Substytut neutrina
Czemu mi ostatnio czasu brak, chociaż niby nic nie robię? – spytała Alecka 3 października o godzine 21:19 – Owczarek z Kotem powinni się nad tym problemem zastanowić naukowo.
Tyz tak pomyślołek. Nalezało sie nad tym zastanowić. Bo to przecie nie tylko Alecka mo ten dziwny problem z casem. Inksi ludzie tyz majom. A bywo, ze i zywina. Haj.
Dlotego sprowadziłek do mojej wsi Maryne Krywaniec. Potem wroz z niom i z kotem gaździny siedłek pod lasem i pedziołek, ze musimy sie dowiedzieć, jak ten furt uciekający cas zatrzymać choć na kwilecke.
– Głupi jesteście, krzesny – pedzioł kot. – Casu zatrzymać sie nie do.
– Kie fcecie sie poddać, zanim przynajmniej spróbujecie, to wy jesteście głupi – odpowiedziołek.
– A drapnąć wos w kufe? – spytoł kot.
– A ugryźć wos w rzyć? – spytołek jo.
– Spokój, krucafuks! – wtrąciła Maryna. No a my z kotem, jako ze Maryna jest nasym harnasiem, musieli jej posłuchać, więc sie uspokoiliśmy.
– Niek owcarek godo dalej – pedziała po kwilecce orlica.
No to zacąłek godać:
– Nie wiem, cy wiecie, krześni, ze zył kiesik taki jeden hyrny ludzki mędrol, co to nazywoł sie Albert Ajnsztajn. No i ten pon Ajnsztajn pedzioł roz, ze nic nie moze być sybse od światła.
– A nie moze? – spytała Maryna.
– Przez długie roki syćka myśleli, ze faktycnie nie moze – odpowiedziołek. – Ba niedowno ludzie odkryli takom małom, zupełnie maluśkom beskurcyje, co to nazywo sie neutrino. I okazało sie, ze to neutrino jest jednak sybse! To znacy pewności jesce nimo, ale wskazujom na to wyniki pewnyk badań.
Prowde godołek. Fto o tyk sakramenckik neutrinak jesce nie słysoł, ten moze se nawet tutok w Polityce o tym pocytać.
– No i nie miołek racji, ze on jest głupi? – zwrócił sie kot do Maryny. – Najpierw godo o casie, a potem o jakiesik neutrinak. Co jedno mo wspólnego z drugim?
– Pockojcie, krzesny – odrzekła Maryna. – Moze jednak mo?
– Pewnie ze mo! – pedziołek. – Ludzcy naukowcy godajom, ze jeśli sie potwierdzi, ze z tymi neutrinami to prowda, to wte nastąpi prowdziwy przewrót w świecie fizyki! Bo to bedzie na przykład znacyło, ze mozliwe som podróze w casie! A skoro neutrino wierchuje nad casem, to znacy, ze moze go tyz… spowolnić! Kieby zatem udało nom sie te maluśkom beskurcyje chycić…
– Fcecie chycić neutrina? – przerwoł mi kot.
– Neutrina nie, bo chyba nie domy rady – pedziołek. – Ba mozemy spróbować chycić jego substytut.
– Chycić co? – spytali Maryna z kotem naroz.
– Musimy chycić cosi, co pędzi sybciej, niz mu teoretycnie wolno – pedziołek. – A co w nasej wsi pędzi sybciej niz wolno?
– Nie jo – zapewnił kot.
– Ani jo – zapewniła Maryna.
– Jo tyz nie – pedziołek. – Ba robi to na przykład taki jeden wspólnik Felka znad młaki. Kie ten wspólnik przyjezdzo do Felka w interesak, to jedzie swym autem przez wieś z prędkościom 150 kilometrów na godzine. A przecie tutok jest teren zabudowany, więc mozno tutok jechać ino 50. Jeśli więc wspólnik Felka jedzie sybciej – i to duzo sybciej – to znacy, ze jest tym, kogo potrzebujemy. To jest pikny neutrinowy substytut.
Orlica z kotem wreście zaciekawili sie tym, co godołek. W końcu oni oboje tyz barzo chętnie zapanowaliby nad furt uciekającym casem. Skoro wspólnik Felka był w stanie nom pomóc – nalezało z tej mozliwości piknie skorzystać.
No i wyryktowali my we trójke zbójnicki plan złapania Felkowego wspólnika, coby potem zrealizować naukowy plan wciągnięcia go do współpracy nad okiełznaniem tego sakramenckiego casu. Pozostało cekać, jaz ten wspólnik przyjedzie do wsi.
Pare dni my cekali – jaz wreście przyjechoł. W łoński cwortek rano. Jak zwykle pędził swym autem tak, jak by jechoł po torze dlo Formuły 1, a nie wąskom drogom w górskiej wsi. O mało co jednego psiaka przebiegającego przez jezdnie nie rozjechoł! Tak kruca pędził, ze nie mogło być najmniejsyk wątpliwości – to był wręc wymarzony dlo nos substytut neutrina. Haj.
Maryna frunęła do wierchu. W swyk śponak miała dwie gorzci wielkik, ostryk gwoździ. Na mój znak wypuściła te gwoździe z pazurów. Spadły one na droge tuz przed pędzącym autem. Auto wjechało na te gwoździe i… PAF! PAF! PSSSS… Dlo tego auta to był juz koniec trasy. Przejechało jesce kawałecek drogi slalomem i stanęło.
Nas substytut neutrina wyskocył wściekły z samochodu. Poźreł na powbijane w opony gwoździe. I zaroz zacął tak sakramencko kląć, ze jo wom tego tutok nie powtórze. No… dobrze, umówmy sie, ze powtórze, ale syćkie brzyćkie słowa zastąpie nazwami kwiatów. Więc sło to tak:
– Co za – tulipan – kretyn rozsypał tutaj te fiołkowe gwoździe! Chryzantema! Jak ja go – stokrotka – dorwę, to mu – piwonia – nogi z tej jego konwalii powyrywam! Do stu tysięcy pelargonii! Już ja temu krokusowi pokażę! Żonkil skończony jeden! Zakichany nenufar! Sasankowy przebiśnieg! I jak ja – bratek – pojadę dalej? Nasturcja!!! Dalia!!! Begonia!!! Gerbera!!! Szarotka!!! Róża!!!
… i tak dalej, i tak dalej. Haj.
Tymcasem chyciłek nasego substytuta za portki.
– Puszczaj, ty zapchlony kundlu! – zawołoł substytut bezkutecnie próbując doprowadzić do rozstania swojej nogawki z moimi zębami.
Jo tam sie nie obraziłek. Bo niby za co? Przecie ani bycie kundlem, ani posiadanie paru pcheł to nie jest zoden wstyd. Ba coby chłop nie przeskadzoł w ryktowaniu nasego planu, pedziołek:
– Wrrrrr!
To, co pedziołek, w tłumaceniu na ludzki tyz musiołbyk piknie ukwiecić, coby bez straśliwyk wulgaryzmów sie obyło. Ba przynajmniej zabrzmiało to wystaracjąco groźnie, coby Felkowy wspólnik sie zląkł. Przestoł sie sarpać, ino pedzioł trzęsąc sie ze strachu:
– D-d-d-dobry piesek.
No! Tym rozem to sie zezłościłek. Przecie jo w tej kwilecce byłek zbójnik, a nie zoden dobry piesek! Tylko dlotego, ze ten substytut neutrina był zbyt cennym przedmiotem dlo nasyk badań naukowyk, powstrzymołek sie od ugryzienia w rzyć.
– Czego to bestia może ode mnie chcieć? – zacął sie zastanawiać wspólnik Felka. – Już wiem! Jakiś gang porwał mnie dla okupu i specjalnie wytresował tego psa, żeby zaciągnął mnie do ichniej kryjówki. A zatem… spokojnie, tylko spokojnie. Najważniejsze to nie wpadać w panikę.
Ale z niego głuptok krucafuks! Co on myśli, ze ino dlo okupu mozno kogosi porywać? A dlo dobra nauki to juz nie?
Ciągłek chłopa ku nasej chałupie. Piknie sie składało, bo baca z gaździnom pojechali akurat na jarmak do Nowego Targu. Tak więc kwilowo mogli my przeinacyć chałupe na laboratorium badawce, ze ftórego dorobku w niedalekiej przysłości bedom korzystały i PAN, i CERN, i nie wiem, fto tam jesce.
Maryna piknie uprzątnęła rozsypane na jezdni gwoździe, coby zodne inkse auto nie nadziało sie na nie. A potem dyskretnie leciała za mnom i nasym substytutem.
Kie dotarli my do chałupy, tamok cekoł juz na nos kot. Zaroz wyciągł on spod wycieracki kluc, hipnął na klamke, wsadził kluc do zamka i przekryncił go. A potem podskocył na tej klamce i drzwi piknie sie otworzyły.
– Niesamowite! – zawołoł wspólnik Felka. – Ten tajemniczy gang wytresował do swoich celów nie tylko psa, ale też kota! Trzeba przyznać, że mają na swoich usługach świetnych treserów.
Zaciągłek nasego substytuta do izby, ka najduje sie komputer. Poprowadziłek chłopa do biurka z komputrem i obyrtłek go rzyciom do stojącego obok fotela. Ostawiłek wreście jego portki i głośno zascekołek. Substytut neutrina zrobił krok w tył, wpodł na ten fotel i zaroz na nim siodł.
– Teroz! – zawołołek. – Wartko!
Do izby wpodł kot z Marynom, ftóro trzymała w dziobie spory kawał śnura. Zaroz oboje w oka mgnieniu przywiązali nasego substytuta do fotela.
– Co to za gang? – cudowoł substytut. – Nawet ptaka wytresowali!
No, zbójnicko cynść nasego planu została wykonano. Teroz nalezało przystąpić do cynści naukowej. Wskocyłek na biurko. Stanąłek na wprost nasego substytuta i pedziołek:
– Nie bójcie sie, panocku. Nie zrobimy wom krziwdy. Powiedzcie ino, jako ze jesteście piknym substytutem neutrina, co trza zrobić, coby choć kapecke spowolnić uciekający cas?
– Mówiłek, ze ten pies jest głupi! – zawołoł kot. – Godo do tego chłopa, jak by nie wiedzioł, ze ludzie języka zywiny nie rozumiom!
Bajuści! Kot mioł racje! Jak jo mogłek zabocyć o tak ocywistej rzecy! Na swoje usprawiedliwienie miołek jednak to, ze przecie nie jest wcale rzadkom rzecom, ze naukowcy bywajom roztargnieni.
– No to jak bedziemy z nim godali? – zmartwiła sie Maryna.
– Mom pomysł! – zawołołek. – Bedziemy pisali nase pytania na komputrze. Ten pon bedzie je cytoł i wte bedzie mógł nom piknie odpowiadać.
– Wte dowie sie, ze jesteście psem umiejącym obsługiwać komputer – zauwazył kot.
– Niekze ta – pedziołek. – Tutok idzie o barzo woznom sprawe dlo całej ludzkości! O cas! A kie piknie pona popytom, coby nikomu nie godoł o moik komputrowyk umiejętnościak – to moze nie bedzie godoł?
No i zaroz włącyłek komputer. Kie ta sakramencko masyna sie uruchomiła, otworzyłek jo Łerda. Wyryktowołek w tym Łerdzie duzom ccionke i pogrubiłek jom, coby mieć pewność, ze wspólnik Felka bedzie jom dobrze widzioł. I zacąłek pisać:
Ostomiły substytucie neutrina. Jak dowiedli badace z Europejskiej Organizacji Badań Jądrowyk CERN…
– Oczom własnym nie wierzę! – zawołoł wspólnik Felka pozirając na to, co jo robie – Rozumiem, że ktoś mógł nauczyć te bydlaki paru prostych sztuczek. Ale obsługi komputera? Przecież to nie może dziać się naprawdę!… Ach! Jak mogłem wcześniej na to nie wpaść! To nie zwierzęta! To kosmici! Zostałem porwany przez najeźdźców z obcej planety! Na pomoc! Ratunku! Ratunkuuuuu!!!!
– Panocku, uspokójcie sie – przemówiłek łagodnie. – Nie jesteśmy zodnymi kosmitami. Nic wom nie grozi.
Krucafuks! Znowu zabocyłek, ze ludzie nie znajom języka zwierząt.
– Krzesny – odezwoł sie nagle kot. – Jo chyba słyse, ze jakiesi auto zajechało pod chałupe.
Wciągłek w nos powietrze… O, kruca! Od rozu poznołek ten zapach! Gaździna z bacom wrócili z Nowego Targu!
– Ostomili – zwróciłek sie do Maryny i kota. – Chybojmy stela!
– A co bedzie z nasym substytutem? – spytała Maryna.
– Niestety nimo casu, coby go ukryć – pedziołek. – Gaździna z bacom zaroz tutok wejdom. W uciekaca!
Otworzyli my wartko okno i uciekli do pola. Ba za barzo my sie od chałupy nie oddalili. Fcieli my wiedzieć, co sie dalej z nasym substytutem zadzieje. No i usłyseli my, jak gaździna wchodzi do izby i woło:
– Na mój dusiu! Panocku! Kim wy jesteście? Zaroz! Jo wos chyba znom! Wy to chyba wspólnik nasego Felka?
– Zgadza się – potwierdził substytut. – Ale teraz ratujcie mnie, gaździno! Uwolnijcie mnie z tych więzów!
– No właśnie! Słodki Jezusicku! Fto wos tak związoł? – spytała gaździna. – Pewnie dzieciaki zrobiły wom głupi śpas. Pockojcie, panocku, zaroz wos uwolnie.
– To nie dzieciaki! To kosmici! – pedzioł wspólnik Felka. – Jeden wyglądał jak wielki biały pies, drugi jak kot, a trzeci jak ogromne ptaszysko!
– Wiecie co, panocku? – odezwała sie gaździna. – Jo wos jednak nie rozwiąze.
– Dlaczego? – spytoł wspólnik Felka, zdumiony, ze gaździna nagle zmieniła zdanie.
– No właśnie, matka, dlocego? – wtrącił sie mój baca. – Nie widzis, ze bidok jest cały blady od tego cegosi, co przezył, kie nos tutok nie było?
– Nie rozwiąze i ślus! – uparła sie gaździna. – Skoro godocie mi tutok, panocku, o kosmitak, to znacy, ze z wasom głowom cosi nie w porządku. Aboście sie za duzo Gwiezdnyk wojen naoglądali, abo nie wiem co. Więc zadzwonie po pogotowie i niek doktory zabierom wos do śpitala. A tamok psychiatrzy piknie wos zbadajom.
– Psychiatrzy? Eee… yyy… nooo… – zacął stękać wspólnik Felka. – Oczywiście, że to jakieś dzieciary obskoczyły mnie, zawlokły tutaj i związały. A z tymi kosmitami to był tylko sen, który mi się przyśnił, kiedy usnąłem tkwiąc związany na tym krześle.
– A to trza było od rozu, panocku, godać, ze to sie wom ino śniło! – zawołała gaździna. – Skoro to był ino sen – moge wos rozwiązać.
No i gaździna rozwiązała nasego substytuta. Potem jesce fciała go piknie ugościć, kwaśnicom pocynstować, ale on pedzioł, ze straśnie mu sie śpiesy i wybiegł z chałupy. Potem gnoł przed siebie, jak by naprowde gonił go jakisi oddział kosmitów wroz z odziałem psychiatrów. Nawet nie zwrócił uwagi na swoje porzucone auto, ftóre minął po drodze, ino gnoł dalej. Dziwne. Przecie to było całkiem pikne auto. Wystarcyło zmienić opony – i byłoby jak nowe. Ale… jego strata.
Wspólnik Felka opuścił wieś i pohyboł w strone Krościenka. Cosi mi sie widzi, ostomili, ze on juz nigdy więcej do mojej wsi nie przyjedzie. Haj.
No i kapecke skoda, ze tak to sie syćko skońcyło. Nie doprowadzili my nasyk naukowyk badań do końca. Chociaz… myśle, ze to, co udało nom sie zrobić, śmiało bedzie mozno opisać w najbardziej prestizowyk naukowyk casopismak. Bo chyba juz wiem, cemu syćka furt majom za mało casu. Winne som neutrina! Bo one, kieby ino fciały z nomi współpracować, mogłyby wiele tutok pomóc. Ba – jako uwidzieliscie – nas substytut neutrina nie fcioł póść na zodnom współprace. Więc te prowdziwe neutrina pewnie tyz nie fcom. I to właśnie przez te ik aspołecnom postawe, przez ik niechęć do współpracy ciągle nom casu brakuje. Hau!
P.S. Ale cas na powitanie nowyk gości Owcarkówki – wse musi sie noleźć. No to powitojmy piknie nowo przybyłego Łukasecka! Niek siednie se wygodnie i piknie sie rozgości 😀
Komentarze
O zesz, blady tulipan 🙂 (jak mawiaja australijczycy), z tymi badaniami naukowymi to jest jak w starej, radzieckiej jeszcze piosence (pisze z glowy czyli z niczego):
Kopiernik calyj wiek trudilsia
sztob dokazac zemli dwizenija
Durak, czemu on nie napylsja
tagda nie byloby somnienia…
Badania nad zmarnowanym czasem nalezy rozpoczynac od smadnego a potem to juz samo poleci…
Wnosze toast za owocne i nieustajace badania – Paff
Poznalam niedawno Australijczykow, ktorzy 9 lat temu wyplyneli z Tasmanii i obecnie sa w San Francisco. Oni przeklinaja po Owczarsku. Na przyklad imituja odglos sowy w jezyku, cytuje „kiwi”. Ta sama sowa brzmi inaczej po angielsku z akcentem australijskim. Paffeu na pewno rozumie, o czym mowia znajomi z Tasmanii. Dla nich czas jest bez znaczenia, jesli plywaja swoim jachtem, gdzie ich wiatr poniesie. Oczywiscie z pominieciem Nowej Zelandii.
Kiedy obserwuje kierowcow w Kalifornii, jestem przekonana, ze znak w ksztalcie kola z cyfra 60 w srodku oznacza MINImum predkosci 60 mil. W stanie WA i OR ten sam znak, wedlug prawa, oznacza ograniczenie predkosci do MAKSimum 60 mil.
Piękna historia, w sam raz na to aby trochę się odprężyć, bo ta przeprowadzka daje mi w kość nieprawdopodobnie, jest cała masa rzeczy do załatwienia. Mam nadzieję, że około 5 listopada będę już rozpakowana 🙂 Wielka szkoda Owczarku, że eksperyment Wam nie wyszedł. 😀
hortensja pisze: Mam nadzieję, że około 5 listopada będę już rozpakowana
A gdyby neutrina współpracowały, to mogłabyś powiedzieć:
Mam nadzieję, że tydzień temu będę już rozpakowana.
„Neutrino.” — „Kto tam?” — „Puk, puk.” 🙂
!enczeipzebein ąs anirtueN
!hcakęr hcynwarpwein w oklyT
…ąs enzceipzebein
😀 😀 😀
Czyli do ‚ty fudamencie!’ dochodzi jeszcze ‚ty substytucie’?! 😮 😆
Piratów drogowych wysyłać do Słowacji!
Gdy wracają – jadą jak trusie przez Białkę a czasem nawet i przez Miasto.
Gdyby wszyscy jeździli tam regularnie (na własny koszt 😐 ) – z czasem w PL dojadą przepisowo aż do Smoczogrodu (tym bardziej, ze radarów przybywa w tempie… no, może nie neutrinowym, ale eksponencjalnie (co na osi iksów a co igrekami jest – można się zastanowić gdy orlica będzie miała więcej czasu ;))) 😀
Na Słowację pomknął struś,
A do Polski wrócił truś ❗
– Co za – tulipan – kretyn rozsypał tutaj te fiołkowe gwoździe! Chryzantema! Jak ja go – stokrotka – dorwę, to mu – piwonia – nogi z tej jego konwalii powyrywam! Do stu tysięcy pelargonii! Już ja temu krokusowi pokażę! Żonkil skończony jeden! Zakichany nenufar! Sasankowy przebiśnieg! I jak ja – bratek – pojadę dalej? Nasturcja!!! Dalia!!! Begonia!!! Gerbera!!! Szarotka!!! Róża!!!
Do sztambucha jesiennego i wszelkich innosezonowo-prospektywnych annałów! 😀 😀 😀
Szczególnie ewokatywne są nogi powyrywane z tej jego konwalii i zakichany nenufar… tylko Józefa Toliboskiego brakuje… zamotanego eksplicite bądź implicite gdzieś w akcję (motyw czasu w powieści-rzece a post-postmodernistyczne odkrycia naukowe i idące za (wlokące się za) nimi metafory :roll:)…
Koniec przerwy południowej… Kolejny kęsek czytanki odłożymy na zaś… bośmy oszczędni wielce w dawkowaniu sobie tego, co naprawdę dobre!!!
Bry!
Ana, Orca,
ja jeszcze do wczorajszego – nie mówiałm o telewizji, tylko o spektaklu teatralnym via internet, prezentowała go TVP i żadnych reklam tam nie było, bo trudno wcisnąć reklamy w teatr.
W każdym razie mnie nie wyszło oglądanie, bo zanim się zorientowałam, coś tam trzeba było zainstalować, ściągnąć…i praktycznie było już prawie po teatrze. O ile się nie mylę, TVP puszczała to samo równocześnie.
Kto w dzisiejszych czasach ogląda telewizję – nie wiem, ja słucham tylko wiadomości, nawet ich nie oglądam. Jak masz internet i spory ekran, telewizja niepotrzebna – i w dodatku możesz wybrać, co chcesz oglądać, a nie to, co oferują, i to w godzinie, która akurat nie odpowiada.
Słoneczny poranek…idę poczytać wpis Owczarka.
A fe!!! tak ładnie kwiatuszki wyedytowałam a tu durne pytajniki mi weszły w paradę!!! 😮 —
— nie masz wyjścia, Owczareczku Przegenialny, jak tylko poprawić sztambuch (ku Twej wszak czci sporządzony :!:) do wersji idealnie-optymalnej… albo na odwrót… 😉 😎
Co robic na brak czasu? ano jak powiadali starorzytni a spolszyczył Julian Tuwim trzeba jeść karpia (Carpe diem). Aby go zjeść należy karpia schwytać.
Chwytaj chwile w swoje żagle
Chwytaj, bo przychodzą nagle
Na czas jakiś starczyc muszą
Póki inne ich nie zgłuszą
Do lat późnych tak zdążają
W jesień jak liście spadają 😉
Kot, nieziemskie zjawiska, psychuszka – to jako żywo kot Behemot i reszta towarzystwa -oj pachnie mi tu siłą nieczystą, 🙂
Alicja,
Gratulacje dla osoby, ktora miala pomysl transmisji przedstawienia na zywo przez Internet. Zgadzam sie, ze coraz wiecej osob korzysta tylko z informacji dostepnych przez Internet.
Alicjo-wiem,ze mowilas o teatrze.Jak tak a propos „zagadalam” o TV 😉
Owcarku-pikna opowiesc.A jeszcze piekniej byloby,gdyby tak wszyscy „kwieciscie” sie wypowiadali,jak was substytut 🙂
Niedawno szlam w Rotterdamie,w samym centrum,gdy dobiegly mnie slowa ojczystego jezyka.Swoj podziw dla mista wyrazal rodak,za pomoca 3 slow,zaczynajacych sie na litere k…,p….,z…
A nie byloby lepiej,powiedziec:”jaka piekna konwaliowa architektura,o rety jak tu przebisniegowo,jak zawilcowo jest…………”
Hej.
PS.zajrze do Owcarkowki pozniej,bo ni jak nie moge sie skonentrowac.Wszak teraz gra Agnieszka.Trzymam kciuki,ze jej powodzenie.
A niech to………. Agnieszka przegrala 🙁 chociaz mecz byl bardzo ciekawy,piekne wymiany pilek.Niestety nie udalo sie.Moze w drugim meczu,przeciwniczka bedzie nalezycie „wspolpracowac” i Adze uda sie uszczknac pare punktow?
Salute amici.
Warsztaty kwiecistej mowy prowadzone przez Owczarka powinny być obowiązkowe dla ubogich leksykalnie – nie tylko Anie i nie tylko w Rotterdamie uszy więdną od zachwaszczonej – czy jeszcze? – polszczyzny. Ubogich leksykalnie są legiony, żeby nie zamęczyć Gospodarza, proponuję zrobić nagranie wykładu. Delikwenci powinni go wysłuchać, a następnie samodzielnie (acz pod nadzorem) ćwiczyć w grupach – aż do osiągnięcia kwitnących rezultatów. 🙂
Lektura Dzienników Gwiazdowych skutecznie zniechęciła mnie do podróżowania w czasie. Ale gdyby Owczarek miał ochotę na dalsze badania, to może warto zaangażować do nich TesTeqa: on się podejrzanie dobrze znajduje w warunkach testowych (tzn. takich, w których neutrina nie odmawiają współpracy). 😆
Jeśli chodzi o brak czasu, to z jednej strony, sama chronicznie na niego cierpię, ale z drugiej, nie jestem do końca przekonana, czy to właśnie w niedoborze czasu jest problem. Jak napisała jedna z Honorowych Obywatelek:
„Do dzieła Prousta
nie dodają w księgarni pilota,
nie można się przełączyć
na mecz piłki nożnej
albo na kwiz, gdzie do wygrania volvo.
Żyjemy dłużej,
ale mniej dokładnie
i krótszymi zdaniami.”
No właśnie: zauważyłam, że czas zwalnia przy czytaniu wierszy i słuchaniu Jana Sebastiana. Tak naprawdę, oczywiście, to ja zwalniam – ale wydaje mi się, że on.
Krucafuks! przepraszam, a to się rozgadałam! 😯
Do Paffecka
„Kopiernik calyj wiek trudilsia”
No to, Paffecku, wiele, wiele roków temu, kie ukwalowołek z Tubyleckiem o Koperniku – tyz na stronak Polityki zreśtom – to mieli my o Koperniku inksom teorie. Tublecek stwierdził bowiem, ze „Kopernik wielkim uczonym był, bo dużo pił”, na co jo mu odpowiedziołek mnie więcej tak:
Polski astronom, hyrny Kopernik
Furt pijoł Smadnego Mnicha,
A smakowity toruński piernik
To była jego zagrycha.
Giordano Bruno zaś pluł na piwo
I wzywoł do prohibicji.
Chodził na trzeźwo, w korcmak nie bywoł,
Jaz w ręce wpodł inkwizycji.
I kie juz bidok płonął na stosie
Za swe teorie o słońcu,
Zacął rozmyślać o swoim losie
I tak pomyśloł na końcu:
„A mogłek w korcmie siedzieć w tej kwili,
„Kie wróg mnie chytoł w swe śpony.
„Wte kumple z korcmy by mnie bronili
„I byłbyk wnet ocalony!”
Morał widocny jest jak na dłoni,
A nie ukryty jak trufla:
Nifto na świecie lepiej nie broni
Jak starzy kumple od kufla!
Chyba była jesce jedno zwrotka, ale niestety juz nie boce 😀
Do Orecki
„Kiedy obserwuje kierowcow w Kalifornii, jestem przekonana, ze znak w ksztalcie kola z cyfra 60 w srodku oznacza MINImum predkosci 60 mil.”
To na pewno syćko przez kalifornijskom gorącke złota, Orecko. Kalifornijscy kierowcy śpiesom sie, bo wse licom, ze moze zaroz na jakiesi złotodajne złoza trafiom. No i fcom do tyk złóz zdązyć przed inksymi 😀
Do Hortensjecki
„ta przeprowadzka daje mi w kość nieprawdopodobnie”
Jo, Hortensjecko, barzo lubio syćko, co doje kość. Natomiast tego co doje w kość – to juz nie za barzo. Trzymoj sie piknie, coby te syćkie przeprowadzkowe sprawy mieć jak najsybciej za sobom! 😀
Do TesTeqecka
„!enczeipzebein ąs anirtueN”
Sakramencko niebezpiecne, TesTeqecku! Jako widać – nie ino nad casem one wierchujom, ba nad lustrem tyz! 😀
Do Basiecki
„Piratów drogowych wysyłać do Słowacji!”
Bajuści, Basiecko! Taki zapis jak najsybciej powinien sie w Kodeksie karnym noleźć!
„nie masz wyjścia, Owczareczku Przegenialny, jak tylko poprawić sztambuch”
No to poprawiłek. Przy okazji miołek wielkom ochote podkreślić tego Przegenialnego węzykiem, węzykiem. Ino nie wiem, jak w Łotrpresie ryktuje sie węzyka 😀
Do Alecki
„W każdym razie mnie nie wyszło oglądanie, bo zanim się zorientowałam, coś tam trzeba było zainstalować, ściągnąć…i praktycznie było już prawie po teatrze.”
To tylko wstyd dlo TV, ze nie umie internautom programów swyk udostępnić bez instalowania jakiesik sakramenckik cośtamów 😀
Do Zbysecka
„Co robic na brak czasu? ano jak powiadali starorzytni a spolszyczył Julian Tuwim trzeba jeść karpia (Carpe diem).”
Pon Tuwim w swoim zywobyciu napisoł tak wiele, ze on chyba faktycnie musioł mieć jakisi sposób na spowolnienie casu. Moze był w zmowie z neutrinami? 😀
Do Anecki
„A nie byloby lepiej,powiedziec: ‚jaka piekna konwaliowa architektura,o rety jak tu przebisniegowo,jak zawilcowo jest……..”
Zdecydowanie lepiej! Chociaz skoro chłop był w Holandii, to wypadało, coby tyz o tulipanak cosi zbocył.
„Moze w drugim meczu,przeciwniczka bedzie nalezycie ‚wspolpracowac’ i Adze uda sie uszczknac pare punktow?”
Bajako! Chyba najwyzsy cas rywalizacje w sporcie przeinacyć na współprace 😀
Do Agecki
„Lektura Dzienników Gwiazdowych skutecznie zniechęciła mnie do podróżowania w czasie.”
Jeśli nie pomylilek tyk dzienników z nicym inksym, to na przykład tacy ponowie P. Latton cy Harry S. Totteles faktycnie nieźle narozrabiali wykorzystując mozliwość podrózowania w casie do swyk niecnyk celów.
„Krucafuks! przepraszam, a to się rozgadałam!”
Nic nie skodzi, Agecko! W odróznieniu od Ady, ftórej (prawie) nic nie wypadało, Tobie mozemy zaśpiewać: „Aga, owszem wypada – i się rozpisać, i rozgadać” 😀
Dzisaj mnie tak naszło, idąc Za Róg czyli do sklepu:
Z klonów złote liście lecą
smutno się zrobiło nieco.
Chippie zasnął w swojej norze,
zimy nie lubi, niebożę.
Gęsi dzikie odfrunęły,
czaple siwe też się wzięły
spakowały i za morze –
bo tu będzie coraz gorzej!
Niedźwiedź gawry sobie szuka,
dla nas płynie stąd nauka ?
przynieść drewna do kominka,
przy kominku zasiąść z winkiem 🙂
Zima nam niestraszna będzie,
chociaż biało, mroźno wszędzie.
Choć zawieje i zamiecie –
doczekamy wiosny przecie!
A pewnie ze docekomy! Przecie to juz mniej niz pół roku do wiosny zostało. Haj 😀
Ten pytajnik bez sensu, tam miał być myślnik, ale Word Press kopiuje, jak mu leci.
Podeszłam doświadczalnie do sprawy czasu, mało go czy dużo, czy co mu jest do licha, raz czuje się upływanie czasu tak, raz inaczej.
Wczoraj i dzisiaj byłam bardzo zajęta okolicznościami naokołodomowymi i domowymi, robotami małymi, ale wieloma. Ciągnęło mi się to cholernie, bo nagle mam czas ZAJĘTY (co trzeba, to trza zrobić), a już bym chciała mieć czas wolny 😯
http://www.youtube.com/watch?v=QCn5S5nGGHE
Dobranoc!
Rymowac nie potrafie ani przy kuflu smadnego, ani przy winie.
Jesienna historyjka:
Rosna u mnie krzaki o nazwie „fire bush”. Jesienia liscie tych krzakow maja bardzo intensywny, czerwony kolor. Pewna turystka, patrzac przez okno z hotelu, zobaczyla obok sasiedniego budynku czerwony, migajacy objekt. Przekonana, ze budynek sie pali, zadzwonila na straz pozarna. Przyjechal woz strazacki. Okazalo sie, ze ten pozar to byl „fire bush” rosnacy obok budynku. Liscie krzaka mienily sie w sloncu i robily wrazenie pozaru. My znamy „fire bush”, ale nie wszyscy przyjezdni o nim slyszeli.
Ta historia jest prawdziwa.
Orca,
ja też nie rymuję, serio!
Ale mi się tak jakoś naszło, bynajmniej nie przy winie ani piwie, bo w południe sobie maszerowałam do sklepu Za Rogiem, czyli 2.5 km w jedna stronę i z powrotem. I wtedy ułożyły mi się te „zwrotki”.
U nas nie ma fire bush (w mojej okolicy, pewnie na zachodnim wybrzeżu Kanady są, Vancouver i te okolice).
U nas cukrowo-klonowo.
Idę pospać niekoniecznie.
I
Melduję że przeczytałam wpis do końca a nawet jeszcze raz od początku. Samego!… 😀 😀 😀
II
Przy okazji miołek wielkom ochote podkreślić tego Przegenialnego węzykiem, węzykiem. Ino nie wiem, jak w Łotrpresie ryktuje sie węzyka.
Wygląda na to, iż póki co nie ma tej opcji (tylko co sprawdziłam na korekcie komciów u siebie ;)) — Podkreślać Genialność Przegenialnych będziemy więc tak, jak dotąd – poprzez poświęcanie im wnikliwej spokojnej, radosnej uwagi… 😀
Zapomnialam wczesniej napisac do Any o Agnieszce. Regularnie ogladam wiekszosc zawodow tenisowych. Z przyczyn praktycznych nie ogladam na zywo zawodow w bardzo odmiennych strefach czasowych.
Agnieszke widzialam po raz pierwszy kilka lat temu na US Open. Pamietam, kiedy komentator powiedzial o niej: „You better learn how to pronounce this name. This girl will be around.” I mial racje!
Alicja,
Jesien najbardziej kojarzy mi sie z polami kukurydzy i z dyniami. Te na pewno sa u Ciebie.
Farmy przygotowuja duzo atrakcji. Pola z dyniami (pumpkin patch), gdzie rodzice pchaja taczki z dziecmi w poszukiwaniu najladniejszej dyni, ktora zabiora do domu. Wszyscy ogladaja zywine z farmy – kozy, owce, kury i wszystko, co zyje na farmie. Kuzyn kota gazdziny rowniez.
Najwieksza atrakcja jest chyba „corn maze” – labirynt na polu kukurydzy. Farmerzy wycinaja na polu kukurydzy alejki. Jest to labirynt alejek. Niektore prowadza do wyjscia, inne nie. Te pola kukurydzy sa czesto bardzo duze i wiele osob gubi sie w labiryncie.
Czesto alejki na polu kukurydzy sa wyciete w znajome ksztalty. Tak jak „corn maze” na zalaczonym zdjeciu. Labirynt z gory wyglada, jak dynia udekorowana na Halloween.
http://glasscityjungle.com/wordpress/wp-content/uploads/2007/10/2007maze.jpg
Tak wyglada spacer w „corn maze”.
http://www.youtube.com/watch?v=3E1NNLn81rU
Orca,
U nas kukurydzy już dawno nie ma, ale dynie przed sklepami – i owszem. Sama zakupiłam dwie spore dosyć i wczoraj marynowałam część, część zamroziłam, a jeszcze inna michę przeznaczyłam na zupę. Z jednej dyni wyszło mi 5 słoików 0.75l i jeden 0.5l dyni zamarynowanej, zamroziłam 3 pojemniki ugotowanej na papkę dyni, no i zrobiłam 2.5l bardzo gęstej zupy dyniowej. Na chwilę daję sobie spokój z dynia, tę druga (większą) wyniosłam do chłodnego miejsca i się z nią rozprawię w stosownym czasie.
Jakoś nigdy się nie potrafiłam załapać na Halloween. 2 tygodnie temu byłam w Lyndhurst (w stanie Nowy Jork), w jakiejś takiej posiadłości z zameczkiem i tak dalej. Posiadłość otacza spory park i tam ustawiono takie wesołki – może już podawałam ten sznureczek – żeby zobaczyć więcej, należy klikać do przodu. Młodzież ma fantazję 😉
Bo to robili uczniowie, tam są tabliczki ze szkołami, uczestniczącymi w przedsięwzięciu. To jest właśnie doroczna dekoracja na nadchodzący Halloween, w tym roku (według naszych znajomych tam zamieszkujacych) tematem przewodnim były strachy na wróble. A potem jest kawałek jesieni – i z tym Orca kojarzy mi się jesień, a konkretnie październik – z kolorami 🙂
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/IIZjazd#5662037110660608882
Wychodzi na to, że badania naukowe na substytucie są znacznie trudniejsze aniżeli te prowadzone na oryginale! 😆
Popieram gorąco warsztaty kwiecistej mowy dla ubogich leksykalnie! 😀
Gratuluje sukcesow w kuchni z potraw dyniowych. Do jedzenie uzywam tylko tak zwana „sugar pumpkin”. „Jack’O’Lantern” – czyli ta super duza dynia sluzy tylko do dekoracji. Najbardziej z potraw z dyni lubie „pumpkin pie”.
Kostiumy na Halloween lubie. Smiesza mnie i bawia. Podziwiam wyobraznie wielu osob. Na przyklad, jak sie przebrac za typowego mieszkanca Seattle?
-Sandaly lub buty do chodzenia po gorach
-Kurtka przeciwdeszczowa w stylu noszonym na gorskich szlakach
-Krotkie spodnie do kolan noszone o kazdej porze roku. Szczegolnie zima.
-Podkoszulka z niezrozumialym napisem nawiazujacym do jakiegos nieznanego stylu muzycznego
-Idac ulica, w lewej rece kubek z kawa, w prawej elektroniczny „gadget”, na ktorym nieustannie sprawdza e-mail. Leworeczni odwrotnie.
-Do plecaka przymocowany napis protestujacy cokolwiek.
-Pod zadnym pozorem nie nosi sie parasolki. Tylko podczas ulewnego deszczu mozna zalozyc na glowe torbe plastikowa ewentualnie czapke z daszkiem lub kask rowerowy. Tylko turysci nosza parasolki.
To tylko niektore elementy kostiumu typowego mieszkanca Seattle. Przebierac sie nie trzeba.
Od razu przychodzi mi na mysl, jak wyglada Felek.
No, muszę chwilę odpocząć! 🙂
TesTeq’u
Mam nadzieję, że 8 listopada będę mogła powiedzieć, że jestem rozpakowana!!!!!!!!!!!! 😀
Owczarku,
8 listopada będzie już po wszystkim!!!!!!!!!!!!!!! 😀
Do Alecki
„Podeszłam doświadczalnie do sprawy czasu, mało go czy dużo, czy co mu jest do licha, raz czuje się upływanie czasu tak, raz inaczej.”
To bodajze Abnegatecek kiesik stwierdził, ze nalezy jak najcynściej sie nudzić. Wte cas płynie wolniej i tym samym zyjemy dłuzej. Wprowdzie ino subiektywnie, ale niekze ta!
„Ale mi się tak jakoś naszło, bynajmniej nie przy winie ani piwie, bo w południe sobie maszerowałam do sklepu Za Rogiem”
Alecko! Sam pon James Stewart moze Ci to potwierdzić, ze Sklepy za Rogiem mogom mieć na ludzi barzo powozny wpływ! 😀
Do Orecki
„My znamy ‚fire bush’, ale nie wszyscy przyjezdni o nim slyszeli.”
Cy to znacy, ze fto sie nabiere na ten cały „fire bush”, ten jest „frajer bush”?
„Tylko turysci nosza parasolki.”
A bo parasolka moze być chyba ryzykowno? Cosi niedowno gwarzyli w telewizji, ze w Seattle parasol moze być ino trzymany w ręku, bo postawiony na ziemi – to jest juz samowola budowlano. Nie wiedziołek, cy to prowda cy ino śpas, więc miołek Cie o to, Orecko, zapytać. Ino zabocyłek. No ale teroz przybocyłek se nazod.
„Od razu przychodzi mi na mysl, jak wyglada Felek.”
Mniej więcej tak 😀
Do Basiecki
„Wygląda na to, iż póki co nie ma tej opcji”
Co gorso, uświadomiłek se, ze węzyk nie wystarcy. To musi być: węzyk, węzyk – dokładnie tak, jako Pon Majster Kobuszewski godoł Jasiowi (Wiesiowi?) Gołasowi 😀
Do Alsecki
„Wychodzi na to, że badania naukowe na substytucie są znacznie trudniejsze aniżeli te prowadzone na oryginale!”
Na oryginale mogliby popróbować mędrole z CERN-u. Ino nie rozumiem cemu oni te neutriny ganiajom w te i nazod, zamiast spróbować sie z nimi jakosi dogodać 😀
Do Hortensjecki
„8 listopada będzie już po wszystkim!!!!!!!!!!!!!!”
Trzymomy za to kciuki, Hortensjecko! A w rozie cego jakosi pogonimy te sakramenckie neutriny, coby Ci piknie pomoły 😀
Bry!
Na południe ode mnie spadł śnieg, u mnie jest 3C, czyli zima idzie 🙁
Ale Jerzor na rowerze, oczywiście, do pracusi. Masochista 🙄
p.s. Fajna fotka Felka, tak mniej więcej sobie go wyobrażałam 😆
Owczarku,
Kilka lat temu znak „fire Bush” mial troche inne znaczenie. Nie wiem, czy on jest frajerem, ale wiem kim nie byl.
Co do parasolki w ziemi lub w reku – nie przypominam sobie tej zasady. Prosze o kontekst i na pewno wszystko sie wyjasni.
Felek? To chyba ten po prawej. Dziekuje za zdjecie, poniewaz inaczej go sobie wyobrazalam. Myslalam, ze jest ubrany w czarna, skorzana kurtke, rowniez czarne, skorzane spodnie, a na nogach biale lakierki.
Pod kurtka nosi biala poszulke z napisem:
I ♥ NY
albo,
I ♥ NT
(T=Targ)
albo
I ♥ Młaka
„poszulke” moze tez nosi, ale chodzilo mi o „koszulke”
Witajcie!!
Orca-prawda jest,ze Agnieszka dobrze gra,ale czesto ma „doly”tzn.gra malo stabilnie.Nigdy nie wiadomo, czego po niej mozna sie spodziewac.
Chociaz podobno tak jest z wieloma dziewczynami.Teraz gra ze Zwonarewa.Jak to w tenisie,o meczu moga zdecydowac dwie pilki.Zwonarewa byla wczoraj doskonala,wiec bedzie ciezko 🙁
Zas dynie u mnie przede wszystkim „strasza” w oknie.Niczego dyniowego nie biore do ust,no moze ususzone pestki,te sa pyszne 😉
Ciesze sie,ze juz niedlugo mamy „pikny” dzien.Cofamy zegarki i spimy dluzej,nareszcie!!!! 🙂
Hej.
Nie wiem,czy nie powinnismy przywolac regulaminu budy???
Cos sie budowniczowie pochowali i slabo sie udzielaja 😮
Co sie dzieje z Alsa,Marysia,Blejkotem,plumbum????No co!?
Ana,
no właśnie! Gdzie są te blogowicze, orły, sokoły, bażanty? Gdzie te franty?!
Jak to gdzie? Prowadzą po świecie warsztaty kwietnej mowy. 😉
UFFFF,bylo bardzo goraco,ale udalo sie Agnieszce wygrac ten dramatyczny mecz!!!Braaaaaawo…………………..czekamy(jutro) na wiecej!!!!
Skoro udzielaja sie na warsztatach kwietnych,to zostanie im wybaczone-Chryzantemy jedne 😉
Ana,
Agnieszka podobno zagrala dzisiaj bardzo dobry mecz. Nie ogladalam, ale po wyniku wyglada, ze byl pelen emocji.
Lubie styl Kim Clijsters, ale ogladalam ja czesciej niz Agnieszke.
Tak to prawda wczoraj zagrala pieknie,chociaz miala wiecej szczescia.Moze byla mentalnie silniejsza,bo obronila 3 pikli meczowe.Wera niestety nie nalezy do psychicznie mocnych zawodniczek.
Ale dzisiaj sprawdzilo sie to,czego sie obawialam.Agnieszka wpadla w „dol”.Miala 5-1 w pierwszym secie.Musiala wygrac tylko 4 pilki,a przegrala caly set i potem nastepny.I skonczyly sie marzenia o pol finale.A musiala wygrac tylko jeden set!! 🙁
No mowi sie trudno.Moze nastepnym razem bedzie lepiej??
Bry!
A neutrina jak nikt nie chycił, tak nie chycił 🙁
Może by tak rozesłać listy gończe?
U mnie piękny jesienny dzień po nieco chłodniejszej stronie (+5C), w nocy był znaczny minus (-5), bezwietrznie, słonecznie.
Alsa zabiegana chyba koło wnusi, ale czym wytłumaczy się Blejkot, mt7 i Plumbum, to nie wiem 🙄
No dobra…Plumbum ma koło czego biegać, ale mogłaby znaleźć chwilkę czasu i nadać, bo nie wiemy, co się dzieje w Państwie Duńskim!!!
P.s. W tym roku przepływałam obok słynnego „Zamku Hamleta” jak znajdę fotkę (mam gdzieś) to zapodam.
tuberoza! hiacynt! i begonia! – tak się działo ostatnio 🙁
dzięki Owczarku za to, że Twoje opowieści pozwalają uśmiechnąć się i choć na chwilę zapomnieć o problemach.
Ale wracając do mojego ulubieńca Felka, to po rozległości jego interesów i ostatnich rewelacja o biurze w londyńskim City byłam pewna czegoś z Savile Row na grzbiecie i mistrzowsko ciętej fryzury na głowie, a tu kamizelka z baranka 😯 protestuję! zburzył mi się cały, pieczołowicie budowany obraz.
To ciekawe jak każdy z nas inaczej widział Felka
Kot gaździny jest cały czarny, mam nadzieję 😉
Bajako. Kot jest cały corny. A co do Felka to cóz… w jego imieniu piknie przeprasom syćkik, co rozcarowali sie jego wyglądem. Moze domy rade wroz z kotem cosi w tej sprawie zrobić? Nie wiem wprowdzie kie, ale moze domy rade? Obacymy 😀
Co do nasej Agnieski to, jak godoł kiesik pon Pilch: Trzeba tak długo przegrywać, aż się zacznie wygrywać. Widocnie dlo nasej tenisistki przysła pora, coby kapecke przegrać. Ale potem – nazod bedzie pora na wygrywanie 😀
Dajcie im palec to oni rękę… – Taż nawygrywała nieco ostatnio! 😀
(Dla mnie to nawet lepiej – gdy Polakom ‚idzie’ to czuję się taka zmobilizowana… do samodyscypliny, gimnastyki, rowerowania, wrotek, nawrotek, etc., etc. — …mogłabym się poważnie przepracować i przetrenować gdyby mnie zbyt mocno i długo dopingowali :roll:)
…nie żebym miała czas, by obejrzeć bodaj jeden mecz Radwańskiej… jak dotąd zadowoliłam się jedną, około trzyminutową, wymianą piłek (i epitetów ;D) podejrzaną na yt 🙄
Sprzęta (tiwi boksa) też – wciąż, konsekwentnie – nie zaposiadowywuję… W dzisiejszych czasach znakiem, że jakaś transmisja jest naprawdę epokowa jest jej równoczesna obecność w sieci (por. „Boska” w ostatni poniedziałek!!!) 😀
Owczarku koniecznie 🙂 tylko tym razem naprawdę uważajcie, w końcu wizerunek ważna rzecz, zwłaszcza w biznesie 🙂
Do Basiecki
„jak dotąd zadowoliłam się jedną, około trzyminutową, wymianą piłek (i epitetów ;D) podejrzaną na yt”
Tyz piknie. Bo na takim yt dali pewnie najciekawse, a nie najnudniejse 3 minuty 😀
Do Emilecki
Emilecko, mom na oku takie dwie światowej sławy ekspertki w dziedzinie ubierania sie. Zamierzom nasłać ja na Felka. Muse ino dopracować scegóły całego planu 😀
Pan – to Felek???! 😆
Nie zyjemy tylko sportem ma sie rozumiec 😉 Wczoraj wizyta w muzeum Mesdag,w Hadze.Poszlismy tez na miejscowy cmentarz.Pieknie usytuowany,uporzadkowany i ukwiecony.
W zyciu ludziska walcza ze soba,wojuja,a tutaj spoczywaja w zgodzie visa vi muzulmanow, wyznawcy buddy,katolicy,i wyznawcy innych wiar!?
Dzisiaj podziwialismy w muzeum Swiata cuda z Tybetu,Chin,Japonii,Oceanii,Indonezji i Afryki.
Lubie tez zagladac do muzealnych sklepow.Pelno tam pieknych artystycznych cacek,ksiazek,albumow.Szkoda tylko ,ze nie mam kasy „ulubionego naszego” Felusia 🙂
Hej.
Byłam kontuzjowana, ale juz zdecydowanie lepiej i mogę siedzieć przed komputerem (w ogóle mogę już siedzieć, co jest dużą frajdą, bo np. „Piękną” oglądałam na stojąco/drepcząco).
Czas się zmienił, tzn. zmieniono nam czas, co od zawsze mnie wkurza i niepokoi, bo uważam, że z czasem nie należy za bardzo kombinować.
Uściski! 🙂
Also,
Co Ci się stało? Mam nadzieję, że to nic poważniejszego. Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia 🙂
Trzymamy kciuki za powrot do zdrowia Alsy!!!!
Dzisiaj piekna sloneczna jesien.Temperatury wyzej 15-st.A i wreszcie wrocilismy do normalnego czasu.Tak trzymac panowie wladza 😉
Ciao amici.
Domyslam sie,ze wszyscy sa na cmentarzach,przy grobach najblizszych.
U nas nie ma tego swieta.Jest powszedni dzien.
Za sprawa Radia 5 przezywam na nowo lata mlodosci.Wspomnieniom nie ma konca,bo nadawane sa swiatowe przeboje,doroczne „Evergreen top 1ooo”.Sluchacze sla meile,listy i sami ukladaja powyzsza liste przebojow.
Zal wychodzic z domu,zeby nie stracic jednej piosenki!!
Pozdrawiam wszystkich budowniczych 😀
Abo powinny być powtórki piosenek 😀
A co kruca z tymi kontuzjami? Alsecke cosi chyciło… poniom Owcarkowom tyz chyciło, tak ze nawet nie za barzo moze siednąć przed komputrem i zrobić mi korekte nowego wpisu. Ani wcora nie mogła, ani dzisok. Jaz musiołek zakraść sie do Felkowej hurtowni i wynieść stamtela kapecke pyralginy. No ale godajom, ze jutro bedzie lepiej. Więc miejmy nadzieje, ze bedzie. U Alsecki ocywiscie tyz! 😀
Mój internet tak się wkurzył, że napisałam „Piękna” zamiast „Boska”, że po wysłaniu przeze mnie komentarza odmówił współpracy. 🙁 Na szczęście – przeszło mu. Wprawdzie dopiero teraz, ale nie ma co przesadnie narzekać. 🙂
Hortensjo, Ano – wielkie dzięki! 🙂
Kontuzji doznałam we własnej kuchni – potknęłam się i runęłam całym ciężarem ciała na przeciwległy blat (moja kuchnia wąska w tym miejscu) – nie zdążyłam zamortyzować upadku i paskudnie potłukłam sobie żebra. Cierpiałam okropnie, ale idzie na lepsze. Faktem jest, że najlepiej mi było, gdy dreptałam – ileż to razy weszłam na Kopiec Kościuszki! 😉
Na pewno wszyscy ogladaliscie dzisiejsze ladowanie w Warszawie. Na lezaco, siedzaco, stojaco, przy muzyce lub w podskokach.
Spodobalo mi sie powiedzenie „Lataj, jak orzel, laduj jak kruk”. Napisalam o tym z miejscowej gazecie. Cytuje:
„”Fly like an eagle, land like the Crow” – apparently somebody in Poland came up with this phrase today after watching the landing.
The last name of the captain is Wrona which in English means – the crow.”
Dla kapitana, zalogi i pasazerow – gratulacje!
Oczywiscie:
„Lataj, jak orzel, laduj jak Wrona”
Nie ma to, jak proby myslenia w dwoch jezykach.
Bajako! Teroz syćka powinni wiedzieć, ze lądować trza jak WRONA. Muse pedzieć o tym Marynie przy jablizsej okazji 😀
Poni Owcarkowa – w odróznieniu od Alsecki – nie spadła, ino kucła. Ot, zwycajnie przykucła – i jak jej korzonki nie chyciły! No to zdrowie nasyk kontuzjowanyk i obolałyk, coby syćkie dolegliwości wartko posły precki! 😀
Ja dopiero niedawno, ale słyszeliśmy w wiadomościach radiowych w czasie powrotu do domu – szok!!! Wielka radość i niedowierzanie, że to możliwe! Cud i fantastyczne umiejętności załogi! 😀
Gratulacje!!!
Bry!
Takie lądowania zdarzają się, nawet w gorszych warunkach, bo piloci dostatecznie wcześnie wiedzą, że coś się dzieje z podwoziem, mają szansę pokrążyc, a wieża i służby przygotować pas do lądowania.
Jasne, że najważniejszy jest pilot i jego precyzja. Powinien dostać medal, chociaż to niby należy do jego obowiązków. Żelazne nerwy. Kostki mi zbielały u rąk, bo czytałam relację gazetową na żywo, wyobrażam sobie uczucia tych ludzi, bo na pewno załoga przygotowywała ich do lądowania i jak powinni się zachowywać.
A media mają wyżerkę, jasne, mają o czym klepać. Tutaj jest to samo, jak tylko coś się dzieje – natychmiast, jest co wałkować w CNN.
Ja miałam w tym roku 4 wyloty i 4 powroty…i o te powroty chodzi.
Tutaj niesamowita historia, którą dobrze pamiętam – wylądowano bez silników i bez podwozia „nosowego”, bez nikogo na nieczynnym lotnisku, oprócz bawiących się dzieci…
A tego pilota noszono na rękach – i chyba odznaczono. Czyjeś główki poleciały za pomylenie kilogramów z funtami, zmianę imperialnych na
system metryczny. Do tej pory istnieją dwa obok siebie, z myślą o starszej generacji (waga towarów w sklepach jest podawana w dwóch systemach, zawsze), ale sądzę, że w lotnictwie kanadyjskim już nikt nie pomyli funtów z kilogramami.
Ciekawostka przyrodnicza, cały swiat przeszedł na układ SI, a tylko trzy kraje zostawiło system imperialny – Liberia, Birma i…USA 😯
I USA myślą, ze jak zachowają system imperialny, to będą nad światem panować?!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Szybowiec_z_Gimli
I jeszcze godny wspomnienia jest niedawny stosunkowo przypadek, kilka lat temu, kiedy pilot lądował na Hudson River w Nowym Jorku, cud boski – ale przede wszystkim umiejętności pilota. I te żelazne nerwy.
Przypomina mi się kilka innych podobnych historii, dlatego mimo, że nie lubię latać, wierzę, że pilot nie jest samobójcą i zrobi wszystko, żeby wylądować. Przed lotem zawsze wypijam ze dwie lampki wina (jak mam czekać 3 godziny, a tak jest na dalekich lotach, to na trzecią nóżkę tyż), żeby się zrelaksować.
Smadny przed lotem nie bardzo, bo zanim wypoziomujemy samolot, już nam się chce do wiadomo jakiego przybytku 🙄
*Uciekło mi „zmianę imperialnych na system metryczny przeprowadzono w Kanadzie parę lat przed tym wydarzeniem:
Macham do Was późną porą, ślę pozdrówka i inne takie, padam na twarz i idę spać. 🙂
Zamelduję się jutro, teraz tylko daję znać, ze żyję.
No… żeby to było ostatni raz, takie długie milczenie 👿
Wolałabym jednak, żeby to było z lenistwa, niż z innych powodów, mniej leniwych.
A u nas w wieczornych dziennikach też mówią o naszych dzielnych pilotach 🙂
To jeszcze wiadomości regionalne, ontaryjskie – ale w tych wiądących pewnie będzie więcej.
Nie lubimy katastrof, w których ginie dużo ludzi.
A przecież najwięcej ludzi ginie na drogach. Żebyś był najlepszym pilotem swojej maszyny, na głupotę i bezmyślność współużytkowników nie poradzisz. I nie ma wieży naprowadzającej, ani służb, przygotowujacych miękkie lądowanie.
Smadnego na cześć pilotów LOT-u 🙂
Alicjo,
Chyba takie lądowania jako to w Warszawie nie miało nigdy miejsca. Tak przynajmniej mówił jeden z pilotów ekspertów rano w radio. Ekspert twierdził , że próbował sprawdzać, czy kiedykolwiek taka dokładnie sytuacja miała miejsce (bo awarie i to podwozia zdarzają się oczywiście) i nie znalazł nigdzie identycznej sytuacji, a sam raz jedyny na kilkadziesiąt lat w lotnictwie próbował na symulatorze takiego lądowania dla ciekawości tylko, bo jak stwierdził, takie sytuacje nie mają miejsca- są podwójne a nawet potrójne jak w przypadku tego samolotu systemy i zawsze coś tam jednak działa.
Oczywiście dla nas laików awaryjne lądowanie to awaryjne lądowanie i tyle. 🙂
Owczarku,
Szkoda, że eksperyment nie doprowadzony do końca. Też mam od jakiegoś czasu problem z czasem. 🙁
Ciekawe, czy wspólnik Felka jeszcze zawita do waszej wioski? 😎 🙂
A „Boska” była boska! Obie z Werą chwilami płakałyśmy ze śmiechu. 😀
Małgosiu,
z „kronik” Okęcia wiadomo, że takie lądowanie nigdy nie miało miejsca w Warszawie, chodziło mi tylko o to, że czasem tak bywa, że „trza”, i lądowania na brzuchu się zdarzają. A nawet ślizgiem na wodzie :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotu_US_Airways_1549
To może niech te neutriny jednak nie współpracują, wolę uciekajacy czas niż pokręcony. 🙂
Ten samolot na wodzie, to raczej osiadł na mieliźnie, bo inaczej chyba wszyscy by zginęli.
Mieli wielkie szczęście. Jasne!
Ale teraz tyle będą tylko o tym mówić i w taki sposób, że już nie mam ochoty widzieć, słyszeć i czytać.
Tracę cierpliwość do mediów. Do tv straciłam już dawno.
Alicjo,
Wszyscy znamy, ale przyczyną tego lądowania na rzece była inna awaria. 😉
Mt7,
Też tak mam. Ograniczyłam do minimum , do tego doszedł silny sieciowstręt. Zbieram się w sobie od jakiegoś czasu za każdym razem jak muszę uruchomić komputer. Moje biedne dziecko idąc śladem rodzicielki nie ogląda praktycznie filmów, a ostatnio podczas wycieczki do stolicy zabrano jedenastolatki na „1920 Bitwę Warszawską” w 3D. Dodam tylko, że dzieciaki intensywnie wychodziły do toalety by uniknąć choć kilku drastycznych scen.
Przydałyby się im neutrina , by pchnąć czas do przodu. 🙂
Mielizna na Hudson River?!
Chyba sobie żartujecie, ja akurat znam te rejony. NIE MA! To jest wielka rzeka,
a w tym momencie prawie największa (delta), bo uchodzi do oceanu, a ujście jest tuż!
Poza tym samolot może w razie draki osiąść na środku oceanu, są tratwy i można się w ten sposób ewakuować, aż nas ktoś z tego oceanu ściągnie na ląd.
Latam już tak długo i tak często, że procedury mam wbite w głowę, co-gdzie i jak robić i jak się zachować 🙄
Ja tam wierzę w PILOTÓW!
Na transatlantyckich trasach musi być przynajmniej dwóch.
mt7,
jasne, że media z takich wiadomości ( przez gardło mi „newsy” nie przejdą) żyją. Nasze żyją tym, że jakaś Kim Kardasian wyszła za mąż i zanim wyszła, to już się rozwiodła. Nie oglądam tv, słucham wiadomości – no, „porażająca” pierwsza wiadomość dnia, a ja nie wiem, „osochozi” „roll”
Also-a ja myslalam,ze tylko mnie dopadaja rozne nieszczescia w kuchni.Wredna ze mnie egoistka 😉
Jakies dwa tygodnie temu podziwialam w TV mecz tenisowy i jednoczesnie kroilam mieso na gulasz.”Troszku” sie zagapilam i scielam kawalek palca wskazujacego u lewej reki.Mysle sobie,nic to, zawine reke i …………………..no wlasnie- dwie godziny nie udawalo mi sie zatamowac krwi.Nie bylo rady,trzeba bylo zabierac tylek w troki i jechac do szpitala!!
A i „korzonki” w mojej chacie mocno nas pokrecily,ale sie nie poddajemy.Idzie na lepsze 😀
Ladowanie polskiego pilota rowniez ogladalismy w Krainie Wiatrakow.Teraz pilot p.Wrona moze sie dumnie nazywac: Orlem Polskich Linii Lotniczych -Hej.
No to na pohybel syćkim korzonkowym dolegliwościom! 😀
A Maryna Krywaniec pedziała, ze lądowanie pona kapitana Wrony, to naprowde barzo pikny wycyn, bo nawet jej trudno jest lądować na brzuchu. A przecie Maryna latanie mo w małym palcu. To znacy fciołek pedzieć – w małym pazurku 😀
Alicju,
nie wyobrażałam sobie, że samolot może swobodnie pływać po wodzie, obciążony jeszcze gromadą kręcących się ludzi.
Wydaje mi się, że większość lądowań na wodzie kończy się szybkim utonięciem.
Wyczyn bez wątpienia, Owczarku, ale już znalazła się osoba, która stwierdziła, że tu na betonie nie rozbił się samolot, a tam na błocie się rozpadł.
Pewnie tak już będzie, ku mojemu osłupieniu.
Ile można żyć w oparach absurdu?
Mario,
tu odpowiadam, mimo, że jest nowy wpis. Tego nie wymyśliłam sobie. Pilot owego samolotu, który „wylądował” na Hudson River był doskonałym szybownikiem i tak wylądował i ustawił na rzecze samolot, że się nie utopił i nie rozpadł.
Podobnie pilot kanadyjski, który awaryjnie lądował jak szybowiec (bez paliwa!) na nieczynnym wojskowym lotnisku w Gimli koło Winnipegu, w 1983 roku, pamiętam to wydarzenie.
Rozumiem, że Kpt.Wrona też był zapalonym szybownikiem, tak podaje prasa – i to na pewno mu się przydało w tym lądowaniu.
http://www.glidingcaboolture.org.au/Unexpected%20Benefit%20of%20Being%20a%20Glider%20Pilot.htm
Z jednej strony – najwiękse statki pasazerskie som najpikniejsym dowodem na to, ze mozno być wielkom i cięzkom beskurcyjom, a mimo to nie tonąć. A z drugiej strony – jeśli ftosi zapłacił, coby była mielizna na Hudsonie – to ona tamok musi być. Jako w zbocowanej juz kiesik przeze mnie historii, jak to Ujek Krzeptowski turystom na Gubałówce pokazywoł Gerlach. Kie przypadkiem przechodzący inksy przewodnik zwrócił uwage, ze z Gubałówki Gerlacha przecie nie widać, Ujek odpowiedzioł: Ponowie zapłacili – Gerlach musi być! 😀
Przecież to nie jest tak, że ja uważam, że tam była mielizna.
Wyraziłam tylko przypuszczenie, bo i statki, Owczarku, piknie toną, jak im się jakaś szczelina zrobi, a samolot w zderzeniu z wodą nie zachowuje się jak ponton.
Prawdą jest, że samoloty w Ameryce są wyposażone w pontony ratunkowe i pewnie piloci przechodzą specjalne przeszkolenie wodowania, czy w Polsce też tak jest, raczej wątpię.
Wyjaśnienia Alicji są wiarygodne, ale to przecież nie znaczy, że samoloty kończące przymusowo lot w wodzie utrzymują się na powierzchni, pamiętam raczej, że wszyscy ginęli.
Na filmie wskazanym przez Alicję, duża ilość ludzi przemieszcza się w różne strony, a samolot jest stabilny, nie widać, żeby się chybotał na wodzie, dlatego pomyślałam o mieliźnie.
Ja się na tym nic nie znam, więc się dziwię i tyle.