Kie Zakopane było pikne

Zakopane, Zakopane… Cy ono do sie jesce lubić? Som tacy miłośnicy Tater, co godajom, ze absolutnie nie, ze zblizenie sie do granic tego miasta na mniej niz pół kilometra grozi śmierzciom abo kalectwem, a przynajmniej popadnięciem w głębokom depresje. Inksi godajom, ze jakoś tam do sie lubić, ale z trudem, wielkim trudem, ze nie jest to łatwo miłość. A syćko przez to, ze to miasto jest coroz mniej góralskie, a coroz bardziej jakieś takie kosmopolitycne. No bo korcmy regionalne wprowdzie tamok som, ale som tyz licne straśnie brzyćkie fast-fudy ryktujące takie potrawy, jakik nawet psy nie powinny jeść – sam psem jestem, więc wiem, co godom. Góralskom muzyke mozno tu i ówdzie usłyseć, ale nie roz zakłóco jom jakiesi straśnie dudniące hiphopowe umpa-umpa-łup. Na straganak pod Gubałówkom oscypków nie brak, ale jesce bardziej nie brak wyrobów mejd-in-Czajna. Jo ocywiście nimom zolu ku Chińcykom, co te mejdinczajny ryktujom, mom ino zol ku Polakom, co je pod Gubałówke sprowadzajom.

A co na ulicak zakopiańskik sie dzieje? Auto na aucie! Wsędy pełno aut! Pędzom, warcom, trąbiom i robiom co w ik mocy, coby podtatrzańskie powietrze nicym sie nie rózniło od powietrza wielkik miast. Niestety coroz lepiej to sie tym autom udoje.

No i te hałaśliwe tłumy na Krupówkak… Skaranie boskie! Zwłasca w wakacje abo długie łikendy. Pies, kie sie tamok dostonie, to nawet ogonem nie moze zamerdać, bo coby zamerdać ogonem, to potrzeba z obu stron przynajmniej odrobiny wolnego miejsca. Inkso rzec, ze w takim ścisku i tak sie merdać nie fce.

Eh, fciałoby sie mieć Zakopane takim, jakim ono kiesik było, ćwierć wieku temu, pół wieku temu… Ale niestety, przeminęło z halnym. Zakopane sprzed pół wieku mozemy se co najwyzej na storyk zdjęciak pooglądać. Abo mozemy se o nim pocytać, na przykład u pona Kazimierza Saysse-Tobiczyka, co to był hyrnym pisorzem, prawnikiem i tatrzańskim turystom. Co ten pon w połowie ubiegłego wieku o tym mieście pisoł? Ano to:

Niszczeją i giną z biegiem lat nieliczne już zabytki kultury ludowej dawnego Podhala, rozsypują się w próchno ostatnie stare, z olbrzymich kłód ciosane chałupy (…) zapadają w niepamięć starodawne obrzędy i zwyczaje, zanika i przeinacza się odwieczny podhalański sprzęt, sztuka, mowa i strój.*

O, krucafuks! To jednak te kilkadziesiąt roków temu tyz tamok nie było za dobrze! No to zmieniom zdanie. Juz nie tęsknie za Zakopanem sprzed pół wieku, jo tęsknie za Zakopanem jesce storsym, tym między wojennym. W rokak dwudziestyk i trzydziestyk to dopiero piknie musiało pod Giewontem być! Wsędy styl zakopiański, wsędy góralscyzna w cystej postaci, na ulicak furmanki zamiast śmierdzącyk aut, zodnyk snobów, bo snoby jesce nie wiedzom, ze takie Zakopane w ogóle istnieje, to Zakopane siumnyk góroli i hyrnyk ludzi kultury, Zakopane pona Makuszyńskiego, pona Tetmajera, pona Szymanowskiego, pona Witkacego… O! Fcecie wiedzieć, co taki pon Witkacy o Zakopanem pisoł? No to posłuchojcie:

Zakopane plugawieje według mnie z roku na rok (…). [To] spotworniałe i wciąż jeszcze potworniejące małe miasteczko, co u stóp gór jak pleśń jakaś się rozpełzło.**

Hmmmm… No tak… Znowu sie pomyliłek. Jednak nawet cofnięcie do casów II Rzecpospolitej nie wystarcy, coby móc sie stolicom Tater zakwycić. W takim rozie cofnijmy sie jesce bardziej, przed pierwsom wojne światowom. I pocytojmy, co o Zakopanem pisoł pon Andrzej Strug, co by nie godać, cłek, ftóry pikny hyr na Skalnym Podholu zyskoł i mo nawet swojom ulicke niedaleko Krokwi, nieduzom wprowdzie, ale mo.

Zakopane – pise pon Strug – jak gniło, tak gnije w bagnie kołtuństwa i korupcji! Ciemności egipskie, błoto po uszy, drożyzna i wyzysk na każdym kroku.***

Dosyć! Na mój dusiu! Dosyć! A więc sto roków temu Zakopane tyz nie było pikne? Tyz sie wielbicielom gór nie podobało? Tego to juz byk sie zupełnie nie spodziewoł. No to jo sam juz nie wiem. Kie w końcu to Zakopane było pikne? No kie krucafuks? Hau?

P.S.1. Wiecie, co mój baca pedzioł? Ze choć świętego Michała juz w najblizsom sobote, to jemu sie jakoś tak dobrze na holi siedzi, ze zamiast na świętego Michała zejdzie do wsi pare dni później. No to jo bede siedzioł teroz rozem z bacom. Nie wiem, cy jesce wpodne tutok w cwortek wiecorem cy nie, więc na wselki wypadek znowu zapas jałowcowej i Smadnego Mnicha dlo budowyk gości zostawiom. A jeśli w cwortek wiecorem nie wpodne, to … do zobacenia jakosi w połowie przysłego tyźnia! 🙂

P.S.2. Ale pare flasek Smadnego biere ze sobom na hole, coby w poniedziałek zdrowie Waweloka pić, bo Wawelok w poniedziałek urodziny bedzie mioł – mom nadzieje, ze Profesorecek na ten jeden dzień przerwie nauke, coby kamrata w Smocej Jamie odwiedzić 🙂

P.S.3. A kie skońcy sie poniedziałek, a zacnie wtorek, jo dalej bede pił, tym rozem zdrowie Alecki i Jerzorecka, ftórzy piknom rocnice ślubu bedom mieli. Nie wiem wprowdzie ftórom, ale na pewno piknom! 🙂

P.S.4. Teroz natomiast pije zdrowie nowego gościa nasej budy – Fomecki. Powitać Fomecke! 🙂

* J. Skowroński, Dawno temu w Tatrach, Łódź 2002, s. 5.
** Ibidem, s. 5.
*** Ibidem, s. 6.