreł na mnie i ryknął:
– Nieee!!! To znowu ten pies!!!
I z prędkościom halnego wiatru wbiegł do chałupy. Z wielkim hukiem zatrzasnął za sobom drzwi. Potem usłysołek ino, jak zamyko te drzwi na syćkie mozliwe zasuwki.

– Jest piknie! – pomyślołek. – Syćko idzie zgodnie z planem. Zaroz ten chłop okradnie Felka, a jo bede mioł piknom opowieść kryminalnom.

Nagle usłysołek jakisi dziwny zgrzyt z drugiej strony chałupy. Pohybołek zaroz sprawdzić, co sie tamok dzieje. Na mój dusiu! To ten przestępca otworzył okno, a potem wyskocył przez nie na ziem i zacął uciekać ku lasowi! Ten sietniok tak panicnie sie mnie boł, ze nie myśloł chyba o nicym inksym, ino o tym, coby uciec jak najdalej ode mnie.

– Skoda wasego trudu, panocku – pedziołek. – Zaroz wos nazod do tej chałupy zagonie. Nie pokrzyzujecie mi moik planów wyryktowania historii kryminalnej!

I zaroz chłopa dogoniłek. Zawarcołek najgroźniej jako umiołek. Chłop zaroz sie obyrtnął i zacął nazod uciekać ku chałupie. Okno, ftóre przed kwileckom otworzył, nojdowało sie dość wysoko nad ziemiom. On jednak, wspomagany sakramenckim strachem, bez trudu wspiął sie na parapet i zaroz do środka chałupy hipnął.

– No i widzicie, panocku? – zawołołek ku przestępcy. – Po co wom była ta próba uciecki? Okradnijcie ten dom, a wte jo zostawie wos w spokoju.

Z chałupy zacęły dochodzić ku moim usom odgłosy jakiejsi krzątaniny.

– No! – pomyślołek zadowolony. – Chyba wreście wziął sie za okradanie Felka.

Ledwo to pomyślołek, przez okno wylecioł do pola kawał madziarskiej salami. Na mój dusiu! Jak ona piknie pachniała! Co by nie godać, to ładnie ze strony przestępcy, ze o mnie pomyśloł. Nie fcąc okazać niewdzięcności, wziąłek sie do jedzenia. Wtem usłysołek jakiesi tupanie. O, krucafuks! Ten fudament znowu próbowoł uciec! A salami podrzucił mi ino po to, coby odwrócić mojom uwage! Obiegłek chałupe dookoła i nolozłek sie pod głównymi drzwiami. Usłysołek zgrzyt zasuwek. Cyzby przestępca fcioł tym rozem dostać sie do swojego auta? Na wselki wypadek wartko wskocyłek do tego auta i wcisnąłek sie pod deske rodzielcom. Dobrze odgodłek zamiary przestępcy! On tyz zaroz w aucie sie nolozł! Pośpiesnie zamknął za sobom drzwi i zablokowoł syćkie zamki.
– Ufff! – odetchnąl z ulgom. – Ale to jeszcze nie koniec! Bezpieczny będę dopiero wtedy, gdy ten pies znajdzie się co najmniej sto kilometrów ode mnie.
Wyciągnął z kieseni klucyki, ba w pośpiechu zamiast włozyć je do stacyjki… wepchnął do mojej gymby! Potem przez kwile kryncił tymi klucykami i kryncił, zdzwiony, cemu silnik nie fce zapalić. Wreście poźreł w dół. Teroz dopiero mnie uwidzioł!

– Whrhrhr!!! – warknąłek, cokolwiek niewyraźnie, bo z klucykami samochodowymi w gymbie warcy sie kapecke trudniej.

– Aaaaaaa!!!!!! – przestępca wydorł sie na całe gardło.

I fcioł wyskocyć z auta, ino zabocył, ze zablokowoł zamki w drzwiak. Zamiast je odblokować, to zamachnął sie nogom i… O, Jezusicku! Naprowde strach doje cłowiekowi wielkom siłe! Drzwi pofrunęły jak wystrzelone z katapulty!

Wnet chłop znowu w Felkowej chałupie sie nolozł. I znowu pozamykoł drzwi na syćkie zamki. Tym rozem długo nie wychodził. Cyzby wreście wziął sie za okradanie chałupy? A moze zacął ryktować podkop, coby uciec przede mnom podziemnym tunelem?

Nagle na drodze pojawił sie… policyjny radiowóz! O, kruca! Skąd on sie tutok wziął? Cyzbyk źle zawołoł „Hauhau!” i przez to Felkowy system antywłamaniowy nie do końca sie rozbroił? No, krucafuks! Fciołek, coby policja tutok przyjechała, ale dopiero wte, kie złodziej umknie z łupem! Przyjechali za wceśnie! Popsuli mi mojom kryminalnom opowieść!

Radiowóz zatrzymoł sie obok auta przestępcy. Ze środka wysiodł policjant i policjantka. Zacęli sie rozglądać.
– Jesteśmy na miejscu – odezwoł sie policjant.
– Jesteśmy – potwierdziła policjantka. – Ale gdzie jest to straszliwe niebezpieczeństwo, do którego nas wezwano?

Wtem drzwi Felkowej chałupy otwarły sie i do pola wyskocył mój przestępca.
– To ja was wezwałem! – krzyknął. – Uciekajmy stąd! Szybko!
Dobiegł do radiowozu, otworzył tylne drzwi i jednym susem hipnął do środka. Potem opuścił kapecke sybe w drzwiak i zawołoł ku policjantom:
– Jakie to szczęście, żeście mnie tak szybko odszukali! Bo ja sam nie byłem pewien, gdzie jestem!
– Jak zaczął pan przez telefon opisywać chałupę, w której się pan znalazł, to od razu odgadliśmy, o jaką chałupę chodzi – pedzioł na to policjant.
– Ale teraz nie ma czasu do stracenia! – zacął ponaglać przestępca. – Uciekajmy, zanim ta bestia nas dopadnie!
– Jaka bestia? – spytoł policjant.
– Jak to jaka?! – zawołoł przestępca. – Nie widzicie, co za groźne bydlę stoi przed tym domem?
– Ten piesek? – spytała policjantka wskazując na mnie.
A jo przechyliłek głowe na bok, zrobiłek mine niewiniątka i zamerdołek ogonem.
– Jaki fajny! – zawołała policjantka. – Dam mu swoją kanapkę.
Wróciła do radiowozu, wyciągła ze schowka kanapke i posła ku mnie.
– Co pani robi! – przeraził sie przestępca. – Proszę się do niego nie zbliżać! Ten potwór panią rozszarpie!
Policjantka nie zwracała jednak uwagi na te wrzaski, ino dała mi kanapke i zacęła mnie głaskać. Przestępca, choć chyba niejednom drastycnom scene w swym zyciu oglądoł, zasłonił ocy, coby nie pozirać na straśliwom masakre, jakiej sie za kwilecke spodziewoł. Zdziwił sie chyba straśnie, kie zamiast krzyków rozrywanej na strzępy policjantki usłysoł głos policjanta:
– To rzeczywiście bardzo fajny piesio! Ja też mu dam swoją kanapkę.
No i zaroz dostołek juz drugom w tym dniu policyjnom kanapecke.
– Szaleńcy! Bezmyślni szaleńcy! – wykrzykiwoł tymcasem przestępca, rwąc se włosy z głowy. – A potem dziwić się, że tylu policjantów ginie w akcji! Łagodność tej bestii jest tylko pozorna! Zaraz was ona pożre razem z tymi waszymi kanapkami!
Policjant powoli podeseł do auta i zwrócił sie do przestępcy:
– Proszę pana, niech pan wraca do domu, odpręży się, ewentualnie pójdzie do apteki po jakieś środki na uspokojenie. Pan tylko niepotrzebnie spanikował, a ten pies to największa poczciwina pod słońcem! Proszę wysiąść z naszego wozu i zapomnijmy o całej sprawie.
– Wysiąść? Nie ma mowy! – prociwił sie przestępca. – Za nic w świecie nie wysiądę, dopóki w pobliżu jest ten pies! Błagam! Proszę mnie ze sobą zabrać! Jestem bandytą, za którym rozesłano listy gończe! Proszę mnie aresztować i zabrać ze sobą!
Policjantka sie roześmiała.
– Ale histeryk! Zaraz zacznie nam wmawiać, że jest samym bin Ladenem, bylebyśmy zabrali go od tej słodkiej psiny!
Przestępca cosi nagle zauwazył na siedzeniu obok.
– Dobrze – oznajmił – nie chcecie mnie aresztować, to aresztuję się sam.
Okazało sie, ze lezały tamok kajdanki. No i ten głuptok zaroz sam sobie je załozył.
– Czy pan zwariował?! – zawołoł policjant. – Nie mamy przy sobie kluczyka do tych kajdanek! Teraz, żeby pana rozkuć, będziemy musieli zabrać pana na komisariat!
– I o to chodzi! – odpowiedzioł przestępca. – A na komisariacie dobrze mnie sprawdźcie, to przekonacie się, że ja naprawdę jestem poszukiwanym bandytą. A gdy już stanę przed sądem, to wynajmę najlepszego adwokata, który załatwi mi, żebym posiedział za kratkami jak najdłużej.
– Chyba chciał pan powiedzieć: jak najkrócej? – poprawiła przestępce policjantka.
– Jak najdłużej. – Przestępca upieroł sie przy swoim. – Ta krwiożercza biała bestia uwzięła się na mnie! Tylko w więzieniu będę przed nią bezpieczny!

No i w końcu policjanci odjechali wroz z moim przestępcom. A jo – cóz, dokońcyłek kanapke podarowanom przez policjantke, potem kanapke podarowanom przez policjanta, a na koniec salami wyrzuconom z Felkowej kuchni przez przestępce.

Tak więc niestety nie wyseł mi ten kryminał. Kradziezy nie było. Jak nie było kradziezy, to nie było tyz śledztwa. Był wprowdzie przestępca, ale policja w ogóle go nie ścigała i nawet nie wsadziła do hereśtu, ino on sam sie tamok wepchnął. Tym samym, ostomili, zrozumiołek jo jednom rzec: wyryktowanie dobrego kryminału wcale nie jest takie proste. Hau!

P.S. Momy dzisiok pierwse budowe święto w tym rocku – imieniny Jagusicki i Kapisonecki. Zdrowie ostomiłyk Solenizantek! 😀