Paddingtonowy pech

Jakisi cas temu w Tygodniku Powsechnym był taki cykl artykułów o bohaterak ksiązek dlo dzieci. Rózni pisorze i redaktory artykuły te ryktowali, pikne casy swego dzieciństwa zbocowali i gwarzyli o tym, ftórego z literackik bohaterów lubili wte najbardziej. Heeej! Kogo tam nie wymieniono! Była Szara Wilczyca, Baltazar Gąbka, kapitan Nemo, Koziołek Matołek, Winnetou i wielu, wielu inksyk. Dwók bohaterów jednak mi tamok zabrakło: Białego Kła i misia Paddingtona. No, o tym pierwsym, kieby sie uprzeć, to mozno pedzieć, ze cosi wspomniano. Pon Eustachy Rylski, ftóry zakwycoł sie Szarom Wilczycom, zbocył tyz „mężne psy z nowel Londona”. Kieby więc ftosi spytoł pona Rylskiego, jakie psy mioł na myśli, to jest sansa, ze pisorz odpowiedziołby: „Na przykład Białego Kła”. Ale na temat Paddingtona to jo w tym cyklu nie nolozłek nic. A skoda. Bo przecie ten londyński niedźwiadek peruwiańskiego pochodzenia naryktowoł telo śpasów, ze powinno ik wystarcyć na wylecenie niejednej jesiennej chandry. Poza tym właśnie teroz Paddington powinien scególnie polskie serca podbić. Przecie on w posukiwaniu lepsego zycia opuścił rodzinne strony, przemierzył kawał świata i udoł sie do Londynu, ka nie wiadomo było, jaki los go spotko. Wylądowoł na londyńskim dworcu kolejowym z zawiesonym na syi napisem: „Please look after this bear. Thank you”, co w tłumaceniu na nas język znacy: „Hej, dobrzy ludzie! Barzo piknie wos pytom, zaopiekujcie sie tym ostomiłym niedźwiadkiem. Dziękuje piknie. Haj”. Bidny Paddington mógł ino siedzieć i cekać – zlituje sie ftosi nad nim cy nie? Na mój dusiu! Cy to nie przybocuje wom kapecke losu tysięcy nasyk rodaków, co to ostatnio do Anglli za chlebem – przeprasom: za sandłiczem – pojechali? Cy ci rodacy, kie noleźli sie nad Tamizom, nie byli takimi Paddingtonami? A jednak cosi mi sie widzi, ze ten miś jest mało w nasym narodzie znany. Ten cykl artykułów z Tygodnika Powsechnego zdoje sie to potwierdzać. No chyba ze jednak ftosi tamok tego misia zbocył, ino jo to przegapiłek. Wte piknie przeprasom.

Tak cy siak – mom dwa powody, coby właśnie teroz poświęcić wpis temu komuś, fto w Anglii mo taki hyr, ze spośród misiów to chyba tylko Kubuś Puchatek mo więksy. Pierwsy powód jest taki, ze to juz prawie trzy tyźnie minęły, jak ostatni roz napisołek cosi o niedźwiedziak. A powód drugi… niedowno przeglądołek strony internetowe Znaku. I nagle odkryłek, ze wydawnictwo to wyryktowało piknom niespodzianke! Wydało zupełnie nowe przygody Paddingtona! Nowiusieńkie! Bo w Zjednoconym Królestwie tyz wydano je dopiero w tym roku! A jo myślołek, krucafuks, ze więcej juz ik nie bedzie! No bo skoro ostatnio cynść została napisano w 1976 rocku,* a potem przez długie roki nie ukazywało sie nic, to co miołek myśleć? A tutok okazało sie, za autor znów za pióro chycił i napisoł ksiązecke Paddington Here and Now. A pon Michał Rusinek od rozu na polski jom przetłumacył. Kie jo sie o tym dowiedziołek, sprawa była przesądzono: jedno z nowotarskik księgarń musi pogodzić sie ze stratom jednego egzemplorza na mojom korzyść. I tak sie stało. A kie wróciłek z Nowego Targu ze swojom piknom zdobycom, to zaroz za cytanie sie wziąłek. Ciekaw byłek, w jakik casak nowe przygody tego niezwykłego misia sie dziejom? W dzisiejsym Londynie cy w tym sprzed kilkudziesięciu roków, kie powstawały poprzednie ksiązki z tej serii? No i wychodzi na to, ze w dzisiejsym: bo tamok na komisariacie policji majom komputer (s. 14), jakisi chłop fce robić zdjęcie telefonem komórkowym (s. 97), a w przedostatnim rozdziale Paddington jeździ se Londyńskim Okiem (s. 146), cyli takim diabelskim młynem, ftóry dopiero od kilku roków istnieje. Ino – na mój dusiu! – skoro rzec dzieje sie w dzisiejsym Londynie, pół wieku od ukazania sie pierwsej ksiązecki o Paddingtonie, to cy ten miś nie jest juz barzo sędziwym, steranym zyciem niedźwiedziem? Moi ostomili, nika nie jest to pedziane wprost, ale syćko wskazuje na to, ze nie! Cas mijo, a Paddington sie w ogóle nie starzeje! Zupełnie jak Oskar z Blaszanego bębenka! Abo agent 007! Do tego drugiego zreśtom Paddingtonowi jest chyba blizej, bo autor jego przygód nazywo sie Bond. Michael Bond. I nie cepiojmy sie, ze nie James, bo przecie kieby syćkie Bondy miały na imie tak samo, to zwariować by mozno było.

Jaki jest ten nas Paddington w najnowsej ksiązecce? Właściwie taki sam jako w poprzednik: ciągle mo wiele pomysłów, ciągle próbuje cosi zdziałać i… ciągle mu w tyk działaniak cosi nie wychodzi. Ale zarozem mo jakiesi takie scynście, ze z kozdego kłopotu wychodzi obronnom rękom i w sumie więcej zyskuje niz traci. Tak więc pod przysłowiem „Nimo tego złego, co by na dobre nie wysło” to on mógłby sie swoimi obiema wysmarowanymi marmoladom łapami podpisać. A z jego przezyć tako nauka wyniko, ze kie cokolwiek ryktujemy, to skutek nasyk działań moze być zupełnie inksy niz my sie tego spodziewali – ale to wcale nie znacy, ze ten inksy, niespodziewany skutek nie moze być pikny. Moze jak najbardziej! Bo tak jak istnieje cosi takiego jak pyrrusowe zwycięstwo, cyli zwycięstwo wiodące ku klęsce, to istnieje tyz paddingtonowy pech, cyli pech, ftóry sie na scynście obyrto. Tak więc kie wkrótce bedziemy nasym bliskim składać świątecne zycenia, to mozemy zycyć im duzo scynścia abo… duzo pecha – ale koniecnie paddingtonowego. Hau!

Michael BOND, Paddington tu i teraz, przeł. Michał Rusinek. Znak, Kraków 2008

* Znacy sie na oficjalnej stronie Paddingtona napisali, ze ostatnio ksiązka o nim ukazała sie w 1976 roku, a w Wikipedii – ze w 1979. Kieby sie okazało, ze jednak Wikipedia mo racje, to jo piknie pytom, cobyście ostatniom cyferke w tej dacie obyrtnęli do góry nogami.