Nowo pralka dlo Jaśkowej
To było jakisi cas temu. Siedziołek se na holi, kie zupełnie nieocekiwanie przyseł ku mnie ze wsi kot mojej gaździny.
– Witojcie, krzesny – pedziołek. – Cemuście tutok przysli?
– Starej Jaśkowej popsuła sie pralka – pedzioł kot. – I to akurat, kie gwarancja sie skońcyła! Krucafuks!
– Krucafuks! – powtórzyłek po kocie, bo zodno trafniejso wypowiedź nie przychodziła w tej kwili mi na myśl.
Staro Jaśkowo, co to jest najbidniejso w mojej wsi, miała te pralke od dwók roków. A wceśniej – nie miała zodnej. Syćko prała ręcnie. Ba Jaśkowo robiła sie coroz starso – a sił jej nie przybywało. No i dwa roki temu mojo gaździna wpadła na pomysł, coby cało wieś zrobiła zrzutke na automatycnom pralke dlo bidocki. I tak sie stało – zrzuciła sie cało wieś. Cało – z wyjątkiem Felka znad młaki, co to jest u nos najbogatsy. Kie ino zrzutkowo akcja sie zacęła, Felek kasi zniknął. Zwycajnie przepodł jak kamień w wode! Ludzie juz nawet fcieli zgłosić zaginięcie na policje, ba kie ino dutki na pralke uzbierano i zrzutka sie skońcyła – Felek nagle piknie sie odnalozł. Pralke kupiono i zaroz dostarcono jom Jaśkowej. Jaśkowo wprowdzie nie fciała tak drogiego prezentu przyjąć, ba mojo gaździna w końcu jom przekonała. Heej! Bo ka diabeł nie moze – tam babe pośle, a ka baba tyz nie moze – tam pośle babe scególnom, cyli mojom gaździne na przykład. No i od tej pory Jaśkowo nie musiała juz męcyć sie praniem ręcnym. Jaz do dzisiok…
– Nie myślicie, krzesny, ze przydałoby sie Jaśkowom jakosi poratować? – spytoł kot.
– Jo myśle, ze nie bedzie źle – pedziołek. – Ludzie we wsi chyba pomogom jej to naprawić? Abo zrobiom zrzutke na nowom pralke.
– Jaśkowej nie znocie cy jak?! – zawołoł kot. – Jak ludzie majom jej pomóc, kie ona nikomu sie nie przyzno, ze potrzebuje pomocy? Ino zywina we wsi wie o jej kłopocie. Ludzie – nie wiedzom nic. A zanim sie dowiedzom, to tyźnie upłynom! Abo nawet miesiące!
– Co prowda, to prowda – zgodziłek sie z kotem. – Ale juz wiem, co zrobimy. Zakrodniemy sie do Felka i zabieremy mu telo dutków, kielo bedzie trza na nowom pralke. Potem podrzucimy te dutki Jaśkowej.
– Pomysł do rzyci – pedzioł kot. – Przecie Jaśkowo, kie te dutki uwidzi, to pomyśli, ze ftosi je zgubił. I zaroz odwiezie je na policje abo do biura rzecy nolezionyk w Nowym Targu. Jesce sie na autobus do tego Nowego Targu wykostuje.
– Tyz prowda – pedziołek i pomyślołek kwilecke. – Juz wiem! Wykradzione Felkowi dutki wsadzimy do koperty, a do tyk dutków załącymy pismo, niby od KRUS-u. No i w tym piśmie napisemy, ze KRUS pomylił sie w wyliceniu naleznej Jaśkowej emerytury rolnicej, więc w kopercie nojduje sie sprawiedliwy zwrot nalezności.
– No… – mruknął kot – kie tak zrobimy, to jest sansa, ze Jaśkowo te dutki przyjmie.
Tak więc plan był gotowy. Popytołek owcarki na holi, coby dobrze pilnowały owiecek, kie mnie nie bedzie i wroz z kotem pohybali my do wsi. A potem zakradli my sie do Felkowej chałupy. Felek siedzioł w środku, ale na scynście pochłonięty był oglądaniem Pogody dla bogaczy na di-wi-di i na nic inksego nie zwracoł uwagi. Wroz z kotem zacęli my węsyć po izbak, przeglądać rózne suflady i inkse schowki w posukiwaniu jakiejsi gotówki. Ale krucafuks! Gotówki nika nie było! Cy ten Felek zgłupioł? Syćkie dutki w banku trzymo? A jeśli jego bank zbankrutuje, to wte co zrobi?
Noleźli my jeden wielki sejf. Moze tamok były jakiesi pikne banknoty? Ino jak ten sejf otworzyć? Widziołek ino jedno rozwiązanie: trza popytać jakiegosi konia we wsi, coby pomógł nom wyciągnąć to wielkie zelazne pudło do pola, a następnie do lasa. Potem mogłek wykraść z Felkowej hurtowni kapecke petard, ftóre Felek kozdego roku tuz przed Sylwestrem sprzedoje. Z petard mozno by wydobyć proch, podłozyć pod sejf, podpalić i zaroz sejf ten piknie stołby przed nomi otworem.
Ledwo obmyśliłek ten pikny plan – odezwoł sie dzwonek do drzwi wejściowyk. Felek pohyboł otworzyć.
– Fto to moze być? – spytoł kot.
– Nie wiem – pedziołek – ale jeśli ftosi w interesak, to Felek moze fcieć poźreć do sejfu. Schowojmy sie lepiej w inksej izbie.
No i pohybali my do inksej izby. Trafili my do takiej, ka nojdowało sie całe mnóstwo wypchanej zywiny. To były niby trofea myśliwskie Felka. Ba tak naprowde to Felek kupił je od inksyk polowacy. I udawoł, ze to on to syćko upolowoł.
Usłyseli my, jak Felek otwiero drzwi.
– Gud morning – doł sie słyseć głos Felka, widocnie gość wyglądoł na cudzoziemca. – Du ju spik inglisz?
– Jes, aj du – odpowiedzioł gość. – Ale po polsku też gadam. Bo ja chętnie uczę się języków krajów, które odwiedzam. A żeby lepiej opanować wasz język – to dziesięć razy Trylogię pana Sienkiewicza przeczytałem!
Trza przyznać, ze ten cudzoziemiec wprowdzie gwarzył z lekkim akcentem, ale jednak całkiem piknie ten nas polski język opanowoł.
– Jam przybył do tej waszej Rzplitej w pewnej osobliwej sprawie – godoł dalej nieznajomy. – A gdym do tutejszej wsi zajechał, to koło tutejszej karczmy, natknął żem się na grupkę kmieciów. I gdym im swą sprawę przedstawił, oni mi doradzili, bym zwrócił się właśnie do waćpana.
Co? Do waćpana? Na mój dusiu! Ten cłek chyba faktycnie z dziesięć rozy Sienkiewiczowskom Trylogie przecytoł!
– Nie przedstawiłem się jeszcze – pedzioł cudzoziemiec. – Jam jest Ruben van Filantroop, milioner z Holandii. Przed kilku laty uznałem, że dość już pomnażania fortuny – czas się z innymi swym majątkiem podzielić. Zacząłem więc wspierać ludzi biednych…
– Wspierocie bidnyk, panocku?! – zawołoł Felek. – To barzo piknie! Bo wiecie, co? U mnie to ostatnio nie najlepiej z dutkami.
– Dutkami? – Usłysołek selest kartek. Pewnie pon van Filnatroop wyciągnął z kieseni jakisi słownik polsko-holenderski, coby sprawdzić w nim, co to som „dutki”.
– Po holendersku to bedzie „Geld”, panocku – pedzioł Felek, bo on słowo „dutki” to zno chyba we syćkik językak świata.
Ba Holender, zajęty wertowaniem słownika, jakosi nie zwrócił uwagi na to, co Felek pedzioł.
– Nieważne – odezwoł sie w końcu. – Chciałem w każdym razie waćpanowi rzec, że wspieram też różne placówki kulturalne. Na przykład muzea. Po świecie jeżdżę, osobliwości najrozmaitsze skupuję i potem muzea nimi obdarowuję. I jam w tej sprawie tutaj właśnie przybył. Czy waćpan posiadasz może, jakąś niepowtarzalną polską osobliwość, którą mógłbym holenderskiemu muzeum podarować? Godziwie zapłacę.
– Godziwie? – zainteresowoł sie Felek. – A to zaroz cosi sie, panocku, nojdzie. Wejdźcie do środka.
No i zaroz było słychać, jak Felek wroz z tym gościem, co to językiem z Trylogii godoł, wchodzom do chałupy.
– O! Poźrejcie na to – pedzioł Felek. – Pikny góralski kapelus. Moze to byście kupili?
– Hmmm… – zastanowił sie Holender. – Kapeluszy tom już wiele podczas swych wojaży nazwoził. Kapelusze kowbojskie, kapelusze tyrolskie, sombrera… Nie masz może waszmość jakiejś innej osobliwości?
– Mom, mom – odpowiedzioł Felek. – O, moze tako ciupaga? W holenderskik muzeumak pewnie nie mocie takiej ani jednej?
– Przebóg, waszmość! – zawołoł pon van Filantroop. – Toż to narzędzie przemocy! Prędzej na pal nadziać się pozwolę, albo strzałą tatarską dam się przebić, aniżeli narzędzie takie wręczę komuś w darze!
Felek próbowoł przekonać gościa, ze ciupazka to moze i jest narzędzie przemocy, ale piknej przemocy, zbójnickiej. Pon van Filantroop uporł sie jednak, ze ciupagi nie kupi i ślus.
Wte Felek pokazoł Holendrowi oscypka. Ten skostowoł i piknie sie zakwycił. Pedzioł jednak tak:
– Smak tego sera jest iście niebiański. Ale właśnie dlatego nie mogę go kupić. Zanim do muzeum bym go dowiózł, wszystek bym zjadł!
– Krucafuks! – zaklął Felek, bo chyba zezłościła go kapecke wybredność gościa. – Nie sukojcie, panocku, słowa „krucafuks” w słowniku, bo chyba go tamok nimo. Pockojcie, pokoze wom inkse osobliwości.
No i Felek chodził z ponem van Filantroopem po chałupie i próbowoł zainteresować go kierpcami, malunkami na śkle, storymi gęślami… Ale to syćko ciągle nie było tym, co pon van Filantroop mógłby fcieć kupić.
– Krzesny – odezwołek sie tymcasem do kota. – Felek moze w kozdej kwili wejść z tym ponem do tej izby, we ftórej jesteśmy my. I co wte zrobimy? Przez okno nie uciekniemy, bo zakratowane.
– Mozemy sie schować za ftórymsi z tyk tutok wypchanyk zwierząt – pedzioł kot.
– Wy sie schowocie, bo jesteście nieduzi. Ba co ze mnom? – spytołek.
Kot rozejrzoł sie po izbie.
– Połózcie sie na wisącej na ścianie głowie jelenia – pedzioł. – Kie Felek z tym Holendrem tutok wejdom, to pomyślom, ze na tej głowie jest ino grubo warstwa downo nie zamiatanego kurzu.
Cy owcarka podhalańskiego mozno pomylić z grubom warstwom kurzu? Nie było casu, coby sie nad tym zastanawiać. Felek z ponem van Filantroopem w kozdej kwili mogli tutok wejść. Nie łatwo było wgramolić sie na te głowe jelenia. Ba wroz z kotem podsunęli my wielki fotel pod ściane. No i z tego fotela jakosi udało mi sie tamok wdrapać. Ufff! Piknie pytom, cobyście nie próbowali se wyobrazić, jak wte wyglądołek. Na pewno straśnie głupio.
Tymcasem holenderski milioner stwierdził w końcu, ze nie nojdzie u Felka nicego, co nadałoby sie na dar dlo muzeuma. Pozegnoł sie z niepociesonym Felkiem i odjechoł. A do tej myśliwskiej izby – w ogóle nie zostoł zaprowadzony. Widocnie Felek od rozu uznoł, ze nie nojdzie tamok nicego, cym mógłby gościa zaciekawić. No, krucafuks! To po co jo posłuchołek tego głupiego kota! Niepotrzebnie ino wdrapywołek sie na te jeleniom głowe! A teroz – trza było jakosi zejść. Zeskocyłek na oparcie fotela, a z oparcia na podłoge, ba – krucafuks! – wpodłek prosto na stojącego tamok wypchanego lisa! No i niestety – lis sie kapecke uskodził. Złamołek mu przedniom łape. Próbowołek jom jakosi wyprostować, ale nie dołek rady. I teroz ten lis furt przewracoł sie na bok.
– Ostowcie to, krzesny – pedzioł kot. – Trudno, stało sie.
– E, no, kapecke mi głupio – pedziołek. – Wprowdzie ten bidok i tak juz jest niezywy, ale skoro zrobiłek mu krzywde, to chyba wypado jom jakosi naprawić.
– Ciekawe jak? – spytoł kot.
Nic nie pedziołek, ino wymkłek sie z izby myśliwskiej i zakrodłek do Felkowej aptecki. Felek znów był całkowicie pochłonięty oglądaniem Pogody dla bogaczy. A jo zaroz wróciłek sie z piknym kawałem chusty. Wroz z kotem wyryktowali my pikny temblak dlo tej złamanej lisiej łapy.
– Ino cy Felek nie zdziwi sie, kie uwidzi tego lisa z łapom na temblaku? – śpekulowoł kot.
– E, pomyśli, ze od pocątku mioł takiego właśnie lisa, ino o tym zabocył. – Takom miołek w kozdym rozie nadzieje, ze tak właśnie Felek pomyśli.
Ba jesce cosi mnie turbowało.
– Krzesny – pedziołek do kota. – Temblak temblakiem, ale ten lis nadal nie fce stać, ino dalej sie przewraco.
– Nic na to nie poradzimy – stwierdził kot.
– E, nie godojcie – pedziołek. – Mom jeden pomysł. Przed chałupom storej Jaśkowej widziołek taki pikny kijek. I tak mi sie widzi, ze kieby postawić tego lisa na tylnyk łapak, a przedniom oprzeć na tym kijku, to wte bedzie piknie stoł.
– A jeśli kij okaze sie za długi abo za krótki? – spytoł kot.
– To wte posukomy inksego kijka – pedziołek. – Zabiermy tego lisa do starej Jaśkowej.
– A nie prościej ten kij przynieść tutok? – spytoł kot.
– Nie, nie prościej – pedziołek. – Bo jeśli kij bedzie pasowoł – to nimo problemu. Ba jeśli okaze sie, ze trza posukać inksego – to lepiej jak bedziemy mieli tego lisa przy sobie, niz furt z kolejnymi kijkami hybali do Felkowej chałupy i sprawdzali, cy som dobre.
Kot zgodził sie ze mnom. Po cichutku wysli my z izby i wynieśli Felkowego lisa do pola. A potem pohybali ku starej Jaśkowej. Przed jej chałupom od rozu uwidziołek ten kijek, ftóry miołek na myśli. Okazało sie, ze jego długość była w sam roz! Ba nadal był pewien kłopot: lis, podparty kijkiem, kapecke sie jednak giboł. Barzo łatwo go było przewrócić.
– I co teroz? – spytoł kot.
– Tak mi sie wydoje, ze trza mu cosi podłozyć pod lewom tylnom noge i wte bedzie lepiej stoł – pedziołek.
– No to podłózmy mu byle co i ślus – zaproponowoł kot.
– To nie moze być byle co! – prociwiłek sie. – Kiebyście wy byli niezywi i wypchani, to fcielibście, coby byle co wom pod łape podkładano?
– Jo se myśle, ze wte byłoby mi syćko jedno – pedzioł kot.
– A bo głupi jesteście – pedziołek. – A temu lisowi być moze zalezało na zachowaniu godności nawet po śmierzci.
– To wy jesteście głupi – odrzekł kot. – Niby co takiego fcecie mu podłozyć, coby jego godności nie narusyć?
– Cosi piknego. Na przykład… piknom kanapke! – zawołołek i w tej samej kwili uwidziołek idące ku Turbaczowi dwie śwarne turystki.
Pohybołek ku nim. Stanąłek przed nimi, a potem pozirołek prosto w ocy roz jednej, a roz drugiej. I zaroz pocynstowały mnie piknom kanapeckom. Mniam! Ale ona pachniała! Jaz nie mogłek sie powstrzymać i… zjodłek! Musiołek więc wrócić sie do tyk turystek i popytać o dodatkowom kanapecke. Na scynście miały jesce jednom. Ale krucafuks! Te drugom tyz zjodłek! Sam nie wiem, jak to sie stało, ale, ostomili, to było silniejse ode mnie. Pohybołek ku turystkom po roz trzeci. Niestety kanapek juz im zabrakło. Ale miały jajko na twardo i tyz mi je dały. Kie podziękowołek im piknym merdnięciem ogona i pohybołek ku chałupie Jaśkowej, nagle stanął przy mnie kot i pedzioł:
– Dawojcie mi to, jajko, krzesny, bo jak tak dalej pódzie, to syćkim turystom spod Turbacza zjecie cały prowiant, a nasemu lisowi dalej nie bedzie cego pod noge podłozyć.
I zaroz mi to jajko zabroł.
– A wy tego nie zjecie? – spytołek.
Z zapchanej jajkiem kociej gymby wydobyło sie:
– Jehli to nie jeht rhyba, to nie.
No i trza przyznać, ze kot tego jaja nie zjodł. Podłozyli my je w końcu pod lisiom noge i… nas rudzielec wreście piknie stoł! Moze kapecke dziwacnie wyglądoł z tom łapom na temblaku, kijem i jajkiem, ale wreście przestoł sie przewracać. Wzięli my jesce kapecke zywicy ze smreka, coby tego kija i to jajko do łap lisik piknie przykleić.
– No, krzesny – pedziołek do kota. – Teroz wreście mozemy odnieść tego lisa do Felka.
Ba nagle… pod chałupe storej Jaśkowej zajechało pikne auto. Z auta wysiodł jakisi elegancko ubrany pon. Na mój dusiu! To był van Filantroop! Wprowdzie u Felka nie widziołek go, ino słysołek, ale od rozu poznołek go po zapachu. Na wselki wypadek wroz z kotem wartko skryli my sie za naroznikiem chałupy. Ba zza tego naroznika pozirali my ciekawi, co bedzie dalej. Pon van Filantroop podeseł do drzwi i zapukoł. Otworzyła mu Jaśkowo.
– Pokwolony – pedziała Jaśkowo.
– Witajże, waćpani – pedzioł pon van Filantroop. – Kontent będę wielce, jeśli chwil kilka skromnemu podróżnemu poświęcić się zgodzisz.
– E, jakosi dziwnie godocie – zauwazyła Jaśkowo. – Nie tak jak my, ale tyz nie tak jak cepry z Krakowa cy z inksej Warsiawy. To skąd wy jesteście? Znad morza?
– Owszem, znad morza – potwierdził pon van Filantroop. – Dokładnie znad Morza Północnego.
– To by sie zgadzało – pedziała Jaśkowo. – Bo Bałtyk lezy na północy właśnie.
– Czy ten niezwykły wypchany lis przed tym domem to do waćpani należy? – spytoł pon van Filantroop.
– Cy jo wiem? – mrukła Jaśkowo. – Telo gratów przez długie roki mojego zywobycia sie nazbierało, ze sama juz nie boce, co jest moje, a co nie. Ba skoro ten lis pod mojom chałupom stoi – to chyba jest mój.
– Muszę mości dobrodziejce rzec, iż ten lis to niezmierna osobliwość – pedzioł pon van Filantroop. – Wielem krajów zwiedził, wielem rzeczy niezwykłych widział. Ale Bóg mi świadkiem, że takiego lisa widzę po raz pierwszy! Czy waćpani zgodziłaby się odsprzedać mi tę osobliwość? Gotów jestem nawet sto tysięcy waćpani zapłacić.
– Sto tysięcy! – wykrzyknęła Jaśkowo. – Za takie byle plugastwo fcecie mi zapłacić sto tysięcy złotyk?
– Nie złotych. Euro, mości dobrodziejko – uściślił pon van Filantroop.
– O, Jezusicku! – Jaśkowo sie przezegnała. – Panocku! Weźcie se te wypchanom beskurcyje za darmo!
– Za coś tak niezwykłego nic nie zapłacić zacnej białogłowie, to się po prostu nie godzi – pedzioł pon van Filantroop.
– Niekze ta – pedziała Jaśkowo. – Jak juz koniecnie musicie, to zapłaćcie mi dziesięć euro.
Cało Jaśkowo krucafuks! Dojcie jej całom ręke – a ona co najwyzej palec zgodzi sie wziąć. Sakramencko bidno – ale sakramencko honorno.
– 90 tysięcy – zaproponowoł pon van Filantroop. – I ani jednego euro mniej.
– Dobrze – pedziała Jaśkowo. – Moze być 90. Ale bez tysięcy. Samo 90.
No i tak targowali sie, targowali i targowali. Jaz wreście ukwalowali, ze pon van Filantroop zapłaci tysiąc euro. Tyz piknie. Powinno wystarcyć na całkiem porządnom pralke. Pon van Filantroop zapłacił, zabroł lisa do swego auta i pojechoł.
Jakie były dalse losy nasego liska? Myślołek, ze tego juz nigdy sie nie dowiem. Jaz 7 września o godzinie 15:24 ukazoł sie taki komentorz Anecki:
Zrobiło się tak gorąco, że „zanurkowaliśmy” do muzeum. Tam chłodne sale pozwoliły odsapnąć, a przy okazji natknęłam się na przedziwny eksponat. W rogu niewielkiej sali stał wypchany lis. Jedną łapę miał na temblaku, podpierał się kijem, a lewę stopą przytrzymywał jajko.
Jego morda wydała mi się dziwnie znana, czyżby lisek chytrusek????
A może jest to jego przodek, który zabłądził do „holinderskich” lasów i padł od kuli myśliwego??????
Na mój dusiu! No to teroz juz, ostomili, wiecie, skąd ten lis sie tamok wziął. To po prostu dar pona van Filantroopa, od starej Jaśkowej kupiony. A jeśli z dokumentów muzeuma wyniko, ze pochodzenie tego eksponatu jest inkse – to znacy, ze w tyk dokumentak jest jakosi pomyłka. Hau!
P.S.1. KOMUNIKAT BUDOWEJ KOMISJI WYBORCEJ W SPRAWIE NADANIA HONOROWEGO OBYWATELSTWA OWCARKÓWKI PONI WISŁAWIE SZYMBORSKIEJ, PONU TARIQOWI JAHANOWI I PONI FANNIE FLAGG. Głosów oddano – telo, kielo trza. Głosów za – tyz telo, kielo trza. Głosów przeciw – nic a nic. A zatem Budowo Komisja Wyborco ogłaso, ze poni Wisława Szymborska, pon Tariq Jahan i poni Fannie Flagg som pełnoprawnymi honorowymi obywatelami Owcarkówki. Haj.
P.S.2. A juz w najblizsom sobote – urodziny Waweloka bedom. No to zdrowie Waweloka po roz pierwsy! 😀
P.S.3. Zreśtom w ogóle ten najblizsy weekend piknie nom sie zapowiado. Bo z kolei w niedziele Alecka z Jerzoreckiem ślub pikny bierom. No to zdrowie Ostomiłej Młodej Pary! 😀
Komentarze
Znakomite! Uśmiałem się jak norka, którą złapał kurcz w lewą tylną nogę podczas biegu maratońskiego! 🙂
No a pralka? Mam nadzieje, ze ktos Jaskowej doradzi i nie kupi tandety. Pozdrowienia.
Pralka posłuży do wyprania tej forsy.
Bo Jaśkowa oficjalnie wzięła ?1000, a pod stołem ?99000. 🙂
mam nadzieję, że Jaśkowa mądrze spożytkuje te pieniądze, bo przecież nie nie kupi pralki za całe 1000 euro, tylko coś jeszcze, a resztę odłoży do pończochy. 😀
A historia jest znakomita! 😆
Fajnie się Owczarku do tego kota zwracacie – krzesny. Ja tyż moje koty poważam i szanuję 🙂
Do TesTeqecka
„Uśmiałem się jak norka, którą złapał kurcz w lewą tylną nogę podczas biegu maratońskiego!”
Dodojmy jesce, TesTeqecku: jak zwycięsko norka!
„Jaśkowa oficjalnie wzięła ?1000, a pod stołem ?99000”
No krucafuks! Mi tyz znak zapytania wyseł, kie spróbowołek wyryktować znacek euro. Jakisi nieunijny ten Lotrpress 😀
Do KaeSicki
„No a pralka? Mam nadzieje, ze ktos Jaskowej doradzi i nie kupi tandety.”
Pralke wybroł syn mojego bacy, więc właściwie to na nim spocywo odpowiedzialność za jej prawidłowe działanie. Jeśli wybroł źle – to teroz niek on wykrado Felkowi dutki na kolejnom pralke 😀
Do Hortensjecki
„mam nadzieję, że Jaśkowa mądrze spożytkuje te pieniądze, bo przecież nie nie kupi pralki za całe 1000 euro, tylko coś jeszcze, a resztę odłoży do pończochy.”
No i na prąd, ftóry pralka bedzie jadła, dutki bedom potrzebne. Choć w rozie potrzeby – mom nadzieje, ze wroz z kotem cosi wymyślimy, coby Jaśkowom jesce roz poratować 😀
Do Maritecki
„Fajnie się Owczarku do tego kota zwracacie ? krzesny. Ja tyż moje koty poważam i szanuję”
Jak nie wadzimy sie z kotem o kiełbase – to sie piknie sanujemy. A zreśtom nawet kie sie wadzimy, to jakosi udoje nom sie robić to tak, coby nie było ani zabityk, ani rannyk 😀
Heeej! Lato minęło i juz jutro – dzień Świętego Michała. Pora bedzie hole zamknąć i owiecki na dół sprowadzić. Tak więc następne komentorze i wpisy bede juz słoł z chałupy, nie z holi. Haj.
No i wszystko sie wyjasnilo i szczesliwie dla Jaskowej zakoczylo 😉
Lis nawet odstrzelony na cos sie przydal,a sam na muzealne salony trafil!!
„Eind goed,al goed” 😀
Hej.
A gdziz to wszyscy sie pochowali???
Czyzby u was slonce jeszcze swiecilo 😮
Skoro nikogo nie ma to pozwole sobie „posmiecic” troche na blogu Owcarka.
Przeczytalam dzisiaj zabawny artykul o przyznanych przez Uniw.Harvard w USA -pseudonagrody Nobla.
Przyznawane sa one tym osobom,ktorych badania wywoluja najpierw smiech,a potem zadume 😀
Wsrod wyroznionych sa:
-N.Sebanz +comp. za badenie”na ile ziewanie wsrod zolwi jest zarazliwe”
-burmistrz A.Zuokas(Litwa)za twierdzenie,ze ” z niewlasciwego parkowania mozna kierowcow wyleczyc,gdy po zle zaparkowanych samochodach przejedzie czolg”
-M.Tuk + comp. za „wykazanie,ze ludzie wolniej podejmuja wazne decyzje,gdy bardzo chce im sie siku!!!”
-K.Halvor Teigen(Norwegia)za wysilki zrozumienia „dlaczego ludzie wzdychaja”
_i cala grupa przepowiadaczy konca swiata!!!!!!!!!!
Och usmialam sie jak norka 😀 😀 😀
Salute amici.
Ja zabiegana!
Szczegóły po czasie, jutro poczas będzie, remonty, remonty 🙄
Ściskam Budowisko!
Słońce zaiste świeci. Kolejny ostatni słoneczny weekend się zapowiada. 😉 Sfinansować nową pralkę Jaśkowej wyjazdem Felkowego lisa do Holandii – to trzeba umieć. 😆
Do Anecki
„Eind goed,al goed”
Jo nawet domyśliłek sie, co to znacy. Potem sprawdziłek – i okazało sie, ze dobrze sie domyśliłek. Na mój dusiu! To jo znom holenderski!!!
A jo to kiesik w prezencie od Znaku dostołek ksiązke o antynoblak. Barzo ciekawe były te „dokonania”, ftóre owymi antynoblami nagradzano 😀
Do Alecki
„jutro poczas będzie, remonty, remonty”
Na mój dusiu! Alecko! Jakie remonty! Przecie jutro to Ty z Jerzoreckiem ślub bieres! Bedzie trza sie bawić, a nie remontować! 😀
Do Agecki
„Słońce zaiste świeci.”
Ano świeci, świeci. Choć od cwortku to jo juz na to słonko nie z holi, ino ze wsi pozirom. Ale we wsi tyz piknie! 😀
No i pomyślności dlo Waweloka w dniu jego urodzin! Nie wiadomo, we ftórym roku urodził sie ten nas Wawelok (bo było to tak straśnie downo temu, ze juz nifto nie bocy), ale za to Profesorecek niezbicie udowodnił, ze Wawelokowe urodziny przypadajom na pierwsego października właśnie 😀
Owczarku,
remonty dzisiaj (sobota), chociaż tak po prawdzie ślub brałam też w sobotę, ale rocznica wypada w niedzielę – z kalendarzem nikt nie wygra 🙄
Patrzę właśnie w kalendarz…to już TYLE czasu upłynęło?!
NIEMOŻLIWE!
Pewnie, ze niemozliwe. Z moik badań naukowyk niezbicie wyniko, ze oboje z Jerzoreckiem mocie teroz po osiemnoście roków. A zatem… nawet jeśli ten ślub wzięliście juz w kołysce – waso rocnica ślubu nie moze być późniejso niz osiemnasto. Haj 😀
Mam nowe drzwi z kuchni na ogródek – i nowe okno!
Nie mam jałowcowej, ale mam kaszankę, którą idę właśnie podsmażać, do tego wino, bo Smadnego zabrakło, a poza tym dzisiaj zimno i bardziej pasuje wino.
„Mlodej Parze” kolejnych, szczesliwych,bogatych i zdrowych lat pozycia i wszystkiego co najpiekniejsze.Zdrowie Jerzorow!!!! 😀
Waweloku-kolejnych””pysznych” lat 😉 Twoje Zdrowie!
Hej.
Do Alecki
„Nie mam jałowcowej, ale mam kaszankę, którą idę właśnie podsmażać…”
Na mój dusiu! Smazono kasanka – sakramencko pikno! Zaroz hybom do samolota i lece do Kanady! 😀
Do Anecki
„Zdrowie Jerzorow!!!!”
A, zdrowie, zdrowie! Wedle nasej strefy casowej Aleckowo-Jerzoreckowo rocnica juz za śtyry godziny!
A tak w ogóle to gratulacje, Anecko – barzo dobrze przygotowałaś nasom Age Radwańskom do ostatniego turnieju tenisowego 😀
Owcarku-staralam sie jak moge,udzielajac zlotych rad Agnieszce……ot widac,ze nie bez sukcesu 😉 😀
Teraz tylko podciagnac troszke Ule i tandem bedzie na sto fajerek,a wlasciwie rakiet!!!!
Pal licho strefy czasowe,w budzie swietujemy i pijemy nieustajaco zdrowie Jerzorow i Waweloka!!!!
Salute amici.
PS.Mamy tutaj cud-pogode.Jak tak ma wygladac jesien,to jestem ZA!!!!
Zdrowie Alicji i Jerzora, wszystkiego dobrego Wawelokowi! 😀
U nas piękna, słoneczna jesień już od paru dni; a jak pięknie wygląda niebo o świcie o tej porze!!!!!!! 😀 dlatego piszę o pięknych porankach jesiennych, bo w lecie musiałabym budzić się chyba po trzeciej nad ranem, żeby to zobaczyć! 😆 😉
Teroz juz chyba w więksosci stref casowyk świata momy 2 października. A zatem… Stooo lat! Stooo lat! Niek zyjom Alecka i Jerzorecek noooom!!! 😀
Do Anecki
„Teraz tylko podciagnac troszke Ule”
Dlo mnie, Anecko sprawa jest jasno: jeśli poni Ula odniesie sukces sportowy – to bedzie znacyło, ze posłuchała Twoik rad, jeśli nie odniesie – to bedzie znacyło, ze nie posłuchała 😀
Do Hortensjecki
„U nas piękna, słoneczna jesień już od paru dni”
Oooo, babie lato jest pikne! W jednej co najmniej rzecy pikniejse od lata letniego: bo słonko piknie świeci, ba nie grzeje jaz tak sakramencko, ze bidny pies musi furt sapać z wywiesonym ozorem 😀
Tacy byliśmy wtedy, jeszcze przed ślubem 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Bajcerowka1975.jpg
Taka „letnia” jesien nie czesto sie zdarza,przeto udalismy sie na przejazdzke rowerowa.Gdzies po drodze mijalismy sie z rowerzysta,ktory umiescil swego (sporych rozmiarow) psa w plecaku.Psisku bylo chyba w nim za ciasno,wiec wyczolgal sie z niego,swe lapy oparl na ramionach pana,leb polozyl na jego glowie i tak w calkowitej symbiozie przemierzali nasze pikne okolice!
Zdrowie „Jerzorkow”,Mlodej Pary!!!
Hej.
na,
noś aparat foto i przy pogodzie, zdjęcie tego piesa byłoby bezcenne!
Dziękuję za życzenia 🙂
*Ana miało być 🙄
Wszystkiego najlepszego Młodej Parze 🙂
Hortensjo, te jesienne, pogodne poranki są chyba nawet piękniejsze niż latem, gdzie wszystko jest od razu takie ostre i wiadome. A teraz nisko padające promienie, rosa, wszystkie kolory kwiatów, trawy i liści z lekkim żółtym podbiciem, zasnute niby mgiełką aksamitki… Uwielbiam stanąć sobie skoro świt i patrzeć na to wszystko
Opis rowerzysty z psem piękny (ciekawe, że rowerzysta z kotem już tak by mnie nie rozczulił 😉 )
Emi,
kot by się do rowerzysty nie przytulił – kot łazi własnymi drogami!
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Wrzesien2011Dom?authkey=Gv1sRgCOql8a2yrrX-gwE#5658255511270284770
My name is Bond…Mister Bond!
Niestety nie moge zadnego zdjecia do budy podrzucic,bo nasza kamera niedawno wydala ostatnie tchnienie.Licho wie,kiedy nabede nastepna, wiec chyba zaczne pisac list do Sw.Mikolaja.Podobno ten nigdy nie zawodzi??? 😉
Ciao amici.
Wpadlam na pomysl,ze Franczeska w razie koniecznosci,moglaby za piekna etole uchodzic!! 😀
Ana,
masz rację 🙂
Przepraszam, zażywałam kąpieli w żurku z folii i nie było mnie na rocznicy Alicji i Jerzora.
Zdrowie młodej pary, niech żyją długo i szczęśliwie, w dobrym zdrowiu, miłości wzajemnej i wyrozumiałosci, niech się wzajemnie wspierają i – co jeszcze?
No dobra, dość dretwej mowy!
Wasze małżeńskie! 🙂
Przecudna opowieść, Owczarku! 😆
mt7 – co to takiego, ta kąpiel w żurku z folii? 😯 Wyobraźni mi nie staje na ‚takie cuś’.
Ale już wszelkie granice wyobraźni przekracza pomysł, że moja Kicia mogłaby uchodzić za etolę! 😀
Mario,
żurek się spożywa, a nie zażywa kąpieli w tymże 😯
Dziękuję za drętwą mowę 🙂
Lecę do kuchni – dzisiaj ryba, ale sama się nie usmaży, niestety. Czemu mi ostatnio czasu brak, chociaż niby nic nie robię? Owczarek z Kotem powinni się nad tym problemem zastanowić naukowo.
p.s.
Koło mojej pralki Jerzor wczoraj znalazł 5 złotych. No, polskie 5 złotych zwyczajne. Skąd się to wzięło, pyta.
Jak to skąd, po podróży robiłam pranie, widocznie wypadło z jakiejś kieszeni 🙄
Za etolę absolutnie nie Franczeska. Drapie, skubana!
Aczkolwiek piękna jest i pilnuje ciuchów gości 🙂
Ciuchy gości (zwłaszcza, gdy nie chcą korzystać z szaf), to mały pikuś. Trzeba by ją widzieć, jak pilnuje fachowców! Włazi z nimi nawet na drabinę, co jest dla nich nieco stresujące. 😉
O, Franczeskę na drabinie też mam!
No dobra…nie drabina, ale schody na stryszek 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_5782.jpg
Co do ciuchów w szafach to jestem ostrożna, bywając w gościach – zdarzało mi się zostawiać (o Jerzoru już nie wspomnę 🙄 ), a co mam pod ręką, to widzę.
To żartobliwa nazwa La Folle Journée de Varsovie, nadana u Pani Doroty. 😉
Zaczęły się w czwartek i skończyły wczoraj w nocy.
http://szalonednimuzyki.pl/pl/la-folle-journee-de-varsovie.html
Bilety po 7 peelenów, lub bezpłatne.
Muszę ochłonąć.
mt7 – 🙂 Dochodź do siebie powolutku. 🙂
A ja znowu zupełnie nie na temat: Bóg zabrał Hiobowi wszystko, ale za to dał mu trąd.
Najmłodsza siostra mi doniosła ze swojej szkoły i właściwie nie wiedziałam, czy szlocham ze śmiechu, czy ze zgrozy.
Ale poza tym – dobrej nocy i pięknych snów! 🙂
Donieś nam – doradzimy, czy szlochać ze śmiechu, czy zgrozy 😉
Jeśli ze zgrozy – to miejmy nadzieje, ze syćko sie tak przeinacy, ze na koniec obyrtnie sie na śmiech. Bajako.
A jo zaroz nowy wpis wklejom. No, moze nie tak zaroz. Najpierw muse obrobić na potrzeby tego wpisu takie trzy fotki 😀
Emi,
Zawsze lubiłam oglądać wschody słońca, a dopiero w ubiegłym roku stwierdziłam, jak są piękne, zrobiłam nawet zdjęcie – jedyne jakie udało mi się zrobić w życiu dobre, ale komóra mi je zżarła, bo mam tam ograniczoną ilość miejsca na fotki. Teraz też zrobiłam zdjęcia, ale jak to ja… mimo, że mam i w komórce, i w komputerze Bluetootha nie umiem tego przenieść do komputra. Wprawdzie kiedyś mi wytłumaczono jak to się robi, ale ja gapa, zamiast zapisać sobie co i jak, odłożyłam wszystko na bok, no i zapomniałam jak to trzeba zrobić. 🙁 😉 😆
Jo niby tyz mom tego całego bluetootha, i niby se go włącom, niby komputer telefon komórkowy widzi – ba plików na tym telefonie nie widzi. Tak więc to nie my, Hortensjecko, nie znomy sie na obsłudze bluetootha. To bluetooth sie nie zno! 😀
Owczarku,
Dzięki Ci za to, że podniosłeś mnie na duchu! 😆
Owczarku,, Ty jesteś!!!… 😀 😀 😀
Ile Cię trzeba cenić (w dowolnie wyśrubowanych stawkach skupu dowolnych metali szlachetnych*) — zapłacem z nawiązką i będęm się targować, byś Waćpan… Waćpies przyjął bez warczenia…
___
*oczywiście, w ekwiwalencie wagi Owczarka… najedzonego… i nawet poroże wiadome może się znaleźć na tej drugiej szalce wagi… zapłacem piknie ale do muzeuma żadnego nie oddam… bo godność osoby Owczarkowej (przed i po) jest u mnie ponad wszystko… 😉 😀