Storo masyna
– Matka – odezwoł sie mój baca ku mojej gaździnie z samiućkiego ranka, kie oboje jesce w wyrku lezeli.
– Cego fces, ojciec? – spytała gaździna.
– Tak se myśle, ze trza wreście sprzedać te storom masyne do sycia – pedzioł baca.
– Mos racje, ojciec – zgodziła sie gaździna. – Dyć na imieniny dzieci kupiły mi piknom, nowom, elektrycnom masyne, to po co te storom jesce trzymać?
– Poza tym – pedzioł baca – ten grat niedługo sie rozleci i wte nifto nie bedzie fcioł go od nos kupić.
– A miejsce w komórce zajmuje – zauwazyła gaździna. – I po co? Przecie w komórce powinniśmy trzymać potrzebne rzecy, nie jakieś storocie
– No to postanowione – pedzioł baca. – Zaroz po śniadaniu, biere te masyne do auta i zawieze jom do Nowego Targu.
– Barzo dobrze, ojciec, godos – pokwoliła bace gaździna. – Pare grosy zawse z tego bedzie, no i miejsce w komórce sie zwolni.
Tak to baca z gaździnom godali o masynie firmy Singer. Straśnie storo jest ta masyna. Wiecie kielo mo roków? Nie wiecie. A pedzieć wom? E, nie powiem, bo i tak nie uwierzycie. Ale roz uwidzioł jom taki pon z Nowego Targu. No i ten pon pedzioł, ze jest kolekcjonerem staroci i mo nawet własny sklepik z antykami, a ta naso masyna to pikny zabytek, ftóry on barzo chętnie kupi. Gaździna, mając juz nowom elektrycnom masyne, nie miała nic przeciwko, coby te storom sprzedać. A baca nawet pedzioł, ze sam moze własnym autem ten zabytek do Nowego Targu zawieźć. Wte pon kolekcjoner podoł adres swego sklepiku, pedzioł, jakie som tamok godziny otwarcia i zaprosił bace ku sobie.
Baca z gaździnom wstali z wyrka i zjedli śniadanie. Potem, nie fcąc tracić casu, baca od rozu poseł do komórki, coby wyciągnąć z niej te masyne i załadować do auta. Ale jak do tej komórki wlozł, to jakoś straśnie długo nie wyłaził. Gaździna nie od rozu to zauwazyła, bo krzątała sie w obejściu. Ba w pewnym momencie zorientowała sie, ze jej chłop juz dwie godziny w komórce siedzi. Kapecke sie zaniepokoiła – moze zasłobł bidok abo zawału dostoł? Pobiegła do komórki. I co ujrzała? Baca stoi oparty ściane i w zadumie na masyne poziro.
– Co jest, ojciec? – spytała zdziwiono gaździna.
– A, tak pozirom na te masyne i se wspominom – pedzioł baca. – Bocys, matka, jak dostałaś jom w spadku po babce?
– A, boce! Jak byk mogła nie bocyć! – pedziała gaździna. – A bocys, ojciec, jak cało wieś nom tej masyny zazdrościła?
– Pewnie, ze boce! – pedzioł baca. – A bocys, jak piknie zesyłaś mi na niej kosule, co mi jom na weselu w Grywałdzie posarpali?
– Boce jakby to było wcora, a nie ponad dwadzieścia roków temu! – Teroz gaździna tyz sie zadumała.
– Tak se nawet myśle – pedzioł baca – ze jak by ta nowo masyna ci sie, matka, zepsuła, to ta storo mogłaby ci jako zapasowa słuzyć.
– A, doj spokój, ojciec! – pedziała gaździna. – Te nowom tak dobro firma wyryktowała, ze nimo prawa sie zepsuć!
– Mos racje, matka – pedzioł baca. – Ale kapecke jesce pockojmy.
– A na co momy cekać? – zdziwiła sie gaździna.
– Tak jakoś tutok zimno – pedzioł baca. – Ale jak kapecke pockom, to słonko sie przesunie i bedzie piknie świeciło prosto w wejście do komórki. Wte nie bedzie juz zimno i nie przeziębie sie, kie bede tego grata do auta ciągł.
– Dobrze godos ojciec – pedziała gaździna, ftóro powinna sie racej zdziwić, cemu baca nagle takim hipochondrykiem sie zrobił, ale sie nie zdziwiła. – Nimo sensu cobyś sie przeziębił z powodu jakieoś rupiecie. Pockojmy, jaze słonko sie przesunie.
Baca z gaździnom wrócili sie ku chałupie. Zanim słonko przesunęło sie na telo, coby ogrzać promyckiem wejście do komórki, całe niebo zasnuły chmury i stało sie jasne, ze w komórce cieplej juz nie bedzie.
– No nic, matka – westchnął baca wyglądając z chałupy bez okno. – Nimo co dłuzej cekać. Ide ku komórce.
– Dobrze, idź – pedziała gaździna.
Z wyraźnom niechęciom baca rusył ku wyjściu.
– Pockoj, ojciec! – zawołała nagle gaździna.
Baca przystanął.
– Przecie zaroz bedzie pora na obiad – godała dalej gaździna. – Zjedzmy obiad i wte do Nowego Targu pojedzies.
– Dobrze, matka – pedzioł baca. – Ale jak zjemy, zodnego ociągania sie więcej nie bedzie. Straciliśmy juz pół dnia i nimo co dalej zwlekać.
Gaździna wyryktowała obiad, zjedli go we dwoje, no i był juz najwyzsy cas wywieźć storom masyne. Ale baca cuł sie straśnie najedzony, więc pedzioł, ze musi kapecke odpocąć, coby brzuch spokojnie przetrawił obiad. Gaździna przyznała bacy racje i pedziała, ze robienie wysiłku, kie mo sie przepełniony brzuch, to nie byłoby mądre.
Baca siodł se w fotelu, pocytoł gazete, długo jom cytoł, ale w końcu wstoł i pedzioł:
– No, to teroz do roboty!
– Pomoge ci, ojciec – zaproponowała gaździna.
– Nie musis, matka, dom se rade.
– Nie godoj, ojciec, nimos juz dwudziestu roków. Pomoge ci. Ale zaroz bedzie pięćset trzydziesty dziewiąty odcinek mojego ulubionego serialu. Oglądne se ten odcinek i potem rozem załadujemy masyne do auta.
– Jak fces, matka – pedzioł baca i znów siodł se w fotelu. Hmmm .. zwykle baca jak trza zrobić coś, do cego trza duzo siły, robi to sam i nie pozwalo, coby gaździna rozem z nim sie trudziła.
Gaździna obejrzała serial, a potem zacęła oglądać reklamy, choć zawse przecie godo, ze tyk głupot nie do sie oglądać.
– No, jak matka, idziemy ku komórce? – spytoł baca.
– Idziemy, idziemy – pedziała gaździna takim tonem, jakby usłysała zaprosenie od kata na siubienice. Dźwigła sie z krzesła z takim trudem jakby była barzo ciezko choro i rozem z bacom posła ku komórce. Zaroz oboje wesli do środka.
– Zegnoj, Singerecku – westchnął baca.
– Ejze! Ojciec! Chyba nie bedzies sie nad martwym przedmiotem rozculać! Przecie to ino story rupieć! – pedziała gaździna pocątkowo energicnie, ale juz słowa „to ino story rupieć” z najwięskym trudem przesły jej przez gardło. Po kwili gaździna ukradkiem wytarła kciukem łezke, ftóro wypłynęła jej z lewego oka. Na mój dusiu! Bacy tyz ocy zwilgotniały!
I wte baca poźreł na zegarek i pedzioł:
– E, matka, ten sklepik z antykami zamyko sie o siódmej. Nie wiem, cy jest sens dzisiok tam jechać.
– A kielo to godzin? – spytała gaździna.
– Dochodzi piąto.
– To w dwie godziny nie zdązys do Nowego Targu dojechać?
– Normalnie powinienek zdązyć. Ale jeśli złapie gume, abo bedzie korek, abo okaze sie, ze most nad Dunajcem jest w remoncie, wte nie zdąze.
– No to rzecywiście dziś nimos co jechać – stwierdziła gaździna. – Skoda by było, kiebyś pojechoł do Nowego Targu ino po to, coby nic nie załatwić.
Gaździna wysła z komórki. Za niom wyseł baca. Kie oboje znów byli w chałupie, baca pedzioł tak:
– Ale jutro, matka, musimy sie wreście tej masyny pozbyć.
– Jasne, ojciec, musimy!
– I nie bedziemy sie tak grzebać jako dzisiok, ino z samiućkiego ranka wywoze jom do Nowego Targu.
– Pewnie ze tak! Jutro wywozis i nimo godania.
– Choćby trzęsienie ziemi było, nic mnie jutro nie powstrzymo od wywiezienia tej masyny.
– Mos racje, ojciec, mos całkowitom racje. Jo sama dopilnuje, cobyś wywiózł.
Baca i gaździna wrócili do chałupy. Jaze do wiecora nie godali juz o tej masynie, ale kie kładli sie spać, cały cas trwali w mocnym postanowieniu, ze następnego dnia musom sie jej pozbyć. A fcecie wiedzieć, co było następnego dnia? Jeśli fcecie – przecytojcie se ten wpis jesce roz. Hau!
P.S. Powitojmy nowyk gości budy: Agababajagecke, ftórom spotkołek kiesik na inksym forum, a teroz piknie sie odnalazła i Krizisicka, ftóry moze być piknym sojusnikiem w obronie słowa „fudament” przed wyginięciem 🙂
Komentarze
hm… przypomniałeś mi znowu Owczarku dzieciństwo. Maszynę babci, którą dostała od swojego ojca (z zawodu krawca). Piękna była(też Singer), na żeliwnej (chyba) ażurowej podstawie, z dębowym blatem, małą szufladką na szpulki, nożyczki,i takie tam… żeby szyła, trzeba było pedałować, a rzemienny pasek transmisyjny wprawiał ją w ruch. Strasznie mnie intrygowała, ale oczywiście nie wolno mi się było nią bawić. Uwielbiałam patrzeć jak babcia szyła… Kiedy miałam iść po ra pierwszy do przedszkola, babcia przygotowała dla mnie nowe spodenki ( z wyhaftowanymi kwiatkami na kieszonkach (!) ) Pamiętam jaka byłam z nich dumna 🙂 Ech… chyba się starzeję
Zeliwna podstawa ażurkowa, Jaguś. Moja Mama miała paskudny Lucznik i też trzeba było pedałować, ale stare Singery spotykam tu w sklepach z antykami, drogie jak jasny gwint.
Gwoli ścisłości dodam, że swego czasu pracowałam tutaj jako dressmaker (taka trochę lepsza szwaczka) w haute coiture boutiqe. Helenka , właścicielka tego haute, rodem z Paryża a korzeniami z Polski, miała starego Singera w domu, zakonserwowanego jak trza. I dalej ma, chociaż dom jej się skurczył, bo na tzw. starość się przeprowadziła do mniejszego, i nie domu, a condominium, czyli do bloku. Ale Singer jest!
P.S. Kto się starzeje? My po prostu mamy dobry gust!
Zgadzam się z P.S. Alicji.
Starego Singera też pamiętam z dzieciństwa, sąsiadka miała. Moja teściowa ma po dziś dzień! A kto pamięta porady w gazetach, żeby stare maszyny przerabiać na stylowe stoliki? Pełno tego było swego czasu.
TeżAlicjo,
stylowy stolik z maszyny Singera zrobiła niejaka „Teściówka”. A gust to ona ma doskonały.
Ty się lepiej zakręć wokół swojej teściowej, coby Ci maszynę w spadku…
A u mnie w rodzinie som jaze dwie takie masyny!
Ale trza przyznać, ze my to momy smykałke do zbiyrania rupieci. Prawie jak kuzyn Waweloka – Ondrasz, ftóry loto po wystawkak i zbiyro telewizory i inksy sprzęt RTV
I u nas w domu stała taka maszyna Singera -czarna ze złotymi napisami…
Jako dzieciak zakradałam się do pokoju, w którym stała, i z ogromną pasją kręciłam tym wielkim żelaznym kołem, podziwiając jak igła wysuwa się i chowa, wysuwa się i chowa…
Maszyna gdzieś zniknęłą, ale stoliczek został. Odrestaurowany przeżywa swoją drugą młodość, zadziwiając wszystkich gości.
Na chwilę wróciłem z wewnetrznej emigracji .
Stoliki z maszyn to można było robic bo maszyny chowało się do stolika własnie. Mysle , co prawda ,o Łuczniku.
Stare przedmioty mają „duszę” i żal ich wyrzucać. Można ten sentymentalny watek pociągnąć i na inne sprawy – innym razem.
Znowu zapadam w pewien letarg – wszystkim, którzy w okresie mojej nieobecności będą mieli różnorodne okazje składam piękne życzenia. NIech sie trzymają ciepło bo mróz na dworze (jak kto woli na polu).
Do…..
Droga Gaździno, Drogi Baco,
Usuwajcie jak najwięcej rzeczy ze swojego życia!
Jak mówi główny bohater filmu „Fight Club”:
„The things you own, end up owning you.”
czyli
„Rzeczy, które posiadasz, w końcu biorą ciebie w posiadanie.”
Też mam podobne wspomnienie z dzieciństwa: babcia miała taką maszynę. Zapamiętałam ten charakterystyczny ruch nóg i ręce sprawnie uciekajace przed igłą… Potem miała łucznika, ale to już nie było to samo… A co się stało z singerem – nie mam pojęcia…
A ja mam Owcarku elektrycna maszyne do…………lodow!!
Dostalam ja w prezencie od meza. Lody zrobilam w niej 1 raz,slownie raz!
Teraz poczekam kapeczke i wiem na pewno,ze z niej tyz bedzie zabytek.Moze nawet pierwszej klasy?
Widzialam bowiem w wielkim muzeum w Rotterdamie takie elektycne masyny zamkniete w gablotach.Byly tam nase kalkulatory,masyny do pisania,dziurkacze,nawet stala pralka typu Frania 😉
Niestety nie mam starej maszyny Singera.Ciocia ma,ale nie da,wiec „hoduje ” teraz zabytek typu „nieuwe art” 🙂
Pozdrawiam serdecznie,Ana
Ps,mam nadzieje ,ze moje powstawiane kufy tym razem wyswietla sie (H)
TesTeq,
a usuwaj, usuwaj… Ja nie usuwam, ponieważ rzeczy które posiadam, dla nikogo nie mają większej wartości, natomiast dla mnie tak. Prawie wszystko wiąże mi się z kimś albo z czymś. A to mi ktoś przysłał, a to podarował, a to z kolei z jakiejś innej okazji znalazło się w moim domu i coś znaczy. Rzeczy dla samego zbierania rzeczy nie uznaję, ja ich w ogóle nie zauważam. Natomiast takie – i owszem.
http://alicja.homelinux.com/news/Mozdzierze.jpg
Pozbyłbyś się takiego mozdzierza? Ja nie. Jest po mojej pra-pra-pra-babci. Ten nowy się nie równa 🙂
I rest my case!
Chyba żartujesz, Alicjo! Toż szwagierki oczy by mi wydrapały za tę maszynę.
Ale potwierdza się, że przerabiało się na stoliki.
Liczne przeprowadzki oduczyły mnie gromadzenia rzeczy – ja nie mam nawet ‚świątecznego’ serwisu obiadowego, ale np.kamienie z pierwszej koloni letniej syna przechowuję…
Pamietam ,moja babcia uzywala do robienia gofrow stara gofrownice ale trzeba ja bylo obracac nad piecem weglowym zeby sie gofry dobrze upiekly.Ale gdzie ta gofrownica sie podziala nie mam pojecia,pewnie ja ktos gwiznal.
To Cię pocieszę, że ja „swiątecznego” serwisu też nie mam ani maszyny zabytkowej, bo jak to było targać przez Ocean, ledwo walizka i dziecek pod pachą. Ale skoro wspominasz o kamieniach syna, to ja przechowuję różne przedziwne rzeczy (ciupagi z Zakopca dwie, czapkę krakuskę, jakieś proporczykietc), jakie mój zwoził ze swoich wakacji do Polski. Bardzo go zadziwiały stare klucze, a zwłaszcza klucz do Krzywej Wieży. Klucza do Krzywej Wieży nie dostał, bo nie było duplikatu pod ręką (albo i w ogóle nie było), ale Pan, moj dobry znajomy, który się opiekował Krzywą Wieżą, dał smarkatemu pęk kluczy. Oto te klucze, wiszą u smarkatego w pokoju.
http://alicja.homelinux.com/news/Klucze.jpg
Nie tylko dla smarkatego ważne, te klucze. Wyrzucić takie klucze? Nigdy!
Alicja pisze: „Pozbyłbyś się takiego mozdzierza?”
No pewnie. Wymieniłbym na prawdziwy moździerz z długą lufą, co strzela na odległość kilku kilometrów i robi taki huk, że we wszystkich samochodach autoalarmy się włączają.
Istnieją prawdziwe pamiątki – i Twoje moździerze do nich należą – ale reszta to po prostu graciarnia zamulająca życie i często blokująca jasność patrzenia w przyszłość. Żelastwo rdzewieje, lustra pękają, drewno i książki gniją i je robale zjadają, a ubrania są zżerane przez mole.
Zapomnialam dodac,ze mam slabosc do starych zabawek.Uzbieralam juz ich pare sztuk.Sa wsrod nich dwa koniki.Jeden na kolkach i z wytarta grzywa.Inny mniejszy na biegunach.Potem jest blaszany misiu,ktorego wprawia sie w ruch metalowym kluczykiem,no i cyklista jezdzacy w kolko.
A ostatnia moja zdobycza jest blaszany,kolorowy bak.
Poki co nie mam zamiaru ich nikomu oddawac,ani sprzedwac.Widac na starosc robie sie bardzo sentymentalna 😉
owczarek zapodał lajtowy i wyczesany text o antykach.obczajam że
olewka jest i przypał bo to o maszynie.ale spoko.nie bede sie wozić
że O textu o ziomalach z realu.dziś rewirowałem z ziomalami bylo ok.
żaden kolo nie komarzył nawet jak kaban nie przyjechał i sqwawy
dreptały piechoto.zawiesiłem sie i kwasu wiecej nie bede robił.
już koncze nie chce być taki lajtowy.
To też kiedyś będzie zabytek,część nawet w nas zostanie,w uzytku
codziennym,jako język codzienny / kolokwializm?/
Ale sentymentu to jednak nie wzbudza.
Sterylnie czyste,wyłącznie funkcjonalne mieszkania,domy,umysły,
uczucia pewnie też—-to co zostanie z człowieka ?
Robot,ale robota trzeba programować i konserwować i zrobią to
następne roboty?
sława Bohu jest miejsce na świecie dla wszystkich. Dla tych, co z ulgą zrzucają balast wszystkich starych rzeczy i dla tych, co wszystko chomikują i dla wszystkich stanów pośrednich 🙂
Ja kocham książki i je zbieram. Ostatnio pozbyłem się starych skryptów ze studiów, i serce mi się krajało 😉
Wyrzucać co? książki?!! Barbarzyństwo!
jaguś, a stare telefoniczne? 🙂
Borsuczku, też tak mam z książkami, bom ich maniaczką jest. Ale cóż zrobić, kiedy kubatura mieszkania nie chce się powiększyć, a człowiek nie może się powstrzymać, żeby czegoś nie kupić… 🙂
ano właśnie… a e-booki nie są aż tak wygodne…
Motylku,
a co Ty dzisiaj jakimś szyfrem nadajesz?
Stare skrypty ze studiów trzyma się na strychu, borsuku, najlepiej na strychu w domu rodziców 🙂
Tego to już bym ze sobą nie targała na kraj świata, ale jak przyjeżdżam, to przeglądam. To są nie tylko moje notatki, odziedziczyłam je od koleżanki ze starszego roku, ona pisała swoje, ja uzupełniałam, a dotyczyły one nie tylko przedmiotu, ale różnych spraw pobocznych. Czyta się to wspaniale, ale trzeba mieć do tego klucz. I tu wraca sprawa kluczy – dla wszystkich to bezużyteczne żelastwo, bo nie pasują do niczego. A mnie pasują…otwierają mi Krzywą Wieżę, chociaż żaden z tych kluczy nie jest tym akuratnym od Wieży.
Albo wazonik, co stoi na parapecie – ulepiła go Agatka Leszków z Nowego Brunszwiku. Dzieło sztuki może to nie jest, chociaż ładny, bo Agatka ma talent plastyczny – najważniejsze, że dostałam go od Agatki i ile razy spojrzę, to przypominam sobie o Agatce. O książkach nie wspominam, bo to rarytasy – nie mam tu ani polskiej księgarni, ani biblioteki, więc każda się liczy, a niejedną półkę z książkami zawdzięczam mojej przyjaciółce.
A tak dla zbierania, to lubię szkło kolorowe. Ale nie ma miejsca na zbiory 🙁
Co mam, to też okazy, które albo dostałam od kogoś, albo przytargałam z Krakowa czy Wrocławia (sklep Amfora w Rynku, kiedyś sprzedawał tam swoje dzieła Zbigniew Horbowy, który był moim sasiadem – a raczej ja jego sąsiadką przez kilka miesięcy, bo on chyba nadal tam mieszka).
Owczarek mnie wpuścił przez ten temat antyczny we wspominki, to teraz się nie dziwcie, jak będę nostalgicznie!
Alicjo-odmłodziłem słownictwo,po napisaniu i przeczytaniu-zgroza!
Ale dobry żart itd. Kapishon to trybi, z pewnością.
czy slyszal ktos o maszynie do szycia ZYWICIELCE?
otoz istnieje taka i stoi w duzym pokoju w moim domu.Przebyla bardzo dluga droge .Kupiona zostala przez moja babcie w polowie lat 20-tych w Podhajcach. Sluzyla wytrwale obszywajac liczna rodzine w niezbedne odzienie. Od lutego do marca 1940r. przewedrowala wraz z cala rodzina pociagiem,statkiem rzecznym ,ciezarowka, a na koncu wozem konnym droge az do podnoza Uralu. Tam wlasnie w krainie gdzie posiadanie czegokolwiek na wlaznosc bylo srogo zakazane, odmowa kupienia stluczonej w transporcie szklanki byla przez J.W. PANA KIEROWNIKA SKLEPU karana zabraniem kartki na chleb a igla i nici byly luksusem ZYWICIELKA pracowicie po nocach zarabiala na odrobine zboza . Uratowala od smierci glodowej moich najblizszych i za to nalezy sie jej szacunek i od czasu do czasu pare kropel dobrej oliwy.
Owczarku, ladny wpis, ktory z wyjatkiem zakonczenia jest wiernym odbiciem tresci, przebiegu i nastroju mych rozmow z mezem na ten sam temat kilka lat temu. Zasluzony dla rodziny Singer, ktory niejedno pokolenie odzial a ze dwa uratowal od wojennej biedy i glodu, ostatecznie wyzional ducha i nie dalo sie go juz odratowac. Jako, ze babcia na starosc nie dawala rady z napedem mechanicznym i kazala przerobic go na elektryczny, Singer nie nadawal sie juz takze do zadnego muzeum ani antykwariatu. Na sentymentalne pamiatki tego kalibru moje mieszkanie za male. Ale w sercu miejsca sporo i po lekturze Twego wpisu ozyly rozne wspomnienia dotyczace niezyjacych i zyjacych bliskich, rozmow z nimi i terkotania maszyny. Tak sobie mysle, ze ten wyrzucony Singer powedrowal za uwielbiajaca szycie i roboty reczne babcia do nieba, zeby jej sie tam nie nudzilo. A przeciez Panu Bogu i Aniolom szat zwiewnych potrzeba, to i maszyna z krawcowa sie przyda. A jak znam babcie, to i mieszkancom piekla modnego i stylowo bardziej awangardowego odzienia nie odmowi. Pozdrowienia.
Lo! Motyl!
Ale wyczesałeś texta! Cool!
KS, jeżeli Twój Singer ma obudowę taką, jak ja mam w rozumie, to może da się to wykorzyatać tak, jak moi znajomi z małym mieszkaniem: wymontowali maszynę i schowali, a obudowę użyli jako podstawę do umywalki w łazience. Wyglądało to pięknie. Przyjrzyj się obudowie i umywalce, może się nada? Inna moja znajoma maszynę schowała do spodu, a resztę używa jako stylowego stolika, na którym stoją jej piękne azalie.
Alicjo, stolik faktycznie ocalal i zdobi mieszkanie wujka. Pozdrowienia!
TesTeq napisał:
?Rzeczy, które posiadasz, w końcu biorą ciebie w posiadanie.?
To samo mówił Włóczykij. Nawet przywiązanie do starego kapelusza może pozbawiać wolności.
Chodzi oczywiście o Włóczykija z opowieści o Miminkach.
TesTeq napisał:
„Rzeczy, które posiadasz, w końcu biorą ciebie w posiadanie.”
To samo mówił Włóczykij. Nawet przywiązanie do starego kapelusza może pozbawiać wolności.
Chodzi oczywiście o Włóczykija z opowieści o Miminkach.
No widzisz, Nielachecku, prawdziwą Żywicielkę masz i wielce Ci się chwali Twoją wdzięczność dla Niej.
Trochę nas ten nasz Owczarek w sentymenty wpuszcza.
Ja nabyłam Konika Garbuska, innym się na wspominki zebrało, nawet Zbysecek za repatrianta robi.
Ale trza tyz pedzieć, że TesTeqecek i Włócykijek sporo racji mają.
Muszę tu jakąś kufę wkleić, ino zerknę na Blejkkocickowe ściągawki 😆
mt7,
gromadzić rupiecie dla samego gromadzenia – to nieporozumienie. Tymczasem te klucze, o których wspominam, i które wiszą na tej korkowej tablicy w pokoju Maćka od 19 lat – to tak, jakbyś spoglądała na fotografię. A nawet więcej. Mozdzierz dostałam od mojego Taty, razem z tym niejasną historię, pewnie nie do końca prawdziwą, natomiast przy wręczaniu tych kluczy mojemu dziecku sama byłam świadkiem. I dom, do którego piwnic, komórek , kredensów te klucze pasują, był dla mnie drugim domem. I zresztą, ciągle jest!
Ja się chyba w kufach muszę podszkolić… Ale moja ulubiona jest 🙂
To i ja dołożę swoje wspomnienie. Urodziłam się niedługo po wojnie, że była bieda nie muszę mówić. Na zdjęciach z przedszkola siedzę w lecie w perkalikowej sukience i kamaszkach, tyle, że bez sznurowadeł, z wywalonymi językami na wierzch. Bardzo mnie rozczulają te kamasze.
Wracając do maszyny, posiadała ją sąsiadka – Pani Mela. Starsza osoba, która razem ze swoją siostrą wychowywała dwie dziewczynki, podobno córki nieżyjącej siostry. To była zupełnie niezwykła osoba, PRAWDZIWY ANIOŁ W MOIM ŻYCIU.
Pani Mela nieustannie szyła na tej maszynie przerabiając, nicując, obszywając dzieci i biedaków z całej kamienicy. Oczywiście gratis. Jest najcieplejszym wspomnieniem mojego dzieciństwa, również z innych jeszcze względów.
No i widzisz, Owczareczku, co narobiłeś, łzy mi się zakręciły w oczach.
No to skończę już.
Pozdrówko dla wszystkich.
Alecko, ma się rozxumieć, że nie chodzi o sentymentalne skarby. Te są poza dyskusyją.
A Włóczykij to był ortodoksa. Ktoś taki musi być, jak wzorzec metra. Wiele nam dał powodów do rozmów z moim synem podczas lektur. Aż go zapytam przy okazji (syna znaczy się), co teraz o tym Włóczykiju sądzi.
mt7, ja prawie wszystko co mam w domu, to sentymentalne skarby, bo poza tym jestem minimalistką. Wyrko, żeby się przespać, stół, przy którym można zjeść, pokraczna kanapka stara bo stara, ale „działa”, żeby goście mieli na czym usiaść, fotel antyczny, który dostałam w prezencie i odnowiłam… półki na książki.
Narzekamy na zły świat… a przecież ciągle natykamy się na dobrych ludzi, i ciągle martwimy się o starszych sasiadów, czy im czegoś nie trzeba. Nie jest tak zle z nami, homo sapiącymi? 🙂
Mnie sie marzy masielnica,ale zeby ja uzywac musialabym krowe kupic a to pewien klopot,nie mozna trzymac krowy na balkonie.Pewnie przepisy budowlane nie pozwalaja.
Alicjo i mt7,
O to właśnie mi chodzi. Mamy rzeczy, które są naszą przeszłością i ich pozbyć się nie wolno, bo to byłoby tak, jakbyśmy wyrzucali na śmietnik kawałek siebie. Ale są też graty, którymi „obrastać” nie należy – bądźmy minimalistami tak, jak Alicja.
A Bacy i Gaździnie, to chyba wcale nie zależy na tej maszynie do szycia, ponieważ trzymają ją w jakiejś zimnej komórce. Więc już lepiej niech ją wywiozą do sklepu z antykami, póki jeszcze nie zardzewiała.
Recznego singera (na reczna korbke) z 1927 roku kupilam od sasiaski ze 20 lat temu. Zobaczylam, ze stoi pod jej drzwiami na klatce schodowej, zastukalam, zapytalam, okazalo sie, ze czeka na pania z komitetu parafialnego, ktory zbiera rzeczy na kiermasz. Zaproponowalam z miejsca 20 funtow i maszyna byla moja. Jest w idealnym stanie – nie tylko drewniana zaokraglona przykrywka, ktora ma klucz, dzieki czemu mozna maszyne przenosic za raczke, ale nawet instrukkcje obslugi jakby nie ruszone. Pieknie naoliwiona.
Wiele lat szylam na niej firanki, obrusy, poduszki, etc. Ostatnimi laty sie rozbisurmanilam i jesli musze uszyc zaslone to tylko fastryguje i oddaje do pralini chemicznej gdzie mi przyszywa pani „od skracania”,
Bo jedna prawde nalezy wyznac: strasznie duzo mi czasu zajmuje ustawienie napiecie sciegow w zaleznosci od grubosci materialu, a takze wielkosc sciegow. Sa w maszynie owszem dwa pokretla, ale sie sporo namecze zanim je ustawie do danej roboty.
Pare razy mialam pokuse, aby posc i wydac 10-150 funtow na cos nowoczesniejszego – jakas toshibe, jakas toyote, a singera oddac do muzeum durnostojek.
Serdeczne ucalowania dla Gazdziny. She’s a gal after my own heart, obviously…..
Chopy oglondajom Małysza! 😉
Witam Wszystkich,
chociaz strasznie mnie smutno,bo nasz Adam wyladoawl niestety tuz obok podium 🙁 🙁 🙁
Ojej mialo byc „wyladowal’,ze smutku litery poprzestawialam 🙄
Nie płac Anecko, nie płac. I tak Adam to nasz ukochany mistrz. Ciekawe, kiedy jaki inszy nam urośnie.
Pozdrówko, Anecko 🙂
Adaś ma 29 lat i jest czwarty i to jest piękny wynik,a jutro następny
konkurs.Ile to już lat zawsze jest w czołówce światowej-cieszyć się
trzeba i wierzyć,że jutro będzie wyżej.A inni? Niech tylko Adasiowi
dorównają, to będzie dobrze.Stoch coraz lepszy,a jak nie pozwolą
zmarnować się Murańce,to Ho! Ho! a może i więcej.
Prawdziwa cnota-kibic zawsze optymistą jest-oczywiście!
Mam w domu jedną,jedyną książeczkę dla dzieci,z wierszykami i obrazkami.Wiekowa jest i przekażę ją Juniorowi.Dostałem ją
w 1943 roku w Wilnie,została wykonana ręcznie przez przyjaciela
Rodziców,sam napisał wierszyki,namalował rysunki,wykaligrafował
oprawił i zadedykował mojej dziecinnej osobie.Sam mogłem ją
przeczytać dopiero za parę lat,gdy nauczono mnie sztuki czytania
i pisania.Na ostatniej stronie jest piękny Orzeł w Koronie, oraz
bardzo patriotyczny wierszyk.Nie będę Was zanudzał treścią,ale
tą dziecinną książeczkę czytuję przez całe życie,i tak mi to juz
zostanie.O autorze nic nie wiadomo od 1945r.-pewnie pojechał
ochotniczo na wczasy na wschód,Rodzice nigdy ,mnie gówniarzowi
nic nie chcieli powiedzieć na ten temat,zresztą nie było do takich
opowiadań odpowiedniej atmosfery,przez długie lata.Dlatego też
bardzo sobie cenię tą książeczkę.
Była jeszcze inna-Przygody Koziołka Matołka,ale ją zaczytałem
na śmierć,do całkowitego zniszczenia.
Obejrzałam wczoraj zdjęcie z kamaszkami:
http://foto.onet.pl/drydq,lswoawg5s88s,77q0d,u.html?D=1
i znalazłam różne inne z tego przedszkola, naprawdę bardzo przyjaznego.
Jedno z nich przedstawia nas z lalkami. Nie przypominam sobie tych lalek, to znaczy, że to była tylko wystawa. W następnym oknie wkleję to zdjęcie, żeby pokazać ich niewielką chyba urodę, chociaż wtedy pewnie były cudnej urody.
Na moim podwórku prym wiodła dziewczynka, która miała maluteńką lalkę-murzynka, przechowywaną razem z gałgankami i ubrankami w pudełku po czekoladkach. Za odpowiednią opłatą można było murzynka potrzymać, a nawet ubrać w cosik. Płaciło się sugusami, które można było nabyć w pobliskiej fabryce Wedla, chyba kilka sztuk za 20 gr.
Więc gdyby w przedszkolu można się było bawić lalkami, to murzynek nie stanowiłby przedmiotu tęsknot i westchnień
A tu my z lalkami:
http://foto.onet.pl/drydq,lswoawg5s88s,77q0d,u.html?D=1#77q2t
To już wiem, Motylku, skąd „wyssałeś” pociąg do mowy rymowanej!
mt7- obejrzalam zdjecie.Piekne (H)
Od razu wracaja wspomnienia z lat dziecinstwa.Kiedys mialam tez taka ladna lalke Murzynka.Niestety ktos mi go swisnal :p
Za to moj ojciec przechowywal nasze rysunki i listy do sw.Mikolaja i to sa moje prawdziwe skarby!
Znowu nie wyszly kufy,a mialo byc serduszko i smutek.Moze tym razem sie uda :p
mt7! lalki lalkami, ale ten miś…
To chyba ukłon w stronę naszego Profesorka 🙂
Dzień dobry z mojego przedpołudnia!
Zapowiadają się atrakcje, bo małżonek namawia mnie usilnie, żeby spacer „do sklepu za rogiem” zrobić nie drogą wzdłuż jeziora, jak zawsze, a jeziorem. Opieram się, niech najpierw idzie sam i sprawdzi, co z tym lodem. Właściwie po tej serii minusów, jakie nam aura serwowała przez miesiąc z hakiem, na lód można pewnie i samochodem wjechać, ale ja potrzebuję, żeby ktoś ten lód przetestował, zanim moja śliczna nóżka tam postanie.
Jeśli warunki będą sprzyjały, czeka Was pózniej seria zdjęć od strony jeziora.
Ostatnim razem robiliśmy to 2 lata temu, ale nie będę Wam starych zdjęć pokazywać, chyba że Jerz stwierdzi, że lód tegoroczny się nie nadaje.
Ale pokaże Wam coś innego… za chwileczkę, muszę poszperać po archiwum.
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/Ala/Okolicznosci_przyrody/
Znalazłam. To sprzed 2 lat – Collins Bay. W jaki sposób to powstało? ?ewnie silny wiatr i śnieżyca. Ale tylko raz, jak długo tu mieszkam, takie coś zaistniało! UFO ? Zadnych śladów na śniegu nie zostawiło….
Tak troche nie na temat, poczytałem u Passenta, że Alicja broni czci kucharek. Więc jesli Alicjo nie czytałaś to polecam ,,Turbota” Guentera Grassa. Historia świata z punktu widzenia kobiet-kucharek właśnie, 700 stron , w tym bardzo dużo o jedzeniu i o gotowaniu i o karmieniu. Takie troszkę feministyczne spojrzenie, ogólnie dobra rzecz, ale przydługawa, ale fragmenty niektóre świetne.
Pozdrówka.
grzesiu,
a bo ten człowiek jakiś taki bez poczucia humoru, a kucharki faktycznie obraził. Nikt tak jak kucharka nie potrafi się gospodarzyć, i taki powinien być rząd: wiedzieć co jest w spiżarni, jak pomnażać dobra na półkach, robić konfitury i zapasy, żeby wystarczyło na długie lata, i jak zadowolić wszystkich przy stole. Lenin miał rację niechcący chyba, kiedy powiedział, że rządzić to może nawet kucharka. Ja bym dodała – a zwłaszcza kucharka!
Ideolo niech się bawią nawiedzeni, a rządzeniem niech się zajmą ludzie kompetentni. Poszukam tego Grassa, nie czytałam tej książki.
No dobra. Wybraliśmy się na ten spacer jeziorem, ale wiele nie przeszliśmy, bo ja zaprotestowałam w momencie, kiedy widziałam pola, podeszłe wodą. Na starość nie chce mi się ryzykować zamoczeniem tyłka, ani nawet nogi. Co jest, uwieczniłam, ale odszukam te zdjęcia sprzed dwóch lat, bo mi się podobały. Te ogromniaste chałupy widziane od strony jeziora – od strony drogi wyglądają jak parterowe domki. Moja chałupka wśród nich wygląda jak domek dla łodzi albo stróżówka, ale i tak mi się podoba. Mała, a to się liczy, chyba, że ma się pieniądze na zatrudnienie sprzątaczki!
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/Ala/Po_lodzie/
Fantastycznie te domy są położone nad jeziorem. Wygląda to zupełnie inaczej niż od drogi. Duuuuży krajobraz.
A te wcześniejsze, śniegowe zawijasy niezwykłe, nigdy czegoś takiego nie widziałam. Dzięki. 🙂
Fcący odwiedzić mojego kamrata, Smoka Wawelskiego zwanego Wawelokiem, muse sie nieźle namyncyć. Najsampierw muse noleźć wolny cas. zazwycaj to jes wiecór. Późni muse sie dostać w okolice Smocy Jamy, co akurat takie barzo trudne nie jes. Ale zawdy nojgorse to dostać sie przez nikogo niezauwazonym do środka! A tu dzień coroz dłuzsy, ludziska na spacery pod Wawel sie wybiyrajom, no nie jes prosto do środka wlyźć. Tako beło i ostatnim rozem, kie pod Smocom Jamom krynciły sie ze dwie wyciecki, w tym jedna zagranicno, zdaje sie Japońcyków. Barzo sie interesowali pomnikiem Smoka i fotografowali go ze syćkik stron. Musiołek dłuzsom kwile cekać, coby se pośli precki! Wreście wsedłek do środka i mogłek sie swobodnie ze Smokiem witać.
– Witojze, kamracie! – krzyknąłek od progu, ale wte uwidziołek Smoka jak siedzioł markotnie przy stole i cały sie trzynsł jak galareta
– O krucafuks! Źle wyglondos! Co Ci jes, Wawelocku? – zafrasowołek sie naprowde jego widokiem
– Sommm nnnie wiymm – odpowiedzioł scękając zębami – jakosi mnie tak wziło od rana…
– A cóześ robił?
– Wybrołek sie w nocy kapecke polatać po okolicy…
– No! To ześ sie zaziębił! Boli Cie co?
– Nnnie, alem jes słaby okrutnie!
– Myslołek, ze Smoki nie chorujom
– Jo tyz tak myślołek, do dzisiejsego rana…- odpowiedzioł.
Wyglondoł rzecywiście niescególnie. Ocy przygasłe, jakby kapecke zapadniente, kufa tako jakos cerwonawo… Nie miołek pojęcia co w smocyk kolorak oznaco tyn cerwonawy, ale domyślołek sie, ze moze byc oznakom podwyzsonej temperatury. Do tego Waweloka targały dresce, jak w jakisi febrze.
– Mos temperature?
– Jakomsi na pewno mom. – odpowiedzioł
Cołkiem źle z nim nie beło, skoro jego smoco logika go jesce nie opuściła
– No prowda! Ino jo sie pytom cy mos podwyzsonom temperature?
– Tegggo, Profesorku to nie wiym…
– A Ty se wogóle kiesik jom mierzyłeś?
– Nie
– No to nawet kie zmierzys, to nie bedziemy wiedzieć jako jes prawidłowo temperatura u Smoków i nie bedziemy wiedzieć o ile Ty mos jom podwyzsonom!
Nie odezwoł sie juz, ino siedzioł w milceniu jak kupa niescyńścio. Krucafuks! Musiołek mu jakosi pómoc, ale jak? Przeca nie zabiere go do lykorza!
– Cy carownik Andomeneers nie lecył Cie? Nie zapisywoł Ci jakisi ziół abo misktur?
– Nigdy w taki potrzebie u niego nie byłek
– Słuchoj Waweloku. Bede musioł cosi wykombinować, coby Ci sie poprawiło. Ino jesce nie wiym co, ale nie mortw sie, poradzimy se z choróbskiem. Tak cy inacy, tutok na tym fotelu zostać nie mozes! Kładź sie na lezysko i przykrywoj sie cym ino mozes, cobyś sie wygrzoł. A jo lece wartko ku swoi chałupie, po jakiesi lykarstwa dlo Ciebie. Wróce zanim sie obejzys!
– Dzienki, Profesorku!
Poleciołek wartko ku chałupie w nadziei, ze po drodze wpadnie mi do łba jakisi pomysł. Wpod, nawet nie jedyn, ino ze zodyn nie wydoł mi sie dostatecnie dobry, coby go zrealizować. Myślołek o korespondencyjny diagnozie, coby Smoka nikómu nie pokazywać, ale nie wiedziołek cy dzwónic do internisty, cy do weteryniorza. Nie wiedziołek, cy smoki majom podobny metabolizm do ludzkiego, cy cołkiem inksy, przez co nie wiedziołek jakie lykarstwa mu zapodać. Nie wiedziołek tak naprowde jak mocno ón jes chory. Nic, psiokrew, nie wiedziołek! Próbowołek znaleźć cosi w internecie. Syćko tamuk jes, ino nima nic o tym, jak lecyć smoki! Wreście wymyśliłek rzec, ftóro wydała mi sie tyk okolicnośćiak nojlepso. Antybiotyków nie bede Wawelokowi dawoł, bo po piyrse nie wiym, cy mo jakisi stan zapalny, cy nie. Kieby nie mioł, antybiotyki ino pogorsyłyby sprawe. Po drugie, nie wiedziołek, cy te specjały badane na ludziak, nadadzom sie dlo Waweloka, ftóry cłekiem przeca nie jes! Dlotego postanowiłek polegać na medycynie naturalny. Wydawało mi sie, ze kie Smok przezył juz 958 roków w dobrym zdrowiu, to tak sybko ślag go nie trafi, a naturalne metody powinny mu pómóc. Jak mu sie nie poprawi, to wte bede myśloł co dali.
Z tym postanowieniem i kilkoma potrzebnymi składnikami kuracji, pojechołek wartko jesce roz do Smoka. Nifto koło Jamy sie nie kryncił, to i nie musiołek udawać, zek jes na spacerze i od razu wsedłek do środka. Smok lezoł na lezysku, jak mu przykazołek
– Juz sie Tobom zajme! – powiedziołek do niego. – Musis wiedzieć, ze postanowiłek na razie lecyć Cie domowymi sposobami. Kie nie pomogom, bedziemy myśleć co dali.
– Cosi mi sie widzi, Profesorku – odpowiedzioł – ze Twoje sposoby wartko mi pomogom!
Ha! Nojwazniejse to zaufanie pacjenta do lykorza i jego terapii. No to kie mi tak powiedzioł, mogłek śmiało przystompić do lecenio. Terapia, ftórom miołek zastosować moze i beła kapecke karkołomno, ale miołek nadzieje ze u waweloka bedzie skutecno.
– Mos, zjedz toto!
– A co to jes? – zapytoł
– Cosnek! Cało główka obrano i podzielono na ząbki. Pomyślołek ze jedyn jak dlo Ciebie moze być mało, to musis zjeś całom głowke.
– Przeca jak to zjem, w cołym Krakowie bedzie cuć cosnkiem!
– Nie przesadzoj! Moze i na pocątku bedzie woniać, ale to nie jes jedyne lykarstwo, jakie ci dom. A cosnek Ci pomoze na pewno i jak sie sprowdzi mojo kuracja, jutro bedzies zdrowy!
– To cym mnie jesce nafaserujes?
– A to Ci sie spodobo! Bo zaros wyryktuje Ci drugi element dzisiejsy kuracji, cyli grzańca! Ino cobyś wiedzioł, ze to w celak lecnicyk!
Jaze podskocył na lezysku z ty ochoty. Krucafuks, od razu zrobił sie zdrowsy. Grzaniec to mo swojom uzdrowicielskom moc…
Zabrołek sie za jego ryktowanie z wiadomyk składników, cyli Smadnego Mnicha w ilości trzek flasek, odpowiedni ilości miodu, goździków, cynamonu i imbiru. Zagrzołek go do taki temperatury, ze za kwilke zacołby wrzeć i wartko dołek Smokowi do wypicio. Siorboł, prychoł, ale pił ze smakiem jaze wypił syćko
– No! – odezwołek sie – To teroz pozostaje Ci ino lezeć i sie grzać. Mos pod zodnym pozorem nie wstawać jaze do jutra rana. No, cheba ze wiys po co. Ale ino wte!
– Dobra jes! Nika sie nie wybiyrom. Ale mie grzeje od środka!
– O to chodzi! Znacy sie, ze pomago! Uwidzis, jutro bedzies zdrowy, a przynojmni pocujes sie znacnie lepiy.
– Ale mom jesce prośbe, Profesorku…
– Godoj śmiało!
– Mozes mi przesunąć telewizor w takie miejsce, cobym go z lezyska widzioł? Bo przeca spać jesce nie pójde, a bedzie mi sie nudzić, to se obejze cosi.
Spełniłek jego prośbe. Letko nie beło, bo telewizor swoje wazył, a posadzkie mo sakramencko nierównom. A jesce pacjent pocuł sie na telo dobrze, ze zacon mnom komenderować:
-W prawo!, nie, kapecke w lewo!
W kóńcu telewizor znaloz sie w takim miejscu, ze go Smok widzioł z lezyska. Mogłek juz go opuścić. Na kóniec powiedziołek:
– To jo juz bede sie zbiyroł. Syćko, co Ci na dzisiok trza, mos koło siebie. Jutro wpodne na kwilke, to uwidzimy, cy mojo kuracja beła trafiono.
– Barzo Ci serdecnie dzienkuje za opieke! Jak jo ci sie odwdzience…
– Nie musis! Kamrat ześ jes, to grunt. Acha! jesce Ci przybocom, ze w cwortek jes w telewizji film Prawo i Pięść, o ftórym Ci ostatnio godołek. Musis koniecnie go obejzeć!
– Na pewno nie zaboce o tym filmie!
– To trzymoj sie, Wawelocku! Do jutra!
Skoro Smok zalegl juz na swoim legowisku,to i ja odplywamw kraine Morfeusza,zyczac Wszystkim dobrej nocy 😳
Skoro Smok zalegl juz na swoim legowisku,to i ja odplywamw kraine Morfeusza,zyczac Wszystkim dobrej nocy 🙂
Kuracja grzańcowa na pewno pomoże( wiem po sobie, choć smoka chyba nie przypominam). No i czosnek pewnie tyż.
A tak w ogóle to widzę, że smocze opowieści dotyczą już chyba każdego aspektu ludzkiego, tfu, smoczego życia.
PS. Do grzańca to jeszcze warto sok malinowy i cytrynę dodać.
Pozdrowienia i życzenia szybkiego powrotu dla smoka.
No i wyszlo nawet dwa razy?!
Profesorku, a moze by Smokowi jakis obiad pod grzanca podac? Taki suty, niedzielny 🙂
Gdzie się wszyscy podziali? Alicja lubi gotować, więc na blogu Pana Adamczewskiego rozwija tematy kulinarne. Dostała książkę z autografami, bierze ambitnie udziały w konkursach o 3 i 4 rano – jest usprawiedliwiona. Też Alicja również odnalazła w temacie pasję życia. Ja nie pasjonuję się kuchnią, więc się nie odzywam.
Ale reszta gdzie jest? No ja się grzecznie pytam! :rol: :/
Już wiem! Chopy nie są sentymentalne, a młodsze niewiasty chyba też niekoniecznie. Tak sobie gadam, bo nie mam do kogo. Zabieram się. Hej! 🙄
mt7,masz racje,ze kobitki rozpisaly sie na temat kuchni.Ja lubie kucharzyc i wole bardziej jesc niz razgawory prowadzic……………….
Cale przedpoludnie sledzilam w Tv wystepy naszych skoczkow.Niestety znowu bylismy tuz,tuz.Szkoda wielka,ale taki juz nasz los :p
Mam jednak nadzieje,ze za tydzien i nam zaswieci sloneczko i wygramy medal 😆
Anecko, myślę, że to głównie chodzi o to, by gonić króliczka., nie złapać go.
To tak, jak z marzeniami, dobrze jest mieć niezrealizowane.
Bo, jak mówią mądrzy ludzie, zawsze jest inaczej. Inaczej niż sobie człek wyobraża. Na przykład lubię emocje związane z rywalizacją sportową, ale niedobrze mi się robi, jak później słyszę komentarze.
Chyba się już starzeję, Anecko 🙁 chlip, chlip… ale już od dawna nie mogę słuchać komentarzy i oglądać telewizorni.
Ale niech nam świeci słoneczko, niech świeci, ma się rozumieć. 🙂
Temat kuchni to było w nocy, dzisiaj produkowałam niedzielny obiad – mt7, zapraszam serdecznie, naprodukowałam jak dla Waweloka, a do jedzenia tylko nas dwoje! Wezwałam posiłki w postaci młodszej sostrzenicy, która zawsze jest głodna a wygląda jakby przymierała głodem. Trochę zje, resztę dam w menażki, chyba że wpadniesz i pomożesz. Pozdrowienia.
A ja?! U mnie lunch akuratnie, za jakieś 20 minut!
mt7, ja tyz bardzo lubie rywalizacje,ale zawsze „troszku” mnie boli,jak inni maja ciut wiecej szczescia.Bo nas dosc czesto przesladuje to zezowate szczescie,nieprawdaz 🙁
Poza tym objadlam sie dzisiaj. Byl iscie polski obiad tzn. kotlety schabowe,jak sputniki 🙂
Teraz pora na wieczorna kawke 🙄
Ale Ci kufy Ano powychodziły! Jedna to nawet przewraca ślepiami 🙂
A propos kuracji Waweloka, nie będę się wymądrzać względem grzańca, bo co człek, to gust inny, tu miodu, tam cytryny, gozdziki i cynamon, a mój sasiad już po zagrzaniu grzańca dodawał jeszcze T (bezM) niezłą kapkę. Ale na temat czosnku się wymądrzę. Coś z tym musimy zrobić, to znaczy, spopularyzować czosnek i już. Tutaj popularny jest w takiej formie (od paru lat, ale to trynd, i zdrowy!) – bierze się całe główki czosnku, ile tam się chce, wkłada do naczynia żaroodpornego, w środek każdej główki wlewa się trochę oliwy z oliwek i to się zapieka w piekarniku jakies 10-15 minut. Pycha! A że wania nieco? Jak wszyscy będą jedli czosnek, to nikt woni nie będzie czuł! Ja wrzucam do wszystkiego ile tylko się da i gdzie się da, bardzo dobry jest w zupach wszelkiego rodzaju (no, może nie owocowej, bez przesady!), a z pół głowki wrzucić, w łupinkach, nie obierając. Pycha, i nie wania na cały Kraków!
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Garlic_bread.jpg
Albo chlebek z rozmarynem i całymi ząbkami … pycha!
No i jak wszyscy by się tym waniającym zajadali, to byliby zdrowi! Mnichem obowiązkowo popić oczywiście!
Ale jestem głodna! Lecę do kuchni…
Alecko, nie wszystka mogą jeść czosnek. Mnie w szpitalu po urodzeniu Tomka zarazili żółtaczką. Udało im się nieźle uszkodzić mi ontrubkę. Nie mogę pić kawy i jeść czosnku i cebuli, to mi szkodzi natychmiast. A szkoda, kiedyś bardzo lubiłam grubą skórkę z z chleba razowego z masłem i posiekanym czosnkiem. Pycha! 🙁
Tyż Alecce piknie dziękuję za zaproszenie, ale już zjadłam dzisiejszy przydział. A teraz siedzę i się martwię, bo sprawdzam rozliczenia mojego syna i wyszło na to, że w jednym miesiącu nie wpisałam jednego papieru. Na szczęście niewielki papier, ale rozterka i kłopot jest.
A chopstwa nie ma! NO! Zbiesili się, czy jak?
Witojcie!
Nie moge duzo pisać, bo ryktuje na kolacje shoarme z kurcaka, z frytkami i surówką z pekiński kapusty. Do tego dwa rodzaje dipów: COSNKOWY i ziołowy.
Syćko obowiązkowo popijane bedzie piweckiem!
:)No, faktycznie, gdzie te chłopy są?!W ogóle dzisiaj jakoś mały ruch…
mt7,
a to dziwne, bo ja chorowałam na żółtaczkę zakazną w wieku lat 19 (wtedy się wszystkie plagi egipskie na mnie rzuciły, tu żółtaczka, a za chwilę zapalenie stawów!) ale jakoś mi nie szkodzi ani cebula, ani czosnek, ani żadne takie tam. Może to jest kwestia indywidualnego ustroju, nie wiem, pewnie mam szczęście, bo znam osoby, które takich choróbsk nie miały a narzekają, i to widać, że cierpią. W końcu kto tego chce – nikt!
Próbuję poszukać zdjęć robionych w czasie wycieczki jeziorem po lodzie 2 lata temu, ale burdel w tym archiwum mam niesamowity i nie wiem, jak ten plik nazwałam. Któregoś dnia powinnam usiąść przy maszynie i zrobić porządek. Jak znajdę, to podam sznureczek. Idę szperać w archiwum (nie ruszając się z fotela…)
Chopstwo moje wygoniłam po oliwę do sklepu (u nas sklepy w niedzielę oczywiście otwarte, bo ludziska by z głową dostali, gdyby były zamknięte!).
Może Motylek coś zaśpiewa? 🙂
No masz… niechtóre chłopy rychtują kolację! Coś tam z kurcaka , frytki i pekińska kapusta!
Ja swojego z kuchni wyrzuciłam raz na zawsze, jak gotował chili con carne, proste danie jednogarnkowe, a jakim prawem wszystkie garnki i patelnie były w ruchu – tajemnica jego słodka, a ja to myłam! Mało tego, pomidory to nawet o sufit się odbiły, że o ścianach nie wspomnę. Sprzątałam zatem też. I w ten prosty sposób chłop mi udowodnił, że gotować to on chce, ale biedak, nie potrafi… Kupiłam tę bajeczkę, niejedną zresztą.
Alicjo, żółtaczek jest kilka rodzajów , niektóre wirusy sieją większe spustoszenie niz drugie. Do tego dochodzi oczywiście wrażliwość organizmu.
Emtesiódemeczko, jeśli dysponujesz ogródkiem, to zasadź na wiosnę karczochy. Te chwaściska wytwarzają taką substancję (sylimarylinę), która stymuluje regenerację komórek wątrobowych. A jeśli nie dysponujesz ogródkiem to udaj sie do najbliższej apteki i kup herbapolowski sylimarol – na jedno wyjdzie, chociaż w tabletkach mniej smaczne. 😉 Wbrew pozorom dość skuteczne.
Alicjo,masz racje z tymi chlopami(cwaniakami).Moj np. sterczy mi za plecami,jak gotuje.Strasznie mnie do wnerwia,wiec pytam po co tak kreci sie pod nogami.A on na to,ze sie UCZY!
Widac jakis niekumaty,bo juz tak sie uczy rokow pare i jak dotad,to nie wysmazyl w tej kuchni nawet jednego dania!
Ciekawam,jak dlugo ma zamiar za moimi plecami sie uczyc(hahaha) 😮
Alicjo jeśli możesz podeślij kawałek swojego chlebka, albo chociaż przepis…
Oj! zapachniało mi czosnkiem w całym mieszkaniu 🙂
Skoro wszyscy pichcą, to ja też udam się do kuchni. Wieczór jeszcze młody, to szybko jakieś spagety wykonam-oczywiście z duuuuuuuużą ilością czosnku! A co jak szaleć, to szaleć 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/kufy/
Mrrrał!
Uj! Daaaawno mnie nie było.
A my już po kolacji.
Pierożki ruskie, odsmażane na masełku, ze śmietanką 😀
Mniam, mniam!
A swoją drogą (stary temat, ale warto wspomnieć) jaka ta ‚Polska Kuchnia’ dziwna…
pierogi… ruskie
barszcz… ukraiński
kołduny… litewskie
befsztyk… tatarski
karp… po żydowsku
śledź… po japońsku
Czy w ogóle jest jakieś danie, które w nazwie ma ‚…po polsku’ ?
Mrrrał!
Pozdrawiam
Blejk Kot
To BlejkKocika rzeczy opracowane, wrzuciłam właśnie do Galerii Budy dla zainteresowanych.
Oj. Ten chlebek to ja już daaaawno robiłam! Jak sobie przypomnę, to podam przepis.
To jest bigos, Blejkotku. Bigos! Zapytaj Piotra Adamczewskiego 🙂
Mrrrał!
Dziękuję, Alicjo!
Chyba jest dobrze. (przynajmniej u mnie na IE i FireFox-ie.
Słuchajcie Kochani!
Naprawdę mam zgryz ze znaczeniem tych kuf.
Wpisałem tak, jak mi się zdawało, ale czy dobrze – nie mam pojęcia.
Proszę o recenzje 🙄
Z poważaniem
Blejk Kot
i sprawdz, czy dobrze wrzuciłam te kufy i samouczek
O! kufy w wersji dla blondynek! To może i ja spróbuję 😆
nie do wiary 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/Ala/Rozmaryny_etc/
Się wściekłam na zimę, więc wrzucilam parę dni temu forsycję do wazonika. Proszę bardzo, forsowana forsycja zaczyna kwitnąć! A rozmaryn kwitnie jak durny od zeszłego lata wczesnego….
Mrrrał!
Bigos! 💡
No jasne, staropolski!
A tak przy okazji, to jakiś czas temu był w lokalnym lubelskim radiu konkurs na wskazanie takiej potrawy regionalnej, która jest tylko lubelska.
I, wstyd przyznać, nic nie znaleziono 🙁
Ale mnie się wydaje, że jednak coś takiego istnieje.
To jest cebularz 😉
A z innej beczki, ktoś mi z boku podpowiedział, że to może być ‚zielono mi’.
No nie wiem. Jakoś mi się nie kojarzy.
Pozdrawiam
Blejk Kot
uj, Blejkkocicku, przypomniałeś mi barszcz ukraiński jaki przygotowała raz Wieta Antonowa (tak, wnuczka znanego konstruktora samolotów) w kampusie w Tuluzie…mniam. Nota bene, Ukraińcy zazwyczaj dodają do barszczu łyżkę stołową musztardy, znaczy każdy sobie do talerza. Spróbujcie, smak wyborny 🙂
Cebularz – nie wydaje ci się 🙂
Dobry wieczór wszystkim! Tak czytam te Wasze wpisy i czytam i wierzyć mi się nie chce, że post mamy…
Profesorku, co to za potrawa, którą upichciłeś?
Do Blejka o cydzym słowie lub cydzysłowie.
Oni (webmasterzy) zmodyfikowali tą stronę.
Między innymi od jakiegoś czasu cudzysłów wchodzi normalnie, jeżeli piszę sama, znak zapytania robi się wtedy, kiedy wkleja się skopiowany tekst z cudzysłowem. Wystarczy wtedy znaki skasować i wpisać własne. Już od dłuższego czasu nie mam z tym problemów.
Mrrrał!
Borsuczku, oj chyba mi się nie wydaje.
A gdzie jeszcze w Polsce (albo i poza) jadłeś takie cebularze jak w Lublinie?
Owszem, trafiały się wyroby cebularzopodobne (np. w Warszawie), ale prawdziwe cebularze- nigdy 😐
Z tą musztardą to ciekawy pomysł. Wypróbuję przy najbliższej okazji.
Emtesiódemeczko!
Dziękuję za informację!
No to spróbujemy „podwójnego cudzego słowa” użyć.
(zważ, że samouczej jest w wersji 0.1 😉 )
Pozdrrrawiam
Blejk Kot
Ten mrgreen jest na forach używany raczej jako niezbyt grzeczny wykrzyknik osoby wytrąconej z równowagi. Zobaczę czy banan wejdzie :banan: i jeszcze :lol2:
No , mam robotę, niestety.
Mrrrał!
„Cudze słowo” faktycznie działa!
Usuwam sekcję 🙂
Z poważaniem
Blejk Kot
A nie była to łyżka chrzanu, jak do barszczu białego wielkanocnego?
Alecka straszy zimę, a ja muszę popracować. Hej!
Mrrrał!
Jak Tobie Emtesiódemeczko nie weszło, to i mnie nie wejdzie.
Ale dla porządku spróbuję:
Oto :banan:
A oto :lol2:
No i co?
B.K.
I nic 🙁
Blejk Kocie – jeszcze raz POTWIERDZAM – nie wydaje ci się z tym cebularzem 🙂
w tym temacie – polskiej kuchni – ponoć jedyną naprawdę naszą potrawą jest żurek 🙂
Alicjo – z tym chrzanem – spróbuję 🙂
Ta zielono kufa – mnie przybocokufe Waweloka, kie sie śmieje!
Mrrrał!
Faktycznie, Borsuczku!
Z rozpędu „nie” mi się nie przeczytało.
Przepraszam 🙄
Żurek? Hmm. Faktycznie, za granicą nie uświadczysz.
A chrzan pasuje zarówno do żurku, jak i barszczu białego.
Do czerwonego 😕 no nie wiem.
A samouczek poprawię i wyślę Alicji.
Pozdrrrawiam
Blejk Kot
Przez chwilę nie wiedziałam, na jakim blogu jestem – u Owczarka czy u P. Adamczewskiego. Co Was tak kulinarnie jakoś? Od czego to się zaczęło?
No, tak, od Waweloka…A lepiej mu chociaż? 🙂
Gosicku!
Potrawe, ftórom pichciłek, podpatrzyłek w jedny restauracji. Kombinowołek, kominowołek i w kóńcu wykombinowołek jak domowym sposobem wyryktowaćcosi podobnego.
Biere sie pierś kurcaka, przekrawo sie jom na pół, coy powstały dwa kotlety. Przyprawione kotlety wrzuco sie na patelnie tak goroncom, ze ino w pieklemajom wyzsom temperature. (Chodzi o to,coby mięso sie z wierchu przysmazyło, a w środku beło socyste)Kie sie pierśobsmazy, sieko sie jom na malućkie kawołki, ftóre rzuco sie jesce roz na patelnie i jesce kwilke smazy.
Podaje sie toto z frytkami, suróweckom i dipami (wedle smaku)
Sosy ryktuje w taki sposób, ze biere jogurt naturalny (ino coby beł gynsty!) miesom z majonezem i dziele na pół.Jednom połowe przyprawiom solom i ostrom paprykom, a do tego wyciskom dwa abo trzy ząbki cosnku A drugom połowe przyprawiom solom i kapeckom cukru, a do tego wrzucom susone, abo świeze zioła: natke pietruski, zioła prowansalskie, oregano, bazylie.
Smacnego! 😀
Jezusie… Jezusie plamy są na obrusie trza je prać (*cp Skaldowie) … kulinarny blog się tu przeniósł!
Adamczewskiego trzeba powiadomić!
Ja to się dopiero dzisiaj wygłupiłam, ale kto wie, czy dobrze mi nie wyjdzie, na razie w piekarniku….
Ale to już zdjęciowo wrzucę do P.Adamczewskiego, a co Jerz powie, no to powie…
Blejkotku, nie wiem, kucharka taka, jaka jest różnica między żurkiem a barszczem białym. W polskim sklepie jest barszcz biały, ale ja zawsze zakiszam swój własny, z mąki żytniej. A żurek?
A żurek to się kupowało w Rynku w Witamince…. zazwyczaj na kaca pomoc 🙂
Mrrrał!
Nad tą różnicą pomiędzy żurkiem a barszczem białym to się muszę poważnie zastanowić.
A tymczasem dobrrranoc wszystkim życzę.
I Wawelokowi też 🙂
Pozdrrrawiam
Blejk Kot
A apropos gotujących chlopow to grześ się chce pochwalić, że robi naprawdę pyszne naleśniki, jeszcze pyszniejsze sałatki, nie mówiąc już o naprawdę pysznym spaghetti czy chińszczyźnie. No to chyba tyle pyszności, a nalesniki robiłem przedwczoraj i jak zwykle wyszły, z cynamonem ( czasem też z kakao się zdarza), no i oczywiście najlepiej smakują z pysznymi powidłami śliwkowymi, ale już nie grzesia, tylko maminej roboty. Pozdrowienia.
PS. Poczytałem i głodnym żem, więc trza hełbatkę i jakieś ze dwie kanapki sobie wyrychtować, choć o tej godzinie to już pewnie jeść się nie powinno, ale jak znam siebie, to jeszcze ze 3 godziny spać nie pójdę, więc jednak.
Ja tez, Owcarku, mam Singera. Nie stoi w szopie, ale na polce, i jest to… Isaac B. Singer 🙂
Miedzy zurkiem a barszczem jest roznica taka,jak miedzy grzybem w zupie a zupa grzybowa.
To jaki grzyb z tym żurkiem i białym barszczem?! Sciemniacie okropnie!
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Tilapia/
Ryba (tilapia), brokuły, kalafior, pieprz, sól, brzoskwinia, parmezan starty i cheddar. 40 minut w 200C piekarniku. Zjedzone, czyli… złe nie było 🙂
Litości, przestańcie… W TVP 1 „Lot nad kukułczym gniazdem”, a póżniej „Casablanca”!
Nie zapominaj TeżAlicjo, że ja tak mniej więcej równo 6 godzin za Tobą, i u mnie jeszcze słoneczko świeci….
A po co ileś tam razy oglądać ten sam film?
(Spoziram na zbiór dvd’s na półce…)
No, właśnie…Sama nie wiem…
Kufy poprzekladane na nowo przez Blejkocika do pobrania:
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
Lot nad kukułczym gniazdem jest kapkę dołujący, to samo z Casablancą. Jejku… omal się tutaj nie zes na temat oskarów. Jak ja tego nie cierpię….
I to bynajmniej nie mówią nic na temat filmów oskarowych, tylko jak kto będzie ubrany i cała zas… kichana gala.
Właśnie wyłączyłam tv, bo ma być ta OKROPNA scena. Idę się napić i proszę, już nic o jedzeniu…
Bardzo smakowity wieczór 😀
Słuchajcie, ja nie wiem, gdzie byłam w tym momencie, ale czy ktoś może mi wyjaśnić, o co chodzi z tym „irasiad”? Przepraszam, że temat polityczny, ale kogo mam zapytać, jak nie Was?
Też idę się napić, Jerz polewa d”Abruzzo 🙂
Niezależnie,że smaczny,to sympatyczny,abowiem stan zdrowia
Szanownej Lepszej Połowy pozwala na mówienie otwartym tekstem
„Nie skrzecz do mnie,Kochanie!”,po raz pierwszy mam przyjemność
w tak miły sposób do własnej ślubnej i to bezkarnie 😀
Za dwa,trzy dni chrypka minie i skończy się frajda.
W czasie wizytacji tresury psów policyjnych,przewodnik zwrócił się do
psa z komendą „Ira,Siad!”,co wizytujący bliżniak skomentował do TV
„Irasiad jest bardzo zdenerwowany”–ot i wsio!!! 😀 😀
Oj, Motylku, Motylku, czy aby na pewno bezkarnie?
Alicjo, o czym ty do mnie rozmawiasz? Co za „irasiad”? To jest polityczne? Ja z polityki już niczego nie rozumiem, ale może ktoś to wyjaśni, sama jestem ciekawa.
A już się bałam, że coś gorszego! Dzieki za wyjaśnienie, Motylku!
Jasna d…a, znowu nas straszą jakimś blizzardem!
Forsycje u mnie na parapecie kwitną, może wreszcie ta zima sobie gdzieś pójdzie???
Rozminęłam się z Motylkiem, mogę już spokojnie oglądać ” Casablancę”, już nie jestem bardzo zdenerwowana. Miłej nocy.
TeżAlicjo, zapytałam, bo nie wiedziałam. A to słowo pobrzmiewało tu i tam.
Właśnie się sposobimy do oglądnięcia dzisiejszego teleexpressu via internet, a potem jakiś film.
Mam „Samotność w sieci”, nie wiem, czy warto, bo książka była bylejaka, chociaż przez niektórych okrzyczana jako „kultowa”. Może by tego określenia nie nadużywać, bo już mi bokami wychodzi. Ostatnio próbowałam czytać emile wymieniane pomiędzy panią Domagalik, a autorem „kultowej” książki „Samotność w sieci”, oczywiście wydane w formie książki. Nie weszło, mimo że ja po polsku czytam wszystko. Litości! Ze powtórzę za TeżAlicja….
Ooooo, Bashevisa to ja TEŻ mam, chyba wszystko, co w Polsce wyszło łącznie z Pejzażami Pamięci, a na dokładkę też trochę brata Isaaca, więc można powiedzieć, że mam dwóch Singerów.
Ożywiłam się, kufa mi się uśmiechnęła i ból głowy zelżał od razu. 🙂 🙂 🙂 ….
Alecko, popatrz sobie na Irasiada:
http://youtube.com/watch?v=ewIOaahnQVM
„Samotność w sieci” to powieść kultowa?! Litości! To świetna powieść ‚wannowa’, komuś chyba się pomyliło. Określenie ‚wannowa’ nie jest pejoratywne wg. mnie – czytam z wielkim entuzjazmem i w dużej ilości. Ale kultowa, to zupełnie inny poziom i też wkurza mnie nadużywanie tego określenia.
Do Też Alecki, a do której Ty masz zamiar oglądać tą telewizornię. Litości! 😀 😉
Oj… kobiety (i chłopaki!)! To Wam jeszcze powiem…. „Bracia Aszkenazy” Joshuy Singera… cymes! Szkoda, że zmarł młodo i za wiele nie napisał, zapowiadał się na doskonałego pisarza. Natomiast Isacca bardzo, ale to bardzo polecam „Miłość i wygnanie”, autobiografia. Resztę znajdziecie na półkach, ale o tej autobiograffi niewiele się mówi, a piękna!
O psiakość! To ja Singerów mam od cholery na półkach, co prawda nie do szycia, ale do pisania, dobrze, że mi przypomniałaś, mt7 !!!
… do czytania, chciałam napisać 🙂
Idę spać, część Alicjo i wszyscy inni bracia w Budzie!
To Mysecka wcześniej napisała, że ma Singera na półce.
Ja odpowiedziałam: ja TEŻ!
Ja też. Joshuy nie znam, poszukam. Cześć, mt7, ja to chyba siostra? Pięknych snów życzę. Do jutra albo dzisiaj raczej. Od rana ‚ babciuję’, więc już powinnam skończyć z telewizornią, ale coś mi się nie chce spać.
mt7, irasiad cudne.
Do Jagusicki
„Strasznie mnie intrygowała, ale oczywiście nie wolno mi się było nią bawić.”
Jo, kie byłek sceniakiem, tyz nie mogłek sie tom masynom bawić, kie na przykład fciołek se pasek transmisyjny kapecke pogryźć. No nimo sprawiedliwośći! 🙂
Do Alecki
„Kto się starzeje?”
My tutok w budzie na pewno nie. My syćka cały cas młodniejemy!
O „Samotności w sieci” pedziołbyk, ze … ujdzie w tłoku.
A Irasiad mom nadzieje, ze teroz juz smacnie śpi 🙂
Do Tyz Alecki
„A kto pamięta porady w gazetach, żeby stare maszyny przerabiać na stylowe stoliki?”
To pon Adama Słodowy umiołby na odwyrtke: przerobiłby stolik na masyne do sycia. I zrobiłby to sam! 🙂
Do Profesorecka
„A u mnie w rodzinie som jaze dwie takie masyny!”
Rozumiem, Profesorecku, ze jedno jest Poni Profesoreckowej, a drugo jest Twojo. Ba nie zaboc, ze Małemu Profesoreckowi tyz coś sie nalezy.
I syćkiego najzdrowsego dlo Waweloka! Mozno go tyz uracyć miodem nie ino pitnym, ale tyz jadalnym i powinno mu to wyjść na zdrowie 🙂
Do Mietecki
„Jako dzieciak zakradałam się do pokoju, w którym stała, i z ogromną pasją kręciłam tym wielkim żelaznym kołem, podziwiając jak igła wysuwa się i chowa, wysuwa się i chowa”
Jo, Mietecko, uwazom, ze to jakieś cary. Tego wysuwania sie i chowania igły w zoden racjonalny sposób wytlumacyć sie nie do 🙂
Do Zbysecka
„Stare przedmioty mają ‚duszę'”
I to casem zarówno dosłownie, jak w przenośni. Na przykład zelazko abo skrzypce 🙂
Do TesTeqecka
„Jak mówi główny bohater filmu ‚Fight Club’: The things you own, end up owning you.”
Na mój dusiu! To ten pon z tego filmu bedzie musioł zapłacić ponu Diogenesowi Laertiosowi odskodowanie za plagiat! 🙂
Do Gosicki
„A co się stało z singerem – nie mam pojęcia”
Ooo! To teroz koniecny jest dobry pies tropiący, coby tego Singera nozozł 🙂
Do Anecki
„A ja mam Owcarku elektrycna maszyne do lodow!! Dostalam ja w prezencie od meza. Lody zrobilam w niej 1 raz,slownie raz!”
Nic nie skodzi, Anecko, mozes te masyne przynieść do nasej budy, jak lato bedzie! Wte moze ta masynka sie przydać 🙂
Do Cornej Alecki
„Ale gdzie ta gofrownica sie podziala nie mam pojecia,pewnie ja ktos gwiznal.”
Najbardziej podejrzani som Belgowie. Bo jeśli dobrze boce, ojcyznom gofrów jest Belgia 🙂
Do Motylecka
„owczarek zapodał lajtowy i wyczesany text o antykach”
No i nie będąc trendy nawet nie wiem, jaki tekst jest lepsy: wyczesany cy wypasiony 🙂
Do Borsucka
„Ostatnio pozbyłem się starych skryptów ze studiów, i serce mi się krajało”
No to mos chyba, Borsucku, jako mój baca: kielo nowego miejsca na ksiązki by nie wyryktowoł, zawse to miejsce wartko sie zapcho 🙂
Do Nie.Lachecka
„czy slyszal ktos o maszynie do szycia ZYWICIELCE?”
Jo nie. Ale o tej, o ftórej napisołeś, Nie.Lachecku, zdoje sie, ze mozno by piknom monografie wyryktować 🙂
Do KaeSicki
Jako juz Zbysecek pedzioł, store przedmioty majom duse. A jak te przedmioty zniscejom, to ik duse musom przecie kasi póść. Tak więc na pewno masyna, o ftórej godos, jest teroz w niebie rozem z Twojom Babciom 🙂
Do EMTeSiódemecki
Muminków nie cytołek, ale conieco o ik bohaterak wiem. I choć nie cytołek, to Włócykij jest moim ulubieńcem z muminkowej parafii. Ale jo se myśle, ze story kapelus to taki przyjaciel. Cy przywiązanie do przyjaciela to niewola? W pewnym sensie tak, ale to znacy, ze nie kozdo niewola jest zło 🙂
Do Helenecki
Dziękuje za pozdrowienia w imieniu gaździny. Przekaze telepatycnie, bo jak przekaze inacej, to gaździna domyśli sie, ze korzystom z jej komputra 🙂
Do Grzesicka
„Historia świata z punktu widzenia kobiet-kucharek”
O! Historia widziana od kuchni zawse jest najciekawso! 🙂
Do Blejkocicka
„Uj! Daaaawno mnie nie było.”
Mnie tyz, bo najpierw nie miołek casu, a potem internet w komputrze mojego bacy poseł do diaska i dopiero po północy odzył.
„Czy w ogóle jest jakieś danie, które w nazwie ma ??po polsku? ?”
Moze w jakiej zagranicnej ksiązce kucharskiej by sie nolazło? 🙂
Do Mysecki
„Ja tez, Owcarku, mam Singera. Nie stoi w szopie, ale na polce, i jest to? Isaac B. Singer”
I mom nadzieje, Mysecko, ze tamok, ka teroz on jest, nowe pikne ksiązki ryktuje 🙂
No i tym pisaniem o jedzeniu telo apetytu mi narobiliście, ze mimo późnej pory muse iść coś zjeść. Nie wiem ino, co baca z gaździnom powiedzom, kie rano uwidzom pustom lodówke 🙂
TeżAlicjo – koniecznie poszukaj , Israel Joshua Singer – „Bracia Aszkenazi”, dwa tomy. Nie pożałujesz! No to herbatka zrobiona, teraz teleexpress i film. Dobranoc Wam po drugiej stronie Wielkiej Kałuży!
P.S. TeżAlicjo, Braci Aszkenazi czytałam w wydaniu polskim, gdzieś około połowy 80 lat wydane, bliżej końca 80-tych. Popytaj tu i tam.
Poszukam, Alicjo, dzięki. Dobranoc wszystkim po tej i tamtej stronie Wielkiej Kałuży.
Cosik bez sensu napisałek o moich Singerach.
Większość książek oczywiście dotyczy Isaaca Bashewisa Singera, łącznie z pięknie wydaną biografią Agaty Tuszyńskiej „Pejzaże Pamięci” (500 stron).
Israela Joszua mam rzeczywiście tylko „Rodzinę Karnowskich” z 1992 roku, chociaż byłam pewna, że coś jeszcze.
Miałam iść spać.
Znalazłam w Merlinie info o książce „Braciach Aszkenazy” wydanie z 1998 r. z komentarzem:
„Najważniejsza powieść Izraela Joszui Singera, zmarłego w 1944 r. pisarza i dziennikarza, starszego brata literackiej Nagrody Nobla, po ponad 60 latach dociera do polskiego czytelnika w pełnym, nie ocenzurowanym kształcie. Kiedy bowiem w 1935 r. rzecz się ukazała w Warszawie, cenzura usunęła scenę śmierci Jakowa Aszkenazego, jednego z braci bliźniaków, bohaterów tej sagi rodzinnej. Jakow zostaje zabity przez polskiego oficera, gdy wraca do kraju z bratem, uratowanym z sowieckiego więzienia.”
No to teraz już idę.
Dzisiaj Oscary and Oscar goes to Alicja Czorna,chcialam podziekowac w imieniu tworcw bloga za ciezka prace.Pozdrawiam moich rodzicow i wszystkich ktorzy pisza,jestem wzruszona.
Thank you.