Niesamotność pod Turbaczem
Z mojej wsi do najblizsego kina daleko. Ale wiem, ze właśnie dzisiok na ekrany kin wchodzi „S@motność w sieci”. Cosi chyba o tym filmie moge pedzieć, bo wprowdzie go nie widziołek, ale za to cytołek ksiązke. Scegółów z tej ksiązki nie bede tutok podawoł, bo jeśli ftoś nie cytoł, a na film sie wybiero, to byk mu odebroł przyjemność oglądania. Powiem ino telo, ze jak cytołek, to straśnie dziwiłek sie, ze jaz tak smutnom ksiązke mozno napisać. Na mój dusiu! Jako ta para głównyk bohaterów jest niescynśliwo! I bohaterowie drugorzędni jacy som niescynśliwi! I ludzie, i zwierzęta, bo zwierzęta tyz tamok som. Jest na przykład niescynśliwo krowa, ftóro smutno końcy swój mucący zywot. Jest i pies, moze nawet scynśliwy, ale potem niescynśliwie ginie, pogrązając tym sposobem w niescynściu swoik właścicieli (o, kruca! miołek nie podawać scegółów, ale moze wątek krowy i psa bedzie w filmie pominięty?) No, godom wom: niescynście goni niescynście. To wydanie „S@motności w sieci”, ftóre jo cytołek, mo 416 stron – i jest to 416 stron cystego niescynścia! Więc jo sie nie dziwie, ze wiele osób, cytając ksiązke, popłakało sie straśnie.
Ze to jest wyciskac łez, wiedziołek, zanim sam te powieść przecytołek. Dlotego, kie postanowiłek jom przecytać, wykrodłek mojemu bacy nie ino ksiązke, ale tyz papier toaletowy, coby mi słuzył zamiast chustecki do wycierania łezek. Pobiegłek na odludnom polane, coby mi nifto nie przeskadzoł w lekturze, no i zacąłek cytać. Cytom, cytom – ale jakoś nie płace. Cytom dalej – i dalej nie płace. Po paru takik wycieckak na owom polane przecytołek całom ksiązke i – ani jedno łezka po mojej kufie nie popłynęła. Co jest krucafuks? Tako smutno powieść, a jo nawet nie zakwiliłek cichutko? Jestem pozbawiony nie ino ludzkik, ale tyz psik ucuć, cy jak? Zastanawiając sie nad znalezieniem odpowiedzi, bezmyślnie powiodłek wzrokiem po wiersyckak i… zaroz odpowiedź znalozłek! Krucafuks! Niby cemu mom płakać? Takie pikne widocki dookoła: z jednej strony pikny Turbacz, z drugiej pikny Lubań, z trzeciej pikne Tatry – a jo mom płakać? Baca z gaździnom dbajom o mnie – i mom płakać? Cepry podchodzom ku mnie, wołajom, jaki to jo jestem ładny piesek, kanapkami ochoco mnie cęstujom – i jom mom z tego powodu płakać? Na mój dusiu! Jo po prostu nawet nad sakramencko smutnom ksiązkom zapłakać nie moge, bo rozmiar scynścia, jaki mnie otaco, barzo, ale to barzo przewyzso rozmiar smutku, jaki mozno znaleźć nie ino w „S@motności w sieci”. Dojcie mi do przecytania najsmutniejsom ksiązke w historii światowej literatury, a ocy nawet mi nie zawilgnom!
No a skoro tak, to mom propozycje. Jak juz pójdziecie do kina na ten film, to powiedzcie jego bohaterom, coby zamiast sie smucić (jak im pon Janusz Wiśniewski przykazoł) przyjechali ku mnie pod Turbacz. A jo ik do wierchu jaze na Hole Długom zaprowadze. Niek tamok se popozirajom na porośnięte zielonymi smrekami wiersycki i na niezbyt odległe skaliste Tatry. Jak zgłodniejom, wykrodne dlo nik oscypka od mojego bacy i kiełbasy jałowcowej od mojej gaździny (owsem, kiełbase i w mieście mozno zjeść, ale chyba i wy wiecie, ze między górskimi smrekami kiełbasa smakuje zupełnie inacej). Jak bedzie fciało im sie pić, wykrodne dlo nik Smadnego Mnicha, ftórego śwagier bacy ze Słowacji ciągle przywozi. I po naoglądaniu sie tyk widocków, po najedzeniu sie oscypka i kiełbasy, po napiciu sie Smadnego Mnicha, nimom zodnyk wątpliwości, ze oni juz nigdy nie bedom tak niescynśliwi, jako byli wceśniej.
Jo wiem, uscęśliwiając bohaterów „S@motności w sieci”, popsuje ponu Wiśniewskiemu i całom koncepcje literackom, i cały scenarius nowego filmu (bo jak pewnie wiecie, pon Wiśniewski jest w tym filmie współscenarzystom). Ale to nic. Niek pon Wiśniewski tyz przyjedzie ku mnie pod Turbacz. A jak przyjedzie, to i jemu sie humor poprawi! Hau!
PS. Ftosi kolejny na moim blogu zagościł! Znano mi juz z inksyk internetowyk hol Kiniecka! Witom piknie! 🙂
Komentarze
Co prawda, to prawda. Owczarku. Też mam (niestety!) za sobą lekturę książki pana Wiśniewskiego – przeczytałam ją już dawno temu, jak jeszcze nikt o panu Wiśniewskim z szerszej publiczności nie słyszał. I na film nie zamierzam się wybrać, bo wydaje mi się, iż szkoda dutków :). I szkoda także dobrych aktorów, Cieleckiej i Chyry, do takiej fabuły…
Jest jeszcze jeden polski smutny film na naszych ekranach – „Plac Zbawiciela” Krauzego. Z tego, co o nim czytałam, powinien być ciut lepszy od „Samotności” 🙂 (a chyba nietrudno być ciut lepszym od tego filmu i tej książki… ;).
I wydaje mi się, że, jak już ktoś gdzieś napisał, powinny „Plac” zobaczyć zarówno teściowe, jak i młode mężatki – ku przestrodze i ku rozwadze. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy i niedługo się na film wybiorę :). A potem napiszę Ci, Owczarku, jak było. Dobrze? :).
Pozdrawiam!
Owczarku, wiem co mówisz. Jak mi smutno i samotno to popatrzę sobie na dęby stare, to na rzekę, to na niebo i chmury sobie popatrzę … i smutna samotność mija. Czasami to od poczytania sobie owczarkowych gawęd też mija. A czy od Smadnego Mnicha mija, to nie wiem, bo nie próbowalem. Pozdrawiam
Heh owczarku wies co jest dobre na smutek. Wiecorem wcora pokazywolem mojemu znajomemu z UK jak sie lecy smutek za pomoca okowity i tak zesmy sie wylecyli ze zodyn z nos smutny nie byl a James pojon wszystko po goralsku . Ale co racja to racja dlo mnie najlepse na smutki i tesknote som felietony owcarkowe i oby tak bylo dalej.
Wiesz co, Owcarku, gdyby Smadny i kielbasa jalowcowa byly lekiem na cale zlo tego swiata, to tego zla w ogole by nie bylo. Mowisz, ze nie uroniles ani jednej lzy. Pan psycholog pewnie by powiedzial, ze brak Ci empatii. Powiedzialby tak, bo Cie nie zna. I nie wierze, ze nie zakrecila Ci sie lza w oku po przeczytaniu ksiazki. A czytales(wiem, ze czytales) ksiazke „Oskar i Pani Roza”?
Ja tez czytalam „S@motnosc w sieci” i jedyne co pamietam, to nie tresc, ale moj niesmak, bo strasznie grafomanska jest to powiesc(nie mylic z kiczowata). Ale na film sie wybiore, bo podobno film jest o niebo lepszy od ksiazki, a szczegolnie pani Cielecka jest podobno rewelacyjna.
Pozyjemy, obejrzymy, ocenimy 🙂
A ja nigdy na smutne filmy nie chodzę i już teraz wiem dlaczego. Bo nie ma tu nigdzie Turbacza ani hal, które otarłyby mi łzy. Owcarku, popełnię małą zdradę tym wyznaniem, ale mnie i jeziora by pocieszyły, ale one też daleko.
Owczarku,
Czytam regularnie Twój blog, ale jakaś amnezja mnie ogarnia, bo nigdy nie mam ciekawej opinii na temat, abym mógł się nią podzielić, a tak bardzo chce być przywitany z nicka. Może to otworzy mój mózg i coś wyleje z siebie już na temat. Gratuluję pomysłu i lekkości języka.
Zazdroszczę Ci Owczarku, bo we wrześniu góry najpiękniejsze, magia barw i cieni. Móc to oglądać co dzień to… pieskie życie.
Owczarku, przeczytaj sobie „Heidi” Johanny Spyri. Jest takze film. Plakanie ze smutku, radosci i wzruszenia naraz gwarantowane chocby dlatego, ze spora czesc akcji dzieje sie w gorskich plenerach ciuteczek tylko innych od Turbaczowych. Wprawdzie tak film jak i ksiazka sa raczej dla podrostkow, ale znam niemalo doroslych bernardynow i owczarkow bernenskich, ktorym na ocieranie lez nie starczalo futerka i zawartosci beczulek.
Drogi Owczarku-niestety nie znam opisanej ksiazki.Filmu tez nie zobacze,bo w Niderlandach nie wyswietla.Ale pamietam,ze przed laty wylalam caly staw lez nad ksiazka Jose M. Vasconcelos´a „Moje drzewko pomaranczowe”.Dwa razy ja czytalam i za kazdym razem popadalam w rozpacz!!!Chyba rozczulila mnie tak,bo na jakis moj slabowity moment trafilo.Nic to ,czasami dobrze ,ze mozna plakac..
Gor u mnie „niet”,ale w okolicy jest pikny dab,ogromny,posadzony w 1692 roku.Czesto podziwiam jego urode.Natura potrafi czynic cuda!!!
A jak mi teskno za rodakow rozmowami,to zawsze tys jest owczarku i twoi milosnicy.Ino zaczynam sie martwic,czy Twoja buda pomiesci wszyckich blogowiczow???
Kosmato-kudlate pozdrowienia Ana.
Oj Owczarku,uważaj, drugi dzień z rzędu pięknie zaczynasz opowieść
i jak byś rzewnie nie pisał to zawsze na koniec namawiasz do picia
wysokoprocentowych i rozweselających płynów.Dzięki temu,już
drugi wieczór spędzam na wesoło,choć jak znam życie to smutno
się to skończy.Odlatuję z cięzkim łopotem skrzydełek–oj przytną
mi te skrzydełkam bardzo szybko..Pa,pa!!
A mi też niesmutno, bo dwa ostatnie dni w Kazimierzu nad Wisłą z małżonką swą spedziłem, góry, wąwozy, piękne stare domy i Wisłę oglądając. Humor mi dopisuje jak dawno nie dopisywał 🙂
Co do książki Leona W., to nie ma co dużo gadać. Przed wojną była napisana taka prawdziwa życiowa historia pod tytułem „Trędowata”. A teraz, po wojnie, mamy „Samotność w sieci” ;-).
Owczarku Drogi, do tej pory milczalem czytajac twe blogi, ale po tym ostatnim jednak nie wytrzyamlem. Jalowcowa zamiast strawy duchowej? Nie chce byc nieuprzejmy, ale przypominaja mi sie zaraz slowa Wielkiego Poety Angielskiego, ktory porownujac psy z kotami powiedzial o psie: w sensie duchowym jest to prostak (nie chce Ci cytowac calej reszty tego poematu, chyba, ze mnie bardzo bedziesz prosic. Bylo tam cos np: „wystarczy raz go klepnac w zad, a pies juz kocha caly swiat”, i temu podobne niewyszukane, ale raczej prawdziwe kuplety, mowie to z bolem) Skoro jednak wybierasz strawe fizyczna nad strawe duchowa, to pragne Ci zwrocic uprzejmie uwage, ze zbyt czeste posilki skladajace sie z jalowcowej i okowitej, nie sa zanadto dla psa zdrowe. Ani dla kota. Gdybys mogl czasami zjesc jakiegos wrobla, albo mysze (ale nie te oczywiscie co jest tu zaprzyjazniona), niezly tez jest losos na parze, No i najlepsze rzeczywiscie – bazanty w sezonie, szpikowane sadlem, uduszone z jalowcem! Lapy lizac! Natomiast zamiast okowitej – najlepszy jest gesty rosol z kury, znany w naszymn domu jako zydowska penicylina, jako, ze na kazda chorobe i ciala i duszy nadaje sie wysmienicie.
Moja dusza jest obecnie, musze powiedziec, bardzo schorowana, bo co wlacze telewizor i co zobacze te mordy zakazane, nie musze Ci mowic jakie, to sie smuce i smuce, co oni z nasza Polska wyprawiaja. Moze znasz jakiego pit bull terriera? Moze warto skrzyknac chlopakow? Ja moge dowodzic siedzac na szafie.
Bo tylko patrzec to oni Tatry tez zdelegalizuja albo wciagna na jakas liste przebrzydla.
POzdrawiam Cie,
Mordka
Ksiazki i filmu nie znam Owczarku Drogi.
Ostatnio niewiele ogladam, a juz napewno nie chce smutnych filmow.
Pozdrawiam cieplo 🙂
Samotnosc w sieci? Przeczytalam dwa lata temu, zarekomendowane jako swietna ksiazka, a doczytalam do konca tylko dlatego, ze obiecalam wyglosic swoja opinie. Ze powtorze za Mysecka – grafomania.
Jak slysze „kultowa”, to mi sie niedobrze robi, bo co rusz cos jest „kultowe” i ten kult mi juz w gardle rosnie.
Dziekuje Owcarkowi za link do „starego” bloga, poczytalam o eksporcie oscypkow oraz wszystkie inne opowiastki, ktore mi umknely, bo nie wiedzialam, ze Owcarek bloguje w sieci 🙂
Zycze wszystkim udanego weekendu!
s@motność w sieci … czytałam z wielką uwagą … z wielkim zadziwieniem … w najśmielszych projektach nie mogłam sobie wyobrazić takiej przestrzeni, jaką stworzył Wiśniewski.
Bulweroswały mnie te jego persony, kreacje … no i po wielu latach to, co było dla mnie niewyobrażalne ucieleśniło się ….
Wbrew tutejszym tj. blogowym radom film obejrzę. W koncu warto skonfrontować swoje wizje z wizjami autora,scenarzystów, aktorów i reżyserów i całego zaplecza technicznego … Pewnie powiecie, że jestem nazbyt ciekawa , ale taka jestem 🙂
Ech, miałem napisać, że Owcarek to taki nasz taoista, ale chyba lepszy byłby przykład niejakiego Colasa Breugnon. Co umiał cieszyć się życiem i prostą strawą. Czego wszystkim życzę i spokoju ducha tyż.
Owczarek ma bloga! A tak tesknilem! Hau! 🙂
Nie wiem, jak tam pod Turbaczem, ale u mnie pojawily sie grzyby, wreszcie po kilku ulewach, bo lato bylo tego roku bardzo suche. Rydze, rydze obrodzily!
Niestety, wybralismy sie 3 dni po deszczu i robale zdazyly sie dobrac do wiekszosci – zdumiona jestem, bo „zdrowy jak rydz” nigdy mi sie tu nie sprawdza 🙁
Rydzow zatrzesienie, mozna kosa kosic, a z tego 3/4 do wyrzucenia. Wyslalam wlasnie chlopa na przeszpiegi do innego lasu, takiego prawdziwkowo – kozlarzowego, ciekawe, czy i tam cos ruszylo.
Slyszalam, ze na Pomorzu wielki wysyp grzybow, nie wiem, jak tam w innych rejonach Polski. Wszystkim grzybiarzom zycze udanych zbiorow!
P.S. A co o grzybach sadza owczarki?
Próbowałam przeczytać, ale nie podołałam. Smutku to my mamy dookoła zbyt dużo, żeby jeszcze książką czy filmem sobie dokładać. Szukać radości tam gdzie się da to o wiele lepsze rozwiązanie, bo mało jest lekarstw tak skutecznych na tym świecie jak łzy, ale łzy radości i z śmiechu!
Alicjo, podaj adres tych rydzow – to nie dla mnie, to moja stara sie domaga.
Do Olecki
Twojom recenzje „Placu Zbawiciela” chętnie pocytom. Fto wie? Moze od „S@motności” okaze sie ten film lepsy nawet nie ciut, a kilka ciutów? 🙂
Do Maacki
Dęby, rzeka, niebo, chmury – to tyz pikne lekarstwa na smutek. A tak w ogóle to nie jestem pewien, ale cy my nie natknęliśmy sie na siebie na forum pod ponem Mollerem? 🙂
Do Sebastianicka
No to pozdrów Dżejmsa ode mnie. A jak fce, niek przyjezdzo ku nom, bo dyć w Junajted Kingdom nimo takik piknyk gór jako u nos 🙂
Do Mysecki
„Oskara i pani Róży” nie cytołek. Ale słysołek, ze barzo dobro ksiązka.
A ze Smadnym Mnichem trza rzec sprawdzić empirycnie – napoić nim całom ludzkość i uwidzieć, cy zło tego świata przeminie. Bo dopóki tego nie sprawdzimy, nimomy pewności. 🙂
Do Jesienicka
Jo widziołek ino trzy jeziora: Pucułowski Staw nad Łopusznom i dwa Jeziorka Zawadowskie na Ochotnicom. Te syćkie trzy jeziorka som straśnie małe, ale i one umiom humor poprawić, kie poziro sie na nie. Aha, widziołek jesce Jezioro Czorsztyńskie, ale ono jest śtucne 🙂
Do Psewicka
No witom Cie piknie! A w następnym wpisie tyz Cie powitom 🙂
Do KaeSicka
Z tego, co wiem, było nawet kilka filmów o Heidi, w tym pikny przedwojenny z nieśmierztelnom Szirlej Temple 🙂
Do Anecki Any
„Moje drzewo pomarańczowe”? Muse bocyć ten tytuł. A z pojemnościom budy nimo problemu. Zawse mozno jom robudować. Wystarcy, ze wykrodne pare desek z tartaka w mojej wsi 🙂
Do Motylecka
Skoro juz trafiłeś do nasej ferajny, my juz przypilnujemy, coby nifto Ci skrzydełek nie przyciął 🙂
Do Borsucka
Ano słysołek, że Kazimierz jest pikny. I ze store domy som w nim pikne. Jeden story dom – to znacy zamek – kapecke zburzony, ale i on mimo syćko pikny!
A o tym Colasie nawet nie wiedziołek. Ale juz znalozłek recenzje. Chyba fajno ksiązka! 🙂
Do Mordechajecka
Jo se myśle, ze jak ino spróbujom zdelegalizować Tatry, to ten story śpiący rycerz Giewont zaroz sie obudzi i do im kruca popalić 🙂
Do Anecki Anecki
Na scynście wesołyk filmów tyz nie brakuje. I kwoła im za to, że ik nie brakuje! 🙂
Do Alecki
Mnie tyz słowo kultowy zacyno kapecke odstrasać. Całe scynście, ze Turbacz nie jest kultowy.
A grzyby? Barzo lubie grzyby i barzo lubie opowiadanie Hrabala o przyrządzaniu grzybów według przepisów profesora Smotlachy 🙂
Do Audirecki
A jo mom w planie nie obejrzeć tego w kinie (zreśtom jako pies, a nie cłowiek musiołbyk sie tamok jakoś wkrość), ale za to obejrzeć w telewizji. Ale fto wie? Moze zmienie plany? 🙂
Do Bogusicka
No to witom! Witom piknie! Rozgość sie, Bogusicku w mojej budzie i tyz Smadnego Mnicha sie napij 🙂
Do Hanecki
No to duzo radosnyk łez zyce. Wyłącnie radosnyk! 🙂
Hau!
Drogi Owczarku!
Jestem dwuletnią seterką irlandzką. Mieszkam w Bydgoszczy, ale (od kiedy czytam Twój blog) czuję, że w głębi mej psiej duszy jestem seterką podhalańską.
Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. „S@motność” to bardzo smutna książka. Wiem to, gdyż moi Państwo czytają ją sobie na głos. Niestety! Ludzie nie rozumieją co to jest miłość, namiętność, pasja, ból istnienia, no i oczywiście samotność. Co innego seterka! Seterka irlandzka, która w duszy czuje się seterką podhalańską, zna bardzo dobrze wszystkie te uczucia.
Od kiedy przeczytałam Twój blog snuję się z konta w kąt. Jak cień! Jedyną przyjemnością mojej egzystencji jest wieczorna zabawa piłeczką, a następnie długi sen. W tych snach widzę NAS! Biegniemy ukwieconą górską łąką, nad nami wierchy, pod naszymi łapkami krokusy. Ty spoglądasz na mnie szarmancko, a ja dostrzegam, że trzymasz w swoim, jakże samczym pyszczku śliczny czerwony termoforek w kształcie kości. Nie przypuszczałam, że ty PodhOw (tak Cię nazywam) jesteś aż tak odpowiedzialnym psem i tak dobrze rozumiesz sucze problemy.
W takich chwilach czuję, że mogłabym mieć z Tobą szczenięta…
Boję się tylko, że wpadniesz pod jakąś koparkę, kosiarkę albo chłodziarkę… Te duńskie są szczególnie niebezpieczne.
Najbardziej jednak prześladuje mnie myśl, że „taki facet” jak Ty może wzgardzić taką seterką jak ja. Nienawidzę tych wszystkich anorektycznych jamniczek, przy których nie można spokojnie zjeść Chappi.
Trudno mi kończyć. Żywię jednak nadzieję, że spotkamy się gdzieś w Sieci. Może na ICQ?
Twoja Seterk@.
P.S.
Obiecaj mi jedno. Nie przestaniesz pisać. Twój blog jest najlepszy. Jest jak bieganie bez smyczy, jak miękka poduszka pod pyszczkiem, jak słone paluszki rybne marki Frosta, jak… jak Proust, jak Wojaczek, jak Bach grany przez Mozarta, jak Mona Lisa, jak Słoneczniki van Gogha, jak alchemia Alchemika, jak… Michał lub Janusz Wiśniewski.
Hau, hau, hau.
Ech, znajomi z Bielska Białej obejrzei ten nasz Kazimierz, głowami pokręcili i powiedzieli, że u nich takich miasteczek dużo. Pewnie mają rację – u nich dużo, a u nas nie, bo wojna walcem swym straszliwym przetoczyła się przez te ziemie kilkukrotnie przez ostatnie sto lat. Wcześniej były jeszcze powstania, rujnujące życie takich małych społeczności, a po styczniowym jeszcze car odbierał masowo prawa miejskie za udział mieszkańców w „miatieży”.
Dlatego cenimy te nasze skromne pozostałości. Cenimy piękno krajobrazu – wzgórza schodzące do samej doliny Wisły, brzeg rzeki rzeki dzikiej, nieureguloanej, ostatniej takiej pono w Europie – porośnięte wierzbiną. Zbocza porośnięte lasem mieszanym, rudziejącym teraz na jesień przepięknie. Ptaszkie niebieskie, w tym czaple. W wronę prawdziwą udało mi się sfotografować – nie żadnego taam gawrona czy kawkę, ale własnie wronę!
Płynąc stateczkiem po Wiśle, nie mogłem przestać fotografować, zbyt pięknie było. Pewnie większość zdjęć to złom, bo żaden z e meniartysta, ale przebiorę i położę w jakiejś netowej galerii. Będą też zdjęcia zamku w Janowcu, co naprzeciw Kazimierza połozon jest, a przy tem w stanie znacznie lepszym zachował się niż kazimierski. I parę zdjęć z Kazimierza samego, by można było porównać z innym starym miasteczkiem – Mansonville z Langwedocji gdziem w listopadzie roku zeszłego świadkował na ślubie przyjaciów.
Ból serce mi ściskał, gdym oglądał wszystkie te stare, piękne zachowane miasteczka i kościółki średniowieczne, co w nietkniętej wojną od przeszło 500 lat Langwedocji, mocno przypominającej krajobrazem Bieszczady czy Roztocze, tak pięknie stoją zębem czasu jeno tu i ówdzie nadgryzione, a nie bombami czy pociskami. Gdybyż u nas…
Tymczasem przesyłam pozdrowienie z Lubelszczyzny i nadzieje, że pogoda pod Turbaczem równie piękną jest jak tu 🙂
Szanowny i wielce mnie miły Panie Owcarku
Jeszczem jedno wspomniał, czytając Waćpana pisanie o grzybów przyprawianiu. Lat temu parę księgę ciekawą czytał żem, autor pod mieniem fałszywem występował jako Giennady Zynik się podpisując, kto zacz był po prawdzie nie wiem. Za to książka ciekawa jest nie tylko jako opowieść, ale też i receptury wieldze interesujące zawiera sztukę kulinarną na wyższe wynosząc poziomy. Między innymi wspomina o kiszeniu grzybów. Czy Waść o takowym procederze słyszał? A może Gaździna?
Wciurności! zaponiałem napisać tytułu książki pana Zynika – „Grzybowstąpienie”.
http://www.antykwariat.waw.pl/PrintProduct.php?id=02626&categorie=10496
„Grzybowstąpienie to powieść ironiczna, pokazująca zderzenie mentalności Rosjanina i Angielki, rozśmieszająca humorystyczną odmiennością ich stereotypów myślowych i obyczajowych. W parodyjnych dyskusjach nad sensem życia i losami świata, toczonych przy kieliszku, nie brak i Polaka; jest min emigrant, niejaki pan Tadeusz. Barwnie obrazując groteskową sytuację człowieka na rozdrożu odmiennych świadomości i kultur, podkpiwając zarówno z tzw. Wschodu jak i z tzw. Zachodu, autor pisze o fałszywym poczuciu winy, o fałszywej autodemaskacji, o paranoicznej, cierpiętniczej percepcji świata. Powieść stała się kanwą serialu telewizyjnego BBC.”
Polecam uwadze Owcarka. Wszytkich 🙂 z pewnością większa korzyść z jej czytania niż z „S@motności”.
Do Seterecki
Ale jo juz mom śwarnom poniom Owcarkowom i kochom jom całom swojom owcarkowatościom. Na pociesenie moge pedzieć, ze siumnyk owcarków stanu wolnego jesce kapecke na Podholu zostało 🙂
Do Borsucka
1. No nimos, Borsucku, litości dlo storego owcarka. Nie ino Ty zreśtom. Najpierw Mysecka, potem Anecka, a teroz Ty mi przybocujes, ze jest jesce telo piknyk ksiązek do przecytania. I kie jo to syćko przecytom? 🙂
Ale do linka zajrzołek. Chyba musi być fajne to „Grzybowstąpienie”.
2. Nawet samo Bielsko w swoim zabytkowym centrum jest pikne. Ale Bielsko jest pikne po swojemu, a Kazimierz po swojemu. A chyba niedaleko Kazimierza i Janowca som jesce pikne ruiny zamku w Bochotnicy, ale ludzie jakoś o nik nie bocom. Cemu?????
jest zamek w Bochotnicy, prawda :-).
Jest też w Jakubowicach Murowanych, ostatnio ruszyła jego restauracja. Trochę tego zostało, ale mało, oj mało. Wojny.
Do Borsucka
A co sie dzieje z duchami zamków, ftóre zniscyła wojna? Bo wiadomo, ze zamek bez ducha to zoden zamek, ale duch bez zamku – to chyba jesce gorzej? 🙂
Do Borsucka
Duchy w zamku przybierają różne postacie? Pamiętacie białą dame, albo czarta z lochu?
Do Borsucka
Duchy w zamku przybierają różne postacie? Pamiętacie białą dame, albo czarta z lochu?